Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Na zawsze Rodzina. Tom 5 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 września 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Na zawsze Rodzina. Tom 5 - ebook

Malarka Ellery i Connor Black, zabójczo przystojny właściciel wielkiego konsorcjum, spotkali się kiedyś przypadkiem. Zakochali się, choć on nie wierzył już w miłość, a ona nie wierzyła, że mogą być razem. Razem w bliskości i czułości pokonali jej śmiertelną chorobę i przetrwali najcięższe próby. Teraz z dziećmi, Julią i Collinem, są szczęśliwą rodziną szczęśliwych ludzi. Jednak tajemnica z przeszłości, którą przypadkiem odkryją, może zmienić ich świat, a człowiek, który pojawi się, na zawsze zmienić ich rodzinę. A w ich życie znowu wkracza choroba. Czy Ellery i Connor, Julia i Collin sprostają tej próbie? Czy miłość, oddanie, rodzinne więzi i przyjaciele przywrócą im szczęście?

SANDI LYNN w 2013 roku samodzielnie opublikowała powieść Na Zawsze, pierwszą z serii sprzedanej już w 700 000 egzemplarzy. Wszystkie tomy stały się bestsellerami "New York Timesa". Seria Love i kolejne jej powieści cieszą się równie wysoką popularnością wśród czytelników.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-7370-3
Rozmiar pliku: 4,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

COL­LIN

Pa­nika. Roz­cza­ro­wa­nie. Krzyk. Płacz. Sły­sza­łem w gło­wie głos mo­jej mamy, nie wspo­mi­na­jąc o ojcu. Ro­dzina była dla nich wszyst­kim. Nie mó­wię, że dla mnie nie, bo moja ro­dzina była moim ży­ciem, ale te­raz moim ży­ciem była Ame­lia. Będą mu­sieli zro­zu­mieć. Ale czy zro­zu­mieją? Mój oj­ciec po­wi­nien, bo to znał. Więź i mi­łość. Po­trzebę, żeby być z tą je­dyną osobą, która jest ci prze­zna­czona. Za to mama nie jest taka wy­ro­zu­miała.

Cho­lera. Spoj­rza­łem na Ame­lię, która spała obok mnie. Była taka piękna i była moją żoną. Ro­dzice będą mu­sieli zro­zu­mieć. W końcu się z tym po­go­dzą. To moje ży­cie, a nie ich. Może nie mu­siał­bym mó­wić im, że się po­bra­li­śmy. Mo­gli­by­śmy wró­cić z Ve­gas i po­wie­dzieć im, że się za­rę­czy­li­śmy. Tyle że do końca ży­cia ob­cho­dzi­li­by­śmy dwie rocz­nice. Jedną na osob­no­ści, a drugą z ro­dziną.

– Dzień do­bry. – Ame­lia uśmiech­nęła się, prze­su­wa­jąc pal­cem po mo­jej piersi. Po­ca­ło­wa­łem ją w czu­bek głowy.

– Dzień do­bry, ko­cha­nie. Do­brze spa­łaś?

– Oczy­wi­ście, że tak. Ktoś mnie wy­koń­czył w nocy.

Uśmiech­ną­łem się, prze­wra­ca­jąc ją na plecy i po­chy­li­łem się nad nią.

– Czyżby? – Moje usta otarły się o jej w na­mięt­nym po­ca­łunku. – Je­stem prze­ko­nany, że to moja żona prze­jęła kon­trolę i sama się wy­koń­czyła.

– To wła­śnie robi ze mną mój sek­sowny mąż. – Wzru­szyła ra­mio­nami.

Za­dzwo­nił te­le­fon. Wes­tchną­łem. Zsu­ną­łem się z Ame­lii i wzią­łem te­le­fon z noc­nego sto­lika. To był mój oj­ciec. Żo­łą­dek ści­snął mi się w twardą gulę.

– Cześć, tato.

– Dzień do­bry, synu. O któ­rej bę­dzie­cie dzi­siaj wra­cać? Mama chce mieć całą ro­dzinę na obie­dzie.

Cho­lera. Cho­lera. Cho­lera. Po­tar­łem czoło.

– Po­wiedz ma­mie, że nie dzi­siaj. Nie wy­le­cimy stąd przed po­łu­dniem. A za­nim do­trzemy do No­wego Jorku, z róż­nicą czasu, bę­dzie pra­wie ósma wie­czo­rem. Bę­dziemy kosz­mar­nie zmę­czeni po­dróżą. Poza tym mu­szę być rano w biu­rze, a Ame­lia za­czyna wcze­śnie za­ję­cia przed prak­ty­kami w kli­nice.

– Ro­zu­miem, synu. Prze­każę ma­mie. – Sły­sza­łem, że wzdy­cha. – Nie bę­dzie za­do­wo­lona, ale bę­dzie mu­siała zro­zu­mieć.

– Dzięki, tato. Spy­taj, czy nie mo­żemy tego prze­ło­żyć na ju­trzej­szy wie­czór.

– Okej. Bez­piecz­nego lotu i do zo­ba­cze­nia ju­tro w biu­rze.

Roz­łą­czy­łem się i odło­ży­łem te­le­fon. Wsze­dłem na Ame­lię i de­li­kat­nie ją po­ca­ło­wa­łem.

– Więc na czym skoń­czy­li­śmy? – uśmiech­ną­łem się.

We­szli­śmy do miesz­ka­nia i od­sta­wi­li­śmy ba­gaże. Do­brze było znów być u sie­bie.

– Wi­tamy w domu, pani Black.

– Dzię­kuję, pa­nie Black. – Po­ca­ło­wała mnie.

Ktoś za­pu­kał do drzwi i po­pa­trzy­li­śmy z Ame­lią na sie­bie. Wzru­szy­łem ra­mio­nami i otwo­rzy­łem je.

