- W empik go
Na widoku - ebook
Na widoku - ebook
Karolowi coraz bardziej doskwiera codzienna rutyna – i ta w życiu zawodowym, i w prywatnym. W poszukiwaniu choćby odrobiny ambitniejszego wysiłku intelektualnego zaczyna interesować się podejrzanymi jego zdaniem działaniami firmy, z którą współpracuje jako informatyk. Prowadzone z pomocą przyjaciela niewprawne amatorskie śledztwo uruchamia niespodziewanie ciąg zdarzeń, który rzuca ich obu na niespokojne pogranicze polsko-ukraińskie, gdzie biegłość poruszania się w cyfrowym świecie nie ma znaczenia, a potrzebna jest raczej dobra kondycja i umiejętność obsługi karabinka snajperskiego.
Kategoria: | Sensacja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7564-678-8 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Na pewno nie chcesz żadnego drinka? Te połączenia smaków są naprawdę oryginalne, co nie znaczy, że wszystkie udane.
– Na pewno – uśmiechnęła się szeroko. – Będę wracała autem, mam nocleg pod miastem. A dziwnych smaków się nie boję, pamiętasz, że moja mama jest Brytyjką, a babka Węgierką? Naprawdę eklektyzm gastronomiczny mam zakodowany w genach.
– Fakt. To może skoro się nie napijesz, to wracając do pierwotnego tematu… Skoro już mamy za sobą zwiedzanie i wymianę najważniejszych informacji, powiedz mi, z czym przybył na konferencję Marek?
– A to jest najśmieszniejsze – odparła Leighton, biorąc ostrego nachosa i rozsiadając się wygodnie. – Prezentowali z jakimś bodaj prezesem wyniki analizy efektywności zarządzania dostępnością maszyn produkcyjnych. Co ciekawe, użyli do gromadzenia informacji naszych starych modułów, a wszystko opakowali w rzekomo niezmiernie innowacyjne algorytmy sztucznej inteligencji, pozwalające na przewidywanie problemów w produkcji.
– Powiadasz? Ta SI to stara bajeczka Marka, aczkolwiek trochę mnie to… zbiło z tropu. Same moduły miały być zarzucone.
– Poczekaj – machnęła ręką. – To jeszcze nic. Nie tylko użyli ich ponownie, ale odwołali się do wyników naszych badań!
– Piekło zamarzło! – odrzekł z udawanym oburzeniem, dodając po chwili poważnie: – Między innymi przez te badania już mnie tam nie ma.
– Wiem. Nie powołali się na nie jednak w kontekście pozytywnym. Raczej udowadniali, nazwijmy to, błędy analityczne, które mieliśmy popełnić. Może nie personalnie, ale całość poprzednich wyników była podważana na gruncie metodologii.
– I nie ubodło cię to? – podniósł nieco ton. – Bo ja mam ochotę mu przywalić. Metodolog się znalazł z bożej łaski.
– Nie ubodło zbyt mocno, bo jeśli się zastanowić, cała argumentacja opierała się nie na rzeczywistych pomyłkach, a raczej na patrzeniu przez pryzmat nowszych analiz. Tych właśnie, z którymi przyjechali. Jeśli stare badania się z tym nie zgadzają, to przecież musi znaczyć, że były źle zrobione, nawet jeśli nie bardzo są w stanie powiedzieć, gdzie dokładnie był błąd. Czy taka argumentacja w ogóle cię u niego dziwi? – Przekrzywiła głowę, patrząc z zainteresowaniem na reakcję
– Tak po prawdzie to nie. Ale, ale! – Wziął szybkiego łyka. – Ciekawi mnie, skąd wzięli dane pozwalające w ogóle na wyjście z takimi wnioskami.
– Najpewniej z zaprzyjaźnionego przedsiębiorstwa. Był z jakimś człowiekiem, który sprawił na mnie wrażenie nie do końca na miejscu. Pewnie jakiś miejscowy prezes z ambicjami do wystąpienia jako pożal się boże naukowiec.
– Pewnie tak. – Urwał, nie wiedząc, co miałby więcej powiedzieć.
Spojrzał w okno restauracji. Nad Rynkiem zalegała już ciemność wieczora, rozświetlona światłem lamp, witrynami lokali i migotliwymi ekranami telefonów komórkowych ludzi krążących pomiędzy kolejnymi przybytkami gastronomicznej rozpusty. Niektórzy co odważniejsi siedzieli w przylegających do wejść ogródkach, pomimo chłodniejszych powiewów wiatru kołyszących nielicznymi płomieniami promienników gazowych. Karol błądził chwilę wzrokiem po twarzach ludzi na zewnątrz, zauważając w końcu znajome rysy. Nie odwracając głowy, zwrócił się do Leighton:
– Świat jest wciąż mały. Spójrz za okno.
Odwróciła głowę, niemal od razu wychwytując, o co mu chodziło. Przy ogródku, ubierając się po wyjściu z sąsiedniego lokalu, stał dopiero co wspominany przez nich Marek w towarzystwie dwóch innych mężczyzn.
– Co ciekawe, jest z nim Irga. Jedynie tego trzeciego nie znam.
– To właśnie gość z konferencji – odpowiedziała uprzejmie, wyjaśniając wątpliwości.
– Najadłaś się? – spytał znienacka Karol, zbijając ją z tropu tak raptowną zmianą tematu.
– Tak, dlaczego? – Jedną z jej ciekawych umiejętności była zdolność do podtrzymania konwersacji mimo jej ostrych wiraży.
– Chciałbym przejść się za nimi, ciekawi mnie, gdzie się zatrzymali i kim jest ten człowiek.
– I dowiesz się tego, oglądając jego plecy? – zakpiła w swoim stylu.
– Nie, ale może coś wymyślę. Czego wymagasz od człowieka, który wypił? Rozsądku? – uśmiechnął się uroczo. – Będzie mi miło, jeśli potowarzyszysz mi w spacerku. Jeśli nie, to chętnie bym się zobaczył jeszcze jutro.
Leighton przeprowadziła szybką kalkulację w głowie, uwzględniając godzinę, poziom najedzenia, własną ciekawość i obawę o stopień alkoholowego wyluzowania swojego towarzysza.
– Pójdę z tobą, przynajmniej po wszystkim cię odwiozę, żebyś się nie szwendał bóg wie gdzie.
– Dzięki – odrzekł, wstając i idąc zapłacić, po czym wrócił szybkim krokiem i narzucił na siebie kurtkę.
Wyszli przez drzwi, rozglądając się, gdyż obserwowani mężczyźni zdążyli opuścić ogródek. Na szczęście chłodniejszy wiosenny wieczór spowodował, że większość ludzi siedziała w lokalach, przez co wypatrzenie trzech postaci na płycie Rynku nie stanowiło problemu. Karol podał ramię Leighton i szybkim krokiem udali się w ślad za mężczyznami. Zachowując bezpieczny dystans, doszli z powrotem pod budynek Kupca, skąd droga prowadziła dalej ulicą Półwiejską.
– Chyba wiem, gdzie mogą nocować – powiedział Karol. – Gdzie masz auto?
– Na placu Wolności
– Możesz po nie pójść i odebrać mnie spod hotelu Andersia? Wpiszesz w GPS, to niedaleko. Od strony Starego Browaru.
Leighton uniosła jedną brew, lecz kolejna szybka kalkulacja co do zasadności i skuteczności perswazji wypadła niekorzystnie, gdyż skinęła tylko głową i szybko odbiła w prawo, kierując się pod górę. Karol nadal podążał powoli przed siebie, aż po dłuższym spacerze jego domysły potwierdziły się, gdy mężczyźni udali się do wejścia górującego nad Starym Browarem hotelu. Tam przystanęli, dyskutując i żegnając się z jednym spośród swego grona. Karol podszedł kilkadziesiąt metrów, stając w cieniu bilbordów z widokiem na wejście. Nie czekał długo, gdy obok niego zatrzymał się samochód z uchylonym oknem.
– Wsiadasz? – zapytała Leighton. – Tu nie można stawać.
– Sekundę, poczekaj – poprosił, wsiadając i nie odrywając oczu od wejścia.
Dwóch mężczyzn podało ręce trzeciemu i udało się do dużego białego SUV-a na parkingu przed wejściem. Leighton westchnęła niecierpliwie, lecz uciszył ją gestem. SUV powoli wycofał, po czym wyjechał na drogę i potoczył się w dół, zmierzając do wyjazdu na jedną z głównych arterii miasta.
– Jedź, proszę, za nim – powiedział.
Drugie auto niespiesznie podążyło za SUV-em i po krótkim postoju na światłach ruszyli w odległości kilku samochodów za poprzednikiem. Początkowo trasa prowadziła w kierunku dworca, jednak już niebawem znaleźli się na szerokiej alei Mieszka I. Pomimo pory ruch w okolicy sypialnianych osiedli północnej części miasta był dość spory i kilkukrotnie Leighton musiała wykonać gwałtowne manewry, by nie utracić kontaktu wzrokowego z poprzedzającym samochodem. W miarę jak zbliżali się do ostatniego skrzyżowania przed pętlą, stawało się wszak jasne, że rozdzielą ich co najmniej dwie zmiany świateł. SUV przymierzał się do skrętu w prawo, a za nim ustawił się już sznurek aut. Karol widząc, to położył rękę na dłoni Leighton i powiedział:
– Jedź prosto. Domyślam się, dokąd mogą jechać.
– Na pewno? To drugie przeczucie, jak ich zgubimy, to po ptakach.
– Nie wierzę by wjeżdżali w osiedle, a więc pojadą albo na Umultowo, albo na Morasko – wyjaśnił szybko. – Ryzyk-fizyk, spróbujemy ich capnąć naokoło. Nadal umiesz jeździć ostrzej?
– Umiem. Ale jak by co, ty płacisz – zaśmiała się pod nosem, zmieniając gwałtownie pas i przelatując przez skrzyżowanie niemal w tej samej chwili, w której SUV skręcił na nim w prawo.
– Za pętlą w lewo i do drugiego przejazdu, pokażę ci.
Auto szybko przecięło północne obrzeża osiedla, po czym przekraczając towarową obwodnicę, znalazło się na asfaltowej drodze pośród typowo wiejskiej zabudowy. Popędzili nią chwilę, aż Karol kazał skręcić pomiędzy nowe domki jednorodzinne. Pojazdem zaczęło trząść na nieutwardzonej drodze.
– Zabiję cię, moje zawieszenie – syknęła Leighton, niespecjalnie zachwycona myślą o cierpiącej zbieżności kół.
– Uwierz mi, tamtędy, którędy oni jadą, jest gorzej.
Po chwili zabudowania zakończyły się, a droga biegnąca wzdłuż pola wyraźnie dobiegała do innej, poprzecznej, przy której stał dom z klasycznej cegły.
– Wyłącz światła, czekamy – zakomenderował.
Leighton wygasiła światła i niemal od razu na zaroślach po prawej pojawiła się poświata reflektorów zbliżającego się samochodu. Kilkadziesiąt sekund później znajomy pojazd przejechał poprzeczną drogą, kolebiąc się mocno i wznosząc tuman kurzu.
– Mówiłem? Jedźmy za chwilę za nim – ucieszył się.
Dalsza droga nie zajęła im długo, gdyż po krótkiej przejażdżce wśród rezydencji i wiejskich dworków śledzony samochód wtoczył się wolno przez bramę na duże podwórze. Leighton przejechała, nie zwalniając przed nią i zatrzymując się dopiero za najbliższym zakrętem.
– To chyba koniec przejażdżki? – zapytała.
– Tak. Muszę tylko zapisać sobie adres – odpowiedział, notując szybko w telefonie i nie wyglądając wcale na zniechęconego. – Ogólnie to możemy wracać.
Jego towarzyszka westchnęła ciężko, wjeżdżając ostrożnie z pobocza na asfalt i rozglądając się za ewentualnym zagrożeniem w postaci pędzącego po wsi auta.
– Leighton? – zapytał.
– Tak? – odpowiedziała, nie odrywając wzroku od jezdni.
– Dzięki. – Uśmiechnął się, ściskając ją lekko za ramię.
– Nie ma za co. Czasem trzeba zrobić coś dziwnego – odrzekła po chwili, prowadząc z powrotem w kierunku łuny unoszącej się nad miastem, lecz Karol nie słuchał jej już, próbując wymyślić plan na to, co dalej.