Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Na Podlasiu. Aleksandra - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
21 czerwca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Na Podlasiu. Aleksandra - ebook

Lato 1887 roku. Aleksandra, młoda aktorka i tancerka, olśniewa warszawską publiczność i łamie męskie serca. Nieszczęśliwy wypadek zmusza ją do powrotu w rodzinne strony – na Podlasie, gdzie zaprzyjaźnia się z carskimi urzędnikami i żołnierzami, a jednocześnie organizuje patriotyczne koncerty i uczy na polskiej pensji.
Spokój Aleksandry burzą demony przeszłości. Musi zmierzyć się z trudną rodzinną historią i wspomnieniami nieszczęśliwej miłości. Co wybierze? Karierę na deskach teatru w stolicy czy życie u boku ukochanego mężczyzny na podlaskiej prowincji?
Antonia, Cecylia i Aleksandra – trzy kobiety. Trzy odmienne losy. Trzy tomy cyklu powieści Agnieszki Panasiuk rozgrywającego się na Południowym Podlasiu w drugiej połowie XIX stulecia. Poznaj Aleksandrę.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66573-89-5
Rozmiar pliku: 542 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Nie była to już noc, ale dzień też jeszcze się nie zaczął. Pogrążoną we śnie Białą spowijały opary znad rozmarzającej Krzny, a może była to ostatnia marcowa mgła. Wilgotna szadź osadzała się na gałęziach dzikich bzów czekających na rozwinięcie pierwszych pąków. W atmosferze przepełnionej gęstniejącą ciszą każdy krok postawiony na miejskim bruku wydawał się dziewczynie uderzeniem gromu. Mimo to nie zawróciła, ruszyła dalej przed siebie na położony za czterema mostami dworzec. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wybrałby się na pierwszy przychodzący z Brześcia pociąg. Ona musiała. Właśnie uciekała z pensji. Mijając najstarszy bialski kościół, przystanęła na chwilę, choć ledwo widziała zarys starej, renesansowej bryły. Modliła się czy przeklinała? Nie. Po prostu się żegnała. Postanowiła, że już nigdy w życiu nie wróci na Podlasie. Poprawiła przekrzywiony berecik i z jedną torbą w ręce ruszyła przed siebie ku nowemu życiu…

***

– I raz, i dwa, i trzy, i obrót przez prawe ramię, i cztery! Mania, równaj szyk! I pięć… I parzyste obrót w tył, a nieparzyste szpagat i… Oluśka, co się stało? – Miarowy głos szpakowatego inspicjenta zamarł, gdy posłyszał dziwny trzask, a zaraz potem krzyk jednej z tancerek. – Mania, o czem ty myślałaś, jak przez całą godzinę objaśniałem układ?! Obrót w tył, nie szpagat! Miałaś puścić Olę! To Oluśka robi szpagat, nie ty! Ola jest tu gwiazdą, a ty tylko tłem! – krzyczał.

Mania nie wytrzymała i z purpurowymi wypiekami uciekła za kulisy, rzewnie płacząc. Była nowa w zespole. Nim trafiła do teatru, występowała w objazdowych trupach i modnego kankana znała na razie jako tako.

– Zabierzcie mnie stąd! Nie chcę robić widowiska jak ta mała dziwka, a mam większą ochotę płakać i krzyczeć niż ona. I powód też mam, bo kolano boli mnie jak cholera! – Jasnowłosa gwiazda zaklęła, z wdziękiem posyłając przybiegłym z całego teatru gapiom lodowate spojrzenie, zasnute jakby szkłem z tamowanych łez.

Chłopak od rekwizytów oprzytomniał pierwszy, chwycił kobietę na ręce i zaniósł ją do garderoby. Będą mu zazdrościć wszyscy, począwszy od dyrektora, na afiszowych skończywszy. Oto dotknął jedwabistego, bladego ciała najjaśniejszej gwiazdy w Warszawie!

W garderobie aktorki unosił się intensywny zapach wczorajszych róż i piwonii. Najprzeróżniejsze bukiety od wielbicieli zapełniały każde wolne miejsce pokoju.

