Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Na zawsze Ona. Tom 2 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 września 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Na zawsze Ona. Tom 2 - ebook

Opowieść mężczyzny o miłości, która daje siłę do walki o szczęście i o życie…

W życiu Connora Blacka były tylko praca dla konsorcjum, którym kieruje, i kobiety – na jedną noc. Miłość, bliskość, czułość to bajki, w które przestał wierzyć. Aż pojawiła się młoda malarka Ellery i tchnęła w niego nowe życie.

Ale los wystawił ich miłość na najwyższą próbę. Przyniósł Connorowi nowe cierpienie i strach, że straci ukochaną – na zawsze.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-7368-0
Rozmiar pliku: 4,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRO­LOG

Amandę po­zna­łem przez kum­pla. Mia­łem osiem­na­ście lat, a ona wła­śnie skoń­czyła sie­dem­na­ście. Była ładną dziew­czyną z dłu­gimi brą­zo­wymi wło­sami, ład­nym kształt­nym cia­łem, a cycki miała ta­kie, że można było się dać za nie po­kroić. Od sa­mego po­czątku wi­dzia­łem, że jej się po­do­bam. Po­zna­li­śmy się pew­nego wie­czoru na im­pre­zie, sie­dzie­li­śmy przy ogni­sku. Zwią­za­li­śmy się ze sobą tam­tej nocy, do­wie­dzia­łem się też, że ma sio­strę bliź­niaczkę, Ash­lyn. Mia­łem wra­że­nie, że roz­ma­wia­li­śmy dłu­gie go­dziny o na­szych ro­dzi­nach, o pla­nach i ma­rze­niach. Od­wio­złem ją do domu, wy­mie­ni­li­śmy się nu­me­rami te­le­fo­nów. Nie mia­łem po­ję­cia, że ten zwią­zek od­mieni moje ży­cie na za­wsze.

Uma­wia­li­śmy się co naj­mniej trzy razy w ty­go­dniu, naj­czę­ściej w piątki, so­boty i nie­dziele. Kiedy nie by­łem za­jęty pracą dla mo­jego ojca w Black En­ter­pri­ses, cza­sem wpada­łem do Amandy w ty­go­dniu i spę­dza­łem z nią parę go­dzin. Po­czą­tek na­szego związku był wspa­niały. Na­prawdę lu­bi­łem Amandę. Seks był cu­downy, i było go dużo. Wszystko było do­brze, do czasu kiedy za­czą­łem mó­wić o wy­jeź­dzie na stu­dia. Sza­lała, ka­zała mi przy­rzec, że będę co­dzien­nie do niej dzwo­nił i nie będę się oglą­dał za in­nymi dziew­czy­nami. Za każ­dym ra­zem, kiedy pró­bo­wa­łem umó­wić się z kum­plami, de­ner­wo­wała się i za­czy­nała pła­kać. Oskar­żała mnie o to, że nie chcę z nią spę­dzać czasu i że inni są dla mnie waż­niej­si. Usi­ło­wa­łem jej wy­tłu­ma­czyć, że od czasu do czasu chcę się zo­ba­czyć z kum­plami i że to nie­zdrowo spę­dzać ze so­bą każdą chwilę. Amanda się ze mną nie zga­dzała i czę­sto oskar­żała mnie o to, że ją zdra­dzam, kiedy nie ode­bra­łem te­le­fonu na­tych­miast.

Mia­łem wra­że­nie, że się du­szę. Nie mia­łem w ogóle czasu dla sie­bie, ona za­cho­wy­wała się jak sza­lona. Co­dzien­nie mó­wiła mi, jak bar­dzo mnie ko­cha i że nie mo­głaby beze mnie żyć. Po­wie­działa, że bę­dziemy ra­zem na za­wsze i nic nas ni­gdy nie roz­dzieli. Nie ko­cha­łem Amandy. Lu­bi­łem ją, ale nie by­łem w niej za­ko­chany. Nie bar­dzo wie­dzia­łem, czym w ogóle jest mi­łość. W dniu, kiedy pró­bo­wa­łem za­koń­czyć nasz zwią­zek, Amanda po­wie­działa mi, że może być w cią­ży. Przez głowę prze­mknął mi mi­lion po­twor­nych my­śli, nie wi­dzia­łem sie­bie przy tej dziew­czy­nie przez resztę ży­cia. Na szczę­ście ciąża oka­zała się kłam­stwem. Od­by­łem długą roz­mowę z jej sio­strą, Ash­lyn. Po­wie­działa mi, że Aman­dzie nic nie jest i że mu­szę po pro­stu być wo­bec niej cier­pliwy.

W końcu do­tar­łem do punktu, z któ­rego nie było od­wrotu. Po­sze­dłem na ko­la­cję z grupą przy­ja­ciół. Amanda zna­la­zła mnie i na środku re­stau­ra­cji zro­biła mi scenę. Wy­prowa­dzi­łem ją na ze­wnątrz i pró­bo­wa­łem uspo­koić, ale nic nie dzia­łało. Nic już do niej nie czu­łem, wła­ści­wie nie mo­głem na nią pa­trzeć. Ze­rwa­łem z nią. Po­wie­dzia­łem jej, że mam dość, że mię­dzy nami ko­niec i żeby ni­gdy wię­cej do mnie nie dzwo­niła. Zo­sta­wi­łem ją pła­czącą na ulicy. Nie mia­łem wyj­ścia, była stuk­nięta i po­trze­bo­wała po­mocy.

Dwa dni póź­niej za­dzwo­niła do mnie. Chciała, że­bym przy­szedł z nią po­roz­ma­wiać. Je­żeli o mnie cho­dziło, nie mia­łem o czym roz­ma­wiać. Ze­rwa­łem z nią i nie chcia­łem tego roz­trzą­sać. Pła­kała i bła­gała, że­bym przy­szedł. Po­wie­działa, że chce po­ru­szyć ze mną je­den ostatni te­mat, a po­tem po­go­dzi się z tym, że mię­dzy nami ko­niec. Po­wie­działa, że­bym po­cze­kał go­dzinę, bo nie ma jej jesz­cze w domu. Po go­dzi­nie wje­cha­łem na jej pod­jazd. Za­pu­ka­łem do drzwi, ale nikt nie otwo­rzył. Wie­dzia­łem, że jest w domu, bo na pod­jeź­dzie stał jej sa­mo­chód. Za­uwa­ży­łem, że drzwi nie są za­mknięte na klucz, pchną­łem je, wsze­dłem do środka i się ro­zej­rza­łem. Za­wo­ła­łem ją, ale nikt nie od­po­wie­dział. Po­woli wsze­dłem po scho­dach i za­trzy­ma­łem się przed za­mknię­tymi drzwiami jej sy­pialni. Po­ło­ży­łem dłoń na klamce i po­woli ją prze­krę­ci­łem, a po­tem pchną­łem drzwi. Za­parło mi dech w pier­siach na wi­dok Amandy na pod­ło­dze w ka­łuży krwi i le­żą­cej przy niej ży­letki. Pod­bie­głem do niej i wsu­ną­łem ręce pod jej ciało.

– Dla­czego to zro­bi­łaś, Amanda, dla­czego? – szlo­cha­łem, trzy­ma­jąc na rę­kach jej mar­twe, za­krwa­wione ciało, i trzą­słem się, a łzy ciur­kiem pły­nęły mi z oczu.

Serce biło mi jak sza­lone, mię­śnie były sztywne. Na­gle zo­ba­czy­łem cień w drzwiach. Pod­nio­słem wzrok, a obok mnie uklę­kła Ash­lyn i wpa­try­wała się w swoją sio­strę bliź­niaczkę.

– Amanda, jak mo­głaś mi to zro­bić?! – krzy­czała na nią. – Mia­ły­śmy tyle pla­nów. Mia­ły­śmy prze­je­chać z pleca­kiem Eu­ropę – pła­kała, po­chy­la­jąc się nad cia­łem Amandy i po­trzą­sa­jąc nim za ra­miona. Od­su­ną­łem ją i krzyk­ną­łem, żeby prze­stała.

Po­woli wstała i po­de­szła do ko­mody, na któ­rej zna­la­zła list od Amandy. Wzięła kartkę i spoj­rzała na mnie nie­pew­nym wzro­kiem. Po­woli wy­pu­ści­łem Amandę z ob­jęć, wsta­łem, pod­sze­dłem do Ash­lyn i wzią­łem od niej kartkę.

Con­nor,

je­steś mi­ło­ścią mo­jego ży­cia. Ni­gdy wcze­śniej nie czułam ni­czego ta­kiego wo­bec ni­kogo. Da­łeś mi na­dzieję. Na­dzieję, któ­rej po­trze­bo­wa­łam, żeby przejść przez ży­cie. Odkąd nie je­ste­śmy ra­zem, czuję się pu­sta i sa­motna. My­śla­łam, że je­steś tym, który ura­tuje mnie przed sobą samą. Ko­cham cię bar­dziej niż ży­cie, ale skoro nie mogę cię mieć i nie może­my być ra­zem, nie chcę dłu­żej żyć. Przy­kro mi, że tak się musi stać, ale nie mo­żesz za to wi­nić ni­kogo oprócz sie­bie sa­mego. Nie mo­głam da­lej żyć bez cie­bie. Pro­szę, po­wiedz Ash­lyn, że ją ko­cham i że mi przy­kro.

Amanda

Sta­łem z li­stem w dłoni, a Ash­lyn szlo­chała. Pod­sze­dłem, żeby ją po­cie­szyć, ale ona unio­sła pa­lec i ode­zwała się do mnie oschłym to­nem.

– To twoja wina, że moja sio­stra nie żyje. Wy­star­czyło, że­byś ją ko­chał, i by­łaby tu!

Ten dzień na za­wsze od­mie­nił moje ży­cie.ROZDZIAŁ 1

Po­wieki mi się unio­sły. Serce ło­mo­tało ze stra­chu. Po­ściel mia­łem mo­krą od potu, który po mnie spły­wał – przez kosz­mar, który nie prze­sta­wał mnie prze­śla­do­wać no­cami. Zer­k­ną­łem na ze­ga­rek na noc­nej szafce, była punkt trze­cia. Wsta­łem z łóżka i po­sze­dłem do ła­zienki. Z tru­dem ła­pa­łem od­dech, po­chy­li­łem się nad umy­walką, a po­tem spoj­rza­łem na swoje od­bi­cie w lu­strze. Od­krę­ci­łem zimną wodę i spry­ska­łem so­bie twarz, a po­tem wzią­łem głę­boki od­dech i za­mkną­łem oczy.

Ni­gdy ni­komu nie po­wie­dzia­łem, dla­czego Amanda się za­biła. Przez dwa­na­ście ostat­nich lat no­si­łem tę ta­jem­nicę ukrytą głę­boko w so­bie. Wie­działa je­dy­nie jej sio­stra, Ash­lyn. Przy­rze­kła, że nie bę­dzie o tym mó­wić, bo nie chciała, żeby lu­dzie my­śleli, że jej sio­stra zro­biła so­bie coś przez fa­ceta. Po­tar­łem twarz, wy­sze­dłem i usia­dłem na brzegu łóżka. Wzią­łem z noc­nej szafki te­le­fon ko­mór­kowy i zo­ba­czy­łem wia­do­mość od Ash­lyn.

„Con­nor, dzię­kuję za dzi­siej­szy wie­czór. Jak zwy­kle, za­do­wo­li­łeś mnie w pełni. Cie­szę się, że nie­długo znowu się spo­tkamy na ko­lejny se­ans nie­sa­mo­wi­tego seksu!”

Wes­tchną­łem i odło­ży­łem te­le­fon na nocną szafkę. Wsta­łem, wzią­łem strój do bie­ga­nia i wy­sze­dłem po­bie­gać. Bie­ga­nie za­wsze po­ma­gało mi otrzeź­wieć, szcze­gól­nie po kosz­ma­rach. Prze­bie­głem sześć ki­lo­me­trów w Cen­tral Parku. Kiedy się otrzą­sną­łem i by­łem w sta­nie ja­sno my­śleć, za­no­to­wa­łem so­bie w pa­mięci, żeby za­dzwo­nić do dok­tora Pe­tersa. Od dość dawna u niego nie by­łem i uzna­łem, że pora na nowo pod­jąć se­sje te­ra­peu­tyczne. Wy­ją­łem te­le­fon, prze­szu­ka­łem kon­takty i po­sta­no­wi­łem na­pi­sać do Sa­rah.

„Mu­szę się od­stre­so­wać. Co ty na to?”

„Ja też się wi­tam, Con­nor. Wiesz, że jest 5.15? Pew­nie, wcho­dzę w to”.

„Do­brze, przy­jedź do mo­jego apar­ta­mentu za 30 mi­nut”.

„Mogę być za dzie­sięć”.

„Nie, po­wie­dzia­łem 30. Mu­szę wziąć prysz­nic”.

„Mniam. Con­nor, mogę się przy­łą­czyć?”

„Nie, dzięki, prysz­nic wolę brać sam. Za pół go­dziny, nie spóź­nij się”.

Sa­rah po­zna­łem przez kon­tra­henta. Była świeżo po roz­wo­dzie i sek­su­alne spo­tka­nia bez zo­bo­wią­zań były jej jak naj­bar­dziej na rękę.

Wró­ci­łem bie­giem do apar­ta­mentu i wsko­czy­łem pod prysz­nic, żeby zmyć z sie­bie pot, za­nim ją prze­lecę. Wy­sze­dłem spod prysz­nica owi­nięty w pa­sie ręcz­ni­kiem. Wsze­dłem do sy­pialni, a ona już le­żała na łóżku, cze­kała na mnie.

– Zrzuć ten ręcz­nik i chodź tu, za­nim zmie­nię zda­nie – uśmiech­nęła się.

Zrzu­ci­łem ręcz­nik na pod­łogę i pod­sze­dłem do łóżka.

– Za­rę­czam ci, że ni­g­dzie nie pój­dziesz, do­póki nie prze­lecę cię na wszyst­kie moż­liwe spo­soby, Sa­rah.

– Wiem, że po­tra­fisz do­trzy­mać ta­kiej obiet­nicy – uśmiech­nęła się.

Ostry seks to wszystko, co znam. To wszystko, czego chcą te ko­biety, a ja nie mogę się skar­żyć. Szybki i ostry seks jest naj­lep­szym re­me­dium na mój stres, zwłasz­cza po dłu­gim, cięż­kim dniu w biu­rze i za­wsze, kiedy trafi się oka­zja.

– Dzięki, mo­żesz iść – po­wie­dzia­łem.

– Con­nor, jest wpół do siód­mej rano, może na­pi­jemy się kawy, za­nim pójdę?

Pod­sze­dłem do niej, le­żą­cej na łóżku, przy­kry­tej je­dy­nie prze­ście­ra­dłem, pod któ­rym skry­wało się na­gie ciało. Spoj­rza­łem w jej brą­zowe oczy.

– Znasz za­sady, Sa­rah. Ubie­raj się i wyjdź. Mu­szę wziąć szybki prysz­nic i iść do biura.

Wstała.

– Jak chcesz, Con­nor, ale to tylko kawa, na mi­łość bo­ską.
A, i jesz­cze jedno, wy­jeż­dżam na parę ty­go­dni, więc nie dzwoń do mnie, jak znów bę­dziesz chciał się od­stre­so­wać.

Wielu jest zda­nia, że je­stem za młody, żeby być preze­sem Black En­ter­pri­ses, i że na­pię­cie i wy­ma­ga­nia w końcu mnie znisz­czą. O ile o mnie cho­dzi, już zo­sta­łem emo­cjo­na­lnie znisz­czony.

Black En­ter­pri­ses jest moją firmą i je­dy­nym ce­lem moje­go ży­cia. Tylko to mam i tylko tego chcę. Pew­nie, uma­wiam się z mnó­stwem ko­biet. Jaki mi­lio­ner by się nie uma­wiał? Wie­rzę je­dy­nie w związki spro­wa­dza­jące się do seksu, bez zo­bo­wią­zań. Ostat­nie, czego mi po­trzeba, to ko­bieta, która mnie wiąże i przy­tła­cza. W związku z tym stwo­rzy­łem li­stę za­sad, które przed­sta­wiam ko­bie­tom.

• Żad­nego no­co­wa­nia. Po za­koń­czo­nym sek­sie mu­sisz się ubrać i na­tych­miast wyjść. Nie ma wy­jąt­ków.

• Żad­nych zo­bo­wią­zań. Ni­gdy nie bę­dzie nic wię­cej poza fi­zycz­nym sek­sem. Żad­nych te­le­fo­nów ani SMS-ów. Je­żeli będę chciał się z tobą znowu spo­tkać, skon­tak­tuję się z tobą. W mo­jej obec­no­ści masz się za­chowy­wać jak ko­bieta. Nie to­le­ruję dzie­cin­nego za­cho­wa­nia.

• Żad­nych trój­ką­tów. Lu­bię mieć jedną ko­bietę na­raz. Żad­nych pre­zer­wa­tyw. Ba­dam się raz w mie­siącu, pod­da­łem się wa­zek­to­mii. Ocze­kuję, że ko­bieta, z którą je­stem, rów­nież ma być czy­sta. Mogę za­żą­dać do­wodu.

• Randka składa się je­dy­nie z ko­la­cji i seksu, nie wię­cej, nie mniej. Nie ma trzy­ma­nia się za ręce, spa­ce­rów, prze­jaż­dżek ani kina. Bez wy­jątku.

Daję tę li­stę ko­bie­tom przed ko­la­cją, żeby mieć pew­ność, że są w pełni świa­dome mo­ich ocze­ki­wań. Je­żeli któ­raś ma pro­blem z któ­rą­kol­wiek z tych za­sad, może odejść. Ko­biety są dla mnie je­dy­nie obiek­tami sek­su­al­nymi. Ni­gdy nie by­łem zako­chany i ni­gdy nie będę. Osoba, która za­de­cy­do­wała o tym, że moje ży­cie tak wła­śnie bę­dzie wy­glą­dać, za­biła się dla­tego, że nie by­łem w sta­nie jej ko­chać. Ni­gdy wię­cej nie mia­łem za­miaru do­pu­ścić do po­dob­nej sy­tu­acji. Mam grono ko­biet, z któ­rymi spo­ty­kam się re­gu­lar­nie. Jedną z nich jest Ash­lyn. Za­czą­łem się z nią spo­ty­kać ja­kiś rok temu, kiedy zja­wiła się u mnie w biu­rze za­ła­mana, nie miała gdzie się po­dziać. Sie­dzia­łem przy biurku, wpa­try­wa­łem się w drzwi i wspo­mi­na­łem tam­ten dzień.

– Pa­nie Black, ma pan go­ścia – po­wie­działa Va­le­rie przez in­ter­kom. – Po­dobno to ważne, ta ko­bieta twier­dzi, że pan ją zna.

Wes­tchną­łem. Nie mia­łem czasu dla nie­za­po­wie­dzia­nych go­ści, któ­rym się wy­da­wało, że mogą wpaść do mnie do biura i żą­dać, że­bym się z nimi spo­tkał.

– Je­stem bar­dzo za­jęty, Va­le­rie. Kto­kol­wiek to jest, po­wiedz, że musi się umó­wić na spo­tka­nie. W tej chwili nie mam czasu.

Na­gle drzwi się otwo­rzyły, a ja ode­rwa­łem wzrok od kom­pu­tera i mało nie do­sta­łem za­wału.

– Prze­pra­szam, pa­nie Black. Pró­bo­wa­łam ją po­wstrzy­mać – po­wie­działa Va­le­rie.

– W po­rządku, Va­le­rie. Za­mknij drzwi, pro­szę.

– Cześć, Con­nor. Miło cię znów wi­dzieć, dawno się nie wi­dzie­li­śmy – ode­zwała się wy­soka ko­bieta.

– Do cho­lery, Ash­lyn, co ty tu ro­bisz? – Głos mia­łem roz­złosz­czony.

We­szła da­lej do ga­bi­netu i roz­sia­dła się w plu­szo­wym fo­telu na­prze­ciwko mo­jego biurka.

– Tak się wita przy­ja­ciółkę, któ­rej nie wi­działo się dzie­sięć lat?

– Da­ruj so­bie, Ash­lyn, od­po­wiedz na py­ta­nie, do dia­bła!

Od­kaszl­nęła i po­ru­szyła się na krze­śle.

– Zna­la­złam się w trud­nej sy­tu­acji, Con­nor, i za­stana­wia­łam się, czy mógł­byś mi po­móc.

Opar­łem się na krze­śle i spoj­rza­łem na nią gniew­nie. Pra­wie się nie zmie­niła przez tych dzie­sięć lat. Miała ta­kie same czarne pro­ste włosy, w ciem­no­brą­zo­wych oczach wi­dać było ten sam smu­tek, co przed laty. Zło­ży­łem ręce.

– Czego chcesz, Ash­lyn?

– Je­stem kom­plet­nie spłu­kana. Wy­rzu­cili mnie z miesz­ka­nia, nie wiem, co ro­bić. Chyba mo­żesz uznać mnie za bez­do­mną. – Wzięła głę­boki od­dech.

– A ro­dzice? Dla­czego nie pój­dziesz do nich?

– Po­wie­dzieli, że je­stem za­kałą ro­dziny i że mu­szę so­bie ra­dzić. Po­ma­gali mi nie­skoń­czoną ilość razy i nie mają za­miaru po­móc po raz ko­lejny.

Wsta­łem, pod­sze­dłem do Ash­lyn i po­chy­li­łem się nad biur­kiem, usi­łu­jąc do­ciec, dla­czego przy­szła aku­rat do mnie.

– Przy­kro mi, Ash­lyn, mam spo­tka­nie i oba­wiam się, że nie będę w sta­nie ci po­móc. Wy­bacz, ale mu­szę iść.

Wstała, prych­nęła, chwy­ciła to­rebkę i ru­szyła do drzwi. Na­gle się od­wró­ciła.

– Je­steś mi coś wi­nien, Con­no­rze Black. Przez cie­bie mam spie­przone ży­cie. Moja sio­stra po­peł­niła przez cie­bie sa­mo­bój­stwo, to mi znisz­czyło ży­cie. Strasz­nie tę­sk­nię za Amandą, gdyby nie ty, na­dal by żyła! – krzyk­nęła.

Sta­łem onie­miały, bo wszystko, co mó­wiła Ash­lyn, było prawdą. Od­wró­ciła się i po­de­szła do drzwi.

– Za­cze­kaj – po­wie­dzia­łem. – Za­biorę cię na ko­la­cję, po­roz­ma­wiamy o tym. Może będę mógł ci po­móc. Przy­ślę po cie­bie kie­rowcę o siód­mej. Gdzie się za­trzy­ma­łaś?

– Ni­g­dzie. Po­wie­dzia­łam ci, że je­stem spłu­kana, z całą pew­no­ścią nie stać mnie na ho­tel.

Pod­sze­dłem do drzwi i otwo­rzy­łem je, wska­zu­jąc Ash­lyn, żeby wy­szła.

– Va­le­rie, pro­szę, za­re­zer­wuj na ra­chu­nek firmy po­kój dla pani John­son w Mar­riot­cie w cen­trum mia­sta.

Va­le­rie ski­nęła głową i chwy­ciła te­le­fon.

– Dzię­kuję, Con­nor, wie­dzia­łam, że mogę na cie­bie li­czyć – uśmiech­nęła się.

– Mój kie­rowca przy­je­dzie po cie­bie punkt siódma.

Od­wró­ci­łem się i po­krę­ci­łem głową. Dla­czego, do cho­lery, zja­wiła się na­gle po tylu la­tach i rzu­ciła mi śmier­cią Amandy pro­sto w twarz.

Sie­dzia­łem przy biurku i za­cho­dzi­łem w głowę, dla­cze­go na­dal jest w moim ży­ciu rok póź­niej, a ja nic z tym nie zro­bi­łem.

Z roz­my­ślań wy­rwało mnie pu­ka­nie do drzwi. We­szła Va­le­rie i po­sta­wiła mi ku­bek z kawą na biurku.

– Dzień do­bry, pa­nie Black.

– Dzień do­bry, Va­le­rie. Zrób coś dla mnie, od­wo­łaj wszyst­kie moje po­po­łu­dniowe spo­tka­nia. Mam coś do za­ła­twie­nia.

– Do­brze, pa­nie Black. Już się tym zaj­muję.

– Dzię­kuję, Va­le­rie – po­wie­dzia­łem, kiedy wy­cho­dziła z mo­jego biura.

Wy­ją­łem te­le­fon, wy­bra­łem nu­mer dok­tora Pe­tersa i umó­wi­łem się na późne po­po­łu­dnie. Po­my­śla­łem, że naj­wyż­sza pora, skoro kosz­mary wró­ciły. Do­koń­czy­łem pa­pier­kową ro­botę, wy­ko­na­łem parę te­le­fo­nów służ­bo­wych i uprze­dzi­łam Denny’ego, że wyjdę dzi­siaj wcze­śniej i żeby po mnie przy­je­chał.

Wsia­dłem do li­mu­zyny i ka­za­łem Denny’emu za­wieźć się do apar­ta­mentu, że­bym mógł sam po­je­chać range ro­ve­rem do ga­bi­netu dok­tora Pe­tersa. Nie chcia­łem, żeby wie­dział, do­kąd jadę. Denny’ego za­li­czam do naj­lep­szych przy­ja­ciół. Pra­cuje dla Black En­ter­pri­ses od dzie­się­ciu lat. Wo­ził mo­jego ojca, a te­raz wozi mnie.

Denny jest po pięć­dzie­siątce, a w ciągu ostat­nich dzie­się­ciu lat wiele się o mnie do­wie­dział. Za­wsze był przy mnie, parę razy na­wet ra­to­wał mnie z opre­sji, nie mó­wiąc nic ojcu. Jest dla mnie jak drugi oj­ciec, mogę mu ufać. Za­wsze mo­głem li­czyć na jego po­moc, kiedy jej po­trze­bo­wa­łem. W za­mian dbam o to, żeby jemu i jego ro­dzi­nie ni­czego nie bra­ko­wało.ROZDZIAŁ 2

Dawno pana nie wi­dzia­łem, pa­nie Con­nor – po­wie­dział dok­tor Pe­ters, sia­da­jąc na nie­bie­skim krze­śle. – My­śla­łem, że zre­zy­gno­wał pan już z wi­zyt.

– Nie zre­zy­gno­wa­łem, pa­nie dok­to­rze, by­łem tylko tak za­jęty, że nie mia­łem kiedy się umó­wić – wes­tchną­łem.

Do dok­tora Pe­tersa cho­dzę od paru lat, jest je­dyną osobą, która oprócz Ash­lyn wie o Aman­dzie. Jest star­szym pa­nem ze szpa­ko­wa­tymi wło­sami, śred­niej bu­dowy. Bar­dzo ła­two mi się przed nim otwo­rzyć. Chyba dla­tego tak długo do niego cho­dzę. Pró­bo­wa­łem in­nych te­ra­peu­tów, rów­nież ko­biet, ale sy­tu­acja się kom­pli­ko­wała, bo chciały się ze mną prze­spać, za­miast pró­bo­wać mi po­móc.

– Niech mi pan po­wie, czy za­uwa­żył pan po­stępy od ostat­niej wi­zyty?

Opar­łem się na krze­śle, pod­par­łem się łok­ciem o po­ręcz.

– Nie, ale tak jak mó­wi­łem wcze­śniej, nie je­stem zain­te­re­so­wany związ­kiem. Lu­bię moje ży­cie ta­kie, ja­kie jest.

– Więc jaki jest po­wód pana wi­zyty? – Spoj­rzał na mnie, mru­żąc oczy.

– Znów mam kosz­mary – od­po­wie­dzia­łem, bio­rąc głę­boki od­dech.

Dok­tor Pe­ters przy­glą­dał mi się ba­daw­czo, prze­chyla­jąc głowę.

– Kiedy się po­ja­wiły?

– Ja­kiś mie­siąc temu – od­po­wie­dzia­łem.

– Co je wy­zwo­liło pana zda­niem? – spy­tał, jakby na­praw­dę za­le­żało mu na tym, żeby po­znać od­po­wiedź.

– Nie wiem, dok­to­rze, dla­tego tu je­stem.

– Na­dal spo­tyka się pan z Ash­lyn?

– Tak. – Od­wró­ci­łem głowę, od­po­wia­da­jąc na py­ta­nie.

– Za­czyna pan coś do niej czuć? – spy­tał po­waż­nym to­nem.

– Cho­lera, nie, nie za­czy­nam nic do niej czuć – warkną­łem, pod­ry­wa­jąc się z krze­sła, wło­ży­łem so­bie ręce do kie­sze­ni i pod­sze­dłem do okna. – Jest do­bra w łóżku, to wszystko. Nie ma w tym nic wię­cej!

– Więc czemu się pan tak zde­ner­wo­wał, kiedy za­da­łem to py­ta­nie? Mam wra­że­nie, że jest pan bar­dzo zły dla­tego, że mógłby pan chcieć od ko­goś cze­goś wię­cej. Może nie od Ash­lyn ani żad­nej z tych ko­biet, z któ­rymi spo­tyka się pan re­gu­lar­nie, ale wy­daje mi się, że za­czyna panu do­skwie­rać sa­mot­ność.

Od­wró­ci­łem się i spoj­rza­łem na niego. Złość za­częła prze­sła­niać mi wzrok.

– Od ko­biet nie chcę nic wię­cej. Ile razy mam to panu po­wta­rzać?

– Pro­szę się uspo­koić, niech pan usią­dzie. Musi pan słu­chać sie­bie. Nie jest to zdrowe, je­żeli nie chce się w ży­ciu ni­czego poza pracą. Musi pan po­zwo­lić umrzeć swoim emo­cjom spo­wo­do­wa­nym Amandą, musi pan po­go­dzić się z tym, że jej śmierć nie była pana winą. Sam pan po­wie­dział, że pro­blemy emo­cjo­nalne miała już wtedy, kiedy ją pan po­znał.

Wró­ci­łem do krze­sła i usia­dłem na­prze­ciw dok­tora Pe­tersa.

– Ow­szem, miała pro­blemy emo­cjo­nalne, ale w li­ście, który zo­sta­wiła, wy­raź­nie po­wie­działa, że za­biła się dla­tego, że z nią ze­rwa­łem. Jak można się z cze­goś ta­kiego otrzą­snąć? Jak mogę się z kimś na nowo zwią­zać ze świa­do­mo­ścią, że do­pro­wa­dzi­łem do czy­jejś śmierci?

Dok­tor Pe­ters sie­dział i przy­glą­dał mi się, re­je­stru­jąc każde wy­po­wia­dane przeze mnie słowo.

– Pa­nie dok­to­rze, nie czuję zu­peł­nie nic, kiedy je­stem z ko­bietą. Nie czuję żad­nej więzi. Nie ma we mnie emo­cji, nie ob­cho­dzi mnie wcale, czy chcą ode mnie cze­goś wię­cej. Je­stem szczery wo­bec ko­biet, z któ­rymi sy­piam. Wy­ko­rzy­stuję je dla czy­stej przy­jem­no­ści, nic wię­cej, a je­żeli im to nie od­po­wiada, rzu­cam je i znaj­duję nową.

– To ostre słowa, pa­nie Con­nor – po­wie­dział, prze­chy­la­jąc głowę na bok.

– Żad­nych uczuć, pa­mięta pan, pa­nie Pe­ters?

Wes­tchnął i wstał.

– Wy­daje mi się, że po pro­stu nie po­zwo­lił pan so­bie jesz­cze na zna­le­zie­nie od­po­wied­niej ko­biety.

– Nie ma dla mnie od­po­wied­niej ko­biety, a na­wet gdyby była, nie mia­łoby to zna­cze­nia. Do­wie­dzia­łaby się, kim na­prawdę je­stem, i nie chcia­łaby mieć ze mną nic wspól­nego. Prze­szłość za­wsze sta­nie mi na prze­szko­dzie.

– Prze­pi­suję panu ta­bletki na­senne – po­wie­dział dok­tor Pe­ters, po­da­jąc mi małą kartkę. – Pro­szę za­ży­wać jedną przed pój­ściem do łóżka, mam na­dzieję, że po­może się pa­nu prze­spać. Kosz­ma­rów jed­nak nie po­wstrzyma, tylko pan może spra­wić, że ustą­pią.

Wsta­łem, wzdy­cha­jąc.

– Dzię­kuję, że mnie pan przy­jął, będę w kon­tak­cie.

– Chcę się z pa­nem spo­tkać za ty­dzień, pro­szę za­pi­sać się na wi­zytę.

Kiedy wy­cho­dzi­łem z ga­bi­netu, do­sta­łem wia­do­mość od Ash­lyn.

„Spo­tkajmy się dzi­siaj w klu­bie S, za­ba­wimy się”.

Klub S to w za­sa­dzie nie moja bajka, ale nie mia­łem nic prze­ciwko temu, żeby tam pójść i po­pa­trzeć na piękne ko­biety. Nie by­łem w sta­nie zli­czyć, ile razy przy­pro­wa­dza­łem do domu ko­bietę z tego klubu. Nie bez po­wodu nosi na­zwę „S”. Po se­sji u dok­tora Pe­tersa mu­sia­łem wie­czo­rem wyjść i się upić, żeby o wszyst­kim za­po­mnieć. Odpi­sa­łem.

„Spo­tkamy się tam około wpół do dzie­wią­tej”.

„Su­per, będę cze­kać, włożę dla cie­bie coś wy­jąt­kowo sek­sow­nego”.

Wró­ci­łem do apar­ta­mentu i prze­bra­łem się w strój spor­towy. Wzią­łem torbę i ka­za­łem Denny’emu za­wieźć się na si­łow­nię. W tej chwili po­trze­bo­wa­łem do­brego wy­ci­sku. Mu­sia­łem od­re­ago­wać po se­sji u dok­tora Pe­tersa. Ni­gdy nie po­zwolę so­bie na to, żeby się za­ko­chać, i ni­gdy po uli­cach No­wego Jorku nie bę­dzie cho­dziła żadna pani Black, cho­ciaż nie­jedna ko­bieta usi­ło­wała prze­kro­czyć gra­nicę, pró­bu­jąc szczę­ścia. Prze­bie­głem dzie­sięć ki­lo­me­trów na bieżni, po­prze­rzu­ca­łem tro­chę cię­ża­rów i prze­le­cia­łem Ste­pha­nie w sau­nie. Mo­głem uznać to za sku­teczny tre­ning. Ste­pha­nie do­sko­nale zdaje so­bie sprawę z mo­ich za­sad i mniej z nią za­chodu niż z in­nymi. Lubi szybki, ostry seks i po­cią­ga­nie za włosy, więc oczy­wi­ście mu­szę jej do­ga­dzać, żeby chciała wię­cej. Jest cho­ler­nie per­wer­syjną dziew­czyną. Po wszyst­kim nie ma roz­mów ani py­tań, tylko uśmiech i kiw­nię­cie dło­nią na po­że­gna­nie.

Wy­sze­dłem z si­łowni z uśmie­chem na twa­rzy, wsia­dłem na tylne sie­dze­nie li­mu­zyny, a Denny od­wró­cił się i spoj­rzał na mnie.

– Są­dząc po uśmie­chu na pana twa­rzy, do­my­ślam się, że tre­ning był wy­jąt­kowo udany?

– Ow­szem, Denny, ow­szem – uśmiech­ną­łem się i od­chy­li­łem głowę.

Po po­wro­cie do miesz­ka­nia wrzu­ci­łem torbę spor­tową do szafy i wsze­dłem na górę wziąć szybki prysz­nic, żeby zmyć z sie­bie za­pach potu i seksu.

Otwo­rzy­łem szafę, wy­ją­łem czarny gar­ni­tur od Ar­ma­niego i białą ko­szulę. Obej­rza­łem je i stwier­dzi­łem, że to ide­alny strój do klubu. Uło­ży­łem moje pia­skowe włosy, wło­ży­łem gar­ni­tur i po­sze­dłem do kuchni, w któ­rej Denny roz­ma­wiał z Cla­ire.

– Denny, chcę, że­byś za­wiózł mnie wie­czo­rem do klubu S, a po­tem je­steś wolny.

– Nie bę­dzie pan po­trze­bo­wał, żeby od­wieźć pana do domu? – spy­tał.

– Nie, umó­wi­łem się tam z Ash­lyn, ona mnie od­wie­zie. Mo­żesz spę­dzić wie­czór z ro­dziną.

Denny uśmiech­nął się i ski­nął głową.

– Pa­nie Con­nor, przy­go­to­wać panu coś do zje­dze­nia, za­nim pan wyj­dzie? – spy­tała Cla­ire.

– Nie, Cla­ire, nie je­stem głodny.

Spoj­rza­łem na ze­ga­rek, było wpół do siód­mej. Chcia­łem zna­leźć się w klu­bie przed Ash­lyn, na wy­pa­dek gdyby był tam ktoś, z kim mu­szę po­roz­ma­wiać. Poza tym po­trzebo­wa­łem paru drin­ków, za­nim ona się zjawi.

Przy­je­cha­łem do klubu około siód­mej i za­sko­czył mnie wi­dok tłumu o tak wcze­snej po­rze. Po­sze­dłem na tył, mi­ja­jąc bar, i usia­dłem przy tym sto­liku co zwy­kle. Re­becca, moja ulu­biona kel­nerka, po­de­szła do mnie z uśmie­chem na twa­rzy.

– Do­bry wie­czór, pa­nie Black. Czego się pan na­pije?

Spoj­rza­łem na nią i ob­li­za­łem wargi. Miała dwa­dzie­ścia parę lat i była cho­dzą­cym sek­sem.

– Po­pro­szę szkocką, po­dwójną. A wła­ści­wie od razu dwie – po­wie­dzia­łem.

Uśmiech­nęła się do mnie oczami i od­wró­ciła. Po chwili wró­ciła i po­sta­wiła na sto­liku drinki.

– Czy mogę zro­bić dla pana coś jesz­cze, pa­nie Black? – Pu­ściła do mnie oko.

Uśmiech­ną­łem się i prze­chy­li­łem głowę na bok.

– Wiem, co może pani dla mnie zro­bić.

Wsta­łem i po­pro­wa­dzi­łem ją ko­ry­ta­rzem do ma­łego po­miesz­cze­nia wy­ko­rzy­sty­wa­nego na scho­wek. We­szli­śmy do środka, a ja za­mkną­łem drzwi i prze­krę­ci­łem klucz. Roz­pięła mi pa­sek, spodnie i zsu­nęła je uwo­dzi­ciel­sko. Nie mu­siała mnie do­ty­kać, by­łem już sztywny i cze­ka­łem, aż obej­mie mnie war­gami. Jej usta były nie­sa­mo­wite, a ję­zyk za­ta­czał kręgi wo­kół mo­jego członka. Jęk­ną­łem, po­ru­sza­jąc bio­drami w przód i w tył, nie od­ry­wa­jąc dłoni od jej głowy. Spo­koj­nie, nie je­stem z nią pierw­szy raz. Od czasu do czasu świad­czy mi usługi, kiedy przy­cho­dzę do klubu, bo jest w tym naj­lep­sza, i ona o tym wie. W za­mian za to daję jej w po­dzię­ko­wa­niu so­wity na­pi­wek.

Pierw­szy wy­sze­dłem z ma­łego po­koju i wra­ca­łem do sto­lika, a cho­dzący seks za mną. Spoj­rza­łem na ze­ga­rek, była ósma. Mia­łem dość czasu, żeby wy­pić whi­sky, za­nim po­jawi się Ash­lyn. Za­mar­łem, kiedy zo­ba­czy­łem ją przy sto­liku.

– Ash­lyn, mia­łaś być do­piero o wpół do dzie­wią­tej.

– Miło cię wi­dzieć, Con­nor – po­wie­działa, ca­łu­jąc mnie w po­li­czek. Prze­chy­liła głowę na bok i spoj­rzała na mnie gniew­nie.

– O co cho­dzi? Czemu tak na mnie pa­trzysz? – spy­ta­łem.

– By­łeś z tą kel­nerką, która za tobą szła?

Wzią­łem szklankę i wy­pi­łem whi­sky. Od­wró­ci­łem się do niej przo­dem i ują­łem jej brodę w dłoń.

– Nie twoja sprawa, Ash­lyn. Prze­ra­bia­li­śmy to z ty­siąc razy. To, co ro­bię i z kim, to nie twoje zmar­twie­nie.

Spu­ściła wzrok, a po­tem znów spoj­rzała na mnie.

– Con­nor, mu­szę z tobą o czymś po­roz­ma­wiać, ale naj­pierw chcę za­tań­czyć. Po­roz­ma­wiamy, jak wrócę.

Wes­tchną­łem, a ona wstała i po­szła na par­kiet. Przywo­ła­łem Re­beccę i za­mó­wi­łem jesz­cze kilka drin­ków. Sie­dzia­łem i przy­glą­da­łem się pięk­nym ko­bie­tom, które pa­trzyły na mnie i uśmie­chały się, mi­ja­jąc mnie. Kilka zwró­ciło moją uwagę, ale szybko wró­ci­łem na zie­mię, kiedy sta­nęła za mną Ash­lyn i ob­jęła mnie za szyję.

– Je­steś już go­towy na tę roz­mowę? – spy­tała.

Chwy­ci­łem ją za ręce i szybko zdją­łem je so­bie z szyi.

Czu­łem dzia­ła­nie al­ko­holu, nie by­łem w na­stroju na nic, o czym chciała roz­ma­wiać. Unio­słem dłoń i ko­lejny raz przy­wo­ła­łem Re­beccę, żeby przy­nio­sła na­stępne drinki.

– Con­nor, mu­simy po­roz­ma­wiać – oznaj­miła Ash­lyn.

Spoj­rza­łem na nią i wes­tchną­łem.

– Ash­lyn, o czym chcesz roz­ma­wiać?

Za­częła prze­su­wać pal­cem w górę i w dół po mo­jej ręce.

– Spo­ty­kamy się bez zo­bo­wią­zań już od roku i wy­daje mi się, że czas przejść do ko­lej­nego etapu.

Wy­pi­łem ko­lejną whi­sky i spoj­rza­łem jej w oczy.

– O czym ty mó­wisz, do cho­lery? Ja­kiego ko­lej­nego etap? Nie ma żad­nego ko­lej­nego etapu, Ash­lyn, ile razy mam ci to po­wta­rzać?

Zo­ba­czy­łem wzbie­ra­jącą w jej oczach złość z każ­dym wy­po­wia­da­nym przeze mnie sło­wem. Za­ci­snęła zęby i wy­ce­lo­wała we mnie pa­lec, za­częła nim ki­wać i krzy­czeć.

– Je­ste­śmy ze sobą od roku, ale ty cią­gle spo­ty­kasz się z in­nymi ko­bie­tami! To się musi skoń­czyć, Con­nor! Wiem, że coś do mnie czu­jesz, ale masz za­kuty łeb! Czuję to!

Wy­pi­łem ostatni łyk drinka i z hu­kiem od­sta­wi­łem szklankę na stół. Unio­słem dłoń i wy­ce­lo­wa­łem w nią pa­lec. To była moja ko­lej. Głos mia­łem roz­złosz­czony, do­tarło do mnie, że prze­krzy­kuję gło­śną mu­zykę w klu­bie.

– Nic do cie­bie nie czuję, Ash­lyn! Ni­gdy nic nie czu­łem i ni­gdy nie będę czuł! Masz w tej chwili prze­stać albo to ko­niec, skoń­czę z tobą na do­bre. Nie łą­czy mnie z tobą nic prócz seksu i ni­gdy nie bę­dzie nic wię­cej!

Twarz wy­krzy­wiła jej się ze zło­ści. Unio­sła dłoń i spo­licz­ko­wała mnie. Pie­cze­nie w miej­scu, gdzie do­tknęła dło­nią mo­jej twa­rzy, nie usta­wało.

– To za brak sza­cunku wo­bec mnie, by­dlaku! – krzyk­nęła, a po­tem od­wró­ciła się na pię­cie i wy­szła z im­pe­tem.

Sie­dzia­łem i pa­trzy­łem przed sie­bie. Nie ob­cho­dziło mnie to, że wy­szła, ani to, że zra­ni­łem jej uczu­cia. We­szła w ten układ, ma­jąc cał­ko­witą świa­do­mość tego, na co się go­dzi, a skoro spo­dzie­wała się po mnie cze­goś in­nego, była głu­pia.

Wy­pi­łem ostat­nią whi­sky. Czu­łem się do­brze. Za­uważy­łem, że ja­kaś dziew­czyna przy­gląda mi się z dru­giej strony baru. Była olśnie­wa­jąco piękna. Mia­łem wstać i po­dejść, by z nią po­roz­ma­wiać, ale ona na­gle wstała i po­szła na par­kiet. Wzru­szy­łem ra­mio­nami i chwiej­nym kro­kiem po­sze­dłem do baru po ko­lej­nego drinka.ROZDZIAŁ 3

Na­stęp­nego ranka obu­dziły mnie ha­łasy w kuchni. Wszystko było za­mglone, mia­łem wra­że­nie, że głowę ob­tłu­czono mi mło­tem. Ro­zej­rza­łem się po po­koju, pró­bu­jąc przy­po­mnieć so­bie, jak, do cho­lery, wró­ci­łem w nocy do domu. Ostat­nią rze­czą, jaką pa­mię­ta­łem, był po­li­czek od Ash­lyn. Zer­kną­łem na drugą stronę łóżka i za­uwa­ży­łem, że koł­dra jest po­mięta. Wi­docz­nie by­łem z kimś w nocy. Wsta­łem z łóżka i pod­sze­dłem do szafy. Zna­la­złem czarne spodnie od pi­żamy, wło­ży­łem je i zsze­dłem na dół spraw­dzić, kto, do li­cha, tak ha­ła­suje bla­dym świ­tem.

Do­tar­łem do ku­chen­nego progu i sta­ną­łem z rę­kami zało­żo­nymi na pier­siach. Przy­glą­da­łem się, jak ja­kaś dziew­czyna robi coś w mo­jej kuchni. Sta­łem tak przez chwilę i przypa­try­wa­łem jej się od tyłu. Blond włosy miała dłu­gie i fa­li­ste. Nie mo­głem uwie­rzyć, że miała tyle tu­petu, żeby zo­stać do rana. Zła­mała moją za­sadę nu­mer je­den. Nikt ni­gdy wcze­śniej jej nie zła­mał, żad­nej in­nej też nie, je­żeli cho­dzi o ści­słość. Od­kaszl­ną­łem, żeby dać jej znać, że je­stem tu i pa­trzę. Nie chcia­łem jej prze­stra­szyć.

Po­woli od­wró­ciła się i spoj­rzała na mnie. Prze­łkną­łem ślinę, a serce za­częło mi bić tro­chę szyb­ciej. To przez jej oczy. Miała naj­ład­niej­sze ja­sno­błę­kitne oczy, ja­kie w ży­ciu wi­dzia­łem. Była w nich ja­sność, która przy­wo­ły­wała na myśl piękny ka­mień akwa­ma­rynu. Lśniły w świe­tle wpa­da­ją­cym z ku­chen­nych okien. Lśniły, ale były też pełne stra­chu, kie­dy pa­trzyła na mnie.

– Nie przed­sta­wi­łem ci za­sad wczo­raj wie­czo­rem? – spy­ta­łem, prze­krzy­wia­jąc głowę na bok.

– Hę? – Zmarsz­czyła czoło.

– U mnie nie ma no­co­wa­nia. Mia­łaś wyjść po tym, jak cię prze­lecę, więc może by­ła­byś tak miła i wy­ja­śniła mi, co jesz­cze ro­bisz w mo­jej kuchni?

Ton mia­łem ostry, ale za kogo się uważa ta dziew­czy­na? Po­sta­wiła na bla­cie szklankę i pchnęła ją w moją stronę. Chwy­ci­łem ją, za­nim zdą­ży­łaby się zsu­nąć z blatu i roz­bić na pod­ło­dze. Ona stała i pa­trzyła na mnie, nie od­po­wiada­jąc na py­ta­nie.

– Za­da­łem ci py­ta­nie i cze­kam na od­po­wiedź.

Jej piękne oczy ko­loru lo­do­wego błę­kitu na­gle po­cie­nia­ły, a ona się ode­zwała.

– Słu­chaj, ko­lego, nie wiem, co we­dług cie­bie wy­da­rzyło się ze­szłej nocy, ale nie prze­le­cia­łeś mnie!

Przy­glą­da­łem jej się ba­daw­czo, a ona traj­ko­tała da­lej.

– Upi­łeś się w klu­bie do nie­przy­tom­no­ści i wy­wa­lili cię. Spa­ce­ro­wa­łam na ze­wnątrz, kiedy to się stało, a po­nie­waż je­stem do­brym czło­wie­kiem, za­dzwo­ni­łam po tak­sówkę, że­byś bez­piecz­nie do­tarł do domu. Wtedy za­czą­łeś wy­mio­to­wać na sie­bie, więc mu­sia­łam za­pro­wa­dzić cię do ła­zienki i zdjąć ci ubra­nie, bo, szcze­rze mó­wiąc, śmier­dzia­łeś. Szłam już do drzwi, ale po­sta­no­wi­łam zaj­rzeć do cie­bie jesz­cze raz przed wyj­ściem. Wró­ci­łam do two­jej sy­pialni, le­ża­łeś na ple­cach, więc od­wró­ci­łam cię znów na bok, na wy­pa­dek gdy­byś wy­mio­to­wał. Nie chcia­łam, że­byś udła­wił się na śmierć. Za­snę­łam z wy­czer­pa­nia po tym uże­ra­niu się z to­bą, a kiedy się obu­dzi­łam, po­sta­no­wi­łam, że za­pa­rzę ci kawę i zro­bię na­pój na kaca. Za parę mi­nut mia­łam za­miar wyjść i nie spo­dzie­wa­łam się, że się obu­dzisz wcze­śniej niż za parę go­dzin.

Prze­stą­pi­łem z nogi na nogę, za­ło­ży­łem ręce na pier­siach i zro­bi­łem parę kro­ków w jej stronę.

– Więc chcesz po­wie­dzieć, że mię­dzy nami do ni­czego nie do­szło? – spy­ta­łem.

– Nie, do ni­czego mię­dzy nami nie do­szło. Chcia­łam się tylko upew­nić, że nic ci się nie sta­nie. By­łeś nie­przy­zwo­icie pi­jany – po­wie­działa, wbia­jąc wzrok w pod­łogę.

Głos jej zła­god­niał, był zbo­lały. Kim jest ta dziew­czyna i dla­czego, do cho­lery, mi po­mo­gła? Za­in­try­go­wała mnie nie tylko swoją urodą, ale też do­bro­cią. Wy­czu­wa­łem w niej ła­god­ność i nie­win­ność, ja­kich ni­gdy wcze­śniej nie do­strze­głem w żad­nej ko­bie­cie.

Wzią­łem szklankę i spoj­rza­łem na nią.

– Co to jest?

– Wy­pij, za ja­kieś pięt­na­ście mi­nut po­wi­nie­neś po­czuć się le­piej – po­wie­działa z uśmie­chem.

Był to lekki uśmiech, ale przy­kuł mój wzrok. Po­wie­działa, że przed wyj­ściem na­leje mi kawy. Nie mam po­ję­cia, dla­czego za­wra­cała so­bie mną głowę po tym, w jaki spo­sób się do niej ode­zwa­łem. Się­gnęła do szafki, żeby wy­jąć ku­bek, ale wy­śli­zgnął jej się z rąk i upadł na pod­łogę. Za­klęła, po­chy­liła się, żeby po­zbie­rać sko­rupy. Pod­sze­dłem do niej, bo nie chcia­łem, żeby zro­biła so­bie krzywdę.

– Ska­le­czysz się – po­wie­dzia­łem.

Nie słu­chała, nie chciała prze­stać zbie­rać okru­chów por­ce­lany.

– Prze­stań! – roz­ka­za­łem szorst­kim to­nem.

Na­dal nie słu­chała, więc nie mia­łem wy­boru, mu­sia­łem chwy­cić ją za nad­garstki i zmu­sić, żeby prze­stała. Od­wróci­łem jej dło­nie, żeby wy­jąć z nich sko­rupy. Wzią­łem głę­boki od­dech, kiedy zo­ba­czy­łem bli­zny na jej nad­garst­kach. Na­sze oczy się spo­tkały, ona szybko od­wró­ciła wzrok. Wstała, a ja da­lej zbie­ra­łem odłamki szkła. Ona chwy­ciła to­rebkę.

– Prze­pra­szam za ku­bek, od­ku­pię ci go. Mam na­dzieję, że czu­jesz się le­piej – po­wie­działa i ru­szyła do wyj­ścia.

– Za­cze­kaj – po­wie­dzia­łem. – Po­zwól przy­naj­mniej, że­bym ci za­pła­cił za twój wczo­raj­szy trud.

Od­wró­ciła się i spoj­rzała na mnie błę­kit­nymi oczami.

– Nie we­zmę od cie­bie pie­nię­dzy.

Cho­lera, mu­sia­łem szybko my­śleć. Nie mo­głem po­zwo­lić, żeby tak po pro­stu ode­szła.

– No to przy­naj­mniej na­pij się kawy, za­nim pój­dziesz – po­wie­dzia­łem.

Ulżyło mi, kiedy się zgo­dziła i usia­dła przy wy­spie. Na­la­łem jej kawy i po­sta­wi­łem przed nią ku­bek. Unio­słem szklankę tego, co na­zwała kok­taj­lem na kaca, i wmu­si­łem go w sie­bie. Był obrzy­dliwy i by­łem pe­wien, że mu­siała się po­wstrzy­my­wać, żeby się nie ro­ze­śmiać, kiedy go pi­łem. Po­chy­li­łem się nad bla­tem i spoj­rza­łem na tę piękną ko­bietę sie­dzącą na­prze­ciwko mnie.

– Dla­czego, do li­cha, tak mi po­mo­głaś? A gdy­bym był gwał­ci­cie­lem albo mor­dercą? – spy­ta­łem po­waż­nie.

Od­chy­liła głowę i się ro­ze­śmiała.

– Nie był­byś w sta­nie mnie zgwał­cić ani za­mor­do­wać, na­wet gdy­byś chciał. Wczo­raj w nocy by­łeś taki sfil­co­wany, że le­d­wie da­łam radę za­cią­gnąć cię do domu.

Prze­cze­sa­łem włosy jedną ręką, bo nie trak­to­wała po­waż­nie tego, co mó­wi­łem, a mo­gła zna­leźć się w nie­bez­pie­czeń­stwie, gdyby tra­fiła na ko­goś in­nego niż ja.

– Nie po­win­naś ro­bić ta­kich rze­czy, to nie­bez­pieczne, żeby dziew­czyna ro­biła ta­kie głu­poty – po­wie­dzia­łem zde­ner­wo­wany.

Oparła ło­kieć na bla­cie, pod­parła dło­nią twarz i bacz­nie się mi przy­glą­dała z uśmiesz­kiem na twa­rzy. Od­no­si­łem wra­że­nie, że wy­daje jej się, że żar­tuję, więc zmru­ży­łem oczy i spoj­rza­łem na nią.

– Słu­chasz mnie? – spy­ta­łem.

Nie od­po­wie­działa na py­ta­nie, ro­ze­śmiała się lekko i wsta­ła ze stołka.

– Dzięki za kawę, ale mu­szę wra­cać do domu. Mi­łego dnia, pa­nie Black, i na­stęp­nym ra­zem niech pan tyle nie pi­je – po­wie­działa z uśmie­chem.

Cho­lerny uśmiech. Po­sze­dłem za nią do windy i spyta­łem, jak jej na imię.

– Mo­gła­byś mi po­wie­dzieć, jak ci na imię?

– El­lery Lane!

Sta­łem i pa­trzy­łem, jak drzwi windy się za­my­kają i pięk­na ko­bieta, która przed­sta­wiła się jako El­lery Lane, znika mi z oczu. Prze­łkną­łem z tru­dem ślinę i prze­cze­sa­łem włosy. Wbie­głem na górę do sy­pialni. Wło­ży­łem na sie­bie dżinsy i wy­ją­łem z szu­flady ko­szulkę. Chwy­ci­łem buty i zbie­głem do mo­jego range ro­vera. Wsko­czy­łem do środka, wło­ży­łem buty i wy­je­cha­łem z ga­rażu. Wtedy zo­ba­czy­łem, jak wsiada do tak­sówki za ro­giem. Dys­kret­nie po­je­cha­łem za nią do jej miesz­ka­nia. Za­par­ko­wa­łem po dru­giej stro­nie ulicy i ob­ser­wo­wa­łem, jak wy­siada i ma­cha na po­że­gna­nie tak­sów­ka­rzo­wi. Szybko wpi­sa­łem so­bie jej ad­res do te­le­fonu. Sie­dzia­łem i pa­trzy­łem, jak wcho­dzi do miesz­ka­nia i za­myka za sobą drzwi. Czu­łem się jak prze­śla­dowca. Co ja, do cho­lery, wy­pra­wiam? – spy­ta­łem sam sie­bie, ru­sza­jąc.

Nie chcia­łem my­śleć o El­lery Lane. Była miłą dziew­czy­ną, która za­trosz­czyła się o to, że­bym bez­piecz­nie wró­cił do domu. Na­dal je­stem oszo­ło­miony, ja­kim cu­dem po­my­ślała, że po­moc nie­zna­jo­memu jest do­brym po­my­słem. Czyżby nie zda­wała so­bie sprawy z nie­bez­pie­czeństw tego świata?

Mia­łem tro­chę za­le­głej pa­pier­ko­wej ro­boty w biu­rze, więc za­miast wra­cać do miesz­ka­nia, po­sze­dłem do pracy. Była so­bota, więc w biu­rowcu po­wi­nien pa­no­wać spo­kój, i mia­łem na­dzieję, że uda mi się po­pra­co­wać w sku­pie­niu. Wsze­dłem do Black En­ter­pri­ses i wci­sną­łem przy­cisk w win­dzie. Usły­sza­łem dzwo­nek te­le­fonu, a kiedy wy­ją­łem go z kie­szeni, zo­ba­czy­łem wia­do­mość od Ash­lyn.

„Con­nor, prze­pra­szam za wczo­raj­szy wie­czór, uwa­żam, że po­win­ni­śmy po­waż­nie po­roz­ma­wiać”.

Wes­tchną­łem, scho­wa­łem te­le­fon z po­wro­tem do kie­szeni i wje­cha­łem windą do biura. Nie mo­głem w tej chwili my­śleć o Ash­lyn. Nie chcia­łem mieć z nią nic wspól­nego, ale wie­dzia­łem, że w końcu do tego doj­dzie. Pod­sze­dłem do biurka i włą­czy­łem kom­pu­ter. Wsa­dzi­łem ręce do kie­sze­ni, od­wró­ci­łem się i wpa­try­wa­łem się w pa­no­ramę Nowe­go Jorku przez wiel­kie okno biu­rowca. Moje my­śli sza­lały. Mia­łem mnó­stwo pa­pier­ko­wej pracy i mu­sia­łem wy­ko­nać parę te­le­fo­nów w związku ze sprze­dażą firmy, któ­rej kup­nem by­łem za­in­te­re­so­wany, jed­nak nie wo­kół tego krę­ciły się moje my­śli. Po gło­wie cho­dziły mi my­śli o El­lery Lane, jej pięk­nych oczach i grzesz­nie sek­sow­nym uśmie­chu. Usia­dłem przy biurku i za­bra­łem się do pa­pie­rów. Te­le­fon znów się ode­zwał, sy­gna­li­zu­jąc ko­lejną wia­do­mość od Ash­lyn.

„Nie waż się mnie igno­ro­wać, Con­nor. Chcę prze­pro­sić i może uda nam się roz­wią­zać ten pro­blem w inny spo­sób”.

Wie­dzia­łem, że je­żeli jej nie od­pi­szę, bę­dzie mnie bom­bar­do­wać wia­do­mo­ściami przez cały dzień. Wes­tchną­łem i wy­bra­łem jej nu­mer.

– Cześć, Con­nor, dzięki, że za­dzwo­ni­łeś.

– Ash­lyn, je­stem bar­dzo za­jęty, na­prawdę nie mam cza­su na roz­mowy ani pi­sa­nie do cie­bie. Po­wiedz, co masz do po­wie­dze­nia, i po te­ma­cie.

– Chcia­łam cię prze­pro­sić za wczo­raj­szy wie­czór, rozu­miem, że nie je­steś jesz­cze go­towy po­świę­cić się jed­nej ko­bie­cie. Na ra­zie go­dzę się na ten układ, ale mam je­den wa­ru­nek.

Wes­tchną­łem i opar­łem się w fo­telu.

– Jaki wa­ru­nek, Ash­lyn?

– Chcę po­dwój­nej stawki mie­sięcz­nie i za­po­mnę o na­szej wczo­raj­szej roz­mo­wie.

– Nie ma mowy, że­bym pła­cił ci dwa razy tyle co te­raz. Gdyby nie ja, da­lej by­ła­byś na ulicy. Nie za­po­mi­naj, że po­ma­gam ci tylko przez wzgląd na Amandę.

Usły­sza­łem w słu­chawce, że bie­rze głę­boki od­dech.

– Przy­kro mi, Con­nor, ale nie je­stem szczę­śliwa, czuję się na­prawdę zdo­ło­wana. Po­czu­cie wła­snej war­to­ści mam za­chwiane naj­moc­niej w ży­ciu, a tymi okrut­nymi rze­cza­mi, które wczo­raj po­wie­dzia­łeś, jesz­cze po­gor­szy­łeś sprawę. Nie wiem, czy jest sens, że­bym to dłu­żej cią­gnęła. Co mi zo­stało, Con­nor?

Wsta­łem i za­czą­łem spa­ce­ro­wać po po­koju.

– Ash­lyn, nie mów tak. Masz mnó­stwo rze­czy. Masz pracę w mo­jej fir­mie. Płacę ci mie­sięczną pen­sję poza tą, którą wy­płaca ci Black En­ter­pri­ses, spo­ty­kasz się ze mną trzy razy w ty­go­dniu. Znasz mnie, Ash­lyn, znasz moje za­sady.

– Wiem, Con­nor, ale czuję, że nie mogę już so­bie zna­leźć miej­sca na tym świe­cie.

Nie mo­głem uwie­rzyć, że to mówi. Przy­po­mniała mi się Amanda, nie mia­łem pew­no­ści, czy Ash­lyn nie zrobi tego sa­mego. Więc nie­chęt­nie zgo­dzi­łem się na jej żą­da­nia.

– W po­rządku, Ash­lyn, po­dwoję ci mie­sięczną pen­sję, ale mu­sisz mi obie­cać, że ma­jąc te pie­nią­dze, zro­bisz coś ze swoim ży­ciem. Za­pisz się na ja­kiś kurs czy coś ta­kiego.

– Wie­dzia­łem, że mnie zro­zu­miesz, Con­nor. Dzię­kuję ci za wszystko, prze­my­ślę to, co po­wie­dzia­łeś.

– Mu­szę iść, Ash­lyn, je­stem za­jęty, mam dużo ro­boty.

Roz­łą­czy­łem się i po­tar­łem twarz. Do cho­lery, w co ja się wpa­ko­wa­łem? – spy­ta­łem sie­bie, sie­dząc i wpa­tru­jąc się nie­ru­cho­mym wzro­kiem w je­den punkt. Wzią­łem stos pa­pie­rów le­żą­cych przede mną i za­czą­łem je prze­glą­dać. Po chwili jed­nak rzu­ci­łam dłu­go­pis na biurko, opar­łem się na krze­śle i za­czą­łem roz­my­ślać o El­lery. Nie mo­głem za­po­mnieć o tej ko­bie­cie, i to do­pro­wa­dzało mnie do sza­leń­stwa. Czu­łem szczerą po­trzebę, żeby jej się od­wdzię­czyć za to, że po­mo­gła mi wczo­raj w nocy. Nie chciała ode mnie pie­nię­dzy, co było dziwne, bo żadna ko­bieta nimi nie gar­dziła. Spra­wiała wra­że­nie, jakby nie chciała być ze mną dłu­żej niż to ko­nieczne, i była wy­raź­nie spe­szona. Na­gle mnie olśniło. Za­pro­szę ją na do­brą ko­la­cję. Każda ko­bieta lubi się wy­brać do ele­ganc­kiej re­stau­ra­cji na do­bry po­si­łek. Car­son Wil­liams, wła­ści­ciel Le Sur, jest moim przy­ja­cie­lem. Za­dzwo­ni­łem do niego i po­pro­si­łem go o re­zer­wa­cję sto­lika dla dwóch osób na wpół do ósmej wie­czo­rem. Nie chcia­łem stwa­rzać jej moż­li­wo­ści od­mowy, gdy­bym za­dzwo­nił i za­pro­sił ją przez te­le­fon, więc po­sta­no­wi­łem wy­słać za­pro­sze­nie.

Na­pi­sa­łem szybko list na kom­pu­te­rze.

Panno Lane, mam za­miar od­po­wied­nio po­dzię­ko­wać pa­ni za pani wczo­raj­szą tro­skę. Będę cze­kał na panią w Le Sur Re­stau­rant. Mój kie­rowca przy­je­dzie po pa­nią punk­tu­al­nie o siód­mej. Con­nor Black

Wy­ją­łem kartkę z dru­karki, zło­ży­łem ją sta­ran­nie i scho­wa­łem do ko­perty. Na­pi­sa­łem na niej jej imię i na­zwi­sko i wy­sze­dłem z biura. Za­dzwo­ni­łem do Ju­stina i po­pro­si­łem, żeby spo­tkał się ze mną w Star­bucks. Ju­stin jest sta­ży­stą w mo­jej fir­mie, cza­sem pro­szę go o za­ła­twie­nie pry­wat­nych spraw, kiedy se­kre­tarka nie pra­cuje.

– Dzień do­bry, pa­nie Black – po­wie­dział, sia­da­jąc przy sto­liku.

– Wi­taj, Ju­sti­nie, mu­szę cię po­pro­sić o przy­sługę – po­wie­dzia­łem, sia­da­jąc na­prze­ciw niego. Pchną­łem ko­pertę w jego stronę. – Chcę, że­byś do­rę­czył ten list pani El­lery Lane. Tu masz ad­res.

– Nie ma sprawy, pa­nie Black. – Ju­stin z uśmie­chem wziął ko­pertę. – Za­raz to za­ła­twię.

Wy­ją­łem port­fel i da­łem mu pięć­dzie­się­cio­do­la­rowy bank­not.

– Dzię­kuję, Ju­sti­nie, to bar­dzo ważne.

– Dzię­kuję, pa­nie Black – uśmiech­nął się i wstał od sto­łu. – Już ją do­rę­czam.

Sie­dzia­łem i za­sta­na­wia­łem się, czy to do­bry po­mysł. A je­żeli się nie zjawi? Wes­tchną­łem i wró­ci­łem do miesz­ka­nia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: