Na szczycie władzy - ebook
Na szczycie władzy - ebook
Płomień roznieca się powoli, lecz gdy wybucha, pochłania wszystko. Czy świat polityki jest dobrym miejscem na romans? Raczej nie. Szczególnie jeśli chodzi o członków dwóch przeciwnych partii, którzy rywalizują ze sobą, odkąd tylko się znają. Zarówno Beatriz, jak i Armando mają wielkie aspiracje, wolę walki i upór, Dlatego też spięcia, docinki czy starcia między nimi są na porządku dziennym. Nie można mówić o nudzie, lecz z każdym kolejnym spotkaniem coś się zmienia. Czy Beatriz zawsze miała tak kuszące usta? Czy Armando zawsze był taki przystojny? Wspólny taniec na gali charytatywnej budzi nowe, nieznane uczucia, które uruchamiają całą lawinę wydarzeń. Bohaterowie czują coraz większe przyciąganie i choć próbują z tym walczyć, ciągle na siebie wpadają, a namiętność i pożądanie z czasem biorą górę. W parze z sekretnymi uczuciami idzie zacięta rywalizacja o wygranie zbliżających się wyborów. Co zrobić, jeśli kocha się kogoś, kogo zdecydowanie nie można kochać? Co, jeśli to uczucie może zniszczyć karierę? Za czym wtedy podążyć? Za głosem serca czy rozumu? Dziewczyny kolejny raz udowadniają nam, że pisanie w duecie jest dla nich jak bułka z masłem. Na szczycie władzy. Tajemnice to doskonale przemyślana fabuła, która wprowadza nas w świat polityki, wielokrotnie ukazując jej niewygodne oblicza. Dodatkowo wszystko to okraszone jest namiętnym romansem dwójki ludzi różniących się niemal jak ogień i woda. Ich relacja jest tak gorąca, jak gorąca potrafi być Hiszpania. Koniecznie sprawdźcie jej temperaturę. Marta Cyrkiel
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8290-546-5 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
EpilogProlog
Beatriz
– Poczekajcie, pójdę po kolejną butelkę wina.
Cristina chwiejnym krokiem podniosła się z sofy i ruszyła w stronę kuchni. Tym razem nasze spotkanie odbyło się u niej w domu. Był mały, ale tak bardzo przytulny.
– Może weź dwie od razu.
– Jasne, tylko nie zaczynajcie beze mnie! – zawołała, kiedy przekraczała próg.
– Przecież czekamy – powiedziałam, przewracając oczami i bawiąc się przy tym pilotem.
Uwielbiałam te nasze wieczorne pogaduszki. Siedziałyśmy nieraz do późnych godzin wieczornych i rozmawiałyśmy o wszystkim, a jak już zeszłyśmy na temat mężczyzn, to dopiero się zaczynało. Każda z nas była inna i miała odmienne preferencje.
Nigdy jednak nas to nie poróżniło.
Raz w miesiącu właśnie ten dzień należał tylko do nas. To była nasza cudowna chwila, podczas której nikt inny nie mógł nam przeszkadzać. Miałyśmy jedną ważną zasadę, wyłączaliśmy telefony i układaliśmy je na blacie w kuchni.
Z Cristiną i Marcelą pracowaliśmy w jednej partii. Od lat się przyjaźniłyśmy i nie wyobrażałyśmy sobie, że coś mogłoby zniszczyć naszą relację. Czasami zdarzały się małe spięcia, ale z każdego z nich potrafiliśmy wyjść obronną ręką. Nawet tajemnic nie miałyśmy przed sobą, bo wszystko sobie opowiadałyśmy. Przecież w przyjaźni najważniejsza była szczerość.
Cristina miała zaledwie dwadzieścia cztery lata, była z nas najmłodsza, ale za to mocno stąpała po ziemi. Piękna, ciemna blondynka o długich nogach, od której mężczyźni nie potrafili oderwać wzroku, a ona co robiła? Odtrącała każdego z nich.
Marcela za to była najstarsza z naszej trójki. Miała trzydzieści dwa lata, ale nigdy nie dała nam tego odczuć. Niska szatynka ciągle chodziła z głową w chmurach. Dla niej liczyły się marzenia, które postanowiła spełniać za wszelką cenę. Jej wiara w romantyczne historie, które za każdym razem kończyły się happy endem, nie raz doprowadzała nas do śmiechu.
I ja, Beatriz. Dwudziestoośmioletnia brunetka o krótkich i bardzo kręconych włosach. Uparta, zgryźliwa, za każdym razem musiałam postawić na swoim. I dzięki temu nikt ze mną nie zadzierał. Czy byłam pesymistką? Nie. Po prostu moje dobro liczyło się najbardziej.
Trzy singielki, które na razie nie marzyły o wielkich romansach i związkach.
Chociaż do końca nie byłam przekonana, co siedzi w głowie Cristiny. Bo w jej przypadku wielka i gorąca przygoda, taka zakazana, to mogłoby być to.
– To jak, oglądamy ten film? – zapiszczała Cristina.
– A gdzie masz to wino?
– Tutaj. – Zaczęła wymachiwać butelką, którą trzymała za plecami.
– Dawaj, bo już zdążyło zaschnąć nam w gardle – pospieszała ją Marcela. – A ty się znowu ociągasz.
Gdy rozkoszowałyśmy się trunkiem, który rozprowadzał przyjemne ciepło po ciele, byłyśmy w tak cudownych nastrojach, że zamiast oglądać kolejną przesłodką komedię romantyczną o miłości, która w prawdziwym świecie nie miałaby prawa się wydarzyć, uznałyśmy, że lepiej ten nasz czas poświęcić na coś innego. Czyli na ploteczki.
Oparłam się o zagłówek kanapy, położyłam nogi na stolik naprzeciwko i przymknęłam powieki. Słuchanie przyjaciółki, której spodobał się jakiś tam typek w dyskotece, było dość zabawne. Jak zwykle wydawało mi się, że chyba coś wyolbrzymia.
– Mówię wam! Nie uwierzycie, jakie z niego ciacho. Siedziałam i gapiłam się na niego z otwartą gębą – piszczała. – Nawet wyobraziłam sobie go bez koszulki. Boże! Aż na samą myśl mam mokro w majtkach.
– Bez koszulki? Czy bez gaci? – Wybuchnęłam śmiechem.
– Jedno i drugie.
– Co ty nie powiesz? Aż taki przystojny czy za dużo wcześniej wypiłaś?
– Żebyście go widziały. Do niczego nie był mi potrzebny alkohol, on mi wystarczył.
– Jak ma na imię? – zapytałam.
– A myślisz, że wiem. Nie chodził z plakietką na piersi, aby każdy mógł przeczytać jego dane.
– To nie podeszłaś do niego?
– Zwariowałaś? Że ja miałam podejść? On jest mężczyzną.
– A co w tym złego?!
– Jak ty chcesz znaleźć miłość swojego życia, jeżeli nie korzystasz z okazji?!
Przekrzykiwaliśmy się nawzajem.
– Jestem zdania, że jeżeliby mu zależało, to sam by podszedł. Nie będę latać za facetami jak niewyżyta suka.
– Wszystko w swoim czasie. Zresztą mamy równouprawnienie.
– A idź z tym równouprawnieniem, nie we wszystkim się ono sprawdza.
Kiedy to powiedziałam, wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem. Może i nie była tego typu kobietą, ale kiedy strzeli w nią strzała amora, to będzie robić jeszcze większe głupoty.
– Dzisiaj jest ta narada? – zmieniła temat, zanim na dobre zaczęłybyśmy z niej sobie żartować.
– Chyba tak. – Spojrzała na zegarek po drugiej stronie salonu. – Właściwie to zaczęła się może z dziesięć minut temu.
– Dawaj, puścimy i pośmiejemy się z tych kretynów, co tyle obiecują – zaproponowałam.
Może i się z nich śmiałyśmy, ale my również należałyśmy do partii, więc niektórzy tak samo myśleli o nas.
– Wiesz, że to dobry pomysł.
