Na zawsze razem. Ella i Micha - ebook
Na zawsze razem. Ella i Micha - ebook
Autorka bestsellera Nie pozwól mi odejść. Ella i Micha powraca z nową opowieścią o nadziei,
rozdartych sercach i sile młodzieńczej miłości
Ella wróciła do szkoły i próbuje skupić się na swojej przyszłości, wyrzucając z pamięci mroczną
przeszłość. Jednak dramat rodzinny, któremu nie ma końca, sprawia że coraz trudniej jest jej
przetrwać kolejne dni. Ella pragnie tylko Michy, ale nie pozwoli, by jej problemy stanęły na drodze
jego marzeń…
Micha wpadł w wir trasy koncertowej swojego zespołu. Najwyraźniej spełnia się to, czego zawsze
pragnął. Ale w głębi serca wie, że czegoś mu brakuje. Nie spodziewał się, że życie z dala od Elli
będzie takie trudne. I chociaż pragnie jej bliskości, nie poprosi jej, by zostawiła college tylko po to,
by być u jego boku.
Gdy Ella i Micha są razem, wszystko staje się możliwe. . . ale ostatnio tak trudno jest znaleźć czas na
wspólne chwile. Kiedy nowa tragedia wstrząsa ich już rozchwianym światem, jedno z nich dokona
dramatycznego wyboru, który może rozdzielić ich na zawsze...
<![CDATA[ ]]>
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8116-040-7 |
Rozmiar pliku: | 924 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ella
W tym moście tkwi coś złowrogiego, ale mimo wszystko ciągnie mnie tam jakiś wewnętrzny przymus. Teraz już nie czuję takiego bólu jak kiedyś, ale z tym miejscem wciąż łączą się posępne wspomnienia, które zawsze będą mnie prześladować.
Niebo jest zasnute chmurami. Łagodny wietrzyk całuje moją skórę. Zapinam kurtkę pod szyję, wpatrując się w ciemną wodę, zagubiona w myślach o tamtej strasznej nocy, kiedy zastanawiałam się, czy nie skoczyć.
— Na pewno nic ci nie będzie? — pyta Micha. Od kilku dni zadaje wciąż to samo pytanie. Knykcie jego palców bieleją, kiedy ściska poręcz na moście, wpatrując się w jezioro w dole. — Wiele przeszłaś w ciągu tego weekendu.
Wzdrygam się na wspomnienie gniewnego głosu taty, który powiedział, że żałuje, że jestem jego córką, gdy wraz z Deanem oskarżaliśmy go o alkoholizm. Okrutne, wykrzyczane słowa złamały mi serce. Wmawiam sobie, że ojciec mówił tak z powodu nałogu, ale nie do końca w to wierzę. Po tych dramatycznych wydarzeniach mój umysł i ciało są zmęczone, ale poradzę sobie z tym, tak jak ostatnim razem. Nie ma już dokąd uciekać. Trzeba stawić temu czoło i w końcu przeboleć.
Micha nie wie wszystkiego o tym, co się wydarzyło, a ja chcę oszczędzić mu dźwigania tego ciężaru. Cały czas się o mnie martwi, aż mam wyrzuty sumienia. Powinien być szczęśliwy, cieszyć się życiem i robić to, na co ma ochotę. Zasługuje na to.
Marszczę brwi. Wiem, że gdy zejdziemy z mostu, opuści mnie i wróci na trasę ze swoim zespołem.
— Trochę mi smutno, że musisz wyjechać.
Rozluźnia uścisk na metalowej barierce. W jego przejrzystych oczach błyska iskra. Przytula mnie, a ja przytulam twarz do jego piersi. Wdycham jego zapach. Nie chcę go nigdy wypuszczać z ramion.
— Kocham cię, Ello May. — Całuje mnie w czubek głowy.
Zamykam oczy i powstrzymuję łzy.
— Też cię kocham.
Przyciska pełne wargi do moich i całuje mnie z pasją. Czuję, jak kolczyk w jego wardze wbija się w moje usta. Skórę ogarnia żar, gdy jego ręce suną po moich plecach. Muska palcami moje pośladki, przyciągając mnie bliżej. Wplątuję palce w jego miękkie włosy, a potem oplatam nimi jego kark. Micha przesuwa językiem w moich ustach i przysysa się jeszcze mocniej, aż w końcu musimy oderwać się od siebie, by złapać oddech.
Moje piersi unoszą się i opadają wraz z każdym oddechem. Po raz ostatni wbijam wzrok w jezioro. Słońce odbija się w wodzie.
— Czas jechać, prawda?
Ściska mnie za rękę.
— Wszystko będzie dobrze. Mamy przed sobą całe dwanaście godzin jazdy. Poza tym wyjeżdżam tylko na kilka tygodni, nim doprowadzę cię do szału.
Zmuszam się do uśmiechu.
— Wiem i już nie mogę się doczekać, aż mnie doprowadzisz do szału.
Trzymając się za ręce, wracamy do czarnego mercedesa Lili. Pozwalam, by to on prowadził. Pędzi bitą drogą, zostawiając za sobą szybko opadającą chmurę kurzu.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiRozdział pierwszy
Dwa miesiące później
Ella
Co noc śni mi się ten sam sen. Micha i ja stoimy po przeciwnych stronach mostu. Z ciemnego nieba spływają strugi ulewnego deszczu, a wiatr miota żwir między nami.
Micha wyciąga rękę, a ja idę ku niemu. Nagle wymyka mi się. Poryw wiatru opiera go o balustradę mostu. Szarpią nim podmuchy. Pragnę go ocalić, ale moje stopy tkwią w miejscu. Wiatr nim miota, ciskając w tył, aż przerzuca go przez balustradę. Micha znika w mroku, a ja budzę się z krzykiem i poczuciem winy.
Moja terapeutka wysnuła teorię, że koszmar uosabia mój lęk przed utratą Michy, choć nie ma wyjaśnienia, dlaczego nie mogę go ocalić. Kiedy o tym wspomniała, serce zabiło mi szybciej, a dłonie zaczęły się pocić. Nigdy nie sięgałam na tyle w przyszłość, by zdać sobie sprawę, że może pewnego dnia Micha i ja nie będziemy razem.
Na zawsze? Czy coś takiego istnieje?
Biorąc pod uwagę, ile czasu mamy dla siebie, zastanawiam się, dokąd zmierza nasz związek. Ostatnim razem widzieliśmy się na pogrzebie Grady’ego. To był drugi najtrudniejszy dzień mojego życia. Pierwszym był dzień pogrzebu mojej matki.
Stanęłam z Michą na klifie nad jeziorem. W dłoni trzymałam czarną urnę z prochami Grady’ego. Wiał wiatr, a ja byłam w stanie myśleć tylko o tym, jak bardzo śmierć rządzi życiem. W każdej chwili może porwać je ze sobą, tak jak stało się z moją mamą i Gradym.
— Jesteś na to gotowa? — spytał Micha, zdejmując pokrywę.
Za naszymi plecami mruczał silnik samochodu, a w głośnikach rozlegała się ulubiona piosenka Grady’ego Simple Man Lynyrd Skynyrd. Ten utwór doskonale pasował do Grady’ego i jego stylu życia.
Micha przesunął ręce z urną ku mnie. Oboje ją złapaliśmy.
— Co mówił cały czas? O życiu?
— Nie ma znaczenia, czy czujesz się wspaniale z tym, co robisz, ale ważne jest, co czujesz na końcu, kiedy patrzysz wstecz na to, co robiłeś.
Z oczu ciekły mi łzy, kiedy przechylaliśmy urnę i wysypywaliśmy prochy z klifu. Wpatrywaliśmy się, jak spadają ku jezioru. Micha otoczył mnie ramieniem i wziął łyk tequili. Zaproponował mi alkohol, ale odmówiłam.
W trzewiach poczułam ból i drżenie, ale szybko je stłumiłam. Choć oblewał nas blask słońca, w powietrzu czuć było chłód. Wpatrywałam się w jezioro, które wydawało się pochłaniać wszystko. Wiązało się z nim tyle przejmujących, bolesnych wspomnień z mojej przeszłości, związanych z mamą i mną samą.
— Ziemia do Elli. — Lila macha dłonią przed moją twarzą, aż się wzdrygam. — Serio, nie spotkałam jeszcze nikogo, kto tak gubi kontakt z rzeczywistością. Zajęcia skończyły się jakieś pięć minut temu… Co to za rysunek? Aż ciarki przechodzą.
Wracam do rzeczywistości. Przesuwam spojrzeniem po pustych ławkach w sali. W końcu wzrok wędruje ku długopisowi w mojej dłoni, który wyczarował mój portret, tylko że oczy zamalowane są na czarno, a skóra wygląda jak spękana ziemia.
— To nic takiego. — Wtykam rysunek do torby i zgarniam książki. Niekiedy tracę poczucie czasu. Niepokoi mnie to, bo tak też było w przypadku mojej matki. — Zwykłe bazgroły, którymi zajmowałam się podczas nudnego wykładu profesora Mackmana.
— Co się z tobą dzieje? Co chwila gubisz kontakt z rzeczywistością i jesteś w okropnym nastroju.
Opuszczamy klasę. Otwieramy pchnięciem drzwi i wychodzimy na światło słoneczne.
Poprawiam torbę na ramieniu i zakrywam oczy okularami przeciwsłonecznymi.
— To nic takiego. Jestem zwyczajnie zmęczona.
Zatrzymuje się nagle pośrodku chodnika i mruży niebieskie oczy, kładąc ręce na biodrach.
— Nie zbywaj mnie. Tak dobrze już nam szło.
Wzdycham, bo ma rację.
— To tylko ten sen.
— O Michy?
— Skąd wiesz?
Unosi brwi.
— Jak mogłabym nie wiedzieć? Ciągle o nim myślisz.
— Nie cały czas. — Pogrążam się w myślach o tacie, który przebywa na odwyku i nie chce ze mną rozmawiać.
Ruszamy dalej chodnikiem. Lila chwyta mnie za rękę. Prawie podskakuje, idąc. Jej różowa sukienka i blond włosy powiewają na łagodnym wietrzyku. Mniej więcej rok temu Lila i ja wyglądałyśmy podobnie, ale wtedy Micha przebił się przez moją tarczę i wybrałam szczęśliwy kompromis. Mam na sobie czarną koszulkę Spill Canvas i dżinsy. Długie, kasztanowe włosy falują swobodnie wokół mojej twarzy.
— Gdzie zjemy lunch? — pyta, kiedy docieramy na skraj parkingu. — Bo lodówka jest pusta.
— Powinnyśmy iść na zakupy. — Przebiegam w pobliżu kilku przechodzących obok futbolistów w szkarłatno-szarych strojach. — Ale potrzebujemy samochodu, żeby gdziekolwiek dotrzeć, skoro odmawiasz wejścia do autobusu.
— To przez tego dziwaka, który polizał mnie w ramię — mówi, kuląc się. — To było obrzydliwe.
— Dość wstrętne — zgadzam się, próbując nie roześmiać.
— Co za palant z mojego ojca — mruczy Lila, marszcząc brwi. — Powinien przynajmniej mnie ostrzec, że chce odholować mój samochód do domu. Bez sensu. Nie chce mnie tam widzieć, a zabiera mi samochód, bo uciekłam z domu podczas wakacji.
— Ojcowie mają tendencję do bycia palantami. — Skręcam w lewo na końcu chodnika. — Mój ze mną nie rozmawia.
— Powinnyśmy założyć Klub Beznadziejnych Tatusiów — proponuje sarkastycznie. — Jestem pewna, że dołączyłoby wiele osób.
Uśmiecham się z wysiłkiem. Nie winię taty za to, że żywi w stosunku do mnie negatywne uczucia. Sama zadecydowałam, że opuszczę dom tej nocy, gdy umarła mama, a teraz muszę radzić sobie z konsekwencjami — to część zmagań z życiem.
Kiedy podążamy chodnikiem ku bocznym budynkom szkoły, trzymam się cienia drzew.
— Zjedzmy w stołówce. To najłatwiejsze rozwiązanie.
Lila krzywi się.
— Najłatwiejsze w takim sensie, że znajduje się najbliżej. Ale oprócz tego nic tam nie przychodzi z łatwością… — Milknie, a jej oczy błądzą w stronę bocznej części kampusu. — Mam pomysł. Można poprosić Blake’a, by nas gdzieś podrzucił.
Dostrzegam Blake’a, który przemierza kampus w drodze do swojego samochodu. Razem z nim biorę udział w zajęciach z akwareli. Sporo rozmawiamy. Lila twierdzi, że on coś do mnie czuje, ale ja się z tym nie zgadzam.
— Nie podejdę do niego, ot tak, i nie poproszę o podwiezienie. — Ciągnę ją za ramię. — Zjedzmy po prostu w stołówce…
— Hej, Blake! — woła Lila, wymachując ramionami. Potem chichocze pod nosem.
Brązowe oczy Blake’a przeczesują kampus. Na jego twarzy wykwita uśmiech. Biegnie do nas przez trawnik.
— Wie, że mam chłopaka — mówię Lili. — Jest tylko miły.
— Rzadko bywa, by faceci ograniczali się do bycia miłymi, a ja wykorzystam fakt, że się w tobie podkochuje, by się stąd wyrwać — szepcze Lila. — Mam już serdecznie dość tkwienia tutaj.
Rozchylam usta, by zaprotestować, ale Blake już jest prawie przy nas, więc zaciskam szczęki.
Na ciemnobrązowe włosy naciągnął dzianinową czapkę. Wyblakłe dżinsy są poplamione z przodu niebieską farbą, tak samo jak spód brązowej koszulki.
— Co u was? — Przytrzymuje kciukiem pasek przewieszonego przez ramię postrzępionego plecaka. Patrzy na mnie tak, jakbym to ja do niego wołała.
Jesteśmy prawie tego samego wzrostu i z łatwością mogę spojrzeć mu prosto w oczy.
— Nic takiego.
— Potrzebujemy podwiezienia. — Lila trzepocze rzęsami i owija wokół palca kosmyk włosów. — Na lunch.
— Nie musisz nas zabierać — wtrącam się. — Lila po prostu potrzebuje odetchnąć od kampusu.
— Z przyjemnością zabiorę was, dokąd zechcecie. — Uśmiecha się szczerze. — Najpierw jadę jednak do mojego mieszkania, więc jeśli nie macie nic przeciwko chwilowemu postojowi, możecie ze mną teraz jechać.
Telefon w mojej kieszeni zaczyna wygrywać melodię Behind Blue Eyes The Who. Usta same mi się układają w uśmiech.
Lila przewraca oczami.
— Och, dobry Boże. Sądziłam, że już wam przeszedł ten zawrót głowy. Jesteście razem od prawie trzech miesięcy.
Odbieram telefon. Uwielbiam to uczucie motylków w brzuchu, które pojawia się od samego słuchania dźwięków tej piosenki. Przypomina mi, co czuję, kiedy jego dłonie dotykają mojej skóry, a on zwraca się do mnie przezwiskiem, które mi nadał.
— Cześć, ślicznotko — mówi czarująco, a ton jego głosu sprawia, że cała drżę. — Jak się miewa moja najulubieńsza dziewczyna na świecie?
— Hm, cześć. — Odchodzę w kierunku liściastego drzewa rosnącego pośrodku trawnika. — U mnie świetnie. Dobrze ci mija dzień?
— Teraz już tak. — Wypróbowuje na mnie swój uwodzicielski ton. — A będzie jeszcze lepiej, kiedy mi powiesz, co masz na sobie.
— Dżinsy i postrzępioną koszulkę. — Tłumię uśmiech.
— Och, przestań, ślicznotko, to już prawie miesiąc. — Śmieje się w słuchawkę. Głęboki głos sprawia, że cała w środku wibruję. — Powiedz mi, co masz pod spodem.
Przewracam oczami, ale go toleruję.
— Czerwone koronkowe stringi i pasujący do nich stanik.
— Ale namalowałaś ładny mentalny obraz — mruczy ochryple. — Teraz mam coś, dzięki czemu zatroszczę się później o siebie.
— Jeśli tylko będziesz troszczył się o siebie samodzielnie. — Zapada dłużąca się cisza. — Micha, jesteś tam?
— Wiesz, że nigdy bym ci tego nie zrobił, prawda? — Jego głos brzmi poważnie. — Za bardzo cię kocham.
— Tylko żartowałam. — Tak jakby. Ostatnio martwi mnie to, że spędza tyle czasu z Naomi, zwłaszcza że ta dziewczyna pojawia się w wielu jego opowieściach.
— Tak, ale za każdym razem, kiedy rozmawiamy, żartujesz na ten temat i boję się, że w głębi serca w to wierzysz.
— Nie — upieram się, chociaż takie myśli już pojawiały się w mojej głowie. Jest wokalistą w zespole. Wspaniale wygląda. I tryska urokiem. — Wiem, że mnie kochasz.
— To dobrze, bo mam ci coś do powiedzenia. — Milknie na chwilę. — Mamy występ.
Mina mi rzednie.
— Ten w Nowym Jorku?
— Tak… Wspaniale, prawda?
— Cudownie… Cieszę się twoim szczęściem.
Zapada cisza. Chcę coś powiedzieć, ale smutek odebrał mi głos, więc wpatruję się w drugi kraniec kampusu, gdzie idzie para, trzymając się za ręce. Myślę, jak to by smakowało.
— Ello May, powiedz mi, co się dzieje. Martwisz się, że zniknę? Bo wiesz, że jesteś dla mnie jedyną dziewczyną. Czy to… czy to z powodu Grady’ego? Jak sobie z tym radzisz? Nie wiem tego, bo nie chcesz ze mną rozmawiać.
— To nie z powodu Grady’ego. — Chcę szybko zmienić temat. — Tylko… Nowy Jork jest tak daleko, a już teraz rzadko cię widuję. — Opieram się o pień drzewa. — Ale wciąż przyjeżdżasz tu na weekend, prawda?
Powoli wypuszcza oddech.
— Problem w tym, że aby zdążyć na czas do Nowego Jorku, musimy wyjechać jutro rano. Przyjechałbym do ciebie dziś wieczorem, tylko żeby cię zobaczyć, ale mamy występ.
Trzewia zwijają mi się w kłębek, jednak na zewnątrz zachowuję spokój.
— Na jak długo wyjeżdżasz do Nowego Jorku?
Odpowiada dopiero po sekundzie.
— Około miesiąca.
Ręka drży mi z gniewu, a może ze strachu… Nie wiem.
— Czyli już nie widziałam cię od miesiąca i nie będę mogła się z tobą spotkać przez kolejny?
— Mogłabyś przyjechać i odwiedzić mnie w Nowym Jorku. Możesz przylecieć na jakiś tydzień.
— Mam egzaminy semestralne — mówię ponuro. — I ślub brata za mniej więcej miesiąc. Idą na niego wszystkie dodatkowe pieniądze.
— Ello, chodź! — krzyczy Lila. Mój wzrok mknie ku niej. Przywołuje mnie, bym podeszła. Obok niej stoi Blake z rękami wetkniętymi w kieszenie dżinsów. — Blake na nas czeka.
— Kim jest Blake? — pyta Micha z ciekawością.
— Po prostu chłopak z mojej grupy — wyjaśniam. Puszczam drzewo i pochodzę do Blake’a i Lili. — Słuchaj, muszę iść.
— Na pewno wszystko w porządku?
— Tak, tylko Lila na mnie czeka.
— Dobrze… Zadzwonię po koncercie.
— Świetnie. — Rozłączam się. Uświadamiam sobie, że zapomniałam się pożegnać, ale i tak słowa nie wydostałyby się z moich ust. Czuję, jakbyśmy się od siebie oddalali, a tylko on potrafił mnie sprowadzić z mojej mrocznej kryjówki. Jeśli mnie zostawi, nie wiem, czy uda mi się utrzymać przy świetle.
Micha
— Niech to szlag! — Rozłączam się i kopię w oponę SUV-a. Samochód stoi pośrodku parkingu przy gównianym motelu w podłej dzielnicy miasteczka, gdzie po ulicach snują się narkomani, a na każdym budynku widać graffiti. Star Grove przy tym to eleganckie miejsce.
Martwi mnie smutek w głosie Elli. Wciąż zmaga się z własnymi demonami, śmiercią Grady’ego i mamy. Nie zwraca się do mnie z każdym problemem. Zawsze mam wrażenie, że znów może zniknąć.
Kiedy wracam do swojego pokoju motelowego, jakiś samochód strzela z rury wydechowej. Po drodze do drzwi wymijam na schodach faceta, który całuje się z kobietą, prawdopodobnie dziwką.
Czy to właśnie wybieram zamiast Elli? Czasem zastanawiam się dlaczego.
— Ojej, wygląda na to, że masz paskudny nastrój — zauważa siedząca na łóżku Naomi, po tym jak trzaskam drzwiami motelowego pokoju. Maluje paznokcie u stóp i w pomieszczeniu śmierdzi rozpuszczalnikiem. — Miałeś zły dzień?
Odchrząkuję i wysypuję drobniaki z kieszeni dżinsów. Rzucam portfel na stolik nocny.
— Co ci to zdradziło? Trzaśnięcie drzwiami?
— Jesteś taki komiczny. — Siada prosto i dmucha na paznokcie. — Co ci Ella powiedziała tym razem?
— Nic nie powiedziała. — Rozpinam płócienną torbę na krześle stojącym między telewizorem a stołem. — Nigdy nic nie mówi.
— W tym problem. — Naomi lubi wtrącić wszędzie swoje trzy grosze. Czasem mnie to wkurza. — Nie mówi ci, jak się czuje.
Wyciągam z torby czyste dżinsy i czarną koszulę z długim rękawem.
— Nie chcę o tym rozmawiać.
— Chcesz, ale gdy jesteś pijany. — Uśmiecha się do mnie drwiąco. — Nie mogę cię zmusić, żebyś się zamknął, kiedy się spijesz.
— Raz porozmawiałem z tobą o tych sprawach. — Idę tyłem do łazienki. — I miałem wtedy naprawdę podły dzień.
— Bo za nią tęsknisz. — Zatrzaskuje bransoletki wokół nadgarstków. — Mam pomysł. Czemu nie zabierzesz jej z nami w trasę?
Zatrzymuję się w drzwiach.
— Czemu to powiedziałaś?
— Rozmawiałam o tym z Dylanem i Chasem. Sądzimy, że może byłbyś wtedy trochę bardziej… — waha się — przyjemny w obyciu, jeśli ona tu się zjawi.
Unoszę brew.
— Jestem aż taki zły?
— Czasami. — Wstaje i wsuwa stopy w buty. — Jesteś taki sam jak wtedy, kiedy Ella zniknęła na osiem miesięcy, tylko teraz bywa gorzej. Zawsze jesteś taki przygnębiony i prawie nigdy z nami nie wychodzisz na miasto.
Przecieram twarz ręką, przyjmując do wiadomości to, co powiedziała.
— Przepraszam, jeśli zachowywałem się jak palant, ale nie mogę poprosić Elli, by z nami pojechała.
Naomi zgarnia z komody kartę do drzwi i wsuwa ją do tylnej kieszeni dżinsów.
— Czemu nie?
— Bo jest szczęśliwa. — Przypominam sobie, ile razy opowiadała radośnie o swoich zajęciach i życiu, aż się uśmiechałem. — Nie mogę poprosić jej, by wszystko porzuciła, nawet gdybym chciał ją tu mieć.
Naomi wzrusza ramionami i otwiera drzwi. Wpuszcza do środka światło słoneczne i ciepłe powietrze, które pachnie papierosami.
— To twoja decyzja. Ja ci tylko powiedziałam, jak to wygląda z zewnątrz. Chcesz się z nami wybrać dziś wieczorem? Dylan stawia.
— Nie, chyba zostanę. — Macham jej na pożegnanie, a ona wychodzi, zamykając za sobą drzwi.
Układam w stertę ubrania w poplamionej umywalce w łazience i włączam prysznic. Rury piszczą, a woda pryska wokoło. Przebiegam rękami przez włosy i wypuszczam z frustracją oddech. Łapię się blatu i spuszczam głowę.
Mama kiedyś opowiedziała mi, w jaki sposób poznała tatę. Mieszkał w miasteczku obok Star Grove i pewnego dnia, kiedy wybrali się na przejażdżkę, wpadli na siebie. Dosłownie. Przód terenówki taty walnął w tył samochodu mamy. Kompletnie go zniszczył, ale skończyło się to tak, że gadali godzinami po przyjeździe i odjeździe lawety, a mój tata zaproponował mamie odwiezienie do domu.
Powiedziała, że zakochali się w sobie od razu, a przynajmniej tak to zinterpretowała w nabuzowanym nastoletnimi hormonami mózgu. Miała wyjechać do college’u wraz z końcem lata, ale zamiast tego została i poślubiła mojego tatę.
Powiedziała, że żałowała tej decyzji, ale nie wiem, czy to dlatego, że tata okazał się zdradzającym ją fiutem, czy było jej smutno na myśl o straconej przyszłości.
Odpycham się od blatu i decyduję, że na razie przestanę o tym myśleć. Ella i ja jesteśmy na tyle silni, że wytrzymamy ten miesiąc.
Już przeszliśmy przez piekło i wróciliśmy z niego.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki