- W empik go
Na własnych zasadach - ebook
Na własnych zasadach - ebook
“Na własnych zasadach” to niezwykła podróż ku wolności i autentyczności. Ta inspirująca książka zaprasza Cię do odkrywania potencjału, który tkwi w życiu na własnych warunkach. W tej książce, poprzez osobiste doświadczenia i historie, ukazuję, jak wyzwolić się spod wpływu społecznych oczekiwań i zacząć kształtować swoją własną rzeczywistość. To nie tylko książka, to przewodnik, który pomoże Ci zdefiniować własne cele, znaleźć pasje, i budować autentyczne relacje. Niech ta podróż stanie się dla Ciebie inspiracją do stawiania czoła wyzwaniom z odwagą i pewnością siebie. Nie czekaj na lepszy moment, zacznij żyć na własnych zasadach już teraz! Przygotuj się na fascynującą podróż, która odmieni Twoje spojrzenie na życie. Kup tę książkę i zacznij pisać własną historię wolności i spełnienia. Wierzę, że spotkamy się w warstwie emocjonalnej, że znajdziesz tutaj siebie i swoje emocje. To nas połączy, to sprawi, że będziemy współodczuwać jakbyśmy się znali od dawna.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788396405814 |
Rozmiar pliku: | 3,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Cześć!
Trzymasz w rękach coś, co od zawsze było moim marzeniem, a marzenia są po to, żeby je spełniać.
To teksty, które zapisywałem przez ostatnie cztery lata, wykrawałem je z siebie, rozpakowywałem z własnych doświadczeń, przeżyć, historii.
Nie powiem Ci niczego, czego już nie wiesz. Wierzę, że spotkamy się w warstwie emocjonalnej, że znajdziesz tutaj siebie i swoje emocje. To nas połączy, sprawi, że będziemy współodczuwać, jakbyśmy znali się od dawna.
Nie będę dawał Ci rad, bo kim jestem, żeby mówić Ci, jak masz żyć. Życie to sprawa indywidualna.
Ja mogę ofiarować Ci wskazówki, zapisy moich upadków i wzlotów.
Czerp z tego pełnymi garściami. To część mnie, która wciąż pragnie zrobić coś dla świata, dla ludzi.
To dla Ciebie.
Ja wciąż jeszcze wierzę w słowa, w to, że mają moc, że mogą coś zmienić, a jeżeli pójdą za nimi czyny, to zaczną dziać się cuda.
Samoświadomość.
To, co staram Ci się powiedzieć, jest stare jak świat.
Jesteś sumą myśli o sobie samym. Wszyscy jesteśmy. I jeżeli moja myśl, ubrana w moje słowa, może wpłynąć na Ciebie, jeżeli zatrzymasz się i coś zmienisz w swoim życiu, znajdziesz nowy sposób, inną drogę, lepsze rozwiązanie… to znaczy, że było warto.
Wiem, że czasem jest źle i nie widać światła w tunelu, ale chciałbym Cię wyprowadzić z mroku, w którym tkwisz, chciałbym dać Ci szansę na zajrzenie w głąb siebie, tak jak ja spojrzałem jakiś czas temu.
Wszystko, czego szukasz, jest w Tobie. Sztuką jest pokochać siebie i odnaleźć spokój. Poczuć szczęście. Ktoś powie, że to obłuda, ale nie masz prawa mnie oceniać, bo to, gdzie teraz jestem… to moja droga i popełniłem na niej masę błędów.
Dzisiaj patrzę dalej i widzę więcej. I ten punkt widzenia pokazuję Tobie. Powiedziałem sobie kiedyś, że jeżeli ktoś pod wpływem moich słów coś zrozumie, zmieni w swoim życiu, to już wygrałem. Wygrałem jako człowiek. To jest siła, która napędza mnie każdego dnia. I mimo że się nie znamy, to trzymam za Ciebie kciuki.O sobie…
Gdybym miał coś powiedzieć o sobie, to to, że zdecydowanie nie przeżyłem jeszcze wszystkiego. Mam bardzo dużo pytań i pasjonuje mnie poszukiwanie odpowiedzi. Teraz bardziej pociąga mnie życie w pełni świadome, na granicy autodestrukcji, odczuwanie totalne, przeżywanie całkowite. Zdolność do poświęceń. Zero substytutów, pełna świadomość w ponoszeniu konsekwencji własnych decyzji. Tutaj będę bluzgał, będę bawił, pewnie nieraz się obrazicie, ktoś się uśmiechnie, ktoś przyklaśnie, pewnie ktoś będzie rzucał „kurwami”. Lata temu pewnie bym strzelił focha i schował się pod łóżkiem. Dzisiaj wiem, że mam na to wyjebane (lubię to słowo, bo definiuje w pewien sposób mój stosunek do systemu aksjonormatywnego). I całkiem dobrze dzięki temu sypiam. To moja bajka, moje kredki i moja głowa i nie musi współgrać z Twoją. Jednak pamiętaj, że cenię sobie konstruktywną krytykę, ponieważ zawsze prowadzi ona do wzajemnego rozwoju. Więc (tak wiem, nie zaczyna się zdania od „więc”) nie zgadzaj się, kłóć się ze mną, wyrażaj swoje zdanie, myśl i pisz. Chętnie posłucham, odpowiem i może razem coś wymyślimy.
To chyba tyle. Takie krótkie „Cześć!” w Twoją stronę.Początek…
To jest to, czego dzisiaj potrzebuję, żeby ruszyć dalej, żeby ostatecznie odciąć się od przeszłości, skupić na teraźniejszości i bez mrużenia oczu patrzeć w przyszłość, którą mam dobrze zaplanowaną. Bo widzisz, to nie jest tak, że ja zawsze byłem tym, czyje słowa teraz czytasz. Moi znajomi, którzy znają dawną wersję mnie, pewnie nazwaliby mnie hipokrytą. Kiedyś owszem. Dzisiaj osoby, które mnie dobrze znają, mogę policzyć na palcach jednej ręki. Tutaj w pewien sposób my również się poznamy. To będzie szorstka przyjaźń, w dotyku jak papier ścierny, ale przez to prawdziwa na tyle, na ile pozwala mój świat.
27 lat, 7 miast i miliony poznanych ludzi. Do dzisiaj mnie to bawi. W każdym z tych miejsc trzymało mnie coś innego, ktoś inny był ważny, ktoś inny był obok mnie. Paradoks polega na tym, że kiedy wszystko jest ok, to miło jest wchodzić do klubu, witać się ze znajomymi ochroniarzami, przybijać piątki z barmankami i mieć oczy przekrwione od blasku fleszy, bo selfie-time. Życie nauczyło mnie, że ci, którzy najczęściej klepią Cię po ramieniu, najszybciej znikają, kiedy upadasz. To moje doświadczenie, możesz mieć inne, możesz wszystko.
Dzisiaj mogę im śmiało powiedzieć: pierdolcie się. Nastąpiła selekcja naturalna. Jednak kiedyś… Kiedy dochodzisz do etapu, że budzisz się w mieszkaniu po trzydniowej imprezie i nie masz do kogo zadzwonić, to masz przejebane. Masz przejebane, kiedy wkurwia Cię tykanie zegarka, który masz na ręce, kiedy kapanie wody w kranie wyznacza Twój rytm budzenia się mózgu.
Wiecie, że „Pijalnie” zamykają na chwilę o 6 rano, żeby posprzątać, i wtedy jest czas na kawę ze Starbucksa? Lubiłem kiedyś zamykać imprezy, sprawiało mi to przyjemność. Albo że organizm jest w stanie przetrwać na wódce, papierosach i kawie przez trzy dni, nie upominając się o jedzenie? I w tym czasie można normalnie funkcjonować. Teraz mnie to bawi. Jako ludzie mamy tendencję do doznań ekstremalnych. Tylko że przychodzi taki moment, w którym nagle czujesz, że musisz coś zmienić, a jeśli nie przychodzi, to albo umarłeś, albo masz kryzys wieku średniego i podrywasz nastolatki na imprezach, zamiast, jak prawdziwy mężczyzna, zająć się swoim życiem i żoną.
Pamiętam ten moment − to nie była chwila, to było jak detoks, odwyk od życia, zostało mi po nim kilka blizn na płucach. Ludzie jako gatunek są stworzeni do zmartwychwstań, ciągłego wstawania i nie chodzi tutaj o dziewięć kocich żyć, to tak nie działa, masz jedno życie, jak wylecisz, to na stałe.
To nie było z dnia na dzień, to nie było tak, że wyszedłem pewnego dnia i przywitał mnie śpiew skowronków, ziemia była mi lekką i nagle wszystko stało się jasne, a chór anielski śpiewał mi nad głową. To była wojna z samym sobą i kilka bitew przegrałem. Ostatecznie czuję, jakbym się narodził na nowo. Kiedy odpadają od Ciebie warstwy oczekiwań obcych ludzi, ambicji rodziców, bzdur, które wciskali Ci w szkołach czy na wykładach, wówczas naprawdę wszystko wydaje się prostsze, bo stajemy się wolni. I możemy wszystko, ale musimy się liczyć z konsekwencjami własnych decyzji. Przynajmniej w moim przypadku jestem na to gotowy. Teraz tak, kiedyś nie. I to trwało, może trwa do teraz, ale wiem, że ci, którzy walczą, nigdy nie przegrywają, walczącego się nie zatrzyma. I może to naiwne, ale wierzę w kilka prostych zasad, w związek na całe życie, w szczerość i lojalność, w honor i oddanie oraz w inteligencję. Wierzę bardzo i może patetycznie chciałbym pełnić rolę posłańca (chociaż oni mają to do siebie, że widnieją u nich ślady po strzałach w plecach lub po nożach w brzuchu), który przekona kobiety, że prawdziwi faceci ciągle istnieją, chociaż patrząc wstecz, sam kiedyś zachowywałem się jak skurwiel. Dorastasz wtedy, kiedy jesteś gotowy, nie wtedy, kiedy kończysz osiemnaście lat. Z perspektywy czasu wiem, że jednym z niewielu wymagań kobiet wobec mężczyzn jest to, żebyśmy nie byli idiotami, tylko w każdej sytuacji potrafili zachować się jak facet. I może uda mi się kogoś do tego przekonać.
Jeśli dotrwałeś/aś do tego momentu, to znaczy, że albo bardzo Ci się nudzi, albo nie masz co robić. Ale dzięki temu poznałeś/aś kawałek mnie, ten mniej strawny.O kobietach…
Powiem to na głos i nie każdy musi się ze mną zgodzić, ale kobiety wcale nie są równe wobec mężczyzn. To podstawowy błąd w myśleniu wynikający z tego, że one po prostu nie wierzą w to, co jest prawdą. Kobiety, moim zdaniem, są lepsze od mężczyzn − są i były, i pewnie będą. Wystarczy uświadomić sobie parę prostych rzeczy. Dbaj o kobietę, a ona da Ci siłę do tego, żeby odnieść sukces. Mów jej komplementy, a otrzymasz najpiękniejszy uśmiech na świecie. Kochaj ją, a ona da Ci swoje serce na wieczność. Doceniaj i dbaj, a nie odejdzie nigdy. Rozmawiaj z nią, a będziesz miał przyjaciela na zawsze. Chroń ją, a w momencie, kiedy będziesz tego potrzebował, ona poda Ci rękę.
Kobiety działają jak jeden wielki zwielokrotniacz wszystkiego, co otrzymują od mężczyzn. I to jest fenomen. Pamiętaj jednak, że działa to w dwie strony. Zrań kobietę, a nie znajdziesz miejsca na Ziemi, żeby się przed nią ukryć.
Milczenie…
Kiedy kobieta zaczyna milczeć, to znaczy, że przegrałeś. Kiedy się wkurwia, kiedy rzuca talerzami, kiedy krzyczy i płacze, to znaczy, że jej zależy. Milczenie jest oznaką tego, że się poddała, miłość z niej wyparowała, nadszedł dla was czas na napisy końcowe.
Pomylenie…
Często tak mam, że mylą mi się znaczenia pewnych słów albo mylą je ci, którzy nie znają ich zastosowania. Dawniej, patrząc na ludzi, myliłem „forever” z „for a moment”, teraz zdecydowanie częściej mylę „need You” z „fuck You”.
Złotoradcy…
Śmieszą mnie ludzie, którzy siedząc w fotelu i łykając informacyjną papkę, którą dostarcza im rzeczywistość, mówią mi, co robię źle. Kurwa, szczerze, nawet jak mam się w tej gonitwie nieraz wyłożyć na glebę, to chuj, najwyżej sobie chwilę poleżę, potem wstanę i pójdę dalej. Życie to sztuka znoszenia porażek i wyciągania z nich wniosków.
Wyzwanie…
Czasem spotykasz kobietę, która jest wyzwaniem. Kobietę, która potrzebuje miliona słów, tysięcy przytuleń i setek gestów, które wymażą Jej przeszłość. Jeśli Ją spotkasz, to nie opuszczaj Jej ani na chwilę, pozwól Jej uwierzyć, że możesz zabrać cały smutek z Jej serca. I, kurwa, jak tego nie spierdolisz, to będzie tą Jedyną.
Prostota codzienności…
Przede wszystkim chodzi o prostotę rzeczy codziennych. O krótkie „Jak Ci minął dzień?”, uśmiech, poranną kawę (o to w szczególności), bieganie razem w deszczu i wspólny śmiech, przenoszenie Jej przez kałużę na rękach i złapanie Jej, kiedy w szpilkach idzie po wyboistym chodniku, po raz kolejny krzycząc „kurwa, ja sama!”.
Miłość jest prosta, tylko my ją komplikujemy.
Naiwniara…
Chciałbym jeszcze ufać w to, że kobiety nie utraciły wiary w prawdziwych mężczyzn. Takich, na których w każdej sytuacji mogą polegać.
Słowa…
Wiesz, tutaj nigdy nie chodzi o słowa. Słowa to najbardziej skurwiałe sukinsyny, jakie wymyślił człowiek i jakie człowiek człowiekowi może zaserwować. Słowa zna każdy, zarówno największy debil, jak i wybitny intelektualista. Codziennie słyszymy ich miliony, mniej lub bardziej ważnych. „Kocham”, „lubię”, „szanuję” i tak w kółko. Tutaj naprawdę nie chodzi o słowa i nie daj się na nie nabrać. Tu chodzi o zasady. Bo czasami wystarczy obecność, świadomość, że jest ktoś, kto wstanie o świcie, żeby przywieźć Ci poranną kawę. Chodzi o wsparcie, nie o opiekę, tylko o wsparcie, o brak udawania, poznanie się na wylot i wspólne, milczące cieszenie się obecnością drugiej osoby, której jest się pewnym.
Ona…
Ona potrzebuje miliona prostych gestów i miliona sekund, żeby uwierzyć we mnie, i ja, jak nigdy, jestem gotowy poczekać i sprawić, że Jej wiara rozkwitnie na nowo.
Współczesność…
Może jestem staroświecki, a może po prostu nie rozumiem do końca współczesnych relacji damsko-męskich, ale zastanawia mnie, jak trzeba być pewnym siebie i co trzeba mieć w głowie, żeby wysyłać kobietom zdjęcie swojego kutasa. Naprawdę, o chuj z tym chodzi? Dosłownie i w przenośni. Jak w ogóle wygląda proces tworzenia się w mózgu myśli, żeby coś takiego zrobić. Bo z jednej strony, gratuluję odwagi, żeby wysyłać płci pięknej zdjęcie najbrzydszego męskiego organu − trzeba naprawdę być pewnym siebie i mieć gówno w głowie. Z drugiej strony, intryguje mnie, że mamy odwagę wysyłać sobie takie obrazki, licząc na pozytywną odpowiedź, a jednocześnie boimy się zagadać bez powodu, patrząc prosto w oczy, czy zwyczajnie zaprosić na kawę.
Zastanawia mnie często, jakby wyglądało życie, które prowadzimy na FB i Insta w realu, naprawdę, gdybyśmy zastosowali te same prawa i algorytmy, którymi rządzą się platformy społecznościowe.
Kurwa, wychodząc z mieszkania, musiałbym opowiadać obcym ludziom, co jadłem na śniadanie i jak się czuję, czego słucham, jaką kawę piłem, co robiłem wczoraj wieczorem i jakie miałem sny. Musiałbym im pokazać zdjęcia moich znajomych i napisać kilka tekstów na ścianach mijanych budynków, takich wiesz, momentami w chuj romantycznych, bo wall to wall. Następnie, mijając półnagie dziewczyny, musiałbym dwa razy je „kliknąć”, żeby wiedziały, że „lubię to”, bo to jest w cenie. Potem skomentowałbym jakąś parę w metrze, że „super wyglądają i może się razem pofollowujmy”. Zjadłbym obiad i pokazałbym jego zdjęcie kobiecie z kiosku i ogólnie zrobiłbym jeszcze parę wpisów w przestrzeni publicznej. Podsłuchałbym rozmowy i ponownie skomentowałbym coś, zrobiłbym kilka selfie i rozwiesił na murach z dopiskiem „follow4follow”. Albo, jebać to, po prostu „tagsforlikes”. Zagadałbym kilku przechodniów, czy nie chcą zobaczyć fotek mojego kota, bo jest w chuj sweet i ogólnie „cute”, a następnie razem byśmy się obserwowali. Stojąc na moście, krzyczałbym „like”, „love”, „goodvibes”, tak po prostu, w eter, licząc na echo, bo „beautifulview”.
Po kilku dniach takich działań liczyłbym na to, że naprawdę będę miał rzesze fanów podążających za mną każdego dnia i że nie będzie to tylko psycholog, psychiatra i dwójka sanitariuszy z kaftanem. Bo dawniej, kiedy ktoś mnie śledził, to się bałem, a dzisiaj − im więcej osób nas obserwuje, tym lepiej.
Druga szansa…
W życiu nie ma czegoś takiego jak druga szansa, to tylko wymysł na potrzeby współczesnych matek-Polek, które notorycznie marzą o spotkaniu księcia z bajki, oglądając po raz setny ulubioną komedię romantyczną i licząc, że ich „ideał”, który po ślubie zaczął pić z chłopakami i o niej zapomniał, może się jeszcze zmienić. To was gubi jako gatunek, zbyt wiele razy wybaczacie, jesteście zbyt cierpliwe i po prostu lubicie się emocjonalnie ranić. To chore, ale cierpliwość kiedyś się kończy. Coś się rodzi i coś umiera bezpowrotnie.
Chciałbym, żeby każda kobieta na świecie miała świadomość, że można żyć inaczej, że ten chujowy typ, mąż, kochanek nie jest wszystkim, na co je stać, że zawsze można coś zmienić.
WOW…
Bo kiedy ryzykujesz, możesz się kilka razy boleśnie wypierdolić. Bo kiedy ufasz, możesz się zawieść. Bo kiedy kochasz, może się zdarzyć tak, że któregoś dnia ktoś Ci to serce wyrwie i zrobi z niego sushi. Mam kilkanaście takich blizn po wyrwanych kawałkach własnego ciała i lubię dzisiaj sobie o nich przypominać, bo to nie porażki − to nauczki, a wnioski z nauczek są najważniejsze.
Dawno temu bawiłem się w nie swojej piaskownicy nie swoimi zabawkami i to wtedy, kiedy nie był czas na zabawę ani leżakowanie. Ciągle zastanawiałem się, o co tak naprawdę chodzi. Teraz nie myślę, teraz robię. Jak się wypierdolisz, to sobie poleż, czasami tak trzeba. Ważne jest to, żeby potem nauczyć się podnosić. I nie wierzę w zasadę „co Cię nie zabije, to Cię wzmocni”, bo to pierdolenie jakich wiele, zbitek słów. Nie zabije owszem, ale może rozpierdolić na lata, szczególnie jeśli mamy tendencję do posypywania ran solą − masochizm u niektórych ludzi jest na poziomie ponadprzeciętnym. Czas leczy rany, tak, ale tylko te powierzchowne, nad resztą musimy popracować sami, w swojej głowie, w swojej piaskownicy, bawiąc się swoimi zabawkami, używając swoich kredek. Tylko wtedy to ma sens. Mogę się pod tym podpisać. Mogę, bo trochę mi to zajęło. I może kiedyś zrozumiesz, o co mi chodzi.
Fascynuje mnie życie totalne, czasami na granicy. Dzisiaj marzy mi się łatwiej, dzisiaj łatwiej mi te marzenia realizować, dzisiaj, na przekór wszystkim, chcę być bezwstydnie szczęśliwy i w tym wszystkim wiem, że ważne jest mieć kogoś, kto Cię trzyma w pionie. Motywacja płynie z wnętrza, a wsparcie płynie z zewnątrz. Więc jeśli masz mieć chujowe oparcie w drugiej osobie to, wierz mi, lepiej się wypierdolić, poudawać martwego i poczekać, aż ten ktoś sobie pójdzie. Bo że pójdzie, to pewne − tak to już jest z pomyłkami życiowymi. Ważne jest, żeby mieć kogoś, kto Cię czasami złapie za pysk i przypierdoli Tobą o ścianę tak, że zobaczysz gwiazdy, o których marzysz. Kogoś, kto naprostuje Twoje cele, kiedy się potykasz, i jeśli możesz tej osobie zrobić to samo, to znaczy, że to jest to.
Siedząc w swojej piaskownicy z łopatką, przesypując piasek z ręki do ręki, rozumiem już, że czas to coś najcenniejszego co mam w życiu, i, kurwa, bardzo nie chciałbym go zmarnować na głupie decyzje. Nie mam czasu na porażki. Mam za to marzenia rozpisane w czasie i chciałbym, realizując je, spojrzeć wstecz i powiedzieć wow.
I tego wow życzę każdemu, kto marzy, kto kocha, kto chce czegoś więcej niż tylko wegetacja i tanie doznania.
List…
Mam w głowie pewną historię. Chodzi za mną, dosłownie. Czuję, jak litery wypalają mi blizny na mózgu. Zapisałem już kilka kartek. To dobra historia. I wydaje mi się, że pierwszy raz w życiu piszę na kolorowo, bazgram jak przedszkolak kredkami, wychodzę za linię i mam ubaw. Nawet się uśmiecham. To historia z głębią. Kiedyś ją opowiem, bo to może być najlepsze, co w życiu napiszę. Tak, historia z głębią, ze zwrotami akcji, które tak naprawdę działy się tylko w moich myślach, pełna inteligentnych ripost i śmiechu. To naprawdę dobra historia. Dzięki niej uśmiecham się i cały czas rozpisuję kolejne akapity. Jedyne, czego jej brakuje, to środka i zakończenia. W tej chwili to nie problem, bo mam wrażenie, że piszę ją kredkami, to już mówiłem, prawda, i nikomu nie pozwolę wpierdolić się z gumką do mazania. To historia bez poprawek, bez niepotrzebnych skreśleń. Serio jest zabawna (momentami), czasem czuć w niej zapach i smak. Jest jak poranna kawa – pachnie obietnicą wiecznego, niekończącego się lata. Kiedy ją piszę, zaczynam coś czuć.
To moja historia i jebie mnie to, co myślisz. Może ją skończę i wtedy zrozumiesz powody moich decyzji. Dlaczego teraz o tym piszę? Bo dzisiaj, jak nigdy, jestem na swój sposób spokojny i szczęśliwy i fascynuje mnie wszystko, zupełnie tak jak Ona.
Ona miała w sobie coś pociągającego, kurewsko pociągającego. Coś, czego nie mogłem do końca nazwać. Wpierdalało mnie to w obłęd, a ja bardzo nie lubię tracić głowy dla nowych znajomości. To było jak w starych filmach, takich, których już nie puszczają. Urzekła mnie tym, że w sposób zupełnie naturalny, między słowami, powiedziała, jaka jest. Teraz mnie ciekawi − to dzika, pierdolona ciekawość i chęć przestudiowania jej na różne sposoby z chirurgiczną wręcz precyzją. I nie chodzi tu o seks. Ciekawi mnie w niej wszystko, a ta obsesja nosi znamiona szaleństwa, bo czy można zakochać się w kimś, kogo się nie zna?
Teraz się wkurwiam, bo właśnie zapisałem sobie na kartce w zakładce „rzeczy do zrobienia”, że musi zostać moją żoną i najlepiej, gdyby stało się to „tu i teraz”. Myślę o niej w środku nocy i może nawet, kurwa, za nią tęsknię. Najprościej w świecie byłoby powiedzieć jej „ja pierdolę, jesteś moja i już nic z tym nie zrobimy”, a potem pocałować, bo ma usta w kształcie serca, kiedy popatrzysz pod odpowiednim kątem, które bardzo mnie prowokują.
Miłość jest prosta!
Jeśli tego nie komplikujemy, jeśli za dużo się nad nią nie zastanawiamy i jeśli doceniamy ją każdego dnia.
Kurwa, to nie są żadne arcytrudne rzeczy, to banały świadczą o tym, że czujecie to.
Ona nie potrzebuje od Ciebie gwiazdki z nieba albo tego, żebyś galopem zawitał pod jej oknem na białym koniu.
Ona potrzebuje, żebyś był. Żebyś czasami zabrał ją na randkę, do której mogłaby się przygotowywać cały dzień. A potem, paląc z Tobą papierosa, mogłaby udawać, że jesteś nieznajomym i ona zupełnie niewinnie z Tobą flirtuje, tylko po to, żebyś po powrocie do stolika wzniósł za nią toast, popatrzył w oczy i powiedział, że nie potrzebujesz nikogo więcej, bo ona jest wszystkim i że marzysz o tym, żeby uwolnić już ją z tej sukienki, bo dobrze wiesz, że dzisiaj nie założyła bielizny.
Ona potrzebuje czasami pochodzić po domu w rozciągniętej bluzie, z brudnymi włosami snuć się z kąta w kąt i po prostu sobie ponarzekać. Twoim zadaniem jest zapewniać ją na każdym kroku, że i tak wygląda cudownie. Potem pójdziesz do sklepu i kupisz duże pudełko lodów, odpalisz najgłupszą bajkę, jaką znacie, spędzicie cały dzień w łóżku i to będzie wasz najlepszy dzień. W tym czasie chuj może strzelić cały świat, bo ona źle się czuje, więc cała reszta nie powinna mieć znaczenia.
Ona, kurwa, potrzebuje Twojej uwagi i czasu, chce Ci zaufać, bo ktoś ją kiedyś mocno zgnoił i porozdzierał na kawałki. Potrzebuje nocnych spacerów z butelką wina, pierdolenia o głupotach i śmiania się z byle czego, gdyż wszystko w tym momencie wydaje się wam zabawne. Potrzebuje, żebyś czasem wziął ją na barana i przeniósł tak przez środek miasta. Potrzebuje czuć się przy Tobie jak mała zagubiona dziewczynka, która chce, żebyś przeprowadził ją przez życie za rączkę, jak na zielonym świetle.
Ona potrzebuje tego, żebyś wracając po imprezie z kolegami, opowiadał jej o tym, że podrywała Cię blondynka przy barze. Chce, żebyś wysyłał jej głupie esemesy, kiedy jesteś pijany, i pisał wiersze, których jest główną bohaterką. Potrzebuje mieć świadomość, że jeśli da Ci wolność, zawsze wrócisz do niej. I chce Ci opowiadać o swoich wyjściach z koleżankami i żebyś przyjeżdżał po nią w środku nocy, bo się upiła.
Ona chce się z Tobą bać i robić rzeczy, których nie robiła z nikim innym. Chce, żebyś pozwalał jej iść przodem, bo lubisz patrzeć na jej nogi. Chce być Twoim przyjacielem, z którym lubisz spędzać czas, chce się nawet z Tobą nudzić i milcząc, cieszyć życiem.
Ona potrzebuje, żebyś był dumny z tego, że jesteście razem, i żebyś okazywał to na każdym kroku, całował ją przy ludziach i opowiadał o niej znajomym. Potrzebuje, żebyś trzymał ją mocno za rękę. Żebyś czasami zawinął ją w koc i zaniósł do łóżka, kiedy zaśnie na kanapie, i dobrze wie, że wtedy będziesz patrzył, jak śpi.
Ona potrzebuje miliona słów, które nigdy jej się nie znudzą. Mówienia jej w ciągu dnia po raz setny, że ją kochasz. Ona potrzebuje bukietu kwiatów bez okazji i żebyś z zaskoczenia przeniósł ją przez kałużę. Potrzebuje czasami pobawić się z Tobą w berka albo oblać winem, kiedy razem gotujecie, tylko po to, żebyś mógł ją złapać i mocno przycisnąć do siebie, bo lubi być w Twoich ramionach.
Ona potrzebuje być dla Ciebie raz „Skarbem”, a raz „Suką”. Potrzebuje kochać się z Tobą przy blasku księżyca, przy odsłoniętym oknie w nadziei, że ktoś może was zobaczyć. Potrzebuje, żebyś czasami był delikatny, a czasami po prostu złapał ją za włosy i rzucił na łóżko.
Ona potrzebuje kochać się z Tobą w kinie, tak przy wszystkich, albo na imprezie u znajomych, bo powiedziałeś jej na ucho, że właśnie teraz masz na nią wielką ochotę.
Ona potrzebuje miliona pocałunków, czułych, delikatnych, z zaskoczenia, w usta, szyję, nos, czoło. Potrzebuje przytulić się do Ciebie w nocy i zabrać Ci kołdrę, chociaż wie, że tego nie lubisz.
Ona potrzebuje porannej kawy i śniadania do łóżka, bo akurat masz dzisiaj wolne. Potrzebuje czasami obudzić się z różą na poduszce, bo to miłe i zawsze o tym marzyła. Potrzebuje z Tobą rozmawiać, opowiadać Ci o głupotach z pracy. Potrzebuje się na Ciebie wkurwiać tylko po to, żebyś mógł ją przepraszać.
I to naprawdę nie są rzeczy nie do zrobienia.
Warunek jest tylko jeden. Musisz ją po prostu kochać.
Dwa życia…
Właśnie zrozumiałem, że każdy z nas ma dwa życia. Jedno zaczyna się zaraz po urodzeniu, drugie, kiedy odnajdziesz siebie…
Związkouzależnienie…
W związku nie chodzi o uzależnienie się od siebie, w związku chodzi o wsparcie, o wzajemny rozwój, o uzupełnianie się. Może to tylko moje zdanie, może się ze mną nie zgodzisz, ale każda relacja musi polegać na wzajemnej akceptacji i zrozumieniu drugiej osoby. Na tym, że ona widzi Cię w nieestetycznych sytuacjach, trzyma Ci głowę kiedy rzygasz po udanej imprezie z koleżankami, kiedy musicie stawić wspólnie czoła problemom, kiedy kolejny raz zarzuca ci, że spojrzałeś na jakąś blondynkę, kiedy spacerowaliście w parku. To wszystko drobiazgi, banały, które są nieporównywalnie mniej ważne od tego, co sprawia, że jesteście razem. Bo miłość, prawdziwa miłość jest najbardziej widoczna w tych gorszych chwilach, a kiedy jest dobrze, najnormalniej w świecie o niej zapominamy.
Spokój…
W związku liczy się spokój. Właśnie spokój powinien być waszą przestrzenią, do której możecie wracać po całym dniu napierdalania się ze światem. Związek powinien pachnieć domem, być miejscem, gdzie w ramionach drugiej osoby możesz po całym dniu się zregenerować, zapaść, nie myśleć o niczym i zyskać nowe siły do zmagania się życiem.
Odpowiedni moment…
Myślę, że stwierdzenie „spotkali się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie” to najbardziej przesadzone słowa w historii ludzkości. W życiu nigdy nie poznałem nikogo, kto mógłby się poszczycić tym, że spotkał „drugą połówkę” właśnie w tym momencie, kiedy miało się to zdarzyć. Nie ma takiego momentu, po prostu nie ma i nigdy nie będzie. Zawsze jest tak, że poznajesz kogoś i wydaje Ci się, że jest za późno, za wcześnie, że macie czas, że trzeba powoli, że za szybko. Prawda? Zawsze jest tak, że masz wrażenie, że coś tutaj nie gra, że jest zbyt pięknie, za realnie, ciężko, że coś wisi w powietrzu, że może on ma w sobie zbyt wiele pewności siebie, że ona ma w oczach smutek nie do opisania, że mu nie ufam, że ona mnie okłamuje. Kurwa, litania rzeczy, które mogą, ale nie muszą wam stanąć na drodze do szczęścia. W życiu idealne momenty się nie zdarzają, więc debilizmem jest na nie czekać. Zawsze będzie coś! Sztuką jest sobie z tym poradzić.
No chcę…!
Chcę wszystkiego, byle z Tobą. Chciałbym, żebyś była niemożliwa, i żebym każdego dnia musiał weryfikować moje zdanie na Twój temat, i chciałbym wreszcie pozwolić Ci się zaskoczyć. I uśmiechałbym się przy Tobie i tylko dla Ciebie, i rozmawialibyśmy w łóżku z samego rana i planowalibyśmy, co będziemy dzisiaj robić. Potem i tak przeleżelibyśmy cały dzień albo pojechalibyśmy nad morze tylko po to, żeby zobaczyć zachód słońca.