Marcela pospiesznie złapała za pilota, włączyła telewizor i zaczęła przeskakiwać po kanałach. W końcu udało jej się namierzyć transmisję. Pierwszy wystąpił przewodniczący, który jak zwykle zamiast odpowiadać na pytania, drążył mało ważne kwestie. To była jego taktyka opierająca się na tym, że jak zmieni temat i zagada zgromadzonych, to już nie wrócą do poprzedniego. Kogo interesowało, że w parku posadzono trzysta, zamiast dwustu sadzonek kwiatów?
Zastanawiało mnie, czy podejmą temat, który ostatnio poruszyłyśmy w piśmie do sejmu dotyczącym rozbudowy najstarszego teatru w mieście. Zaproponowałyśmy, aby na tyłach postawić małe pomieszczenie, gdzie będzie można stworzyć mały plac zabaw, na którym mogłyby zostać dzieci w czasie spektaklu, oczywiście pod opieką wyspecjalizowanej kadry. Tyle że oni uważali, iż to głupota i niepotrzebna strata pieniędzy. Ale jakby to był ich pomysł, to przecież nie przejmowałby się, że to zbędny wydatek.
Zdążyłyśmy już opróżnić kolejną butelkę i zajęłyśmy się następnym winem. Czas płynął nam nieubłaganie, a wyśmiewanie irracjonalnych pomysłów w stanie upojenia alkoholowego było jeszcze lepsze. W dodatku Marcela wyłączyła głos i naśladowała przewodniczącego, mówiąc, co jej ślina na język przyniesie, a to stanowiło istną komedię.
– Panie i panowie, zobaczcie na moje ubrania, przecież mnie nie stać. Robię zakupy w lumpeksie. Moja biedna żona musi sobie dorabiać, składając długopisy. Wiecie, ile schodzi jej na jeden? A wy co?! – Wygłupiała się, a my zanosiłyśmy się śmiechem.
Po pewnym czasie na ekranie pojawił się on! Armando! Wysoki, przystojny i wysportowany mężczyzna, który bardziej pasował na modela niż na polityka. Oczami wyobraźni widziałam już, jak przemierza wybieg, prezentując najmodniejsze kąpielówki.
Potrząsnęłam głową, aby odgonić ten obraz.
– Jak ja nie trawię tego człowieka. Zawsze podkrada moje pomysły i przedstawia to tak, że wychodzi na opak, a każdy wokół myśli, że to jego inicjatywa. On również nie porusza ważnego tematu. Kontynuuje rozważania przedmówcy, chociaż wcale nikt go o to nie prosił.
– A ten kretyn co teraz opowiada?! – zawołała Marcela.
Zaczęłam się śmiać.
– To, co mu kazali. Przecież widać, że wszystko czyta z kartki.
– Też uważam, że on nie ma swojego zdania i jest tylko marionetką partii – skwitowałam.
– Może i marionetką, ale za to jaką seksowną.
– Ty tak serio, Marcela? – Skrzywiłam się.
– Powiedz, że ci się nie podoba?
– Jest przystojny… – Zawiesiłam głos.
Ubrany był w idealnie dopasowany garnitur opinający jego mięśnie, a krawat pod szyją miał szczelnie zawiązany.
– Ale tak mi działa na nerwy!
– Beatriz, wiesz, że kto się czubi, ten się lubi?
– Nie w tym wypadku – zaprotestowałam.
– Oj, Beatriz, Beatriz, ciekawe, co byś zrobiła, jakbyście się znaleźli sami w pomieszczeniu, a nikogo by wokół was nie było. Te iskry… już to widzę oczami wyobraźni.
Przyjaciółki zaczęły się śmiać, a ja z niewiadomych przyczyn poczułam, że moje policzki oblały się rumieńcem. Przynajmniej była możliwość, że przez spożytą dawkę alkoholu dziewczyny się nie zorientują. Miały rację, bo Armando był bardzo przystojny, ale to nie zmieniało faktu, że był dupkiem. Za każdym razem, kiedy przebywaliśmy w jednym pomieszczeniu, aż iskrzyło, lecz to nie było tak, jak one to sobie wyobrażały. Gdy byliśmy sam na sam, miałam ochotę podejść i zdzielić go po twarzy, a odmienność zdania na niektóre tematy powodowała, że między nami nie było żadnej nici porozumienia. To był właśnie ten fakt, którego nie dało się zmienić.