Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Na zawsze Razem. Tom 3 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 września 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Na zawsze Razem. Tom 3 - ebook

Ich miłość pokonała zły los. Ale czy na zawsze?

Connor i Ellery dali sobie miłość, odwagę i siłę do walki o wspólną przyszłość. Są razem, są małżeństwem i myślą, że teraz wszystko już będzie dobrze. Lecz ich szczęście i radość z upragnionego dziecka nie trwa długo. Connor i Ellery muszą znów stanąć przed trudnymi wyzwaniami i przezwyciężyć je, by ratować rodzinę...

 

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-7369-7
Rozmiar pliku: 4,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pro­log

Denny za­wiózł nas do re­stau­ra­cji, w któ­rej umó­wi­li­śmy się z Pey­ton i Hen­rym na ko­la­cję. Sie­dzieli już w loży, kiedy się zja­wi­li­śmy. Kel­nerka wska­zała nam miej­sca, a El­lery stała i pa­trzyła na sie­dzi­sko.

– Co się stało? – spy­ta­łem.

– W ży­ciu się tu nie zmiesz­czę. – Zmarsz­czyła brwi.

El­lery była duża, wy­glą­dała tak, jakby lada dzień miała ro­dzić.

– Elle, prze­pra­szam, po­win­nam była za­re­zer­wo­wać sto­lik. Nie chcę, że­byś zmiaż­dżyła moją chrze­śniaczkę – ro­ze­śmiała się Pey­ton.

Przy­wo­ła­łem kel­nerkę i po­wie­dzia­łem, że po­trze­bu­jemy sto­lik. Prze­sa­dziła nas od razu. Usie­dli­śmy i spy­ta­łem El­lery, czy jej wy­god­nie. Spoj­rzała na mnie i oboje za­czę­li­śmy się śmiać z tego, że nie była w sta­nie się zmie­ścić w loży.

– Mam na­dzieję, że to wszystko zrzucę – po­wie­działa.

– Bę­dziemy cho­dzić ra­zem na si­łow­nię, wy­najmę ci oso­bi­stego tre­nera – po­wie­dzia­łem.

Pey­ton chwy­ciła Henry’ego za rękę i oboje oznaj­mili, że chcą nam coś po­wie­dzieć. Wy­cią­gnęła lewą dłoń i po­ka­zała piękny pier­ścio­nek za­rę­czy­nowy. El­lery chciała pod­sko­czyć i ją uści­skać, ale nie mo­gła.

– Pey­ton, to cu­dow­nie! Gra­tu­la­cje! – krzyk­nęła.

Wsta­łem, po­ca­ło­wa­łem Pey­ton w po­li­czek i uści­sną­łem rękę Henry’emu.

– Gra­tu­luję wam i ży­czę cu­dow­nego wspól­nego ży­cia – wznio­słem to­ast i wszy­scy unie­śli kie­liszki z czer­wo­nym wi­nem, z wy­jąt­kiem El­lery, która piła wodę. El­lery od­wró­ciła się do mnie i spoj­rzała na mnie tak, jakby usi­ło­wała cze­goś do­ciec.

– Wie­dzia­łeś, prawda? – spy­tała.

– O czym?

– Wie­dzia­łeś, że Henry po­prosi Pey­ton o rękę i mi nie po­wie­dzia­łeś. – Spoj­rzała na mnie gniew­nie.

Uśmiech­ną­łem się i było to dla niej wy­star­cza­ją­cym po­twier­dze­niem.

– Pew­nie, że wie­dzia­łem. Jak my­ślisz, kto po­szedł z nim wy­bie­rać pier­ścio­nek? – ro­ze­śmia­łem się.

– Nie­źle, Con­nor, jak mo­głeś mi nie po­wie­dzieć?

– Może dla­tego, że to miała być nie­spo­dzianka, a wie­dzia­łem, że za­dzwo­ni­ła­byś do Pey­ton i po­wie­dzia­ła­byś o pier­ścionku.

– Nie­prawda.

– Ow­szem, wy­ga­da­ła­byś jej i ka­zała uda­wać za­sko­czoną. – Po­ca­ło­wa­łem ją w po­li­czek.

Pey­ton spoj­rzała na El­lery.

– Ma ra­cję, pew­nie tak byś zro­biła.

– Wiem. – Prze­wró­ciła oczami.

Kel­nerka przy­nio­sła za­mó­wione po­trawy. Spoj­rza­łem na El­lery, ale nie ja­dła tyle co zwy­kle. Dziu­bała kur­czaka.

– W po­rządku, skar­bie? – spy­ta­łem.

– Tak, ko­cha­nie, nie je­stem za bar­dzo głodna. – Uśmiech­nęła się i od­wró­ciła do mnie.

Roz­ma­wia­łem z Hen­rym o spo­rcie, a Pey­ton i El­lery oma­wiały po­my­sły na ślub. Ko­la­cja była smaczna, a to­wa­rzy­stwo naj­bliż­szych przy­ja­ciół prze­miłe. Nie mo­głem wy­ma­rzyć so­bie lep­szego wie­czoru. Za­mó­wi­łem po jesz­cze jed­nym kie­liszku dla każ­dego i de­ser dla wszyst­kich. Kel­nerka flir­to­wała ze mną i z Hen­rym przez cały wie­czór. Kiedy przy­nio­sła de­ser, otarła się o mnie biu­stem.

– Chwi­leczkę – po­wie­działa Pey­ton. – Wi­dzia­łam, co pani zro­biła, i niech się pani nie wy­daje, że nie za­uwa­ży­łam, jak się pani za­cho­wy­wała przez cały wie­czór. Ten męż­czy­zna, któ­rego trą­ciła pani biu­stem, jest żo­naty i ocze­kuje dziecka, a ten obok mnie to mój na­rze­czony. Gdyby jego żona nie była na ostat­nich no­gach, już dawno sko­pa­łaby pani ty­łek. Więc pro­szę się od­wa­lić od na­szych fa­ce­tów, bo są za­jęci. Niech so­bie pani po­szuka ko­goś, kto jest wolny.

Kel­nerka spoj­rzała ze zło­ścią na nią, a po­tem na El­lery.

– Sły­szała pani – wy­ce­dziła El­lery.

Kel­nerka od­wró­ciła się i ode­szła szyb­kim kro­kiem. Henry wziął Pey­ton za rękę i się ro­ze­śmiał. El­lery po­ło­żyła mi rękę na no­dze pod sto­łem i ści­snęła. Od­wró­ci­łem się do niej. Wpa­try­wała się we mnie.

– Con­nor, wody mi ode­szły, to już…ROZDZIAŁ 1

EL­LERY

Con­nor przy­glą­dał mi się, jakby nie do­cie­rało do niego, co mó­wię.

– Słu­cham? – rzu­cił.

– Ode­szły mi wody, Con­nor. Po­ród się za­czął. Mu­simy je­chać do szpi­tala – oznaj­mi­łam po­woli i wy­raź­nie.

Po­de­rwał się z miej­sca, po­mógł mi wstać i spoj­rzał na Henry’ego i Pey­ton.

– Ode­szły jej wody. Po­ród się za­czął! – krzyk­nął. Pey­ton też się ze­rwała i pod­bie­gła do mnie, je­dy­nie Henry za­cho­wał spo­kój.

– O Boże! Ona ro­dzi! Henry, co mamy ro­bić? – py­tała Pey­ton w pa­nice.

– Spo­koj­nie, spo­koj­nie – mru­czał Henry. – El­lery, masz skur­cze?

– Nie, jesz­cze nie.

– Okej, to do­brze. Chodźmy do mo­jego sa­mo­chodu, za­wie­ziemy cię do szpi­tala. – Henry się uśmiech­nął.

Con­nor oto­czył mnie ra­mie­niem i wy­pro­wa­dził z re­stau­ra­cji. Na­gle, za­nim do­tar­li­śmy do sa­mo­chodu, przy­sta­nę­łam i z bólu zgię­łam się wpół.

– O cho­lera! – wrza­snę­łam.

Con­nor też się za­trzy­mał i po­ło­żył mi rękę na brzu­chu.

– Wszystko w po­rządku, ko­cha­nie. Od­dy­chaj głę­boko, tak jak się uczy­li­śmy na za­ję­ciach.

Kiw­nę­łam głową i wzię­łam głę­boki od­dech, czu­jąc, że ból słab­nie. Henry i Pey­ton ka­zali nam za­cze­kać i po­szli po sa­mo­chód. Kiedy Henry pod­je­chał, Con­nor otwo­rzył przede mną drzwiczki, a ja wśli­znę­łam się na tylne sie­dze­nie. Con­nor za­trza­snął drzwi i ob­szedł sa­mo­chód. Usiadł obok mnie i wy­cią­gnął te­le­fon, żeby za­dzwo­nić do Denny’ego. Gdy się roz­łą­czył, ob­jął mnie i przy­ciąg­nął do sie­bie.

– Nie mogę uwie­rzyć, że na­sza có­reczka przy­cho­dzi na świat – rzu­cił i po­ca­ło­wał mnie w głowę.

Wtu­li­łam się w jego szyję, bo za­czął się ko­lejny skurcz. Ból był nie do znie­sie­nia; bo­lało bar­dziej niż te­ra­pia, gdy cho­ro­wa­łam na raka, a nie są­dzi­łam, że to moż­liwe. Con­nor trzy­mał mnie za rękę i po­wta­rzał, że­bym od­dy­chała. Czu­łam, że za­raz wy­buchnę, je­śli jesz­cze raz to po­wie. Pey­ton na przed­nim sie­dze­niu cią­gle oglą­dała się do tyłu, żeby na mnie spoj­rzeć.

– Do­brze się czu­jesz, Elle?

– A wy­glą­dam, jak­bym się do­brze czuła, Pey­ton? – wark­nę­łam przez za­ci­śnięte zęby.

Droga do szpi­tala trwała wiecz­ność. Gdy wresz­cie tam do­tar­li­śmy, Henry po­szedł po wó­zek, a Con­nor po­mógł mi wy­siąść. Po­tem wwiózł mnie na wózku do środka; Henry za­pro­wa­dził nas na po­ro­dówkę. W re­cep­cji po­dał moje dane, po­tem re­cep­cjo­nistka za­pro­wa­dziła nas do mo­jego po­koju. Dała mi ko­szulę i po­in­for­mo­wała, że pie­lę­gniarka za­raz przyj­dzie.

Prze­bra­łam się w ko­szulę, tak mi zna­jomą. Po­ma­gał mi Con­nor, w tym cza­sie Pey­ton i Henry wy­szli. Czu­łam, że zbliża się ko­lejny skurcz, więc przy­gry­złam dolną wargę, a do oczu na­pły­nęły mi łzy. Do po­koju we­szła pie­lę­gniarka. To była sio­stra Ba­iley. Na mój wi­dok uśmiech­nęła się, po­de­szła i po­kle­pała mnie po ręce.

– Miło cię znowu wi­dzieć, słonko – po­wie­działa, a po­tem od­wró­ciła się do Con­nora i za­py­tała: – Wciąż przy­ja­ciel?

Con­nor wy­szcze­rzył zęby i rzekł:

– Nie, już mąż.

Sio­stra Ba­iley znowu się uśmiech­nęła i po­ki­wała głową.

– To wspa­niale. Cie­szę się, że wam się uło­żyło. Wie­dzia­łam, że tak bę­dzie.

Po­tem po­de­szła do mnie i pod­łą­cza­jąc do de­tek­tora tętna płodu, z uśmie­chem rzu­ciła:

– Wy­obra­żasz to so­bie! Za­raz uro­dzisz dzi­dziu­sia.

Też się chcia­łam uśmiech­nąć, ale za­czął się ko­lejny skurcz. Przy­gry­złam dolną wargę, a Con­nor ści­skał mnie za rękę. Do po­koju wró­cili Pey­ton i Henry; Pey­ton szybko do mnie po­de­szła.

– Wy­sła­łem wia­do­mość two­jemu le­ka­rzowi na pa­ger, El­lery, ale jesz­cze nie otrzy­ma­łem od­po­wie­dzi – po­in­for­mo­wał Henry.

– Kto cię pro­wa­dzi, słonko? – za­py­tała sio­stra Ba­iley.

– Dok­tor Kel­ler! – wrza­snę­łam z bólu.

– Dok­tor Kel­ler do­wie­dział się wczo­raj o ja­kiejś waż­nej ro­dzin­nej spra­wie i mu­siał wy­je­chać na kilka dni. Jego pa­cjen­tów prze­jął jego ko­lega, dok­tor Reed. Pójdę do niego za­dzwo­nić – oznaj­miła sio­stra Ba­iley, kle­piąc mnie po ręce, po czym wy­szła.

Skurcz się skoń­czył, a ja po­czu­łam, że znowu mogę od­dy­chać. Con­nor przy­siadł na brzegu łóżka i czule po­ca­ło­wał mnie w usta.

– Ko­cham cię – po­wie­dział szep­tem.

– Ja też cię ko­cham – od­szep­nę­łam.

Pod­szedł Henry i wy­ja­śnił, jak działa de­tek­tor tętna płodu. Po­ka­zał, w któ­rym mo­men­cie jest po­czą­tek skur­czu, kiedy osiąga apo­geum i kiedy się koń­czy. Con­nor był za­in­try­go­wany. Pey­ton i Henry wy­szli po kawę i po lód dla mnie.

– To nie­sa­mo­wite, że moją po­łożną jest sio­stra Ba­iley, nie uwa­żasz?

– Tak, to nie do uwie­rze­nia, ale bar­dzo się z tego cie­szę.

– Ja też. – Uśmiech­nę­łam się.

– Po­patrz, jak bije serce two­jej có­reczki – rzu­cił, wska­zu­jąc na cy­ferki na mo­ni­to­rze.

Po­pa­trzy­łam na mo­ni­tor z uśmie­chem, ale wtedy znowu roz­po­czął się skurcz. Zła­pa­łam Con­nora za rękę i wbi­łam mu pa­znok­cie w skórę. Czy mia­łam wy­rzuty su­mie­nia? Nie, ból wbi­ja­ją­cych się pa­znokci to nic w po­rów­na­niu z bó­lami po­ro­do­wymi.

– Od­dy­chaj, ma­leńka. – Con­nor, uśmie­cha­jąc się, gła­skał mnie po czole.

Do po­koju we­szli Pey­ton i Henry z kul­kami lodu w pa­pie­ro­wym kubku. Pey­ton wy­jęła jedną i za­częła mi nią na­cie­rać usta.

– Może to przy­nie­sie ci ulgę – rzu­ciła.

– Ulży mi, kiedy to dziecko wresz­cie ze mnie wyj­dzie!

Wró­ciła sio­stra Ba­iley z in­for­ma­cją, że musi mnie zba­dać. Henry i Pey­ton znowu wy­szli, a Con­nor usiadł na brzegu łóżka i zła­pał mnie za rękę. Sio­stra Ba­iley wy­ja­śniła, że musi spraw­dzić roz­war­cie. Po skoń­czo­nym ba­da­niu spoj­rzała na mnie i wy­dęła usta.

– Hm, roz­war­cie masz tylko na cen­ty­metr. Mó­wi­łaś, że wody ci ode­szły w re­stau­ra­cji, tak?

– Tak, sie­dzia­łam w re­stau­ra­cji przy stole, kiedy to się stało – po­twier­dzi­łam.

Sio­stra Ba­iley prze­nio­sła wzrok na Con­nora.

– Ale przy­pad­kiem nie upra­wia­li­ście dzi­siaj seksu, co?

Po­pa­trzy­łam na Con­nora, a on na mnie.

– To twoja wina! – mruk­nę­łam.

– Moja? To ty mnie na­mó­wi­łaś, że­bym wziął z tobą prysz­nic przed wyj­ściem.

– No już do­brze, do­brze, El­lery. Wszystko bę­dzie, jak na­leży. Nie chcę, że­byś się stre­so­wała – rze­kła sio­stra Ba­iley i wy­szła.

Mi­nęło kilka go­dzin, a ja znaj­do­wa­łam się w tym sa­mym punk­cie. Skur­cze były co­raz bo­le­śniej­sze, dla­tego sio­stra Ba­iley po­szła za­dzwo­nić do dok­tora Re­eda. Henry nie od­ry­wał oczu od mo­ni­tora tętna, po­dob­nie Con­nor.

Le­ża­łam na boku, Con­nor ocie­rał mi czoło zwil­żoną szmatką. Skurcz się wła­śnie skoń­czył. Ode­tchnę­łam prze­cią­gle i za­mknę­łam oczy. Con­nor od­su­nął mi włosy z czoła i zło­żył na nim de­li­katny po­ca­łu­nek.

– Przy­szy­kuj się, Elle. Za­czyna się ko­lejny skurcz – prze­strzegł mnie, za­pa­trzony w mo­ni­tor.

– Po co mi to mó­wisz, Con­nor?! – wrza­snę­łam.

– Bo chce, że­byś była przy­go­to­wana, że­byś za­częła głę­boko od­dy­chać. Żeby skurcz cię nie za­sko­czył.

W tym mo­men­cie każda cząstka mo­jego ciała miała ochotę go za­mor­do­wać. Ból z każ­dym skur­czem co­raz bar­dziej się wzma­gał i mia­łam wra­że­nie, jakby coś mnie roz­ry­wało na pół. Jak zwy­kle Con­nor miał ra­cję i rze­czy­wi­ście do­sta­łam ko­lej­nych skur­czów.

– Od­dy­chaj, Elle. No, ko­cha­nie, bierz głę­bo­kie od­de­chy.

– Con­nor, le­piej daj spo­kój, bo chyba ją tym wku­rzasz – za­uwa­żyła Pey­ton.

Z bólu za­czę­łam krzy­czeć. Obie­cy­wa­łam so­bie, że nie będę jak inne ko­biety, ale w tej chwili mia­łam wszystko gdzieś. Nie ob­cho­dziło mnie, kto mnie sły­szy ani co so­bie o mnie po­my­ślą. Con­nor znowu za­czął mó­wić, że­bym od­dy­chała, i to prze­wa­żyło szalę.

– Po­wtórz to jesz­cze raz, a przy­się­gam, że cię wy­ka­struję, Con­no­rze Black! – wrza­snę­łam.

Usły­sza­łam, że Pey­ton par­ska śmie­chem; Con­nor ob­rzu­cił mnie zdzi­wio­nym spoj­rze­niem.

– No, no, Elle, nie­ład­nie – mruk­nął.

– Nie­ładne to jest to, że przez cie­bie czuję się jesz­cze go­rzej, niż po­win­nam. Nie chcę wie­dzieć, kiedy skurcz się zbliża! Nie chcę, że­byś mi mó­wił, że mam od­dy­chać! Wiem, że sta­rasz się mi po­móc, ale wszystko, czego od cie­bie po­trze­buję, ko­cha­nie, to to, że­byś się za­mknął.

Con­nor przez chwilę mi się przy­glą­dał, po­tem ujął moją twarz w obie dło­nie.

– Prze­pra­szam, ma­leńka. Nie za­mie­rza­łem…

– Wiem, że nie, Con­nor, ale ten ból jest taki straszny. Chcia­ła­bym, żeby już było po wszyst­kim – rzu­ci­łam, prze­ry­wa­jąc mu.

– Wiem, że tego chcesz, i sam już nie mogę się do­cze­kać, kiedy zo­ba­czę na­szą có­reczkę. Bę­dzie piękna, tak jak jej matka. – Uśmiech­nął się.

Z ką­cika oka po­pły­nęła mi łza i sto­czyła się w dół po po­liczku. Za­ra­zem roz­po­czął się ko­lejny skurcz, jak do­tąd naj­bo­le­śniej­szy. Spoj­rza­łam na Henry’ego.

– Bła­gam, Henry, zrób mi znie­czu­le­nie. Bła­gam, bła­gam.

– El­lery, nie mogę. Roz­war­cie jest jesz­cze za małe. Przy­kro mi. – Henry po­krę­cił głową.

Mia­łam ochotę umrzeć. Dziecko roz­dzie­rało mnie od środka; coś było nie tak. Przy­szła sio­stra Ba­iley i po­in­for­mo­wała, że dok­tor Reed po­le­cił, żeby go we­zwać, gdy roz­war­cie osią­gnie pięć cen­ty­me­trów. Con­nor wes­tchnął, wstał z łóżka i pod­szedł do Henry’ego.

– Jak długo to jesz­cze po­trwa? Ile jesz­cze bę­dzie się tak mę­czyła? – py­tał.

– Każda ko­bieta jest inna, Con­nor. Trudno po­wie­dzieć. Roz­war­cie nie ma na­wet trzech cen­ty­me­trów. To się może prze­cią­gnąć na­wet o dobę.

– Co?! – wrza­snę­łam.

Pey­ton wzięła mnie za rękę i za­częła ją de­li­kat­nie gła­skać.

– Nie martw się, Elle. Po­mo­żemy ci przez to przejść.

Con­nor od­wró­cił się i spoj­rzał na mnie. Prze­chy­lił głowę i po­słał mi słaby uśmie­szek. Po­tem pod­szedł i znowu usiadł przy mnie na brzegu łóżka.

– Gdy­bym mógł za cie­bie uro­dzić, chęt­nie bym to zro­bił. Nie mogę pa­trzeć, jak cier­pisz – rzekł i chwy­ciw­szy mnie za rękę, uniósł ją do ust.

– Ko­cham cię, Con­nor – szep­nę­łam i za­mknę­łam oczy, szy­ku­jąc się na ko­lejny skurcz.

– Ja też cię ko­cham, El­lery.ROZDZIAŁ 2

CON­NOR

Nie mo­głem pa­trzeć, jak El­lery cierpi. Ści­skało mi się serce, gdy ję­czała z bólu, gdy jej oczy wy­peł­niały się łzami. Za­dzwo­ni­łem do ro­dzi­ców i Cas­sidy, żeby im po­wie­dzieć, że po­ród się roz­po­czął. Przy­je­chali do szpi­tala, we­szli na kilka mi­nut do po­koju, żeby po­roz­ma­wiać z El­lery, po­tem wy­szli do po­cze­kalni. Z El­lery usta­li­li­śmy wcze­śniej, że nie chcemy, żeby ktoś oprócz mnie był przy po­ro­dzie. Pey­ton na po­czątku zło­ściła się na tę de­cy­zję, ale po­tem ją za­ak­cep­to­wała. Pod­czas gdy ona i El­lery roz­ma­wiały mię­dzy skur­czami, Henry po­pro­sił, że­bym wy­szedł z nim na ko­ry­tarz.

– Nie chcę, że­byś się de­ner­wo­wał, ale roz­war­cie nie po­więk­sza się tak, jak po­winno. Tro­chę mnie to nie­po­koi, bo wody już ode­szły i może dojść do za­ka­że­nia. My­ślę, że El­lery po­winna wstać i tro­chę po­cho­dzić, żeby przy­spie­szyć ak­cję po­ro­dową.

– Mó­wisz, że­bym się nie de­ner­wo­wał, ale sam się mar­twisz za­ka­że­niem – za­uwa­ży­łem.

– Za­dzwo­nię do dok­tora Re­eda i za­py­tam, co o tym są­dzi – od­parł, kła­dąc mi rękę na ra­mie­niu. – Ale cały czas bar­dzo uważ­nie ob­ser­wuję i Elle, i dziecko.

– Dzięki, że mnie na bie­żąco in­for­mu­jesz, Henry. – Z wes­tchnie­niem wró­ci­łem do po­koju.

El­lery le­żała na boku i ciężko dy­sząc i ści­ska­jąc Pey­ton za rękę, po­ko­ny­wała ko­lejny skurcz. Pod­sze­dłem do niej, przy­sia­dłem na łóżku i chwy­ci­łem ją za drugą dłoń.

– El­lery, po­patrz na mnie. Skup się na mnie, nie na bólu.

Kiw­nęła głową i zwró­ciła na mnie oczy. Były wy­peł­nione cier­pie­niem.

– Na­sza córka mnie za­bija, Con­nor. Ona mnie za­bije! – krzyk­nęła, gdy skurcz do­biegł końca.

Gdy przy­mknęła oczy, się­gną­łem po wil­gotny ręcz­ni­czek i de­li­kat­nie prze­tar­łem nim jej czoło.

– Już do­brze, ko­cha­nie. Je­stem tu i po­mogę ci przez to przejść. Oboje tak wiele mamy za sobą, że coś ta­kiego to pestka.

Gwał­tow­nie otwo­rzyła oczy, jakby opę­tał ją sam sza­tan.

– Pestka! Po­wie­dzia­łeś, że to pestka?! – wrza­snęła.

– Ko­cha­nie, prze­cież wiesz, co mia­łem na my­śli.

– Oho, chyba ktoś tu się po­waż­nie po­grą­żył. Na twoim miej­scu jak naj­szyb­ciej bym się stąd ulot­niła – wtrą­ciła się Pey­ton ze śmie­chem.

Co­kol­wiek po­wie­dzia­łem, wszystko było nie tak i wku­rzało El­lery. Wsta­łem i wy­cią­gną­łem ko­mórkę z kie­szeni. Wpa­dłem na po­mysł, na coś, co mo­gło po­móc El­lery się wy­ci­szyć. Za­dzwo­ni­łem do Cla­ire i po­pro­si­łem, żeby przy­wio­zła płytkę CD El­lery z kla­syczną mu­zyką i mały ob­ra­zek przed­sta­wia­jący dziecko śpiące słodko na księ­życu w oto­cze­niu gwiazd. Cza­sami, sto­jąc w drzwiach po­koju dzie­cin­nego, ob­ser­wo­wa­łem El­lery, jak się wpa­truje w ten ob­ra­zek i gła­dzi po brzu­chu. Pew­nego razu za­py­ta­łem ją o to.

– Już piąty wie­czór z rzędu sto­isz tu i przy­glą­dasz się temu ob­raz­kowi. – Wsze­dłem do po­koju z uśmie­chem i po­ło­ży­łem jej dło­nie na ra­mio­nach.

El­lery przy­kryła moją dłoń swoją.

– Bo jego wi­dok mnie uspo­kaja. Nie bar­dzo wiem dla­czego, ale tak jest. Więc ile­kroć się zde­ner­wuję albo gdy się czymś mar­twię, przy­cho­dzę tu i się wy­ci­szam.

Po roz­mo­wie z Cla­ire pod­sze­dłem do El­lery i po­ca­ło­wa­łem ją w czoło.

– Cla­ire jest w dro­dze. Przy­wie­zie coś, co po­może ci się od­prę­żyć.

Spoj­rzała na mnie. Pró­bo­wała się uśmiech­nąć, ale roz­po­czął się ko­lejny skurcz. Usia­dłem przy niej i po­zwo­li­łem jej ści­skać się za rękę tak mocno, jak tylko chciała. Ta piękna ko­bieta, którą na­zy­wa­łem swoją żoną, bu­dziła we mnie ol­brzymi po­dziw. Mu­siała się tyle na­cier­pieć, żeby uro­dzić na­sze dziecko. Kiedy skurcz się skoń­czył, pod­nio­sła moją dłoń do ust i czule ją uca­ło­wała.

– Prze­pra­szam, ko­cha­nie. Wiem, że cię ra­nię – szep­nęła.

Ują­łem ją de­li­kat­nie za brodę.

– Nie ra­nisz mnie, El­lery. Ko­cham cię i ko­cham to, co dla nas ro­bisz. Mo­żesz mó­wić i ro­bić, co ze­chcesz, je­śli tylko ulży ci to w bólu. Je­stem tu dla cie­bie, ma­leńka. – Uśmiech­ną­łem się.ROZDZIAŁ 3

EL­LERY

Le­ża­łam tam i wpa­try­wa­łam się w mo­jego męża, który tak bar­dzo sta­rał się mi po­móc. Pey­ton sie­działa w fo­telu obok łóżka. Wy­glą­dała na wy­koń­czoną.

– Może pój­dziesz po­szu­kać Henry’ego i przy oka­zji coś prze­gry­ziesz?

– Nie chcę cię zo­sta­wiać. Bę­dziesz mnie po­trze­bo­wała. – Uśmiech­nęła się i wzięła mnie za rękę.

Con­nor obej­rzał się na nią.

– Pey­ton, ko­cham cię, ale to ja je­stem jej mę­żem i je­dyną osobą, któ­rej te­raz po­trze­buje.

Pey­ton zmarsz­czyła brwi.

– Pew­nie masz ra­cję, ale nie chcę jej zo­sta­wiać.

– Do­ce­niam twoje po­świę­ce­nie, ale na­prawdę po­win­naś zro­bić so­bie prze­rwę – upie­rał się Con­nor.

– Po­win­naś iść z Hen­rym do któ­re­goś po­koju na szybki nu­me­rek – za­żar­to­wa­łam i uści­snę­łam jej rękę.

Twarz Pey­ton po­ja­śniała.

– Świetny po­mysł, Elle, tylko nie rodź, do­póki nie wrócę, do­brze?! – wy­krzyk­nęła.

Pey­ton wy­szła, mi­ja­jąc się w drzwiach z Cla­ire. Do­sta­łam ko­lej­nego skur­czu aku­rat w chwili, gdy Cla­ire po­sta­wiła mój ulu­biony ob­ra­zek na krze­śle obok mnie.

– O Boże! – wrza­snę­łam.

Con­nor na­tych­miast chwy­cił mnie za rękę; ja, żeby nie krzy­czeć, przy­gry­złam dolną wargę.

– Patrz na ob­ra­zek, ko­cha­nie. Skup się na nim, nie na bólu.

– Nie mogę, Con­nor. To tak strasz­nie boli. Nie mogę się skon­cen­tro­wać na ni­czym in­nym, tylko na bólu! – dar­łam się.

Cla­ire się­gnęła po ście­reczkę i otarła mi nią czoło.

– Pa­mię­tam ten ból, El­lery. I pa­mię­tam, czym się skoń­czył. – Uśmiech­nęła się i cmok­nęła mnie w skroń.

Ja też się uśmiech­nę­łam i za­mknę­łam oczy. Con­nor wy­pro­wa­dził Cla­ire z po­koju. Sły­sza­łam, jak dzię­kuje jej w ko­ry­ta­rzu za przy­nie­sie­nie kom­paktu i ob­razka. Wró­ciła sio­stra Ba­iley, żeby po­now­nie spraw­dzić roz­war­cie. Po ba­da­niu wes­tchnęła. Do po­koju wszedł Con­nor.

– Ja­kieś po­stępy? – spy­tał.

– Nie. Żad­nych. Mu­szę za­dzwo­nić do dok­tora Re­eda. Za­raz wra­cam.

Spoj­rza­łam na Con­nora, który po­chy­lił się nade mną i po­ca­ło­wał mnie w czu­bek głowy.

– Boję się, że coś jest nie tak – po­skar­ży­łam się.

– O nic się nie martw. Wszystko bę­dzie do­brze. Na­sza córka jest po pro­stu uparta. Za­czyna mi ko­goś przy­po­mi­nać. – Uśmiech­nął się i po­gła­skał mnie po po­liczku.

Wła­śnie za­czy­na­łam się roz­luź­niać, gdy roz­po­czął się ko­lejny skurcz. Con­nor spoj­rzał na mo­ni­tor.

– Jak to moż­liwe, że już masz na­stępny? Od po­przed­niego mi­nęło za­le­d­wie kilka se­kund.

Tym ra­zem ból był inny. In­ten­syw­niej­szy i pro­mie­nio­wał na całe plecy. Na­cisk był tak silny, że mu­sia­łam za­cząć przeć.

– Con­nor, mu­szę przeć. Mu­szę! – krzyk­nę­łam.

– Nie, El­lery. Chyba jesz­cze nie po­win­naś.

Ści­ska­łam go za rękę, a po twa­rzy lał mi się pot. Krzyk­nę­łam z bólu. Henry, Pey­ton i sio­stra Ba­iley wbie­gli do po­koju. Spoj­rza­łam na sio­strę Ba­iley, a Pey­ton pod­bie­gła do mnie z dru­giej strony i chwy­ciła mnie za rękę.

– Mu­szę przeć. Mu­szę. Pro­szę, po­móż­cie mi – bła­ga­łam, a łzy lały mi się po twa­rzy.

– El­lery, nie wolno ci przeć – za­rzą­dziła sio­stra Ba­iley i po­pa­trzyła na Henry’ego.

Na­gle mo­ni­tor za­czął pi­kać i oczy wszyst­kich skie­ro­wały się na ekran. Henry po­krę­cił głową.

– Spada jej ci­śnie­nie krwi. Serce dziecka też zwal­nia. Mu­simy je na­tych­miast wy­jąć!

– Dzwo­ni­łam do dok­tora Re­eda. Po­wie­dział, że już je­dzie, ale do­tar­cie do szpi­tala zaj­mie mu co naj­mniej czter­dzie­ści pięć mi­nut – po­in­for­mo­wała sio­stra Ba­iley.

– Gówno mnie ob­cho­dzi, ile mu to zaj­mie. Pro­szę iść spraw­dzić, czy sala ope­ra­cyjna jest do­stępna, i pro­szę we­zwać ane­ste­zjo­loga. Na­tych­miast!

Głosy w po­koju brzmiały co­raz bar­dziej głu­cho, co­raz mniej wy­raź­nie. Po­kój za­czął wi­ro­wać, gdy Henry chwy­cił mnie za ra­miona.

– El­lery, nie od­pły­waj! – za­wo­łał.

Chcia­łam się pod­dać. Nie mia­łam już sił, nie mo­głam dłu­żej znieść tego bólu. Moje ciało było wy­czer­pane; czu­łam, że po­woli tracę przy­tom­ność. Na­gle usły­sza­łam głos Con­nora.

– Ko­cha­nie, nie waż mi się pod­dać. Na­wet o tym nie myśl. Tak da­leko do­tar­li­śmy, tak ciężko wal­czy­li­śmy o to, żeby być ra­zem, więc nie wolno ci się te­raz pod­da­wać! Sły­szysz! – krzy­czał.

Na­gle do po­koju wpa­dła grupa lu­dzi, któ­rzy prze­nie­śli mnie na inne łóżko. Otwo­rzy­łam oczy, spoj­rza­łam na Con­nora i się roz­pła­ka­łam.

– Przy­kro mi. Prze­pra­szam. Ko­cham cię – szep­nę­łam. Z tyłu wy­ło­nił się le­karz, który na­ło­żył mi ma­skę na twarz.

– Weź głę­boki od­dech, El­lery – po­le­cił. – To ci się po­może od­prę­żyć.

Z ma­ską na twa­rzy spoj­rza­łam na Pey­ton i zo­ba­czy­łam, że pła­cze. Sa­ni­ta­riu­sze za­częli wy­wo­zić mnie z po­koju, ale ja nie pusz­cza­łam ręki Con­nora.

– Nie bój się, ma­leńka. Będę tam z tobą. Obie­cuję, że z tobą będę.ROZDZIAŁ 4

CON­NOR

Wy­sze­dłem z po­koju i pa­trzy­łem, jak wiozą El­lery ko­ry­ta­rzem. By­łem prze­ra­żony. Ba­łem się jak cho­lera. Gdyby coś się stało El­lery i dziecku, nie wiem, co bym zro­bił. Ni­gdy nie za­po­mnę wy­razu twa­rzy El­lery, gdy od­jeż­dżała na łóżku.

– Do­pil­nuję, żeby nic im się nie stało, El­lery i dziecku – za­pew­nił Henry, kła­dąc mi rękę na ra­mie­niu. – Idź się prze­bierz i przyjdź na salę po­ro­dową.

Kiw­ną­łem głową; El­lery już wy­wieźli z ko­ry­ta­rza, już jej nie wi­dzia­łem. Sio­stra Ba­iley po­dała mi ja­sno­nie­bie­ski strój ope­ra­cyjny i ka­zała mi się w niego prze­brać w ła­zience.

– Wszystko bę­dzie do­brze, pa­nie Black. A te­raz niech się pan szybko prze­bie­rze. – Uśmiech­nęła się.

Po­sze­dłem do ła­zienki. Pey­ton w tym cza­sie wy­szła do po­cze­kalni, żeby po­sie­dzieć z moją ro­dziną. Szybko się prze­bra­łem i kiedy opu­ści­łem ła­zienkę, sio­stra Ba­iley cze­kała na mnie przed drzwiami z ma­ską w ręku.

– Musi pan to za­ło­żyć przed wej­ściem na salę. Dla bez­pie­czeń­stwa dziecka.

Ode­bra­łem ma­skę i po­sze­dłem za sio­strą Ba­iley do sali po­ro­do­wej, do któ­rej za­wieźli El­lery. Sio­stra Ba­iley ka­zała mi za­cze­kać przed po­dwój­nymi drzwiami i po­szła spraw­dzić, czy ze­spół ope­ra­cyjny jest już go­towy. Kilka chwil póź­niej wyj­rzała przez drzwi i przy­wo­łała mnie ru­chem dłoni. Kiedy wsze­dłem do ste­ryl­nej sali, El­lery od­wró­ciła głowę i spoj­rzała na mnie. Na­tych­miast wy­cią­gnęła do mnie rękę. Uśmiech­ną­łem się do niej, de­li­kat­nie ują­łem jej dłoń i usia­dłem obok niej na stołku.

– Cześć – rzu­ci­łem we­soło.

– Cześć – od­po­wie­działa szep­tem.

– W po­rządku, El­lery, spro­wadźmy już to dziecko na świat – rzekł Henry, szy­ku­jąc się do wy­ko­na­nia na­cię­cia.

El­lery nie spusz­czała ze mnie wzroku. Na­chy­li­łem się do niej i po­gła­dzi­łem ją kciu­kiem po czole.

– Pa­mię­tam ten mo­ment, kiedy pierw­szy raz po­pa­trzy­łem w te twoje piękne oczy. – Uśmiech­ną­łem się.

– To było w kuchni, po tym, jak mnie oskar­ży­łeś o zła­ma­nie za­sady. – El­lery też się uśmiech­nęła.

– Taa… ale ni­gdy nie za­po­mnę tego uczu­cia, ja­kie mnie ogar­nęło, w chwili gdy się od­wró­ci­łaś i na mnie spoj­rza­łaś.

– My­śla­łam wtedy, że je­steś dup­kiem – wy­znała szep­tem.

– Wiem, i by­łem nim, ale ty mnie od­mie­ni­łaś, El­lery. Po­ja­wi­łaś się jak bu­rza, zła­ma­łaś wszyst­kie za­sady i wy­wró­ci­łaś moje ży­cie do góry no­gami.

Na­gły płacz dziecka gwał­tow­nie przy­wró­cił nas do rze­czy­wi­sto­ści. El­lery i ja spoj­rze­li­śmy na Henry’ego, który pod­niósł w górę na­szą có­reczkę.

– Gra­tu­la­cje, ma­mu­siu i ta­tu­siu. – Uśmiech­nął się.

Mała gło­śno krzy­czała i wy­ma­chi­wała ma­leń­kimi rącz­kami i nóż­kami. Henry prze­ka­zał ją pie­lę­gniarce, która po­szła ją umyć.

– Świet­nie się spi­sa­łaś, ko­cha­nie. Je­stem z cie­bie bar­dzo dumny – szep­ną­łem do El­lery i po­ca­ło­wa­łem ją.

– W tym stroju i ma­sce wy­glą­dasz bar­dzo sek­sow­nie – od­parła z uśmie­chem.

– Cóż, to nie było za­mie­rzone. – Też się lekko uśmiech­ną­łem.

Wsta­łem i pod­sze­dłem do pie­lę­gniarki. Kiedy skoń­czyła myć małą, owi­nęła ją w ró­żowy ko­cyk i mi ją po­dała. Strasz­nie się de­ner­wo­wa­łem, że mam ją trzy­mać, ale prze­cież ma­rzy­łem o tej chwili od dnia, w któ­rym El­lery ob­wie­ściła, że jest w ciąży.

– El­lery, te­raz cię za­szyję, a kiedy skoń­czę, bę­dziesz mo­gła po­trzy­mać dziecko – rzekł Henry.

– Dzię­kuję, Henry. Za wszystko… – El­lery po­słała mu cie­pły uśmiech.

Kiedy wró­ci­łem do łóżka, wy­cią­gnęła do mnie rękę. Usia­dłem na stołku i przy­su­ną­łem bli­żej na­szą có­reczkę, żeby mo­gła jej do­tknąć. Mała już prze­stała pła­kać i kle­iły jej się oczka. Za­ci­snęła ma­leńką piąstkę wo­kół palca El­lery, a jej po po­liczku po­pły­nęła po­je­dyn­cza łza.

– Jest taka śliczna, Con­nor – wy­szep­tała zdła­wio­nym gło­sem.

– Ja­sne, że jest. W końcu to moja córka.

El­lery pod­nio­sła rękę i czule po­gła­skała mnie po po­liczku. Ni­gdy do­tąd cze­goś ta­kiego nie czu­łem. Tak bar­dzo ko­cha­łem El­lery, że całe moje ży­cie ob­ra­cało się wo­kół niej. Są­dzi­łem, że już bar­dziej nie można ko­goś ko­chać. A jed­nak, gdy spoj­rza­łem na moją małą có­reczkę, gdy uj­rza­łem w niej mi­łość mo­jego ży­cia, gdy so­bie uświa­do­mi­łem, że to ja i El­lery stwo­rzy­li­śmy ten cud, po­czu­łem jesz­cze więk­szą mi­łość do nich obu.

– Chcę z tobą o czymś po­roz­ma­wiać – po­wie­dzia­łem, prze­no­sząc spoj­rze­nie na El­lery.

– Tak? O co cho­dzi? – spy­tała.

– Wiem, że się za­sta­na­wia­li­śmy nad kil­koma imio­nami, ale uwa­żam, że po­win­ni­śmy dać jej imię po two­jej ma­mie, Ju­lia.

El­lery przez chwilę wpa­try­wała się we mnie za­łza­wio­nymi oczyma.

– Ko­cham cię, Con­nor.

– My­ślę, że po­winna mieć imię, które bę­dzie czę­ścią każ­dego z nas. Chciał­bym, żeby się na­zy­wała Ju­lia Rose Black.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: