Na przekór rozsądkowi - ebook
Na przekór rozsądkowi - ebook
Weston najchętniej by się jej pozbył. April Stephens prowadzi w jego górskim ośrodku Mesa Falls śledztwo finansowe i zadaje dużo niewygodnych pytań. Gdy Weston dowiaduje się, że z powodu złej pogody utknęła na górskim szlaku, bez entuzjazmu rusza jej z pomocą. Noc, którą spędzili w namiocie, uświadamia mu, że z tą kobietą mógłby przeżyć cudowny romans. Po powrocie do hotelu zaczyna ją uwodzić...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-6718-2 |
Rozmiar pliku: | 627 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Facet, który miałby więcej rozumu, zablokowałby jej numer. Weston Rivera mocniej ścisnął telefon, przechodząc z gabinetu do pokoju położonego na niższym poziomie. Nie mógł udawać, że nie otrzymał wiadomości od seksownej pani detektyw, której unikał.
Słońce chyliło się ku zachodowi, wciąż jednak przez wysokie okna widział zarys gór Bitterroot. Potężne szczyty częściowo przesłaniały chmury, które zapowiadały burzę. Przeklął pod nosem i zerknął znów na wiadomość.
„Jakieś wskazówki, jak pokonać szlak Northeast Couloir? Właśnie rozbiłam obóz, a rano chcę zdobyć szczyt”.
Czy on ma jakieś wskazówki?
Tak, do diabła. Jako wytrawny alpinista i ratownik ma wskazówkę dla April Stephens, niemile widzianego gościa Mesa Falls: nie powinna wspinać się sama szlakiem klasy czwartej w takich warunkach pogodowych. Szkoda, że nie zadała mu tego pytania, nim wybrała się w te góry.
Sądził, że uwolnił się od niej na dobre.
Kiedy ostatnim razem przyparła go do muru, dał jej do zrozumienia, że nie ma nic do powiedzenia na temat finansów Alonza Salazara, częstego gościa rancza, którego właścicielami byli Weston, jego brat i czwórka przyjaciół. Alonzo był ich mentorem. Wspierał ich, gdy tragiczny wypadek doprowadził do śmierci kolegi z klasy. Weston nie zamierzał spekulować, co Alonzo robił z pieniędzmi. Chciał być lojalny.
A jednak nie zablokował numeru pani detektyw, więc teraz mógł odczytać jej esemesa. Szuka sposobu na podjęcie rozmowy, by dogrzebać się jakichś brudów? Czy faktycznie rozważa zdobycie szczytu? Słyszał od jednego z przewodników, że po przyjeździe odwiedziła lokalny sklep ze sprzętem turystycznym. Jednak zimą całodniowa wyprawa to nie przelewki.
Przeklinając pod nosem, opadł na kanapę obok kominka. Polano przesunęło się z trzaskiem. Co ma odpowiedzieć? Nie chciał, by po ciemku sama schodziła na dół. Pogoda pogarszała się, więc spędzenie tam nocy też było ryzykowne. Choć sam nie uchylał się przed ryzykiem, to jeśli chodzi o innych, był wręcz przewrażliwiony. Brało się to pewnie z tragedii, która związała jego los z Alonzem Salazarem ponad dekadę wcześniej.
„Gdzie pani jest?”.
Pisał w niepotrzebnym pośpiechu, wiedząc, dokąd prowadzi ta rozmowa. W odpowiedzi przysłała mu link. Współrzędne, jakimi posłużyłby się doświadczony wspinacz, pokazujące jej lokalizację.
W pierwszej chwili odetchnął. Skoro się na tym zna, wspina się nie po raz pierwszy. Ale kiedy powiększył mapkę, by sprawdzić, gdzie rozbiła obóz, ucisk w piersi powrócił. Nie zrobiła tego w jednym z bezpiecznych miejsc jak Gem Lake czy Baker’s Lake. Znajdowała się niedaleko Northeast Couloir, miejsca cieszącego się złą sławą z powodu lawin.
Nieważne, jakie ma doświadczenie. Jest gościem jego rancza. Czuł się za nią odpowiedzialny. Zwracając się do niego o radę, nie zostawiła mu wyboru.
„Proszę tam zostać, nie wyłączać telefonu. Nie rozpalać ognia. Zaraz wyruszam”.
Może nie ucieszy się na jego widok, lecz tym się nie przejmował. Wsadził telefon do kieszeni i ruszył do sypialni, by się przebrać. Miał nadzieję, że nie okaże się to wyprawą ratunkową. Miał już na sumieniu jedno katastrofalne wydarzenie, drugiego by nie przeżył.
„Zaraz wyruszam”? April przeczytała na głos wiadomość otrzymaną godzinę wcześniej.
Leżała w śpiworze na macie termoizolacyjnej wypożyczonej z lokalnego sklepu. Wciąż nie mogła się rozgrzać po wspinaczce. Dreszcze nie miały nic wspólnego ze świadomością, że wybiera się do niej Weston Rivera. Pamiętała jego piwne oczy, choć ostatnim razem, kiedy się z nim skonfrontowała, groził, że wezwie ochronę. Po co ma się tu wspinać? I to po ciemku?
Wiatr od strony Trapper Peak wył i szarpał namiotem, każąc jej się zastanowić, czy dobrze wybrała schronienie. Namiot był lekki, co pozwoliło jej wziąć dodatkowy sprzęt. Nie spodziewała się tak silnego wiatru. Przeczytała chyba wszystko co należy na temat Bitterroot Mountains, a przed wyjściem sprawdziła prognozę, ale podczas wspinaczki warunki uległy dramatycznej zmianie.
Między innymi z tego powodu napisała do Westona znanego ze swoich umiejętności wspinaczkowych. Oczywiście nie chodziło wyłącznie o radę. Liczyła na to, że wspólna pasja doprowadzi do dialogu. Da jej kolejną szansę na wyciągnięcie od niego jakichś informacji dotyczących śledztwa, w którym co krok coś krzyżowało jej plany.
Do głowy jej nie przyszło, że Weston rzuci wszystko, by do niej dołączyć. Czyżby przeceniła swoje umiejętności? Czy uznał, że znalazła się w niebezpieczeństwie? Powinna mu powiedzieć, że jest doświadczoną alpinistką. Już raz zdobyła ten szczyt, choć nie wchodziła tym szlakiem. Nigdy nie robiła niczego bez przygotowania. Ta cecha zdecydowała, że wyróżniała się w pracy.
Zaraz po otrzymaniu esemesa wysłała Westonowi serię znaków zapytania. Potem dodała zapewnienie, że nic jej nie jest, lecz nie doczekała się reakcji. Zaczęła myśleć, że Weston naprawdę wspina się w środku nocy.
Odrobinę rozpięła namiot i wyjrzała w atramentową noc. Położyła się w kurtce, choć zdjęła buty i rękawiczki. Bardziej poczuła, niż zobaczyła wir śniegu unoszący się na zewnątrz. Maleńkie płatki osiadły na jej policzkach.
Lodowaty podmuch przeleciał z gwizdem, unosząc dach namiotu i tak uderzając w jego ścianę, że April bała się, iż go porwie. Śnieg padał teraz gęściej. Namiot otaczała już kilkucentymetrowa warstwa puchu. Poczuła rosnącą panikę. Zaczęła się wspinać jako nastolatka, góry były dla niej odskocznią od życia w dusznym domu z matką w początkach jej patologicznego zbieractwa.
Wspinała się w poszukiwaniu powietrza i wolności, na szczyty, gdzie nie groziło tym, że góry śmieci spadną jej na głowę. Teraz mieszkała w przestronnym domu, mimo to czuła potrzebę wspinaczki, ilekroć rósł stres związany z matką. Wciąż odwiedzała dom swojego dzieciństwa, by się upewnić, że matka chodzi na terapię i korzysta ze wsparcia osób zawodowo zajmujących się porządkowaniem domów ludzi cierpiących na podobne zaburzenia. Dom matki zawsze będzie zagracony, ale przynajmniej ilość rzeczy nie przekraczała już poziomu nie pozwalającego tam żyć.
Nawet świadomość, że robi wszystko, co w jej mocy, nie zatamowała wspomnień najgorszych chwil i tego, jak szybko matka wraca do starych zwyczajów. Dlatego April wspinała się, dopóki nie oczyściła umysłu.
Więc teraz, gdy zobaczyła, że zaraz śnieg zablokuje wyjście, jej serce przyspieszyło. Mimo zimna policzki ją paliły, widziała jakieś dziwne punkciki światła.
Światła? Ściągnęła brwi i skupiła się na tym świetle. Zdawało się, że się zbliża.
- April! – Wiatr przyniósł z sobą schrypnięty głos.
To Weston z latarką czołową podchodzi do niej szlakiem.
- Tutaj! – Jej głos omal nie zginął na wietrze. Włączyła latarkę, by Weston ją widział.
Kiedy znalazł się blisko, zobaczyła, że jest obsypany śniegiem. Nawet gogle miał nim pokryte. Świadomość, że wspinał się w tej śnieżycy, napełniła ją jeszcze większym strachem.
Przykucnął przy wejściu do namiotu, przesunął wyżej gogle i zgasił latarkę. Patrzył jej w oczy z taką powagą jak wtedy, gdy groził wezwaniem ochroniarzy. Tyle że teraz w jego oczach była troska. A nawet niepokój.
- Musimy się przenieść – oznajmił. – Szybko.
- Nie rozumiem.
- Znajduje się pani w korytarzu lawin – odrzekł uprzejmie, jakby nie chodziło o śmiertelne zagrożenie.
Nagle go zrozumiała. Mówił do niej jak ratownik górski. Ktoś, kto przywykł do radzenia sobie z ludźmi znajdującymi się w niebezpieczeństwie. Jego ton, podobnie jak słowa, sprawiły, że poczuła ucisk w żołądku.
- Czemu… – Przez moment nie mogła złapać powietrza. – Czemu mi pan tego nie napisał? Siedziałam tu…
Rozejrzała się, kalkulując, ile czasu potrzebuje na zebranie rzeczy. Kolejny silny poryw szarpnął namiotem. Była pewna, że słyszała dźwięk rozdzieranego materiału.
- April, proszę na mnie spojrzeć – dodał. – Była pani bezpieczniejsza, siedząc tu, niż gdyby się pani stąd ruszyła, nie znając szlaku. Ja znam ten teren jak własną kieszeń i zabiorę panią w bezpieczniejsze miejsce.
Kiwnęła głową. Doceniała jego spokojną obecność, kiedy jej myśli krążyły jak szalone. Miała za sobą niezliczone godziny wspinaczki w letnich warunkach, lecz nie tak wiele zimą. Jeden z jej mentorów mówił, że powinna zrobić kurs lawinowy, ale jeszcze nie dotarła do tego etapu. Nie przewidziała, że przydałby się na początku zimy.
- Okej, dziękuję. – Chciała wierzyć, że Weston jest tak pewny siebie, na jakiego wyglądał. – Ubiorę się.
Dość szybko wyprowadził April z niebezpiecznego miejsca. Ucisk w jego piersi zelżał odrobinę, gdy oddalali się od parowu, gdzie rozbiła namiot. Lawiny stanowiły tu realne zagrożenie. Dziesięć lat wcześniej grupa ratowników przeżyła w tym miejscu trudne chwile. Poza tym na własne oczy widział dwie lawiny schodzące z tych szczytów. Obie diabelnie go przeraziły.
Był wdzięczny, że znalazł April całą.
Demony jego przeszłości miały kły i gdy tej nocy zamknie oczy, będą go nękać.
- Dokąd idziemy? – Starała się przekrzyczeć wiatr.
Schodzili powoli obok siebie, na wypadek gdyby pod śniegiem kryły się luźne kamienie. Weston chciał jej dać latarkę czołową, ale miała swoją. Przygotowała się lepiej, niż przewidywał.
Była jednak przerażona. Gdy znaleźli się poza niebezpiecznym terenem, robił, co mógł, by ją uspokoić. Był pewien, że nie planowała wciągnąć go w pułapkę. Nie ściągnęła go na tę górę, by go tu wypytać o jego związki z Alonzem Salazarem, przedmiotem jej finansowego dochodzenia.
Musiałaby być dobrą aktorką, by udawać taki strach. Błysk paniki w oczach. Drżenie głosu. Choć teraz, gdy włożyła gogle, już tak dobrze nie widział jej reakcji.
- Nie powinniśmy zejść na dół? – spytała.
Gdyby był sam, tak by właśnie zrobił. Z April nie zamierzał ryzykować. Wydawało się, że w normalnych warunkach świetnie radzi sobie w górach. Ale było już późno, na pewno jest zmęczona i zestresowana.
- Bezpieczniej jest rozbić namiot w miejscu, które znam, gdzie przeczekamy burzę. – Wskazał miejsce przed nimi, między skalną półką i drzewami. Było tam o wiele mniej śniegu. – Wziąłem duży namiot.
Wszedł pod skalną półkę, zrzucił plecak, otworzył go i zaczął wyjmować sprzęt. Dopiero gdy zdjął rękawiczki, zdał sobie sprawę, że April znieruchomiała. W świetle jego latarki wyglądała na zagubioną, śnieg sięgał jej prawie do kolan. Może nawet coś powiedziała, ale jej słowa zagłuszył wiatr.
- Nie słyszę pani!
Położył latarkę na półce skalnej, by świeciła na jego plecak. April zeskoczyła i stanęła obok niego. Zdjęła gogle i latarkę czołową. Teraz wyraźnie widział jej oczy.
- Zostaje pan? – Z jej ust wydobyła się biała chmurka oddechu. – Ze mną?
Może to dlatego, że nie wyglądała już na przestraszoną. A może dlatego, że tutaj nic im nie groziło. Coś w jej pytaniu przypomniało mu, jak wielkie wrażenie zrobiła na nim jako kobieta. I jak się cieszył, że jest już bezpieczna.
April rozgrzewała go do czerwoności od pierwszej chwili, kiedy ją zobaczył. Potem przekonał się, jaka jest dobra w pracy, gdy zaczęła odkrywać długo skrywane tajemnice jego mentora. Tej nocy widział jej twardy charakter i odwagę. Nie spodziewał się tego po kobiecie, dla której bardziej naturalnym miejscem byłaby okładka eleganckiego magazynu niż góry w Montanie.
Jej uroda zachwycała. Mężczyźni nie przechodzili obok niej obojętnie. A do tego miała determinację, którą podziwiał. Nawet jeśli w chwili ich spotkania znajdował się po niewłaściwej stronie.
- Nie wspinałem się taki kawał drogi, żeby teraz zostawić panią samą. – Nie zamierzał uwieść kobiety, za którą był odpowiedzialny, choć nie mógł zaprzeczyć, że go pociąga.
- To… miło z pana strony. – Nie zabrzmiało to przekonująco, ale przynajmniej jej głos był mocniejszy. Zadziorniejszy. – Ale mam swój namiot.
Zdjęła plecak i zrzuciła go na śnieg, podczas gdy Weston znalazł czekan, który służył także do wbijania palików.
- W pani namiocie jest dziura. – Słyszał, jak materiał rwał się przy silnych porywach wiatru. – Poza tym ten jest dwuosobowy.
Jego namiot był nowoczesny i mocny. Nawet wiatry na Mount Everest nie dałyby mu rady. Rozkładanie go zajmowało niecałe dwie minuty, ponieważ Weston był już z nim zaznajomiony. Wrzucił do środka śpiwór i matę chroniącą przed zimnem, a potem uniósł klapę, zapraszając April.
Wciąż niepewnie ściskała plecak, wiatr targał włosami, których nie wcisnęła pod czapkę. Ściągnęła wargi i patrzyła na niego, jakby ważyła swoje opcje.
W tej właśnie chwili Westonowi zaczęła spadać adrenalina towarzysząca akcji ratunkowej, jej miejsce zajęło pożądanie.
Musiała być oślepiona wirującymi płatkami śniegu, bo chyba tego nie zauważyła. Wzięła głęboki oddech i wczołgała się do namiotu, pozwalając mu podziwiać swe krągłości. Zacisnął zęby i uniósł głowę. Potrzebuje chłodzącego dotyku śniegu na rozpalonej skórze, nim znajdzie się bliżej tej kobiety.
Bez wątpienia przed nim długa noc.