- nowość
- promocja
- W empik go
Nadzieja na lepsze jutro. Swallow. Tom 3 - ebook
Nadzieja na lepsze jutro. Swallow. Tom 3 - ebook
Niewiele można zmienić, gdy TWÓJ LOS już dawno ZOSTAŁ PRZYPIECZĘTOWANY.
Zagadka rozwiązana. I co dalej? Czy jeśli dotknie się dna, to następnym krokiem jest odbicie się od niego? A może da się upaść jeszcze niżej?
Haelyn znalazła się w centrum chaosu wywołanego przez osobę, której nikt by o to nie podejrzewał.
Rion stara się odciągać jej myśli od traumatycznych wspomnień, lecz nawet on nie jest w stanie zmienić przeszłości, a co za tym idzie – sprawić, by dziewczyna żyła bez lęku.
James kolejny raz bawi się w bohatera. Czy ponownie zdoła uratować przyjaciół?
A co, jeśli sam polegnie?
Miałem do ciebie przyjść, jeśli znów będę chciał się poddać.
Przyszedłem.
Ale ciebie tu nie ma.
Finałowy tom bestsellerowej trylogii SWALLOW.
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788382665161 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
800 108 108 – Telefon Zaufania „Nagle sami” po stracie bliskiej osoby (w dni powszednie w godzinach 14-20), naglesami.org.pl
22 594 91 00 – Antydepresyjny Telefon Forum Przeciw Depresji (w każdą środę i czwartek od 17-19)
116 123 – Telefon Zaufania dla Osób Dorosłych w Kryzysie Emocjonalnym (w godzinach 14-22)
116 111 – Telefon Zaufania Dla Dzieci i Młodzieży (telefon działa całą dobę)
22 635 93 92 – Młodzieżowy Telefon Zaufania grupy „Ponton” (w piątki, w godzinach 16-20)
800 100 100 – Telefon Fundacji „Dajemy Dzieciom Siłę” dla Rodziców i Nauczycieli w sprawie Bezpieczeństwa Dzieci
Programy bezpłatnej, zdalnej pomocy psychologicznej: www.twarzedepresji.pl/pomocpsychologiczna
Ze strony www.116111.pl możesz również wysłać wiadomość.
Ponadto całodobową i bezpłatną pomoc można uzyskać telefonicznie, mejlowo i poprzez czat na stronie: https://liniawsparcia.pl/_PLAYLISTA_
Alec Benjamin – Devil Doesn’t Bargain
Evanescence – My Immortal
Ciara – Paint It, Black
LeAnn Rimes – Can’t Fight the Moonlight
Kaleo – Way Down We Go
Zendaya – I'm Tired
Michael Jackson – You Rock My World
Slimane, Vitaa – Ça va, ça vient
Calum Scott – Rise
James TW – Playlist
Camylio – unbreak
Noah Kahan, Joy Oladokun – Someone Like You
Paris Hilton – Chasin'
Billie Eilish – I love you
Miia – Dynasty
Shawn Mendes – Stitches
Emeli Sande – How Were We To Know
Alexander Stewart – I Wish You Cheated
Adele – Love In The Dark
ROZDZIAŁ 1
James
Cztery załamania i dwa zawały serca wcześniej
Siedziałem na podłodze w swoim pokoju, kiedy kolejny raz zadzwonił mój telefon. Miałem ochotę wypieprzyć go przez okno, ale był za daleko, a mnie bolała głowa. Chęci, by wstać i to zrobić, opuściły mnie równie szybko, co się pojawiły.
– James, do cholery, odbierz ten telefon! – usłyszałem krzyk Riona, dobiegający zza drzwi, i przewróciłem oczami.
Z jękiem frustracji podniosłem się i ze skwaszoną miną poczłapałem przez pokój wprost do dzwoniącego bezustannie urządzenia. Cała złość ze mnie uleciała, gdy zobaczyłem na ekranie twarz mojej mamy.
Odebrałem i przyłożyłem telefon do ucha.
– Cześć, mamo.
– Co się z tobą dzieje, synu? Wydzwaniam do ciebie od kilku dni – rzuciła oburzona bez żadnego powitania. – Już miałam do ciebie jechać, by sprawdzić, czy żyjesz.
– Żyję, mamo. Nie martw się.
– Jak mam się nie martwić, kiedy dzwonisz do mnie zapłakany i mówisz, że Miley cię zostawiła, że o wszystkim się dowiedziała, że nie dasz sobie rady, po czym rozłączasz się i nie odbierasz przez następne kilka dni?
Ano tak, faktycznie rozmawiałem z nią w ten feralny wieczór, kiedy życie zwaliło mi się na głowę. Byłem w rozsypce po ataku paniki i nie wiedziałem, co robię. Nie dziwię się, że jest na mnie zła za taką akcję. Sam jestem na siebie zły. Niepotrzebnie jej o tym mówiłem.
– Przepraszam, mamo – powiedziałem szczerze, a poczucie winy zalało całe moje ciało w ułamku sekundy. Jak znam moją mamę, w ciągu ostatniego tygodnia odchodziła od zmysłów. A ja zupełnie o niej zapomniałem.
– Już dobrze. – Wyobraziłem sobie, jak macha ręką. – Muszę ci coś powiedzieć, ale boję się, jak zareagujesz.
„O nie. Te słowa zawsze oznaczają kłopoty”.
Przetarłem twarz ręką, oparłem się biodrem o biurko i czekałem.
– Twój ojciec wyszedł z więzienia.
Zamrugałem kilka razy. Przełknąłem ślinę.
„Przesłyszałem się, prawda?” Musiałem się przesłyszeć.
– Co? To niemożliwe – odpowiedziałem drżącym z emocji głosem.
– A jednak. Dostałam tę informację dziś rano od mojego prawnika.
„Nie. To jakiś pieprzony żart”. W sekundę oblał mnie zimny pot. Serce zaczęło walić w mojej piersi i zakręciło mi się w głowie. Dominic nie mógł wyjść na wolność. Powinien do końca zasranego życia siedzieć za kratkami. Odpokutowywać za swoje czyny.
„On… on… Nie, kurwa! Nie zgadzam się, by wyszedł!”
– Jakim cudem? – zapytałem i zacząłem chodzić w tę i z powrotem po pokoju. Krew szumiała w moich uszach. Było mi słabo.
– Podobno jego sprawą zajął się jakiś nowy adwokat. Nie znam szczegółów.
A ja chciałem je poznać. Wszystkie. I dowiedzieć się, jaki idiota postanowił wypuścić Dominica.
– Kiedy wyszedł?
– Dwa dni temu – odparła.
„Kurwa. Niedobrze”.
– Jeśli zdobędzie wasz adres i przyjdzie do domu, nie otwieraj mu drzwi – rozkazałem. – Masz do mnie od razu zadzwonić, gdy tylko się pojawi, choć lepiej dla niego, żeby tego nie zrobił.
– Nie martw się, nie wpuszczę go.
– Nawet z nim nie rozmawiaj, proszę cię, mamo.
Szalałem na myśl, że ten drań może się do niej zbliżyć. Już wystarczająco przez niego wycierpiała. Nie zniósłbym myśli, że mógłby kolejny raz ją skrzywdzić.
– Spokojnie, synku, nie przejmuj się tym – powiedziała to tak łatwo.
Jak miałem się nie przejmować? Mój ojciec był jebanym mordercą! Poczytalnym czy też nie, nieważne. Zabił swoich przyjaciół i chciał zabić również ich dziecko. Krew we mnie wrzała. Taki byłem wściekły.
– Będziemy w kontakcie. Uważaj na siebie, mamo – rzuciłem, zanim zakończyłem połączenie.
Od razu wypadłem z pokoju, żeby powiedzieć wszystko Rionowi, ale jego już nie było w mieszkaniu.
„Cholera, cholera, cholera”.
„Był umówiony z Haelyn”, przypomniałem sobie i prawie natychmiast wybiegłem na zewnątrz.
Obecnie
Nigdy nie myślałem o śmierci. Nie zastanawiałem się, jak to jest po drugiej stronie. Nie rozmyślałem, co będę czuł, gdy nadejdzie ten czas. Aż do dnia, w którym moje życie wywróciło się do góry nogami. Zapragnąłem wtedy zniknąć. Ziemia się pode mną rozstąpiła. Zacząłem spadać w przepaść i nadal spadam. Nieprzerwanie. Czekam na upadek, ale ten nie nadchodzi. Wciąż lecę w dół, który nie ma końca. Zasłużyłem sobie za te wszystkie kłamstwa, jakich się dopuściłem. Za każde oszustwo, każdą manipulację. Należy mi się kara. Wiem to. Jednak gdzieś w głębi duszy czuję, że tym razem tego nie wytrzymam. Po odejściu Kiley byłem zraniony, przygnębiony, zły i smutny. Ale dopiero gdy zostawiła mnie Miley, poczułem, co tak naprawdę oznaczają słowa „złamane serce”.
Rwie mnie całe ciało. Od tygodnia nie byłem ani na uczelni, ani w pracy. Wychodziłem z mieszkania na długie spacery, żeby przewietrzyć umysł, jednak to za każdym razem okazywało się bezcelowe. Bo nadal rozmyślałem o Miley, Haelyn, Rionie i tym wszystkim, co im powiedziałem. Nadal gnębiły mnie wyrzuty sumienia. Dręczyły koszmary. Nie mogłem się na niczym skupić. Byłem rozkojarzony. Zapijałem smutki i do wczorajszego popołudnia sądziłem, że to dobry pomysł. Zmieniłem zdanie po odwiedzinach u Haelyn i Miley, kiedy ta pierwsza odesłała mnie z kwitkiem do domu. Jednak dopiero jej reakcja na mój stan otrzeźwiła mnie tak, jakbym dostał z liścia prosto w twarz. Zrozumiałem, że martwiła się o mnie, bo zamówiła mi taksówkę, wsadziła bezpiecznie do windy, a potem wypytywała Riona, czy jestem w mieszkaniu. Wiem, bo mi o tym powiedział.
Musiałem się więc ogarnąć. Po długiej drzemce wstałem, wziąłem prysznic, zgoliłem brodę, umyłem zęby i założyłem czyste ciuchy. Czułem się jak nowo narodzony. Dziś jednak za sprawą jednego telefonu od mamy straciłem całą motywację, by naprawić swoje życie.
Zaciskam dłonie w pięści i liczę do dziesięciu. To nic nie daje, bo nadal czuję niesamowitą wściekłość. Nie byłem pewien, czy mogę prowadzić, dlatego kiedy zbiegałem ze schodów jak idiota, zamówiłem taksówkę, która właśnie podwiozła mnie pod mieszkanie dziewczyn.
Dobra, James. Raz, dwa. Dasz radę.
Gadki motywacyjne to gówno. Nigdy nie działają.
Płacę za przejazd, wysiadam, ale nim wejdę do środka, nabieram kilka razy głęboko powietrza w płuca. Ze stresu pocą mi się dłonie. A może to przez alkohol? Sam nie wiem. W ciągu ostatniego tygodnia wypiłem go tyle, że powinien płynąć w moich żyłach zamiast krwi. Nie jestem z siebie dumny, lecz nie widziałem niczego innego, czego mógłbym się uczepić, by choć trochę ulżyć sobie w cierpieniu.
Wchodzę do windy, ponieważ nie mam siły wspinać się po schodach aż na szóste piętro, i opieram się plecami o wielkie lustro. Nie zniósłbym swojego odbicia, i to nie dlatego, że źle wyglądam, bo wreszcie doprowadziłem się do względnego porządku. Raczej dlatego, że jestem kłamcą i mam to wypisane na środku czoła.
Robię krok za krokiem, a serce podchodzi mi do gardła w momencie, gdy zatrzymuję się przed drzwiami mieszkania.
Boże, człowieku, ogarnij się.
Pukam trzy razy i czekam.
Czekam.
Czekam.
Czekam.
Prawa noga zaczyna mi dygotać, ale mam to gdzieś. Zamek w drzwiach przeskakuje i nagle widzę ją.
– Miley – wyduszam z trudem.
Dziewczyna patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami. Jest… kurwa, jest cholernie piękna.
– Muszę zacząć korzystać z judasza – burczy tylko i cofa się z zamiarem zamknięcia mi drzwi przed nosem, ale jestem szybszy i wkładam rękę pomiędzy nie a framugę, nie pozwalając jej na to. Obrzuca mnie pogardliwym spojrzeniem.
Auć. Nie lubię tego wzroku.
– Zabieraj łapę.
– Wpuść mnie. Muszę z wami porozmawiać – upieram się, ale mówię grzecznym, niemal błagalnym tonem.
Mierzymy się spojrzeniami, jak zawsze, gdy mamy odmienne zdanie i oboje chcemy postawić na swoim. Tęskniłem za tym. Tęskniłem za jej widokiem.
– Kto przyszedł?! – krzyczy Haelyn z wnętrza mieszkania.
Minnie zastanawia się chwilę, po czym (ku mojemu wielkiemu zdziwieniu) odwraca się na pięcie i odchodzi, zostawiając drzwi otwarte. To znaczy, że mogę wejść? Robię to i zamykam za sobą. Tłumię w sobie panikę i stres, stawiając kilka kroków naprzód, aż wreszcie zatrzymuję się w ich przestronnym salonie. Rion już tu jest. Kiedy tylko mnie zauważa, marszczy brwi.
– James? Co ty…
Nie pozwalając mu skończyć, wypalam:
– Mój ojciec wyszedł na wolność. – Żadne z nich nie wydaje się tym zaskoczone. Co jest? Rozglądam się i uważnie przyglądam każdej twarzy. Haelyn płakała. Stwierdzam to po jej czerwonych, zaszklonych oczach. W jej tęczówkach dostrzegam również szok. Przechodzi mnie dreszcz. – Wiecie.
– Tak – potwierdza Rion. Siada na kanapie, ciągnąc za sobą Haelyn. Ta nie odrywa ode mnie spojrzenia.
– Od kogo? – pytam szczerze zainteresowany. Czyżby moja mama dzwoniła do Miley? Mogłaby to zrobić, biorąc pod uwagę, że…
– Od Remiego – mówi zza moich pleców Miley.
Odwracam się do niej i ściągam brwi. Stoi jakiś metr ode mnie, z granatową kopertą w dłoni. Przenoszę na nią wzrok.
– Co to?
– Kazał ci przekazać. – Dziewczyna wyciąga do mnie rękę, a ja z niepewnością przejmuję kopertę.
Co pierdolony Adwokacik chce mi przekazać?
– Zaproszenie na urodziny? – śmieję się nerwowo, lecz uśmiech szybko schodzi mi z twarzy, gdy tylko wyciągam białą kartkę i przyglądam się kilku słowom.
Pozdrowienia od tatusia.
Przechodzi mnie zimny dreszcz. Krew szumi w uszach. Serce walczy o kolejne uderzenie. Mam ochotę zgnieść tę karteczkę i wepchnąć tej szumowinie do gardła. Oprócz krótkiej notatki wewnątrz koperty znajduje się również wizytówka.
Remi Woodley
Adwokat
Na odwrocie widnieją konkretne informacje na temat tego, gdzie można go znaleźć. Nazwy mediów społecznościowych, numer telefonu, adres kancelarii.
– Kurwa – syczę i rzucam na podłogę zarówno wizytówkę, jak i kopertę z liścikiem. Wsadzę mu to w dupę, jak tylko go spotkam.
„Dostałam tę informację dziś rano od mojego prawnika” – przypominają mi się słowa mamy. „Podobno jego sprawą zajął się jakiś nowy adwokat. Nie znam szczegółów”.
– Kurwa – powtarzam głośniej, zaciskając pięści. Cudem powstrzymuję się przed uderzeniem w cokolwiek, by tylko wyładować złość. To on wyciągnął Dominica z więzienia. Oczywiście, że on. Ten liścik tego dowodzi.
„Zniszczę ci życie” – stwierdził, gdy zapytałem, czy ma coś jeszcze do powiedzenia, zaraz po tym, jak mu wpierdoliłem.
– Co jest? – pyta Rion, podnosząc się z kanapy, aby zebrać świstki, które upuściłem.
Jednak to Miley jako pierwsza kuca i podnosi wizytówkę wraz z karteczką. Prycha pod nosem i prostuje się.
– Mówiłam, żebyś z nim nie zaczynał. Trzeba było mnie posłuchać – wyrzuca z siebie i odnajduje moje spojrzenie.
Gniew we mnie wzrasta, bo wiem, że ma rację. Mogłem jej posłuchać, ale zaślepiła mnie duma oraz chęć połamania mu kilku kości.
– Co jest w tej kopercie? – interesuje się Rion.
Miley odwraca karteczkę i przenosi na nią wzrok, odczytując na głos:
– „Pozdrowienia od tatusia”.
– To on wyciągnął go z więzienia? – odzywa się Haelyn, pierwszy raz, odkąd przyszedłem. Wygląda, jakby znowu miała się rozpłakać.
Zamykam oczy. Boli mnie ten widok. Wiem, że to moja wina. Gdybym nie chojrakował i nie sprał Adwokacika, nic takiego pewnie by się nie wydarzyło.
– Ale… jakim cudem? – dopytuje Haelyn.
Rion wraca na kanapę i ciasno obejmuje dziewczynę ramionami. Ta jednak wyrywa się i wstaje na równe nogi.
– Skurwiel musiał poszperać w mojej przeszłości. Dotarł do informacji o moim ojcu, ale nie sądziłem, że okaże się takim idiotą, by wyciągnąć go z więzienia, żeby zniszczyć mi życie.
– Jest adwokatem! – wykrzykuje Miley i wciska mi w dłonie kopertę, do której wsadziła całą zawartość, jaka się w niej znajdowała. – Mówiłam, że może wiele. Nie słuchałeś!
– Masz zamiar robić mi teraz wykład? – warczę, piorunując ją wzrokiem. – To, że będziesz mi wytykać, co powinienem, a co nie, niczego nie zmieni.
Miley przewraca oczami i krzyżuje ramiona pod piersiami. Bije od niej frustracja i niechęć. Odsuwa się ode mnie, odwraca wzrok i wbija go w przyjaciółkę. Sam również przenoszę spojrzenie na zrozpaczoną Haelyn. Nie potrafię opisać, co dzieje się w jej wnętrzu, bo na zewnątrz niewiele widać. Na jej twarzy maluje się zmieszanie, a w oczach czai strach, usta i pięści trzyma mocno zaciśnięte.
Rion za to z nas wszystkich zachowuje najwięcej spokoju.
Jakim cudem?
– To twoja wina – wypala Miley. Nie patrzy na mnie, ale doskonale wiem, że te słowa kieruje w moją stronę.
– Chciałaś mnie tym zranić? – pytam sarkastycznie, przyglądając się swojej byłej dziewczynie. Ona teraz także mierzy mnie spojrzeniem. W jej oczach widzę błyskawice.
– Uspokójcie się – prosi Rion.
– Ten psychol wyszedł na wolność, a ja mam się uspokoić?! – Miley wymierza w niego palec wskazujący. – Typ zajebał rodziców mojej przyjaciółki!
– Krzyczenie o tym na cały regulator nic nie da – oponuje Rion.
Przeczesuje włosy dłonią, spuszcza głowę i po chwili spogląda na Haelyn. Wydaje się, że jest myślami daleko stąd. Patrzy w przestrzeń, prawie nie mrugając. Złączyła swoje dłonie i właśnie drapie skórki przy paznokciach. Nogi jej się trzęsą, nie wiem tylko, czy ze stresu, czy złości. Rion ciągnie ją delikatnie za rękę i sadza na swoich kolanach. Kładzie dłoń na jej udzie, ale ona nie reaguje.
– Świetnie! – Miley wyrzuca ręce w powietrze. – Zepsułeś mi Haelyn.
– Myślisz, że tego chciałem? – Odwracam się do niej, podpierając pod boki. Rozumiem, że jest na mnie zła, ale mogłaby sobie odpuścić takie teksty, bo ostatnie, czego chcę, to rozpacz Haelyn. – Nigdy bym jej świadomie nie skrzywdził!
Kiedy dostrzegam, jak Miley kolejny raz przewraca oczami z tą swoją miną mówiącą „taaaa, jasne”, mam ochotę wyjść. Wnerwia mnie jak nigdy dotąd. Nic do niej nie dociera. Kłótnie ze mną obrała sobie za cel i atakuje mnie niezależnie od tego, co powiem.
– Ty wszystko robisz nieświadomie! – wybucha. W jej oczach szaleje furia. Nienawidzi mnie. Widzę to. – Mógłbyś czasem się zastanowić, zanim podejmiesz jakąś decyzję. Może wtedy nikt by przez ciebie nie cierpiał!
– Całe jebane życie myślę o innych!
Miley prycha i kręci głową z rozbawieniem.
– Nie widać.
– Dość! – Haelyn wstaje na równe nogi. Przeskakuje spojrzeniem ze mnie na Miley i z powrotem. – Przestańcie się kłócić!
– Przepraszam – zaczynam i robię krok naprzód, ale Haelyn wyciąga rękę, powstrzymując mnie przed kolejnym. – Nie wiedziałem, że ten idiota zemści się w taki sposób.
– Namawiałem cię na tę konfrontację, to poniekąd również moja wina – odzywa się Rion.
Marszczę brwi.
– Proszę cię. – Miley podchodzi bliżej kanapy i wskazuje mnie palcem. – To wyłącznie jego wina.
– Tak – przyznaję bez bicia.
Miley odwraca głowę i piorunuje mnie wzrokiem.
– Tak!
– No przecież przyznałem ci, kurwa, rację!
– Przestańcie – prosi cicho Haelyn, jakby nie miała już siły, by krzyczeć. Unosi wzrok i wbija go we mnie. – Wierzę, że nie chciałeś, by to wszystko tak się potoczyło.
– Och, Haelyn, poważnie? – Miley ściąga brwi i patrzy na przyjaciółkę z niezrozumieniem.
– Tak, Minnie. – Przenosi na nią spojrzenie. – Poważnie – dodaje i znów skupia się na mnie. – Ale stało się, a teraz Dominic…
Wypowiada jego imię z rozpaczą. Słyszę ją bardzo dokładnie. Serce tłucze mi się o żebra.
– Nie zbliży się do ciebie – zapewniam.
– A co? Będziesz stał przy naszych drzwiach i warował? – wypala z kpiną Miley.
– Blondi, uspokój się. – Rion unosi dłoń, chcąc ją w ten sposób powstrzymać przed ripostą, jaką już chciała we mnie wymierzyć, ale to tylko bardziej ją rozjusza. Morduje go wzrokiem.
– Mówiłam ci tyle razy, żebyś tak do mnie nie mówił! Wkurwia mnie to!
– A mnie wkurwia ton twojego głosu! – odpowiada jej.
Ja cały czas przyglądam się Haelyn. Przymyka na moment powieki. Nabiera głęboko powietrza, aż wreszcie ponownie je unosi i spogląda prosto w moje oczy.
„Przepraszam” – mówię bezgłośnie.
Ona jedynie kręci krótko głową.
– Muszę stąd wyjść. – Odwraca się, sięga po swój telefon, który do tej pory leżał na kanapie, i cicho pociąga nosem, jednak ja to słyszę. Moje serce krwawi…
– Idę z tobą – wyrywa się Rion.
– Nie. – Haelyn kładzie dłoń na jego klatce piersiowej i spogląda mu w oczy. – Chcę iść sama. Muszę się przewietrzyć. Zostań i przypilnuj… – wskazuje na mnie i Miley – …żeby się nie pozabijali – mówi, mija nas wszystkich, zabiera klucze od mieszkania i wychodzi.
Atmosfera zdaje się tylko zagęszczać, gdy spoglądam na wściekłą Miley. Coś boleśnie kłuje mnie w piersi. Ona mi nie odpuści.
Witaj w prywatnym piekle, James.ROZDZIAŁ 2
Haelyn
James dostał liścik od Remiego. Dlaczego? Co mógł mu wysłać? Czego on może od niego chcieć? Kiedy ja zachodzę w głowę, James przez chwilę milczy, a potem nagle rzuca siarczyste: „Kurwa!”.
Patrzę, jak koperta wraz z zawartością ląduje na podłodze, a moje serce wali jak popieprzone. Jest mi słabo, niedobrze i mam ochotę uciec jak najdalej stąd. Siedzę na kanapie, a mimo to czuję, jakbym spadała. W ogromną, czarną dziurę. Taką, która nie ma dna. Tylko ramiona Riona jakoś trzymają mnie na powierzchni. Minnie i James wykłócają się podniesionymi głosami. Mam ochotę się gdzieś schować, niczym małe dziecko przed kłótnią rodziców. Rion ich uspokaja (o, ironio), a ja… ja nie jestem w stanie wydusić z siebie ani słowa od chwili, w której moja przyjaciółka przeczytała zawartość koperty. W końcu wstaję i nie mogąc znieść dłużej tego napięcia w mieszkaniu, postanawiam się ulotnić.
– Muszę stąd wyjść – mówię głośno, informując wszystkich o swojej decyzji. Sięgam po telefon i odwracam się.
– Idę z tobą – odzywa się Rion.
– Nie. – Kładę dłoń na jego klatce piersiowej i spoglądam w ciemne oczy. – Chcę iść sama. Muszę się przewietrzyć. Zostań i przypilnuj… – wskazuję na Miley, a potem na Jamesa – …żeby się nie pozabijali. – Mijam ich, zabieram klucze od mieszkania i wychodzę. Ale nie oddycham z ulgą. Wcale nie jest mi lepiej. Nadal czuję ucisk w klatce piersiowej. Nadal ciężko mi się oddycha. Nadal nie mogę się skupić, bo głowa mnie boli.
Dominic Tremblay jest na wolności.
Zabójca moich rodziców nie siedzi już za kratami.
W sekundę wraca do mnie koszmar z dzisiejszej nocy…
Widziałam go. Szedł w moją stronę z czymś połyskującym w dłoni. Odbijało się od tego światło lampki nocnej, stojącej na szafce obok mojego łóżka. Wystarczyły mi dwie sekundy na odkrycie, co to jest. Nóż. Ten sam, którym osiemnaście lat temu zabił moich rodziców i którym planował zabić mnie. Nie udało mu się, bo ktoś zawiadomił policję. Przyjechali i interweniowali. Nie pamiętam, co działo się później. Za to teraz skupiłam się na każdym szczególe. Dominic wygląda praktycznie tak samo jak tamtej nocy. Ma tylko dłuższą brodę i więcej zmarszczek. Jednak rozpoznałam go od razu, gdy tylko przekroczył próg mojego pokoju. Każdy jego krok dudnił mi w uszach i sprawiał, że serce przyśpieszało. Otworzyłam szeroko oczy przerażona, bo on naprawdę tu był.
– Witaj, Haelyn.
Pokręciłam głową, a z moich oczu poleciały słone łzy. Spływały po moich policzkach. Dominic usiadł na materacu mojego łóżka, wyciągnął do mnie rękę, a ja byłam tak sparaliżowana, że nie odsunęłam się ani nie drgnęłam. Kciukiem starł łzę z mojej twarzy. Zamknęłam oczy. Cała się trzęsłam. Jego dotyk… jego szorstkie palce… jego obecność… Wszystko to sprawiało, że chciałam uciec.
– Nie bój się – wyszeptał.
Znałam ten głos, który ani trochę się nie zmienił. Przez tyle lat rozbrzmiewał mi w głowie. Nawiedzał nocami. Stał się moim najgorszym koszmarem. A teraz Dominic siedział obok mnie w moim pokoju, a ja nie miałam nawet siły krzyczeć, nie mówiąc o tym, by wstać i pójść po pomoc. Kolejny raz pogładził dłonią mój policzek.
Chciałam przestać płakać, ale nie mogłam.
– Zostaw mnie, proszę… – załkałam z wciąż mocno zaciśniętymi powiekami.
Bałam się otworzyć oczy. Bałam się go kolejny raz zobaczyć. Bałam się tego… co miało się za chwilę wydarzyć. Tyle lat żyłam w stresie, w ciągłej panice, że on może po mnie wrócić. A teraz… teraz tu był.
– Nie mogę – odparł. – Przepraszam.
Chwilę później poczułam, jak ostry nóż wbija się w moje ciało. Odruchowo złapałam za jego rączkę, na której swoją wielką dłoń trzymał Dominic. Uniosłam powieki i spojrzałam mu w oczy. Miał smutny wyraz twarzy. Dlaczego był smutny, skoro właśnie mnie zranił? Chciał tego. Po to tu przyszedł. Powinien się cieszyć. Zamrugałam i…
– Przepraszam – powtórzył, ale jego głos się zmienił. Twarz stała się o wiele młodsza. Oczy… bardziej przerażone.
– James – wyszeptałam.
Targały mną spazmy płaczu. Ból rozprzestrzeniał się po całym ciele. Czułam, jak ciepła krew spływa po moich rękach, jak kapie na materac i pościel. Chłopak zadał mi kolejny cios, tym razem nie w brzuch, tylko prosto w serce. Poczułam… sama nie wiem, co poczułam. Ciepło. Dreszcze. Ogarniały mnie całą. Piekło. Bolało. Rwało. Nie mogłam oddychać. Wpadłam w ramiona Jamesa, który zaczął głośno płakać. Rzucił nóż na podłogę i objął mnie mocno.
– Musiałem to zrobić. Musiałem… ja… wybacz mi, proszę. Musiałem – dodał ciszej.
– Dlaczego? – Tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić. Było mi słabo, zimno i okropnie bolały mnie rany, które mi zadał.
Zadrżałam.
– On mi kazał…
Potrząsam głową, chcąc wyrzucić z niej pozostałości po koszmarze. To było okropne. Zerwałam się nad ranem cała spocona, z sercem w gardle. Ten sen był tak rzeczywisty… taki… prawdziwy, że nawet nie zdawałam sobie sprawy, że śniłam, aż Minnie wpadła do mojego pokoju i upewniła mnie, że to nie wydarzyło się naprawdę. Pierwszy raz przyśnił mi się James. Pierwszy raz w roli swojego ojca. Moja podświadomość wariowała. Ja… wariowałam.
Idę przed siebie dobrych kilkadziesiąt minut, dopóki nie zatrzymuję się w miejscu, w którym najmniej chciałam się znaleźć. Nie skupiałam się na tym, dokąd zmierzałam. Ale skoro już tutaj jestem…
Wchodzę do środka przez przeszklone drzwi. Wewnątrz również wszystko jest z pieprzonego szkła. Każdy gabinet. Pachnie tu cytrynami i czymś jeszcze, nie mam pojęcia, co to za zapach. Mijam kilku mężczyzn w garniturach, którzy rzucają mi ciekawskie spojrzenia, kiedy zła jak osa przemierzam korytarz. Wreszcie odnajduję odpowiednie drzwi, na których widnieje tabliczka z najbardziej znienawidzonym przeze mnie nazwiskiem. Zaraz po nazwisku Jamesa, rzecz jasna. Przełykam ślinę, wraz z potężnym strachem, i z zaciśniętymi pięściami ruszam przed siebie.
– Jesteś skończonym chujem, wiesz?! – krzyczę, jeszcze zanim drzwi za moimi plecami zdążą się zamknąć. Na bank usłyszeli mnie pozostali pracownicy.
Remi odwraca się do mnie zszokowany. Mimo to na jego parszywej gębie zaraz pojawia się ten szatański uśmieszek.
Boże, daj mi siłę… albo nie, bo go zabiję.
Daj mi cierpliwość.
Proszę…
– Ciebie też miło widzieć – odpowiada i odkłada dokumenty, które trzymał w dłoni. Opiera się tyłkiem o biurko. – Jeśli mam być szczery, to spodziewałem się kogoś innego. – Uważnie lustruje mnie spojrzeniem, a ja zbieram w sobie pokłady energii, by mu nie przywalić za sposób, w jaki mi się przygląda.
Nienawidzę go. Nienawidzę Remiego. Nienawidzę wszystkiego, co z nim związane. Najchętniej w ogóle bym stąd wyszła, ale mam coś do załatwienia.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłeś? – zaczynam spokojnie. Poważnie, mój głos jest spokojny i nie drży, tak jak się spodziewałam. Dobrze mi idzie.
Remi przechyla lekko głowę w bok i unosi brwi.
– Rozwiniesz? Zrobiłem w swoim życiu wiele rzeczy.
Robię krok naprzód, a obraz przysłania mi czerwień. Wewnątrz cała się gotuję ze złości. Jeśli trzeba będzie, przywalę mu i będę miała gdzieś, czy ktoś to zobaczy. Zasłużył sobie za wszystko, co zrobił Minnie, Jamesowi i teraz również mnie.
– Rozumiem, że jesteś zazdrosny i chciałeś się zemścić na Jamesie, ale wiesz, że to, czego się dopuściłeś, dotyczy też mnie? – Patrzę w jego oczy i robi mi się niedobrze, bo on zdaje się w ogóle niewzruszony. Czy ten typ odczuwa jakieś pozytywne emocje? Empatię? Coś podobnego? Chyba nie.
Odbija się od biurka i podchodzi do mnie tak blisko, że muszę się cofnąć o krok, bo zdecydowanie narusza moją przestrzeń osobistą. Cały czas patrzymy sobie w oczy. Jak Boga kocham, nie odpuszczę mu. Nie złamię się i nie odwrócę wzroku pierwsza. Nie będzie miał chuj satysfakcji.
Nie-e.
W pomieszczeniu jest tak cicho, że słyszę, jak głośno bije moje serce. Ten dźwięk zdaje się mieszać z tykaniem wskazówek zegara, który wisi nad biurkiem tego idioty. A gdybym ściągnęła go ze ściany i przywaliła Remiemu w łeb?
Kusząca wizja…
– Wybacz, słońce.
Słońce to za moment zobaczysz, jak cię stąd wykopię przez to zasrane okno.
Sięga do mnie dłonią i bierze w dwa palce kosmyk moich włosów.
– Wiesz, kogo wyciągnąłeś z pieprzonego więzienia?! – unoszę się. Nie planowałam tego, ale cóż… tak wyszło.
– Wiem – przyznaje.
Aha, i tyle? Prycham mu w twarz, on jednak nie cofa dłoni i nadal bawi się moimi włosami. Uderzam go w rękę i odsuwam się, bo inaczej za chwilę na niego napluję. Nie mogę znieść tej bliskości. Nie mogę znieść… jego istnienia. Tak po prostu stoi sobie przede mną i jak gdyby nigdy nic, uśmiecha się szeroko. Odkąd tylko go poznałam, wiedziałam, że jest popaprany, ale nie sądziłam, że aż tak.
– Naprawdę mi przykro, że stałaś się przypadkową ofiarą moich poczynań.
– Dlaczego to zrobiłeś?
Czuję, jak do moich oczu napływają łzy. Mimo wszystko jestem słaba i nie potrafię powstrzymać płaczu. Kiedy przypominam sobie, czego dowiedziałam się zaledwie godzinę temu… robi mi się słabo i mam ochotę zniknąć. Sądziłam, że nic mnie nie zaskoczy, biorąc pod uwagę ostatnie miesiące i wszystko, co się wydarzyło. Ale jak zawsze się pomyliłam. Bo kiedy myślę, że gorzej już być nie może, okazuje się, że jednak może. Zawsze może być gorzej.
– Gdy dokopałem się do informacji o ojcu Jamesa, nie mogłem przepuścić takiej okazji, słońce. Rozumiesz…
Zaciskam mocno szczękę, nim wkurwiona otwieram usta:
– Nie mów do mnie „słońce”.
Remi na moje słowa uśmiecha się jeszcze szerzej. Wygląda jak pieprzony Joker.
– Wolisz „Jaskółko”?
Robi mi się zimno. Bardzo, bardzo zimno. Moje oczy się rozszerzają.
– Skąd…?
Nikt mu tego nie mówił. Ja na pewno nie. Nie mógł słyszeć, kiedy nazywał mnie tak Rion albo James, bo nigdy go przy nas wtedy nie było.
– Znasz mnie tyle lat i jeszcze się nie nauczyłaś, że ja wiem wszystko? – Ostatnie słowo szepcze tuż przy moim uchu. Jest tak blisko mnie, że jego ostry zapach drażni moje nozdrza. Wywołuje ciarki na moim ciele. Odsunęłabym się, gdyby nie fakt, że sukinsyn objął mnie jedną ręką w talii i trzyma tak mocno, że nawet gdybym zaczęła się z nim szarpać, nie dałabym rady uciec.
Nic ci nie zrobi, Haelyn. Jesteś w jego biurze… przeszklonym biurze. Wszyscy was widzą. Remi nie jest na tyle głupi, by odwalić jakąś akcję przy świadkach.
Biorę głęboki wdech i unoszę głowę, a on cofa się nieco, by spojrzeć mi w oczy.
– Jesteś odrażający. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że Minnie wreszcie kopnęła cię w dupę – syczę i nagle idiotyczny uśmieszek schodzi mu z twarzy. – No proszę, uderzyłam w czuły punkt?
– Uważaj. – Wolną dłoń kładzie na moim karku i znowu się zbliża, a ja się przygotowuję, by kopnąć go w jaja, gdyby zaszła taka potrzeba. – Nie mieszaj się w to. Dobrze ci radzę – szepcze.
– Już jestem w to zamieszana! – wybucham kolejny raz i z całej siły go od siebie odpycham. – Ty mnie w to wplątałeś, kiedy wypuściłeś z więzienia mordercę moich rodziców!
– Nie rób scen, ludzie patrzą – cedzi przez zęby.
Widzę, że stara się zachować spokój, ale nosi go… Och, jak go nosi.
Witaj w klubie, Remi.
– Mam gdzieś ludzi. – Przełykam ślinę, ale stojąca w moim gardle gula nie znika. Czuję, że zaczynają trząść mi się ręce i nogi. – Odkręć to – żądam.
– Nie mogę – odpiera i znów przywołuje ten pewny siebie wyraz twarzy. Prostuje plecy i na powrót staje przede mną. – Nawet gdybym chciał, nie cofnę tego, Haelyn.
– Wiesz, co mnie wkurza w tym momencie?
Unosi brwi w oczekiwaniu.
– Masz takie imię, że nawet nie mogę cię nazwać jakoś… źle. – Wyrzucam ręce w powietrze, gotując się ze złości coraz bardziej. – Nie da się wypowiedzieć go groźnie.
Całkiem jak „bąbelki” czy „budyń”.
– Rozumiem, że jesteś wkurzona. – Kładzie sobie dłoń na piersi, cały czas utrzymując ze mną kontakt wzrokowy.
Wygląda tak niewinnie w tym garniturze, z włosami zaczesanymi do tyłu i z tym sztucznym uśmiechem na ustach. Nikt, kto go nie zna, nie posądziłby go o to, czego się właśnie dopuścił, i to z chęci zemsty. Nikt nie nazwałby go idiotą czy skończonym kretynem ani nawet nie pomyślałby, że to kutas, który manipuluje kobietami i zdradza je na lewo i prawo. Remi wygląda jak owieczka, ale tak naprawdę jest wilkiem w tej historii. To on stoi za koszmarem, który od dziś będzie nawiedzał mnie każdej nocy. To przez niego Dominic Tremblay wyszedł na wolność. To przez niego życie nas wszystkich – moje, Minnie, Jamesa i Riona – właśnie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.
– Naprawdę mi przykro, że to musiało dotknąć również ciebie.
– Nie wierzę ci – burczę i krzyżuję ramiona na piersiach. – Tobie nigdy nie jest przykro.
– Wiesz, co myślę?
Nie obchodzi mnie to.
– Co?
Pewnie pożałuję tego pytania. Ale ciekawość jest silniejsza niż moja duma.
– Że zamiast Minnie powinienem zainteresować się tobą. – Pochyla się nade mną, a ja od razu odwracam głowę w bok, bo kto go tam wie, co chce zrobić. Jego chłodne palce dotykają mojej brody, a potem delikatnie odwraca moją twarz w swoją stronę. – Nigdy wcześniej nie widziałem w tobie takiego ognia. Podoba mi się to.
– Odsuń się i zabierz te łapy – cedzę już na maksa wkurzona.
– Och, no weź… nie bądź taka. – Zaciska palce mocniej na mojej skórze.
– Ostatni raz powtarzam: odsuń się ode mnie.
Nic sobie nie robi z moich gróźb. Naprawdę jest aż takim pewnym siebie i swojej pozycji idiotą? Sądzi, że go nie uderzę, bo co? Bo jesteśmy w kancelarii, w której pracuje? Bo wszyscy nas obserwują? Myli się i to bardzo, bo ja…
Moje rozmyślania przerywa nagłe wtargnięcie kogoś do środka.
– Odsuń się od niej. – Na dźwięk znajomego głosu przechodzi mnie jednocześnie fala ulgi i niepokoju.
Remi parska krótko śmiechem i przenosi spojrzenie na chłopaka stojącego za moimi plecami. Puszcza mnie i robi krok do tyłu.
– Nareszcie. – Rozkłada ręce, szczerząc się jak na psychopatę przystało. – Czekałem na ciebie.
Nie słyszę odpowiedzi, więc z szybko bijącym sercem odwracam się i wbijam zbolały wzrok w Jamesa. Jego włosy są rozwiane przez wiatr, a granatowa bluza – rozpięta. Mocno zaciska szczękę i pięści, jakby był przygotowany do bójki, i szybko oddycha. Na moment spogląda na mnie. W jego oczach dostrzegam nieme pytanie, czy nic mi nie jest. Kręcę ledwo zauważalnie głową. James ponownie przenosi spojrzenie na Remiego, a następnie podchodzi do niego w trzech szybkich krokach. Stają naprzeciwko siebie, a przez to, że są niemal tego samego wzrostu, obaj wyglądają groźnie. Nieraz widziałam podobne sceny w filmach i to nigdy nie kończyło się dobrze. I choć jeszcze chwilę wcześniej sama miałam ochotę skopać Remiemu jaja, to w tym momencie wolałabym, by nie bili się na moich oczach.
– Haelyn, wyjdź, proszę – zaczyna spokojnie James. – Muszę pogadać z naszym Adwokacikiem.
– Nie wyjdę – zaprzeczam od razu i nabieram głęboko powietrza w płuca. Są dwa powody, dla których tego nie zrobię. Pierwszy: to dotyczy również mnie i jeszcze nie skończyłam z Remim. Drugi: James go zabije, jeśli tylko zostawię ich samych. I choć nadal jestem na niego śmiertelnie obrażona… nie chcę, by coś mu się stało.
James zerka na mnie. Dostrzega moją determinację, bo przewraca tylko oczami, nim powraca do mordowania wzrokiem Remiego.
– To, co zrobiłeś… – nie kończy przez dłuższą chwilę, ale żadne z nas mu nie przerywa. – Jesteś jeszcze większym kutasem, niż przypuszczałem. Lubisz nadużywać swojej pozycji, co?
– Zanim kolejny raz zaczniesz mnie obrażać i mi grozić, przypomnij sobie, kim jestem i co mogę – odpowiada z powagą Remi. – Powiedziałem, że zniszczę ci życie – zniża głos, a mnie przechodzą ciarki, chociaż nie kieruje tych słów w moją stronę. – Nie wierzyłeś. – Odwraca się do nas tyłem i podchodzi do swojego biurka. Podnosi słuchawkę telefonu, po czym na nas spogląda. – Kawki, herbatki?
Nieeeee, no to jest jakiś cyrk.