Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nadać sens temu światu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 września 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
42,99

Nadać sens temu światu - ebook

„Są ludzie, jakże nieliczni, wokół których – ma się wrażenie – jest tylko światło. Do takich postaci zaliczał się Henryk Wujec.” – Henryk Woźniakowski

Przez jedenaście lat Henryk Wujec pisał felietony do biłgorajskiego kwartalnika „Tanew”. Niedługo przed śmiercią zaczął układać je w książkę. Zebrane w jeden tom tworzą spójną opowieść o wartości kultury wiejskiej, naturalnej religijności, osobistych poszukiwaniach, ukochanej fizyce, o Biłgoraju jako kraju lat dziecinnych – jego „dolinie Issy”. Widać w nich człowieka, który kochał świat, ludzi, życie.

Redakcyjną pracę Wujca przerwały choroba i śmierć. Książkę dokończyli żona Ludka i przyjaciele, dodając do niej pełne prostoty i czułości wobec Stworzenia wiersze autora, jego liczne fotografie i poświęcone mu wspomnienia. Odtworzyli w ten sposób świat Henryka Wujca: jego wartości, emocje, obrazy przechowywane w pamięci, a nawet kolory ukochanego biłgorajskiego krajobrazu. Pokazali źródła, z których legenda opozycji, działacz KOR-u i Solidarności, polityk pozostający społecznikiem, czerpał siłę i blask.

„Reaguj na ludzką krzywdę. Nie odwracaj oczu, nie możesz być bierna. Nie uchylaj się od działania,

bo nigdy nie wiesz, czy to, co właśnie robisz, nie poruszy lawiny zmian. Bój się i rób. Nie chowaj

urazy. Spłacaj moralne zobowiązania. Słuchaj uważnie tych, z którymi się nie zgadzasz. Do końca

pytaj siebie: „kim jestem?”. Znajdź człowieka, którego pokochasz. Kochanie daje siłę. Walcz ze swoimi słabościami. Sam protest wobec niesprawiedliwości nie wystarczy – buduj sprawiedliwość. Pamiętaj, masz tylko jedno życie. Nie zapomnij o wdzięczności. Oto lekcje, które dostałam od Henia. Towarzyszą mi każdego dnia.” – Justyna Dąbrowska

„Odwaga wielka, ale ukrywana. Mądrość, ale bez ochoty pouczania. Patriotyzm, który tylko w czynach się objawia. Chłopski upór i nieufność – ale traktowanie przeciwnika rycerskie. Poświęcenie, ale nie dla Sprawy, tylko dla bliźniego, bo go poniżają. Zdrowy rozsądek – licz siły na zamiary – ale Bóg w sercu i wiara, że ludzie mogą wspólnie odmienić swój los. Nie na lewy albo prawy, bo nie do końca wiadomo, co to znaczy. Na lepsze życie. Godniejsze. I to wszystko pod jednym adresem. Niemożliwe, woła Polak. Gdzie to dają? Tutaj właśnie. Ta książeczka, na pozór skromny zbiorek rozproszonych tekstów, to dla mnie kamień milowy w historii polskiej myśli politycznej. Tak się powinno rozmawiać z rodakami, z tymi w Warszawie i tymi w Biłgoraju. Przeczytajcie koniecznie, zanim zaczniecie stawiać Wujcowi pomniki. Żeby nie było nieporozumienia.” – Maciej Zaremba Bielawski

Powyższy opis pochodzi od wydawcy.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-4429-0
Rozmiar pliku: 18 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

JAK POWSTAŁA TA KSIĄŻKA

Ludwika Wujec

Przez jedenaście lat, od 2009 roku, regularnie, co kwartał, pisał Henryk felietony do biłgorajskiego kwartalnika „Tanew”. Pisał je z ogromnym zaangażowaniem, dzielił się ze swoimi krajanami wspomnieniami i przemyśleniami, komentował bieżące wydarzenia.

„Świadectwo każdego z nas wzbogaca naszą ludzką wiedzę. Kompendium naszych wiadomości o wszystkim tworzy summę ludzkiej wiedzy, a przecież innej nie ma. Myślę więc, że zawsze warto dodać do tej wielkiej summy swoją własną cegiełkę, bo przecież nikt inny takiej właśnie cegiełki nie stworzy” – pisał.

Opowiadał więc o swoim dzieciństwie na wsi, o wiejskich obyczajach i o tym, ile zawdzięcza wiejskiemu wychowaniu. Pisał o przyjaźni, miłości, o potrzebie pomocy wzajemnej i o destrukcyjnej sile nienawiści. O ukochanej fizyce, o religii i o najważniejszych wydarzeniach swego życia.

A kiedy doszedł do wniosku, że zebrała się z tych kilkudziesięciu felietonów spójna całość, zaczął przygotowywać ich książkowe wydanie.

Bardzo Mu na nim zależało. Do ostatnich chwil ustalał szczegóły – zakończenie napisał w czerwcu 2020 roku… Nie zdążył.

Po śmierci Henia wspólnie z grupą przyjaciół postanowiłam dokończyć Jego pracę i wydać Jego wymarzoną książkę pod patronatem Funduszu Obywatelskiego im. Henryka Wujca.

Podczas przeglądania papierów znalazłam jeszcze kilka ważnych tekstów, które naszym zdaniem nie tylko pasują do ducha felietonów „Tanwi”, ale też świetnie je uzupełniają. Teksty te oraz wiersze Henryka zdecydowaliśmy się dodać do książki.

Bardzo chcemy, żeby Czytelnicy, zwłaszcza młodzi, dowiedzieli się, jakim człowiekiem był Henio na co dzień, dlaczego był taki ważny dla innych. Żeby pamięć o Nim żyła. I dlatego do książki dołączyliśmy kilka wspomnień osób, które spotkały Go na różnych etapach życia.

W felietonie _O_ _życiu_ _i_ _śmierci_ Henio pisał: „Łączy nas wspólny los wobec tego nieznanego świata. Nie mogę więc myśleć tylko o sobie, nie mogę zostawić innych. Póki to jest w mojej mocy, muszę z innymi razem pokonywać bezsens tego świata, a może zabrzmi to bardziej optymistycznie: razem szukać, a nawet tworzyć sens tego świata”.

Dziękujemy Ci, Heniu, że byłeś.Wstęp. Jesteśmy w drodze

Dlaczego przekazuję ten zbiór felietonów – a może lepiej: ten różnorodny zbiór wypowiedzi – Czytelnikom?

Wydaje mi się, że każdy z nas może opisać niesłychanie ciekawe fragmenty ze swego życia, ze swego doświadczenia, ze swoich obserwacji, ze swoich przemyśleń…

Całe nasze ludzkie doświadczenie z tego się składa. Świadectwo każdego z nas wzbogaca naszą ludzką wiedzę. Kompendium naszych wiadomości o wszystkim tworzy summę ludzkiej wiedzy, a przecież innej nie ma. Myślę więc, że zawsze warto dodać do tej wielkiej summy własną cegiełkę, bo przecież nikt inny takiej właśnie cegiełki nie stworzy.

Czy to się do czegoś przyda? Nie wiem.

Ale jedno wiem na pewno – że jeśli się tego nie zrobi, będzie to już na zawsze stracone. Czy zastanawialiście się, ile już rzeczy, które chcielibyście, aby ktoś utrwalił, opowiedział, zapisał, zostało nieodwołalnie, na zawsze utraconych?

Strat takich, niekiedy niepowetowanych, jest oczywiście wiele, ale czy w takim razie naszym człowieczym obowiązkiem nie jest pozostawienie śladu swego unikalnego doświadczenia?

Moim zdaniem taki obowiązek moralny ciąży na nas, głównie dlatego, że nikomu – największym myślicielom ludzkości, największym twórcom wiar religijnych (zawsze zaczyna się od człowieka) – nie udało się odpowiedzieć na pytanie: kim jest człowiek? Nasze jednostkowe doświadczenie jest więc równie ważne w tych poszukiwaniach.

Kim jestem? To było zawsze i cały czas najważniejsze pytanie, na które szukałem odpowiedzi od dziecka. Ta wiedza: kim jestem, nie została mi dana, nie została objawiona, dochodziłem do niej całe życie. Ta wiedza była coraz ciekawsza i coraz bogatsza. Szczęściem nad odpowiedzią na to pytanie pracowało mnóstwo ludzi, w tym wielu geniuszy.

Wiemy już dość dokładnie, jak powstawał Wszechświat, wiemy, jak powstawała Ziemia i życie na Ziemi, jak niekiedy dramatyczne i zaskakujące były kolejne epoki (eony) w historii życia na Ziemi, wiemy, jak formował się _homo sapiens_, a właściwie to mieszaniec (bastard, jak piszą uczeni) kilku gatunków człowieka. I oto z tych przypadkowych zdarzeń wyłania się coś, czego zrozumieć nie możemy, przecież przy innym zbiegu okoliczności w ogóle by nas nie było albo bylibyśmy zupełnie inni.

Ale jesteśmy! I jesteśmy właśnie tacy!

Uważam, że narzuca to na nas szczególny obowiązek – pójścia tą drogą aż do kresu tajemnicy, tak jak napisał Herbert:

Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu

po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę…

Jesteśmy w drodze. Można powiedzieć, że takie jest nasze przeznaczenie, więc jedno jest pewne – musimy czuć wspólnotę naszego ludzkiego losu, być w tej wspólnocie i w tej drodze solidarni.Mój Biłgoraj

Lato 2009

Prosił mnie Stefan Szmidt o stały felieton w „Tanwi”. Myślałem o tym trochę, o czym pisać? Najlepiej byłoby komentować wydarzenia, współczesne sprawy, którymi wszyscy żyjemy, ale, ale…

Ale przecież Biłgoraj – słowo „Biłgoraj” – porusza tyle myśli, tyle emocji. Niech ktoś z Czytelników powie, że pozostaje obojętny, gdy słyszy gdzieś w świecie: „Biłgoraj”! Nie żartuję, jakoś nigdy nie mogłem się określić inaczej niż jak: „jestem z Biłgoraja”, a dokładniej: „spod Biłgoraja”, ze wsi Podlesie koło Biłgoraja, takie mam wpisane miejsce urodzenia. Czy to jednak na pewno Podlesie? To już inna sprawa, bo gdy byłem mały, wszyscy mówili na naszą wioskę Czostek (pytanie do młodych: co to jest „czostek”?), a podobno przed pierwszą wojną (światową!) wioska zwała się Aleksandrowską Swobodą, gdyż miłościwy car Aleksander (w roku 1864) wyzwolił nas od pańszczyzny; z dumą zawsze podkreślam, że jestem z chłopów pańszczyźnianych.

Ale wróćmy do Biłgoraja.

Z prawdziwą pasją odkrywałem i odkrywam wszystkie wzmianki w literaturze pięknej o Biłgoraju, wymienię je tu w kolejnych felietonach, ale jeśli ktoś zna inne, to bardzo zapraszam, proszę się podzielić. My też chcemy wiedzieć! Chociażby taka: być może etymologie słów „Biłgoraj”, „Goraj” i „Gorajski” są różne (nie znam się na tym, proszę o uwagi), ale czyż nie napawa nas dumą fakt, że książę, komes – pisze Paweł Jasienica w _Polsce Jagiellonów_ – Dymitr Gorajski, podskarbi koronny, który odgrywał główną rolę na dworze ostatniej panującej Piastówny, królowej Jadwigi, wytłumaczył kilkunastoletniej temperamentnej królowej, co toporem chciała sobie wyrąbać drogę do małżeństwa z ukochanym Wilhelmem Habsburskim, że polska racja stanu wymaga małżeństwa z trzykrotnie od niej starszym Jagiełłą. I tak stała się unia polsko-litewska. A potomek Dymitra Adam (kalwin _nota bene_) ufundował nam w 1578 roku Biłgoraj. Jak więc mógłbym po prostu, tak sobie, komentować współczesne wydarzenia, które przecież za chwilę przesłonią kolejne nowości, a nie odnieść się do tego, kiedy po raz pierwszy w moim życiu, w mojej świadomości pojawił się Biłgoraj. Proszę o cierpliwość, do współczesności też dojdziemy, współczesność przecież nie ucieknie, zawsze jest z nami, zawsze zdążymy o niej porozmawiać.

Zatem kiedy ten Biłgoraj pojawił się po raz pierwszy w moim życiu?!

Nie pamiętam, kiedy byłem pierwszy raz w Biłgoraju. Ale pewnie było to wtedy, gdy mama w ciąży (miał się urodzić mój brat) ukrywała się w lasach pod Brodziakami, a tata – ktoś musiał prowadzić gospodarstwo – poszedł z bańkami pełnymi mleka do Biłgoraja, mnie zostawiając u swojego wujka Jana Wojdy. Gdy wrócił, wujka już nie było, nie było również mnie, wszystkich zabrali Niemcy do Majdanka. Była to pacyfikacja wiosek Zamojszczyzny, kolejny zbrodniczy pomysł hitlerowców w pierwszej połowie roku 1943. Podobno najpierw nas trzymali przy kościele w Puszczy Solskiej, potem wywieźli do Zwierzyńca, a stamtąd do Majdanka. Nie pamiętam tej pierwszej swojej podróży do Biłgoraja, miałem dwa lata i sześć miesięcy. Potem, gdy mieszkająca pod Lublinem moja babcia, siostra wujka, cudem, w ostatniej chwili uratowała mnie z Majdanka, tata przyjechał i zabrał mnie znowu na Podlesie. Musiałem więc już drugi raz, może dwa miesiące później, przejeżdżać przez Biłgoraj, ale nic nie pamiętam.

Czy jednak zupełnie nic?

To moje pierwsze najsilniejsze wspomnienie: Jest już rok 1944, dokładnie rok później, pilnuję krów w „Cegielni” (trzyipółroczne roczne dziecko!), w gorące południe biegnę do pobliskiej chaty napić się wody, oglądam się, a za mną pędzi żołnierz, wpadam w paniczny strach, na pewno chce mnie porwać, spazmatycznie krzyczę, biegnę jak oszalały, żołnierz za mną, wpadam na podwórko, chwyta mnie sąsiadka i utula, a żołnierz… nabiera wody ze studni. Te przeżycia sprzed roku, ci żołnierze zabierający nas z domu, eskortujący przez Biłgoraj, pilnujący w Majdanku, zostali w najgłębszych zakamarkach pamięci.

I drugie wspomnienie, może miesiąc, dwa później.

Na naszym podwórku w Podlesiu ruch, kręcą się jacyś żołnierze w zielonych mundurach, jeden z nich okrakiem staje na cembrowinie studni i żurawiem nabiera wodę dla koni, ujada pies, mój ukochany Bukiet. Siedzimy cicho w kuchni, nagle pada strzał, milknie ujadanie psa, wchodzi mama i mówi: „Zabili Bukieta” – to już żołnierze radzieccy.

No więc kiedy zobaczyłem ten Biłgoraj?

Na pewno chodziliśmy w niedzielę do kościoła w Puszczy Solskiej, a Puszcza Solska to wtedy przedmieście Biłgoraja, jeszcze nie Biłgoraj, ale już przedsmak „wielkiego miasta”. Do kościoła chodziliśmy boso. Tam gdzie teraz jest most na Czarnej Ładzie w kierunku Tarnogrodu, przekraczaliśmy bród i po drugiej stronie rzeki zakładaliśmy buciki, ale czy zawsze? W lecie przecież cały czas biegaliśmy na bosaka. W drugiej klasie szkoły podstawowej chodziliśmy już na religię do kościoła, przygotowywaliśmy się do pierwszej komunii. Byliśmy wiejskimi chłopakami, w głowie mieliśmy różne figle, czy takie, jakie podobno przytrafiły się Wałęsie, nie wiem, wspinaliśmy się na przykościelne kasztany, skakaliśmy z muru okalającego kościół (jest do tej pory) na chodnik, koniecznie piętami na beton, bo to ciekawiej, uczyliśmy się spowiedzi tak, że jeden z nas siedział w konfesjonale, a drugi rozpoczynał spowiedź, powtarzając wszystkie formułki – znam je do tej pory.

Kiedy jednak uświadomiłem sobie, że Biłgoraj to coś więcej niż Puszcza Solska? Chyba wtedy, gdy spaliło się Starostwo – teraz jest tam PZU. Który to był rok? Z naszej wioski widać było wielką łunę pożaru, kłębiące się dymy. Dorośli mówili: „To chyba pali się Starostwo”. Wspiąłem się na wysokie drzewo, żeby lepiej widzieć: więc tam jest ten inny świat, Biłgoraj, i tam jest Starostwo!

Może rok później mama zabrała mnie ze szkoły podstawowej w Dereźni, mówiąc: „Tu się nic nie nauczysz”, i zapisała do czwartej klasy szkoły podstawowej w Biłgoraju, tam gdzie teraz jest liceum. Nikogo tam nie znałem, chociaż nie – jednego chłopaka poznałem w czasie nauki religii w Puszczy, mieszkał przy kościele, Edek Niećko. Co za radość, siedzimy razem w jednej ławce, pierwsza przyjaźń. Powoli aklimatyzuję się do warunków miejskich, nie tracąc tożsamości, chyba dość szybko czuję, że ta moja wiejskość to wartość. Gdy wracam, kupuję czasem w sklepie w Puszczy Solskiej chleb, ludziom ze wsi nie wolno kupować w mieście chleba, bo było go za mało, ale dziecku pozwalają.Biłgoraj II

Jesień 2009

Podjąłem się trudnego zadania: ile wątków, skojarzeń pojawia się na dźwięk słowa „Biłgoraj”. Jak je przedstawić, co wybrać? Los mi jednak sprzyja, w tym samym numerze „Tanwi”, w którym pojawił się mój pierwszy felieton, znalazł się także artykuł Piotra Flora _Jak powstała parafia_ o kościele katolickim w Biłgoraju – i to o jakim kościele, głównie o moim w Puszczy Solskiej pod wezwaniem Świętej Marii Magdaleny. Okazało się, że ten kościół, a wcześniej zabudowania klasztoru franciszkanów stoją na „Czostkowej Górce”, którą franciszkanie otrzymali – nie wiem od kogo, ale domyślam się, że od Zamoyskich okrążających stopniowo kalwiński Biłgoraj ze wszystkich stron. Tak więc pierwotna nazwa mojej wioski Czostek nie była przypadkowa, najprawdopodobniej należeliśmy do dóbr zakonu franciszkanów, aż do roku 1864, kiedy to dekretem carskim skasowano klasztor za pomoc powstańcom styczniowym, a nas „pańszczyźnianych” wyzwolono i uwłaszczono. Takie są skomplikowane i paradoksalne dzieje: patriotyczny klasztor ukarano, a chłopów obdarowano ziemią, aby ich skłócić z Kościołem i przekonać do caratu. Czy to się udało? Na dłuższą metę jednak nie, ale to oddzielna historia.

Wróćmy jednak do kościoła w Puszczy Solskiej, pierwszego biłgorajskiego kościoła katolickiego, położonego wówczas poza obrębem Biłgoraja, w którym przez kilkadziesiąt lat istniał najpierw zbór kalwiński (teraz jest w tym miejscu kościół pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny), a biedni mieszkańcy Biłgoraja, katolicy, musieli chodzić aż do Puszczy Solskiej. Zamoyski na przekór Gorajskiemu postawił tam kaplicę, a potem sprowadził zakonników, jego działania wspierały objawienia Świętej Marii Magdaleny. Dzięki temu mamy kościół pod jej wezwaniem, a nad głównym ołtarzem piękny i śmiały obraz Świętej Marii Magdaleny, pokutującej w pieczarze. Maria Magdalena jest na obrazie piękną kobietą z odsłoniętymi, nagimi ramionami i głębokim dekoltem, bo przecież piękno jest darem Boga i nie należy wstydliwie go ukrywać, ale zarazem jest to kobieta pokutująca i naprawiająca błędy swojego życia. Myślę, że to postać bliska parafianom, którzy także mają świadomość licznych swoich grzechów i modlą się o przebaczenie – każdy z nas jest grzeszny i każdy powinien naprawiać błędy swego życia. Maria Magdalena miała szczęście spotkać samego Jezusa, który uratował jej życie przed ukamienowaniem, odzywając się do jej prześladowców w sposób, który powinien zamknąć usta wszystkim nienawistnikom: „Ten z was, który jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem” (J 8, 7). Wtedy nikt w nią nie rzucił: „A oni, usłyszawszy te słowa, poczęli odchodzić jeden za drugim, zaczynając od starszych” (J 8, 9). Niestety nienawistników chcących rozliczać innych z grzechów wciąż jest pełno, a trochę jest ich też w Biłgoraju. Zatrzymałem się dłużej przy puszczańskim kościele, bo usytuowany jest w samym środku mojego ówczesnego życia, jak sztandar, zewsząd widoczny, wznosi się na dawnej Czostkowej Górce nad całą okolicą. Jeden z najtrwalszych symboli Biłgoraja i całej okolicy: z tym wizerunkiem się rodzimy, żyjemy, umieramy – dobrze, że patronuje nam (przynajmniej tym od południowej strony Biłgoraja) Święta Maria Magdalena.

W poprzednim felietonie napisałem o swoim odkryciu w biłgorajskiej szkole: „że ta moja wiejskość to wartość”. Co to znaczy? Oczywiście jako dziecko wiejskie miałem kompleksy, byłem marnie ubrany, brak mi było ogłady, byłem nieśmiały, a czasami przy odpowiedzi wyrwało mi się gwarowe słowo i cała klasa pękała ze śmiechu. Ale niespodziewanie okazało się, że jestem dobry z matematyki, a to już duży atut, gdyż zgodnie z moralnością wiejską (jesteśmy jedną wspólnotą) uważałem, że moim obowiązkiem jest dawanie ściągać, a dla dziewczyny, w której się podkochiwałem, pisałem oddzielne rozwiązania domowych zadań i podrzucałem jej do ławki. Z czasem okazało się, że w codziennym życiu jestem bardziej samodzielny niż moi miastowi rówieśnicy, niestraszne mi śniegi, słoty i upały ani ciężka praca, umiem znosić ból fizyczny, lubię szarżować, nie zważając na ryzyko.

Dużo później zrozumiałem, że na wsi nauczyłem się rzeczy ważnych, które przydały mi się w późniejszym życiu.

Pierwsza to solidarność z podobnie żyjącymi biednymi ludźmi: stanowimy jedną rodzinę wiejską i powinniśmy sobie pomagać, a dziecko powinno służyć pomocą potrzebującym, nie tylko w rodzinie – taka była niekwestionowana zasada wzajemnej służebności. Zupełnie jakbyśmy czytali listy Świętego Pawła i stosowali je w praktyce: „Jedni drugich brzemiona noście” (Gal 6, 2).

Drugia to naturalny obowiązek wdzięczności, wzajemności. Za otrzymane dobro powinienem się odwdzięczyć, nieważne, czy ktoś to zrobił w ramach swojej pracy, czy po prostu pomógł. Taki wewnętrzny obowiązek wdzięczności ciążył na mnie przez całe studia: jak ja potem odpracuję to, że udało mi się pójść na studia? Był to jeden z zasadniczych motywów mojego uczestnictwa w akcji pomocy robotnikom ursuskim, wyrzuconym z pracy i prześladowanym po strajku w roku 1976. Jeżdżąc z pomocą do nich, czułem, że spłacam dług, który zaciągnąłem u podobnie biednych społeczności, idąc na studia. To nie było przeze mnie wykoncypowane, to siedziało w środku, jako rezultat naturalnego wiejskiego wychowania. Wdzięczny jestem swoim rodzicom, swoim sąsiadom, współmieszkańcom z mojej wsi za przekazanie tych cennych wartości.

Biłgoraj

Próbuj stopą

Dotykaj dłońmi

Badaj wzrokiem

Smakuj pył

Wchłaniaj zapach

Nie wystarczy litera

Nie wystarczy obraz

Nie wystarczy dźwięk

Weź ten ułomek muru

Doświadcz tej macewy

Obejmij kikut drzewa

Jutro tu będzie arteria

Nie doznasz już

Świata prawdziwego

Idź ulicą i chłoń te domy

Wdrap się na wieżę

Zajrzyj do studni

Przejdź w bród rzekę

Zanurz twarz w rosie

Przejdź boso po lodzie

Nabierz ręką ziemi

Zostań sam na sam

Z ciemnym niebem

i niemym śniegiem

Tylko tę garść ziemi

Zabierzesz ze sobą

Przekroczysz wszelkie granice

Ale miej talizman piachu

Ułomek muru

Twoje największe objawieniaKultura – przekaz pozytywny

Wiosna 2010

Wyrosłem w kulturze wiejskiej, może dokładniej: w kulturze wiejskiej okolic Biłgoraja, bo przecież te kultury trochę się różnią. Wieś była moim światem naturalnym, bliskim od pierwszego dnia świadomości, wypełniającym całe życie dziecka, stanowiła cały istniejący kosmos. Świat miejski był odległym, jakby innym światem, trochę bajkowym, nierealnym, stamtąd pochodziły dziwne wytwory: rower, radio lub widoczny daleko w pyle drogi samochód.

Bliski, właściwie tożsamy z naszym bytem, był świat wiary: pozdrowienia przy powitaniu („… będzie pochwalony”), przydrożne krzyże i kapliczki, pacierze, poranne bieganie na mszę niedzielną do dalekiego kościoła, rozpaczliwe, zawodzące śpiewy nad zmarłymi, majówki pod kapliczkami, radosne Boże Narodzenie i kolędowanie, _Gorzkie żale_ przejmująco śpiewane w Wielkim Poście w ciemnych, okopconych izbach, pielgrzymki do Matki Boskiej…

Rodziliśmy się, chrzcili w sposób naturalny w kościele, będąc w całości jego społecznością, oczywiście trochę inaczej dzieci, trochę inaczej dorośli. Naturalną koleją rzeczy szły po sobie: pierwsza komunia, bierzmowanie, ślub, dzieci, trudne życie i znów szczęśliwy ślub swoich dzieci, chrzciny wnuków, „trzymańców”, czyli tych, których trzyma się do chrztu, pogrzeby dziadków. Odchodziliśmy, spełniwszy ziemskie posłannictwo na przeznaczone nam miejsce na parafialnym cmentarzu, tam później wspominało się zmarłych w Dzień Zaduszny lub w inne święta. Chrześcijańska wiara, wspólne życie w społeczności wsi nadawały temu życiu odwieczny sens. Nad wszystkim panował Jezus Chrystus.

Cóż za dramatyczny los! Syn Boga, ale zarazem żywy człowiek. Wizerunki Ukrzyżowanego, które widzieliśmy od dzieciństwa, są pełne krwi, ran, cierpienia. Każdy dorosły człowiek doznawał w swoim życiu podobnych ran, los cierpiącego na krzyżu był mu bliski, do niego zwracał się w żałosnych pieśniach wielkopostnych lub w pełnych rozpaczy modlitwach, gdy dotknęło go nieszczęście. Syn prostego cieśli z małego miasteczka Nazaretu, trzymający ze zwykłymi ludźmi, biednymi rybakami i pogardzanymi przez społeczność wyrzutkami, uczy nas miłości bliźniego, uczy, jak żyć zgodnie z Bogiem.

Ale czy osiąga sukces? Ginie w młodym wieku, bo cóż to jest trzydzieści trzy lata, wyobraźmy sobie rozpacz matki, która traci ukochanego syna u progu dorosłego życia. Ginie z własnego wyboru, nie chce zrezygnować z głoszenia swojej prawdy, z wypełnienia misji, dla której został posłany. Jak wielu uznaje potem, że też zostali powołani, by iść drogą wyznaczoną przez Chrystusa – Święty Piotr, Święty Szczepan, Święty Paweł… porzucają wszystko. Jakie dramatyczne wybory!

Czy to jest nasz wzorzec? Kto jest zdolny iść tą drogą?

Ale to jest wezwanie, które właśnie stoi przed nami, przenika od wieków naszą kulturę!

Takie pytania mogą być szokujące. Żyjemy przecież w zupełnie innym świecie, nikt nie oczekuje od nas, byśmy dramatycznie umierali w wieku trzydziestu trzech lat. Raczej szykujemy się do długiego, szczęśliwego życia. Chcemy być szczęśliwi, tego żądają od nas wszyscy: rodzina, otoczenie, społeczeństwo, media.

Gdzie tu miejsce na ewangeliczny dramat?

Sama myśl o tym, że moglibyśmy tak strasznie cierpieć, to dysonans, to zgrzyt.

Cała współczesna kultura, a zwłaszcza popularne media, mówi nam, że ma być wesoło, radośnie, przyjemnie, fajnie. Mamy przecież prawo do szczęścia!

Jak więc godzić ten ewangeliczny wzorzec z powszechnie przyjętym stylem życia?

Czy kultura chrześcijańska powinna dać się sprowadzić do szacownej, złożonej do lamusa staroci, zmienić w nieszkodliwy obyczaj?

Zimą w Tatrach, w Dolinie Jaworowej, 1963 rok.

Foto Juliusz Onyszkiewicz

A jednak za plus kultury chrześcijańskiej uznałbym właśnie to, że takie problemy przed nami stawia, że zmusza nas do potraktowania życia (jedynego, jakie mamy!) serio.

Wiem, że chrześcijaństwo nie jest teraz popularne ani modne, wytyka mu się wiele wad, nic w tym złego, jak wiemy z pewnego filmu: „Nikt nie jest doskonały”. Nad wadami trzeba dyskutować i naprawiać je, ale naprawiając, nie możemy wylać dziecka z kąpielą. Naprawiając, trzeba pamiętać o rdzeniu tej kultury, o żądaniu od każdego człowieka, żeby swoje życie potraktował serio, niekiedy aż do heroizmu – dramatyczny los Jezusa zmusza nas do refleksji nad swoim życiem.

Może to się wydawać niewiarygodne, ale ten obecny w kulturze wiejskiej obraz ciążył na moim życiu, zmuszał do wyborów, nie zawsze racjonalnych z punktu widzenia zwykłego pragmatycznego rachunku, ale w ostateczności takich, których należało dokonać.

Mam głębokie przekonanie, że ten przekazany przez kulturę chrześcijańską nakaz: „Odpowiedz własnym życiem na wezwanie, jakie kieruje do ciebie twój niepowtarzalny los, odpowiedz na wezwanie, jakie kieruje do ciebie swoim dramatycznym życiem Jezus”, jest bardzo ważnym składnikiem całego europejskiego dziedzictwa duchowego, jest źródłem ożywiającym rozwój naszej kultury, jest busolą, która pozwala utrzymać kurs na zbełtanym morzu współczesnych idei.

Doświadczeń, których doznawałem, nie można powtórzyć we współczesnych warunkach, nikt teraz nie śpiewa _Gorzkich żali_ w ciemnych, zakopconych izbach, ale klimat, który towarzyszył tym egzystencjalnym przeżyciom, nie był zły, myślę, że powinniśmy nadal starać się czerpać z tych ożywczych źródeł obecnych w tradycyjnej kulturze wiejskiej. Teraz, także na tym najpiękniejszym ze światów, doznajemy dramatów, z którymi musimy sobie radzić. Nie ma chyba nic bardziej potrzebnego, ratującego nas w takich chwilach niż wypowiedziane dwa tysiące lat temu przez Jezusa z Nazaretu przykazanie miłości bliźniego.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: