-
nowość
-
promocja
Na własnych warunkach - ebook
Na własnych warunkach - ebook
Księżniczka Lalia ukrywa się na malezyjskiej wyspie, żeby uniknąć zaaranżowanego małżeństwa z królem Aristedesem. Książę Dax, brat króla, zostaje wysłany, by sprowadzić ją na ślub. Ich spotkanie, rozmowy, wspólne chwile sprawiają, że Dax zaczyna pociągać Lalię jak żaden inny mężczyzna. Ich wspólne dni i noce są pełne szczęścia, jednak Dax chce być lojalny w stosunku do brata, a Lalia nie zamierza wywoływać skandalu. Tylko że ich powrót do kraju jak gdyby nic nie stało, nie jest już możliwy…
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Romans |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-291-2361-7 |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Odnalazł ją.
Dax odczuwał pełną satysfakcję, gdy w barze przy plaży ulokował się w odległym końcu sali, odpowiednio daleko od stolika, przy którym siedziała kobieta z laptopem przed sobą, skrywając twarz pod dużym kapeluszem przeciwsłonecznym.
Mogła być jedną z wielu turystek na pięknej malezyjskiej wyspie Langkawi, nazywanej rajem młodych i niezamożnych wędrowców. Dax wiedział, że kobieta w kapeluszu nie była zwykłą turystką, a już na pewno nie ubogą wędrowniczką. Bez trudu rozpoznał jej niezbyt dyskretnych ochroniarzy, dwóch krępych facetów, którzy wyglądali, jakby rozpaczliwie próbowali wtopić się w tłum, ale zupełnie im się to nie udawało.
Tajemnicza kobieta była księżniczką koronną Eulalią Sant Roman z Isla’Rosa, niewielkiego niezależnego królestwa na Morzu Śródziemnym. Daleko stąd.
Była przyszłą królową, wywodzącą się ze starożytnej linii władców, którzy walczyli, by chronić niezależność swojej małej wysepki.
Dax bardzo dobrze znał dzieje jej dynastii, ponieważ sam też nie był zwykłym podróżnikiem, pomimo szortów khaki i koszuli z krótkim rękawem. Był księciem koronnym Santangery, sąsiadującego z Isla’Rosa wyspiarskiego królestwa, pierwszym w kolejce do tronu, gdyby coś stało się jego bratu, królowi, lub gdyby brat nie miał dzieci. Dlatego właśnie potrzebowali tej kobiety...
Księżniczka Eulalia, czy też Lalia, jak na nią mówiono, została obiecana jego bratu w dniu, w którym się urodziła. Pakt zawarli ich ojcowie, dwaj zmarli już królowie, w celu zapewnienia trwałego pokoju w regionie po setkach lat wrogości i wojen.
Powiedzieć, że Lalia nie chciała zaaranżowanego małżeństwa, to nic nie powiedzieć. Dax pamiętał, że jej ojciec często odwiedzał Santangerę, ale córka towarzyszyła mu tylko kilka razy. W jego wspomnieniach była małą, ciemnowłosą dziewczynką, z ogromnymi oczami i powagą na twarzy.
Po śmierci ojca Lalia zdawała się doskonalić sztukę unikania przyszłego męża. Nawet teraz, na kilka tygodni przed planowanym ślubem, przyleciała do Azji. W przeciwieństwie do ochroniarzy, znacznie lepiej wtapiała się w tłum, zwłaszcza jak na kogoś tak pięknego.
Żołądek Daxa ścisnęły myśli, które rozpaczliwie ignorował.
Nie chciał ich.
Nienawidził się za to, że w ogóle pozwalał rodzić się tym myślom.
Jednakże żyły w nim, swoim niezależnym życiem, od czasu, kiedy spotkał ją pewnej nocy w klubie w Monte Carlo, ponad rok temu, pierwszy raz od wielu lat.
Lalia wyrobiła sobie opinię miłośniczki dobrej zabawy, mężczyzn, wina i tańca, przez co nadano jej przydomek Imprezowa Księżniczka. Dax z kolei był znanym playboyem. Co dziwne, mimo że w mediach pełno było ich zdjęć z tych samych imprez, w ciągu ostatnich lat nigdy na siebie nie wpadli.
Dax podejrzewał, dlaczego tak było, ale nie miał okazji powiedzieć tego księżniczce, aż do momentu, gdy zobaczył ją podczas inauguracji jednego z największych wyścigów samochodowych rok temu. Lśniła na parkiecie w zielonym jedwabnym stroju bez ramiączek, ze srebrnym paskiem wokół smukłej talii i na wysokich obcasach. Rozpuszczone włosy spływały na nagie ramiona. Przypominała słynne piękności, które zdobiły kultowy klub Studio 54 w Nowym Jorku w latach siedemdziesiątych, tylko że była o wiele piękniejsza. Kołysząc się, zamknęła oczy i sprawiała wrażenie, jakby tkwiła w swoim własnym świecie.
Zafascynowany, podszedł do niej, a kiedy się zbliżył, uniosła głowę i długo nie odrywała od niego wzroku. Jej oczy były ogromne, zielone, o migdałowym kształcie, z długimi rzęsami. Miała wykwintną strukturę kości, prosty nos, miękkie usta. Klasyczna piękność.
Dax, który był znawcą kobiet, poczuł się – jakie to banalne – jakby nigdy wcześniej nie widział prawdziwego piękna. Ta świadomość była jak cios w brzuch. Nie mógł oddychać.
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, w których wyczytał zaskoczenie i coś w rodzaju fascynacji. Widział, jak subtelnie dała znać swoim ochroniarzom, by pozwolili mu podejść. Tłum wokół nich nagle się rozpłynął, zamykając ich w niewidzialnej bańce. Przez chwilę tkwili tak, w bezruchu, aż mrugnęła, jakby wyszła z transu, a na jej twarzy pojawił się wyraz niesmaku.
Dax przysiągłby, że poczuł, jak chłodny wiatr muska jego skórę. Temperatura zdecydowanie spadła o kilka stopni. Ukłoniła się, choć raczej kpiąco.
– Książę Dax... Jakże miło pana spotkać, jest pan tu w swoim żywiole.
Dax był zaskoczony niewątpliwą pogardą w jej tonie. W końcu nigdy tak naprawdę nie spotkali się twarzą w twarz, a wkrótce stanie się częścią jego rodziny...
Mimo to poczuł się zobowiązany odpowiedzieć ukłonem.
– Mogę powiedzieć to samo o pani, Wasza Wysokość. Wydaje się, że lubimy te same imprezy, choć nigdy pani nie widuję.
Dramatycznie zbladła. Dax wyciągnął rękę, żeby ją podtrzymać. Miała skórę jak ciepły jedwab.
– Wszystko w porządku? – zapytał.
Odsunęła się od niego, słaby rumieniec powrócił na jej policzki.
– Proszę mnie nie dotykać!
Uniósł rękę w geście pojednania, zaskoczony jej agresją. Wówczas zerknęła w kierunku ochroniarzy i nagle Dax znalazł się za solidną ścianą mięśni.
Obserwował, jak schodziła z parkietu, zastanawiając się, co, do cholery, właściwie się stało.
– Hej, książę przystojniaku, chcesz zatańczyć?
Dax oderwał wzrok od miejsca, w którym zniknęła księżniczka Lalia i spojrzał w dół, na kobietę z przesadnie umalowaną twarzą, w sukni, która niczego nie zakrywała. Dopadło go tak głębokie poczucie znudzenia, że szybko wyszedł z klubu – akurat na czas, by zobaczyć znikającą w dali limuzynę, za którą podążali znani mu ochroniarze.
Dax od jakiegoś czasu nie miał własnej ochrony, mimo protestów brata. Czuł, że nie zasługiwał na ochronę.
Gdy patrzył, jak w dali znikają królewskie pojazdy, poczuł się, jakby właśnie coś stracił, chociaż za cel swojego życia obrał nieprzywiązywanie się do niczego i do nikogo, oprócz brata. Minęło dużo czasu, odkąd cokolwiek poczuł.
Tak było od dnia tragicznej śmierci matki; śmierci, za którą był odpowiedzialny. W nic nie angażował się emocjonalnie. Gdy pragnął kobiety, szybko zaspokajał fizyczne pragnienie, z wyłączonym sercem. Ale to, co wydarzyło się między nim a księżniczką Eulalią, wykraczało poza granice zwykłego pożądania.
Niestety, nie mógł nic z tym zrobić, ponieważ akurat ona była jedyną kobietą, której nie mógł nawet dotknąć. Obiecano ją jego bratu. Dlatego tu przyleciał, dlatego siedział w rustykalnym barze na plaży w Malezji. Kazano mu zabrać ją do Santangery, by mogła wypełnić swój obowiązek, poślubić jego brata i spłodzić jak następców.
Na myśl o niej, z bratem w łóżku, wewnętrznie się gotował, ale zaraz zganił sam siebie – była piękna, lecz nie mógł jej mieć i tyle.
Uśmiechnął się do siebie, bez radości. Nadszedł czas, by dać znać bratu, że wreszcie ją znalazł. Wyciągnął rękę, by podnieść telefon ze stołu, ale jego ręka nic nie znalazła. Po telefonie zostało puste miejsce. Rozejrzał się i dostrzegł małego malezyjskiego chłopca, który podawał księżniczce jego telefon!
Lalia uśmiechnęła się do chłopca i podała mu kilka monet. Chłopiec odszedł, zachwycony, licząc pieniądze.
Lalia wsunęła telefon do obszernej torby i dopiero wtedy raczyła spojrzeć w jego kierunku. Z daleka widział zieleń jej oczu. Wstał. Ochroniarze nawet nie drgnęli. Wtedy coś sobie uświadomił. Oparł się o drewniany filar obok jej stolika i skrzyżował ramiona na piersi.
– Od jak dawna wiesz, że tu jestem? – zapytał wprost, rezygnując z formalności.
– Wiedzieliśmy od razu, gdy wsiadłeś do samolotu w Kuala Lumpur. Śledziliśmy cię, odkąd wylądowałeś na Langkawi dwa dni temu.
Mówiła, nie patrząc na niego, zajęta układaniem czegoś na stole.
– Bawiło cię oczekiwanie na bycie odnalezioną?
Podniosła wzrok, ale nie spojrzała mu w oczy. Niezbyt subtelna zniewaga. Przyzwyczaił się, że kobiety go szanują. Ale dla niej był nikim.
– Nieszczególnie – odpowiedziała, wstając.
Dax zdał sobie sprawę, że Lalia ma na sobie turkusowo-niebieski kostium kąpielowy. Zwiewne pareo nie mogło ukryć jej idealnego ciała z krągłościami we wszystkich odpowiednich miejscach. Musiał podnieść wzrok, by nie zatopić się w głębokim dekolcie. Jej naturalnie oliwkowa skóra była dowodem na takie samo pochodzenie, jak jego, mieszankę krwi Hiszpanów, Włochów, Maurów i Greków.
– Czy mogę odzyskać mój telefon?
– To zależy od tego, do czego zamierzasz go użyć. Jeśli chcesz ujawnić moją lokalizację swojemu bratu, to nie, obawiam się, że nie.
Dax był bardziej rozbawiony niż zdenerwowany. Istniały inne sposoby skontaktowania się z bratem.
– Skąd wiesz, że jeszcze tego nie zrobiłem?
– Bo upewniłeś się, że tu jestem, dopiero gdy wszedłeś do baru.
– Więc ukradłaś mój telefon?
– Nie jestem złodziejką.
– Ale zatrudniłaś niewinne dziecko, żeby wykonało za ciebie brudną robotę. Jak to o tobie świadczy?
Zaczerwieniła się, co Dax uznał za niezwykle satysfakcjonujące, chociaż… O ileż bardziej satysfakcjonujące byłoby widzieć ją zarumienioną z podniecenia… Natychmiast przeklął swoją wyobraźnię.
– Cóż… Powiedziałam mu, że chciałam spłatać figla koledze.
Wyprostował się, sfrustrowany.
– Dość tego, księżniczko. Oboje wiemy, dlaczego tu jestem. Czas wrócić do domu i wypełnić obowiązki wobec mieszkańców Santangery.
– Santangera nie jest moim domem i nigdy nim nie będzie. Mam obowiązki wobec własnego ludu.
Dax przyglądał jej się, zaintrygowany zdecydowaną odmową. Pakt małżeński był istotny na wielu płaszczyznach. Co najważniejsze, miał na celu zapewnienie trwałego pokoju w regionie, gdzie wciąż kwitła nieufność między ludźmi w obu królestwach, co miało negatywny wpływ na rozwój gospodarczy, nawet w Santangerze. Niektórzy inwestorzy, których król Aristedes i Dax starali się pozyskać, zniechęcali się przez plotki o potencjalnej niestabilności, podsycane przez grupy rebeliantów, którzy wydawali się zdeterminowani, by wprowadzić chaos i nie pozwolić, by Ari poprzez swoje małżeństwo położył kres konfliktom. Jednakże ryzyko protestów było jednym z powodów, dla których pakt między Arim i Eulalią nie był promowany z takim rozgłosem, jak wcześniej. Wszyscy wiedzieli o tym od lat, ale szczegóły – takie jak data ślubu – miały zostać ujawnione dopiero tuż przed ceremonią, by zminimalizować ryzyko rebelii w obu królestwach.
– Wiesz, że poślubienie mojego brata spowoduje wzrost optymizmu w obu królestwach i położy kres działaniom buntowników – zauważył Dax. – Nie wspominając o zastrzyku kapitału na rozwój Isla’Rosa.
Mniejsze królestwo było znacznie biedniejsze. Santangera podążała z duchem czasu i szczyciła się kwitnącą, nowoczesną gospodarką. Isla’Rosa pozostawała daleko w tyle. A szkoda, bo była to urocza wysepka, z zachwycającą średniowieczną stolicą, idyllicznie zielonymi wioskami i dziewiczymi plażami. Potrzebowała jedynie odrobinę nowoczesności.
– Twój ojciec wyrządził swojemu królestwu krzywdę, nie pozwalając na szybszy rozwój – kontynuował.
– Nie ośmielaj się wspominać mojego ojca – zareagowała natychmiast. – Był wielkim królem, kochanym przez lud.
Dax wzruszył ramionami.
– Nie zaprzeczam. Ale nasi ojcowie zbyt głęboko utknęli w przeszłości. Santangera rozwinęła się pod rządami mojego brata, Ari może zrobić to samo dla Isla’Rosa. Wiesz o tym.
– Wiem również, co ja mogę zrobić dla Isla’Rosa, kiedy zostanę królową! Sama.
Podniosła torbę, w której trzymała jego telefon i przeszła wokół stołu. Wzrok Daxa przesunął się po długich, zgrabnych, nogach i ładnych stopach w lekkich sandałach.
– Dokąd idziesz?
– Do miejsca, gdzie się zatrzymałam.
– Masz mój telefon.
– Jeśli chcesz go odzyskać, musisz pójść ze mną.
– Nie zamierzam spuszczać cię z oczu.
Coś przemknęło przez jej twarz, ale zniknęło, zanim Dax zdążył rozszyfrować, co to było. Mieszanka strachu i czegoś jeszcze? Ale dlaczego miałaby się go bać?
Wyszła z baru w momencie, gdy podjechał lekko poobijany samochód, z którego wyskoczył kierowca. Jeden z jej ochroniarzy przytrzymał otwarte tylne drzwi. Księżniczka z gracją wsiadła.
Dax przeszedł na drugą stronę, otworzył drzwi i usłyszał jej lodowaty głos.
– Możesz jechać z przodu z Pascalem.
Dax patrzył na nią przez dłuższą chwilę, zaintrygowany jej wrogością.
– Jak sobie życzysz – powiedział wreszcie.
Usiadł na przednim siedzeniu obok ochroniarza, który wydawał się równie nieprzyjazny jak księżniczka. Ruszyli. Tuż za nimi podążał inny samochód, prawdopodobnie z drugim ochroniarzem. Przynajmniej była bezpieczna…
Przez kwadrans jechali główną drogą, z typowymi malajskimi domami po obu stronach, zbudowanymi wysoko nad ziemią, by zapewnić im chłód w upalne dni. Na poboczu dzieci bawiły się z psami i kurami. W pewnym momencie wyprzedził ich motorower z czterema pasażerami. Typowy widok w Azji Południowo-Wschodniej.
Zanim Dax zdążył się zorientować, skręcili w polną drogę wiodącą do przystani, gdzie znajdowało się malownicze molo, obok którego na wodzie kołysały się dwie łodzie.
Zatrzymali się i szybko wyszli z auta. Dax rozglądał się, zaskoczony.
Lalia weszła na molo i po malajsku powitała pracującego tam mężczyznę. Tymczasem ochroniarze umieścili torby z zakupami w mniejszej łodzi i zaraz przeszli do drugiej, która przypominała mały jacht.
Księżniczka wsiadła do mniejszej łodzi, odwróciła się i spojrzała na Daxa.
– Idziesz?
– Czy mam wybór?
– Nie, jeśli chcesz odzyskać telefon.
– Mogę zdobyć inny. Wiem już, gdzie jesteś.
Wzruszyła ramionami.
– Jak chcesz. Myślałam, że masz mnie zabrać z powrotem, ale jeśli chcesz zaryzykować moje ponowne zniknięcie...
Dax zacisnął zęby. Tajemnicza wycieczka zaczynała działać mu na nerwy. Ale był tu, żeby ją zawieźć do domu, więc nie mógł pozwolić jej zniknąć, czym właśnie groziła. Mogła znowu wsiąść do samolotu i polecieć dokądkolwiek.
Wszedł do łodzi. Lalia siedziała sztywno na siedzeniu z tyłu, niczym królowa, którą wkrótce miała się stać. Nie miał wątpliwości, że byłaby potężną władczynią. Wyczuwał w niej moc.
Silniki zawarczały i obie łodzie ruszyły. Przez chwilę trzymali się linii wybrzeża, zanim wypłynęli na pełne morze. Gdy Dax zaczął się zastanawiać, dokąd zmierzają, tuż przed nimi pojawiła się niewielka wyspa z bujną roślinnością i białą plażą. Na szczycie wzgórza widniała drewniana konstrukcja, która przypominała mały tajski pałac z misternymi dekoracjami na dachu. Silnik zamilkł, gdy kierowca skierował łódź do pontonu zacumowanego niedaleko brzegu. Większa łódź pozostała na świetliście zielonej wodzie.
Księżniczka wstała i przeniosła kilka toreb na ponton. Potem opuściła łódź. Dax poszedł za nią, coraz bardziej zdezorientowany. Kierowca podał mu torby z warzywami, owocami i innymi produktami. Po chwili ich łódź odpłynęła, by dołączyć do większej, zakotwiczonej w pewnej odległości od brzegu.
Dax spojrzał na księżniczkę, która obserwowała go z podejrzanie triumfalnym błyskiem w zielonych oczach.
– Co to, do cholery, jest? Dokąd mnie przywiozłaś?
– To wyspa Permata. „Klejnot” po malajsku. Należała do mojej matki, a teraz należy do mnie.
– Dlaczego łódź odpłynęła? Jak mam się stąd wydostać?
– Nie ma jak. Chyba że poproszę Pascala i Matthew, żeby po nas przypłynęli. Nie polecam pływania – zaśmiała się. – W wodzie są niebezpieczne prądy, chociaż wygląda na spokojną.
Wściekły na nią i na siebie, Dax wyciągnął rękę.
– Mój telefon, proszę!
Księżniczka uniosła palec, jakby właśnie coś sobie przypomniała. Otworzyła torbę i grzebała w niej z uśmiechem przez długie minuty.
Frustracja Daxa rosła z każdą sekundą.
– Do cholery, księżniczko…
– Mam!
Nie przestając się uśmiechać, uniosła w górę telefon, by po chwili… wrzucić go do wody.
– Ups. Niezdara ze mnie. Przepraszam.
Chwyciła torby wypełnione zakupami i ruszyła w stronę plaży oraz wzgórza za nią. Dax po prostu stał, oszołomiony, wpatrzony w miejsce, w którym zniknął jego telefon.
Eulalia zatrzymała się i obejrzała.
– Jesteśmy tu sami, więc jeśli chcesz coś zjeść, musisz przynieść pozostałe torby. Do willi prowadzą wysokie schody, nie chcesz robić dwóch podejść, prawda?
Dax spojrzał na szereg wypchanych toreb na pontonie, potem w górę, potem na morze, gdzie ich łódź powoli znikała za linią horyzontu. Druga łódź, pusta, kołysała się łagodnie na morzu, zakotwiczona daleko od brzegu.
Dax miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Jeszcze nikt go tak nie zaskoczył. Tymczasem Lalia zrobiła to z bezwzględną precyzją. Porwała go, nie stosując przemocy.
Bezradny i rozbawiony, ruszył za nią, uginając się pod ciężarem zakupów.