- W empik go
Na tle tajemnicy procesu Ronikiera - ebook
Na tle tajemnicy procesu Ronikiera - ebook
„Na tle tajemnicy procesu Ronikiera”. Leo Belmont. Niesamowita historia kryminalna, która wstrząsnęła Warszawą na początku XX wieku. Bohdan Ronikier, polski pisarz i dramaturg, został w 1910 roku oskarżony o zabójstwo swojego szwagra Stanisława Chrzanowskiego. Proces, który toczył się z wielkim rozmachem, stał się wydarzeniem medialnym i wzbudził ogromne zainteresowanie opinii publicznej. Autor, Leo Belmont, przedstawia w swojej książce śledztwo, które doprowadziło do skazania Ronikiera. Przybliża również postać oskarżonego. Książka to fascynująca opowieść o miłości, zdradzie i zbrodni. To również obraz epoki, w której rozgrywa się akcja, a której charakterystyczne elementy, takie jak atmosfera ówczesnej Warszawy czy rola prasy, zostały wiernie oddane przez autora. „Na tle tajemnicy procesu Ronikiera” to obowiązkowa lektura dla wszystkich, którzy interesują się kryminologią, historią i literaturą.
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7639-531-9 |
Rozmiar pliku: | 72 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ostatnie słowa dzieła Bogdana Jaksy Ronikiera
„Hrabia na Rostocku błędny rycerz Słowiańszczyzny na rubieży XIV i XV wieku”.
Bardzo cudnych jego dziejów i przygód opowieść. Wyd. w Warszawie r. 1911.
ROZDZIAŁ I. POSIEW.
Oszronione nagie gałęzie topoli kołysały się cicho za oknami dworu Łuszczowskiego w szybko zapadającym zmroku grudniowego wieczora roku 1908.
Stasiowi oczy płonęły zachwytem, ręce splatały się czcią modlitewną.
Hrabia, wgłębiony w fotel, z ręką, delikatnie opartą na czole wysokiem, czytał z rękopisu głosem głęboko wzruszonym, przedziwnie melodyjnym:
„Błogosławieni, których Bóg przygarnął litościwie do promienistej świątnicy swojej, a nieprawości ich rozwiał, jak dym wilgnego ogniska.
„Błogosławieni, którym Bóg wypełł z serca kąkol ziemskiej uciechy, a posiał ziarenko swojego światła...
„Błogosławieni, których pobożne chuci Bóg zamienił w dzieło, a ducha prawego odnowił we wnętrzach ich grzesznych...
„Błogosławieni ślepi, których uwagi uszedł kał ludzkich namiętności, albowiem Bóg im za to da się przejrzeć w przeczystej obliczności Jego.
„Błogosławieni głusi, którzy nie słyszeli podszeptów piekielnych, albowiem Bóg im za to rozwiąże mowę gwoli wiekuistej sławy Swojej...
„Błogosławieni...
„Błogosławieni...
Tu głos hrabiego przycichł — był pełen namaszczenia — oczy napełniły się wielkim i szczerym smutkiem. Westchnął i czytał dalej:
„W przedniej nawie poważnej Pańskiej świątyni brać zakonna odmawiała gorliwie wieczorne pokutne modlitwy.
„Kościół był pusty i czuć było w tej uroczystej chwili, kiedy tylko garść białych mnichów za głównym ołtarzem słała gorliwie ku Niebu korne modły swoje, że Nieśmiertelny panuje tu bezwzględnie, że tu zasiada w pełnym blasku swej Boskiej chwały, by w gronie świętych i zbawionych sprawować Swe cudowne sądy.
„Świątynia była...
Hrabia przerwał:
— Oho, zrobiło się ciemno... Kiedyindziej przeczytam ci dalej.
Staś siedział jakby w odrętwieniu.
— Dlaczego ty nic nie mówisz? — spytał hrabia zdziwiony, lustrując chłopca przez monokl.
Ten nie odrazu odpowiedział.
— Podobało ci się?
— Czy mi się podobało?!... Ależ to jest cudowne!... Jak pan szwagier pisze! Mój Boże!... Ja myślę, że jak pan Bogdan skończy tę swoją powieść, to wszyscy przyznają, że to jest takie... takie, jakby sam Sienkiewicz pisał!
Hrabia uśmiechnął się:
— Mój Stasiu! — gdybym liczył tylko na sławę Sienkiewicza, złamałbym pióro. Dali mu Oblęgorek — i odczepili się od niego! Mojem marzeniem było mieć pomnik za życia. To jest możliwe!...
— Jak pan szwagier skończy i wyda tę powieść „Hrabia na Rostoku”... to wszyscy uwierzą w talent pana szwagra... Myślę nawet, że wtedy mama...
Chłopiec zawahał się:
— Co mama?
— Ej, nic...
— Powiedz!
— Nic... tylko, że mama kiedyś mówiła do tatusia, że pan szwagier chyba w nic nie wierzy... Ale mamusia myliła się... Takie rzeczy pisać może tylko człowiek głęboko wierzący!...
— Słuchaj, Stasiu!... wiem dobrze, że twoja mama nie chciała, abym ci dalej dawał lekcje. Bała się mojego złego wpływu? Przyznaj się!
— Nie!.. naprawdę nie!... Ale...
— Tak! tak!.. wiem dobrze!... Ach, twoja mamunia!
Hrabia powstał — szerokiemi krokami chodził po pokoju — nagle przystanął przed Stasiem i jął mówić w natchnieniu:
— Gdyby to w mojej leżało mocy, zbudowałbym w Łuszczowie klasztor najsurowszej reguły. Sam zostałbym przeorem. Przyjąłbym imię... imię Ojca Teodora... co znaczy po grecku Bohdan — dar Boży — przez Boga dany... Z klasztoru tego...........................ROZDZIAŁ II. ZIARNO KIEŁKUJE.
W dwa dni potem przed werandą stangret na koźle powozu oczekiwał panicza...
Bułany kręcił grzywiastą szyją i bił niecierpliwie nóżką, jakby obawiał się, że Staś spóźni się na pociąg.
Była wczesna godzina poranna.
Śnieg prószył.
Staś, pożegnawszy siostrę, która nie wychodziła z powodu choroby, zeszedł na dół do saloniku, aby pożegnać się ze szwagrem.
Hrabia przeląkł się na serjo:
— Ty bardzo źle wyglądasz, Stasiu. Blady jesteś — masz pod oczyma krążki.
I jakby uczuwszy wyrzut, że nie zajmował się gościem w ciągu dwóch poprzednich dni, tłomaczył się:
— Wybacz... Miałem tyle roboty... To ta oranżerja, którą chcę założyć na sposób nicejski, bo podobno mam zdolności na wielkiego ogrodnika. To znowu musiałem siedzieć przy Ksawerci — a nie chcieliśmy oboje krępować ciebie i sądziliśmy, że rad będziesz z samodzielności i przekładasz park nad pokój chorej. To znowu wczoraj musiałem jechać do Chełma i płacić weksle tych żydów... to jest: moje... I szukać znowu kredytu — napróżno... Nie masz pojęcia, co ja mam z temi żydami... Słowo honoru nie ma dla nich żadnego znaczenia — a weksle protestują!... Przez to zaś ty się nudziłeś.
— Ach, nie!... Spacerowałem cały dzień — sam jeden...
— Tak... tak... zmizerniałeś. Mama będzie miała teraz pretensję do........................