– Wi­tamy w domu. – Ju­lia uśmiech­nęła się, wcho­dząc z Bray­de­nem.

– O, Ju­lia. Co ty tu ro­bisz? – spy­ta­łem, spo­glą­da­jąc na Ame­lię. Oboje scho­wa­li­śmy ręce za plecy.

Ju­lia spoj­rzała na mnie. Coś po­dej­rze­wała. Wi­dzia­łem to.

– Wła­śnie by­łam u ro­dzi­ców i kiedy wy­cho­dzi­łam z windy, zo­ba­czy­łam was. Po­my­śla­łam, że wpadnę się przy­wi­tać. Co się dzieje?

– Nic. Dla­czego?

– Dziw­nie się za­cho­wu­je­cie. Coś zro­bi­li­ście?

Par­sk­ną­łem. Za­wsze par­skam, kiedy się de­ner­wuję.

– Par­sk­ną­łeś! – Wska­zała na mnie pal­cem. – Po­wiedz mi, Col­lin. Ame­lia? – spy­tała, pa­trząc na mnie.

Ame­lia pod­dała się i wy­cią­gnęła rękę z pier­ścion­kiem.

– O Boże! Za­rę­czy­li­ście się! – wy­krzyk­nęła Ju­lia, przy­glą­da­jąc się bli­żej pier­ścion­kowi. Mu­siała za­uwa­żyć ob­rączkę. – Mo­ment. – Spoj­rzała na mnie i chwy­ciła moją rękę z ob­rączką. Jej oczy roz­sze­rzyły się, kiedy znów na mnie po­pa­trzyła.

– Po­bra­li­ście się?! – krzyk­nęła.

– Ciiii. – Bray­den za­czął pła­kać.

– Daj, we­zmę go – po­wie­działa Ame­lia, za­bie­ra­jąc Bray­dena od Ju­lii.

– O Boże, Col­lin. Dla­czego? To zna­czy je­stem szczę­śliwa. Ale, Boże, mama, tata!

Od­sze­dłem, po­trzą­sa­jąc głową.

– Wiem. Wiem. Ale to nie jest ni­czyja sprawa. Ko­cham Ame­lię, by­li­śmy w Ve­gas i chcie­li­śmy się po­brać.

– Ni­czyja sprawa? Ty chyba żar­tu­jesz?

– Okej. Nie po­wi­nie­nem tak mó­wić – wes­tchną­łem. – Ju­lia, je­stem prze­ra­żony. Ro­dzice się wściekną.

– Cho­lera ja­sna! Po­zba­wi­łeś ich we­sela. Wiesz, że mama ma świra na punk­cie kon­troli. Je­steś jej ko­cha­nym syn­kiem. – Na­gle zło­wiesz­czy uśmie­szek po­ja­wił się na jej twa­rzy. – Może nie bę­dziesz nim już wię­cej.

– Ej, Ju­lia, prze­stań. Po­gar­szasz sprawę. – Usia­dłem na ka­na­pie i ukry­łem twarz w dło­niach. Ju­lia przy­sia­dła się do mnie i wzięła pod ra­mię.

– Przy­kro mi, Col­lin. Wiesz, że cię ko­cham i je­stem nie­sa­mo­wi­cie szczę­śliwa z wa­szego po­wodu. Na­prawdę. Tylko się o was boję – za­śmiała się.

– Dzięki.

– Ojej, chodź tu­taj. – Przy­cią­gnęła mnie do sie­bie. – Kiedy im po­wie­cie?

– Nie wiem.

– Cóż, jak się już zde­cy­du­je­cie, będę przy was. Kiedy mama wy­buch­nie, zro­bię wszystko, żeby ją uspo­koić.

– Dzięki, sio­strzyczko.

– Le­piej już we­zmę Bray­dena do domu i po­łożę spać. – Wstała z ka­napy i przy­tu­liła Ame­lię. – Wi­tamy w ro­dzi­nie. Na­prawdę się cie­szę.

– Dzię­kuję. – Ame­lia uśmiech­nęła się, od­da­jąc Bray­dena Ju­lii.

– Le­piej ścią­gnij ten pier­ścio­nek, za­nim przyj­dziesz ju­tro do pracy.

– Ścią­gnę. Do­brej nocy, sio­strzyczko. Ko­cham cię.

– Ja cie­bie też, Col­lin. – Wy­szła, a ja spoj­rza­łem na Ame­lię. Usia­dła za mną i po­ło­żyła dłoń na moim udzie.

– Ża­łu­jesz, że się po­bra­li­śmy?

Serce mnie za­bo­lało, kiedy o to spy­tała. Wzią­łem ją za rękę.

– Oczy­wi­ście, że nie. Nie chcia­łem ni­czego bar­dziej jak tylko tego, że­byś zo­stała moją żoną, i nikt nie bę­dzie za to prze­pra­szać. Moi ro­dzice będą to mu­sieli po pro­stu zro­zu­mieć i po­go­dzić się z tym.

– A co, je­śli nie za­ak­cep­tują?

– Będą szczę­śliwi, że się po­bra­li­śmy. Ko­chają cię. Będą tylko za­wie­dzeni, że ich przy tym nie było – wes­tchną­łem.

– Mu­szę być przy to­bie, kiedy bę­dziesz im o tym mó­wił? – uśmiech­nęła się.

– Tak. Je­śli ja idę na dno, to ty ze mną. A te­raz do­syć już o mo­ich ro­dzi­cach. Są ostat­nimi ludźmi, o któ­rych chciał­bym my­śleć, kiedy mam za­miar cię prze­le­cieć po raz pierw­szy w na­szym domu jako moją żonę.

Za­gry­zła dolną wargę, uwo­dzi­ciel­sko się we mnie wpa­tru­jąc.

– Mmm, po­doba mi się ten po­mysł. – Jej wargi de­li­kat­nie do­tknęły mo­ich.ROZDZIAŁ 2

EL­LERY

Ży­cie nie mo­gło być lep­sze. By­łam żoną męż­czy­zny mo­ich ma­rzeń, mia­łam dwójkę wspa­nia­łych, do­ro­słych dzieci, wspa­nia­łego zię­cia i pięk­nego wnuka. Ga­le­ria sztuki pro­spe­ro­wała le­piej, niż kie­dy­kol­wiek mo­gli­śmy przy­pusz­czać, a Black En­ter­pri­ses dzia­łało sil­nie i pew­nie. Con­nor mó­wił coś o przej­ściu na eme­ry­turę i prze­ka­za­niu firmy Col­li­nowi, ale chciał po­cze­kać jesz­cze parę lat. Na­dal czuł, że Col­lin musi jesz­cze tro­chę doj­rzeć. Nie zga­dza­łam się z Con­no­rem, ale prze­dys­ku­to­wa­li­śmy to i zo­sta­łam przy jego de­cy­zji.

– Dzień do­bry, ko­cha­nie. – Con­nor wszedł do kuchni i po­ca­ło­wał mnie.

– Dzień do­bry. Po­wiedz Col­li­nowi, kiedy zo­ba­czysz go w biu­rze, że obiad jest punkt szó­sta.

– Oczy­wi­ście. Nie martw się. – Za­niósł kawę do sto­lika, na któ­rym przy­go­to­wa­łam mu śnia­da­nie.

– My­śla­łam w nocy o Col­li­nie i Ame­lii i o tym, jak mo­gli­by­śmy zor­ga­ni­zo­wać ich we­sele w nie­da­le­kiej przy­szło­ści.

– Nie po­śpie­szajmy ich, ko­cha­nie. Są­dzę, że Col­lin po­trze­buje jesz­cze paru lat, za­nim w ogóle roz­waży mał­żeń­stwo. Oboje mu­szą naj­pierw uło­żyć swoje ka­riery.

– Zga­dzam się, ale czy sama myśl nie jest eks­cy­tu­jąca? Oglą­dać na­szego ma­łego chłopca, jak idzie do oł­ta­rza i po­ślu­bia mi­łość swo­jego ży­cia. Tak jak Ju­lia.

– A wła­śnie, Ju­lia. Gdzie ona jest? My­śla­łem, że przy­nosi Bray­dena dziś rano.

– Już je­stem, tato – uśmiech­nęła się, po­de­szła do niego i po­ca­ło­wała w po­li­czek, od­da­jąc mu Bray­dena na ręce. – Tylko kilka mi­nut spóź­nie­nia. Trudno jest, kiedy nie ma Jake’a.

– Prze­pra­szam, księż­niczko. Po pro­stu tę­sk­ni­łem za tym ma­lu­chem.

Na­la­łam Ju­lii fi­li­żankę kawy.

– Czemu nie zo­sta­nie­cie z Bray­de­nem na noc u nas, do­póki Jake nie wróci? – Mia­łam na­dzieję, że Ju­lia się zgo­dzi.

– Jest w po­rządku, mamo. Ra­dzę so­bie le­piej niż można z moim sy­nem. Ale dzięki za pro­po­zy­cję. Jake bę­dzie w domu już ju­tro wie­czo­rem.

– Cóż, mam dużo pla­nów z tym ma­łym na dzi­siaj. – Po­de­szłam do Con­nora i za­bra­łam wnuka z jego rąk.

– Elly, jesz­cze nie skoń­czy­łem się z nim ba­wić.

– Przy­kro mi, ko­cha­nie, ale on chce swoją bab­cię, czyż nie? – Pod­nio­słam go, a on się uśmiech­nął. Trudno było uwie­rzyć, że miał już sześć mie­sięcy. Wio­sna nad­cho­dziła do No­wego Jorku i by­łam pod­eks­cy­to­wana na myśl o za­bra­niu go do Cen­tral Parku.

– A może, Ju­lio, spa­ko­wa­ła­byś torbę Bray­dena i zo­sta­wiła go dzi­siaj u nas na noc? W ten spo­sób mo­gła­byś mieć czas tylko dla sie­bie.

– A może sko­rzy­sta­ła­bym z tej oferty ju­tro, kiedy przy­je­dzie Jake, żeby spę­dzić noc ze swoim mę­żem?

– To na­wet le­piej – uśmiech­nę­łam się do niej.

Con­nor skoń­czył śnia­da­nie i wstał od stołu.

– Go­towa do biura, księż­niczko?

– Tak, tato. – Po­de­szła i dała Bray­de­nowi bu­ziaka na po­że­gna­nie. – Bądź grzeczny dla babci, Bray­den, z ma­mu­sią zo­ba­czysz się póź­niej. – Za­czął ga­wo­rzyć i uśmiech­nął się do niej. Wzię­łam jego małą rączkę i po­ma­cha­łam nią na do wi­dze­nia Ju­lii i Con­no­rowi, kiedy wcho­dzili do windy.

CON­NOR

– Dzień do­bry, synu. – Wsta­łem zza biurka i lekko uści­sną­łem Col­lina.

– Cześć, tato.

– Jak reszta two­jego po­bytu w Ve­gas?

– Okej. Bar­dzo do­brze się ba­wi­li­śmy.

Wró­ci­łem do biurka i usia­dłem, krzy­żu­jąc nogi. Col­lin roz­siadł się w krze­śle na­prze­ciwko mnie. Wy­glą­dał ina­czej.

– Co się z tobą dzieje?

– Nic. Dla­czego py­tasz? – Po­pa­trzył na mnie dziw­nie.

– Nie wiem dla­czego, ale wy­glą­dasz ina­czej.

– Je­stem tym sa­mym Col­li­nem, któ­rym by­łem kilka dni temu.

– W po­rządku. Może to tylko moja wy­obraź­nia. Ach, mama po­wie­działa, że ko­la­cja jest punkt szó­sta. Nie spóź­nij­cie się.

– Bę­dziemy na czas. Obie­cuję. – Wstał z krze­sła.

Uśmiech­ną­łem się do niego, kiedy opusz­czał biuro. Prze­glą­da­jąc do­ku­menty, prze­pi­sane przez moją nową se­kre­tarkę, Carę, za­uwa­ży­łem mnó­stwo błę­dów. Wci­sną­łem gu­zik na te­le­fo­nie.

– Cara, mo­gła­byś tu przyjść?

Mo­ment póź­niej drzwi się otwo­rzyły i we­szła.

– Tak, pa­nie Black?

– Usiądź, pro­szę. – Wska­za­łem na krze­sło. – W do­ku­men­tach jest mnó­stwo li­te­ró­wek. Czy ty je w ogóle spraw­dzasz, za­nim mi od­dasz?

Spoj­rzała na mnie swo­imi brą­zo­wymi oczami i, ciam­ka­jąc gumą, wes­tchnęła.

– My­śla­łam, że spraw­dza­łam. Prze­pra­szam, pa­nie Black. Pro­szę mi je dać, przej­rzę je jesz­cze raz. – Wy­cią­gnęła rękę.

Od­da­jąc jej do­ku­menty, zmarsz­czy­łem brwi.

– O pią­tej chcę je z po­wro­tem.

Wy­szła z ga­bi­netu, trza­ska­jąc drzwiami. Bra­ko­wało mi Va­le­rie i Diany. Nie by­łem w sta­nie zna­leźć ni­kogo, kto by im do­rów­ny­wał, i za­czy­nało mnie to wku­rzać. Nie mia­łem po­ję­cia, dla­czego da­łem się na­mó­wić Col­li­nowi na za­trud­nie­nie Cary. Nie miała na­wet do­świad­cze­nia w by­ciu se­kre­tarką.

Spoj­rza­łem na ka­len­darz i po­my­śla­łem, że na­stępny week­end bę­dzie od­po­wiedni, żeby po­je­chać do Hamp­tons i otwo­rzyć dom na lato. To był ten czas w roku, który ko­cha­łem. Za­wsze bar­dzo so­bie ce­ni­łem spę­dza­nie week­en­dów z ro­dziną w domku na plaży. Cho­ciaż w tym roku bę­dzie ina­czej, bo Col­lin mieszka w domu za­raz po dru­giej stro­nie.

Wci­sną­łem gu­zik jesz­cze raz.

– Cara, za­dzwoń, pro­szę, do kwia­ciarni i po­proś o wy­sła­nie mo­jej żo­nie bu­kietu róż.

– Robi się, pa­nie Black.

Odło­ży­łem słu­chawkę i wy­sła­łem ese­mesa do El­lery.

„Wy­sy­łam do domu róże do ude­ko­ro­wa­nia stołu pod­czas dzi­siej­szej ko­la­cji”.

„Dzię­kuję, ko­cha­nie. Mia­łam wstą­pić do kwia­ciarni z Bray­de­nem w dro­dze po­wrot­nej. Ko­cham cię”.

„Ja cie­bie też. Do zo­ba­cze­nia póź­niej. Wy­ślij mi zdję­cia na­szego wnuka”.

Wkrótce El­lery za­sy­pała mój te­le­fon naj­słod­szymi fo­to­gra­fiami Bray­dena. Nie­które jego sa­mego, a inne z nią. Kiedy mu się przy­pa­try­wa­łem, przy­po­mi­nał mi bar­dzo Col­lina. Roz­sia­dłem się na krze­śle i po­my­śla­łem o tym, co mó­wił Denny.

– Con­nor, je­ste­ście ze swoim sy­nem jak dwie kro­ple wody. Przy­go­tuj się, bo mam prze­czu­cie, że bę­dziesz miał z nim cho­lerne jazdy, kiedy do­ro­śnie.

Uśmiech­ną­łem się pod no­sem, bo miał ra­cję. Col­lin przy­po­mi­nał mnie nie tylko z wy­glądu, ale i z cha­rak­teru. Był tak samo uparty. Wy­rósł na męż­czy­znę na mo­ich oczach, do­świad­czył już zła­ma­nego serca i wspa­nia­łego szczę­ścia. Nie mo­głem być bar­dziej dumny z tego, jak so­bie ra­dził. Nie mar­twi­łem się o to, co sta­nie się z firmą po moim odej­ściu na eme­ry­turę.ROZDZIAŁ 3

CON­NOR

Wy­sze­dłem z biura wcze­śniej i zmie­rza­łem do domu, do żony i wnuka. Był świa­teł­kiem w moim ży­ciu i nie mo­głem się do­cze­kać, kiedy bę­dziemy się ba­wić. Wy­sze­dłem z windy i od­sta­wi­łem teczkę. Kiedy wcho­dzi­łem do kuchni, za­mu­ro­wało mnie, bo zo­ba­czy­łem kwiaty sto­jące w wa­zo­nie na la­dzie.

– Co to jest? – spy­ta­łem.

El­lery ob­ró­ciła się do mnie i uśmiech­nęła.

– To róże, które mi przy­sła­łeś. Po­sta­rasz się wy­tłu­ma­czyć, Con­nor?

Złość wzra­stała we mnie, kiedy wpa­try­wa­łem się w tu­zin czar­nych róż przede mną.

– Nie mogę uwie­rzyć, że Cara wy­słała czarne róże. Co się z nią, kurwa, dzieje?

El­lery za­częła się śmiać.

– Wy­daje mi się, że się wy­róż­niają.

– To nie jest za­bawne, El­lery. – Wy­ją­łem je z wa­zonu i wy­rzu­ci­łem do śmieci. – Gdzie Bray­den?

– Drze­mie. – Po­de­szła do mnie i za­plo­tła mi swoje ręce na szyi. – Nie de­ner­wuj się kwia­tami. Nic się nie stało. – Wspięła się i po­ca­ło­wała mnie w usta.

– Czyżby? Kto, do cho­lery, wy­syła czarne róże? Zwal­niam ją. Nie zniosę już tego dłu­żej. Mu­sia­łem jej zwró­cić dzi­siaj do­ku­menty do po­prawki, bo były usiane błę­dami.

– Znowu?

– Tak. Nie­moż­liwe, żeby skoń­czyła li­ceum. Czarne róże prze­peł­niły czarę. – Wsze­dłem do sa­lonu i na­la­łem so­bie szklankę whi­sky przy ba­rze.

– Sły­szę przez elek­tro­niczną nia­nię, że nasz wnuk ga­wo­rzy. Może pój­dziesz na górę i go przy­nie­siesz? Uspo­ko­isz się.

Wes­tchną­łem, od­kła­da­jąc kie­li­szek, i po­sze­dłem po Bray­dena.

COL­LIN

Kiedy przy­sze­dłem do domu, Ame­lia prze­bie­rała się w sy­pialni. Po­lu­zo­wa­łem kra­wat, wcho­dząc, i po­ca­ło­wa­łem ją.

– Cześć, ko­cha­nie. Jak było w kli­nice?

– W po­rządku. A jak to­bie mi­nął dzień?

– Nie­źle. – Ścią­gną­łem gar­ni­tur i wło­ży­łem spodnie khaki. Pa­trzy­łem na moją piękną żonę, jak stała przede mną w biu­sto­no­szu i majt­kach, prze­glą­da­jąc ubra­nia. Po­chy­li­łem się i otar­łem usta o jej miękką szyję.

– Ład­nie pach­niesz. Staje mi.

Za­chi­cho­tała, kiedy prze­su­ną­łem ję­zy­kiem po brzegu jej ucha.

– Uspo­kój się, chłop­cze. Mamy do­kład­nie pięt­na­ście mi­nut, żeby być na gó­rze u two­ich ro­dzi­ców.

– Cóż, nad­cho­dzi naj­trud­niej­sze – wes­tchną­łem.

Ame­lia za­śmiała się i od­wró­ciła, kła­dąc rękę na mo­jej piersi.

– Bo­isz się?

– Szcze­rze? Tak.

– A co z roz­mową ostat­niej nocy, że będą mu­sieli się z tego ja­koś otrzą­snąć? – po­wie­działa, za­kła­da­jąc czarne spodnie.

– To było ostat­niej nocy. A te­raz sta­nie się to za pięt­na­ście mi­nut.

– Dzie­sięć. Le­piej się po­spiesz. – Wło­żyła białą ba­weł­nianą bluzkę z krót­kim rę­ka­wem.

Chwy­ci­łem ko­szulę z wie­szaka.

– Bądźmy tam za pięć mi­nut. Je­śli przyj­dziemy wcze­śniej, mama się ucie­szy. Uszczę­śliwmy ją przy­naj­mniej na chwilę.

– Okej, do­bry po­mysł.

Wło­ży­li­śmy buty i wje­cha­li­śmy windą do apar­ta­mentu. Kiedy otwo­rzyły się drzwi, mój oj­ciec spa­ce­ro­wał w przed­po­koju, trzy­ma­jąc Bray­dena.

– O, pa­trz­cie. Je­ste­ście wcze­śniej – uśmiech­nął się.

– Cześć, tato.

Pod­szedł do Ame­lii i po­ca­ło­wał ją w po­li­czek.

– Do­brze cię wi­dzieć, skar­bie.

– Czy to mój ko­chany chło­piec? – Mama wy­szła z kuchni. Przy­tu­liła mnie i po­ca­ło­wała w po­li­czek, a po­tem zro­biła to samo z Ame­lią. – Jak było w Ve­gas? Do­brze się ba­wi­li­ście? – spy­tała z eks­cy­ta­cją.

– Było wspa­niale. Spę­dzi­li­śmy fan­ta­styczny czas.

Drzwi od windy otwo­rzyły się i do holu we­szła Ju­lia.

– Cześć, Ame­lia – uśmiech­nęła się i de­li­kat­nie ją przy­tu­liła. – Cześć, bra­ciszku. O, tu jest moje ma­leń­stwo. Ma­mu­sia tę­sk­niła za tobą dzi­siaj. – Ju­lia po­de­szła i chciała wziąć Bray­dena od taty. – Ta­tu­siu, od­daj mi mo­jego skarba.

– Księż­niczko, mie­li­śmy mało czasu dla sie­bie. Ty bę­dziesz go mieć przez całą noc. Daj mi go po­trzy­mać jesz­cze chwilkę.

Ju­lia się skrzy­wiła, a ja za­chi­cho­ta­łem.

– Wszy­scy do ja­dalni. Ko­la­cja go­towa – oznaj­miła mama.

Chwy­ci­łem Ame­lię za rękę i we­szli­śmy do ja­dalni, zaj­mu­jąc na­sze miej­sca. Ju­lia nie prze­sta­wała się do mnie szy­der­czo uśmie­chać z dru­giego końca stołu. Po­sta­no­wi­łem, że za­cze­kam z wia­do­mo­ścią o mał­żeń­stwie do końca obiadu. Nie chcia­łem, żeby je­dze­nie, przy któ­rym mama spę­dziła cały dzień, się zmar­no­wało. Kiedy skoń­czy­li­śmy jeść, Ju­lia, Ame­lia i moja mama po­sprzą­tały ze stołu, a my z tatą za­bra­li­śmy Bray­dena do sa­lonu.

– Mu­szę z tobą o czymś po­roz­ma­wiać, synu. Whi­sky? – spy­tał.

– Pew­nie, tato. Coś nie tak?

– Chcę, że­byś zwol­nił ju­tro Carę.

Po­sa­dzi­łem Bray­dena w jego kojcu, a oj­ciec po­dał mi drinka.

– Co? Dla­czego?

– De­li­kat­nie mó­wiąc, jest idiotką. Nie robi nic oprócz błę­dów. Wisi na te­le­fo­nie cały dzień, prze­gląda Fa­ce­bo­oka albo Twit­tera i wy­słała two­jej matce czarne róże.

Nie mo­głem się po­wstrzy­mać i wy­buch­ną­łem śmie­chem.

– Co? Po­waż­nie?

– Tak. Po­pro­si­łem ją, żeby za­dzwo­niła do kwia­ciarni i wy­słała tu­zin róż do domu. No i przy­słała czarne.

– Okre­śli­łeś ich ko­lor? – spy­ta­łem z pew­no­ścią sie­bie.

– Każdy, kto ma mózg, wie, że nie wy­syła się czar­nych róż i nie uwa­żam tego za śmieszne.

– A ja tak. Ale dla­czego to ja mu­szę ją zwal­niać? To twoja se­kre­tarka.

– Bo to ty na­kło­ni­łeś mnie do za­trud­nie­nia jej. Więc te­raz mo­żesz ją zwol­nić i chcę, że­byś zro­bił to z sa­mego rana. Nie chcę, żeby do­ty­kała się cze­go­kol­wiek w biu­rze.

Cho­lera. Nie mo­głem uwie­rzyć, że zmu­sza mnie do zwol­nie­nia jego se­kre­tarki. Nie był w hu­mo­rze z jej po­wodu. Przez wszyst­kie cho­lerne dni. Ko­biety we­szły do po­koju. Ju­lia wy­cią­gnęła Bray­dena z kojca.

– Więc opo­wia­daj­cie, co ro­bi­li­ście w Ve­gas poza ha­zar­dem – po­wie­działa mama, sia­da­jąc na ka­na­pie. – Wi­dzie­li­ście ja­kieś przed­sta­wie­nia, by­li­ście na za­ku­pach?

Serce wa­liło mi w za­bój­czym tem­pie i za­czą­łem się po­cić. Czu­łem kro­pelki potu na swoim czole. Ciężko prze­łkną­łem ślinę i wzią­łem Ame­lię za rękę.

– Wła­ści­wie to zro­bi­li­śmy coś fan­ta­stycz­nego. – Pró­bo­wa­łem uśmie­chać się zwy­czaj­nie, ale w rze­czy­wi­sto­ści był to ner­wowy uśmie­szek. Spoj­rza­łem na Ju­lię, która mocno trzy­mała Bray­dena i kiw­nęła mi głową. – Ame­lia i ja po­bra­li­śmy się.

– Bar­dzo za­bawne, Col­lin. – Mama się uśmiech­nęła.

– To na­wet nie jest śmieszne, synu. – Tata skie­ro­wał pa­lec we mnie.

Spoj­rza­łem w dół.

– Mó­wię po­waż­nie. Po­bra­li­śmy się.

– Co?! – Mama krzyk­nęła, wsta­jąc z ka­napy, a Bray­den za­czął pła­kać.

– Le­piej, żeby to był żart, Col­lin – po­wie­dział z po­wagą oj­ciec.

– Ja nie żar­tuję. Przy­kro mi, że nie po­wie­dzia­łem wam wcześ­niej.

Mama za­tkała ręką usta i po­pa­trzyła na mo­jego ojca. Stała i pa­trzyła na mnie spoj­rze­niem, ja­kiego ni­gdy jesz­cze u niej nie wi­dzia­łem. To było spoj­rze­nie pełne bólu, oszu­stwa i zdrady.

– Jak, do cho­lery, mo­gli­ście zro­bić coś ta­kiego bez ro­dziny? – krzyk­nęła.

– Mamo, uspo­kój się – po­wie­działa Ju­lia.

– Wie­dzia­łaś o tym? – spy­tała ją ostro.

Oczy Ju­lii roz­sze­rzyły się, kiedy spoj­rzała na mnie. Po­trzą­sną­łem de­li­kat­nie głową.

– Nie, mamo, nie wie­dzia­łam. Je­stem tak samo zszo­ko­wana, ale wście­ka­nie się nic nie zmieni.

– Col­lin, ni­gdy się tak tobą nie roz­cza­ro­wa­łam jak te­raz.

Oj­ciec od­wró­cił się ode mnie.

– Nie mogę uwie­rzyć, że po­je­cha­li­ście i zro­bi­li­ście coś tak głu­piego. – Trza­snął drin­kiem o ba­rek.

Mimo że bar­dzo ko­cha­łem ro­dzi­ców, nie mo­głem so­bie po­zwo­lić na to, żeby tam stać i słu­chać, jak mó­wią do mnie w ten spo­sób.

– Głu­piego? Uwa­żasz, że że­nie­nie się z ko­bietą, którą ko­cham nad ży­cie, jest głu­pie?

– Nie to mia­łem na my­śli – krzyk­nął oj­ciec.

– Jak mo­gli­ście nam to zro­bić? – Mo­jej ma­mie po­cie­kła łza.

– Co wam zro­bić, mamo? Po­rzuć ma­rze­nia o pla­no­wa­niu nam per­fek­cyj­nego we­sela. Nie chcia­łem cze­kać z po­ślu­bie­niem Ame­lii. Ko­cham ją i chcia­łem, żeby zo­stała moją żoną. Przy­kro mi, ale ty i tata po­win­ni­ście wie­dzieć o tym naj­le­piej ze wszyst­kich lu­dzi. Wie­cie, jak to jest być za­ko­cha­nym w kimś tak, że nie mo­żesz znieść se­kundy bez tej osoby.

– Ro­zu­miemy, synu, ale po­win­ni­ście po­cze­kać – od­po­wie­dział oj­ciec.

– Dla­czego? Dla­czego po­win­ni­śmy za­cze­kać?

– Po­nie­waż je­stem twoją matką i chcia­łam wi­dzieć mo­jego syna, kiedy się żeni! – wrza­snęła mama.

– Mamo, tato, przy­kro mi. Ale to moje ży­cie i zro­bi­łem to, co uwa­ża­łem za do­bre dla nas. Ame­lia jest moją żoną, a ja jej mę­żem, i stało się. Je­śli chce­cie urzą­dzić nam przy­ję­cie we­selne, to wspa­niale. Ale nie prze­pro­szę za po­ślu­bie­nie ko­biety, którą ko­cham naj­bar­dziej na świe­cie. Ona jest moim ży­ciem. Przy­kro mi, że was zra­ni­li­śmy. Ni­gdy tego nie chcie­li­śmy. Je­ste­śmy szczę­śliwi nie­za­leż­nie, czy nas wspie­ra­cie, czy nie. A te­raz, je­śli można, mu­szę wyjść na ze­wnątrz i za­czerp­nąć świe­żego po­wie­trza.

Po­cią­gną­łem Ame­lię ze sobą, a kiedy do­szli­śmy do drzwi, za­trzy­ma­łem się i ob­ró­ci­łem do mo­ich ro­dzi­ców.

– Je­śli mama nie by­łaby chora, kiedy jej się oświad­czy­łeś, praw­do­po­dob­nie zro­bi­li­by­ście to samo. Je­dy­nym po­wo­dem, dla któ­rego za­cze­ka­li­ście, było to, że mama nie chciała ni­czego de­kla­ro­wać, do­póki nie wie­działa, czy bę­dzie zdrowa.

Wy­szli­śmy z apar­ta­mentu. Wie­dzia­łem cho­ler­nie do­brze, że wła­śnie tak za­re­agują, ale na­dal by­łem zły i smutny. Za­wie­dli się na mnie, ale ja też by­łem nimi roz­cza­ro­wany.ROZDZIAŁ 4

EL­LERY

Sta­łam ze łzami ście­ka­ją­cymi mi po twa­rzy i ser­cem roz­dar­tym na pół. Con­nor pod­szedł i mnie ob­jął. Po­zwo­li­łam mu się po­cie­szać przez chwilę, a na­stęp­nie prze­rwa­łam uścisk, po­de­szłam do barku i zro­bi­łam so­bie shota. Szybko go wy­chy­li­łam i po­czu­łam, jak po­wolne, umiar­ko­wane pie­cze­nie po­ja­wia sie w moim gar­dle. Con­nor cho­dził tam i z po­wro­tem po po­koju. Po­wie­trze było cięż­kie od na­pię­cia i ci­szy.

– Mam na­dzieję, że je­ste­ście z sie­bie za­do­wo­leni – po­wie­działa ostro Ju­lia, wsta­jąc i wkła­da­jąc Bray­dena do kojca. – Wi­dzie­li­ście twarz bied­nej Ame­lii? Nie wspo­mi­na­jąc o wa­szym synu?

– Jak, do cho­lery, mógł być taki głupi? – Con­nor pod­niósł głos. Chcia­łam po­wstrzy­mać łzy, które po­now­nie stop­niowo za­częły wzbie­rać w mo­ich oczach.

– Dla­czego jest niby taki głupi? To, co zro­bił, było ta­kie złe? Oże­nił się z ko­bietą, którą ko­cha naj­bar­dziej na świe­cie. – Ju­lia po­de­szła do Con­nora i przy­ci­snęła mu pa­lec do piersi. – Je­stem tobą bar­dzo roz­cza­ro­wana, tato. I tobą też, mamo. – Gniew­nie na mnie spoj­rzała. – Col­lin i Ame­lia się po­brali, wielka mi rzecz. To nie ko­niec świata. Bar­dzo mi nie­zręcz­nie z tym, że je­ste­ście tacy sa­mo­lubni.

– Księż­niczko, je­steś w szoku.

– Ju­lia, jak byś się czuła, gdyby Bray­den przy­szedł do domu pew­nego dnia i po­wie­dział ci, że się oże­nił? – Po­de­szłam do niej i Con­nora i ob­ję­łam go w pa­sie.

– Je­śli po­ślu­biłby dziew­czynę swo­ich ma­rzeń i nie mógłby bez niej żyć, a ona czu­łaby to samo, by­ła­bym szczę­śliwa. Nie na­zwa­ła­bym ich głu­pimi. Słu­chaj­cie, ro­zu­miem, jak się czu­je­cie, ale mu­si­cie prze­stać i my­śleć o Col­li­nie.

– Jest młody. Po­wi­nien po­cze­kać – za­czę­łam pła­kać.

– Czemu? Nie jest wcale młod­szy, niż by­łam ja, kiedy po­ślu­bi­łam Jake’a. I wy wszy­scy nas wspie­ra­li­ście. Oboje ko­cha­cie Ame­lię, więc nie ro­zu­miem, dla­czego tak się za­cho­wu­je­cie.

– Je­ste­śmy zra­nieni dla­tego, że zro­bił coś tak świę­tego i szcze­gól­nego bez udziału swo­jej ro­dziny – mó­wi­łam z ostrym bó­lem w sercu.

– Za­cho­wał się bar­dzo sa­mo­lub­nie – wtrą­cił Con­nor.

– Jej, tato! My­ślę, że to wła­śnie wy je­ste­ście te­raz sa­mo­lubni.

– Ju­lio, je­ste­śmy zra­nieni. Dla­czego nie po­tra­fisz tego zro­zu­mieć? – wy­rzu­ci­łam z sie­bie.

– Na­prawdę ro­zu­miem, mamo. Ale wiesz, co? Nie mo­żesz kon­tro­lo­wać wszyst­kiego, co dzieje się w ży­ciu. Wy wła­śnie naj­bar­dziej ze wszyst­kich lu­dzi po­win­ni­ście to wie­dzieć. Col­lin jest męż­czy­zną, który pod­jął do­ro­słą de­cy­zję. Nie jest już twoim ma­łym chłop­cem.

– Za­wsze bę­dzie moim ma­łym chłop­cem, tak jak ty za­wsze bę­dziesz moją małą dziew­czynką.

– Za­sta­nów­cie się długo i po­waż­nie, za­nim jesz­cze bar­dziej ze­psu­je­cie wa­szą re­la­cję z Col­li­nem i Ame­lią. Mu­szę za­brać Bray­dena do domu. Po­roz­ma­wiamy ju­tro.

Wy­jęła Bray­dena z kojca i po­de­szła do drzwi. Łzy, które wstrzy­my­wa­łam, wy­try­snęły, mo­cząc Con­nora, który trzy­mał mnie mocno, a ja scho­wa­łam głowę w jego ra­mio­nach.

CON­NOR

Kiedy już uspo­ko­ili­śmy się z El­lery, wzię­li­śmy bu­telkę wina, dwa kie­liszki i po­szli­śmy do łóżka.

– Po­win­ni­śmy do nich za­dzwo­nić – po­wie­działa El­lery, kiedy na­le­wa­łem jej wina.

– Nie dzi­siaj. Wszy­scy je­ste­śmy źli i mu­simy się uspo­koić.

– Jak on mógł tak po pro­stu się oże­nić, Con­nor?

Po­pa­trzy­łem w jej smutne nie­bie­skie oczy i po­ło­ży­łem dłoń na jej po­liczku.

– Jest moim sy­nem, El­lery. I wiemy oboje, że odzie­dzi­czył wię­cej po mnie niż po to­bie. Po­ślu­bił­bym cię z miej­sca na plaży w Ka­li­for­nii tej nocy, kiedy ci się oświad­czy­łem. Nie chcia­łem cze­kać i, je­śli so­bie przy­po­mi­nasz, stale na cie­bie na­ci­ska­łem z usta­le­niem daty. Ale, bę­dąc tak upartą dziew­czyną, nie chcia­łaś na­wet o tym sły­szeć, do­póki nie do­sta­li­śmy wy­ni­ków two­jego koń­co­wego le­cze­nia. Wiem, co czuje Col­lin, bo ja na­dal czuję to samo do cie­bie.

– A ja do cie­bie, mój ko­chany. – Jej wargi de­li­kat­nie otarły się o moje. – Ale jed­nak, Con­nor, nasz syn oże­nił się bez nas.

– Wie­dzia­łem dzi­siaj, że coś jest z nim nie tak. Na­wet spy­ta­łem go o to rano, ale po­wie­dział, że wszystko w po­rządku. Za­cho­wy­wał się ner­wowo i to wy­dało mi się dziwne. Ni­gdy bym nie po­my­ślał, na­wet za mi­lion lat, że się oże­nił.

– Za­łożę się, że nas te­raz nie­na­wi­dzi. – El­lery zro­biła kwa­śną minę.

– Nie nie­na­wi­dzi nas, ale jest pew­nie na­prawdę wku­rzony i zra­niony.

– Tak jak Ju­lia. Mo­żesz uwie­rzyć, że roz­ma­wiała z nami w ten spo­sób?

– Tak, po­nie­waż jest twoją córką, El­lery – par­sk­ną­łem.

Skrzy­wi­łem się na jej de­li­katne ude­rze­nie w moją pierś.

– Mo­żesz uwie­rzyć, że Ju­lia wy­szła już za mąż, a Col­lin się oże­nił? Wy­daje się, jakby to było wczo­raj, kiedy trzy­ma­łem Ju­lię na rę­kach.

– Wiem, ko­cha­nie. Kiedy te lata tak mi­nęły? – wes­tchną­łem. Za­bra­łem kie­li­szek z jej dłoni i po­sta­wi­łem obok mo­jego przy łóżku.

– Co pan robi, pa­nie Black? – Jej oczy bły­snęły.

– Za­mie­rzam upra­wiać z tobą słodką mi­łość, za­nim pój­dziemy spać, a ju­tro po­roz­ma­wiamy z Col­li­nem i Ame­lią i prze­pro­simy ich za to, co po­wie­dzie­li­śmy.

– Ale...

Unio­słem palce do jej ust i lekko przy­ci­sną­łem.

– Żad­nych ale. Je­śli by­łoby ina­czej i nie by­ła­byś chora, to zro­bi­li­by­śmy do­kład­nie to samo i wiesz o tym.

– Przy­pusz­czam, że masz ra­cję.

– Oczy­wi­ście, że tak – uśmiech­ną­łem się, ca­łu­jąc jej mięk­kie usta.

– Nie wkła­daj, Con­nor.

Unio­słem się nad nią i przy­trzy­ma­łem jej ręce nad głową.

– O, mam za­miar wło­żyć, Elle, i bę­dzie mocno i głę­boko. To mogę obie­cać.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: