Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Na własnych zasadach - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
8 marca 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Na własnych zasadach - ebook

“Na własnych zasadach” to niezwykła podróż ku wolności i autentyczności. Ta inspirująca książka zaprasza Cię do odkrywania potencjału, który tkwi w życiu na własnych warunkach. W tej książce, poprzez osobiste doświadczenia i historie, ukazuję, jak wyzwolić się spod wpływu społecznych oczekiwań i zacząć kształtować swoją własną rzeczywistość. To nie tylko książka, to przewodnik, który pomoże Ci zdefiniować własne cele, znaleźć pasje, i budować autentyczne relacje. Niech ta podróż stanie się dla Ciebie inspiracją do stawiania czoła wyzwaniom z odwagą i pewnością siebie. Nie czekaj na lepszy moment, zacznij żyć na własnych zasadach już teraz! Przygotuj się na fascynującą podróż, która odmieni Twoje spojrzenie na życie. Kup tę książkę i zacznij pisać własną historię wolności i spełnienia. Wierzę, że spotkamy się w warstwie emocjonalnej, że znajdziesz tutaj siebie i swoje emocje. To nas połączy, to sprawi, że będziemy współodczuwać jakbyśmy się znali od dawna.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788396405814
Rozmiar pliku: 3,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Cześć!

Trzy­masz w rę­kach coś, co od za­wsze było moim ma­rze­niem, a ma­rze­nia są po to, żeby je speł­niać.

To tek­sty, które za­pi­sy­wa­łem przez ostat­nie cztery lata, wy­kra­wa­łem je z sie­bie, roz­pa­ko­wy­wa­łem z wła­snych do­świad­czeń, prze­żyć, hi­sto­rii.

Nie po­wiem Ci ni­czego, czego już nie wiesz. Wie­rzę, że spo­tkamy się w war­stwie emo­cjo­nal­nej, że znaj­dziesz tu­taj sie­bie i swoje emo­cje. To nas po­łą­czy, sprawi, że bę­dziemy współ­od­czu­wać, jak­by­śmy znali się od dawna.

Nie będę da­wał Ci rad, bo kim je­stem, żeby mó­wić Ci, jak masz żyć. Ży­cie to sprawa in­dy­wi­du­alna.

Ja mogę ofia­ro­wać Ci wska­zówki, za­pisy mo­ich upad­ków i wzlo­tów.

Czerp z tego peł­nymi gar­ściami. To część mnie, która wciąż pra­gnie zro­bić coś dla świata, dla lu­dzi.

To dla Cie­bie.

Ja wciąż jesz­cze wie­rzę w słowa, w to, że mają moc, że mogą coś zmie­nić, a je­żeli pójdą za nimi czyny, to za­czną dziać się cuda.

Sa­mo­świa­do­mość.

To, co sta­ram Ci się po­wie­dzieć, jest stare jak świat.

Je­steś sumą my­śli o so­bie sa­mym. Wszy­scy je­ste­śmy. I je­żeli moja myśl, ubrana w moje słowa, może wpły­nąć na Cie­bie, je­żeli za­trzy­masz się i coś zmie­nisz w swoim ży­ciu, znaj­dziesz nowy spo­sób, inną drogę, lep­sze roz­wią­za­nie… to zna­czy, że było warto.

Wiem, że cza­sem jest źle i nie wi­dać świa­tła w tu­nelu, ale chciał­bym Cię wy­pro­wa­dzić z mroku, w któ­rym tkwisz, chciał­bym dać Ci szansę na zaj­rze­nie w głąb sie­bie, tak jak ja spoj­rza­łem ja­kiś czas temu.

Wszystko, czego szu­kasz, jest w To­bie. Sztuką jest po­ko­chać sie­bie i od­na­leźć spo­kój. Po­czuć szczę­ście. Ktoś po­wie, że to ob­łuda, ale nie masz prawa mnie oce­niać, bo to, gdzie te­raz je­stem… to moja droga i po­peł­ni­łem na niej masę błę­dów.

Dzi­siaj pa­trzę da­lej i wi­dzę wię­cej. I ten punkt wi­dze­nia po­ka­zuję To­bie. Po­wie­dzia­łem so­bie kie­dyś, że je­żeli ktoś pod wpły­wem mo­ich słów coś zro­zu­mie, zmieni w swoim ży­ciu, to już wy­gra­łem. Wy­gra­łem jako czło­wiek. To jest siła, która na­pę­dza mnie każ­dego dnia. I mimo że się nie znamy, to trzy­mam za Cie­bie kciuki.O so­bie…

Gdy­bym miał coś po­wie­dzieć o so­bie, to to, że zde­cy­do­wa­nie nie prze­ży­łem jesz­cze wszyst­kiego. Mam bar­dzo dużo py­tań i pa­sjo­nuje mnie po­szu­ki­wa­nie od­po­wie­dzi. Te­raz bar­dziej po­ciąga mnie ży­cie w pełni świa­dome, na gra­nicy au­to­de­struk­cji, od­czu­wa­nie to­talne, prze­ży­wa­nie cał­ko­wite. Zdol­ność do po­świę­ceń. Zero sub­sty­tu­tów, pełna świa­do­mość w po­no­sze­niu kon­se­kwen­cji wła­snych de­cy­zji. Tu­taj będę blu­zgał, będę ba­wił, pew­nie nie­raz się ob­ra­zi­cie, ktoś się uśmiech­nie, ktoś przy­kla­śnie, pew­nie ktoś bę­dzie rzu­cał „kur­wami”. Lata temu pew­nie bym strze­lił fo­cha i scho­wał się pod łóż­kiem. Dzi­siaj wiem, że mam na to wy­je­bane (lu­bię to słowo, bo de­fi­niuje w pe­wien spo­sób mój sto­su­nek do sy­ste­mu ak­sjo­nor­ma­tyw­nego). I cał­kiem do­brze dzięki temu sy­piam. To moja bajka, moje kredki i moja głowa i nie musi współ­grać z Twoją. Jed­nak pa­mię­taj, że ce­nię so­bie kon­struk­tywną kry­tykę, po­nie­waż za­wsze pro­wa­dzi ona do wza­jem­nego roz­woju. Więc (tak wiem, nie za­czyna się zda­nia od „więc”) nie zga­dzaj się, kłóć się ze mną, wy­ra­żaj swoje zda­nie, myśl i pisz. Chęt­nie po­słu­cham, od­po­wiem i może ra­zem coś wy­my­ślimy.

To chyba tyle. Ta­kie krót­kie „Cześć!” w Twoją stronę.Po­czą­tek…

To jest to, czego dzi­siaj po­trze­buję, żeby ru­szyć da­lej, żeby osta­tecz­nie od­ciąć się od prze­szło­ści, sku­pić na te­raź­niej­szo­ści i bez mru­że­nia oczu pa­trzeć w przy­szłość, którą mam do­brze za­pla­no­waną. Bo wi­dzisz, to nie jest tak, że ja za­wsze by­łem tym, czyje słowa te­raz czy­tasz. Moi zna­jomi, któ­rzy znają dawną wer­sję mnie, pew­nie na­zwa­liby mnie hi­po­krytą. Kie­dyś ow­szem. Dzi­siaj osoby, które mnie do­brze znają, mogę po­li­czyć na pal­cach jed­nej ręki. Tu­taj w pe­wien spo­sób my rów­nież się po­znamy. To bę­dzie szorstka przy­jaźń, w do­tyku jak pa­pier ścierny, ale przez to praw­dziwa na tyle, na ile po­zwala mój świat.

27 lat, 7 miast i mi­liony po­zna­nych lu­dzi. Do dzi­siaj mnie to bawi. W każ­dym z tych miejsc trzy­mało mnie coś in­nego, ktoś inny był ważny, ktoś inny był obok mnie. Pa­ra­doks po­lega na tym, że kiedy wszystko jest ok, to miło jest wcho­dzić do klubu, wi­tać się ze zna­jo­mymi ochro­nia­rzami, przy­bi­jać piątki z bar­man­kami i mieć oczy prze­krwione od bla­sku fle­szy, bo sel­fie-time. Ży­cie na­uczyło mnie, że ci, któ­rzy naj­czę­ściej kle­pią Cię po ra­mie­niu, naj­szyb­ciej zni­kają, kiedy upa­dasz. To moje do­świad­cze­nie, mo­żesz mieć inne, mo­żesz wszystko.

Dzi­siaj mogę im śmiało po­wie­dzieć: pier­dol­cie się. Na­stą­piła se­lek­cja na­tu­ralna. Jed­nak kie­dyś… Kiedy do­cho­dzisz do etapu, że bu­dzisz się w miesz­ka­niu po trzy­dnio­wej im­pre­zie i nie masz do kogo za­dzwo­nić, to masz prze­je­bane. Masz prze­je­bane, kiedy wkur­wia Cię ty­ka­nie ze­garka, który masz na ręce, kiedy ka­pa­nie wody w kra­nie wy­zna­cza Twój rytm bu­dze­nia się mó­zgu.

Wie­cie, że „Pi­jal­nie” za­my­kają na chwilę o 6 rano, żeby po­sprzą­tać, i wtedy jest czas na kawę ze Star­bucksa? Lu­bi­łem kie­dyś za­my­kać im­prezy, spra­wiało mi to przy­jem­ność. Albo że or­ga­nizm jest w sta­nie prze­trwać na wódce, pa­pie­ro­sach i ka­wie przez trzy dni, nie upo­mi­na­jąc się o je­dze­nie? I w tym cza­sie można nor­mal­nie funk­cjo­no­wać. Te­raz mnie to bawi. Jako lu­dzie mamy ten­den­cję do do­znań eks­tre­mal­nych. Tylko że przy­cho­dzi taki mo­ment, w któ­rym na­gle czu­jesz, że mu­sisz coś zmie­nić, a je­śli nie przy­cho­dzi, to albo umar­łeś, albo masz kry­zys wieku śred­niego i pod­ry­wasz na­sto­latki na im­pre­zach, za­miast, jak praw­dziwy męż­czy­zna, za­jąć się swoim ży­ciem i żoną.

Pa­mię­tam ten mo­ment − to nie była chwila, to było jak de­toks, od­wyk od ży­cia, zo­stało mi po nim kilka blizn na płu­cach. Lu­dzie jako ga­tu­nek są stwo­rzeni do zmar­twych­wstań, cią­głego wsta­wa­nia i nie cho­dzi tu­taj o dzie­więć ko­cich żyć, to tak nie działa, masz jedno ży­cie, jak wy­le­cisz, to na stałe.

To nie było z dnia na dzień, to nie było tak, że wy­sze­dłem pew­nego dnia i przy­wi­tał mnie śpiew skow­ron­ków, zie­mia była mi lekką i na­gle wszystko stało się ja­sne, a chór aniel­ski śpie­wał mi nad głową. To była wojna z sa­mym sobą i kilka bi­tew prze­gra­łem. Osta­tecz­nie czuję, jak­bym się na­ro­dził na nowo. Kiedy od­pa­dają od Cie­bie war­stwy ocze­ki­wań ob­cych lu­dzi, am­bi­cji ro­dzi­ców, bzdur, które wci­skali Ci w szko­łach czy na wy­kła­dach, wów­czas na­prawdę wszystko wy­daje się prost­sze, bo sta­jemy się wolni. I mo­żemy wszystko, ale mu­simy się li­czyć z kon­se­kwen­cjami wła­snych de­cy­zji. Przy­naj­mniej w moim przy­padku je­stem na to go­towy. Te­raz tak, kie­dyś nie. I to trwało, może trwa do te­raz, ale wiem, że ci, któ­rzy wal­czą, ni­gdy nie prze­gry­wają, wal­czą­cego się nie za­trzyma. I może to na­iwne, ale wie­rzę w kilka pro­stych za­sad, w zwią­zek na całe ży­cie, w szcze­rość i lo­jal­ność, w ho­nor i od­da­nie oraz w in­te­li­gen­cję. Wie­rzę bar­dzo i może pa­te­tycz­nie chciał­bym peł­nić rolę po­słańca (cho­ciaż oni mają to do sie­bie, że wid­nieją u nich ślady po strza­łach w ple­cach lub po no­żach w brzu­chu), który prze­kona ko­biety, że praw­dziwi fa­ceci cią­gle ist­nieją, cho­ciaż pa­trząc wstecz, sam kie­dyś za­cho­wy­wa­łem się jak skur­wiel. Do­ra­stasz wtedy, kiedy je­steś go­towy, nie wtedy, kiedy koń­czysz osiem­na­ście lat. Z per­spek­tywy czasu wiem, że jed­nym z nie­wielu wy­ma­gań ko­biet wo­bec męż­czyzn jest to, że­by­śmy nie byli idio­tami, tylko w każ­dej sy­tu­acji po­tra­fili za­cho­wać się jak fa­cet. I może uda mi się ko­goś do tego prze­ko­nać.

Je­śli do­trwa­łeś/aś do tego mo­mentu, to zna­czy, że albo bar­dzo Ci się nu­dzi, albo nie masz co ro­bić. Ale dzięki temu po­zna­łeś/aś ka­wa­łek mnie, ten mniej strawny.O ko­bie­tach…

Po­wiem to na głos i nie każdy musi się ze mną zgo­dzić, ale ko­biety wcale nie są równe wo­bec męż­czyzn. To pod­sta­wowy błąd w my­śle­niu wy­ni­ka­jący z tego, że one po pro­stu nie wie­rzą w to, co jest prawdą. Ko­biety, moim zda­niem, są lep­sze od męż­czyzn − są i były, i pew­nie będą. Wy­star­czy uświa­do­mić so­bie parę pro­stych rze­czy. Dbaj o ko­bietę, a ona da Ci siłę do tego, żeby od­nieść suk­ces. Mów jej kom­ple­menty, a otrzy­masz naj­pięk­niej­szy uśmiech na świe­cie. Ko­chaj ją, a ona da Ci swoje serce na wiecz­ność. Do­ce­niaj i dbaj, a nie odej­dzie ni­gdy. Roz­ma­wiaj z nią, a bę­dziesz miał przy­ja­ciela na za­wsze. Chroń ją, a w mo­men­cie, kiedy bę­dziesz tego po­trze­bo­wał, ona poda Ci rękę.

Ko­biety dzia­łają jak je­den wielki zwie­lo­krot­niacz wszyst­kiego, co otrzy­mują od męż­czyzn. I to jest fe­no­men. Pa­mię­taj jed­nak, że działa to w dwie strony. Zrań ko­bietę, a nie znaj­dziesz miej­sca na Ziemi, żeby się przed nią ukryć.

Mil­cze­nie…

Kiedy ko­bieta za­czyna mil­czeć, to zna­czy, że prze­gra­łeś. Kiedy się wkur­wia, kiedy rzuca ta­le­rzami, kiedy krzy­czy i pła­cze, to zna­czy, że jej za­leży. Mil­cze­nie jest oznaką tego, że się pod­dała, mi­łość z niej wy­pa­ro­wała, nad­szedł dla was czas na na­pisy koń­cowe.

Po­my­le­nie…

Czę­sto tak mam, że mylą mi się zna­cze­nia pew­nych słów albo mylą je ci, któ­rzy nie znają ich za­sto­so­wa­nia. Daw­niej, pa­trząc na lu­dzi, my­li­łem „fo­re­ver” z „for a mo­ment”, te­raz zde­cy­do­wa­nie czę­ściej mylę „need You” z „fuck You”.

Zło­to­radcy…

Śmie­szą mnie lu­dzie, któ­rzy sie­dząc w fo­telu i ły­ka­jąc in­for­ma­cyjną papkę, którą do­star­cza im rze­czy­wi­stość, mó­wią mi, co ro­bię źle. Kurwa, szcze­rze, na­wet jak mam się w tej go­ni­twie nie­raz wy­ło­żyć na glebę, to chuj, naj­wy­żej so­bie chwilę po­leżę, po­tem wstanę i pójdę da­lej. Ży­cie to sztuka zno­sze­nia po­ra­żek i wy­cią­ga­nia z nich wnio­sków.

Wy­zwa­nie…

Cza­sem spo­ty­kasz ko­bietę, która jest wy­zwa­niem. Ko­bietę, która po­trze­buje mi­liona słów, ty­sięcy przy­tu­leń i se­tek ge­stów, które wy­mażą Jej prze­szłość. Je­śli Ją spo­tkasz, to nie opusz­czaj Jej ani na chwilę, po­zwól Jej uwie­rzyć, że mo­żesz za­brać cały smu­tek z Jej serca. I, kurwa, jak tego nie spier­do­lisz, to bę­dzie tą Je­dyną.

Pro­stota co­dzien­no­ści…

Przede wszyst­kim cho­dzi o pro­stotę rze­czy co­dzien­nych. O krót­kie „Jak Ci mi­nął dzień?”, uśmiech, po­ranną kawę (o to w szcze­gól­no­ści), bie­ga­nie ra­zem w desz­czu i wspólny śmiech, prze­no­sze­nie Jej przez ka­łużę na rę­kach i zła­pa­nie Jej, kiedy w szpil­kach idzie po wy­bo­istym chod­niku, po raz ko­lejny krzy­cząc „kurwa, ja sama!”.

Mi­łość jest pro­sta, tylko my ją kom­pli­ku­jemy.

Na­iw­niara…

Chciał­bym jesz­cze ufać w to, że ko­biety nie utra­ciły wiary w praw­dzi­wych męż­czyzn. Ta­kich, na któ­rych w każ­dej sy­tu­acji mogą po­le­gać.

Słowa…

Wiesz, tu­taj ni­gdy nie cho­dzi o słowa. Słowa to naj­bar­dziej skur­wiałe su­kin­syny, ja­kie wy­my­ślił czło­wiek i ja­kie czło­wiek czło­wie­kowi może za­ser­wo­wać. Słowa zna każdy, za­równo naj­więk­szy de­bil, jak i wy­bitny in­te­lek­tu­ali­sta. Co­dzien­nie sły­szymy ich mi­liony, mniej lub bar­dziej waż­nych. „Ko­cham”, „lu­bię”, „sza­nuję” i tak w kółko. Tu­taj na­prawdę nie cho­dzi o słowa i nie daj się na nie na­brać. Tu cho­dzi o za­sady. Bo cza­sami wy­star­czy obec­ność, świa­do­mość, że jest ktoś, kto wsta­nie o świ­cie, żeby przy­wieźć Ci po­ranną kawę. Cho­dzi o wspar­cie, nie o opiekę, tylko o wspar­cie, o brak uda­wa­nia, po­zna­nie się na wy­lot i wspólne, mil­czące cie­sze­nie się obec­no­ścią dru­giej osoby, któ­rej jest się pew­nym.

Ona…

Ona po­trze­buje mi­liona pro­stych ge­stów i mi­liona se­kund, żeby uwie­rzyć we mnie, i ja, jak ni­gdy, je­stem go­towy po­cze­kać i spra­wić, że Jej wiara roz­kwit­nie na nowo.

Współ­cze­sność…

Może je­stem sta­ro­świecki, a może po pro­stu nie ro­zu­miem do końca współ­cze­snych re­la­cji dam­sko-mę­skich, ale za­sta­na­wia mnie, jak trzeba być pew­nym sie­bie i co trzeba mieć w gło­wie, żeby wy­sy­łać ko­bie­tom zdję­cie swo­jego ku­tasa. Na­prawdę, o chuj z tym cho­dzi? Do­słow­nie i w prze­no­śni. Jak w ogóle wy­gląda pro­ces two­rze­nia się w mó­zgu my­śli, żeby coś ta­kiego zro­bić. Bo z jed­nej strony, gra­tu­luję od­wagi, żeby wy­sy­łać płci pięk­nej zdję­cie naj­brzyd­szego mę­skiego or­ganu − trzeba na­prawdę być pew­nym sie­bie i mieć gówno w gło­wie. Z dru­giej strony, in­try­guje mnie, że mamy od­wagę wy­sy­łać so­bie ta­kie ob­razki, li­cząc na po­zy­tywną od­po­wiedź, a jed­no­cze­śnie bo­imy się za­ga­dać bez po­wodu, pa­trząc pro­sto w oczy, czy zwy­czaj­nie za­pro­sić na kawę.

Za­sta­na­wia mnie czę­sto, jakby wy­glą­dało ży­cie, które pro­wa­dzimy na FB i In­sta w re­alu, na­prawdę, gdy­by­śmy za­sto­so­wali te same prawa i al­go­rytmy, któ­rymi rzą­dzą się plat­formy spo­łecz­no­ściowe.

Kurwa, wy­cho­dząc z miesz­ka­nia, mu­siał­bym opo­wia­dać ob­cym lu­dziom, co ja­dłem na śnia­da­nie i jak się czuję, czego słu­cham, jaką kawę pi­łem, co ro­bi­łem wczo­raj wie­czo­rem i ja­kie mia­łem sny. Mu­siał­bym im po­ka­zać zdję­cia mo­ich zna­jo­mych i na­pi­sać kilka tek­stów na ścia­nach mi­ja­nych bu­dyn­ków, ta­kich wiesz, mo­men­tami w chuj ro­man­tycz­nych, bo wall to wall. Na­stęp­nie, mi­ja­jąc pół­na­gie dziew­czyny, mu­siał­bym dwa razy je „klik­nąć”, żeby wie­działy, że „lu­bię to”, bo to jest w ce­nie. Po­tem sko­men­to­wał­bym ja­kąś parę w me­trze, że „su­per wy­glą­dają i może się ra­zem po­fol­lo­wujmy”. Zjadł­bym obiad i po­ka­zał­bym jego zdję­cie ko­bie­cie z kio­sku i ogól­nie zro­bił­bym jesz­cze parę wpi­sów w prze­strzeni pu­blicz­nej. Pod­słu­chał­bym roz­mowy i po­now­nie sko­men­to­wał­bym coś, zro­bił­bym kilka sel­fie i roz­wie­sił na mu­rach z do­pi­skiem „fol­lo­w4fol­low”. Albo, je­bać to, po pro­stu „tags­for­li­kes”. Za­ga­dał­bym kilku prze­chod­niów, czy nie chcą zo­ba­czyć fo­tek mo­jego kota, bo jest w chuj sweet i ogól­nie „cute”, a na­stęp­nie ra­zem by­śmy się ob­ser­wo­wali. Sto­jąc na mo­ście, krzy­czał­bym „like”, „love”, „go­odvi­bes”, tak po pro­stu, w eter, li­cząc na echo, bo „be­au­ti­fu­lview”.

Po kilku dniach ta­kich dzia­łań li­czył­bym na to, że na­prawdę będę miał rze­sze fa­nów po­dą­ża­ją­cych za mną każ­dego dnia i że nie bę­dzie to tylko psy­cho­log, psy­chia­tra i dwójka sa­ni­ta­riu­szy z ka­fta­nem. Bo daw­niej, kiedy ktoś mnie śle­dził, to się ba­łem, a dzi­siaj − im wię­cej osób nas ob­ser­wuje, tym le­piej.

Druga szansa…

W ży­ciu nie ma cze­goś ta­kiego jak druga szansa, to tylko wy­mysł na po­trzeby współ­cze­snych ma­tek-Po­lek, które no­to­rycz­nie ma­rzą o spo­tka­niu księ­cia z bajki, oglą­da­jąc po raz setny ulu­bioną ko­me­dię ro­man­tyczną i li­cząc, że ich „ideał”, który po ślu­bie za­czął pić z chło­pa­kami i o niej za­po­mniał, może się jesz­cze zmie­nić. To was gubi jako ga­tu­nek, zbyt wiele razy wy­ba­cza­cie, je­ste­ście zbyt cier­pliwe i po pro­stu lu­bi­cie się emo­cjo­nal­nie ra­nić. To chore, ale cier­pli­wość kie­dyś się koń­czy. Coś się ro­dzi i coś umiera bez­pow­rot­nie.

Chciał­bym, żeby każda ko­bieta na świe­cie miała świa­do­mość, że można żyć ina­czej, że ten chu­jowy typ, mąż, ko­cha­nek nie jest wszyst­kim, na co je stać, że za­wsze można coś zmie­nić.

WOW…

Bo kiedy ry­zy­ku­jesz, mo­żesz się kilka razy bo­le­śnie wy­pier­do­lić. Bo kiedy ufasz, mo­żesz się za­wieść. Bo kiedy ko­chasz, może się zda­rzyć tak, że któ­re­goś dnia ktoś Ci to serce wy­rwie i zrobi z niego su­shi. Mam kil­ka­na­ście ta­kich blizn po wy­rwa­nych ka­wał­kach wła­snego ciała i lu­bię dzi­siaj so­bie o nich przy­po­mi­nać, bo to nie po­rażki − to na­uczki, a wnio­ski z na­uczek są naj­waż­niej­sze.

Dawno temu ba­wi­łem się w nie swo­jej pia­skow­nicy nie swo­imi za­baw­kami i to wtedy, kiedy nie był czas na za­bawę ani le­ża­ko­wa­nie. Cią­gle za­sta­na­wia­łem się, o co tak na­prawdę cho­dzi. Te­raz nie my­ślę, te­raz ro­bię. Jak się wy­pier­do­lisz, to so­bie po­leż, cza­sami tak trzeba. Ważne jest to, żeby po­tem na­uczyć się pod­no­sić. I nie wie­rzę w za­sadę „co Cię nie za­bije, to Cię wzmocni”, bo to pier­do­le­nie ja­kich wiele, zbi­tek słów. Nie za­bije ow­szem, ale może roz­pier­do­lić na lata, szcze­gól­nie je­śli mamy ten­den­cję do po­sy­py­wa­nia ran solą − ma­so­chizm u nie­któ­rych lu­dzi jest na po­zio­mie po­nad­prze­cięt­nym. Czas le­czy rany, tak, ale tylko te po­wierz­chowne, nad resztą mu­simy po­pra­co­wać sami, w swo­jej gło­wie, w swo­jej pia­skow­nicy, ba­wiąc się swo­imi za­baw­kami, uży­wa­jąc swo­ich kre­dek. Tylko wtedy to ma sens. Mogę się pod tym pod­pi­sać. Mogę, bo tro­chę mi to za­jęło. I może kie­dyś zro­zu­miesz, o co mi cho­dzi.

Fa­scy­nuje mnie ży­cie to­talne, cza­sami na gra­nicy. Dzi­siaj ma­rzy mi się ła­twiej, dzi­siaj ła­twiej mi te ma­rze­nia re­ali­zo­wać, dzi­siaj, na prze­kór wszyst­kim, chcę być bez­wstyd­nie szczę­śliwy i w tym wszyst­kim wiem, że ważne jest mieć ko­goś, kto Cię trzyma w pio­nie. Mo­ty­wa­cja pły­nie z wnę­trza, a wspar­cie pły­nie z ze­wnątrz. Więc je­śli masz mieć chu­jowe opar­cie w dru­giej oso­bie to, wierz mi, le­piej się wy­pier­do­lić, po­uda­wać mar­twego i po­cze­kać, aż ten ktoś so­bie pój­dzie. Bo że pój­dzie, to pewne − tak to już jest z po­mył­kami ży­cio­wymi. Ważne jest, żeby mieć ko­goś, kto Cię cza­sami zła­pie za pysk i przy­pier­doli Tobą o ścianę tak, że zo­ba­czysz gwiazdy, o któ­rych ma­rzysz. Ko­goś, kto na­pro­stuje Twoje cele, kiedy się po­ty­kasz, i je­śli mo­żesz tej oso­bie zro­bić to samo, to zna­czy, że to jest to.