– Doktór zaraz będzie. Przyłóż to. – Blady ze zmartwienia inspicjent podał kobiecie szmatkę nasączoną zimną wodą. Z chęcią przyłożyłby ją do własnego spoconego czoła. – Opuchlizna nie będzie taka… I ból… Może chcesz go złagodzić szampanem? – Zgrabnie zmienił temat i począł szukać butelki w pobliskiej komodzie.

– Nie trzymam alkoholu w garderobie! W przeciwieństwie do innych aktorek nie potrzebuję takiego lekarstwa na tremę. Pijam tylko na przyjęciach.

To zapewnienie nie powstrzymało jednak inspicjenta przed dalszymi oględzinami. Nerwowo krążył między zgromadzonymi w garderobie bibelotami, aż w końcu zajął się wizytówkami i bilecikami, lustrując nazwiska hrabiów, lejtnantów, profesorów, szlachetnie urodzonych, artystów, właścicieli.

– Sam jenerał gubernator… – Podniósł ze zdziwieniem jeden z bilecików.

– Tak, a czemuż by nie? W zeszłym tygodniu przysłał orchidee, ale szybko zwiędły. Tuż po nim powinna być wizytówka ambasadora. Od niego, zdaje się, były belgijskie czekoladki. Wszak stamtąd pochodził – odpowiedziała znudzonym głosem aktorka, nie patrząc w zszokowane źrenice mężczyzny, które rozszerzyły się jeszcze bardziej, gdy usłyszał od niej historię zasuszonego bukiecika fiołków. – Tylko na taki bukiecik od lada kwiaciarki z Powiśla stać teraz Hienia Podlodowskiego. Część majątku stracił na prezenty dla mnie. Drugą część przegrał w kasynie przez głupi zakład, ale i przeze mnie. Pojawił się tu wieczorem, chyba z tydzień temu. Taki zrezygnowany, bezbarwny. Zupełnie straciłam do niego zamiłowanie. Żebranina napełnia mnie ohydą! Że też kiedyś mnie bawił! Za to Lodzia powinna częściej zaglądać tu ze sprzątaniem – skończyła gwiazda z pretensją.

Inspicjent spojrzał na nią ze strachem. Oluśka właśnie mu przypomniała, kto tak naprawdę rządzi teatrem i kto kogo trzyma w szachu. Nie bez powodu nazywają ją w Warszawie Diamentową Aleksandrą. Diamenty to piękne, ale zimne kamienie. Jak jej serce. I czyste. Właśnie – czyste. Tego jednak chyba nie mógł o niej powiedzieć. Mężczyznę z zakłopotania wybawiło pojawienie się wyczekiwanego medyka. Niestety nie na długo.

– Złamanie – stwierdził lakonicznie doktor po dość szybkim, ale wnikliwym badaniu chorej. –Dość niefortunne, bo w stawie. Możliwe, że któraś z drobnych kości kolana się przemieściła. Tego niestety przy opuchliźnie stwierdzić się nie da. Później, no cóż… Albo wróci na swoje miejsce z płynem stawowym, albo… – Zamyślił się i nic więcej nie musiał dodawać. Pacjentka i jej opiekun zdawali sobie sprawę z zagrożenia. – Na teraz zalecam łupki i zimne okłady. Po kilku dniach, jak opuchlizna zelżeje, założymy opatrunek gipsowy. Już trzydzieści lat mija, jak Pirogow wprowadził go do medycyny, a za rzadko go stosujemy. Później pół roku rekonwalescencji i… Co najmniej! – krzyknął doktor, bo Diamentowa Aleksandra już rozchylała karminowe usta, chcąc zaprotestować. – Noga potrzebuje czasu, aby wrócić do pełnej sprawności. Konieczny jest czas na powolne ćwiczenia, na masaże i wodolecznictwo. Kuracja u wód może być potrzebna. I dopiero jak kość się zrośnie poprawnie, bo inaczej… Powtórne łamanie, kolejny opatrunek, dłuższy czas… – Aleksandra przerwała na chwilę wywód doktora gestem, ale ten, niezrażony, kontynuował: – Radziłbym na wypoczynek jakieś spokojniejsze miejsce niż stolica. Wyjazd na prowincję.

– O, nie! – krzyknęła gwałtownie aktorka. – Konkurencja i pismaki dopiero by mieli używanie! Gdzie uciekła przed finałem wiosennego sezonu? A gdy się zwiedzą o wypadku? O, nie! Nie dopuszczę, aby „Kuryery” się o mnie rozpisywały! Utyka czy nie utyka? Zatańczy czy nie zatańczy? Lepiej się czuje czy może gorzej? Te sępy gotowe wysłać za mną Prusa albo innego dziennikarzynę. Dosyć się napiszą o zniknięciu przed finałem sezonu! Już widzę te nagłówki! – denerwowała się Aleksandra, do żywego dotknięta niekorzystną diagnozą. – Nigdzie nie pojadę! I nikt nie może się dowiedzieć, że jestem chora! – zagroziła. – Moja dalsza kariera już wisi na włosku przez nierozgarniętą Manię, ale gdyby się teraz dowiedzieli… Byłabym skończona!

– Tajemnica lekarska to rzecz święta – oburzył się doktor, od lat wynajmowany przez Teatr Rewiowy do dyskretnego leczenia bolączek jego pracowników. – Zrobisz pani, jak zechcesz. – Podniósł się z fotela i skierował ku wyjściu. – Ja zalecam jak najwięcej spokoju i zmianę klimatu na prowincjonalny. – Ukłonił się urażony i wyszedł, przeciskając się przez zebrany pod drzwiami garderoby teatralny tłum.

– Oluśka, nie nerwuj się bezpotrzebnie. Zaraz coś wymyślimy. Twoje zdrowie jest najważniejsze – pocieszał inspicjent nie tyle swoją gwiazdę, ile samego siebie. – Wszystko się ułoży i będzie dobrze. Musisz odpocząć. Zawołam dorożkę pod boczne drzwi…

– Zwariowałeś? Jak ty coś wymyślisz… – parsknęła kpiąco Aleksandra. – Dyskrecja. Tego nam teraz potrzeba. Dyskrecji. Za godzinę będzie tu Zygmunt i jakby nigdy nic wrócę do domu jego powozem. Gdybym miała przy sobie Paulinę, już bym wiedziała, co robić. – Aktorka zagryzła usta.

– Po pierwsze, nie doszłoby do tego wypadku. – Inspicjent przysiadł na brzegu łóżka i otarł czerwoną twarz kraciastą chustką. – Gdyby nie uciekła, nie byłyby potrzebne roszady w zespole.

– Od razu uciekła! – żachnęła się aktorka. – Skorzystała z okazji. Szkoła baletowa przy orkiestrze wiedeńskiej nie przyjmuje obcokrajowców codziennie, a gdy ma się dodatkowo poparcie markiza… Sama ją przekonałam i wysłałam. Tylko że nikt nie rozumie mnie tak jak ona. – Ola posmutniała.

– A ja się nie liczę? – Do garderoby zajrzał elegancki blondyn z ogromnym bukietem uwielbianego przez aktorkę jaśminu. – Co się dzieje, kochaneczko? – Ujął wyciągnięte dłonie Aleksandry, a usłyszawszy historię, rozsiadł się wygodnie na sofce i ziewnął znudzony. – Co ci zależy? Leczenia nie przyspieszysz, więc chyba lepiej spędzić ten czas na prowincji. Jedź ze mną na Podlasie. Muszę dopilnować sianokosów, żniw i takich tam. – Skrzywił się z niechęcią. – W tamtych okolicach nikt cię nie zna i zupełnie nie interesuje się warszawskimi teatrami. Wynajmę ci jakiś miły domek. Pobędziemy w końcu sam na sam – szepnął prosto do ucha aktorki namiętnym, głębokim głosem.

Hrabia Zygmunt już długo adorował tę piękną kobietę i zabiegał o jej względy. Kto wie, może w końcu dzięki temu nieszczęściu uda mu się zyskać więcej niż przez cały wiosenny sezon?

– Tylko jak wytłumaczyć publice moje zniknięcie? I to długie? Pismaki będą drążyć. – Aleksandra spuściła nieco z tonu.

Pochlebiały jej atencja młodego mężczyzny, dworne obycie, wysokiej klasy maniery i zmysł zabawy. W jego towarzystwie nigdy się nie nudziła. Wprost przeciwnie, każdy dzień przynosił nowe niespodzianki.

– Skoro Paulina wyjechała na nauki do Wiednia, to kto zabroni douczać się Diamentowej Aleksandrze? W naszym imperium nie brakuje szkół baletowych. Stare primadonny udzielają też indywidualnych lekcji. Bez konkretów żaden dziennikarz nic nie napisze – wymyślił inspicjent. – Finał sezonu wypada w tę sobotę. Na afiszach zapowiedziano twój występ jako niespodziankę. Nikt spoza teatru nie wie, że miał to być kankan. Dziewczyny oczywiście go zatańczą, ale ty, Olusiu, zaśpiewasz wpierw jakąś modną rosyjską dumkę. To dla ciebie żadna fatyga. Już to widzę. – Szpakowaty inspicjent się rozmarzył. – Na scenie huśtawka, girlandy kwiatów. Męski balet huśta cię ostrożnie, a ty występujesz jako królowa kwiatów w najlepszej sukni od Hersego i w jaśminach. Będzie bis, a w bisie Czerwona róża, biały kwiat, twoja pierwsza piosenka…

– Widzę to! – Zygmunt się uśmiechnął. – To jak? Teraz odwiozę cię do domu i zaczynam szukać uroczej przystani na prowincji. Nie próbuj wstawać. Wezmę cię na ręce. Tak będzie bezpieczniej, no i romantyczniej. Nikt z wielbicieli oczekujących na ciebie za kulisami nie zwiedzie się, żeś kontuzjowana. – Z lekkością wziął piszczącą ze śmiechu Aleksandrę w objęcia, a jego błękitne oczy zalśniły dziwnym blaskiem.

Płomyk lampy naftowej skwierczał cichutko, zagłuszany miarowym skrzypieniem stalówki. W wygodnym pokoju młoda kobieta energicznie kreśliła list. Kosmyki włosów w kolorze świeżo czesanego lnu co chwila opadały jej na czoło. Odgarniała je mimowolnie, chwytając alabastrową dłonią. Eteryczna bladość – te dwa słowa starczały, aby ją opisać. Stanowiła zupełne zaprzeczenie, ale zarazem kwintesencję urody. Płowe aż do białości włosy winny być rzadkie i sztywne, a tymczasem okalały bladą, szczupłą twarz burzą loków i fal. Ukryte pod gęstą zasłoną rzęs oczy spoglądały zmiennymi odcieniami szarości.

Droga Paulino,

nawet się nie domyślasz, jak mi Cię brakuje! Ból już prawie ustąpił, a może przyzwyczaiłam się do niego. Laudanum przepisanego przez doktora nawet nie skosztowałam. Opuchlizna zeszła i założono gipsowy opatrunek. Doktor jest dobrej myśli i tylko zabrania mi się nadwyrężać. W finale sezonu dałam dwa bisy. Cała publika, a przynajmniej jej polska połowa, zawodziła za mną: Ja pójdę górą, a ty doliną, ja zakwitnę różą, a ty kaliną. Ta stara pieśń przyszła mi na myśl pierwsza. Jutro wyjeżdżam. Nie spadnij z krzesła! Do Białej na Podlasiu. Zabieram ze sobą Agnisię. Zygmunt znalazł dom do wynajęcia od razu. Wiesz, kiedy patrzę na ostatnie wypadki w moim jakże stabilnym życiu, mam nieodparte wrażenie, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Jakby rozpoczęte dawno sprawy kierowały się ku zakończeniu, a to, co nieuporządkowane, domagało się wyjaśnienia. Wracam do punktu wyjścia. Śnił mi się niegdysiejszy wyjazd. Nastał ten moment, kiedy nie znajduję już innego miejsca do ucieczki. Może gdybyś tu była, podpowiedziałabyś jakieś inne rozwiązanie, ale… Ale sama powtarzasz, że przyczyna rządząca światem daje nam tylko czas na wypełnienie tego, co zapisano w naszym losie. Głupia złamana noga, głupia półroczna rekonwalescencja, głupie majątki Zygmunta i moje głupie przeczucia. Czy to, przed czym uciekam, w końcu mnie dopadnie? A może właśnie dopadło? Czy tego chcę, czy nie…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: