Naga prawda - ebook
Naga prawda - ebook
Prawda jest taka: jeśli dostajesz od losu drugą szansę, lepiej ją dobrze wykorzystaj.
Layla Hutton pracuje w nowojorskiej kancelarii i stawia wszystko na karierę zawodową. Kiedy więc dostaje od szefa propozycję reprezentowania prestiżowej firmy, przyjmuje ją bez wahania.
Jej nowy klient to Grayson Westbrook. TEN Grayson Westbrook. Ponad rok temu roztrzaskał jej serce na milion kawałków. Teraz stoi przed nią z nadzieją na drugą szansę, bardziej pociągający niż kiedykolwiek. Prawniczka musi zachować profesjonalizm i nie rezygnuje z obsługi firmy Graya.
Jeśli on sam chce od niej czegoś więcej, tym razem będzie musiał się naprawdę postarać. O ile Layla jako pierwsza nie ulegnie jego seksapilowi.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66611-14-6 |
Rozmiar pliku: | 887 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
♦ Layla ♦
– Przepraszam. Zapomniałam do ciebie zadzwonić. Nie wyrobię się dziś na lancz. – Westchnęłam i pomachałam dłonią w kierunku sterty papierzysk na biurku. – Pittman poprosił mnie o prezentację dla nowego klienta.
– Stary Pittman czy Joe?
– Stary. Zresztą „poprosił” nie jest tu najwłaściwszym słowem. Wpadł do mnie bez pukania, kiedy prowadziłam telekonferencję, kazał mi zawiesić rozmowę z klientem w połowie zdania, po czym burknął coś w stylu „o trzeciej w głównej sali konferencyjnej” i wyszedł. Musiałam zadzwonić do Liz, jego sekretarki, żeby dowiedzieć się czegoś więcej.
– To super. W końcu wracasz do łask u głównych partnerów. Wiedziałem, że ci się uda. – Oliver obszedł moje biurko i pocałował mnie na odchodnym w czubek głowy. – Przyniosę ci to taco ze świeżym tuńczykiem, które tak lubisz.
– Jesteś najlepszy na świecie.
Z Oliverem Blakiem spotykałam się od jakiegoś miesiąca, choć przyjaźniliśmy się od niemal pięciu lat. Był młodszym partnerem w dziale copywritingu w mojej kancelarii prawniczej. I nie przesadzałam, mówiąc, że jest najlepszy.
Kiedy się rozchorowałam w zeszły weekend, przyniósł mi rosół. Gdy bywało mi smutno, przypominał mi o wszystkim, co najlepsze w życiu. Wspierał mnie, zanim jeszcze zaczęliśmy ze sobą chodzić, dodając odwagi w kiepskim okresie parę lat temu, kiedy niemal utraciłam uprawnienia adwokackie i pracę w Latham & Pittman. Inteligentny, przystojny, ze świetną pracą – był wymarzonym mężczyzną, którego każda kobieta z radością przedstawiłaby rodzicom. Oraz totalnym przeciwieństwem dupków, na których zwykle leciałam.
W zeszłym tygodniu wspomniał, że za parę miesięcy kończy mu się umowa najmu mieszkania, i rzucił niby mimochodem, że bardzo byłoby mu miło, gdybym poszukała z nim czegoś większego i spędzała tam więcej czasu. Inteligentny, przystojny, ze świetną pracą… i nie obawia się zaangażowania!
Obiecałam sobie, że następnym razem, gdy go odwiedzę, muszę przeszukać jego szafy pod kątem ukrytych trupów, a następnie wróciłam do studiowania mojej prezentacji.
Kilkukrotnie obserwowałam, jak starsi partnerzy prowadzą prezentacje dla klientów. Teraz sama musiałam to zrobić. Ku swojej rozpaczy i wściekłości miałam zaledwie kilka godzin na przestudiowanie slajdów i napisanie uwag. Nie wspominając już o tym, że nie wiedziałam niemal nic o firmie inwestorskiej, dla której miałam przygotować prezentację – oprócz tego, że był to start-up i że spodziewali się znacznego przypływu gotówki. Pewnie należała do jakiegoś maklera-kozaka, który odszedł z firmy, zabierając ze sobą portfolio inwestorów warte miliony dolarów. Starsi partnerzy w mojej kancelarii kochali takich klientów.
Staromodne firmy inwestorskie były dobrymi klientami – dawały stały przypływ gotówki za przeglądanie kontraktów i prospektów, załatwianie spraw z fiskusem – jednak młode, aroganckie firmy prowadzone przez japiszonów szastały pieniędzmi, jakby to były banknoty z Monopoly.
Były pozywane za prześladowanie pracowników, dyskryminację, łamanie umów. Nawet nasz wydział finansowy miał pełne ręce roboty – te wszystkie młodziaki myślały, że są mądrzejsze od fiskusa.
Parę godzin później, kiedy nadszedł czas na moją prezentację, wjechałam windą na najwyższe piętro i po pokonaniu grubych, szklanych drzwi znalazłam się w części biura przeznaczonej dla zarządu. Moja firma nie należała do skąpych – miałam własne, duże biuro, wyposażone w luksusowe meble, ale biura zarządu wręcz śmierdziały mamoną. I to wielopokoleniową. Biurko recepcji było wykonane z mahoniu, u sufitu wisiał kryształowy żyrandol, na podłodze leżały perskie dywany, a ściany ozdobiono dziełami sztuki, które podkreślono odpowiednim oświetleniem.
Byłam aż za bardzo świadoma faktu, że ostatni raz wezwano mnie tu niemal dwa lata wcześniej w celu wyjaśnienia moich poczynań, które zaowocowały postawieniem mi zarzutów przez komisję dyscyplinarną stanu Nowy Jork. Zaproszenie na najwyższe piętro, niezależnie od powodów, zawsze było czymś niezwykłym. Byłam bardzo ciekawa, dlaczego to ja miałam się zająć dzisiejszą prezentacją.
Sarah Dursh, członkini zarządu, wyszła mi naprzeciw, gdy zmierzałam do sali konferencyjnej.
– Gotowa? – zapytała.
– Na tyle, na ile mogę, nie wiedząc za wiele o kliencie.
Zmarszczyła brwi.
– Jak to, nie znasz klienta?
– Mam jedynie podstawowe informacje, jednak pełny prospekt nie był jeszcze dostępny, więc nie wiem za wiele o głównych graczach. Czuję się odrobinę nieprzygotowana.
– Ale przecież pracowałaś już wcześniej z ich dyrektorem generalnym. – Pokręciła głową. – Zażyczył sobie, żebyś to ty przeprowadziła prezentację.
– Serio? Nie miałam pojęcia. Kto to jest?
Dotarłyśmy właśnie do szklanych drzwi prowadzących do sali konferencyjnej. Dostrzegłam Archibalda Pittmana, który rozmawiał z jakimś mężczyzną. Nieznajomy stał plecami do nas, więc nie widziałam jego twarzy.
Nie skojarzyłam też od razu, gdy Sarah dodała:
– Oto on, pan Westbrook. To on zażyczył sobie, żebyś poprowadziła spotkanie i prezentację.
Ponieważ ręce miałam zajęte piramidą złożoną z akt, laptopa i kubka kawy ze Starbucksa, Sarah otworzyła mi drzwi i przepuściła mnie przodem. Zdążyłam zrobić dwa kroki, nim mężczyzna rozmawiający z Pittmanem obrócił się do mnie twarzą. I wtedy nagle wszystko się posypało. Dosłownie.
Zamarłam.
Sarah, która szła tuż za mną, wpadła na mnie, wytrącając mi z rąk stertę akt. Pochyliłam się, by je złapać, co spowodowało zachwianie się kubka z kawą. Chwyciłam go i ścisnęłam. Wieczko odskoczyło, a cała zawartość wylała się na dywan.
Udało mi się ocalić jedynie laptop.
Zanim byłam w stanie się pozbierać i odzyskać równowagę, poczułam na łokciu uścisk silnej dłoni. Klient przykucnął przede mną, a ja wybałuszyłam na niego oczy.
Nie byłam w stanie w to uwierzyć. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Bliskość jego twarzy zaparła mi dech w piersi. Serce zaczęło mi walić jak szalone; nie próbowałam nawet pozbierać akt ani ogarnąć rozlanej kawy.
Nadal trzymając mnie za łokieć, wyciągnął do mnie drugą dłoń.
– Dobrze cię znowu widzieć, Piegusku.
Nie mam pojęcia, jak udało mi się przebrnąć przez początek prezentacji. Wcześniej myślałam, że będę się denerwować z powodu obecności pana Pittmana i innych partnerów. Nie miałam jednak pojęcia, że w sali znajdzie się też Gray Westbrook. Wpatrywał się we mnie penetrującym spojrzeniem. Jego uśmieszek denerwował mnie, ale też onieśmielał.
Co gorsza, był jeszcze przystojniejszy, niż zapamiętałam.
Opalenizna podkreślała jego zielone oczy, a garnitur – sylwetkę. Zauważyłam, że zwiększyła się jego masa mięśniowa. Siedząc u szczytu stołu, emanował siłą, która spowodowała, że zrobiło mi się gorąco. Zapomniałam już, jaki miał na mnie wpływ.
Próbowałam go zignorować i skupić się na slajdach, ale Gray powodował, że było to niemal niemożliwe. Od samego początku zmuszał mnie do interakcji, zadając pytania. Moja prezentacja składała się z około trzydziestu slajdów; póki co przeszkodził mi przy co najmniej dziesięciu.
Z początku się przez to denerwowałam, choć jego pytania były łatwe i niewinne. Kiedy jednak już się pozbierałam do kupy, te ciągłe wtręty zaczęły mnie wkurzać.
– Nasz wydział papierów wartościowych ściśle współpracuje z SEC, FINRA, DOJ* i Wydziałem Stanu Nowy Jork do spraw Papierów Wartościowych i…
Przeszkodził mi ponownie.
– Kto będzie dowodził moim zespołem?
– Miałam właśnie powiedzieć, że wydział papierów wartościowych ma w swoim składzie starszego partnera, który wcześniej pracował w Departamencie Sprawiedliwości, przez jedenaście lat zajmując się oszustwami…
Podczas gdy ja kontynuowałam, Gray zaczął popatrywać na zegarek. Następnie przerwał mi chyba po raz dwudziesty w ciągu niecałej pół godziny.
– Przepraszam, ale mam zaraz spotkanie po drugiej stronie miasta, muszę lecieć.
Gdyby wzrok mógł zabijać, Gray już by nie żył. „Co on, do cholery, wyprawia? Próbuje się zemścić za to, jak skończył się nasz związek?”
Skrzyżowałam ramiona na piersi.
– Czyżbyśmy nie zaznaczyli, że prezentacja potrwa co najmniej godzinę?
Choć nie oderwałam wzroku od oczu Graya, wyczułam, że wszyscy mi się przyglądali. Starsi partnerzy pewnie właśnie dostawali zbiorowego ataku serca.
A mnie to gówno obchodziło. Gray uniósł kącik ust w lekkim uśmiechu. Świetnie się bawił, dupek.
– Zarezerwowaliśmy sobie godzinę, ale wydarzyło się coś niespodziewanego i muszę się tym natychmiast zająć.
– Naprawdę? Kiedy to się wydarzyło?
– Laylo… – rzucił ostrzegawczym tonem pan Pittman, po czym skupił uwagę na Grayu.
– Przepraszam, panie Westbrook. Oczywiście rozumiemy, że jest pan zapracowany. Może uda nam się przełożyć prezentację na inny termin, a ja z miłą chęcią ją dokończę i odpowiem na pana ewentualne pytania.
Gray wstał i zapiął marynarkę.
– To nie będzie konieczne.
Pan Pittman zaczął coś mówić, jednak Gray przerwał mu, zwracając się do mnie:
– Może Layla dokończy prezentację dzisiaj wieczorem przy kolacji?
– Jestem już umówiona z klientem – odpowiedziałam, mrużąc wściekle oczy.
Pittmanowi niemal oczy wyskoczyły z orbit.
– Ja zajmę się tym spotkaniem, Laylo. Ty dokończysz prezentację dla pana Westbrooka.
To nie była prośba. To był rozkaz. Już i tak mocno przegięłam, więc zamknęłam buzię i zmierzyłam Graya zabójczym spojrzeniem.
Szefostwo wymieniło uściski dłoni z potencjalnym nowym klientem, rzucając luźne uwagi o niczym. Ja nie miałam zamiaru zbliżać się do drugiego końca stołu. Zajęłam się pakowaniem laptopa i notatek, w cichości ducha modląc się, żeby „pan Westbrook” po prostu zniknął.
Niestety, nie było na to szans.
Gray zbliżył się do mnie i wyciągnął dłoń.
– Pani Hutton.
Widząc, że szefowie uważnie mi się przyglądają, podałam mu rękę. Chwycił ją i przyciągnął mnie bliżej. Poczułam jego gorący oddech na szyi, gdy wyszeptał mi do ucha:
– Możesz udawać wkurzoną, ile tylko chcesz, ale twoje ciało mówi samo za siebie. Cieszysz się, że mnie widzisz, tak samo jak ja się cieszę, że widzę ciebie.
Odsunęłam się obruszona.
– Chyba zwariowałeś.
Spuścił wzrok na moje piersi. Moje sutki niemal przebijały cienki materiał bluzki. „Pieprzeni zdrajcy”.
Gray uśmiechnął się pod nosem.
– O siódmej w Logan’s. Zrobię rezerwację i wyślę po ciebie samochód.
– Spotkamy się na miejscu.
Pokręcił głową i zaśmiał się.
– Tęskniłem za twoim temperamentem, Piegusku.
„To dobrze, bo doświadczysz go jeszcze niejeden raz”.
Oczywiście tylko ja zjawiłam się na czas.
Spojrzałam na telefon. Dziesięć po siódmej. Postanowiłam dać Grayowi kwadrans akademicki, a potem się zmyć.
– Czy mogę zaproponować pani coś do picia? – zapytał kelner.
Zwykle w takiej sytuacji zaczekałabym na klienta, jednak dzisiejszy wieczór odbiegał od normy. Dłonią potarłam zesztywniałą szyję.
– Poproszę wódkę z sokiem żurawinowym.
Miałam nadzieję, że drink pomoże mi się choć odrobinę rozluźnić i zapobiec nadchodzącej migrenie. Chwyciłam telefon i zaczęłam przeglądać maile, by zająć czymś myśli.
– Przepraszam za spóźnienie.
Na dźwięk głosu Graya odwróciłam gwałtownie głowę.
Serce zabiło mi żywiej, poczułam niemile widzianą ekscytację.
– Jakoś nie wierzę w twoje przeprosiny, zwłaszcza po tym, jak się popisywałeś podczas mojej prezentacji, przerywając mi co chwila.
Gray usiadł naprzeciw mnie, kompletnie ignorując moją kąśliwość.
– Straszne korki na mieście o tej porze. Następnym razem zjemy kolację u mnie.
– Nie będzie żadnego następnego razu.
Uśmiechnął się z samozadowoleniem.
– Ależ będzie, i to wiele. I w końcu przestaniesz udawać, że moje towarzystwo nie sprawia ci przyjemności.
Nienawidziłam swojego ciała za to, jak na niego reagowało. Od zawsze istniała między nami dzika chemia, niemożliwa do zignorowania. Westchnęłam.
– Co ty wyprawiasz, Gray? Dlaczego zgłosiłeś się do mojej firmy?
Rozłożył sobie lnianą serwetkę na kolanach.
– Czy to nie oczywiste? Potrzebuję przedstawicieli prawnych.
– Z mojej kancelarii? I wolisz, żeby twoim przedstawicielem była młodsza prawniczka, a nie szef szefów, czyli dyrektor naszego działu papierów wartościowych? Albo Pittman, który z radością trzymałby cię za rękę i zapewniał doradztwo poparte pięćdziesięcioma latami doświadczenia?
– Dla mnie liczy się lojalność. Potrzebuję kogoś, komu mogę zaufać.
– I to niby jestem ja? Mam jakieś pięć lat doświadczenia i właśnie odwieszono mi okres próbny za pogwałcenie poufności kontaktów klient–adwokat.
W tym momencie pojawił się kelner z moim drinkiem.
– Proszę. A panu podać coś do picia? Czy czekają państwo na kogoś jeszcze?
– Nie, jesteśmy tylko we dwoje. Poproszę macallana, bez lodu.
– Zaraz podam. – Kelner zaczął uprzątać trzecią zastawę, przygotowaną na naszym stoliku, ale powstrzymałam go gestem dłoni.
– Ktoś do nas dołączy, proszę to zostawić.
– Oczywiście. – Skinął głową.
Gray odczekał, aż kelner odejdzie.
– Nie zapraszałem nikogo innego – rzucił. Upiłam łyk drinka i uśmiechnęłam się do niego słodko i sztucznie.
– Ale ja tak. Pomyślałam sobie, że taki ważny klient jak ty powinien mieć więcej niż jednego prawnika.
Odstawiłam szklankę i w tym momencie ujrzałam, jak do restauracji wkracza moje wsparcie. Oliver rozejrzał się, szukając mnie wzrokiem. Zamachałam mu dłonią.
– Idealne wyczucie czasu, właśnie się zjawił.
Gray spojrzał na Olivera, po czym ponownie zwrócił wzrok na mnie. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że ten dupek nawet się nie obruszył; wydawał się wręcz rozbawiony.
– To urocze. Zaprosiłaś sobie przyzwoitkę, bo nie ufasz samej sobie w moim towarzystwie – stwierdził.
* Amerykańskie instytucje finansowe i prawne (przyp. tłum.).Rozdział 2
♦ Gray ♦
– A więc jesteś szefem Layli? – Pociągnąłem łyk drinka, którego właśnie przyniósł mi kelner.
– Nie, nie jestem. Pracuję w wydziale copywritingu. Ale jestem też młodszym partnerem w naszej kancelarii. Pracuję w niej już piętnaście lat, więc z powodzeniem mogę odpowiedzieć na niemal każde pytanie, jakie przyjdzie ci do głowy.
W głębi ducha przeklinałem tego typa, który przeszkadzał mi w kontakcie z Laylą.
– Czyżbyś sugerował, że Layla nie jest zdolna odpowiedzieć mi na ewentualne pytania?
– Ależ skąd!
– To co tu robisz?
Gryzipiórek spojrzał na Laylę, jakby prosząc o pomoc.
– Zaprosiłam Olivera, gdyż tak jak ci powiedziałam, uważam, że powinieneś mieć do dyspozycji więcej niż jednego prawnika. Twoja firma jest niezwykle ważna dla naszej kancelarii.
– Pomyliłaś się. – Spojrzałem na Olivera. – Możesz już iść. Layla na pewno świetnie sobie poradzi sama z odpowiedzią na moje pytania.
– Oliver już tu z nami jest i to bardzo wartościowy doradca – powiedziała Layla przez zaciśnięte zęby, choć udało jej się zachować neutralny ton głosu. – Na pewno to docenisz do czasu, gdy skończymy kolację.
Pojawił się kelner, który przyniósł nam karty dań.
– Na pewno nie – burknąłem pod nosem.
Kiedy wszyscy już złożyliśmy zamówienia, przyzwoitka przeprosiła nas i udała się do toalety.
Gdy tylko gość oddalił się na tyle, by mnie nie słyszeć, oświadczyłem:
– Layla, musimy porozmawiać. Na osobności. Spław tego typa.
– Co? Absolutnie nie!
Wstałem.
– Dobrze, sam to zrobię.
Zignorowałem jej wołania i udałem się do łazienki śladem pana Młodszego Partnera. Właśnie stał przy pisuarze. Nie miał się czym popisać. Stanąłem obok niego i sięgnąłem do kieszeni. Odliczyłem dziesięć studolarówek z portfela i odczekałem, aż zapiął rozporek, po czym wyciągnąłem banknoty w jego kierunku.
– Zjedz kolację gdzie indziej, co? Ja stawiam.
Gryzipiórek spojrzał na kasę, na mnie, po czym oddalił się ku umywalkom. Dałem mu czas na umycie rąk. Kiedy skończył, oparł się o umywalkę i skrzyżował ramiona na piersi.
– Zakładam, że rozmawiamy jak mężczyzna z mężczyzną, a nie prawnik z potencjalnym klientem?
– Oczywiście. – Potwierdziłem skinieniem głowy.
Gość się uśmiechnął.
– Dobrze. Zatem pozwól, że ci powiem, że jeśli interesuje cię Layla, tracisz tylko czas.
– A to czemu?
– Z trzech powodów. Po pierwsze, Layla nigdy nie umawia się z klientami. Po drugie, prześwietliłem cię. Może i jesteś wart sporo pieniędzy dla naszej firmy, ale jesteś też byłym skazańcem. A po trzecie, to moja dziewczyna.
Krew popłynęła mi szybciej w żyłach. Tego ostatniego się nie spodziewałem. Ale jeśli Oliver oczekiwał, że mnie to odstraszy, mocno się mylił. Właśnie skończyłem trzyletnią odsiadkę. Nawet gdyby ten gość mnie chociaż trochę onieśmielał – a tak nie było – i tak bym mu tego nie okazał.
Uśmiechnąłem się i położyłem dłoń na jego ramieniu.
– Będę z tobą szczery, jak facet z facetem. Otóż nic mnie to nie obchodzi.
No cóż, typ przynajmniej był na tyle bystry, by zrozumieć aluzję. Przez resztę kolacji trzymał gębę na kłódkę, a ja tym razem pozwoliłem Layli, nie przerywając jej, opowiedzieć o firmie, którą już i tak postanowiłem zatrudnić. Tak naprawdę to gówno mnie obchodziły stare pierniki, które będą się mną zajmować. Siedząc naprzeciw Layli, wpatrując się w jej usta, kiedy mówiła, i obserwując niewielką konstelację piegów, które próbowała zamaskować, świetnie się bawiłem. Zwłaszcza gdy Gryzipiórek nie patrzył, a ja zawieszałem wzrok na jej wargach i próbowałem sprawić, by poczuła się niekomfortowo.
Minął ponad rok, od kiedy widziałem ją ostatni raz. Była jeszcze piękniejsza, niż zapamiętałem. Ciemne włosy miała znacznie dłuższe, pozwalała im też naturalnie się kręcić, zamiast je prostować. Patrząc na nią, wyobrażałem sobie jej fryzurę po tym, jak nasze ciała plaskałyby o siebie godzinami.
Ten sen powracał niemal każdej nocy po tym, jak zerwała ze mną wszelkie kontakty.
Wydatne usta miała dziś pomalowane na czerwono. Chciałem przesunąć po nich językiem. Jej długa szyja domagała się całowania i ssania. Ale gwoździem programu były oczy. Miały niebieskozielony, wyblakły kolor, jednak z doświadczenia wiedziałem, że ciemniały, gdy się podniecała.
– Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Layla zamrugała dwukrotnie. „Kurwa”. Nie słyszałem ani słowa z tego, co powiedziała.
– Oczywiście, że tak.
– To co właśnie powiedziałam? – Nachyliła się, zniżając głos.
„Cholera, jej oczy ciemniały też, gdy była wkurzona”. Nie mogłem się już doczekać, by przelecieć ją w takim stanie.
– Mówiłaś o firmie.
Zmrużyła oczy.
– Okej, niech ci będzie. Ale dość już się nagadałam jak na jeden wieczór. Może teraz ty mi powiesz, jakie są twoje oczekiwania wobec firmy? Dziś wspomniałeś coś o wniosku o wydanie licencji na prowadzenie firmy i o jakimś nowym przedsięwzięciu. Nie wiem jednak nic o twoich planach, bo wcześniej byłeś zbyt zajęty, żeby poświęcić nam całą godzinę.
Cienki chujek popatrywał to na mnie, to na nią. Widziałem, że nie ma pojęcia, co sądzić o nastawieniu Layli. Na pewno cieszył się, że tak mnie traktowała, ale byłem też niemal pewien, że nie ma pojęcia o naszej historii. Postanowiłem przetestować tę teorię.
– Oliverze, wyglądasz znajomo, ale nie wiem, skąd mógłbym cię znać. Byłeś kiedyś w Federalnym Zakładzie Karnym w Otisville? – To był pierwszy raz, kiedy odezwałem się do niego bezpośrednio od rozmowy w toalecie.
– Ja? Nie. – Spojrzał na Laylę. – Ale ty tam prowadziłaś ten program dla więźniów, dotyczący odwoływania się od wyroków, prawda?
– Tak. – Layla rzuciła mi ostrzegawcze spojrzenie.
Oliver miał niezłe zdolności detektywistyczne i szybko skojarzył fakty.
– Czy to tam odsiadywałeś wyrok? – zapytał mnie. Uniosłem szklankę do ust i uśmiechnąłem się.
– Owszem.
Spojrzał na swoją ukochaną, na mnie i znów na nią.
– Czy wy się kiedykolwiek wcześniej spotkaliście?
– Nie. – Ukochana skłamała mu w żywe oczy. Poczułem się zajebiście. Uśmiechnąłem się do Olivera, po raz pierwszy szczerze. Myślałem, że mały fiutek utrudni mi wybadanie, co Layla czuła w stosunku do mnie, ale to jedno kłamstwo powiedziało mi więcej, niż sama była gotowa przyznać.
Nikt nie mówi nieprawdy bez powodu, chyba że jest patologicznym kłamcą. A okłamanie faceta, z którym się chodzi, w sprawie innego faceta może mieć tylko jeden powód – nie chce się, by był zazdrosny. Co oznaczało, że miał o co być zazdrosny.
Uniosłem brew i posłałem Layli uśmieszek. Skrzywiła się, a jej oczy pociemniały jeszcze bardziej.
– Może przybliżysz nam swoje potrzeby prawne? – powiedziała. – Jaki rodzaj biznesu planujesz rozkręcić?
– Firmę inwestorską skupioną na sektorze technologii komunikacyjnej. Będę potrzebował kogoś do zbadania tematów licencji i potencjalnych inwestycji, zajmowania się zgodami na zakup, spisywaniem umów kredytowych i pilnowaniem, żebym nie wylądował w łóżku z jakimiś oszustami.
– Zwłaszcza to ostatnie jest interesujące. – Layla upiła łyk drinka. – Planujesz wystąpić o przywrócenie licencji na obrót papierami wartościowymi?
– Tak, ale jeszcze nie teraz. Póki co chcę się skupić na nowym przedsięwzięciu i popracować nad paroma sprawami, które zwiększą moje szanse na otrzymanie licencji.
– Szanse, że FINRA przywróci ci licencję po tym, jak zostałeś skazany za przestępstwo, są nikłe – zauważyła. – To oznacza automatyczną dziesięcioletnią dyskwalifikację.
– Technicznie rzecz biorąc, nie zostałem skazany. Poszedłem na układ, nie chcąc ryzykować procesu. To było mniejsze zło.
– W oczach prawa pójście na układ jest równoznaczne ze skazaniem.
– Rozumiem konsekwencje moich poczynań. Czytałem gdzieś jednak, że można uzyskać specjalne pozwolenie na licencję, niezależnie od dyskwalifikacji.
– Owszem, są takie przepisy. Ale nie jest to łatwe. Parę razy składaliśmy takie wnioski, ale nigdy nie przeszły.
– No cóż, zatem za wiele przyszłych pierwszych razy. – Uniosłem szklankę w toaście.
Po kolacji wyszliśmy we trójkę z restauracji. Przez dłuższą chwilę udawałem, że szukam odcinka biletu, który musiałem wręczyć parkingowemu, by przyprowadził mój wóz. Na szczęście pierwszy podjechał samochód Olivera, a za nim jakieś obce auto, więc Oliver nie mógł się ociągać i czekać.
I tak próbował grać na czas, zapewne mając nadzieję, że pojawi się samochód Layli i nie będzie musiał zostawiać nas samych.
Jego nadzieja okazała się płonna.
Jakaś para wsiadła do wozu stojącego za jego samochodem. Uniosłem podbródek i wskazałem na nich.
– Blokujesz komuś wyjazd.
Spojrzał na Laylę, a potem znów na mnie. Uśmiechnąłem się i rzuciłem:
– Nie bój się, wsadzę ją bezpiecznie do samochodu.
Gdyby sytuacja była odwrotna, w życiu nie zostawiłbym swojej kobiety z byłym skazanym, który w dodatku wyjawił mi, że ma wobec niej zapędy natury romantycznej – i nieważne, czy byłby to potencjalny klient, czy nie. Ale pomimo wyraźnej rozterki Oliver podjął niezbyt męską decyzję.
– Zobaczymy się jutro w biurze. – Ścisnął Laylę za ramię, po czym podał mi dłoń. Miękką jak cipa.
– Miło było cię poznać. Mam nadzieję, że dołączysz do klientów Latham & Pittman.
Uścisnąłem mu mocno dłoń.
– Dobranoc.
Razem z Laylą przyglądaliśmy się, jak odjeżdża.
– Oliver to mój chłopak – zaznaczyła ostrzegawczym tonem.
– Wiem, wspomniał o tym w toalecie, kiedy próbowałem mu zapłacić, żeby spadał. Swoją drogą fajnie, że cię tak czule wycałował na pożegnanie.
– Nie wierzę! Rany, ależ jesteś dupkiem! – W oczach miała płomienie. Spuściłem wzrok na jej wargi.
– Ależ tęskniłem za twoim ostrym językiem. – „I nie mogę się doczekać, aż poczuję go na swoim kutasie”, dodałem w myślach.
– Jesteś nienormalny! A całowanie mnie na oczach klienta byłoby totalnie nieprofesjonalne. Choć jakoś mnie nie dziwi, że tego nie pojmujesz.
– Nienormalny to jest twój facet, bo właśnie zostawił swoją kobietę z gościem, który wyraźnie zaznaczył, że jest nią zainteresowany. A w ogóle mnie by tam nie obeszło, czy oznaczanie swojego terytorium jest nieprofesjonalne, czy nie.
Layla oparła dłonie na biodrach.
– On mi ufa. A ty co, jesteś psem, żeby oznaczać terytorium? Sikasz też na hydranty?
– Ufa ci? Pewnie dlatego nie zorientował się, że kłamiesz, jeśli chodzi o nas. – Zbliżyłem się o krok, przekraczając granicę jej strefy intymnej. Nie odsunęła się; uniosła głowę, by na mnie spojrzeć. Uwielbiałem ją za to, że nie dała się zastraszyć.
– Nie ma powodu, by o nas wiedział. Wiesz czemu? Bo nigdy nie było żadnych „nas”.
– Wmawiaj sobie, co chcesz.
– Rany, aleś ty arogancki.
Pogładziłem jej włosy.
– Zmieniłaś fryzurę. Podoba mi się. Jest seksowna. Szkoda, że znów próbujesz zakryć piegi.
Odtrąciła moją dłoń.
– Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
– Tak. Ufa ci. Nie ma żadnych nas. Jestem aroganckim dupkiem.
Warknęła na mnie. To było urocze.
– Pani kluczyki.
Żadne z nas nie zauważyło, że parkingowy podprowadził jej samochód. Chwyciła kluczyki i ruszyła w kierunku wozu. Parkingowy podbiegł, by otworzyć jej drzwi. Zaczęła wsiadać, po czym zatrzymała się na moment i rzuciła:
– Wynajmij inną firmę, Gray. Cokolwiek ci się wydaje, jeśli chodzi o nas, zapomnij o tym.Rozdział 3
♦ Layla ♦
– Ale piękne!
Becca, recepcjonistka, moja przyjaciółka i częsta partnerka do lanczu, weszła do mojego biura z wielkim bukietem żółtych róż. Musiało być ich co najmniej dwa tuziny. Położyła kwiaty na biurku i westchnęła.
– Chciałabym znaleźć takiego faceta jak Oliver. On za tobą szaleje.
Uśmiechnęłam się, choć w głębi ducha męczyło mnie przeczucie, że to nie od niego. Miałam nadzieję, że się mylę.
– Jemy dziś lancz? – zapytała Becca.
– Zdecydowanie. Koło pierwszej?
– Puszczę ci strzałkę. Inaczej nie wychyniesz do zmroku.
Miała rację. Często zdarzało mi się zatopić w pracy i stracić poczucie czasu. Becca właśnie wychodziła z mojego gabinetu, gdy wszedł Oliver.
– Czemu nie masz brata, Oliverze? – rzuciła żartobliwie zalotnym tonem.
Oliver uśmiechnął się, ale gdy jego wzrok spoczął na bukiecie, uśmiech zniknął.
„Cholera. To nie on mi wysłał kwiaty”.
– Masz jakiegoś tajemniczego wielbiciela? Powinienem się martwić?
– Eee… Becca je właśnie przyniosła. Myślałam, że to od ciebie.
– Niestety nie. – Pokręcił głową.
Chociaż chodziliśmy ze sobą od miesiąca, nie przeprowadziliśmy jeszcze „tej” rozmowy. Nie było takiej konieczności. Żadne z nas nie miało czasu umawiać się z nikim innym. Staraliśmy się jeść razem lancz, kiedy było to możliwe, ale w ciągu czterech tygodni byliśmy na zaledwie kilku prawdziwych randkach. Oboje pracowaliśmy po dziesięć godzin dziennie przez sześć dni w tygodniu. Nigdy więc nie zawracałam sobie głowy rozważaniami, że Oliver może się spotykać z innymi kobietami. On najwyraźniej też nie miał podobnych obaw co do mnie… aż do teraz.
O nic nie spytał, stał tylko bez słowa, od czasu do czasu popatrując na karteczkę przypiętą do celofanowego opakowania. Sytuacja zaczynała się robić niezręczna.
W duchu modliłam się, by zadzwonił telefon. Oczywiście nic z tego. W końcu odczepiłam karteczkę, zastanawiając się gorączkowo, co zrobić, jeśli kwiaty będą od Graya. Oliver przypatrywał mi się uważnie.
Przeleciałam wzrokiem po karteczce i uśmiechnęłam się sztucznie, jak wiele razy wcześniej w sądzie.
– To od koleżanki. Pomogłam jej w kilku prawnych sprawach, więc wysłała je w ramach podziękowania.
Oliverowi wyraźnie ulżyło. Ukryłam karteczkę w dłoni, która już zaczęła się pocić.
– Cóż sprowadza cię na moje skromne piętro? – zapytałam. – Przyszedłeś zobaczyć, jak żyje biedota?
Oliver pracował dwa piętra wyżej. Ostatnio jego piętro zostało wyremontowane i choć u mnie nie było źle, u niego panował burżujski luksus.
– Pomyślałem, że się przywitam i opowiem ci o małej pogawędce, jaką sobie uciąłem zeszłego wieczoru z naszym potencjalnym klientem.
„Cholera”. Kopałam pod sobą coraz głębszy dołek, jako łopaty używając kłamstw na temat Graya Westbrooka. Sama nie wiedziałam, czemu w ogóle zaczęłam, mówiąc nieprawdę w sprawie naszej znajomości. Ale lawina kłamstw już ruszyła.
– O? – Technicznie rzecz biorąc, nie kłamałam, kiedy udawałam, że nie wiedziałam, iż Gray usiłował przepędzić Olivera. Jednak niezależnie od tego, jak to sobie tłumaczyłam, nadal czułam się źle.
– Jest zainteresowany czymś więcej niż poradami prawnymi z twojej strony. Palant, próbował mnie przekupić, żebym sobie poszedł, wyobrażasz sobie?
– Co mu powiedziałeś?
– Że nigdy w życiu nie umawiałabyś się z klientem ani byłym skazańcem.
– Aha…
– Tak czy inaczej, to była twoja pierwsza prezentacja, zlecona przez szefostwo, więc na pewno byłoby dobrze, gdyby udało ci się zdobyć klienta. Ale mój własny egoizm każe mi mieć nadzieję, że pójdzie do innej firmy i nie będzie cię więcej podrywał.
– Potrafię o siebie zadbać.
– Wiem. To jedna z twoich najbardziej seksownych cech. Masz większe jaja niż większość facetów, których znam. Ale ten gość dopiero co wyszedł z paki.
– Więzienia o lekkim rygorze, po wyroku za handlowanie poufnymi informacjami. Nie jest gwałcicielem czy coś w tym stylu.
– Owszem, ale nie podoba mi się myśl, że zadawałabyś się z typem pozbawionym etyki i moralności.
– Gdybym nie zadawała się z ludźmi pozbawionymi moralności, miałabym bardzo mało klientów. Chyba wiesz, że pracuję w dziale papierów wartościowych, a nie ślicznie, artystycznie jak ty w copywritingu?
– Smutne. – Oliver wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Ale prawdziwe. Muszę spadać, o dziesiątej mam spotkanie, do którego powinienem się przygotować. Zjemy kolację w tygodniu?
– Jasne, brzmi wspaniale.
Poprosiłam go o zamknięcie za sobą drzwi, tłumacząc się fikcyjną telekonferencją. Kiedy już zostałam sama, opadłam na oparcie krzesła, rozwinęłam pomiętą karteczkę, którą ściskałam w dłoni, i przeczytałam ją ponownie.
Piegusku, tęskniłem za Tobą.
Daj nam jeszcze jedną szansę.
Całuję.
Gray
Nienawidziłam go za ostatnie dwadzieścia cztery godziny. Pojawił się bez ostrzeżenia i nalegał, żebym to ja poprowadziła prezentację; domagał się na oczach moich szefów, żebym poszła z nim na kolację; zachował się chamsko wobec Olivera i zmusił mnie, bym skłamała co do znajomości z nim, a potem miał czelność wysłać mi kwiaty. A przede wszystkim nienawidziłam go za to, że w jego towarzystwie czułam motylki w brzuchu.
Róże pachniały w całym pokoju, mimo że nawet nie odwinęłam ich z celofanu. Złapałam się na tym, że co chwila na nie popatrywałam i zamyślałam się. Nie mogłam się skupić na pracy. Cały poranek i trzy godziny po lanczu spędziłam na jednym zadaniu, które normalnie zajęłoby mi godzinę.
Sfrustrowana zerwałam z nosa okulary do czytania, rzuciłam je na biurko i oparłam się o krzesło, wściekłym wzrokiem mierząc pieprzone róże, stojące w wazonie na rogu mojego biurka.
– Wiecie co, jesteście zupełnie jak on… – Chyba kompletnie postradałam zmysły, skoro zaczęłam gadać do kwiatów w celofanie… – Takie ładne i ślicznie pachnące. Ale wystarczy was dotknąć i z pewnością się pokaleczę.
Stało się dla mnie jasne, że nie zajdę za daleko, jeśli to cholerstwo nadal będzie stało na moim biurku. Westchnęłam głośno, wstałam, wzięłam bukiet i wyrzuciłam go do śmieci. Ot tak, jakieś dwieście dolarów wylądowało w koszu.
Może chodziło o symboliczny gest, a może po prostu byłam kompletnie porąbana, ale od razu mi ulżyło i wreszcie mogłam się skoncentrować. W pół godziny udało mi się skończyć to, nad czym pracowałam, i zanieść notatki mojej asystentce, żeby je przepisała na czysto.
Wróciłam właśnie do biura i szperałam w szafce na akta, kiedy ktoś zapukał w moje otwarte drzwi. Obróciłam się i ujrzałam starego Pittmana. Zamknęłam szafkę.
– Panie Pittman. Czy mogę w czymś pomóc?
To był już drugi raz w ciągu dwóch dni, kiedy raczył zstąpić ze swojego Olimpu na mój poziom. Wiedziałam, że cokolwiek zamierzał powiedzieć, miało to coś wspólnego z pewnym potencjalnym klientem. Nagle uświadomiłam sobie, że cios, który zadałam ego Graya, mógł spowodować, że nagadał o mnie moim szefom. Nie miałabym szans w mojej firmie, gdyby starsi partnerzy pomyśleli, że celowo sabotowałam tak intratną współpracę. A dopiero co zaczęłam wracać do łask po zawieszeniu…
– Pomyśleliśmy, że przekażemy ci dobre wieści, Laylo. – Pittman się uśmiechnął, co rzadko mu się zdarzało.
– Jakie dobre wieści?
Szef wszedł do mojego biura, a ja zorientowałam się, że nie jest sam. Za nim wmaszerował Gray. Miał minę, jakby to była jego firma. Uśmiechnął się do mnie szelmowsko.
Pittman wskazał na niego dłonią.
– Pan Westbrook właśnie podpisał z nami umowę. Powiedział, że byłaś bardzo przekonująca podczas kolacji.
Zakręciło mi się w głowie.
– O… to fantastyczne wieści.
Pittman poklepał Graya po plecach.
– Dokonał pan właściwego wyboru. Layla dobrze się panem zaopiekuje.
Gnojek ponownie błysnął zębami w uśmiechu.
– Liczę na to.
– To ja was zostawię, żebyście mogli porozmawiać. – Pittman spojrzał na mnie. – Ktoś będzie cię musiał zastąpić w sprawie Baraga. Charles to zrobi, przekażę mu. Pan Westbrook jest VIP-em, będziemy musieli poukładać wszystko tak, żebyś była dostępna, kiedy będzie cię potrzebował.
– Ale sprawa Baraga jest jutro…
– Nie martw się. Jeśli Charles nie będzie w stanie nadążyć, przełożymy ją. Delegacja pana Westbrooka jest w tej chwili najważniejsza.
– Delegacja?
– Będziesz mu towarzyszyć do Greensboro.
Przemilczałam jego wypowiedź ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy i odczekałam, aż zamknie za sobą drzwi. Był tak podekscytowany przyszłymi zarobkami, że na pewno nie zorientował się, iż miałam ochotę udusić jego VIP-a.
Skrzyżowałam ramiona na piersi i spojrzałam na Graya, po czym syknęłam:
– W co ty sobie pogrywasz?
– Ale o co chodzi? Potrzebuję doradców prawnych.
– Myślałam, że wczoraj wyraziłam się jasno, kiedy kazałam ci znaleźć inną firmę.
– Jestem dobrym klientem. Twoja firma ma o tobie dobrą opinię. To dla ciebie korzystna sytuacja.
Uniosłam głowę, wysuwając podbródek.
– Nie masz pojęcia, co jest dla mnie korzystne. Na pewno nie ty.
Ruszył w moim kierunku, a ja wstrzymałam oddech. Poczułam mrowienie skóry, choć nawet mnie nie dotknął. Nie miałam jednak zamiaru się wycofywać ani pokazywać mu, jaki ma na mnie wpływ. Zatrzymał się tuż przede mną.
Spodziewałam się, że mnie skarci lub pouczy. Zamiast tego, ku mojemu zaskoczeniu, przemówił cichym głosem:
– Przepraszam, że cię okłamałem, Laylo.
Musiałam być wobec niego twarda, nie mogłam sobie pozwolić na słabość.
– To, co zdarzyło się ponad rok temu, było pomyłką – odparłam. – Twoje kłamstwo to najmniejszy problem. W ogóle nie powinnam się była z tobą wiązać.
Jedynie lekkie drgnięcie powieki zasygnalizowało, że mu dopiekłam.
– Musimy być w południe w Greensboro, żeby zdążyć na spotkanie z moimi nowymi partnerami – oznajmił. – Najlepiej jest brać udział w negocjacjach od samego początku, żeby wszystko było już poukładane przy zawarciu umowy.
Jego prośba sama w sobie nie stanowiła niczego niezwykłego. Już wcześniej zdarzało mi się towarzyszyć klientom w rozmowach biznesowych. Tym razem jednak Gray postawił mnie w sytuacji bez wyjścia – i doskonale o tym wiedział. To mi się nie podobało. Gdybym poszła do szefostwa i powiedziała, że nie chcę pracować z nowym klientem, musiałabym udzielić im wyjaśnień. Co niby miałam powiedzieć?
Pamiętacie, jak musiałam pracować pro bono w ramach kary za pogwałcenie tajemnicy klient–adwokat? No wiecie, wtedy, kiedy niemal mnie wylaliście? No więc odbywałam karę, pracując w więzieniu dla mężczyzn. Poznałam tam Graya Westbrooka i zakochałam się w nim. Czasem wymykaliśmy się razem do biblioteki i obmacywaliśmy między regałami. Wszystko było super, póki mnie nie okłamał. Co mówicie? Że powinnam była to przewidzieć? Ale skąd miałam wiedzieć, że angażowanie się w związek z więźniem odsiadującym wyrok za handlowanie informacjami będzie złym pomysłem?
Rzuciłam mu poirytowane spojrzenie.
– Poproszę moją asystentkę, żeby mi wszystko poustawiała, i wyślę ci info mailem.
Uśmiechnął się szeroko. Miałam ochotę mu przyłożyć.
– Super. Daj jej znać, że preferuję Langham.
– Hotel? Myślałam, że spotkanie jest w południe.
– Zgadza się. Ale kilku inwestorów jest spoza miasta, przybędą samolotem. Na pewno będą się spodziewali kolacji.
– Więc zjedz z nimi. Nie potrzebujesz mnie do tego.
– Podczas kolacji będziemy kontynuować rozmowy.
Wyprostowałam ramiona.
– To zrobisz notatki i dasz mi znać, czy coś się zmieniło od spotkania w południe. Ja wracam do domu popołudniowym lotem.
Ku mojemu zaskoczeniu Gray skapitulował. Skinął głową, odsunął się o krok i wyciągnął dłoń.
– Cieszę się, że jest pani w mojej drużynie, pani adwokat.
Spuściłam wzrok na jego rękę. Przed oczami przemknęło mi wspomnienie, o którym nie myślałam od lat. Kiedy pierwszy raz mnie pocałował, ujął moją twarz w swoje wielkie dłonie, a ja niemal się rozpuściłam. Byłam wściekła, że przez to czułam się teraz odsłonięta, i bałam się nawet go dotknąć. Nie podobało mi się, że rządzi mną przeszłość.
Podałam mu dłoń, mając nadzieję, że nie będzie się trzęsła. Poczułam, jakby kopnął mnie prąd. Wysunęłam gwałtownie dłoń z jego uścisku i wyminęłam go, zmierzając w stronę biurka.
– Wyślij mi mailem dane partnerów, żebym mogła się o nich czegoś więcej dowiedzieć.
– To nie będzie konieczne.
Traktując biurko jako bezpieczną przystań, uniosłam teczkę z blatu i skupiłam na niej uwagę.
– Wyjaśnijmy sobie jedno. Jeśli mam być twoim doradcą, będziemy załatwiać sprawy po mojemu, porządnie.
Nie uniosłam wzroku, jednak usłyszałam rozbawienie w jego głosie, gdy oświadczył:
– Tak jest, proszę pani.
– Zostaw swoje dane kontaktowe mojej asystentce. Miłego dnia.
Minutę później usłyszałam, jak otwierają się drzwi. Zaryzykowałam uniesienie wzroku. Oczywiście dostrzegłam Graya, czekającego, aż zwrócę na niego uwagę. Spojrzał pytająco na róże w koszu na śmieci.
– Masz alergię?
Posłałam mu złośliwy uśmiech.
– Tak, dokładnie.
Uśmiechnął się lekko i puścił do mnie oko.
– Następnym razem przyślę czekoladki.
– Następnym razem wyślij coś żonie.