Sie­dząc w swo­jej pia­skow­nicy z ło­patką, prze­sy­pu­jąc pia­sek z ręki do ręki, ro­zu­miem już, że czas to coś naj­cen­niej­szego co mam w ży­ciu, i, kurwa, bar­dzo nie chciał­bym go zmar­no­wać na głu­pie de­cy­zje. Nie mam czasu na po­rażki. Mam za to ma­rze­nia roz­pi­sane w cza­sie i chciał­bym, re­ali­zu­jąc je, spoj­rzeć wstecz i po­wie­dzieć wow.

I tego wow ży­czę każ­demu, kto ma­rzy, kto ko­cha, kto chce cze­goś wię­cej niż tylko we­ge­ta­cja i ta­nie do­zna­nia.

List…

Mam w gło­wie pewną hi­sto­rię. Cho­dzi za mną, do­słow­nie. Czuję, jak li­tery wy­pa­lają mi bli­zny na mó­zgu. Za­pi­sa­łem już kilka kar­tek. To do­bra hi­sto­ria. I wy­daje mi się, że pierw­szy raz w ży­ciu pi­szę na ko­lo­rowo, ba­zgram jak przed­szko­lak kred­kami, wy­cho­dzę za li­nię i mam ubaw. Na­wet się uśmie­cham. To hi­sto­ria z głę­bią. Kie­dyś ją opo­wiem, bo to może być naj­lep­sze, co w ży­ciu na­pi­szę. Tak, hi­sto­ria z głę­bią, ze zwro­tami ak­cji, które tak na­prawdę działy się tylko w mo­ich my­ślach, pełna in­te­li­gent­nych ri­post i śmie­chu. To na­prawdę do­bra hi­sto­ria. Dzięki niej uśmie­cham się i cały czas roz­pi­suję ko­lejne aka­pity. Je­dyne, czego jej bra­kuje, to środka i za­koń­cze­nia. W tej chwili to nie pro­blem, bo mam wra­że­nie, że pi­szę ją kred­kami, to już mó­wi­łem, prawda, i ni­komu nie po­zwolę wpier­do­lić się z gumką do ma­za­nia. To hi­sto­ria bez po­pra­wek, bez nie­po­trzeb­nych skre­śleń. Se­rio jest za­bawna (mo­men­tami), cza­sem czuć w niej za­pach i smak. Jest jak po­ranna kawa – pach­nie obiet­nicą wiecz­nego, nie­koń­czą­cego się lata. Kiedy ją pi­szę, za­czy­nam coś czuć.

To moja hi­sto­ria i je­bie mnie to, co my­ślisz. Może ją skoń­czę i wtedy zro­zu­miesz po­wody mo­ich de­cy­zji. Dla­czego te­raz o tym pi­szę? Bo dzi­siaj, jak ni­gdy, je­stem na swój spo­sób spo­kojny i szczę­śliwy i fa­scy­nuje mnie wszystko, zu­peł­nie tak jak Ona.

Ona miała w so­bie coś po­cią­ga­ją­cego, ku­rew­sko po­cią­ga­ją­cego. Coś, czego nie mo­głem do końca na­zwać. Wpier­da­lało mnie to w obłęd, a ja bar­dzo nie lu­bię tra­cić głowy dla no­wych zna­jo­mo­ści. To było jak w sta­rych fil­mach, ta­kich, któ­rych już nie pusz­czają. Urze­kła mnie tym, że w spo­sób zu­peł­nie na­tu­ralny, mię­dzy sło­wami, po­wie­działa, jaka jest. Te­raz mnie cie­kawi − to dzika, pier­do­lona cie­ka­wość i chęć prze­stu­dio­wa­nia jej na różne spo­soby z chi­rur­giczną wręcz pre­cy­zją. I nie cho­dzi tu o seks. Cie­kawi mnie w niej wszystko, a ta ob­se­sja nosi zna­miona sza­leń­stwa, bo czy można za­ko­chać się w kimś, kogo się nie zna?

Te­raz się wkur­wiam, bo wła­śnie za­pi­sa­łem so­bie na kartce w za­kładce „rze­czy do zro­bie­nia”, że musi zo­stać moją żoną i naj­le­piej, gdyby stało się to „tu i te­raz”. My­ślę o niej w środku nocy i może na­wet, kurwa, za nią tę­sk­nię. Naj­pro­ściej w świe­cie by­łoby po­wie­dzieć jej „ja pier­dolę, je­steś moja i już nic z tym nie zro­bimy”, a po­tem po­ca­ło­wać, bo ma usta w kształ­cie serca, kiedy po­pa­trzysz pod od­po­wied­nim ką­tem, które bar­dzo mnie pro­wo­kują.

Mi­łość jest pro­sta!

Je­śli tego nie kom­pli­ku­jemy, je­śli za dużo się nad nią nie za­sta­na­wiamy i je­śli do­ce­niamy ją każ­dego dnia.

Kurwa, to nie są żadne ar­cy­trudne rze­czy, to ba­nały świad­czą o tym, że czu­je­cie to.

Ona nie po­trze­buje od Cie­bie gwiazdki z nieba albo tego, że­byś ga­lo­pem za­wi­tał pod jej oknem na bia­łym ko­niu.

Ona po­trze­buje, że­byś był. Że­byś cza­sami za­brał ją na randkę, do któ­rej mo­głaby się przy­go­to­wy­wać cały dzień. A po­tem, pa­ląc z Tobą pa­pie­rosa, mo­głaby uda­wać, że je­steś nie­zna­jo­mym i ona zu­peł­nie nie­win­nie z Tobą flir­tuje, tylko po to, że­byś po po­wro­cie do sto­lika wzniósł za nią to­ast, po­pa­trzył w oczy i po­wie­dział, że nie po­trze­bu­jesz ni­kogo wię­cej, bo ona jest wszyst­kim i że ma­rzysz o tym, żeby uwol­nić już ją z tej su­kienki, bo do­brze wiesz, że dzi­siaj nie za­ło­żyła bie­li­zny.

Ona po­trze­buje cza­sami po­cho­dzić po domu w roz­cią­gnię­tej blu­zie, z brud­nymi wło­sami snuć się z kąta w kąt i po pro­stu so­bie po­na­rze­kać. Twoim za­da­niem jest za­pew­niać ją na każ­dym kroku, że i tak wy­gląda cu­dow­nie. Po­tem pój­dziesz do sklepu i ku­pisz duże pu­dełko lo­dów, od­pa­lisz naj­głup­szą bajkę, jaką zna­cie, spę­dzi­cie cały dzień w łóżku i to bę­dzie wasz naj­lep­szy dzień. W tym cza­sie chuj może strze­lić cały świat, bo ona źle się czuje, więc cała reszta nie po­winna mieć zna­cze­nia.

Ona, kurwa, po­trze­buje Two­jej uwagi i czasu, chce Ci za­ufać, bo ktoś ją kie­dyś mocno zgnoił i po­roz­dzie­rał na ka­wałki. Po­trze­buje noc­nych spa­ce­rów z bu­telką wina, pier­do­le­nia o głu­po­tach i śmia­nia się z byle czego, gdyż wszystko w tym mo­men­cie wy­daje się wam za­bawne. Po­trze­buje, że­byś cza­sem wziął ją na ba­rana i prze­niósł tak przez śro­dek mia­sta. Po­trze­buje czuć się przy To­bie jak mała za­gu­biona dziew­czynka, która chce, że­byś prze­pro­wa­dził ją przez ży­cie za rączkę, jak na zie­lo­nym świe­tle.

Ona po­trze­buje tego, że­byś wra­ca­jąc po im­pre­zie z ko­le­gami, opo­wia­dał jej o tym, że pod­ry­wała Cię blon­dynka przy ba­rze. Chce, że­byś wy­sy­łał jej głu­pie ese­mesy, kiedy je­steś pi­jany, i pi­sał wier­sze, któ­rych jest główną bo­ha­terką. Po­trze­buje mieć świa­do­mość, że je­śli da Ci wol­ność, za­wsze wró­cisz do niej. I chce Ci opo­wia­dać o swo­ich wyj­ściach z ko­le­żan­kami i że­byś przy­jeż­dżał po nią w środku nocy, bo się upiła.

Ona chce się z Tobą bać i ro­bić rze­czy, któ­rych nie ro­biła z ni­kim in­nym. Chce, że­byś po­zwa­lał jej iść przo­dem, bo lu­bisz pa­trzeć na jej nogi. Chce być Twoim przy­ja­cie­lem, z któ­rym lu­bisz spę­dzać czas, chce się na­wet z Tobą nu­dzić i mil­cząc, cie­szyć ży­ciem.

Ona po­trze­buje, że­byś był dumny z tego, że je­ste­ście ra­zem, i że­byś oka­zy­wał to na każ­dym kroku, ca­ło­wał ją przy lu­dziach i opo­wia­dał o niej zna­jo­mym. Po­trze­buje, że­byś trzy­mał ją mocno za rękę. Że­byś cza­sami za­wi­nął ją w koc i za­niósł do łóżka, kiedy za­śnie na ka­na­pie, i do­brze wie, że wtedy bę­dziesz pa­trzył, jak śpi.

Ona po­trze­buje mi­liona słów, które ni­gdy jej się nie znu­dzą. Mó­wie­nia jej w ciągu dnia po raz setny, że ją ko­chasz. Ona po­trze­buje bu­kietu kwia­tów bez oka­zji i że­byś z za­sko­cze­nia prze­niósł ją przez ka­łużę. Po­trze­buje cza­sami po­ba­wić się z Tobą w berka albo ob­lać wi­nem, kiedy ra­zem go­tu­je­cie, tylko po to, że­byś mógł ją zła­pać i mocno przy­ci­snąć do sie­bie, bo lubi być w Two­ich ra­mio­nach.

Ona po­trze­buje być dla Cie­bie raz „Skar­bem”, a raz „Suką”. Po­trze­buje ko­chać się z Tobą przy bla­sku księ­życa, przy od­sło­nię­tym oknie w na­dziei, że ktoś może was zo­ba­czyć. Po­trze­buje, że­byś cza­sami był de­li­katny, a cza­sami po pro­stu zła­pał ją za włosy i rzu­cił na łóżko.

Ona po­trze­buje ko­chać się z Tobą w ki­nie, tak przy wszyst­kich, albo na im­pre­zie u zna­jo­mych, bo po­wie­dzia­łeś jej na ucho, że wła­śnie te­raz masz na nią wielką ochotę.

Ona po­trze­buje mi­liona po­ca­łun­ków, czu­łych, de­li­kat­nych, z za­sko­cze­nia, w usta, szyję, nos, czoło. Po­trze­buje przy­tu­lić się do Cie­bie w nocy i za­brać Ci koł­drę, cho­ciaż wie, że tego nie lu­bisz.

Ona po­trze­buje po­ran­nej kawy i śnia­da­nia do łóżka, bo aku­rat masz dzi­siaj wolne. Po­trze­buje cza­sami obu­dzić się z różą na po­duszce, bo to miłe i za­wsze o tym ma­rzyła. Po­trze­buje z Tobą roz­ma­wiać, opo­wia­dać Ci o głu­po­tach z pracy. Po­trze­buje się na Cie­bie wkur­wiać tylko po to, że­byś mógł ją prze­pra­szać.

I to na­prawdę nie są rze­czy nie do zro­bie­nia.

Wa­ru­nek jest tylko je­den. Mu­sisz ją po pro­stu ko­chać.

Dwa ży­cia…

Wła­śnie zro­zu­mia­łem, że każdy z nas ma dwa ży­cia. Jedno za­czyna się za­raz po uro­dze­niu, dru­gie, kiedy od­naj­dziesz sie­bie…

Związ­ko­uza­leż­nie­nie…

W związku nie cho­dzi o uza­leż­nie­nie się od sie­bie, w związku cho­dzi o wspar­cie, o wza­jemny roz­wój, o uzu­peł­nia­nie się. Może to tylko moje zda­nie, może się ze mną nie zgo­dzisz, ale każda re­la­cja musi po­le­gać na wza­jem­nej ak­cep­ta­cji i zro­zu­mie­niu dru­giej osoby. Na tym, że ona wi­dzi Cię w nie­este­tycz­nych sy­tu­acjach, trzyma Ci głowę kiedy rzy­gasz po uda­nej im­pre­zie z ko­le­żan­kami, kiedy mu­si­cie sta­wić wspól­nie czoła pro­ble­mom, kiedy ko­lejny raz za­rzuca ci, że spoj­rza­łeś na ja­kąś blon­dynkę, kiedy spa­ce­ro­wa­li­ście w parku. To wszystko dro­bia­zgi, ba­nały, które są nie­po­rów­ny­wal­nie mniej ważne od tego, co spra­wia, że je­ste­ście ra­zem. Bo mi­łość, praw­dziwa mi­łość jest naj­bar­dziej wi­doczna w tych gor­szych chwi­lach, a kiedy jest do­brze, naj­nor­mal­niej w świe­cie o niej za­po­mi­namy.

Spo­kój…

W związku li­czy się spo­kój. Wła­śnie spo­kój po­wi­nien być wa­szą prze­strze­nią, do któ­rej mo­że­cie wra­cać po ca­łym dniu na­pier­da­la­nia się ze świa­tem. Zwią­zek po­wi­nien pach­nieć do­mem, być miej­scem, gdzie w ra­mio­nach dru­giej osoby mo­żesz po ca­łym dniu się zre­ge­ne­ro­wać, za­paść, nie my­śleć o ni­czym i zy­skać nowe siły do zma­ga­nia się ży­ciem.

Od­po­wiedni mo­ment…

My­ślę, że stwier­dze­nie „spo­tkali się w od­po­wied­nim miej­scu, w od­po­wied­nim cza­sie” to naj­bar­dziej prze­sa­dzone słowa w hi­sto­rii ludz­ko­ści. W ży­ciu ni­gdy nie po­zna­łem ni­kogo, kto mógłby się po­szczy­cić tym, że spo­tkał „drugą po­łówkę” wła­śnie w tym mo­men­cie, kiedy miało się to zda­rzyć. Nie ma ta­kiego mo­mentu, po pro­stu nie ma i ni­gdy nie bę­dzie. Za­wsze jest tak, że po­zna­jesz ko­goś i wy­daje Ci się, że jest za późno, za wcze­śnie, że ma­cie czas, że trzeba po­woli, że za szybko. Prawda? Za­wsze jest tak, że masz wra­że­nie, że coś tu­taj nie gra, że jest zbyt pięk­nie, za re­al­nie, ciężko, że coś wisi w po­wie­trzu, że może on ma w so­bie zbyt wiele pew­no­ści sie­bie, że ona ma w oczach smu­tek nie do opi­sa­nia, że mu nie ufam, że ona mnie okła­muje. Kurwa, li­ta­nia rze­czy, które mogą, ale nie mu­szą wam sta­nąć na dro­dze do szczę­ścia. W ży­ciu ide­alne mo­menty się nie zda­rzają, więc de­bi­li­zmem jest na nie cze­kać. Za­wsze bę­dzie coś! Sztuką jest so­bie z tym po­ra­dzić.

No chcę…!

Chcę wszyst­kiego, byle z Tobą. Chciał­bym, że­byś była nie­moż­liwa, i że­bym każ­dego dnia mu­siał we­ry­fi­ko­wać moje zda­nie na Twój te­mat, i chciał­bym wresz­cie po­zwo­lić Ci się za­sko­czyć. I uśmie­chał­bym się przy To­bie i tylko dla Cie­bie, i roz­ma­wia­li­by­śmy w łóżku z sa­mego rana i pla­no­wa­li­by­śmy, co bę­dziemy dzi­siaj ro­bić. Po­tem i tak prze­le­że­li­by­śmy cały dzień albo po­je­cha­li­by­śmy nad mo­rze tylko po to, żeby zo­ba­czyć za­chód słońca.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: