Na ziemi Izraela - ebook
Na ziemi Izraela - ebook
Nowe wydanie w przekładzie z języka hebrajskiego
Ze wstępem Pawła Smoleńskiego
Pustynne światło pada na kamienne domy. Pomiędzy nimi unosi się kurz i woń kiszonej kapusty. Słychać cienkie głosy dzieci śpiewających w jidysz. Ortodoksyjna Żydówka pakuje do wózka butelkę z oliwą i ryby owiniętą w gazetę. Wielu z tych, którzy kiedyś tu żyli, umarło. Tylko Hitler i Mesjasz są żywi, widać ich na murach i słychać między słowami niemal w każdej odpowiedzi na pytanie pisarza: „Czy i kiedy nastanie tu pokój?”.
Amos Oz z notatnikiem w ręku przemierza Jerozolimę i Zachodni Brzeg, by zadawać pytania o skomplikowaną tożsamość Izraela. Rozmawia z robotnikami, żołnierzami, nauczycielami, dziennikarzami, imigrantami i wizjonerami, a wśród nich odnajduje zarówno religijnych fundamentalistów, jak i piewców świeckości. Wsłuchuje się uważnie w głosy o bolesnej przeszłości i niepokojącej teraźniejszości, by stworzyć ponadczasową opowieść o niepewnym jutrze.
Pisząc o kraju pełnym światopoglądowych, etnicznych i ekonomicznych kontrastów, tworzy uniwersalną opowieść o winie i karze, odkupieniu i przebaczeniu, w końcu – o tak żywym dziś starciu wartości i interesów.
„Gniew i bunt. Na początku lat osiemdziesiątych Amos Oz pokazał Izraelczykom nieopisane oblicze ich kraju. Wielki pisarz w roli mistrza reportażu.” Włodek Goldkorn
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8191-612-7 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Paweł Smoleński _Syrop z piołunu. Wygnani w akcji „Wisła”_ (wyd. 2)
Bartek Sabela _Wszystkie ziarna piasku_ (wyd. 2 zmienione)
Anna Bikont _Cena. W poszukiwaniu żydowskich dzieci po wojnie_
Magdalena Kicińska _Pani Stefa_ (wyd. 2)
Anna Sawińska _Przesłonięty uśmiech. O kobietach w Korei Południowej_
Mariusz Surosz _Ach, te Czeszki!_ (wyd. 2)
Tomáš Forró _Apartament w hotelu Wojna. Reportaż z Donbasu_ (wyd. 2)
Sonia Faleiro _Porządne dziewczyny. Zbrodnia i hańba w Indiach_
Swietłana Aleksijewicz _Wojna nie ma w sobie nic z kobiety_ (wyd. 5)
Ilona Wiśniewska _Białe. Zimna wyspa Spitsbergen_ (wyd. 4)
Adam Robiński _Pałace na wodzie. Tropem polskich bobrów_
Marek Szymaniak _Urobieni. Reportaże o pracy_ (wyd. 2)
Ilona Wiśniewska _Migot. Z krańca Grenlandii_
Ed Vulliamy _Wojna umarła, niech żyje wojna. Bośniackie rozrachunki_ (wyd. 3)
Wojciech Górecki _Abchazja_ (wyd. 3)
Katarzyna Surmiak-Domańska _Mokradełko_ (wyd. 2)
Piotr Bernardyn _Hongkong. Powiedz, że kochasz Chiny_
Tomasz Grzywaczewski _Granice marzeń. O państwach nieuznawanych_ (wyd. 2)
Aneta Prymaka-Oniszk _Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy_ (wyd. 3)
Wade Davis _Wąż i tęcza. Voodoo, zombie i tajne stowarzyszenia na Haiti_
Igor T. Miecik _14:57 do Czyty. Reportaże z Rosji_ (wyd. 2)
Jacek Hugo-Bader _W rajskiej dolinie wśród zielska_ (wyd. 4)
Aleksander Gurgul _Podhale. Wszystko na sprzedaż_
Anna Malinowska _Od Katowic idzie słońce_
Norman Lewis _Neapol ’44. Pamiętnik oficera wywiadu z okupowanych Włoch_ (wyd. 2)
Stig Dagerman _Niemiecka jesień. Reportaż z podróży po Niemczech_ (wyd. 2)
Jakub Szymczak _Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym_
Mariusz Szczygieł _Gottland_ (wyd. 5)
Jacek Hugo-Bader _Dzienniki kołymskie_ (wyd. 3)
Marjorie Wallace _Milczące bliźniaczki_
Norman Lewis _Głosy starego morza. W poszukiwaniu utraconej Hiszpanii_ (wyd. 2)
