Na przekór przeznaczeniu - ebook
Na przekór przeznaczeniu - ebook
Szef korporacji Neo Xenakis spotkał się z Sadie Preston tylko raz. Oboje nie potrafili się oprzeć pożądaniu, lecz po wspólnej nocy Neo oświadczył, że to koniec ich znajomości. Jest zaskoczony, gdy kilka tygodni później Sadie ponownie zjawia się w jego biurze. W jeszcze większe zdumienie wprawia go informacja, z którą przyszła. Neo wie, że nie może mieć dzieci, a Sadie twierdzi, że jest w ciąży i że to on jest ojcem…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-6698-7 |
Rozmiar pliku: | 603 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Reinkarnacja. Karma. Grzechy zawsze wracają.
Kiedyś, w nieodległej przeszłości, gdyby ktoś mnie spytał, czy wierzę w którąś z tych rzeczy, przewróciłabym oczami i zażądała zdrowego rozsądku. To my kształtujemy nasz los każdego dnia ciężką pracą, miłością, lojalnością i decyzjami. Jak bardzo się myliłam. Marzłam, stojąc przed gmachem szklanego biurowca, należącego do jednego z najpotężniejszych mężczyzn na świecie. Cierpły mi nadgarstki, jakbym nosiła niewidzialne kajdany, które wkrótce mogły się stać prawdziwe. Co za fatum doprowadziło mnie do tego miejsca? Grzechy ojca nie powinny przechodzić na córkę. To, co przydarzyło mi się w ciągu ostatnich lat, nie było moją winą, a jednak straszliwy błąd, którego się dopuściłam, był w stu procentach efektem tylko i wyłącznie moich działań. Nie mogłam zrzucić winy na zły los. Czas się z tym zmierzyć, Sadie, próbowałam dodać sobie odwagi.
Jeszcze przez minutę błagałam bezgłośnie o ratunek, ale moje prośby nie zostały wysłuchane. Dwóch ochroniarzy popatrzyło na mnie podejrzliwie. Ich surowe spojrzenia mówiły, że gdyby nie podstawowe zasady, z przyjemnością rzuciliby mnie na ziemię i wezwali policję. Taka dziewczyna jak ja, ubrana w znoszone ciuchy sprzed lat, ze zmartwionym wyrazem twarzy, nie pasowała do tego miejsca. Towarzyszyła mi myśl, że wolałabym zostać aresztowana niż…
– Przepraszam, czy mógłbym pani w czymś pomóc?
Podskoczyłam. Ręką złapałam się za gardło, a drugą położyłam na piersi, próbując powstrzymać galop serca.
Ochroniarz patrzył na mnie wyczekująco.
– Ja… – Oblizałam suche jak piasek pustyni usta. – Muszę się zobaczyć z panem Xenakisem.
Zmrużył oczy, wykrzywiając wargi.
– Będzie musiała pani zapytać o niego w recepcji. Czy była pani umówiona?
Omal nie parsknęłam śmiechem. Jak miałam to zrobić?
– Hm… nie, ale…
– Myślę więc, że powinna pani stąd odejść.
Jego ton jasno sugerował, że było to polecenie, a nie sugestia.
– Proszę! – zawołałam. – To kwestia życia i śmierci.
Mężczyzna zawahał się.
– Czyjego życia?
– Nie mogę powiedzieć, to prywatna sprawa. I pilna. Proszę mi tylko powiedzieć, czy pan Xenakis jest w środku?
Przez niekończącą się minutę obserwował mnie w milczeniu, aż w końcu złapał za łokieć.
– Proszę pójść ze mną, panno…
Zawahałam się. Jeśli podam nazwisko, nie będzie już odwrotu. Nie miałam jednak wyboru. Mogłam czekać, aż do mojego mieszkania zacznie się dobijać policja.
– Preston. Sadie Preston.
Z wprawną skutecznością zostałam przeprowadzona przez imponujący hol, szereg różnych drzwi i schodów wiodących na niższe poziomy. Miałam wrażenie, że ochroniarz zaciąga mnie do piwnicy, gdzie czekała na niepokornych izba przesłuchań. Ogarnęła mnie histeria. Stłumiłam krzyk, gdy ochroniarz rzucił surowo.
– Proszę tu zaczekać.
Następne dwadzieścia minut były istną torturą. Całe życie przewinęło mi się przed oczami, łącznie z ostatnim, kardynalnym błędem.
Wreszcie do pomieszczenia wszedł jeszcze potężniej zbudowany mężczyzna. Omiótł mnie bystrym spojrzeniem.
– Jestem Wendell, szef ochrony pana Xenakisa. Proszę za mną – powiedział stanowczym tonem.
Kolejna seria podziemnych korytarzy doprowadziła nas do windy. Wendell wystukał kod, wsuwając wcześniej czarną kartę. Winda wystrzeliła, zostawiając mój żołądek i resztki odwagi na podłodze piwnicy. Najchętniej wyskoczyłabym na zewnątrz, nie licząc się z konsekwencjami, ale stopy były jak sparaliżowane. Poza tym nie mogłam postąpić jak ojciec, który uciekał przed obowiązkami, gdy stawały się niewygodne, albo jak matka, która chowała głowę w piasek, gdy beztrosko traciła pieniądze. Zapanowałam nad strachem, gdy winda dotarła na miejsce. Po wyjściu na korytarz spostrzegłam, że wnętrze urządzone jest z przepychem, który widziałam tylko w kolorowych gazetach, które matka kupowała pasjami. Dawniej, patrząc na fotografie wydrukowane na lśniącym papierze, zastanawiałam się, czy to możliwe, by ludzie tak mieszkali. Teraz przekonałam się, że tak. Dywan w kolorze gołębiej szarości prezentował się tak okazale, że aż się wzdrygnęłam, depcząc go swoimi tanimi, zdartymi butami. Stylowe abażury w kolorze jasnej szarości oświetlały dwie konsole stojące po obu stronach ogromnych, dwuskrzydłowych drzwi. Rzut oka na przestronny hol wystarczył, bym zauważyła, że wszystko tu krzyczało bogactwem i luksusem.
Pot spływał mi po plecach pod poliestrową tanią bluzką. Wendell zapukał dwukrotnie.
Głos dobiegający zza drzwi był tak donośny i groźny, że bez trudu przenikał przez lite drewno i przez całe moje ciało, wprawiając je w dygot. Wendell otworzył przede mną drzwi.
– Masz pięć minut – poinformował mnie krótko.
Powróciła chęć ucieczki, ale wiedziałam, że to ostatnia szansa. Matka nie przeżyje kolejnego wstrząsu. Właściciel mieszkania groził nam eksmisją. Nie było czasu do stracenia. Musiałam stawić czoło losowi i załagodzić sprawę. Zrobiłam chwiejny krok i natychmiast poczułam, jak uchodzi ze mnie powietrze na widok mężczyzny, który wpatrywał się we mnie z wściekłością, krzyżując ramiona na piersi.
Wyglądał tak, jakby mógł dowodzić całym pułkiem wojska tylko za pomocą spojrzenia. A jego ciało… Granatowy garnitur, bez wątpienia uszyty na miarę, uwypuklał atletyczną sylwetkę i nieprzeciętnie wysoki wzrost. Ponad kołnierzykiem białej koszuli wystawała kwadratowa szczęka z dołkiem w brodzie. Mój wzrok przykuła piękna twarz o wystających kościach policzkowych, szerokim czole i zmysłowych ustach, teraz zaciśniętych ze złością. Nie istniały słowa, które mogłyby opisać tę fascynującą męską urodę.
Patrzył na mnie groźnie, a ja czułam, że moja odwaga uchodzi razem z oddechem. Wzdrygnęłam się, słysząc zamykające się za mną drzwi. Mężczyzna ruszył w moją stronę. Dobry Boże, nawet poruszał się zmysłowo i męsko.
Skup się, Sadie. Nie jesteś tu po to, by podziwiać pierwszego miliardera, jakiego spotkałaś.
Już otwierałam usta, by zabrać głos, ale on mnie ubiegł.
– Kimkolwiek pani jest, musiała pani trafić na wyjątkowo dobry humor Wendella. Nie zdarzyło się, by przyprowadził do mnie kogoś z ulicy, kto zażądał spotkania. No cóż, skoro już tu pani przyszła, proszę usiąść.
W jego głosie pobrzmiewała niecierpliwość. Obrzucił wzrokiem moje wysłużone ubranie, wyblakłą bluzkę i luźną, mało gustowną spódnicę. Ogarnął mnie wstyd jak wtedy, gdy osiem lat temu ojciec porzucił mamę i mnie, wybierając życie wolnego człowieka. Jakby tego było mało, zaraz potem do naszych drzwi zapukał komornik.
– Zamierza wykorzystać pani swoje pięć minut na melodramatyczne milczenie? – wycedził, a ja uświadomiłam sobie, że gapię się na niego bez słowa.
– Ależ nie.
Uniósł jedną brew, znów skanując mnie wzrokiem.
– Powiedziała pani ochroniarzowi, że musi się ze mną zobaczyć, że to kwestia życia i śmierci. W ciągu kilku minut zdołałem jednak ustalić, że każdy członek mojej rodziny jest bezpieczny, podobnie jak każdy pracownik. Mimo to dałem pani szansę, a tymczasem marnuje pani mój czas. Jeśli to jakieś żarty, to proszę wyjść. Natychmiast.
– Tu nie chodzi o pana obecną rodzinę, tylko o przyszłą.
Jego twarz zastygła, jakby zmieniła się w kamień.
– Może pani powtórzyć?
– To może zacznę od początku.
– Byle szybko – ostrzegł. – Cierpliwość nie jest moją zaletą, panno Preston. Zaraz spóźnię się na ważne spotkanie.
Znów życie przemknęło mi przed oczami. Zacisnęłam spocone dłonie w pięści i odchrząknęłam.
– Nazywam się Sadie Preston. Pracuję… Pracowałam w Klinice Phoenix.
Od trzech godzin byłam bezrobotna, ale ten problem zamierzałam rozwiązać później. O ile do tego czasu nie skończę w więzieniu.
– Mam nadzieję, że nie przyszła tu pani żebrać o jakieś stanowisko – rzucił ostro. – Nie będę tolerował…
– Nie, nie o to chodzi!
Do diabła, jego imponująca sylwetka działała na mnie przytłaczająco. Czułam się mała, bezradna i zagrożona. Tego mężczyznę otaczała aura władzy, która budziła we mnie chęć ucieczki.
– Proszę mnie wysłuchać.
– Przecież słucham, ale pani tylko marnuje mój cenny czas, panno Preston – odparł wyniośle. – Pomogę pani, bo najwyraźniej ma pani problem z formułowaniem myśli. Ma pani minutę. Oby to było coś ważnego.
Bo co? Miałam ochotę zapytać, przepełniona mieszanką irytacji i niepokoju. Postanowiłam wyrzucić z siebie prawdę.
– Zostałam zwolniona dziś rano, ponieważ… – zrobiłam pauzę, biorąc wdech – przypadkową zniszczyłam pańską…
Zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam, on wciąż stał nieruchomo, patrząc na mnie ze złością.
Mocno zacisnął swoje pełne, zmysłowe usta.
– Co pani zniszczyła?
– Probówkę z pańskim nasieniem.
Przez jedną chwilę patrzył na mnie zaskoczony, jakby nie rozumiał, o czym mówię, a potem wyraz jego twarzy gwałtownie się zmienił.
– Co takiego?
To nie był krzyk ani szept, tylko wypowiedziane śmiertelnie poważnym tonem pytanie. Zadrżałam od stóp do głów. Sekundy mijały, gdy staliśmy w przerażającej ciszy ze skrzyżowanymi spojrzeniami.
– Mów! – rozkazał, tym samym beznamiętnym tonem. Jego zaciśnięte usta pobladły.
Próbowałam się uśmiechnąć, robiąc krok w jego stronę.
– Panie Xenakis…
– Nie próbuj mnie przepraszać – ostrzegł, porzucając oficjalną formułkę. – I nie oszukuj mnie. Chcę faktów. W tej chwili!
Tym razem nie mówił, a syczał. Mój uśmiech wyparował w jednej chwili.
– Kiedy przyszłam dziś rano do pracy… – spóźniona z powodu matki, ale darowałam sobie ten fragment historii – dostałam listę próbek do zniszczenia. Ja… zazwyczaj się tym nie zajmuję, ale…
– To czym się zajmujesz w klinice Phoenix?
– Jestem… byłam recepcjonistką.
To była jedyna przyzwoicie płatna praca, jaką udało mi się zdobyć. Musiałam przerwać studia z marketingu, aby pomóc mamie wydostać się z mrocznego tunelu, w którym się znalazła.
– Jakim cudem dopuszczono recepcjonistkę do próbówek pacjentów? – Ton jego głosu mroził krew w żyłach. Nie krzyczał, jeszcze nie. Neo Xenakis przeprowadzał zimną misję rozpoznawczą. Z pewnością zastanawiał się, czy ma mnie zabić już teraz, czy oddać w ręce ochroniarzy, żeby wypchnęli mnie przez okno.
– To było wbrew procedurze, ale akurat dziś mieliśmy braki kadrowe. Połowa personelu jest na zwolnieniu lekarskim. Zapewniono mnie, że lista próbówek do zniszczenia została sprawdzona trzykrotnie.
– Ale tak się nie stało. W przeciwnym razie nie byłoby cię tutaj – wychrypiał.
Uderzyła mnie fala wstydu. Może nie popełniłabym błędu, gdyby nie zmęczenie, gdybym wciąż nie martwiła się o mamę i o to, czy nie stracimy dachu nad głową. Nie popełniłabym błędu, gdyby nie zlecono mi zadania, które przekraczało moje kompetencje.
Nagle rozległ się dzwonek telefonu. Rozdrażniony podszedł do biurka i włączył przycisk.
– Tak?
– Spencer Donnelly na linii, proszę pana. Mówi, że to pilne.
Wstrzymałam oddech.
– Nie znam nikogo o tym nazwisku. Kto to?
Zrobiłam krok w jego stronę.
– To mój szef – pisnęłam. – Mój były szef. Pewnie dzwoni, by wyjaśnić panu tę sytuację.
Neo wcisnął guzik, żeby wyciszyć naszą rozmowę.
– Czy on jest odpowiedzialny za to, co się stało? – zapytał mnie.
– Nie. Nie bezpośrednio, ale to on jest szefem kliniki.
– Chcę wiedzieć, kto jest za to bezpośrednio odpowiedzialny. To twoja sprawka?
Mój kark rozgrzał się w oczekiwaniu na katowski topór. Nie mogłam zrobić nic więcej, jak tylko przyznać się i czekać na egzekucję.
– Tak. To moja wina.
Jego nozdrza rozszerzyły się, gdy wyłączał wyciszenie.
– Niech zostawi wiadomość. Oddzwonię później – przekazał asystentowi, po czym rozłączył się, zwracając się w moją stronę. Przez kolejne sekundy przyszpilał mnie spojrzeniem. Żołądek mało nie wyskoczył mi gardłem.
– Po co pani tu przyszła, panno Preston? – spytał spokojnie. Oficjalna forma wzbudziła mój niepokój. Na przemian oblewało mnie zimno i gorąco. Oddałabym wszystko, by móc uciec.
– Uznałam, że zasługuje pan na to, by usłyszeć prawdę od winowajcy. Chciałam przeprosić. Naprawdę bardzo mi przykro.
Nic nie powiedział. Uniósł szyderczo jedną brew, jakby oczekiwał, że po tym, co zrobiłam, padnę na kolana.
– Naprawdę bardzo przepraszam, panie Xenakis. Gdybym mogła cofnąć czas... – przerwałam, zdając sobie sprawę, że tylko się pogrążam. Nie mogłam cofnąć czasu. Stało się.
– I co? Mam powiedzieć, że nie ma sprawy? Nic się nie stało? Na to pani liczyła? Na moje miłosierdzie?
– Naprawdę nie chciałam. To był przypadek – tłumaczyłam bezradnie.
– Tak można powiedzieć, kiedy się komuś nadepnie na stopę lub gdy przypadkowo rozleje się kawę. Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, ale czy klinika Pheonix nie szczyci się najwyższymi standardami i ściśle przestrzeganymi procedurami?
Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale on potrząsnął głową, odrzucając moje ewentualne tłumaczenia.
– Nie wiem, czego pani oczekiwała, przyjeżdżając tutaj, ale to nie będzie takie proste, panno Preston.
– To znaczy?
Czego on chciał? Żebym upadła na twarz i biła mu pokłony, rwąc włosy i zanosząc się płaczem? Do głowy przychodziły mi tylko najdziwniejsze myśli. A jeśli zażąda odszkodowania? Boże, skąd wezmę pieniądze? Nie ma szans, wyląduję w więzieniu, a moja matka w przytułku. I tak zakończę życie.
Xenakis znów pochylił się nad biurkiem, naciskając przycisk.
– Willa, przyjdź natychmiast!
Nie wiedziałam, co myśleć, gdy do gabinetu weszła elegancko ubrana blondynka. Wyglądała tak, jakby stworzona była do chodzenia po wybiegu dla modelek. Rzuciła mi krótkie, lekceważące spojrzenie, po czym zwróciła się do swojego szefa słodkim, potulnym głosem.
– Jestem, panie Xenakis. – Patrzyła na niego z zachwytem i tęsknotą.
Słyszałam, że mówią coś o zbliżającym się spotkaniu, po czym Xenakis okrążył biurko i stanął naprzeciwko mnie.
– Eskortuj pannę Preston do mojego apartamentu. Ma tam zostać, dopóki nie skończę spotkania. Jeśli spróbuje wyjść, wezwij Wendella.
Patrzył na mnie, ale zachowywał się tak, jakbym była nieobecna.
– Co takiego? – Strach zastąpiła nieoczekiwana złość. – Pan nie ma prawa. Nie może mnie pan zmusić, bym…
– Zniszczyła pani moją własność, panno Preston – przerwał mi z wściekłością, którą do tej pory umiał powściągnąć. – To przestępstwo. Ma pani dwie możliwości. Może pani zostać, żebyśmy mogli omówić sprawę po moim spotkaniu, albo może pani wyjść i zmierzyć się z konsekwencjami. Zapewniam, że będą bardzo bolesne. – Ruszył do drzwi. – Proszę to dobrze przemyśleć.
Wyszedł, a za nim jego piękna asystentka. Nie wiedziałam, co robić. Zwróciłam twarz w stronę okna, licząc na promień oświecenia, ale typowa angielska pogoda współgrała z moim nastrojem. Było szaro i zimno. Nie mogłam odejść, chyba że chciałabym pogorszyć i tak już trudną sytuację.
Neo Xenakis potrzebował czasu, by uporać się z wiadomością, którą mu przyniosłam. Czy okaże litość, gdy opadną emocje? Musiałam w to wierzyć. Nie miałam pieniędzy na prawnika. Jeszcze zanim straciłam pracę, ledwo wiązałam koniec z końcem. Nie stać mnie było nawet na dziesięć minut porady adwokata. Jedyne, co mogłam zrobić, to czekać. Najlepiej, gdyby Xenakis udał się do kliniki i uzupełnił stracony materiał. To nie powinno być trudne.
Usłyszałam chrząknięcie asystentki. Odwróciłam się, zderzając się z jej pogardliwym spojrzeniem.
– Zostanę – oświadczyłam zdecydowanie, nie wiedząc, co mnie czeka.