- W empik go
Na własną rękę - ebook
Na własną rękę - ebook
Szwedzkie miasteczko, jesienny krajobraz i morderstwo z zimną krwią.
Jest jesień, w ogrodach owocują jabłonie, a na rabatach kwitną astry. W jednym z domów zostaje brutalnie zamordowany mężczyzna, pracujący w opiece społecznej. Wszyscy opisują go w superlatywach - empatyczny, towarzyski, lojalny i inteligentny. Jednak policjantka Sara podejrzewa, że ofiara coś ukrywała. Przecież nikt nie jest bez skazy. Zawsze istnieje jakaś przyczyna zabójstwa. Im bardziej policja zagłębia się w tę sprawę, tym mroczniejsze sekrety wychodzą na jaw.
To druga część serii o Sarze Vallén, ale może być czytana jako osobna powieść.
Idealna dla fanów Stiega Larssona i Jo Nesbø!
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-280-1401-1 |
Rozmiar pliku: | 692 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– W końcu – wyszeptał. – Nareszcie.
Pocałował ją, wtulając się w jej ramiona. Jego ciepło rozchodziło się po całym jej ciele.
Oddychała spokojnie. Jego zapach, usta i miarowe uderzenia serca sprawiały, że czuła się rozluźniona. Duże dłonie głaskały jej włosy.
Ubrania leżały w nieładzie na podłodze.
Ich nagie ciała połączyły się i zaczęły poruszać w jednym rytmie. Osiągnęła orgazm o wiele wcześniej, nim on doszedł. Wkrótce potem musieli się rozstać. Za każdym razem było im coraz trudniej.
Cicho i niepostrzeżenie zmierzała pustymi ulicami w stronę domu. Najpierw szła Slagtoftavägen, a później skręciła w prawo w Storgatan. Powietrze było mroźne i szczypało ją w policzki, a gwiazdy błyszczały na czarnym niebie. Przeszła obok pustego o tej porze komisu samochodowego Månssona. Jak zawsze czuła niepokój i obawiała się, że ktoś ją zobaczy i będzie śledził, a wtedy wszyscy się dowiedzą, co potajemnie robiła. Nie mogła pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia. Ono zwykle powracało do niej późną nocą już od wielu miesięcy, czyli dokładnie od momentu, kiedy go poznała. Człowieka, którego kochała nad życie. Zacisnęła pięści i wytężyła wzrok. Była napięta do granic możliwości i ledwo oddychała. Cały czas miała się na baczności i rozglądała z obawą dookoła. Nie miała pewności, co może stanowić dla niej zagrożenie.
Nagle usłyszała za sobą suchy trzask. To mógł być żwir pod czyimiś butami. Serce zaczęło jej mocno bić. Odwróciła się tak szybko, że długi warkocz zatoczył łuk w powietrzu, ale nic nie dostrzegła. Nikogo tam nie było. Powtarzała sobie, że musiało jej się coś przesłyszeć, ale jeszcze przez chwilę stała bez ruchu, by uspokoić puls. Następnie ruszyła szybkim krokiem obok centrum handlowego Sandahls. Przemknęła niepostrzeżenie przez starówkę w Hörby, aby w ciągu kilku minut znaleźć się w domu.
Zwinęła się na łóżku, przepełniona miłością, jednak nie mogła się do końca rozluźnić, bo wciąż towarzyszył jej niepokój. Rodzice już spali. Nawet przez zamknięte drzwi słyszała głośne chrapanie ojca.2
Tobias wyszedł szybko na parking, otworzył drzwi swojego samochodu i lekko się pochylił, żeby usiąść na miejscu kierowcy. Usłyszał za sobą jakiś hałas, jednak nie zdążył się odwrócić, bo ktoś złapał go za szyję, jednocześnie mocno przytrzymując jego głowę. Nie był w stanie złapać powietrza i zaczął mieć mroczki przed oczami. Czuł, że uchwyt wokół jego szyi się zaciska, a w uszach coraz bardziej mu szumiało. Nagle coś zaświtało mu w głowie, ale nie mógł zebrać myśli.
Przez krótki moment wydawało mu się, że prawie rozpoznaje napastnika. Nie potrafił jednak nic wymyślić.
Starał się jakoś wyswobodzić z uścisku, jednak im bardziej próbował, tym bardziej zaciskało się ramię na jego szyi, a jemu samemu zaczynało brakować powietrza. Oddychał tylko nosem, aby odrobinę się uspokoić. Był dobrze zbudowany i wysokiego wzrostu, jednak czuł, że napastnik był od niego większy. Musiał zachować jasność umysłu, by mieć jakieś szanse w tym pojedynku.
Mężczyzna za nim oddychał ciężko. Tobias czuł ciepło jego oddechu na karku. Równocześnie czuł mieszankę potu i nietypowych, męskich perfum.
– Już nigdy się z nią nie spotkasz – wysyczał mężczyzna do jego prawego ucha.
Tobias miał wrażenie, jakby wszędzie unosiły się drobinki metalu.
Od razu zrozumiał, o kogo chodzi. Próbował odpowiedzieć, ale nie mógł wydobyć z siebie ani słowa.
– Ostrzegam cię po raz pierwszy i ostatni.
Tobiasowi huczało w głowie. Serce biło mu tak mocno, że omal nie wyskoczyło z piersi.
– Nie patrz – warknął mężczyzna.
Uścisk ustał, a potem Tobias usłyszał oddalające się kroki, jednak nie odważył się ruszyć, aż odgłosy całkowicie nie ucichły.
Drzwi do samochodu nadal były otwarte. Telefon komórkowy leżał na siedzeniu. Wybrał 112, jednak zawahał się i rozłączył. Wsiadł do auta, wyjechał z parkingu i skręcił w lewo w Slagtoftavägen, przejechał jakiś kilometr do wjazdu na E22, a potem skierował się w lewo, na południe, w kierunku Lund. W połowie drogi dopadły go jednak gwałtowne drgawki i musiał zatrzymać się na poboczu. W tym samym momencie usłyszał dźwięk przychodzącego powiadomienia w telefonie.3
Komisarz Sara Vallén powoli się wybudzała, jednocześnie szukając ręką telefonu komórkowego. Odetchnęła z ulgą, gdy zegar w komórce pokazał godzinę ósmą. Przez szpary w żaluzjach słońce uparcie wpadało do pokoju. To dawało jej nadzieję. Kocham jesień – pomyślała Sara, przeciągając się w łóżku.
Dzisiaj miała zeznawać w sądzie przeciwko Peterowi Matssonowi. Cała sprawa trwała już dość długo, a dziś był jej przedostatni dzień. Z niecierpliwością czekała na jutrzejsze rozstrzygnięcie. Potem ten rozdział w życiu Sary miał się definitywnie zakończyć. Sprawa głównie dotyczyła znęcania się mężczyzny nad swoją żoną. Vallén naprawdę jej współczuła, choć jednocześnie była poirytowana tym, że Linda pozwoliła, by trwało to tak wiele lat. Komisarz wiedziała jednak, że kobietom narażonym na przemoc w związku zazwyczaj bardzo trudno było przerwać toksyczną relację. Z czasem uznawały one agresję za normalne zachowanie. Spójrz na siebie – pomyślała, odgarniając dłonią włosy, które opadały jej na twarz.
Spuściła nogi z łóżka, siadając, a następnie energicznie poruszała całym ciałem, chcąc dodać sobie nieco animuszu. Nie mogła pozbyć się jednak uczucia niepokoju.
Lato niedawno się skończyło, a jej już się wydawało, że było to całe wieki temu. Nigdy nie zapomni tego, co wtedy przeżyła. Był to z pewnością jeden z najgorszych okresów w jej życiu. Nie zdołała uratować od śmierci młodego chłopaka. Jej syn Johannes został aresztowany za przestępstwo, którego nie popełnił, a kolega po fachu Peter Matsson okazał się wilkiem w owczej skórze i podstępnie ją wykorzystał. Dziś jednak ujawni jego prawdziwe oblicze.
Tego lata zrozumiała, jak kruche jest ludzkie życie i jak ważni są rodzina i przyjaciele.
Sara weszła pod prysznic i pozwoliła, by gorąca woda nieco ją rozluźniła. Przy okazji zbadała swoje piersi, jak to miała w zwyczaju od czasu, gdy po raz pierwszy miała mammografię. Chyba nie czuję nic niepokojącego – pomyślała, zakręcając kurek z wodą.
Ubrania przygotowała jeszcze poprzedniego dnia. Przymierzyła je i od razu stwierdziła, że musi założyć coś innego. Nie mogła zdecydować się na żaden konkretny strój. W końcu wyciągnęła z szafy czarne dżinsy, białą koszulkę i czarną marynarkę. Połączyła to z butami, które kupiła w Simrishamnie. – Patrzcie, nadchodzę – zwykł mówić Jonny, gdy zakładała je do pracy. Uśmiechnęła się na tę myśl. Nie bez powodu były jej ulubionym obuwiem. Wyróżniały się pięknymi haftowanymi wstawkami w jasnych kolorach na tle ciemnej skóry.4
Sara szła szybkim truchtem wzdłuż Kalendegatan w stronę budynku sądu rejonowego w Malmö. Pomachała na powitanie recepcjonistce i weszła po schodach na piętro. Tam czekała już na nią oskarżycielka posiłkowa Marit Ståhl.
– Cholerne miasto. Nie ma gdzie zaparkować, a wszędzie kręci się straż miejska.
– Tak to jest w większych miastach. Dobrze, że jeżdżę na rowerze. Czy myślałaś już nad swoimi zeznaniami?
– Tak – odpowiedziała Sara – i nadal nie jestem w stanie zrozumieć, jak mogłam się w nim zakochać. Tym bardziej że przez tyle lat pracowałam, przeciwdziałając podobnym przestępstwom.
– Takie sprawy jak twoja nie zdarzają się wcale tak rzadko, jak mogłabyś przypuszczać – stwierdziła Marit.
– Wiem i wcale mnie to nie dziwi – westchnęła komisarz. – Jednak nie mogę się pogodzić z tym, że choć przez chwilę to akceptowałam. A przecież już na początku naszej relacji widziałam niepokojące sygnały, ale i tak mu uległam.
Sara zamilkła. Prokurator specjalizujący się w sprawach dotyczących funkcjonariuszy policji Stig Malmsten wkroczył do poczekalni praktycznie w tym samym momencie co Peter Matsson ze swoim obrońcą i po chwili wywołano sprawę. Wszyscy podążyli w kierunku sali rozpraw i zajęli wyznaczone miejsca. Prokurator, Sara Vallén i jej oskarżycielka posiłkowa Marit Ståhl usiedli po jednej stronie, a oskarżony i jego adwokat po drugiej.
Komisarz z chęcią w ogóle nie spojrzałaby na Petera, ale zmusiła się do tego. Wytrzymała jego spojrzenie, dopóki on sam nie spuścił wzroku.
Choć w sali panował ziąb, Sarze płonęły policzki. Przypomniała sobie Ritę Anker mówiącą, że takie rzeczy zdarzają się nawet najlepszym i to nie ona powinna się wstydzić, tylko on.
Kolejno zabrali głos oskarżyciel i obrońca. Następnie przystąpiono do przesłuchań Rity Anker i dowódczyni nocnej zmiany Malvy Gran. Później zabrał głos patolog. Czas powoli płynął naprzód. W końcu i Sara doczekała się możliwości wypowiedzi. Obrońca obrał jednak agresywną taktykę, więc musiała się bardzo pilnować, by nie stracić nad sobą panowania.
– Z pewnością jakoś sprowokowała pani Petera Matssona? – zapytał adwokat, wskazując na podejrzanego.
– Co pan przez to rozumie?
– Tutaj ja zadaję pytania – warknął z wyższością.
– Nie mogę odpowiedzieć, jeśli nie wiem, o co chodzi – odparowała Sara, przeszywając go wzrokiem.
– W porządku, spróbuję zapytać inaczej – powiedział obrońca. – Miewa pani nagłe i niespodziewane zmiany nastroju?
Komisarz spojrzała na adwokata ze zdziwieniem.
– Nie. Nic mi o tym nie wiadomo.
– Jednak prawdą jest, że trenuje pani judo? – Tak.
– I że kiedyś zastosowała pani techniki tej sztuki walki na pewnym mężczyźnie. W dodatku odbyło się to poza salą ćwiczeń?
– Tak, ale było to w stosunku do człowieka, który mi się narzucał.
– Więc jednak jest pani chwiejna emocjonalnie. Czy użyła pani przemocy również w stosunku do Petera Matssona?
– Co?
Sędzia poruszył się niespokojnie i zmarszczył czoło. Oskarżycielka posiłkowa wstała, ale prowadzący rozprawę nakazał jej usiąść i powiedział:
– Czy obrońca byłby tak miły i przeszedł do sedna?
– Tak, oczywiście. Peter Matsson ma obrażenia świadczące o tym, że był narażony na przemoc ze strony powódki. Więc może pani Vallén nie umie opanować swoich emocji? To nie byłby pierwszy raz, gdy straciła nad sobą kontrolę.
Komisarz nie mogła uwierzyć własnym uszom.
Prokurator wstał i zapytał:
– Co to za obrażenia, wcześniej o niczym takim nie było mowy?
– Tak, o co chodzi? – spytali jednocześnie Marit Ståhl i sędzia.
– Chciałbym dołączyć kilka zdjęć do akt sprawy.
Sędzia skinął głową, a adwokat podszedł i przekazał mu materiał dowodowy. Kopie wręczył prokuratorowi i oskarżycielce posiłkowej. Na zdjęciach widniała ta sama data co przy obdukcji Sary po pobiciu. Peter miał niewielką rankę koło prawego oka i na obojczyku oraz siniaka wielkości niewielkiej monety na brodzie.
Sędzia wyglądał na niezadowolonego.
– Co to ma być? Chciałbym zachować pewien merytoryczny poziom dyskusji. Świadek nie musi odpowiadać na to pytanie – powiedział prowadzący rozprawę, zwracając się wprost do Sary.
– Przecież obowiązuje zasada co do dowolności środków dowodowych – odpowiedział obrońca, robiąc przy tym kwaśną minę.
– Pan adwokat wyraźnie chce udowodnić, że otarcia widoczne na tych zdjęciach są równoważne z obrażeniami, jakich doznała Sara Vallén. Jak już mówiłem, nie zniżajmy się do tego poziomu.
Obrońca zaprotestował, ale nie doczekał się żadnej reakcji ze strony sędziego.
Przesłuchania trwały cały dzień. Oskarżycielka posiłkowa Sary złożyła wniosek o odszkodowanie. Vallén poczuła wielką ulgę, kiedy w końcu wyszła z sali sądowej. Nagromadzone wcześniej napięcie odrobinę z niej zeszło. Ståhl poklepała ją po plecach.
– Dobrze poszło – powiedziała.
– Tak, ale było cholernie ciężko.
– Rozumiem twoje uczucia. Skontaktuję się z tobą po ogłoszeniu wyroku. Prokurator nie przewiduje innej możliwości niż przestępstwo kwalifikowane, a to oznacza naruszenie nietykalności cielesnej bliskiej osoby. Wszyscy są przekonani, że Peter Matsson zostanie skazany z tego paragrafu.
Zanim Sara pojechała do domu, zadzwoniła jeszcze do Rity.
– Właściwie to nie odczuwam ulgi, jedynie pustkę. Pustkę i smutek, ale dziękuję, że byłaś dziś w sądzie – powiedziała komisarz, gdy Anker spytała ją, jak się czuje.
– To typowa reakcja – stwierdziła Rita. – To, co się stało, już się nie odstanie. Nie ma na to rady. Nasz system prawny też jest taki, a nie inny.
– Tak to już jest. Najważniejsze jednak, że Peter na sto procent nie będzie mógł pracować w policji. To dobra wiadomość. Takie postępowanie całkowicie skreśla jego dalszą karierę w tym zawodzie.5
Sara właśnie miała wyjść z domu, gdy usłyszała telefon. Właściwie tego przedpołudnia cały czas ktoś do niej dzwonił. W momencie kiedy zamykała drzwi, usłyszała dźwięk swojej komórki.
– Cześć, tu Marit Ståhl.
– Cześć.
– Masz chwilę?
– Tak, jasne. Czy zapadł już wyrok?
– Tak, decyzją centralnej komisji dyscyplinarnej policji Peter Matsson zostanie zwolniony, a wyrokiem sądu skazano go na rok i cztery miesiące więzienia. Ty natomiast otrzymasz odszkodowanie w wysokości dwudziestu pięciu tysięcy koron.
Komisarz parsknęła z niedowierzaniem.
– Rok i cztery miesiące? Czy taka jest cena za wieloletnie znęcanie się nad żoną i pobicie policjantki? To nie brzmi zbyt optymistycznie.
– Masz rację, ale z drugiej strony to wcale niemało, biorąc pod uwagę, że nie wszystkie akty przemocy udało się udowodnić i dokładnie przedstawić. Ponadto straci pracę i nie dostanie w przyszłości żadnej innej, w której miałby jakikolwiek kontakt z ludźmi.
Sara ponownie parsknęła.
– Jasne, ale to słabe pocieszenie. Czy on w ogóle ma odłożone jakieś pieniądze? Jakie odszkodowanie dostanie Linda Matsson?
– Siedemdziesiąt tysięcy.
Vallén usłyszała, że Marit bardzo nie podoba się ta decyzja.
– Siedemdziesiąt tysięcy, to jest chore. Za tyle lat cierpienia.
– Wiem. – Sara zdała sobie sprawę, że za bardzo się irytuje. – Na szczęście to wszystko już się skończyło. Choć zawsze jeszcze może się odwołać od wyroku.
– Tak, zobaczymy. Nie zdziwiłabym się, gdyby to zrobił.
– Ja też nie. Jeśli jednak się na to zdecyduje, jestem przekonana, że wyrok będzie jeszcze surowszy.
– Masz rację, Do usłyszenia.
– Wszystkiego dobrego, Saro. Po tych słowach Marit Ståhl rozłączyła się.
W międzyczasie Sara doszła do restauracji La Cucina na Hantverksgatan, weszła do środka i zajęła miejsce przy oknie.
Po chwili podszedł kelner i podał jej menu.
– Dzień dobry. Witamy. Czy podać pastę arrabbiata? – zapytał z uprzejmym uśmiechem.
– Tak, poproszę to, co zwykle – odpowiedziała komisarz. – I jeszcze wodę gazowaną.
Po obiedzie Vallén wróciła do biura, by kontynuować pracę. Sprawa, nad którą obecnie pracowali, wydawała się nie mieć końca, choć cały czas poruszali się naprzód.
O wpół do piątej komisarz zdecydowała się pójść do domu, ale gdy zakładała kurtkę, znów zadzwonił telefon.
– Typowe – wymamrotała, wściekła, że musi odebrać. – Sara Vallén, właśnie wychodzę z pracy.
– Dzień dobry, z tej strony oficer dyżurny. Przykro mi, że muszę przeszkodzić, ale na ogródkach działkowych Västra Sommarstaden para staruszków znalazła zwłoki mężczyzny. Musi pani zająć się tą sprawą. Mundurowi już są w drodze. Zadzwoniłem też po techników. Proszę się odezwać, jak będzie pani na miejscu.
– Przyjęłam – westchnęła Sara, kończąc rozmowę i wychodząc na korytarz, by zawołać kolegów. Rita wyjrzała ze swojego biura.
– Martwy facet na ogródkach działkowych – powiedziała krótko komisarz.
Kilka radiowozów było zaparkowanych wzdłuż Maskinvägen i w małej alejce przy Palettskolan. Główna brama ogródków działkowych był otwarta, a za nią stała karetka i samochód policyjny. Niebieskie światła były z daleka widoczne na tle ciemniejącego nieba, a przed taśmą zabezpieczającą zebrali się ciekawscy gapie. Sara i Rita dostały się w końcu na odgrodzony teren i weszły do ogrodu pełnego jabłonek, uginających się pod ciężarem jesiennych owoców. Para starszych ludzi stała na żwirowej ścieżce w pewnej odległości od altanki. Personel karetki zaopatrzył ich w jasnoniebieskie koce.
– Dzień dobry – przywitała się Sara, wyciągając dłoń. – Nazywam się Vallén, jestem komisarzem policji i będę prowadzić śledztwo w tej sprawie. To jest inspektor Rita Anker. Komisarz wskazała na swoją wysoką blond koleżankę, która stała tuż za nią.
– Roland Bruhn – powiedział mężczyzna nieco beznamiętnym głosem.
– Anja Bruhn – przedstawiła się kobieta, a jej głos wyraźnie
się łamał. – Nic z tego z mężem nie rozumiemy. Kto mógł dokonać takiej zbrodni?
– Tego jeszcze nie wiemy – odparła Sara, poprawiając koc, którym owinięta była kobieta. – Myślę, że powinni państwo pojechać do szpitala. Tam na pewno dojdziecie do siebie. Później możemy porozmawiać o wszystkim, co tu zaszło. – Komisarz wskazała na karetkę.
– Nie chcemy jechać tym samym pojazdem co nieboszczyk – wyszeptała Anja Bruhn. Jej podbródek drżał, a szczęki zaciskały się nerwowo.
– Oczywiście, że nie – odpowiedziała Sara. – Denat zostanie przewieziony do prosektorium dopiero następnym kursem. Mogą być państwo spokojni.
Mężczyzna skrzywił się i złapał za serce, komisarz przez chwilę myślała, że dostał zawału.
– Zawołajcie kogoś – krzyknęła w stronę karetki.
W ciągu kilku sekund pojawił się ratownik medyczny. Vallén wskazała na Rolanda Bruhna. Mężczyznę, wbrew jego protestom, zaprowadzono do ambulansu. Anja Bruhn nadal stała w miejscu, błądząc wokół niewidzącym wzrokiem.
– To na pewno nic poważnego, ale teraz musimy przejść do karetki, która zawiezie państwa do szpitala. To jedyne wyjście. Idziemy!
Rita, mówiąc to, była jednocześnie bardzo zdecydowana, ale i uprzejma. W międzyczasie Sara podeszła do niewielkiego domku, gdzie spotkała wychodzącego z niego lekarza sądowego.
– Coś okropnego. – Medyk zrobił grymas obrzydzenia. – Bardzo dużo śladów dźgania nożem na całym ciele. Moim zdaniem to niesłychanie brutalna napaść. Powyrywane paznokcie, widać, że ofiara była torturowana. Technicy już są i zabierają ciało do prosektorium.
Patolog ponownie skrzywił się, kiwnął głową i odszedł. Komisarz zobaczyła jeszcze, jak mężczyzna wita się z Ritą, i uśmiechnęła się na widok jego wyprostowanej sylwetki. W końcu mógł porozmawiać z osobą o takim samym wzroście jak jego.
Anker wytarła buty o wycieraczkę i położyła dłoń na ramieniu Sary, wchodząc do domku letniskowego.
Ofiara nadal leżała na podłodze. Vallén aż odrzuciło na ten widok. Kurwa – pomyślała. – Lekarz miał rację. Tu miały miejsce prawdziwe tortury.
– O cholera! A niech mnie! Co tu się stało? – wykrzyknęła z varmlandzkim akcentem Rita.
Szef techników Ove Ovesson odwrócił się w ich stronę. Wcześniej stał schylony nad zwłokami, grzebiąc w czymś, co przypominało paznokcie.
– Podcięto mu gardło. Wcześniej był torturowany, ma ślady przypalania na twarzy i wyrwane paznokcie. Zobaczymy, co patolog powie na temat genitaliów. Wyraźnie widać krew na spodniach.6
Szefowa okręgu Beatrice Larsson siedziała na brzegu biurka, patrząc na Sarę i jej czteroosobowy zespół dochodzeniowo-śledczy. Kobieta stukała dwoma palcami o blat. U nasady jej włosów pojawiły się krople potu.
– Ofiara nie miała przy sobie dokumentów, ale po przeanalizowaniu rejestru osób zaginionych mamy podejrzenia co do tożsamości denata. Wczoraj zgłoszono zaginięcie niejakiego Tobiasa Klingströma, prawdopodobnie jednak nie widziano go już od kilku dni. Wszystko wskazuje, że to jest on, jednak będziemy musieli jeszcze poprosić rodziców o identyfikację. To z pewnością nie będzie należało do przyjemnych zadań. Saro?
– Tak, zaraz zabieramy się do pracy. Nie jestem pewna, co mam sądzić o tym morderstwie. Z jednej strony mamy tu do czynienia z niepohamowanym atakiem wściekłości, z drugiej strony tortury świadczą o pewnym kalkulowaniu działań sprawcy, który kontrolował swoje impulsy.
Komisarz spojrzała na swoich współpracowników. Jonny Svensson i Torsten Venngren zostali tu oddelegowani z oddziału w Malmö. Jörgen Berg opierał się o framugę drzwi, a Rita stała przy oknie.
– Nienawiść – stwierdziła Anker, klaszcząc w dłonie.
– Tak, to bardzo prawdopodobne – zgodził się Berg.
– Istnieje takie prawdopodobieństwo – przychyliła się Sara. – Musimy zacząć od najważniejszych rzeczy. Najpierw identyfikacja.
– Czy mam zadzwonić do Klingströmów i umówić się z nimi w prosektorium? – zapytał Torsten.
Komisarz skinęła głową na potwierdzenie. Było jasne, że Venngren jest najlepszą osobą do wykonania tego zadania. Potrafił się zachować niezależnie od sytuacji i wywołanych przez nią uczuć.
– Ty zajmiesz się sprawdzeniem Tobiasa Klingströma. Zobaczysz, co można o nim znaleźć w sieci, z kim się spotykał i tak dalej – powiedziała Vallén, wskazując na Jörgena, który skrzywił się, jakby właśnie ugryzł coś kwaśnego.
– Nie wiemy jeszcze, czy to na pewno on.
– Teraz to nie gra żadnej roli, musimy podjąć jakieś działania. Poza tym istnieje duże prawdopodobieństwo, że to właśnie jest nasza ofiara.
Berg wzruszył tylko ramionami, ale posłusznie wyszedł z pokoju Beatrice Larsson i zabrał się do pracy.
Svensson wskazał palcem na siebie.
– A ja?
– Zadzwoń do patologa i zapytaj, czy mają już jakieś wyniki i co udało im się ustalić. Komisarz odpowiadała mechanicznie na wszystkie pytania. W myślach tworzyła już możliwe scenariusze rozwoju wypadków.
Zarówno Torsten, jak i Jonny wyszli z biura. W pomieszczeniu pozostały już tylko trzy kobiety.
– Chodź ze mną – powiedziała nagle Sara, zwracając się do Rity, po czym energicznie wstała i skierowała w stronę drzwi.
– Pamiętajcie, że tożsamość denata musi być potwierdzona, zanim zaczniemy poważniejsze działania – zawołała za nimi szefowa okręgu.
Komisarz tylko machnęła ręką na słowa przełożonej. Była wystarczająco doświadczona, by móc zignorować tego typu zbędne wskazówki.7
Torsten szedł w stronę posterunku policji, czując żal i wyrzuty sumienia po wizycie w szpitalu. Powinien móc zidentyfikować zwłoki na podstawie karty dentystycznej. Rodzice nie musieliby wtedy oglądać syna w takim stanie, to był dla nich straszny szok. W placówce medycznej panował kliniczny chłód i nie było miejsca na empatię. Można było to załatwić w bardziej profesjonalny sposób – pomyślał, wycierając pot z czoła.
Babie lato się skończyło, a powietrze zrobiło się chłodne i krystalicznie czyste. Liście na drzewach zmieniły barwę na jesienne odcienie pomarańczy i czerwieni. Owoce jarzębiny przypominały płomienie. W ciągu miesiąca i tak wszystko stanie się brudne i smutne. Pola na obrzeżach Lund zamienią się w ciemne mokradła.
Gdy znalazł się w budynku, poczuł przyjemne ciepło rozchodzące się po jego ciele. Następnie udał się na piętro, pokonując truchtem schody. Od razu wszedł do biura Sary. Komisarz siedziała z Ritą przy komputerze. Były tak zajęte czytaniem informacji na ekranie, że ledwo zauważyły Torstena.
– To on, Tobias Klingström – powiedział Venngren. – Matka go zidentyfikowała.
Vallén i Anker spojrzały na właśnie przybyłego funkcjonariusza. Obie machinalnie skinęły głowami.
– Dobrze, że już znamy jego tożsamość. Co powiedzieli rodzice? – zapytała Sara, mrużąc oczy. Szybko otworzyła je szerzej, ponieważ wiedziała, że sprawia tym wrażenie, iż się wywyższa.
– Czy to odpowiedni moment, by podkreślać swoją pozycję? – zareagował Venngren.
– Wiesz, że robię to nieświadomie – odparła powoli komisarz.
Torsten tylko kiwnął głową.
– Odpowiadając na twoje pytanie, mogę tylko stwierdzić, że byli zbyt zszokowani, by coś konkretnego powiedzieć. Potrzebowali pomocy lekarskiej, a potem czekali na przyjazd księdza. W porządku?
– Przepraszam, nie chciałam być niedelikatna. Musimy jednak uzyskać od nich wszystkie możliwe informacje.
– Jutro – odpowiedział Torsten. – Jörgen na pewno znajdzie wystarczająco dużo danych, byśmy mogli wyrobić sobie jakieś zdanie na temat ofiary.8
Samira obudziła się niewyspana, niemal natychmiast czując ogarniający ją niepokój. Wiedziała, że coś się stało. Usłyszała skrzypnięcie i szybko usiadła na łóżku.
– Dlaczego tak stoisz i mi się przyglądasz? – zapytała po szwedzku ojca, który patrzył na nią w milczeniu, ze skrzyżowanymi ramionami i uniesionymi brwiami.
Przykryła się kołdrą.
– Powiedz coś, muszę wstać i pojechać do Lund. Za godzinę mam seminarium – kontynuowała, starając się zachować spokojny ton głosu, choć czuła się niepewnie.
Ojciec nadal nic nie mówił, więc nie wytrzymała i krzyknęła:
– Wyjdź z mojego pokoju.
Mężczyzna odwrócił się na pięcie. Widziała po jego postawie, że jest zły, a może nawet wściekły. Wymamrotał coś pod nosem w ich ojczystym języku. Usłyszała jedynie koniec zdania, który brzmiał jak „z dala”.
Samira szybko wstała i błyskawicznie się ubrała. Weszła do kuchni, gdzie siedziała jej mama, załamując ręce.
– Coś ty najlepszego zrobiła? – jęknęła na widok córki.
Czy oni coś wiedzą? Nie, to niemożliwe. Była przecież taka ostrożna. Poczuła, że ogarnia ją przerażenie. W oczach matki widziała pogardę.
– Nic. Przecież nic nie zrobiłam – zarzekała się po szwedzku, łamiącym się głosem. – Nic.
Poszła do łazienki, by zrobić sobie makijaż. Umyła też zęby. Weszła do przedpokoju, omotała głowę chustą i otworzyła drzwi wejściowe. W tym samym momencie usłyszała ciężkie kroki ojca za sobą, więc ruszyła biegiem w dół schodów. Wywróciła się jednak na ostatnich stopniach i uderzyła głową o kamienną posadzkę. Szybko się podniosła i wybiegła przez bramę. Dotarła do przystanku autobusowego dokładnie w momencie, gdy kierowca zamykał już drzwi, ale ponownie otworzył je, kiedy zapukała, dziwnie się jej przy tym przyglądając. Nie poprosił o bilet, więc Samira przeszła na tył autobusu, siadając z twarzą zwróconą do okna.9
Większość studentów była już na miejscu. Jedynie Martin zareagował na jej przybycie. Jego mina świadczyła o tym, że coś jest nie tak. Wstał, wziął ją za rękę i wyprowadził z sali.
– Jesteś cała zakrwawiona – wyszeptał jej do ucha.
Samira instynktownie podniosła ręce do twarzy. Skóra była lepka i nosiła ślady zadrapań.
Oboje szybko udali się do toalety dla niepełnosprawnych, gdzie dziewczyna przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. Nie mogła uwierzyć, że wcześniej nie zauważyła, iż tak mocno krwawiła. Odkręciła kurek z gorącą wodą i przemyła twarz. Martin sprawdził przyczynę tego stanu rzeczy i znalazł niewielką ranę na głowie.
– Nie wygląda to na coś poważnego. Myślę, że wystarczy zwykły opatrunek.
Chłopak wyszedł z łazienki, by poszukać apteczki. Samira w międzyczasie zdjęła poplamiony krwią biały wełniany sweter, wywróciła go na drugą stronę i zawiązała sobie w pasie.
Jej policzki płonęły i czuła, że zaraz się rozpłacze. Nie zdawała sobie sprawy, że upadek ze schodów tyle ją kosztował. Jej przyjaciele mogli to opacznie zrozumieć.
Po zaopatrzeniu rany Martin i Samira ostrożnie weszli do sali wykładowej, napotykając gniewne spojrzenie profesora.
– Wiecie, co myślę o spóźnieniach – rzucił w ich stronę.
Pokiwali głowami i zajęli miejsca. Wykładowca wznowił prowadzenie zajęć.
– Spotkasz się dzisiaj z moją siostrą? – zapytał Martin.
Samira pokręciła głową.
– Chyba nie. Wiesz, czy jest teraz na uniwersytecie?
– Nie mam pojęcia, ale mogę to sprawdzić.
– Nie trzeba. Później do niej zadzwonię – powiedziała dziewczyna i szybko opuściła salę w momencie, gdy do środka zaczęli wchodzić studenci, którzy mieli zacząć kolejny wykład. Samira odwróciła się i zobaczyła jeszcze, że Martin chciał pójść za nią, ale utknął w tłumie młodych ludzi. Dziewczyna sama dotarła na następne zajęcia.
W czasie przerwy obiadowej zadzwoniła do Elin, jedynej osoby, której mogła się zwierzyć. Jednak nawet jej nie mogła wyjawić powodu swojego porannego zachowania.
– Przewróciłam się na schodach, jak biegłam rano na autobus – powiedziała Samira, co właściwie było zgodne z prawdą. Znały się już od wielu lat, ale nie zawsze mogły o wszystkim porozmawiać. Elin kochała rodzinę Samiry. Gdy przyjaciółka przychodziła w odwiedziny, stwarzano pozory normalności. Być może dziewczyna czegoś się domyślała, ale nigdy głośno o tym nie mówiła.
– To się mogło źle skończyć. Jak się czujesz? Mogłaś sobie skręcić kark.
– Nie przesadzaj. Nie było aż tak niebezpiecznie. Martin dobrze się mną zajął. Żałuję tylko, że tak pobrudziłam mój ukochany sweter.
– Nie masz się czym martwić. Kupisz sobie nowy. Przecież rodzice dają ci wszystko, czego zapragniesz. – Elin zachichotała.
– Wcale tak nie jest.
– Tylko żartowałam – stwierdziła przyjaciółka. – Ale cieszę się, że nic ci nie jest.
– Chcę cię tylko uprzedzić, że Martin z pewnością będzie trochę koloryzował, opowiadając ci tę historię.
Samira pożegnała koleżankę i tego dnia nikt już więcej jej nie pytał o to, co się stało. Tylko Martin trochę wodził za nią wzrokiem, ale z jakiegoś powodu nie nawiązywał więcej rozmowy.10
– To wiemy – powiedziała Sara, wskazując na tablicę, gdzie wcześniej zapisała nazwiska i nazwy miejsc związanych ze sprawą i połączyła je strzałkami. – Tobias Klingström pracuje jako pracownik socjalny w wydziale do spraw dzieci i młodzieży w Hörby. Albo raczej powinnam powiedzieć „pracował”.
– W Hörby, w tej dziurze – zawołał pogardliwie Jonny Svensson.
Sara rzuciła mu szybkie spojrzenie.
– Nie ma go od poniedziałku, nie pojawił się też w pracy, a jego rodzice zgłosili zaginięcie następnego wieczora. Nie był wcześniej notowany, rozmawiałam również z jego aktualną szefową. Gdy tylko zakończymy nasze spotkanie, pojadę do Hörby, zobaczyć na własne oczy, gdzie pracował. Torsten i Rita zajmą się przesłuchaniami rodziców. Będą tutaj o dziesiątej.
Sara odwróciła się w stronę Jörgena.
– Skontaktujesz się ponownie z patologiem i dowiesz się, co ustalił. Potem zajmiesz się wynikami badań techników. Ove Ovesson z pewnością będzie miał coś ciekawego do powiedzenia.
Berg tylko skinął głową. Siedział przed komputerem, a jego palce zwinnie poruszały się po klawiaturze.
– Jonny, porozmawiasz z parą właścicieli domku na ogródkach działkowych.
– Dlaczego zawsze przydzielasz mi rozmowy ze starszymi ludźmi?
– Ktoś musi się tym zająć.
Svensson wzruszył ramionami i westchnął zrezygnowany. Jednak nie próbował się wykłócać. Sara pożegnała kolegów i przeszła do swojego biura, by wykonać telefon. Po kilku sygnałach usłyszała głos w słuchawce.
– Opieka społeczna, Karin Thorsson.
– Dzień dobry, nazywam się Sara Vallén i jestem komisarzem policji w Lund. Chciałabym przyjechać do Hörby, by z panią porozmawiać na temat Tobiasa Klingströma. Przypuszczam, że pani wie, iż znaleziono go martwego.
– Tak, słyszeliśmy o tym. Ta cała sprawa bardzo nami wstrząsnęła. Tobias był bardzo lubiany.
Sara zwróciła uwagę na dobór słów. Czyli gdyby nie był lubiany, to nie zrobiłoby na nich wrażenia – pomyślała. Jednak nie skomentowała wypowiedzi kobiety.
– Chciałabym teraz do państwa przyjechać, jeśli to możliwe. Rozmawiałam wcześniej z pani szefową Gertrud Hagberg.
– Oczywiście, trzeba działać szybko. Może pani przyjechać w każdej chwili. Większość z nas pracuje dziś w biurze, właśnie skończyliśmy zebranie organizacyjne.
– W takim razie zaraz wsiadam do auta. Powinnam być na miejscu w ciągu czterdziestu minut.
Krajobraz za oknem był pełen pięknych, jesiennych barw, ale Sara była tak pochłonięta myślami i skupiona na jeździe, że prawie niczego nie zauważała.
– Dlaczego czułam się winna, kiedy Peter się nade mną znęcał? I dlaczego nie zakończyłam tej relacji przy pierwszej nadarzającej się okazji? – pomyślała, choć dobrze znała odpowiedzi na te pytania. Ponieważ moje związki z mężczyznami zawsze są destrukcyjne – przyznała sama przed sobą.
Dwoistość własnej natury była dla niej ewidentna. Z jednej strony chciała dla siebie jak najlepiej, ale z drugiej uważała, że zasługuje na złe traktowanie. Starała się o tym nie myśleć, lecz nie mogła wyrzucić tego całkiem z głowy.
Sama nie potrafiła odpowiedzieć na pytania, które zawodowo zadawała innym kobietom narażonym na przemoc ze strony mężczyzn. Komisarz przypomniała sobie adwokata, który chciał udowodnić, że jest tak samo winna jak Peter Matsson. Ona też tak wielokrotnie myślała, jednak w trakcie procesu uświadomiła sobie, że to kompletna bzdura. To dziwne, jak umysł potrafi podsuwać nam różne rozwiązania – rozmyślała, skręcając z E22 w stronę centrum miasta. Nagle uświadomiła sobie, że zdecydowanie przekroczyła obowiązujący limit prędkości, i od razu przestała myśleć o Peterze Matssonie.
Zaparkowała samochód przed budynkiem opieki społecznej przy Slagtoftavägen 1. Obiekt był stary i w ewidentnie złym stanie, a na jednym z balkonów stał palący papierosa mężczyzna.
– Chciałabyś tu do mnie przyjść? – zapytał ze skańskim akcentem.
Od razu było widać, że jest pijany. Może takie zachowania są tu typowe – pomyślała Sara. – A może odwrotnie. Wydawało jej się to bardzo dziwne.11
Nacisnęła dzwonek do drzwi, ale nikt się nie pojawił. Ponowiła próbę, po czym w końcu usłyszała kroki. Otworzyła jej kobieta.
– Dzień dobry, Karin Thorsson – powiedziała i wyciągnęła dłoń na powitanie.
– Sara Vallén z policji.
Komisarz zaraz po wejściu do środka ze zdziwieniem odkryła, że wszędzie panował bałagan. Przejeżdżając wcześniej obok budynku gminy, który wyglądał bardzo nowocześnie, zakładała, że siedziba pomocy społecznej będzie podobnie urządzona. Karin Thorsson z uśmiechem wprowadziła Sarę do sali konferencyjnej i wskazała miejsca przy dużym stole.
– Czy chce pani porozmawiać teraz z pracownikami? – zapytała, ale komisarz potrząsnęła głową.
– Najpierw chciałabym zamienić kilka słów z panią, później mogę się jeszcze spotkać z kilkoma osobami z personelu, jeśli mają jakieś istotne informacje do przekazania. Szczególnie z tymi, którzy dobrze znali Tobiasa.
Karin Thorsson przez chwilę się zastanawiała.
– W takim razie najlepiej będzie porozmawiać ze Staffanem. – Dlaczego akurat z nim?
– Znali się z Tobiasem bardzo dobrze i byli przyjaciółmi również poza godzinami pracy.
Komisarz tylko skinęła głową.
– Proszę opowiedzieć o Tobiasie – zachęciła.
– No cóż, był wolnym duchem, pozytywnie nastawionym do pracy, kolegów i ogólnie do wszystkich ludzi.
– Co myśleli o nim współpracownicy? – zapytała Vallén.
– Był bardzo lubiany. Sprawiał, że inni czuli się potrzebni. Troskliwy i uważny człowiek.
– Jak zachowywał się w ostatnim czasie? Chodzi mi o ewentualną zmianę nastawienia lub inne oznaki świadczące o tym, że coś go trapi.
– Jeśli mam być szczera, to, moim zdaniem od kilku miesięcy był trochę przygaszony. Jednak tylko czasem miałam takie wrażenie. Wydawało mi się, że dotyczyło to spraw sercowych, ale nie mogę mieć stuprocentowej pewności. Kiedyś słyszałam, jak mówił przez telefon „kocham cię”.
– To znaczy, że nie miał zwyczaju zwierzania się ze swoich kłopotów?
– Nic mi o nich nie wspominał.
– Czy mogłaby pani powiedzieć coś więcej na jego temat?
Sara przyglądała się dokładnie kobiecie, by dostrzec jakiekolwiek oznaki wahania. Karin Thorsson nie czuła się swobodnie w trakcie przesłuchania, ale nie wyglądała też na kogoś, kto kłamie lub coś ukrywa.
– On jest, to znaczy był, wysoki, dobrze zbudowany i łatwo nawiązywał kontakty, towarzyski i dojrzały emocjonalnie. I to w wieku zaledwie trzydziestu lat. Intelektualista, ale bardziej praktyk niż teoretyk. Bywały chwile, że potrafił być bardzo gadatliwy, ale zdarzały się też „ciche dni”. Mniej więcej tyle mogę o nim powiedzieć.
Komisarz słuchała wypowiedzi kobiety, pomrukując i potakując. Gdy przesłuchiwana opierała się o krzesło, Vallén robiła to samo.
– W jakich sytuacjach bywał rozmowny?
– Gdy mieliśmy zebrania lub przerwę na kawę. Kiedy cały zespół był obecny, wtedy często zabierał głos.
– A kiedy był bardziej milczący?
Karin Thorsson zastanawiała się przez moment.
– Gdy pracował nad jakąś sprawą, zawsze sprawiał wrażenie całkowicie pochłoniętego swoimi obowiązkami. Nawet gdy siedzieliśmy razem w biurze, zajmując się konkretnymi przypadkami, niewiele mówił.
Komisarz tylko skinęła głową.
– Czy miał jakichś wrogów?
– Nic mi o tym nie wiadomo, ale trudno mi w to uwierzyć. Był naprawdę sympatyczny i ceniony zarówno przez podopiecznych, jak i kolegów z pracy.
Komisarz przez chwilę zastanawiała się nad słowami kobiety i nagle przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Postanowiła dalej drążyć ten temat.
– Czy mogłaby pani sprecyzować, co miała na myśli, mówiąc „przygaszony”?
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.