Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Na zawsze. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 września 2022
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Na zawsze. Tom 1 - ebook

Sandi Lynn to jedyne nowe nazwisko wśród uznanych mistrzów wszystkich gatunków na szczycie list „New York Timesa”.

Uniesienie i rozpacz. Radość i łzy. Życie i śmierć.

To książka o tym, jak miłość może pokonać los.

Ellery, utalentowana malarka, wycierpiała więcej niż jakakolwiek dwudziestotrzylatka. Teraz kiedy wreszcie ma nadzieję, że zostawiła za sobą strach i chorobę, los wymierza jej nowy cios.

Connor Black to marzenie każdej kobiety. Młody, seksowny, bogaty.

Ale przeżył tragedię i jest przekonany, że wszystko w nim umarło.

Niespodziewanie Ellery budzi w nim uczucia, których wcześniej nie doświadczył. Niepokoi go, że nie zwraca uwagi na plotki o nim i o kobietach…

Bo Ellery wie, że nie mogą być razem. Jej tragedia ma ciąg dalszy i może zniszczyć Connora – na zawsze…

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-7371-0
Rozmiar pliku: 4,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Sta­łam w drzwiach sy­pialni, a Kyle pa­ko­wał wa­lizki.

– Po­trze­buję prze­strzeni – po­wie­dział, wrzu­ca­jąc ubra­nia jak po­pad­nie do wiel­kiej torby Nike’a.

– Czy to ma coś wspól­nego z tą dziwką, którą po­zna­łeś tam­tej nocy u Zoe?

– Elle, daj spo­kój, mó­wi­łem ci, że nic się nie wy­da­rzyło.

– Wiele rze­czy mi mó­wi­łeś, Kyle. – Prze­wró­ci­łam oczami.

Wrzu­cił ostat­nie ubra­nia do torby i od­wró­cił się do mnie.

– Oboje wie­dzie­li­śmy, że do tego zmie­rzamy; już od ja­kie­goś czasu jest nie­pew­nie, i ty wiesz dla­czego.

– Nie­pew­nie dla cie­bie, bo szu­kasz cze­goś, co nie ist­nieje.

– Przy­kro mi, Elle – wes­tchnął ciężko. – Już dłu­żej nie mogę.

Po­szłam za nim do ma­łego po­miesz­cze­nia, które na­zy­wamy sa­lo­nem, on po­sta­wił torbę na pod­ło­dze. Się­gnął do kie­szeni dżin­sów i rzu­cił pie­nią­dze na stół.

– To na parę na­stęp­nych mie­sięcy, że­byś miała na czynsz. – Po­ca­ło­wał mnie w czoło i ru­szył do drzwi.

Skrzy­żo­wa­łam ręce na pier­siach i wpa­try­wa­łam się w niego.

– Nie chcę two­ich pie­nię­dzy, chcę, że­byś zo­stał. Pro­szę, Kyle, nie skre­ślaj nas.

By­łam te­raz naj­bar­dziej ża­ło­sną osobą na świe­cie, bła­ga­łam mo­jego aro­ganc­kiego chło­paka, żeby zo­stał, nie dla­tego, że by­łam prze­ko­nana, że je­stem w nim za­ko­chana, ale dla­tego, że ba­łam się sa­mot­no­ści, a sa­mot­ność była mi aż za bar­dzo zna­joma.

Pod­niósł torbę z pod­łogi i prze­rzu­cił ją przez ra­mię.

– Trzy­maj się, Elle. – I jakby ni­gdy nic wy­szedł.

Sta­łam na środku sa­lonu i pa­trzy­łam na za­mknięte drzwi, a z oczu po­pły­nęły mi łzy.

By­li­śmy ze sobą od dru­giego roku stu­diów. Oboje uczy­li­śmy się na Uni­wer­sy­te­cie Sta­no­wym Mi­chi­gan i po­zna­li­śmy się na przy­ję­ciu brac­twa Delta Sigma Phi, do któ­rego na­le­żał. Kyle był przy­stojny, miał metr osiem­dzie­siąt i był śred­niej bu­dowy. Nie był ty­pem la­lu­sia, ale był atrak­cyjny. Kru­czo­czarne włosy za­wsze miał sta­ran­nie ucze­sane, a jego ciem­no­brą­zowe oczy ko­ja­rzyły mi się z naj­lep­szą rze­czą na świe­cie – cze­ko­ladą. Był osobą, która swoją obec­no­ścią roz­ja­śniała oto­cze­nie. Ujął mnie cza­rem i ro­man­tycz­no­ścią. Stu­dio­wał ra­chun­ko­wość, a ja sztukę. Nie­długo po obro­nie ku­zyn za­ła­twił mu pracę w du­żej fir­mie ra­chun­ko­wej, w któ­rej sam był za­trud­niony. To dla­tego prze­pro­wa­dzi­li­śmy się z Mi­chi­gan do No­wego Jorku. Kyle pra­co­wał na pełny etat jako księ­gowy i za­ra­biał cał­kiem przy­zwo­ite pie­nią­dze, więc ja mo­głam przy­jąć pracę na część etatu w fir­mie fo­no­gra­ficz­nej i koń­czyć ma­lo­wać ob­razy, które obie­ca­łam ga­le­rii sztuki. Wy­naj­mo­wa­li­śmy małe miesz­ka­nie z jedną sy­pial­nią, które przez ostatni rok było na­szym do­mem i w któ­rym czu­li­śmy się szczę­śliwi, w każ­dym ra­zie tak mi się wy­da­wało. Ze łzami w oczach usia­dłam na ka­na­pie, sku­li­łam się w kłę­bek i pła­ka­łam, aż usnę­łam.

Nie spa­łam długo, bo obu­dziło mnie pu­ka­nie do drzwi. Usiad­łam i ro­zej­rza­łam się po po­koju pod­puch­nię­tymi, czer­wo­nymi oczami.

– Elle, je­steś tam? – usły­sza­łam zna­jomy głos, któ­remu wtó­ro­wało pu­ka­nie. Pod­nio­słam się z ka­napy i po­czła­pa­łam otwo­rzyć drzwi. Pey­ton chyba za­wsze wie­działa, kiedy jej naj­bar­dziej po­trze­buję. Wy­cią­gnęła ręce w górę. – Na­resz­cie, Elle, my­śla­łam, że będę mu­siała wy­wa­żyć drzwi. – Ob­jęła mnie i mocno uści­skała. Ge­stem dłoni za­pro­si­łam ją do środka, a ona prze­ci­snęła się obok mnie i po­sta­wiła na stole dużą brą­zową torbę. – Przy­nio­słam ulu­bione je­dze­nie two­jego chło­paka, dupka. – Uśmiech­nęła się, prze­szu­ku­jąc torbę. Za­częła wyj­mo­wać pu­dełka z chińsz­czy­zną i sta­wiać je na stole. – Mamy wo­ło­winę po mon­gol­sku, ro­ladki z sa­łatą, ryż z pie­czo­nym kur­cza­kiem, zupę won­ton, a na de­ser lody cze­ko­la­dowe. – Uśmiech­nęła się od ucha do ucha, ale uśmiech szybko znikł jej z twa­rzy, kiedy spu­ści­łam głowę i z po­wro­tem sku­li­łam się na ka­na­pie. Wes­tchnęła ciężko, po­de­szła do mnie i usia­dła obok. – Kyle do mnie na­pi­sał, że od­szedł. Po­pro­sił, że­bym wpa­dła do cie­bie upew­nić się, czy wszystko w po­rządku.

Unio­słam głowę, którą cho­wa­łam w dło­niach. Do cho­lery, za kogo on się ma, żeby wy­sy­łać do mnie moją przy­ja­ciółkę, któ­rej każe spraw­dzać, czy wszystko u mnie w po­rządku? – po­my­śla­łam. Czu­łam, że wzbiera we mnie złość.

– Po­wie­dział, że od­szedł z po­wodu róż­nic nie do po­go­dze­nia.

– Prze­cież nie by­li­śmy mał­żeń­stwem – prych­nę­łam.

Pey­ton po­słała mi pełne współ­czu­cia spoj­rze­nie i po­szła do kuchni po ta­le­rze i sztućce. Nie mo­głam prze­stać my­śleć o Kyle’u i o tym, że od­szedł jakby ni­gdy nic. Ni­gdy nie roz­sta­wa­li­śmy się na dłu­żej niż na parę dni, a te­raz mie­li­śmy być osobno już na za­wsze. Znowu zo­sta­łam sama. Wie­dzia­łam, dla­czego po­sta­no­wił odejść, i przez to go nie­na­wi­dzi­łam. Da­łam mu wiele oka­zji, żeby mógł po­wie­dzieć mi prawdę, ale on nie był na­wet w sta­nie wy­znać mi tego pro­sto w oczy. Był tchó­rzem, a w moim ży­ciu nie było miej­sca dla tchó­rzy. Cho­ciaż nie czu­łam się do­brze, pod­nio­słam się i po­de­szłam do stołu, a Pey­ton na­ło­żyła mi je­dze­nie na ta­lerz.

– Po­słu­chaj, Elle, Kyle to du­pek i przy­kro mi, że zmar­no­wa­łaś so­bie z nim cztery lata ży­cia. Mu­sisz się sku­pić na czymś in­nym. Mu­sisz do­koń­czyć ob­razy i prze­ka­zać je ga­le­rii, żeby lu­dzie mo­gli się do­wie­dzieć, kim jest El­lery Lane – po­wie­działa, wy­ma­chu­jąc wi­del­cem. Uśmiech­nę­łam się lekko, bo wie­dzia­łam, że ma ra­cję. Je­żeli ist­niał ja­kiś spo­sób ucieczki od bólu i sa­mot­no­ści, było nim wła­śnie ma­lo­wa­nie. Pey­ton wy­cią­gnęła rękę, ob­jęła mnie i ści­snęła.

– Nie martw się, będę przy to­bie.

Pey­ton po­zna­łam w ga­le­rii sztuki tego dnia, kiedy zaj­rza­łam tam, żeby po­roz­ma­wiać z wła­ści­cie­lem na te­mat wy­stawy mo­ich ob­ra­zów.

– W czym mogę po­móc? – spy­tała, a ja od razu po­czu­łam, że na­da­jemy na tych sa­mych fa­lach, i od tam­tej pory się przy­jaź­nimy. Pey­ton ma wy­jąt­kową oso­bo­wość – o wiele więk­szą niż jej ciało w roz­mia­rze zero, mie­rzące metr pięć­dzie­siąt pięć. Za­wsze wy­gląda ide­al­nie w dłu­gich, pro­stych brą­zo­wych wło­sach i per­fek­cyj­nym ma­ki­jażu, któ­rym pod­kre­śla ja­sno­nie­bie­skie oczy. Chyba ni­gdy nie wi­dzia­łam jej w spodniach dre­so­wych. Styl jest dla niej naj­waż­niej­szy, uznaje tylko spód­nice i do­pa­so­wane bluzki. Przy Pey­ton nie bra­kuje fa­ce­tów. Flir­tują z nią, ale nie zna­la­zła jesz­cze tego je­dy­nego, któ­remu chcia­łaby po­da­ro­wać serce.

Nie chciało mi się jeść, ale wie­dzia­łam, że mu­szę uspo­koić Pey­ton, bo ina­czej nie da­łaby mi spo­koju.

– Chcesz, że­bym zo­stała u cie­bie na noc?

– Nie, chcę po­być sama. – Odło­ży­łam wi­de­lec. – Chyba we­zmę ką­piel.

Wsta­łam od stołu i po­szłam do ła­zienki. Od­krę­ci­łam wodę i wla­łam pod stru­mień na­krętkę płynu do ką­pieli. Skrę­ci­łam moje dłu­gie blond włosy i spię­łam je, żeby ich nie zmo­czyć. We­szłam do wanny peł­nej piany i zsu­nę­łam się tak, żeby głowa opie­rała się na po­duszce ką­pie­lo­wej. Le­ża­łam tak z za­mknię­tymi oczami i pró­bo­wa­łam wy­my­ślić ja­kiś plan, ale by­łam za bar­dzo roz­go­ry­czona i po­trze­bo­wa­łam od­po­wied­niego czasu na uża­la­nie się nad sobą, że­bym mo­gła za­cząć żyć na nowo ży­ciem sin­gielki.

Za­nim wy­szłam z wanny, Pey­ton zdą­żyła po­sprzą­tać. Zo­sta­wiła mi li­ścik:

Elle, od­pocz­nij i za­dzwoń do mnie, gdy­byś cze­goś po­trze­bo­wała. Ode­zwę się ju­tro. Ko­cham cię.

Uśmiech­nę­łam się, bo Pey­ton była je­dyną bli­ską osobą, jaka mi zo­stała. Matka zmarła na raka, kiedy mia­łam sześć lat, a oj­ciec zmarł tuż przed mo­imi osiem­na­stymi uro­dzi­nami. W Mi­chi­gan mia­łam cio­cię i wujka, ale nie wi­dzia­łam się z nimi i nie sły­sza­łam od śmierci taty. Za­wsze trak­to­wa­łam jak ro­dzinę ro­dzi­ców Kyle’a, ale te­raz, po ze­rwa­niu, dziw­nie by­łoby do nich dzwo­nić.

Upew­ni­łam się, że drzwi są za­mknięte, wy­łą­czy­łam świa­tło i wśli­znę­łam się do łóżka, na­cią­ga­jąc koł­drę na głowę, żeby uciec przed rze­czy­wi­sto­ścią – przy­naj­mniej na ten je­den wie­czór.ROZDZIAŁ 2

W ciągu kilku na­stęp­nych dni nie ro­bi­łam nic, w pi­ża­mie sku­pia­łam się tylko na tym, żeby do­koń­czyć ob­razy. Za­dzwo­ni­łam do pracy i po­wie­dzia­łam, że mam grypę. Po­wie­dzieli, że­bym wzięła wolne do końca ty­go­dnia, z czym nie mia­łam naj­mniej­szego pro­blemu. Ba­łam się, że nie mogę so­bie na to po­zwo­lić, ale mu­sia­łam do­koń­czyć ob­razy dla ga­le­rii. I tak nie by­ła­bym dla ni­kogo mi­łym to­wa­rzy­stwem.

Za­pa­rzy­łam trzeci dzba­nek kawy w ciągu tego dnia i zer­k­nę­łam na te­le­fon, żeby spraw­dzić, czy mam ja­kieś wia­do­mo­ści. Kyle nie pró­bo­wał się ze mną kon­tak­to­wać, od­kąd od­szedł. Jak można za­po­mnieć o kimś, z kim spę­dziło się cztery lata? Krew się we mnie go­to­wała na samą myśl o tym. Z mo­jego punktu wi­dze­nia mia­łam dwa wyj­ścia: mo­głam sie­dzieć w moim ma­łym miesz­kanku i po­zwo­lić, żeby ży­cie we mnie ga­sło, albo mo­głam olać to, co się stało, wyjść do świata i żyć. Wy­bra­łam to dru­gie. Nie by­łam jesz­cze go­towa na śmierć, mia­łam do zro­bie­nia zbyt wiele rze­czy.

Jak sza­lona sprzą­ta­łam miesz­ka­nie, które tro­chę za­pu­ści­łam i wsty­dzi­łam się, że do­pro­wa­dzi­łam je do ta­kiego stanu. Wzię­łam wo­rek na śmieci i za­czę­łam wy­rzu­cać wszystko, co przy­po­mi­nało mi o Kyle’u. Za­wzię­łam się, żeby po­zbyć się z tego miesz­ka­nia naj­mniej­szego śladu po nim. Kiedy skoń­czy­łam, małe miesz­kanko było pra­wie cał­kiem opróż­nione. Półki re­gału, na któ­rych wcześ­niej stały zdję­cia moje i Kyle’a, były te­raz pu­ste i przy­po­mi­nały mi o pu­stce, jaką czu­łam w sercu.

W końcu wzię­łam prysz­nic i sta­nę­łam przed ła­zien­ko­wym lu­strem. Wy­cią­gnę­łam rękę i wy­tar­łam parę, która się na nim ze­brała. Spoj­rza­łam na sie­bie po raz pierw­szy od paru dni. Moje oczy ko­loru chłod­nego błę­kitu – które Kyle’owi ko­ja­rzyły się z mo­rzem, jak mi po­wta­rzał – wy­glą­dały na zmę­czone, były pod­krą­żone. Prze­cze­sa­łam szczotką dłu­gie ja­sne włosy, a po­tem wtar­łam w nie piankę, żeby uzy­skać fale. Na­ło­ży­łam ma­ki­jaż, żeby ukryć, że je­stem przy­bita i przez ty­dzień nie wy­cho­dzi­łam z domu. Wsko­czy­łam w ulu­bione dżinsy i z za­sko­cze­niem stwier­dzi­łam, że są luźne w miej­scu, w któ­rym ni­gdy luźne nie były. Mia­łam wra­że­nie, że moje ciało, do­tąd metr sześć­dzie­siąt osiem i w roz­mia­rze cztery, skur­czyło się lekko od czasu ze­rwa­nia. Prze­ko­pa­łam szafę w po­szu­ki­wa­niu ulu­bio­nej ró­żo­wej ko­szulki. Kiedy by­łam go­towa, wzię­łam głę­boki od­dech i za­dzwo­ni­łam po tak­sówkę. Czas wyjść na świat i za­cząć nowe ży­cie.

Manny pod­je­chał żółtą tak­sówką pod kra­węż­nik przed moim miesz­ka­niem; wy­siadł, żeby mi po­móc.

– Cześć, Elle, po­mogę ci.

– Cześć, Manny, dzięki. – Uśmiech­nę­łam się do niego.

Manny był moim ulu­bio­nym tak­sów­ka­rzem, zna­łam go, od­kąd prze­pro­wa­dzi­łam się do No­wego Jorku. Kiedy dzwo­ni­łam po tak­sówkę, za­wsze py­tam o Manny’ego, cza­sami jest do­stępny, cza­sami nie. Miał około me­tra osiem­dzie­się­ciu pię­ciu i był umię­śniony. Czarne włosy za­wsze no­sił zwią­zane w ku­cyk, a brą­zowe oczy za­wsze mu błysz­czały, kiedy py­ta­łam go o dzieci. Był ro­dzin­nym czło­wie­kiem, jed­nym z naj­mil­szych lu­dzi, ja­kich po­zna­łam. Jego tak­sówka była pierw­szą, która do nas pod­je­chała, kiedy z Kyle’em przy­je­cha­li­śmy do No­wego Jorku. Sie­dzia­łam z nim z przodu, żeby z tyłu zmie­ściły się swo­bod­nie moje ob­razy.

– Jak się miewa pan Kyle, Elle?

– Wy­pro­wa­dził się po­nad ty­dzień temu, Manny – wes­tchnę­łam. Na jego twa­rzy po­ja­wiła się pełna współ­czu­cia mina.

– Strasz­nie mi przy­kro, Elle. U cie­bie wszystko w po­rządku?

Zer­k­nę­łam na niego, a na mo­ich war­gach po­ja­wił się lekki uśmiech.

– W po­rządku. W ze­szłym ty­go­dniu by­łam w roz­sypce, ale po­woli się przy­zwy­cza­jam. – Na­prawdę? Czy może po pro­stu je­stem do­brą ak­torką?

Pod­je­chał pod ga­le­rię i po­mógł mi wy­no­sić ob­razy z tak­sówki. Za­pła­ci­łam mu i po­dzię­ko­wa­łam za po­moc.

– Gdy­byś cze­goś po­trze­bo­wała, Elle, to dzwoń po mnie, se­rio – po­wie­dział, wska­zu­jąc na mnie. Po­tem wsiadł do tak­sówki i od­je­chał po­woli.

Pey­ton za­uwa­żyła mnie z okna ga­le­rii i wy­szła, żeby po­móc mi wnieść ob­razy. Za­wo­łała wła­ści­ciela, Sala, i po­wie­działa mu, że przy­je­cha­łam. Zszedł na dół ze swo­jego ga­bi­netu i po­ca­ło­wał mnie w oba po­liczki.

– Po­każ, co tu na­ma­lo­wa­łaś, El­lery – po­wie­dział i po ko­lei po­sta­wił ob­razy przy ścia­nie.

Zgod­nie z umową mia­łam prze­ka­zać ga­le­rii na próbę trzy moje ob­razy. Je­den był ro­man­tyczny, męż­czy­zna i ko­bieta tań­czący w bla­sku księ­życa, w chmu­rach. Na dru­gim był ogród z fon­tanną oto­czoną pięk­nymi kwia­tami. Ostatni przed­sta­wiał dziew­czynkę w bia­łej su­kience sie­dzącą na peł­nej kwia­tów łące, z trzema anio­łami spo­glą­da­ją­cymi na nią z nieba. Wszyst­kie trzy ob­razy mó­wiły coś o mnie.

– Nie­źle, El­lery, są piękne! Na pewno sprze­dasz je bez pro­blemu. – Sal się uśmiech­nął.

Czu­łam się lekko za­wsty­dzona, bo po raz pierw­szy mia­łam po­ka­zać moją twór­czość światu. Po­pro­wa­dził mnie do ma­łej pu­stej ściany.

– Tu­taj po­wie­simy twoje ob­razy. Za­dzwo­nię do cie­bie, jak tylko któ­ryś się sprzeda.

Po­dzię­ko­wa­łam mu i jak tylko od­szedł, Pey­ton za­częła pod­ska­ki­wać, klasz­cząc.

– Wyjdźmy gdzieś dzi­siaj to uczcić! – pi­snęła. Za­bawa była ostat­nią rze­czą, na jaką mia­łam ochotę. Nie by­łam go­towa na wie­czorne wyj­ścia jako sin­gielka, ale Pey­ton była uparta i wie­dzia­łam, że nie mam z nią szans. Więc nie­chęt­nie się zgo­dzi­łam.

Wy­szłam z ga­le­rii i ru­szy­łam ulicą. W wiel­kiej to­rebce szu­ka­łam dzwo­nią­cego te­le­fonu ko­mór­ko­wego. Chwy­ci­łam go i spoj­rza­łam na zna­jomy nu­mer, który ostat­nio zbyt czę­sto do mnie wy­dzwa­niał. Wci­snę­łam „od­rzuć” i po­sta­no­wi­łam przejść pie­chotą sześć prze­cznic, dzie­lą­cych mnie od domu. Nie­długo wy­świe­tlacz te­le­fonu za­świe­cił się, in­for­mu­jąc o no­wej wia­do­mo­ści gło­so­wej. Nim do­szłam do domu, by­łam wy­czer­pana. Rzu­ci­łam klu­cze i to­rebkę przy drzwiach i słu­cha­łam wia­do­mo­ści, która tak de­ner­wu­jąco przy­po­mi­nała o so­bie na wy­świe­tla­czu.

– Dzień do­bry, pani El­lery, mówi dok­tor Taub. Za­uwa­ży­łem, że od­wo­łała pani dwie ostat­nie wi­zyty. Chcę się upew­nić, że pani przyj­dzie. Bar­dzo mi za­leży, że­by­śmy o tym po­roz­ma­wiali. Mogę pani po­móc. Pro­szę za­dzwo­nić i umó­wić się na wi­zytę naj­szyb­ciej jak to moż­liwe.

Prze­wró­ci­łam oczami i po­krę­ci­łam głową, a po­tem ska­so­wa­łam wia­do­mość. Po­szłam do sy­pialni i po­sta­no­wi­łam, że po­łożę się na chwilę, bo spa­cer do domu zro­bił swoje. Spa­łam około go­dziny, bo obu­dził mnie dzwo­nek te­le­fonu.ROZDZIAŁ 3

Halo? – ode­zwa­łam się sen­nym gło­sem.

– Spa­łaś? – spy­tała gło­śno Pey­ton.

– Zro­bi­łam so­bie drzemkę – ziew­nę­łam.

– Wsta­waj! Jadę do cie­bie, idziemy do klubu.

– Do klubu? – wes­tchnę­łam ciężko. – Mó­wi­łaś, że pój­dziemy to uczcić. My­śla­łam, że masz na my­śli ko­la­cję, nie klub. – Nie mia­łam dziś ochoty na ha­ła­śliwy, za­tło­czony klub.

– Elle, otrzą­śnij się! Zro­bi­łaś się nudna od odej­ścia tego dupka. Ciesz się ży­ciem, baw się jak daw­niej, je­steś naj­bar­dziej za­ba­wową osobą, jaką znam.

– Nie wiem, Pey­ton, nie mam dziś ochoty na klub.

– Na­bie­rzesz ochoty, jak się tam znaj­dziesz. Kto wie, może spo­tkasz dzi­siaj swo­jego księ­cia z bajki?

Po­wie­działa: księ­cia z bajki? Nie chcę księ­cia z bajki. Nie chcę mieć nic wspól­nego z męż­czy­znami, kropka. Pey­ton za­le­żało, że­by­śmy uczciły mój suk­ces, więc się zgo­dzi­łam.

– Do­bra, Pey­ton, w ta­kim ra­zie pójdę, ale nie chcę być długo, je­stem zmę­czona.

– Hura! – pi­snęła. – Aha, mój ko­lega Ca­leb przy­je­dzie po nas do cie­bie. Na ra­zie!

– Chwi­leczkę, kto to jest… – Klik.

Za­chi­cho­ta­łam ci­cho i wsko­czy­łam pod prysz­nic. Swoją otwar­to­ścią Pey­ton przy­cią­gała roz­ma­itych lu­dzi. Chyba dla­tego tak szybko się po­lu­bi­ły­śmy.

Kiedy wy­szłam spod prysz­nica, do miesz­ka­nia we­szła Pey­ton i rzu­ciła we mnie torbą z Fo­re­ver 21.

– Co to jest? – spy­ta­łam, za­glą­da­jąc do środka.

Spoj­rzała na mnie i uśmiech­nęła się, pę­dząc do ła­zienki.

– Dro­biazg, że­byś się wy­róż­niała.

Pey­ton była wła­śnie taka hojna. Za­wsze ku­po­wa­ły­śmy so­bie na­wza­jem rze­czy, które spodo­ba­łyby się tej dru­giej. Otwo­rzy­łam torbę i wy­ję­łam wy­jąt­kowy, srebrny, mie­niący się top na ra­miącz­kach z dzia­niny.

– Pey­ton, jest piękny! – Uśmiech­nę­łam się.

– Wie­dzia­łam, że ci się spodoba. Po­my­śla­łam, że mo­gła­byś wło­żyć do niego czarne leg­ginsy i czarne wy­so­kie buty – wy­mam­ro­tała, my­jąc zęby.

Po­szłam do sy­pialni i wło­ży­łam top. Był na tyle długi, że za­kry­wał pupę, więc ide­al­nie pa­so­wał do leg­gin­sów. We­szłam do ła­zienki, gdzie Pey­ton ukła­dała so­bie włosy. Spoj­rzała na moje od­bi­cie w lu­strze i gwizd­nęła.

– Nie­zła la­ska. Każdy fa­cet w klu­bie bę­dzie chciał po­kle­pać ten sek­sowny ty­łe­czek. – Uśmiech­nęła się i dała mi lek­kiego klapsa.

Prze­wró­ci­łam oczami. Pey­ton na­le­żała do osób, które nie mają za­ha­mo­wań i mó­wią, co my­ślą, nie za­sta­na­wia­jąc się dwa razy. Jej wargi się po­ru­szają, za­nim mózg zdąży po­my­śleć.

Uśmiech­nę­łam się i uści­ska­łam ją.

– Dzię­kuję, jest ide­alny.

– Oj, miło znów wi­dzieć uśmiech na two­jej twa­rzy, Elle – ciąg­nęła, pro­stu­jąc włosy. Spy­ta­łam Pey­ton o Ca­leba, po­wie­działa, że to kum­pel kum­pla i że parę razy wy­szli gdzieś ra­zem. Wy­dało mi się to dziwne, bo pierw­szy raz sły­sza­łam to imię. Po­wie­działa, że za­częła się z nim spo­ty­kać za­raz po odej­ściu Kyle’a. Uznała, że to nie­od­po­wiedni mo­ment, żeby wspo­mi­nać o swoim ży­ciu uczu­cio­wym. Prawdę mó­wiąc, by­łam wzru­szona, że po­my­ślała, żeby o tym nie wspo­mi­nać, ale jed­no­cze­śnie by­łam wście­kła, że mi nie po­wie­działa.

Przej­rza­łam się w lu­strze po raz ostatni przed wyj­ściem. Po­sta­no­wi­łam, że lekko pod­kręcę włosy, które zdą­ży­łam już wy­pro­sto­wać, i star­łam tro­chę cie­nia, który na­ło­żyła mi Pey­ton. Za­czy­na­łam się cie­szyć, że zde­cy­do­wa­łam się dziś wyjść, po­trze­bo­wa­łam się tro­chę ro­ze­rwać.

Ca­leb pod­szedł do drzwi i za­gwiz­dał na wi­dok nas obu, gdy Pey­ton mu otwo­rzyła. Lekko po­ca­ło­wał ją w po­li­czek i pod­szedł do mnie, wy­cią­ga­jąc rękę.

– Je­stem Ca­leb, miło cię po­znać.

Uści­snę­łam mu rękę i po­wie­dzia­łam to samo. Miał silny uścisk i na tyle, na ile wi­dzia­łam, ciało rów­nież. Krót­kie brą­zowe włosy miał roz­wi­chrzone w sek­sowny spo­sób, a jego czarne oczy były prze­szy­wa­jące. Ro­zu­mia­łam, dla­czego po­ciąga Pey­ton. Wsie­dli­śmy w trójkę do tak­sówki, która cze­kała na nas na ze­wnątrz. Pey­ton obej­mo­wała Ca­leba, przy­tu­lali się do sie­bie. Na­gle po­czu­łam się jak piąte koło u wozu.

– Do ja­kiego klubu je­dziemy? – spy­ta­łam.

Ca­leb ode­rwał wzrok od Pey­ton i spoj­rzał na mnie.

– Po­my­śla­łem, że wy­bie­rzemy się do S.

Zmarsz­czy­łam czoło, usi­łu­jąc sko­ja­rzyć, skąd znam tę na­zwę, i na­gle mnie olśniło, mój ko­lega z ja­dło­dajni, Fran­kie, jest tam ochro­nia­rzem. Wes­tchnę­łam.

– To nie jest sek­sklub?

Pey­ton spoj­rzała na mnie i się uśmiech­nęła.

– Elle, to nor­malny klub, po pro­stu cza­sami lu­dzie idą tam zna­leźć ko­goś, z kim mo­gliby upra­wiać seks – po­wie­działa tak swo­bod­nie, jakby nie było to nic wiel­kiego. Prze­wró­ci­łam oczami i wes­tchnę­łam.

– Po­praw mnie, je­żeli się mylę, ale czy S nie za­stę­puje słowa „seks”, jak w Klub Seks? – Pey­ton i Ca­leb uśmiech­nęli się do mnie. – Su­per, całą noc będę się mu­siała opę­dzać od fa­ce­tów.

– Na­ciesz się tro­chę ży­ciem, Elle – ro­ze­śmiała się.

Za­ło­ży­łam ręce na pier­siach i wy­glą­da­łam przez okno, a oni za­częli się ca­ło­wać. Nie mia­łam za­miaru cie­szyć się ży­ciem, spę­dza­jąc noc z przy­pad­ko­wym fa­ce­tem, to nie było w moim cha­rak­te­rze. Upra­wia­łam seks tylko z je­dy­nym fa­ce­tem w ży­ciu i był nim Kyle.ROZDZIAŁ 4

Tak­sówka za­wio­zła nas przed wej­ście do klubu, pod któ­rym z za­sko­cze­niem za­uwa­ży­łam ko­lejkę wi­jącą się do­okoła bu­dynku co naj­mniej przez dwie prze­cznice. Uśmiech­nę­łam się, bo wie­dzia­łam, że nie ma szans, że­by­śmy do­stali się do środka, co mi od­po­wia­dało. Wo­la­łam pójść na spo­kojną ko­la­cję. Ca­le­bowi opa­dły ręce.

– Dupa! Zo­bacz, jaka ko­lejka. Mo­gli­śmy przy­je­chać wcze­śniej.

Tłum cier­pli­wie cze­kał na wej­ście, a ja ma­rzy­łam, żeby uciec jak naj­da­lej stąd, ale usły­sza­łam, że ktoś mnie woła. Oczy otwo­rzyły mi się sze­roko. Ostroż­nie od­wró­ci­łam głowę.

– Elle, to ty? Cześć, Elle, tu­taj!

Zer­k­nę­łam w stronę, z któ­rej do­cho­dził głos. To Fran­kie ma­chał do mnie i ki­wał, że­bym po­de­szła. Po­szli­śmy we trójkę do wej­ścia i sta­nę­li­śmy przed ro­słym, krzep­kim męż­czy­zną, który na­zy­wał się Fran­kie La­sher. Jego ciało za­pa­śnika o wzro­ście metr dzie­więć­dzie­siąt onie­śmie­li­łoby każ­dego. Ro­zu­mia­łam, dla­czego klub za­trud­nił go jako bram­ka­rza. Ob­jął mnie i uści­snął.

– Miło cię wi­dzieć, Elle. Im­pre­zu­je­cie dzi­siaj?

Wy­su­nę­łam się z jego ob­jęć.

– Mie­li­śmy za­miar, ale zo­bacz tę ko­lejkę, chyba dzi­siaj nie ma szans.

– Bzdura, wchodź­cie.

Po­sła­łam mu krzywe spoj­rze­nie, kiedy od­piął linę, żeby nas wpu­ścić. Ca­leb i Pey­ton byli wnie­bo­wzięci, uśmie­chali się od ucha do ucha. Fran­kie chwy­cił mnie lekko za rękę, kiedy go mi­ja­łam.

– Je­żeli nie bę­dziesz się czuła do­brze albo bę­dziesz mnie po­trze­bo­wać, wyjdź tu i daj mi znać.

Uśmiech­nę­łam się i ski­nę­łam głową.

Prze­szli­śmy przez mały ko­ry­tarz, pro­wa­dzący do głów­nego wej­ścia do klubu. By­łam w wielu klu­bach, ale ten był zde­cy­do­wa­nie naj­bar­dziej za­tło­czony ze wszyst­kich. Ro­zej­rza­łam się wśród sto­li­ków. Z boku znaj­do­wał się ma­sywny bar z flu­ore­scen­cyj­nymi świa­tłami zwi­sa­ją­cymi z su­fitu. Na ogrom­nych roz­mia­rów par­kie­cie stały wiel­kie ekrany, na któ­rych pre­zen­to­wano po­kaz la­se­rowy. Na za­mszo­wych ścia­nach znaj­do­wały się lampy da­jące de­li­katne świa­tło, które od­bi­jało się od za­mszu. Mu­zyka była ogłu­sza­jąca, a pod­łoga dud­niła pod sto­pami, zmu­sza­jąc ciało, żeby po­ru­szało się w jej rytm.

Pey­ton po­cią­gnęła mnie i Ca­leba na par­kiet i tań­czy­li­śmy, jak mi się wy­da­wało, przez dłu­gie go­dziny. Chciało mi się pić, więc zo­sta­wi­łam ich na par­kie­cie i po­szłam do baru. Za­ję­łam je­dyny wolny sto­łek przy końcu i za­mó­wi­łam Co­smo­po­li­tan. Są­czy­łam drinka, kiedy przy sto­liku nie­da­leko miej­sca, gdzie sie­dzia­łam, za­uwa­ży­łam męż­czy­znę kłó­cą­cego się z ko­bietą. Ona ce­lo­wała w niego drżą­cym pal­cem, a po­tem kilka razy wbiła mu go w pierś. Nie mo­głam się po­wstrzy­mać, krę­ci­łam głową, śmie­jąc się. Nie spusz­cza­łam z nich wzroku, żeby zo­ba­czyć, czy się po­ca­łują i po­go­dzą, ale za­uwa­ży­łam, że męż­czy­zna krzy­czy. Ce­lo­wał w nią pal­cem, wy­glą­dał na roz­gnie­wa­nego. Wy­soka, piękna ko­bieta ude­rzyła go w twarz, od­wró­ciła się na pię­cie i wy­bie­gła. Przy­glą­da­łam się męż­czyź­nie i za­uwa­ży­łam, że jego twarz nie wy­ra­żała żad­nych emo­cji. Po pro­stu sie­dział i pa­trzył przed sie­bie.

Da­lej spo­glą­da­łam w jego stronę, bo był jed­nym z naj­więk­szych przy­stoj­nia­ków, ja­kich w ży­ciu wi­dzia­łam. Jego ja­sno­brą­zowe, nie­mal blond włosy były krót­sze po bo­kach, a dłuż­sze na środku głowy i lekko po­fa­lo­wane. Nie mo­głam się po­wstrzy­mać i wpa­try­wa­łam się w jego in­try­gu­jącą pro­sto­kątną twarz i wy­raź­nie za­ry­so­wane ko­ści po­licz­kowe. Nie by­łam w sta­nie roz­po­znać ko­loru oczu, bo sie­dział za da­leko i świa­tło było nie­od­po­wied­nie, ale nie mia­łam wąt­pli­wo­ści, że można się było w nich za­tra­cić.

– No, Elle, wi­dzę, że ktoś przy­kuł twoją uwagę. – Pey­ton uśmiech­nęła się, zer­ka­jąc na niego. O Boże, nie chcia­łam, żeby wie­działa, że na­mie­rzy­łam tego fa­ceta, bo by­łaby pierw­sza, żeby do niego pod­biec, po­wie­dzieć mu o tym i pró­bo­wać nas wy­swa­tać.

– Zwró­ci­łam na niego uwagę tylko dla­tego, że wła­śnie do­stał w twarz od ja­kiejś ko­biety.

Ro­ze­śmiała się gło­śno, a ja mia­łam oka­zję, żeby zmie­nić te­mat. Po­cią­gnęła mnie na par­kiet, a ja tań­czy­łam i bez prze­rwy od­ga­nia­łam na­pa­lo­nych fa­ce­tów, mie­sza­jąc się z tłu­mem.

W klu­bie za­częło się ro­bić na­prawdę go­rąco, a ja po­trze­bo­wa­łam świe­żego po­wie­trza. Po­wie­dzia­łam Pey­ton, że za­raz wrócę, i ru­szy­łam w stronę drzwi. Na ze­wnątrz za­uwa­ży­łam Fran­kiego wy­pro­wa­dza­ją­cego z klubu Pana Przy­stoj­niaka.

– Pa­nie Black, wy­pił pan dziś o wiele za dużo, czas wra­cać do domu.

Męż­czy­znę za­rzu­cało z jed­nej strony chod­nika na drugą, mam­ro­tał coś pod no­sem.

– Fran­kie, co się dzieje? – spy­ta­łam od nie­chce­nia.

– Cześć, Elle, ten pan za dużo wy­pił i za­czął ro­bić sceny, kiedy bar­man nie chciał go ob­słu­żyć.

– Co z nim zro­bisz?

– Wła­śnie go wy­pro­wa­dzi­łem. Co zrobi póź­niej, to nie moja sprawa.

Zer­k­nę­łam na niego, prze­chy­la­jąc głowę.

– Prze­cież on le­d­wie stoi, niby jak ma wró­cić do domu? – Głowa mó­wiła mi, że mam na­tych­miast prze­stać, bo wie­dzia­łam, co mam za­miar zro­bić, ale serce na­ka­zy­wało mu po­móc. – Do­pil­nuję, żeby bez­piecz­nie do­tarł do domu – po­wie­dzia­łam do Fran­kiego.

– Elle, to nie jest do­bry po­mysł. Nie wiesz, kim jest ten fa­cet.

Unio­słam dłoń.

– Wiem, co ro­bię, on po­trze­buje po­mocy.

– Masz do­bre serce, Elle. – Fran­kie po­krę­cił głową. – Ale cza­sami mam wra­że­nie, że je­steś stuk­nięta. Pro­szę, uwa­żaj na sie­bie.

Wy­ję­łam ko­mórkę z to­rebki i za­dzwo­ni­łam po tak­sówkę. Pan Przy­stoj­niak sie­dział na ce­men­cie pod ścianą. Zwró­ci­łam uwagę na jego drogi, szyty na miarę czarny gar­ni­tur i białą ko­szulę, która była czę­ściowo roz­pięta, od­sła­nia­jąc umię­śniony tors. Miał metr osiem­dzie­siąt i był szczu­pły, ale do­brze umię­śniony. Po­dob­nie jak włosy i twarz, ciało wy­da­wało się do­sko­nałe. Po­de­szłam do niego i chwy­ci­łam go pod rękę, żeby mu po­móc.

– Chodź, od­wiozę cię do domu.

Spoj­rzał na mnie pi­ja­nymi zie­lo­nymi oczami.

– My się znamy? – wy­beł­ko­tał.

Po­kle­pa­łam go po ple­cach i pod­pro­wa­dzi­łam do kra­węż­nika, a za­raz po­tem pod­je­chała tak­sówka. Za­nim we­pchnę­łam go do środka, wy­ję­łam mu z tyl­nej kie­szeni port­fel. Po­ty­ka­jąc się, wsiadł do środka, a ja za nim. Otwo­rzy­łam jego port­fel, wy­ję­łam prawo jazdy i po­dała je tak­sów­ka­rzowi.

– Pro­szę go tam za­wieźć.

Od­dał mi prawo jazdy, a ja prze­czy­ta­łam na­zwi­sko.

– Miło cię po­znać, Con­no­rze Black. – Po­kle­pa­łam go po ręce.

Spoj­rzał na mnie i oparł mi głowę na ra­mie­niu. Na mo­ich war­gach po­ja­wił się lekki uśmiech.ROZDZIAŁ 5

Tak­sów­karz ob­je­chał ga­raż.

– Każą się wy­sa­dzać tu­taj. Po­wi­nien mieć klucz, który pa­suje do windy, a jego na­zwi­sko po­winno być w środku, obok dziurki na klucz. Bę­dzie pani wie­dzieć, na któ­rym pię­trze mieszka. Po­wo­dze­nia.

Ga­pi­łam się na tak­sów­ka­rza zdu­miona. Po pierw­sze: skąd to wie­dział, a po dru­gie: nie mia­łam za­miaru od­pro­wa­dzać go da­lej niż do windy. Otwo­rzy­łam jego port­fel i kciu­kiem prze­wer­to­wa­łam bank­noty. Po­krę­ci­łam głową, wi­dząc, że ma tylko kilka stu­do­la­ró­wek. Wy­ję­łam jedną i po­da­łam ją tak­sów­ka­rzowi.

– Pro­szę za­trzy­mać resztę. – Pu­ści­łam do niego oko.

– Dzię­kuję pani. – Na jego twa­rzy po­ja­wił się sze­roki uśmiech.

– Nie ma sprawy. Jemu pan po­dzię­kuje na­stęp­nym ra­zem.

Otwo­rzy­łam drzwi, chwy­ci­łam go za rękę i wy­cią­gnę­łam z tak­sówki. Za­rzu­ci­łam so­bie jego rękę na ra­mię i od­pro­wa­dzi­łam do windy. Po­ty­kał się i mało nie po­cią­gnął mnie ze sobą na zie­mię. Prze­szu­ka­łam mu kie­szeń, żeby zna­leźć klu­cze. Na­stą­piła nie­zręczna chwila, bo kiedy wsu­nę­łam mu rękę do kie­szeni, po­czu­łam coś dość twar­dego, i nie były to klu­cze. Wci­snę­łam przy­cisk w win­dzie, a on spoj­rzał na mnie.

– Je­steś piękną ko­bietą i mam za­miar ostro cię ze­rżnąć – po­wie­dział, chwy­ta­jąc mnie za pupę.

Wes­tchnę­łam i cof­nę­łam jego dłoń.

– Ma­rze­nia, skar­bie, ma­rze­nia…

Winda się otwo­rzyła. Wpro­wa­dzi­łam go do środka i spoj­rza­łam na różne klu­cze na jego bre­loku, za­sta­na­wia­jąc się, który pa­suje do windy. Od­wró­ci­łam się do niego, bo opie­rał się o tylną ścianę windy.

– Mo­żesz mi, z ła­ski swo­jej, po­ka­zać, który klucz tu pa­suje?

Po­słał mi pi­jany uśmiech i uwo­dzi­ciel­skim ge­stem wziął ode mnie klu­cze, wy­brał od­po­wiedni i po­dał mi go.

– Dzię­kuję. – Uśmiech­nę­łam się.

Wsu­nę­łam klucz do dziurki przy jego na­zwi­sku i winda za­wio­zła nas na naj­wyż­sze pię­tro. Drzwi windy otwo­rzyły się w naj­więk­szym i naj­pięk­niej­szym apar­ta­men­cie, jaki w ży­ciu wi­dzia­łam. Do­bra, był to je­dyny apar­ta­ment, jaki w ży­ciu wi­dzia­łam, ale był piękny. Mia­łam za­miar oprzeć go o ścianę i wyjść. Przy­pusz­cza­łam, że osu­nie się na pod­łogę i obu­dzi rano, ale on na mnie spoj­rzał i oznaj­mił, że bę­dzie wy­mio­to­wał. Prze­wró­ci­łam oczami i po­pro­si­łam go, żeby za­pro­wa­dził mnie do sy­pialni, bo po­dej­rze­wa­łam, że dzięki temu od razu oprzy­tom­nieje. Wska­zał schody. Chwy­ci­łam go, pró­bu­jąc go pod­trzy­mać, kiedy po­ty­kał się przy każ­dym stop­niu. W końcu udało nam się wejść na górę i zo­ba­czy­łam ła­zienkę po le­wej stro­nie. Nie zdą­żył, zwy­mio­to­wał so­bie na ubra­nie. Po­krę­ci­łam głową, bo był to dla mnie zbyt do­brze zna­jomy wi­dok.

Za­go­ni­łam go do ła­zienki, gdzie po­chy­lił się i obej­mo­wał por­ce­la­nowy tron przez do­brą go­dzinę. Sta­łam, po­dzi­wia­jąc piękną ła­zienkę. Sza­ro­brą­zowe ściany i blaty z czar­nego gra­nitu nada­wały jej kla­syczny, ale luk­su­sowy wy­gląd. Zna­la­złam myjkę i za­nu­rzy­łam ją w let­niej wo­dzie. Po­de­szłam do niego, kiedy usiadł pod ścianą ze spusz­czoną głową. Czuć było od niego wy­mio­ci­nami, mu­sia­łam go na­kło­nić, żeby się prze­brał.

– Chodź, ko­lego, może nam się uda cię prze­brać.

Za­rzu­ci­łam so­bie jego rękę na ra­mię i z jego nie­wielką po­mocą pod­nio­słam go z pod­łogi. Prze­szli­śmy ko­ry­ta­rzem do sy­pialni. Otwo­rzy­łam po­dwójne drzwi pro­wa­dzące do środka i wes­tchnę­łam. Sy­pial­nia była więk­sza niż całe moje miesz­ka­nie. Za­pro­wa­dzi­łam go do kró­lew­skiego łoża i po­sa­dzi­łam.

– Je­steś anio­łem? – wy­beł­ko­tał, de­li­kat­nie głasz­cząc mnie po po­liczku. Skórę miał cie­płą, a jego do­tyk wy­dał mi się miły – zbyt miły – i przy­pra­wił mnie o gę­sią skórkę.

Cof­nę­łam jego dłoń.

– Tak, chyba tak.

Uśmiech­nął się nie­przy­tom­nie i po­le­ciał do tyłu na łóżko. Wie­dzia­łam, że będę mu­siała wło­żyć tro­chę wy­siłku w to, żeby go prze­brać, ale nie mo­głam go tak zo­sta­wić, żeby całą noc sie­dział sam i wy­mio­to­wał. Zdję­łam mu buty i skar­petki. Wspię­łam się i usia­dłam nad nim okra­kiem, żeby roz­piąć mu ko­szulę, prze­wró­ci­łam go z boku na bok i wy­ję­łam ręce z rę­ka­wów. Ła­twiej pew­nie by­łoby zdjąć mu ko­szulę w ła­zience, ale nie po­my­śla­łam o tym. Prze­su­nę­łam się w dół, do gu­zika jego spodni. O Boże, nie wie­rzę, że to ro­bię. Po­my­śla­łam, że zo­sta­wię go tak, niech śpi, ale na spodniach wy­lą­do­wała naj­więk­sza część wy­mio­cin i na­prawdę śmier­dział. Roz­pię­łam mu spodnie i unio­słam mu bio­dra tak, żeby go ro­ze­brać. Mu­sia­łam się na­mę­czyć, ale w końcu mi się udało.

Nie mo­głam się po­wstrzy­mać, żeby nie po­dzi­wiać jego wy­rzeź­bio­nego ciała, kiedy le­żał tak pra­wie zu­peł­nie nagi, w sa­mych czar­nych je­dwab­nych bok­ser­kach. Je­stem tylko czło­wie­kiem, prawda? Był szczu­pły, umię­śniony i miał ide­alne kształty, od stóp do głów. Czu­łam się brudna, sto­jąc nad jego nie­świa­do­mym cia­łem i oglą­da­jąc go, ale nikt nie po­wi­nien mieć tak ide­al­nego wy­glądu, to zwy­czaj­nie nie­spra­wie­dliwe. Mu­sia­łam go pod­cią­gnąć na po­duszkę. Po­ło­ży­łam mu chłodną ście­reczkę na czoło, a on się prze­cią­gnął. Chwy­ci­łam go pod ręce i po­cią­gnę­łam, naj­moc­niej jak umia­łam. Prze­wró­ci­łam go na bok, na wy­pa­dek gdyby znów wy­mio­to­wał, a z jego ust wy­do­był się lekki jęk. W ką­cie po­koju zna­la­złam koc i przy­kry­łam go nim. Wes­tchnę­łam i zer­k­nę­łam na ze­ga­rek na noc­nej szafce. Pierw­sza w nocy.

By­łam wy­czer­pana i roz­pacz­li­wie po­trze­bo­wa­łam snu. Na­gle do­tarło do mnie, że nie po­wie­dzia­łam Pey­ton, że wy­cho­dzę z klubu. Zbie­głam po scho­dach i wzię­łam to­rebkę ze stołu. Wy­ję­łam te­le­fon i zo­ba­czy­łam wia­do­mość od niej.

„Fran­kie mi po­wie­dział, co ro­bisz, wiem, że lu­bisz się za­ba­wiać w do­brą Sa­ma­ry­tankę, ale mar­twię się, na­pisz do mnie”.

Od­pi­sa­łam od razu.

„Nic mi nie jest, od­wio­złam go do domu, za­snął w łóżku. Jadę do domu. Ode­zwę się ju­tro”.

Sta­łam na ko­ry­ta­rzu i pa­trzy­łam na schody. Wspo­mnie­nia za­le­wały mój umysł, mu­sia­łam wró­cić do po­koju, żeby po raz ostatni do niego zaj­rzeć. Zdą­żył prze­wró­cić się na plecy, więc od­wró­ci­łam go z po­wro­tem na bok. Jego łóżko było tak wy­godne, że po­sta­no­wi­łam usiąść obok niego i pil­no­wać, żeby resztę nocy prze­le­żał na boku, i może tro­chę się zdrzem­nąć.

Obu­dzi­łam się ze snu o ojcu. Usia­dłam szybko, ale mój mózg nie­zu­peł­nie się orien­to­wał, gdzie je­stem. Ro­zej­rza­łam się po po­koju, zer­k­nę­łam na Con­nora, który spo­koj­nie spał. Idąc do ła­zienki, po­krę­ci­łam z nie­do­wie­rza­niem głową, że za­snę­łam na tak długo. Spry­ska­łam twarz wodą i prze­płu­ka­łam usta pły­nem, który zna­la­złam w jego szafce. Prze­cze­sa­łam pal­cami włosy i ze­szłam na dół. Po­win­nam była wyjść od razu, ale mu­sia­łam się na­pić kawy, Con­nor zresztą też, jak się obu­dzi.

Po­szłam do kuchni i sta­nę­łam jak wryta. Ma­ho­niowe szafki z ciem­nymi gra­ni­to­wymi bla­tami były zja­wi­skowe. Na środku kuchni stała duża za­oblona wy­spa z wbu­do­waną ku­chenką z jed­nej strony, a po prze­ciw­nej stro­nie wbu­do­wane były jesz­cze trzy inne pie­kar­niki ze stali nie­rdzew­nej. Zna­la­złam to, czego po­trze­bo­wa­łam, i za­pa­rzy­łam dzba­nek kawy. Zna­łam prze­pis na kok­tail le­czący kaca, który przy­rzą­dza­łam co­dzien­nie ta­cie. Prze­szu­ka­łam wzro­kiem kuch­nię i ku mo­jemu za­sko­cze­niu zna­la­złam wszystko, czego po­trze­bo­wa­łam, żeby go przy­go­to­wać. Sta­łam ty­łem do drzwi, przy­go­to­wu­jąc na­pój na kaca, kiedy usły­sza­łam, jak ktoś od­kaszl­nął. Prze­stra­szy­łam się i po­woli się ob­ró­ci­łam.

Stał na środku kuchni w czar­nych spodniach od pi­żamy, które wi­siały mu luźno na bio­drach, pod­kre­śla­jąc umię­śnione ciało. Prze­łknę­łam ślinę na jego wi­dok, sto­ją­cego tak, ska­co­wa­nego, a mimo wszystko wy­glą­da­ją­cego tak nie­wia­ry­god­nie jak wczo­raj­szego wie­czoru. Spoj­rzał na mnie i prze­chy­lił głowę na bok.

– Nie przed­sta­wi­łem ci wczo­raj za­sad?

– Hę? – Zmarsz­czy­łam czoło.

– U mnie się nie no­cuje. Mia­łaś wyjść po tym, jak cię ze­rżną­łem, więc mo­żesz mi wy­ja­śnić, dla­czego cią­gle tu je­steś, w mo­jej kuchni, i czu­jesz się jak u sie­bie w domu?

Jego ton był aro­gancki i ob­ce­sowy – naj­wy­raź­niej nie pa­mię­tał ni­czego z ze­szłego wie­czoru, ale nie li­czy­łam na to. Jego zie­lone oczy wy­da­wały się ciemne i złe, cóż, bę­dzie mu­siał so­bie od­pu­ścić, bo nie mia­łam na to czasu. Po­sta­wi­łam szklankę z na­po­jem na kaca na bla­cie i prze­su­nę­łam ją w jego stronę. Zmru­żył oczy i spoj­rzał na mnie.

– Za­da­łem ci py­ta­nie i cze­kam na od­po­wiedź.

Wes­tchnę­łam i prze­wró­ci­łam oczami.

– Słu­chaj, ko­lego, nie wiem, co we­dług cie­bie wy­da­rzyło się ze­szłej nocy, ale nie ze­rżną­łeś mnie! Ni­gdy nie da­ła­bym ci tej sa­tys­fak­cji, wierz mi. – Do­bra, kła­ma­łam, da­ła­bym mu tę sa­tys­fak­cję, ale nie mu­siał o tym wie­dzieć. Prze­chy­lił głowę i pa­trzył na mnie zmru­żo­nymi oczami. – Upi­łeś się w klu­bie do nie­przy­tom­no­ści i wy­wa­lili cię. Spa­ce­ro­wa­łam na ze­wnątrz, kiedy to się stało, a po­nie­waż je­stem do­brym czło­wie­kiem, za­dzwo­ni­łam po tak­sówkę, że­byś bez­piecz­nie do­tarł do domu. Wtedy za­czą­łeś wy­mio­to­wać na sie­bie, więc mu­sia­łam za­pro­wa­dzić cię do ła­zienki i zdjąć ci ubra­nie, bo, szcze­rze mó­wiąc, śmier­dzia­łeś.

Uniósł brwi.

– Szłam już do drzwi, ale po­sta­no­wi­łam zaj­rzeć do cie­bie jesz­cze raz przed wyj­ściem. Wró­ci­łam do two­jej sy­pialni, le­ża­łeś na ple­cach, więc od­wró­ci­łam cię znów na bok, na wy­pa­dek gdy­byś wy­mio­to­wał, nie chcia­łam, że­byś udła­wił się na śmierć.

Prze­stą­pił z nogi na nogę i za­ło­żył ręce na pier­siach.

– Za­snę­łam z wy­czer­pa­nia po tym uże­ra­niu się z tobą, a kiedy się obu­dzi­łam, po­sta­no­wi­łam, że za­pa­rzę ci kawę i zro­bię na­pój na kaca. Za parę mi­nut mia­łam za­miar wyjść i nie spo­dzie­wa­łam się, że się obu­dzisz wcze­śniej niż za parę go­dzin.

Zro­bił kilka kro­ków do przodu.

– Więc chcesz po­wie­dzieć, że mię­dzy nami do ni­czego nie do­szło?

Prze­wró­ci­łam oczami. Czy ten fa­cet nie usły­szał ani jed­nego słowa, które po­wie­dzia­łam?

– Nie, do ni­czego nie do­szło. Chcia­łam się tylko upew­nić, że nic ci się nie sta­nie. By­łeś nie­przy­zwo­icie pi­jany. – Spu­ści­łam wzrok.

– Co to jest? – spy­tał, bio­rąc szklankę.

– Wy­pij, po­wi­nie­neś po­czuć się le­piej za ja­kieś pięt­na­ście mi­nut. Na­leję ci kawy i wy­cho­dzę.

Za­krę­ciło mi się lekko w gło­wie, kiedy się­ga­łam po ku­bek, który wy­śli­zgnął mi się z rąk i roz­bił na pod­ło­dze.

– Niech to – po­wie­dzia­łam i schy­li­łam się, żeby po­zbie­rać sko­rupy.

– Ej, ska­le­czysz się. – Pod­szedł do mnie i się schy­lił.

– Prze­pra­szam – po­wie­dzia­łam, krę­cąc głową i zbie­ra­jąc ka­wałki roz­bi­tej por­ce­lany.

– Prze­stań! – roz­ka­zał.

Jego głosu można było się prze­stra­szyć, ale ja nie słu­cha­łam, bo to ja na­ro­bi­łam ba­ła­ganu i za­mie­rza­łam go po­sprzą­tać. Chwy­cił mnie za ręce i od­wró­cił mi dło­nie do góry, a po­tem wy­jął z nich odłamki. Na­sze oczy się spo­tkały, kiedy zo­ba­czył bli­zny na mo­ich nad­garst­kach. Cof­nę­łam się szybko i wsta­łam. On da­lej zbie­rał szkło. Wzię­łam to­rebkę z blatu.

– Prze­pra­szam za ku­bek, od­ku­pię ci go; mam na­dzieję, że czu­jesz się le­piej. – Od­wró­ci­łam się i ru­szy­łam do wyj­ścia z kuchni.

– Za­cze­kaj – usły­sza­łam jego głos.

Od­wró­ci­łam się i spoj­rza­łam na niego.

– Po­zwól przy­naj­mniej, że­bym ci za­pła­cił za twój wczo­raj­szy trud.

– Nie we­zmę od cie­bie pie­nię­dzy i nie był to ża­den trud. – Ow­szem, był, ale on żyje, a ja czuję się le­piej ze świa­do­mo­ścią, że pew­nie ura­to­wa­łam mu ży­cie. Prze­wró­cił oczami.

– No to przy­naj­mniej na­pij się kawy, za­nim pój­dziesz.

Wes­tchnę­łam. Po­waż­nie, kawa była mi po­trzebna. Fi­li­żanka kawy jesz­cze ni­komu nie za­szko­dziła.

– Do­brze, w ta­kim ra­zie je­den ku­bek kawy i zni­kam ci z oczu.

Wszedł z po­wro­tem do kuchni i po­sta­wił ku­bek na wy­spie. Wy­pił na­pój, krzy­wiąc się przez cały czas. Za­baw­nie było pa­trzeć na jego pełną od­razy minę. Po­chy­lił się nad bla­tem i pa­trzył na mnie.

– Dla­czego, do li­cha, tak mi po­mo­głaś? A gdy­bym był gwał­ci­cie­lem albo mor­dercą?

Ro­ze­śmia­łam się.

– Nie mógł­byś mnie zgwał­cić ani za­mor­do­wać, na­wet gdy­byś chciał. Wczo­raj w nocy by­łeś taki sfil­co­wany, że le­d­wie da­łam radę za­cią­gnąć cię do domu.

Prze­cze­sał włosy jedną ręką.

– Nie po­win­naś ro­bić ta­kich rze­czy, to nie­bez­pieczne, żeby dziew­czyna ro­biła ta­kie głu­poty. – Spra­wiał wra­że­nie wstrzą­śnię­tego.

Opar­łam ło­kieć na bla­cie, pod­par­łam dło­nią twarz i bacz­nie się mu przy­glą­da­łam, kiedy mnie po­uczał. Skoń­czył prze­mowę i zmru­żył oczy, pa­trząc na mnie.

– Słu­chasz mnie?

Ro­ze­śmia­łam się i wsta­łam ze stołka.

– Dzięki za kawę, ale mu­szę wra­cać do domu. – Chwy­ci­łam to­rebkę i ru­szy­łam do wyj­ścia. – Mi­łego dnia, pa­nie Black, i na­stęp­nym ra­zem niech pan tyle nie pije.

Sły­sza­łam jego kroki za mną.

– Mo­gła­byś mi po­wie­dzieć, jak ci na imię?

Drzwi windy otwo­rzyły się, we­szłam do środka i od­wró­ci­łam się do niego twa­rzą.

– El­lery Lane! – krzyk­nę­łam, kiedy drzwi za­częły się za­my­kać.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: