- promocja
- W empik go
Na zawsze Collin. Tom 4 - ebook
Na zawsze Collin. Tom 4 - ebook
Syn bohaterów trylogii Na Zawsze opowiada swoją historię pełną bólu i miłości...
Collin Black, syn Ellery i Connora i przyszły prezes Black Enterprises, ma dwadzieścia dwa lata, jest seksowny i uwielbia imprezować. Jego życie to marzenie każdego faceta. Może mieć każdą kobietę. Ale jedna złamała mu serce. Od tej pory to on zostawiał za sobą szlak złamanych serc.
Aż spotkał dziewczynę, która wszystko zmieniła.
Tylko czy on potrafi zmienić jej wspomnienia? Uleczyć jej rany? Czy oboje zdołają wzajemnie się przekonać, że jest coś, dlaczego warto żyć?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-272-7367-3 |
Rozmiar pliku: | 4,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Spojrzałem na zegarek w telefonie, tkwiąc w jednym ze słynnych nowojorskich korków. Mama z pewnością mnie zabije, jeśli znowu spóźnię się na kolację. Dwa razy w tygodniu miałem być w domu na kolacji. W te dwa wieczory, kiedy przychodziła do nas Julia z Jakiem, jedliśmy wspólnie rodzinną kolację. Powinienem był wyjść z Black Enterprises wcześniej, ale pojawił się nieoczekiwany gość. Niesamowita laska. Jedno prowadziło do drugiego, był seks, no i teraz spóźnię się na kolację. Zaparkowałem range rovera i pojechałem windą do penthouse’u. Poszedłem prosto do kuchni, skąd dobiegała rozmowa. Dzięki Bogu nie zaczęli jeszcze jeść.
– O, jesteś – powiedziała mama, kiedy podszedłem do niej i pocałowałem ją w policzek.
Musiało się wydarzyć coś niezwykłego. Wszyscy byli zdecydowanie zbyt radośni. Julia uśmiechnęła się, kiedy cmoknąłem ją w policzek i uścisnąłem dłoń Jake’a.
– Co jest? Czuję, że świętujemy, czy coś w tym rodzaju.
Julia spojrzała na mnie i chwyciła mnie za rękę.
– Jestem w ciąży. Zostaniesz wujkiem! – uśmiechnęła się.
– Co? Gratulacje! – wykrzyknąłem, obejmując ją i przyciągając do siebie.
– Dziękuję, braciszku.
Uściskałem też Jake’a.
– Gratuluję, stary. Rany. Myślałem, że poczekacie z tym jeszcze parę lat?
– Tak, my też. Ale stało się i nie moglibyśmy być szczęśliwsi – uśmiechnął się Jake.
Odwróciłem się do taty, który uśmiechał się od ucha do ucha.
– Cóż, zdaje się, że będziesz dziadkiem – powiedziałem i objąłem go ramieniem.
– Tak, i chyba jeden wnuk na razie wystarczy. Zalatujesz perfumami i domyślam się, że to z jej powodu się spóźniłeś.
– Pracowałem, tato. Przygotowywałem kontrakt na jutrzejsze spotkanie.
– Naprawdę? Kiedy trzy godziny temu wychodziłem z biura, miałeś już prawie wszystko skończone.
Westchnął.
Odszedłem, bo nie miałem ochoty tego słuchać. Nie rozumiał, przez co przechodziłem, a nie byłem w nastroju na kazanie Connora Blacka. Mama i Julia zawołały nas do stołu i usiedliśmy razem do rodzinnej kolacji. Cieszyłem się szczęściem Julii i Jake’a, na pewno będą wspaniałymi rodzicami. Julia promieniała, Jake był cały w skowronkach, rodzice tryskali radością, a ja byłem zadowolony, że Connor i Ellery wreszcie mają coś poza mną, na czym będą mogli się skupić.
Nie byłem wzorem syna, odkąd Hailey wyjechała. Zależało mi, żeby nam się udało, ale stwierdziła, że skoro ona wyjeżdża do Włoch, a ja zostaję w Nowym Jorku, nie może nam się udać. Wyjechała, żeby studiować modę, kiedy została przyjęta do jednej z najlepszych szkół projektowania, i była teraz na stażu u jakiegoś znanego projektanta, wschodzącej gwiazdy designu. Wyjechała, nie mówiąc nawet „przepraszam”. W następnym tygodniu przypadały moje dwudzieste drugie urodziny, a chodziliśmy ze sobą prawie sześć lat. Jak można tak po prostu wyrzucić przez okno sześć lat? Myślałem, że coś nas łączy, i byłem pewny, że dla niej także ma to znaczenie. Im dłużej o tym myślałem, tym bardziej byłem wściekły. No cóż, teraz to już przeszłość. Nigdy więcej nie pozwolę, żeby kobieta zrobiła mi coś takiego. Odkąd Hailey wyjechała, za dużo imprezowałem, za dużo piłem, uprawiałem seks z każdą kobietą, która spojrzała w moim kierunku, i doczekałem się etykiety Pierwszego Playboya Nowego Jorku. Kobiety przepadały za mną tak jak za moim tatą. Mama nazywała to Klątwą Blacków. Doszedłem do wniosku, że wiele kobiet to lepszy pomysł niż jedna. Żadnych związków, żadnych zobowiązań, nic. Po prostu dobry seks i buziak na do widzenia. Kiedy jedna kobieta znikała, pojawiała się następna.
– Wszystko w porządku, Collin? – spytała mama.
Spojrzałem na nią. Patrzyła na mnie niebieskimi oczami.
– Tak, oczywiście. Dlaczego pytasz?
– Wydajesz się nieobecny. Twoja siostra zadała ci pytanie, a ty nie odpowiedziałeś.
Prawda była taka, że zatopiony w rozmyślaniach o Hailey, nawet jej nie usłyszałem.
– Przepraszam, Julio. Co mówiłaś?
Popatrzyła na mnie, wydymając usta.
– Później pogadamy, po kolacji.
– W porządku – uśmiechnąłem się, kończąc jedzenie.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i poszedłem na górę, do swojego pokoju. Usiadłem na łóżku. Julia zapukała lekko do drzwi i spytała, czy może wejść.
– Hej – uśmiechnąłem się, wyciągając do niej rękę.
Ujęła ją i usiadła obok.
– Martwię się o ciebie, Collin.
– Nie martw się, siostrzyczko. Nic mi nie jest – powiedziałem z uśmiechem.
– Minęło już kilka miesięcy, odkąd Hailey wyjechała. Rozmawiałeś z nią?
– Nie. Dała mi jasno do zrozumienia, że lepiej będzie, jeśli sobie odpuścimy, bo to tylko utrudni sprawę. Zresztą, do diabła z tym. Mam to już za sobą, idę do przodu.
Julia objęła mnie ramieniem.
– Myślę, że wcale nie masz jeszcze tego za sobą, co mnie zresztą nie dziwi. Nie było to aż tak dawno temu, a ja doskonale wiem, że jeśli było się w związku tyle czasu co wy dwoje, niełatwo zostawić to za sobą.
– No cóż, mylisz się. Zmarnowałem sześć lat życia w jakimś idiotycznym związku. Nigdy więcej tego nie zrobię. Teraz poznaję świat, imprezuję i dobrze się bawię. Robię to, co powinienem był robić przez ostatnie sześć lat, zamiast dać się uwiązać do jednej laski.
– Wiem, że wcale tak nie myślisz, Collin.
Prawda jednak była taka, że może rzeczywiście tak właśnie myślałem. Nadal byłem zły na Hailey za to, że skończyła nasz związek. Spojrzałem na zegarek i zobaczyłem, że już czas wybrać się do baru z Aidenem. Pocałowałem Julię w policzek i wstałem.
– Posłuchaj, muszę już iść. Za pół godziny mam się spotkać z Aidenem. Jeszcze raz gratuluję. Będziecie świetnymi rodzicami.
– Dziękuję, Collin. A ty nie napytaj sobie kłopotów.
– Tego nie mogę obiecać. – Mrugnąłem do niej, wychodząc z pokoju.
Poszedłem do łazienki i umyłem zęby. Skropiłem się wodą kolońską i zacząłem schodzić na dół, kiedy zatrzymała mnie mama.
– Collin, dokąd się wybierasz? – spytała.
– Umówiłem się z Aidenem.
– Naprawdę choć jednego wieczoru nie mógłbyś spędzić w domu? Prawie cię już nie widujemy? – Wydęła wargi.
– Daj spokój, mamo. Mam prawie dwadzieścia dwa lata. Ostatnią rzeczą, na jaką mam ochotę, jest siedzenie w domu z rodzicami, jeśli mogę wyskoczyć gdzieś ze znajomymi. Poza tym tata widzi mnie codziennie w biurze, przez cały dzień.
– Cóż, a ja nie, i tęsknię za synem.
– Kocham cię, mamo – powiedziałem, pocałowałem ją w policzek i wsiadłem do windy.
Kiepsko się z tym czułem. Bardzo kochałem mamę i nie znosiłem czuć się przez nią winny, ale czekała mnie dobra zabawa i tym właśnie zamierzałem się zająć, bez względu na to, co mówiła.
Do Club S pojechałem taksówką, bo wiedziałem, że się napiję i nie będę w stanie prowadzić. Tata właśnie starał się zatrudnić nowego szofera. Denny przeszedł na emeryturę. Tata go do tego zmusił, bo Denny miał problemy zdrowotne i to zaczynało być dla niego zbyt męczące. Tata wyraźnie nie spieszył się z zatrudnieniem nowego szofera, chyba dlatego, że nie wyobrażał sobie, by ktokolwiek poza Dennym mógł wozić jego albo jego rodzinę.
Kiedy taksówka podjechała pod Club S, Aiden już tam na mnie czekał. Wysiadłem, przybiliśmy piątkę i weszliśmy do środka. Muzyka ryczała, podłoga drżała pod stopami. Tłok był większy niż zwykle i tańczyły piękne dziewczyny. Od samego patrzenia na nie czułem, że mi staje. Podszedłem do baru i zamówiłem, jak zawsze, szkocką, a Aiden whisky. Od kilku miesięcy zwykle tu właśnie się spotykaliśmy. Przychodziły tu fantastyczne laski, które umiały się dobrze zabawić. Gdyby moi rodzice wiedzieli, że to tu bywam, nie byliby zachwyceni. Usiedliśmy przy stoliku i wychyliliśmy swoje szklaneczki. Jakaś ładna dziewczyna przyglądała mi się ze swojego barowego stołka. Kiedy uśmiechnąłem się do niej i zmrużyłem oko, podeszła i usiadła obok.
– Słodki jesteś – uśmiechnęła się.
– Dzięki, mała. Ty też jesteś słodka.
– Mogę ci postawić drinka? – spytała.
– Nie. Ale ja mogę postawić tobie.
Podniosłem rękę i dałem znak Amber, naszej kelnerce, żeby przyniosła dla każdego z nas po dwie wódki. Kiedy tylko postawiła je na stoliku, stuknęliśmy się, a potem wychyliliśmy tak szybko, jak się dało. Po drugim dziewczyna chwyciła mnie za rękę i pociągnęła na parkiet. Objąłem ją w pasie, a ona przesunęła po mnie tym swoim seksownym tyłeczkiem w górę i w dół. Od razu mi stanął. Miała naprawdę krótką sukienkę, dzięki czemu mogłem bez trudu wsunąć pod nią ręce i położyć je na jej gołym tyłku. Wydawała się zadowolona, odrzuciła głowę w tył, kiedy ścisnąłem jej pośladki. Kiedy zmieniła się piosenka, wróciliśmy do stolika, żeby jeszcze się napić. Aiden siedział tam już z naprawdę gorącą laseczką na kolanach. Wszyscy wypiliśmy więcej, niż powinniśmy, i zanim zdążyłem się zorientować, co się dzieje, znalazłem się przed klubem i przypierałem swoją dziewczynę do ściany budynku.
– Jedźmy do ciebie – uśmiechnęła się i ugryzła mnie lekko w dolną wargę.
Odwróciłem się i zawołałem taksówkę, którą pojechaliśmy do penthouse’u.
– Musimy zachowywać się bardzo cicho. Moi rodzice śpią – wyszeptałem, ostrożnie zamykając za sobą drzwi.
Zaśmiała się, kiedy wziąłem ją na ręce i spróbowałem wnieść na schody. Oczywiście potknąłem się i przewróciliśmy się oboje. Wybuchnęliśmy śmiechem. Zakryłem jej usta ręką i w końcu dotarliśmy do mojego pokoju. Cicho zamknąłem drzwi.
– Collin, zejdź tu, natychmiast! – wołał tata z dołu.
Przewróciłem oczami i zszedłem do jego gabinetu.
– Co?
– Wiesz co, Collin.
Westchnąłem, krzyżując ramiona na piersi. Wiedziałem, o co chodzi. O tę gorącą brunetkę, z którą wróciłem poprzedniego wieczoru do domu.
– Uspokój się, tato. To miła dziewczyna – powiedziałem z uśmiechem.
– Naprawdę? A jak ona, do diabła, ma na imię?
Cholera, przygwoździł mnie. Jeśli mnie pamięć nie zawodziła, nie dotarło do mnie jej imię, ale gdybym przyznał się do tego tacie, dostałby szału, więc szybko ją ochrzciłem.
– Ma na imię Darcy.
– Gówno prawda! Ma na imię Renee. Zapytaj, skąd to wiem, Collin. No, dalej, zapytaj! – wrzasnął.
– Skąd znasz jej imię, tato?
– Bo przedstawiła mi się dziś rano, kiedy przechodziłem korytarzem, a ona wyszła z twojego pokoju, nago! Mama jest w kuchni, gotowa cię zabić. Całkiem ci odbiło, kiedy Hailey wyjechała, ale od dziś koniec z tym. Rozumiesz? A teraz zabieraj tyłek do kuchni i przeproś mamę, może uda ci się to przeżyć.
Po wczorajszym wieczorze miałem koszmarny ból głowy, a wrzaski ojca tylko pogorszyły sytuację. Teraz musiałem jeszcze stawić czoła mamie. Ostatnią rzeczą, jakiej chciałem, było sprawić jej zawód, ale ostatnio nic innego nie robiłem. Wyszedłem z gabinetu i ruszyłem prosto do kuchni. Mama siedziała przy stole.
– Siadaj, ale już! – rzuciła, patrząc na mnie gniewnie.
– Mamo, ja...
– Milcz. Nie waż się odezwać słowem, dopóki nie powiem wszystkiego, co mam ci do powiedzenia.
Celowała we mnie palcem. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek wcześniej to zrobiła. Była naprawdę wkurzona i w pewnym sensie przeraziło mnie to.
– Wiem, że cierpisz, Collin. Wiem, że jest ci ciężko od czasu, kiedy wyjechała Hailey, ale przestałeś chyba nad sobą panować. Wychodzisz co wieczór. Wracasz nad ranem, zajeżdżając alkoholem. Nie mam ochoty oglądać nagich dziewczyn wychodzących rano z twojej sypialni. To brak szacunku i nie będę tego tolerowała w swoim domu. Co ty sobie, do diabła, wyobrażasz?
Patrząc w jej rozgniewane, ale też bardzo smutne oczy, nienawidziłem siebie za to, że tak się przeze mnie czuła.
– Przepraszam, mamo. Nie pomyślałem, to się już więcej nie powtórzy.
– Masz rację, to się więcej nie powtórzy. Connor, chodź tutaj! – zawołała.
Do kuchni wszedł tata i spojrzał na mnie.
– Ciągle żyjesz, jak widzę.
Przewróciłem oczami. Miałem wrażenie, że moja głowa zaraz eksploduje. Mama wstała z krzesła i zaczęła przygotowywać składniki koktajlu na kaca, który zawsze robiła. Boże, nie znosiłem tego.
– Connor, nie masz czasem czegoś do powiedzenia Collinowi? – spytała.
Tata spojrzał na mnie, siadając na krześle.
– Postanowiłem, że będziesz dzisiaj na spotkaniu w biurze, a potem omówimy kilka rzeczy, którymi będziesz musiał się zająć.
– Mowy nie ma, tato. Mam dzisiaj wolny dzień.
Nie wysiedziałbym na spotkaniu z tym kacem. Mało spałem ostatniej nocy i marzyłem tylko o tym, żeby wrócić do łóżka.
– Zmieniłem termin twojego dnia wolnego i nie przypada on dzisiaj – poinformował mnie tata, podnosząc się z krzesła.
Mama podała mi szklankę z koktajlem.
– Proszę, syneczku, wypij wszystko, bo w biurze będziesz musiał dać z siebie wszystko – uśmiechnęła się.
Tata dopił kawę. Wychodząc z kuchni, odwrócił się do mnie i spojrzał na zegarek.
– Masz jakieś piętnaście minut, żeby się przygotować. Czekam przy windzie. Lepiej, żebyś się nie spóźnił.ROZDZIAŁ 2
Witaj, Collin – powiedziała Valerie, kiedy wchodziłem do gabinetu ojca.
– Dzień dobry, Valerie. Ile zostało ci jeszcze dni do emerytury?
– Dziesięć i jadę do Arizony – odparła z uśmiechem.
– Fajnie. – Puściłem do niej oko.
Otworzyłem drzwi. Przy biurku, naprzeciw ojca, siedziała bardzo seksowna kobieta, ubrana cała na czarno. Kiedy odwróciła się, żeby na mnie spojrzeć, oczami wyobraźni natychmiast zobaczyłem, jak pochylam ją nad biurkiem i biorę od tyłu.
– Collin, prowadzę właśnie ważną rozmowę kwalifikacyjną.
– Przepraszam, tato, ale musisz to przejrzeć, jak już skończysz.
Usiadłem na krześle obok dziewczyny i wyciągnąłem do niej rękę.
– Witaj. Jestem Collin Black, a ty...?
Uśmiechnęła się do mnie i uścisnęła lekko moją dłoń.
– Witaj. Jestem Briana.
– Miło mi cię poznać, Briano – powiedziałem, całując ją w rękę.
Tata przewrócił oczami i wstał zza biurka.
– No dobra, Collin, dzięki, że mi to podrzuciłeś. A teraz wracaj do siebie i weź się do roboty.
Mrugnąłem do Briany, a potem wyszedłem i zamknąłem za sobą drzwi. Była gorąca, a po sposobie, w jaki na mnie patrzyła, poznałem, że ma na mnie ochotę. Valerie pokręciła głową, kiedy mijałem jej biurko.
– Co? – spytałem.
– Niedaleko pada jabłko od jabłoni, to pewne.
Ruszyłem korytarzem do biura, które zajmowała Julia, i otworzyłem drzwi, ale nie było jej tam. Usłyszałem jednak jakieś dźwięki dobiegające z jej łazienki. Podszedłem tam i zapukałem delikatnie.
– Julio? Wszystko w porządku?
Usłyszałem szum spuszczanej wody i Julia wyszła, ocierając usta serwetką.
– Poranne mdłości – westchnęła.
– Och. Niedobrze.
Usiadłem po drugiej stronie jej biurka. Otworzyła szufladę i wyciągnęła miętówkę.
– Co ty tu robisz? Czy to nie jest twój wolny dzień?
– Miał być, ale tata zmienił to po ubiegłej nocy.
– A co się znowu stało? – spytała.
– Wróciłem do domu z dziewczyną. Rano ona wyszła z pokoju i na korytarzu wpadła na tatę. Nie wiem, czy wspomniałem już, że była naga.
– Collin! Co ty wyrabiasz?
– Tak, wiem. Oszczędź mi kazania, wysłuchałem już po jednym od taty i mamy i nie jestem w nastroju na więcej. Mam kaca i jestem wykończony. Nie rozumiem, dlaczego mam ponieść karę za to, że się dobrze bawiłem.
– Może dlatego, że w twoim przypadku dobra zabawa na ogół kończy się katastrofą – uśmiechnęła się. – Żałuję, że nie mogłam być dziś rano muchą na ścianie waszej kuchni.
– Tak, no cóż. Było, minęło. Muszę tylko jakoś przetrwać ten dzień. Masz może nowe plany siłowni?
– Tak, mam je tutaj – powiedziała, podając mi rysunki.
Zwinąłem je, podszedłem do niej i pocałowałem w czubek głowy.
– Mam nadzieję, że poczujesz się lepiej, siostrzyczko.
– Dzięki, Collin – powiedziała z uśmiechem.
Wsunąłem plany pod pachę i wyszedłem. Właśnie wykonywałem zwrot o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy zobaczyłem tatę. Szedł w moją stronę.
– Zaczekaj, synu.
Wziąłem głęboki oddech i odwróciłem się powoli.
– Tak, tato?
– Możesz już wracać do domu.
– Mówisz poważnie?
– Tak. Tylko najpierw musisz podrzucić te plany do biura w Chicago – uśmiechnął się. – Samolot już czeka.
– Ha, ha. Bardzo zabawne, tato – zaśmiałem się.
– Przykro mi, ale to nie żart.
– Możesz wysłać je pocztą, dostaną je jutro rano – oznajmiłem.
– Mógłbym. Ale chcę, żeby dostali je dzisiaj – uśmiechnął się pod nosem.
Pokręciłem głową, wyrwałem teczkę z jego rąk i odszedłem, prychając.
Byłem na górze, pakowałem akurat torbę podróżną, kiedy do pokoju zapukała mama.
– Wejdź, mamo.
– A więc tata wysyła cię do Chicago.
– Tak. Na to wygląda – westchnąłem. – Wie, że nie czuję się dzisiaj dobrze, ale nic go to nie obchodzi.
– Wiesz, że to nieprawda, Collin. Chcesz, żebym z tobą poleciała? – spytała.
– Nie. Jestem już dużym chłopcem, mamo. Mogę polecieć do Chicago sam.
Położyła dłoń na moim policzku.
– Zawsze będziesz moim małym chłopczykiem, bez względu na wiek – powiedziała z uśmiechem.
Objąłem ją i mocno uścisnąłem.
– Wiem. Kocham cię, mamo.
– Ja też cię kocham. Napisz mi SMS, kiedy już wylądujesz. Bez dyskusji.
Westchnąłem, a potem uśmiechnąłem się do niej szeroko.
– Mam lepszy pomysł. Zadzwonię do ciebie.
Już wychodziłem, kiedy zadzwonił mój telefon. Wyjąłem go z kieszeni. Dzwonił tata.
– Słucham – mruknąłem niechętnie.
– Zmiana planów, Collin. Polecisz liniowym, bo z samolotem coś jest nie tak, mechanik musi go obejrzeć.
– Żartujesz?
– A brzmi to tak, jakbym żartował?
Stałem, kręcąc z niedowierzaniem głową.
– Masz lot za dwie godziny. Sugeruję, żebyś szybko pojechał na lotnisko. Bilet już tam na ciebie czeka.
Słyszałem w jego głosie, że był zachwycony całą tą sytuacją. Miałem zapłacić za to, że przyprowadziłem dziewczynę do domu, w taki czy inny sposób.
– Świetnie, właśnie wychodziłem. A tak przy okazji, kiedy zatrudnisz nowego szofera?
– Nie wiem. Później pogadamy – odparł i się rozłączył.
Chwyciłem torbę i ruszyłem po schodach na dół.
– Lecę samolotem liniowym, bo z odrzutowcem coś się stało – powiedziałem do mamy i ruszyłem do windy.
– Wszystko będzie dobrze, kochanie. Miłego lotu – życzyła mi i pocałowała mnie w policzek.
Przewróciłem oczami i zjechałem windą na parking. Wsiadłem do range rovera i pojechałem na lotnisko. Zaparkowałem w niedozwolonym miejscu, chwyciłem torbę leżącą na siedzeniu obok i pobiegłem do kasy.
– W czym mogę pomóc? – spytała dziewczyna za blatem, uśmiechając się szeroko.
– Jestem Collin Black, mam tu odebrać bilet do Chicago.
– Muszę zobaczyć dokument tożsamości, panie Black.
Była śliczna i oblizywała pełne wargi. Gapiłem się na jej usta, wyobrażając je sobie na swoim penisie. Dziewczyna wystukała coś na komputerze, a potem wręczyła mi bilet razem ze złożoną kartką papieru. Rozłożyłem ją – w środku był jej numer telefonu. Spojrzałem na nią z uśmiechem.
– Może zadzwoni pan do mnie po powrocie do Nowego Jorku – odezwała się niewinnie.
– Myślę, że to zrobię. – Skinąłem głową i zacząłem odchodzić, nie spuszczając z niej wzroku.
Spojrzałem na bilet. Co, u diabła! Klasa ekonomiczna! To chyba dowcip?
W drodze do bramek wyciągnąłem z kieszeni telefon i zauważyłem, że przyszedł SMS od taty.
„Zapomniałem ci powiedzieć, że na pierwszą i biznes klasę nie było już miejsc. Miłego lotu ekonomiczną, synku”.
Nie miałem zamiaru odpowiadać, bo wiedziałem, że zrobił to celowo. Jezu, naprawdę postarał się, żebym zapłacił za swój błąd. Przy bramce podszedłem do dziewczyny za blatem. Błysnąłem uśmiechem i spytałem, czy mogę dopłacić do pierwszej klasy.
– Nie, przykro mi, ale nie ma miejsc ani w pierwszej klasie, ani w biznesowej. Przyszedł pan w ostatniej chwili. Już wpuszczamy podróżnych na pokład.
Przewróciłem oczami, westchnąłem, podnosząc z podłogi torbę, i stanąłem w długiej kolejce ludzi czekających na wejście do samolotu. Dzisiaj wieczorem naprawdę się upiję. Byłem ciekaw, czy spotkam się z Ellie. Znalazłem swoje miejsce i wcisnąłem się jakoś. Przynajmniej było przy oknie. To jakiś absurd, żebym musiał latać w ten sposób. Ale może mi się poszczęści i obok usiądzie jakaś gorąca laska. Nic z tego. Jakiś zaziębiony dzieciak, który kaszlał, jakby miał zaraz wypluć płuca.
– Hej, może zasłonisz usta?
Spojrzał na mnie spod zmarszczonych brwi.
– Nie twój zakichany interes, frajerze.
– Gdzie jest twoja mama, mały? – spytałem z irytacją.
– Nie wiem. Siedzi gdzieś z tyłu.
Założył słuchawki i podkręcił muzykę na swoim iPodzie. Była tak głośna, że słyszałem rapera mimo ryku silników samolotu. Pokręciłem głową i spojrzałem w okno. Kiedy można już było korzystać z telefonów, wyjąłem komórkę z kieszeni i zacząłem przeglądać zdjęcia. Było jedno zdjęcie Hailey, którego nie usunąłem. Moje ulubione. Po prostu nie potrafiłem go usunąć.
– Kto to? Twoja laska? – spytał chłopak.
Spojrzałem na niego ostro.
– To chyba nie twój zakichany interes?
– Dupek – mruknął, spoglądając na swojego iPoda.
Włączyłem aparat i podniosłem telefon.
– Hej, mały. Uśmiech, proszę.
Jak tylko odwrócił głowę, zrobiłem mu zdjęcie.
– Co jest, kurczę – powiedział, ale znowu dostał ataku kaszlu.
– Na pamiątkę tego lotu – mruknąłem z uśmiechem.
– Dupek – wymamrotał.
Wysłałem jego zdjęcie Julii razem z wiadomością.
„Tata wysłał mnie samolotem liniowym, i proszę, z kim utknąłem”.
„O rany! Przezabawne. Bądź miły dla tego dzieciaka. Pamiętaj, że niedługo będziesz wujem. Ale to dziwne, że on leci pierwszą klasą”.
„Nie – lecę klasą ekonomiczną, bo na pierwszą i biznes nie było już miejsc. Pieprzyć to”.
„LOL! Zuch tata”.
„Ha, ha. Cieszę się, że cię to bawi”.
„Przepraszam. Miłego lotu. Kocham cię”.
„Ja ciebie też, siostrzyczko”.
Spojrzałem na młodego, który znowu kaszlał.
– Jesteś chory, czy co? – spytałem poważnie. Odwrócił głowę i spojrzał na mnie.
– Ta. Mam mukowiscydozę.
Wiedziałem, co to jest, bo w college’u musiałem zrobić o tym prezentację w PowerPoincie na zajęcia ze zdrowia i higieny.
– Przykro mi, chłopie.
– Nie potrzebuję twojej litości – odparł.
– Nazywam się Collin i nie mam w ofercie litości – powiedziałem z uśmiechem i wyciągnąłem do niego rękę.
Skrzywił się i spojrzał na moją dłoń, a potem powoli ją uścisnął.
– Jestem Jacob Kline.
– Miło mi cię poznać, Jacobie Kline.
– Jasne – mruknął smutno.
Naprawdę było mi go teraz żal. Rozumiałem już, skąd ta szorstka poza. Musiał ukrywać jakoś smutek, który miał w środku.
– Po co lecisz do Chicago?
– Do kolejnego specjalisty – odrzekł.
– Ile masz lat?
– Dwanaście.
Odwróciłem głowę do okna. Było mi żal tego dzieciaka i nie mogłem uwierzyć, że jego matka nie siedzi obok niego. Co to w ogóle za matka?
– Mogę zamienić się miejscami z twoją mamą, jeśli chcesz, żeby siedziała z tobą – zaproponowałem.
– Nie. Jesteś w porzo – uśmiechnął się.
Przegadaliśmy z Jacobem cały lot. Opowiedziałem mu o Hailey, a on o swojej chorobie. Powiedział, że nie ma wielu przyjaciół, bo dzieciaki się boją. Kiedy samolot wylądował, siedziałem na swoim miejscu, aż po Jacoba przyszła mama.
– Cześć, mamo. To jest Collin. Mój nowy kumpel! – zawołał z uśmiechem.
– Miło mi cię poznać, Collin. Jestem Diana – uśmiechnęła się.
Była to starsza kobieta, wyglądała na zmęczoną. Kiedy wysiadaliśmy razem z samolotu, sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem banknot dwudziestodolarowy. Podałem go Jacobowi.
– Trzymaj i kup sobie coś fajnego w Chicago – mrugnąłem do niego.
– Rany! Dzięki! – wykrzyknął Jacob.
– To bardzo miło z twojej strony, Collin, ale Jacob nie może tego przyjąć.
– Ależ może. Proszę, niech mu pani pozwoli to przyjąć.
– Dziękuję. Jest pan bardzo miły.
Przybiłem piątkę z Jacobem, a potem pomachałem do niego i jego mamy. Wsiadając do samochodu, zauważyłem, że Jacob i Diana stoją kawałek dalej. W samolocie Jacob powiedział mi, że nie mają pieniędzy, bo jego mama właśnie straciła pracę, a całe swoje niewielkie oszczędności wydała na tę podróż dla niego. Poprosiłem kierowcę, żeby zaczekał, i wysiadłem z auta. Podszedłem do Diany i zapytałem, czy nie mógłbym podrzucić ich do hotelu. Opierała się trochę na początku, ale Jacob uprosił ją w końcu, żeby się zgodziła.
Spytałem, gdzie się zatrzymają. Nie patrząc na mnie, odpowiedziała:
– Chciałam prosić taksówkarza, żeby zawiózł nas po prostu do najtańszego motelu. To wszystko zdarzyło się tak szybko, naprawdę w ostatniej chwili, więc nie miałam czasu wszystkiego przygotować.
Nie mogłem pozwolić, żeby Jacob mieszkał w jakimś brudnym hotelu. Nie w jego stanie. Miałem już nawet pomysł.
– Proszę posłuchać, zanim mi pani odmówi, muszę coś wyjaśnić. Nie powinniście zatrzymywać się gdzieś, gdzie może nie być zbyt czysto, nie przy chorobie Jacoba. Zabiorę was do hotelu, gdzie sam się zatrzymam, i opłacę wasz pokój na tak długo, jak będzie to konieczne.
Diana podniosła rękę i od razu przybrała ton defensywny.
– Nie, to absolutnie wykluczone. Nie. Nie mogę na to pozwolić. To bardzo miłe z pańskiej strony, ale przecież jest pan obcy, nie zna nas pan, a my pana. No i nigdy nie mogłabym się się na to zgodzić.
Jacob opierał głowę o jej ramię i wyglądał na zmęczonego.
– Posłuchaj, Diano. Jacob powiedział mi, że straciłaś pracę i wydałaś całe swoje oszczędności na wyjazd do specjalisty do Chicago. Zaraz się przedstawię i już będziemy się znali.
Wyciągnąłem do niej rękę.
– Cześć, Diano, jestem Collin Black, pracuję dla Black Enterprises w Nowym Jorku. Przyleciałem do Chicago, żeby dostarczyć dokumenty do naszego tutejszego biura. Moi rodzice kochają się jak wariaci, moja siostra i jej mąż spodziewają się swojego pierwszego dziecka, a moja dziewczyna, z którą byłem przez sześć lat, właśnie mnie rzuciła i poleciała do Włoch studiować modę. Proszę pozwolić mi sobie pomóc, bo naprawdę lubię Jacoba, to mój przyjaciel.
Przekrzywiła głowę i patrzyła na mnie.
– Jesteś synem Connora Blacka? – zapytała.
– Tak, to ja. Znasz mojego ojca?
– Nie, nie osobiście, ale wiem, kto to jest. Co roku organizuje imprezy charytatywne na rzecz dzieci z autyzmem.
– To prawda. No to teraz już znasz moją rodzinę i wiesz, że lubimy pomagać innym. Więc proszę cię, Diano, pozwól, żebym wam pomógł.
– Rodzice byliby z ciebie bardzo dumni – uśmiechnęła się. – Dziękuję, Collin. Obiecuję, że oddam dług.
Wyciągnąłem telefon i wysłałem wiadomość do Ellie.
„Hej, mała. Jestem w mieście. Co powiesz na mały clubbing dziś wieczorem?”
„Najwyższy czas, panie Black. Zastanawiałam się, kiedy znowu się zobaczymy”.
„Dziś wieczorem, maleńka. O siódmej?”
„Super. Będę w centrum, więc spotkamy się w twoim hotelu”.
„Będę czekał”.
Ellie była seksowną dziewczyną i nie mogłem się doczekać, kiedy znowu pójdę z nią do łóżka. Odezwał się mój telefon – dzwoniła mama. Cholera, zapomniałem zadzwonić do niej po wylądowaniu.
– Cześć, mamo.
– Żyjesz? Mówiłeś, że zadzwonisz, jak już będziesz na miejscu.
– Przepraszam, mamo, ale byłem bardzo zajęty.
– Naprawdę?
– Naprawdę, mamo. Obiecuję, że wyjaśnię wszystko, jak wrócę do domu. Teraz muszę kończyć. Właśnie przyjechałem do hotelu.
Kierowca wyjął nasze torby z bagażnika i podał nam. Diana i Jacob stanęli przed Trump Hotel i nie odrywali wzroku od fasady.
– Chodźcie, spodoba wam się tu – zachęciłem z uśmiechem.
Weszli za mną do środka i podeszli do recepcji.
– Witam, panie Black. Apartament jest już gotowy – oznajmiła pracownica hotelu.
– Dziękuję. Będę potrzebował jeszcze dodatkowego pokoju dla moich gości.
– Oczywiście, panie Black. Na jak długo zatrzymają się u nas pańscy goście?
Spojrzałem na Dianę.
– Tylko dwie noce – odparła.
– Na pewno? Naprawdę możecie zostać dłużej.
– Na pewno. Jutro mamy wizytę u tego specjalisty, a następnego ranka wracamy. Nie mogę zostać tu dłużej niż to absolutnie konieczne.
– Dwie noce – powtórzyłem recepcjonistce.
Diana i Jacob podeszli do szklanej windy i wpatrywali się w nią. Nachyliłem się do recepcjonistki i szepnąłem:
– Proszę im powiedzieć, że minibar w pokoju jest darmowy, tak jak posiłki do pokoju. Wszystko proszę zapisać na mój rachunek.
– Naturalnie, panie Black.
Zawołałem Dianę i recepcjonistka podała jej klucz, a potem wyjaśniła, że minibar i posiłki do pokoju są już zawarte w cenie.
– Na pewno? – dopytywała Diana.
– Na tym polega urok Trump Hotel – mrugnąłem do niej.
Boy hotelowy podszedł i wziął torby. Diana uściskała mnie i ze łzami w oczach podziękowała za pomoc.
– Odwagi jutro – powiedziałem do Jacoba i przybiliśmy piątkę.
– Bułka z masłem – odparł.
Weszli do windy i machali, kiedy ruszyła do góry. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem do taty.
– Halo – odpowiedział.
– Cześć, tato. Musisz pojutrze przysłać po mnie samolot do Chicago.
– Collin, kupiłem ci bilet powrotny.
– Wiem, ale coś się wydarzyło.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – spytał. – Nie możesz nawet polecieć do Chicago, żeby nie władować się po drodze w jakieś kłopoty?
– Nie władowałem się z żadne kłopoty, tato. Poznałem kogoś.
– Jezu Chryste, Collin, to mi wystarczy.
– Nie, tato, pozwól, że ci wyjaśnię. Poznałem dziecko. Chore dziecko.
– Co? – spytał spokojnie.
Opowiedziałem mu o Jacobie, Dianie i o tym, że straciła pracę.
– To bardzo miłe, co dla nich zrobiłeś, synu. Jestem z ciebie dumny – oznajmił ojciec.
– Dzięki, tato. Muszę już kończyć. Muszę podrzucić te plany do biura, a potem spotkać się ze znajomymi.
– Nie pakuj się w żadne kłopoty.
– Nie wpakuję się, tato.