Ed Vulliamy _Ameksyka. Wojna wzdłuż granicy_ (wyd. 2)
Karolina Domagalska _Nie przeproszę, że urodziłam. Historie rodzin z _in vitro (wyd. 2)
Jerzy Haszczyński _Rzeźnia numer jeden i inne reportaże z Niemiec_
W serii ukażą się m.in.:
Iza Klementowska _Samotność Portugalczyka_ (wyd. 3)
_Aneta Pawłowska-Krać_ _Głośnik w głowie. O leczeniu psychiatrycznym w Polsce_ (wyd. 2) __PROROK
Dam głowę, że jeśli pójdziecie na spacer ulicą Rabina Meira w jerozolimskiej dzielnicy Geula, natkniecie się na żeliwne pokrywy studzienek kanalizacyjnych z napisem „City of Westminster”, pamiątkę po czasach, gdy Palestyna podlegała władzy Brytyjczyków. Nie wiem, czy wciąż działa tam sklepik wymieniony przez Amosa Oza w pierwszych zdaniach tej książki, lecz jestem pewien, że ujrzycie mężczyzn w chałatach, białych pończochach i czarnych kipach, kobiety z zakrytymi włosami, w obszernych beretach i długich spódnicach, dzieciaki ubrane jak na dziewiętnastowiecznych rycinach portretujących codzienność wschodnioeuropejskich sztetli. To wnuki i prawnuki tych, których oglądał Oz. Lisie czapy i kuchenne zapachy będą dokładnie takie same, właściwe aszkenazyjskiej kuchni, która zupełnie nie sprawdza się w tych temperaturach. Plakaty na ścianach będą się różnić tylko datą druku. Do tego taki sam ruch, kurz, wyładowane torby z zakupami na szabat. Targ Machane Jehuda jest stąd raptem o rzut beretem.
Zresztą najpewniej zobaczycie jeszcze bardziej, dzisiejsza Jerozolima jest bowiem – powiadają świeccy Izraelczycy – o wiele bardziej chałaciarska niż dekady temu. Inne są tylko samochody, no i mnogość telefonów komórkowych, lecz prowadzone przez nie rozmowy zahaczają zapewne o sprawy dyskutowane czterdzieści lat temu, gdy Amos Oz rozpoczął podróż po Ziemi Izraela. Po wielekroć książka _Na ziemi Izraela_ służyła mi za przewodnik, bo zapisano w niej również niezmienne, codzienne trwanie.
Tyle że przecież Izrael ’82 to zupełnie inny Izrael niż ten z trzeciej dekady XXI wieku. Nikt wówczas nie miał pojęcia, co ofiaruje przyszłość. Ofiarowała, na przykład, dwie wojny libańskie, którym sprzeciwiał się Amos Oz; pierwsza z nich stała się niezwyczajną traumą dla generacji urodzonej u schyłku lat pięćdziesiątych (wojna sześciodniowa była triumfem i stała się przyczynkiem poczucia izraelskiej mocy, wojna Jom Kipur zaś – szokiem dla wszystkich Izraelczyków). I dwie intifady, powstania palestyńskie. Wcześniejsza z nich okazała się drogą do rozmów pokojowych, druga – festiwalem samobójczych zamachów i kresem nadziei. Osiedla na Zachodnim Brzegu stanowiły w 1982 roku niewielkie eksklawy, a nie kilkudziesięciotysięczne miasta, takie jak Beitar Ilit, Modiin Ilit czy Ariel (z własnym uniwersytetem). Nie podpisano jeszcze porozumień w Oslo i nikt nie przewidywał, że Icchak Rabin, generał, premier i architekt pokoju z Palestyńczykami, zostanie zamordowany przez izraelskiego fanatyka. Ówczesne rządy narodowej prawicy wydawały się jedynie urlopową przerwą od rozpoczętego w dzień narodzin państwa – w 1948 roku – władztwa lewicowych syjonistów. Dzisiaj to normalka trwająca już kilkanaście lat. W Tel Awiwie nie stały drapacze chmur, Izrael zaś nie miał najsilniejszego _high-tech_ na świecie (jeżeli przesadzam, to nie celowo; prawdę mówiąc – nie przesadzam wcale) i nie był nazywany krajem start-upów.
Wszystkie te zmiany nie sprawiły jednak, że _Na ziemi Izraela_ to reportaże z myszką, relacja z odległej, minionej epoki.
------------------------------------------------------------------------
*
Wielkość pisarza poznaje się również po tym, że tworzy on opowieści ponadczasowe. W przypadku Amosa Oza splatają się one z jego biografią. Był zatem Amos jerozolimczykiem z urodzenia (1939 rok). Jego ojciec, Arie Klausner, bibliotekarz i prawicowy syjonista, i matka, Fania Mussman, kobieta wrażliwa i depresyjna, która popełniła samobójstwo – pochodzili odpowiednio z Wilna i z Równego, więc fakt, że ich syn nie mówił po polsku, to wyłącznie niedorzeczny przypadek. Mówił za to i pisał po hebrajsku tak niezwykle, iż wielu Izraelczyków uważało, że robi to zdecydowanie zbyt dobrze, pięknem języka wynosi się ponad ogół, a na dodatek tworzy nowe słowa współczesnej hebrajszczyzny wchodzące do potocznego języka ulicy. Tylko geniusz mógł wymyślić frazę „znosorożczyć się” (od tytułu dramatu Eugène’a Ionesco _Nosorożec_), oznaczającą, że ktoś, najczęściej polityk, bałwani się koncertowo.
Amos dorastał w kibucu Chulda. Był tam, między innymi, traktorzystą. W wojnie sześciodniowej walczył na Synaju jako czołgista, a w Jom Kipur na Wzgórzach Golan. Był jednym z pierwszych, bo chwilę po triumfie w 1967 roku, piszących o potrzebie rozsądnego pokoju z Palestyńczykami, za który Izrael powinien zapłacić okupowanym Zachodnim Brzegiem. Współzakładał organizację Pokój Teraz. Stał się ikoną Izraela, głosem sumienia żydowskiego państwa, choć prawica przypinała mu etykietkę zdrajcy (wielokrotnie mówił mi, że nosi ją jak najważniejszy order, skoro dla oszczerców zdrada równa się sprawiedliwemu pokojowi). Ale też radykalni nacjonalistyczni osadnicy żydowscy z Zachodniego Brzegu chylili przed nim czoła, gdyż jako kibucnik, a zatem człowiek o zdecydowanie odmiennych poglądach, mimo wszystko był izraelskim pionierem.
Niektórzy, analizując pisarstwo Oza, nazywali go prorokiem. Nie przywiązywał się do tego określenia, raczej dodawał, że prorocy w Ziemi Świętej są potrzebni jako nieodzowny element rytuału kamieniowania. Za to z całą pewnością był jedynym izraelskim pisarzem, który kopnął w tyłek izraelskiego premiera. Stało się to wprawdzie w dzieciństwie; Arie Klausner przyjaźnił się z ojcem premiera Binjamina Netanjahu, więc podczas pewnego spotkania obu rodzin mały Amosek wymierzył kopniaka małemu Bibiemu, gdy ten, szczypiąc po łydkach i wiążąc pod stołem sznurówki u butów starszych chłopców, przeszkadzał im w zabawie.
Sam Amos Oz pisze w jednym ze wstępów do kolejnych edycji książki, że przesadził z tytułem. Jako że Ziemia Izraela różnie się różnym kojarzy. Może nią być – znajdzie się garść myślących w ten sposób szaleńców – kawał bliskowschodniej pustyni od Rzeki (czyli Nilu) do Rzeki (Eufratu). Albo Izrael w granicach sprzed wojny sześciodniowej, albo z dodatkiem okupowanego Zachodniego Brzegu. Tymczasem Oz ograniczył swoją podróż do Jerozolimy, żydowskiej i arabskiej, przejechał przez wzgórza otaczające Święte Miasto od południa, wschodu i północy. Nic więcej. Oznacza to, że nie rozmawiał z druzami z Golanu, z Beduinami z Negewu i nie dokładał – jak otwarcie przyznaje – nadmiernej staranności w portretowaniu Arabów, współobywateli Izraela.
Oznacza to, że jego książka jest zaledwie wycinkiem rzeczywistości. Autor lojalnie o tym informuje: „Nie uważam ich za »reprezentatywny obraz« czy »typowy przekrój« Izraela tych czasów. Nie wierzę w reprezentatywne obrazy ani typowe przekroje. Każde miejsce jest światem samym w sobie, podobnie jak całym światem jest każdy człowiek. Ja dotarłem do niewielu miejsc i nielicznych osób i mogłem zobaczyć i usłyszeć tylko niewielką część całości”.
Ale też, wbrew przestrogom Oza, można spojrzeć na jego reportaże jak na kroplę morskiej wody, w której, przy odrobinie wyobraźni, namysłu i refleksji, widać cały ocean.
Podczas kilku spotkań, które odbyliśmy, zawodowych i prywatnych, Oz zawsze wydawał mi się nazbyt skromny. Może powodował to dobrotliwy uśmiech i wzrost z tych średnio-niskich zestawione z książkami, które śmiało można określić mianem dzieł wielkich. A może niezwykła cierpliwość w wysłuchiwaniu rozmówcy? Gdy rozmawialiśmy o podróży z 1982 roku – po niewielkiej części Ziemi Izraela – zastrzegał, że rzecz odbyła się przed laty, więc upływ czasu i skromna liczba przejechanych kilometrów każą mu się mitygować w ocenach.
A jednak uchwycił w książce rzecz najważniejszą: stan emocji, kondycję mentalną, sposób widzenia świata, rozumienia przeszłości, aż po czasy biblijne, teraźniejszości i przyszłości, które dostrzegał u swoich rozmówców. Właśnie to sprawia, że _Na ziemi Izraela_ to nie tylko zapis tego, co było, ale też wyprawa w kolejne dekady. Jest przestrogą, ostrzeżeniem przed tym, co teraz i co – być może – w przyszłości. Wyszło znakomicie. Reportaże Amosa, choć są już w wieku dojrzałym, wcale nie pachną naftaliną.
W 2019 roku, akurat w święto Jom Kipur nakazujące Żydom rachunek sumienia, skruchę i prośbę o wybaczenie skierowaną do tych, których się skrzywdziło, gazeta „Jedijot Acharonot” wypuściła pokaźny dodatek z tekstami najlepszych izraelskich dziennikarzy i pisarzy, który ruszyli w Ziemię Izraela „tropem Oza”. Assaf Gavron, fan piłki nożnej i znakomity specjalista od żydowskich osiedli na Zachodnim Brzegu, pojechał do Ofry, miasteczka pod Jerozolimą, gdzie Amos był w trakcie zbierania materiałów do książki dwukrotnie, więc powstały dwa reportaże, oba zatytułowane _Debata o życiu i śmierci_.
Trudno o bardziej poważny tytuł i bardziej serio rozmowy. Jest w nich spór liberała z zaściankiem, człowieka spoglądającego w przyszłość z kustoszami mitów i przeszłości. Amos rozmawia z liderami ruchu osadniczego i ani myśli szczędzić im krytyki. Oni odpowiadają, że nic nie rozumie.
Kiedy zatem Gavron, już po śmierci Oza, zjechał do Ofry, usłyszał od najtwardszych z twardych, którzy kilkadziesiąt lat wcześniej gadali z Amosem do świtu, że w historii osiedla nigdy nie było ważniejszych dni. Furda przymusowa, nakazana przez Sąd Najwyższy Izraela, dwukrotna ewakuacja nielegalnych baraków ze wzgórza nad Ofrą, bijatyki z policją i z wojskiem! Był u nich Amos Oz, pionier, żołnierz i wielki pisarz, więc czapki z głów. Że Oz w poglądach błądził – notował Gavron opinie osadników – żadna w tym świeżość, bo nie miał racji, ich zdaniem, już przed dekadami. Ale przyjechał: dzielny, uczciwy człowiek, fantastyczny pisarz i fałszywy prorok.
Rozmowa Gavrona z osadnikami z Ofry, która odbyła się w 2019 roku, brzmiała kropka w kropkę jak rozmowy Oza w roku 1982. Te same argumenty, uprzedzenia, przesądy. Dla mnie to znak, że o Izraelu nikt nie napisał bardziej współczesnej książki.
Pewnego dnia w portowym mieście Aszdodzie Amos Oz spotkał starego Żyda z Rumunii. Wywiązała się rozmowa, która byłaby niemożliwa, gdyby nie to, że takie rozmowy zdarzały się w Izraelu. Zrelacjonował ją w tej książce.
Stary Żyd opowiadał: „Mówię panu, tak to jest w Ziemi Izraela. Żyd ma żydowskie serce. Między obcymi staje się taki jak oni. Powiedzieć panu jedną rzecz, w którą wierzę? Proszę posłuchać: wszyscy są dobrzy. Begin jest dobry. Peres jest dobry. Rabin jest dobry. Nasz szanowny prezydent na pewno jest dobry, tak samo Dawid Lewi. Josi Sarid był wcześniej pilotem wojskowym. Wszyscy są bohaterami. Ze wszystkich grup. Każdy chce dobra. Wszyscy oddali swoje życie naszemu państwu. Musimy ich szanować! Ta kłótnia, która jest teraz, to nic takiego, zdarza się w najlepszych rodzinach. Pokłócą się? To się pogodzą. Ja mówię wszystkim: widziałem na własne oczy, co jest u gojów, a co jest u nas. Państwo Izraela to bardzo piękna rzecz! Nawet wielu gojów bije nam brawo! Wie pan, jakie mam marzenie? Powiem panu. Pan może jest jeszcze młody, ale i tak powiem. Mam marzenie, żeby jeszcze zanim przyjdzie mój czas, pozwolono mi raz jeden powiedzieć coś przez dwie minuty w telewizji, w piątek wieczorem, kiedy wszyscy słuchają. Powiem wtedy młodym ludziom: codziennie wieczorem i rano wszyscy powinni dziękować Bogu za wszystko, co mamy w kraju. Za wojsko, za ministrów w Knesecie, za El Al, nawet za podatki, drogi, kibuce, fabryki. Za wszystko! A co, zapomnieli już, jak było na początku? Niczego nie było! Same piaski i wrogowie! Teraz, dzięki Bogu, mamy państwo. Wszyscy mają co jeść, w co się ubrać, mamy edukację, chociaż jeszcze nie dość. Jest nawet wiele luksusów! Co mieliśmy na wygnaniu? _A fejg!_ Wielka chwała dla narodu żydowskiego za to, czego dokonano w Izraelu tak prędko! Przy tych wszystkich kłopotach! Niech tylko przyjadą Żydzi, którzy mieszkają w Ameryce, we Francji, w Rosji, nawet u Chomeiniego, niech wszyscy przyjadą szybko, niech cały Naród Izraela zamieszka w domu! O tym chcę powiedzieć w telewizji. Jako człowiek z ulicy. W Rumunii pracowałem w drewnie. W Aszdodzie też. Teraz jestem emeryt. Pewnego razu niedaleko Afuli widziałem błogosławionej pamięci Goldę Meir. To było przed jej śmiercią. Spotkał mnie bardzo wielki zaszczyt, że mogłem rozmawiać z panią Goldą Meir. Powiedziałem jej tak: pani premier, w Rumunii było dużo krytyki i w ogóle nie było wolno nic mówić. Był strach. W Izraelu mamy swobodę mówienia wszystkiego i nie ma strachu, ale co? Tu nie mam czego krytykować. Nic. Same pochwały… Mogę tylko dziękować Bogu”.
Amos Oz należał do wielkich, niezmiennie uczciwych krytyków Izraela. Robił to, po prostu, z miłości. Miał świadomość, na której zbywa wielu patriotom na pokaz – że jeśli w ukochanym kraju dzieje się nie najlepiej, jeżeli ojczyzna ma pryszcz na nosie, nie oznacza to wcale, że trzeba zamknąć oczy i nie widzieć pryszcza na twarzy ojczyzny. Trzeba za to zastosować kurację, żeby pryszcz znikł. To również zadanie pisarstwa najwyższych lotów, które w _Na ziemi Izraela_ Amos Oz wypełnił wybornie.
Paweł SmoleńskiPRZEDMOWA DO WYDANIA Z 1983 ROKU
Podróż, która zapoczątkowała te reportaże, odbyła się w październiku i listopadzie 1982 roku. Żadnej z przytoczonych w nich rozmów nie nagrywałem dyktafonem. Żadnej także nie mogłem przytoczyć w całości – ze względu na ich długość. Zazwyczaj notowałem je na bieżąco, natomiast w dwóch czy trzech sytuacjach zapisałem od razu po zakończeniu. Wszyscy moi rozmówcy to żywi, istniejący ludzie, zarówno ci wspomniani z imienia, jak i ci, których imion nie wymieniam.
Nie uważam ich za „reprezentatywny obraz” czy „typowy przekrój” Izraela tych czasów. Nie wierzę w reprezentatywne obrazy ani typowe przekroje. Każde miejsce jest światem samym w sobie, podobnie jak całym światem jest każdy człowiek. Ja dotarłem do niewielu miejsc i nielicznych osób i mogłem zobaczyć i usłyszeć tylko niewielką część całości.
Chulda, 1.03.1983PRZEDMOWA DO WYDANIA Z 1993 ROKU
Minęło jedenaście lat od podróży, po której powstała ta książka. Nie miałem wówczas zamiaru kreślić mapy Izraela pod względem ideologii czy poglądów, obecnie zaś widzę coraz jaśniej, że żaden zapis rozmów i wrażeń nie może reprezentować ducha czasu ani atmosfery w kraju. Była to zresztą raczej wyprawa w poszukiwaniu ekstremów, nie środka.
Żadna z zamieszczonych tu rozmów nie odbyła się w Tel Awiwie i jego okolicach, na Negewie czy w Galilei. Do rejonu nadmorskiego, w którym mieszka trzech z czterech Izraelczyków, dotarłem dopiero w ostatnim reportażu. Do arabskich obywateli Izraela nie dotarłem niemal wcale. Okazuje się, że opisana podróż to prawie wyłącznie wyprawa do Jerozolimy i gór otaczających ją od południa, wschodu i zachodu oraz do ludzi o bardzo zdecydowanych poglądach, wyrażających się za pomocą wykrzykników, a także do miejsc, gdzie mężczyźni nie dają kobietom zbyt wielu okazji do zabrania głosu.
Co zmieniło się od tamtej pory? Nie potrafię odpowiedzieć jakimkolwiek uogólnieniem. Nie potrafię także powiedzieć, co zmieniło się u moich rozmówców w ciągu tych jedenastu lat, bo jedynie z nielicznymi utrzymałem kontakt.
Ludzie wypowiadający się wykrzyknikami wciąż wypełniają nasz kraj, a zwłaszcza jego górskie rejony, swoimi donośnymi głosami, niekiedy także niebezpiecznymi czynami. Pewne pytania, które pozostawały otwarte wtedy, pozostają otwarte nadal. Może nawet trochę bardziej otwarte.
Autor tych słów wciąż ma poglądy, które wyraził w _Debacie o życiu i śmierci_, w osadzie Ofra, i nadal żywi te same nadzieje – zapisane na dwóch ostatnich stronach tej książki. Nadzieje, które teraz wydają się, być może, odrobinę bliższe.
Arad, czerwiec 1993DZIĘKI BOGU – CODZIENNE
Na osiedlu Geula, na ulicy Rabina Meira, na stalowej pokrywie studzienki kanalizacyjnej widać wygrawerowany napis po angielsku: „City of Westminster”. To pamiątka z czasów Mandatu Brytyjskiego. Wciąż działa sklepik spożywczy, obecny tutaj także jakieś czterdzieści lat temu. Siedzi w nim inny sklepikarz, który studiuje Misznę.
Jerozolima po świętach: na podwórkach domów na osiedlach Geula, Achwa, Kerem Awraham i Mekor Baruch wciąż spotyka się resztki szałasów na Sukot. Gałęzie zdążyły zwiędnąć i poszarzeć. Powietrze lekko się ochłodziło. Między balkonami rozciągają się w poprzek uliczek sznury z praniem, pościelą i fragmentami garderoby; poranne kwiaty zakwitające niezmiennie na osiedlu mojego dzieciństwa. Ulica Malkej Israel, nosząca dawniej nazwę Geula, jest pełna pobożnych Żydów w czarnych kapotach, bród, okularów, rozmów w jidysz, zgiełku i wielkiego pośpiechu, ciężkich zapachów aszkenazyjskich potraw. Młoda, bardzo ładna ortodoksyjna kobieta popycha wózek dla bliźniąt wyładowany plastikowymi koszykami na zakupy: chleb, warzywa, konserwy, ryby owinięte w gazetę, rozmaite paczki w foliowych torebkach, butelki z oliwą, winem i napojami. Włosy ma zakryte chustą, na palcach połyskują liczne pierścionki. Przystaje, by zamienić kilka słów z sąsiadką na jednym z podwórek.
– _Er iz a miszigener. He come back from Brussel mit di gance miszpacha_. Biedna Ester.
Połączenie akcentu z Brooklynu z rysami twarzy z Łodzi lub Krakowa.
Kobieta za płotem odpowiada po angielsku.
– _It is a shame_.
Nowi ludzie, ale uliczki i podwórka prawie niezmienione. Za mojego dzieciństwa, nie licząc pobożnych Żydów, mieszkali tu wschodnioeuropejscy inteligenci i wykształceni uchodźcy z Niemiec i Austrii. Byli wśród nich rzemieślnicy, uczeni, działacze związków zawodowych, aktywiści partii Mizrachi i zaprzysięgli rewizjoniści, urzędnicy brytyjskich władz i pracownicy Agencji Żydowskiej, młodzi mężczyźni należący do Hagany i Ecel, wychowankowie Betaru, Zjednoczonego Ruchu i Bnej Akiwa, uznani naukowcy, wynędzniali dziwacy, płonący prorockim żarem obłąkani, naprawiacze świata piszący i dedykujący sobie nawzajem pełne oburzenia broszury traktujące o okrucieństwach syjonizmu, pochodzeniu Arabów w Ziemi Izraela od starożytnych Hebrajczyków lub zaletach diety bezmięsnej. Niemal każdy był swego rodzaju Mesjaszem gotowym z przyjemnością ukrzyżować oponenta i pozwolić ukrzyżować się za swoje poglądy.
Wszyscy ci ludzie już nie żyją. Albo może zmienili zapatrywania lub przeprowadzili się w bardziej umiarkowane okolice. Pozostawili tętniące życiem żydowskie miasteczko. Dawno umarły rośliny w skrzynkach uprawiane z pionierskim zapałem. Ogródki i gołębniki stoją zaniedbane. Na podwórkach wznoszą się szopy z blachy lub dykty, leżą sterty gratów. Studenci jesziw, chasydzi, drobni handlarze przenieśli się tutaj z osiedli Mea Szearim i Sanhedrija albo przyjechali z Toronto, Nowego Jorku i Belgii. Rodziny są duże. Większość dzieci, także te najmłodsze, nosi okulary. Na ulicach słychać jidysz. Niegdyś był tu syjonizm, lecz został wyparty. Gdyby nie kamienie, drzewa oliwne i sosny, gdyby nie jerozolimskie światło, można by odnieść wrażenie, że znajdujemy się w żydowskiej mieścinie w Europie Wschodniej – przed wszystkim, co się wydarzyło. Wprawdzie to Europa z lekkim powiewem kultury amerykańskiej; daje się także wyczuć odległe echa sąsiedniego Izraela. Przy zakładzie fotograficznym oferującym usługi „dla społeczności ortodoksyjnej” wisi tablica ogłoszeń.
„Zapraszamy na wieczór pieśni Mordechaja Ben Dawida Werdygera z udziałem zespołu jesziwy Ha-Tfucot, który odbędzie się w centrum konferencyjnym Binianej ha-Uma. Bilety do nabycia w księgarni Book-Stop. Specjalne zniżki dla grup. Dochód zostanie przeznaczony na edukację religijną w Jerozolimie”. Na ogłoszeniu ktoś nasmarował smolistą czarną farbą: „Bezbożnicy”, i dla zaakcentowania swojego stanowiska dorysował grubą swastykę. Wyjaśnienie można znaleźć w innym ogłoszeniu wiszącym opodal: rabin Izrael Jakow Krawski apeluje gorąco, żeby „nie przyzwalać na tego rodzaju przejawy zepsucia, gdyż rozpowszechniony od niedawna zwyczaj urządzania koncertów może prowadzić pod przykrywką świętości i pobożności do złamania zasad Tory i – nie daj Boże – naruszenia reguł skromności, nawet jeśli organizatorzy zapewniają, że koncerty odbywają się z poszanowaniem wszelkich wymogów, należy bowiem pamiętać, iż śpiew jest zakazany po tym, jak Świątynia została zburzona za nasze liczne grzechy, a szczególnie śpiew w zgromadzeniu przy akompaniamencie instrumentów, z wyjątkiem radosnych okazji, na które zezwala nasza religia, nie podczas błazeńskich zabaw będących niby śmiertelny narkotyk dla duszy pobożnych. Strzeżcie się”.
W hebrajszczyźnie sprzed czasów Ben Jehudy ścierają się tutaj starodawne antagonizmy, skomplikowane kontrowersje w kwestiach religijnych splecione – od niepamiętnych czasów – z pełną emocji rywalizacją o autorytet, godność i pierwszeństwo: mitnagedzi przeciwko chasydom, jeden dwór chasydzki przeciwko drugiemu, sekta przeciwko sekcie, grzmiące słowa oburzenia czy pełna antagonizmów złośliwość pod płaszczykiem uczoności, biegłości w Piśmie i bojaźni Bożej. Nic się nie zmieniło. Mendele, Berdyczewski, Bialik, Brenner i inni pragnęli rozsadzić ten świat – wokół siebie i we własnych duszach. W pełnych goryczy i niechęci wybuchach opisywali go jako stęchłe bagno, śmietnisko martwych słów, zgasłego ducha i tym podobne, jednocześnie potępiając i uwieczniając. My nie mamy prawa odczuwać wstrętu, bo później ten sposób życia został skazany na śmierć, zduszony i spalony przez Hitlera. Nie możemy także pozwolić sobie na skryte zdziwienie intensywnymi siłami życiowymi tej żydowskiej społeczności, które rosną i pęcznieją, zagrażając naszej duchowej egzystencji, podgryzają korzenie naszego świata i w istocie zamierzają go w końcu opanować.
W oknie na parterze stary człowiek kiwa się nad otwartą księgą. Jesienne jerozolimskie światło nie przenika do wnętrza i pokój jest pogrążony w mroku. Studiujący unosi głowę i patrzy na ciebie, lecz nie widzi cię lub nie chce widzieć. Starsza kobieta nalewa mu do szklanki herbatę z osmalonego imbryka i znika w mroku. Nie możesz ich nienawidzić, lecz nie możesz ich nie nienawidzić.
Wiersz Bialika _Mój powrót_ rozpoczyna się następująco:
Znów przede mną: zwiędły starzec
Twarz pożółkła jak pergamin…
Cień bladawy nad lichtarzem
Smutno ślęczy nad księgami…
A dalej:
I jak ongiś tam, gdzieś w mroku
Nici drżą pajęczych tkanin –
Larwy much nadęte wloką
Pod sufitem – nad oknami…
Ejże bracia! Stare graty!
Dzieje stare – głupio, głucho!
Otom wrócił z krain świata –
Gnijmy razem w tym zaduchu!
(Wszystko, naturalnie, w wymowie aszkenazyjskiej).
Odchodzę stamtąd, czując lekką klaustrofobię. Tutaj, w północno-zachodniej Jerozolimie, niemal nic się nie zmieniło. Wszystko, co było wcześniej: haskala, asymilacja, powrót do Syjonu, rzeź europejskich Żydów i założenie państwa, jak gdyby zniknęło bez śladu, porośnięte bujną, tropikalną żydowską roślinnością, która wyrosła tu i przykryła to miejsce niby bezkresna puszcza. Tylko uważne spojrzenie pozwala dostrzec drobne ślady teraźniejszości. Niziutki Arab zamiata chodnik. Na szyldach reklamowych przy kiosku widnieją marki Schweppes i Kinley. Krępy żołnierz w brudnym wojskowym kombinezonie przenosi skrzynki z ciężarówki do wnętrza sklepiku z warzywami. Poza tymi rzeczami, i poza kamieniem i światłem, nie ma nic nowego.
Na ulicy Tachkemoni przepisuję do notesu słowa ze starych szyldów wiszących na zardzewiałych kratach balkonów i przy wejściach na podwórza.
„Ohel Sara, jesziwa dla najlepszych, ufundowana ku pamięci żony Eliahu Stara”, „Wielki Bejt Midrasz założony przez potomków cadyka z Żydaczowa” oraz „Fundusz Dobroczynny Atarat Cwi”. Ostatni szyld wywołuje uśmiech: „Jesziwa Początki Mądrości – w stołówce”.
_Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży._WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.
czarne.com.pl
Wydawnictwo Czarne
@wydawnictwoczarne
Sekretariat i dział sprzedaży:
ul. Węgierska 25A, 38-300 Gorlice
tel. +48 18 353 58 93
Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa
Dział promocji:
al. Jana Pawła II 45A lok. 56
01-008 Warszawa
Opracowanie publikacji: d2d.pl
ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków
tel. +48 12 432 08 52, e-mail: [email protected]
Wołowiec 2022
Wydanie I