- promocja
- W empik go
Nagonka - ebook
Nagonka - ebook
Najnowszy thriller od autora takich bestsellerów jak "Łowca”, "Zwierz” czy "Dom”!
We Wrocławiu napadnięto i zamordowano Jakuba - byłego partnera Bieleckiego. W tym samym czasie lekarze starają się uratować życie Moniki Warłacz i jej dziecka. Sikora z Bieleckim rozpoczynają poszukiwania zabójcy. Dokonują zatrzymania „Robsona”, z którym kiedyś związany był Jakub. W mieście dochodzi do kolejnego mordu. Tym razem ginie osoba narodowości romskiej. Sikora jest przekonany, że za tą zbrodnią stoi zabójca Kuby. Morderca umieszcza na murze cmentarza żydowskiego antysemickie napisy. W mieście wybuchają zamieszki wywołane fałszywą informacją, że za zabójstwami dzieci, które miały miejsce w ostatnim czasie, stoją przedstawiciele mniejszości żydowskiej. Wrocław kolejny raz mierzy się z seryjnym zabójcą. Śledczy muszą się spieszyć, zanim psychopata znów wyruszy na łowy… Piotr Kościelny nie zwalnia tempa, dając swoim czytelnikom to na co zawsze czekają: krwawe zbrodnie, nagłe zwroty akcji i bohaterów, których w prawdziwym życiu nie chcieliby spotkać na swojej drodze.
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-83292-39-7 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wrocław, 29 lutego 2012 r.
Jasiński zaparkował służbową skodę przy kontenerze na śmieci. Tuż przed nim stały dwa radiowozy z włączonymi sygnałami błyskowymi. Kawałek dalej widzieli pracujących na miejscu zbrodni techników. Poręba zapisywał coś w notatniku.
Wysiedli z auta i podeszli bliżej. Szef techników skinął głową na przywitanie.
– Co tu mamy? – spytał Jasiński.
– Facet dostał nożem. Świadkowie widzieli sprawcę. Zdążył zwiać.
Jasiński spojrzał na parawan, którym otoczone było ciało. Wyjął z kieszeni parę rękawiczek lateksowych i zaczął je naciągać na dłonie. Jego partner zrobił to samo.
– Słyszałem o Monice. Co z nią? – spytał Poręba.
– Jeszcze nie mamy szczegółów – powiedział Jasiński.
– Jak tu skończymy, będziemy jechać do szpitala. Może konieczna będzie krew dla Moni – dopowiedział Stankiewicz.
– Powiem ci, że w szoku jestem. – Poręba pokręcił z niedowierzaniem głową.
– A kto nie jest. Zobacz, do porodu zostały jakieś dwa tygodnie. Babka idzie na badania i jeb. Jakiś napieprzony skurwiel wjeżdża w nią na pasach.
Szef techników zamknął notatnik i położył go na stojącej przy swoich nogach walizce.
– A co z typem? – spytał po chwili.
– Trzeźwieje w pedozecie. Rano się nim zajmą.
Poręba pokiwał głową.
– Grunt, że zakończyliście sprawę tego Kłusownika.
– Nie my. Ojciec jednej z ofiar. Łukasz z Anetą go zawinęli i na dzwonkach zawieźli do fabryki. Mają zaraz go słuchać.
– Powiem ci, jak się dowiedziałem, że to klecha, nogi się pode mną ugięły. Zwyrol się nieźle maskował. Wiecie, co było powodem takiego bestialstwa? – zapytał szef techników.
– Nie. I pewnie nigdy się nie dowiemy. Sprawa poszła do skręcenia, ale Malinowskim prorok się jednak zajmie. Może jako okoliczność łagodzącą potraktują fakt, że skurwiel ubił mu dzieciaka – powiedział Stankiewicz.
– Dobra, my tu gadu-gadu, a denat stygnie. Im szybciej się nim zajmiemy, tym szybciej pojedziemy na Borowską – powiedział Jasiński i ruszył w kierunku parawanu. Pochylił się nad denatem i obrócił jego głowę. Od razu go rozpoznał. – O kurwa...
Stankiewicz podszedł bliżej i spytał:
– Co jest?
Po chwili on także już wiedział. Był to kolega Bieleckiego. Tajemnicą poliszynela było, że Michał był z nim kiedyś w związku.
– No to grubo. Ktoś będzie musiał o tym powiedzieć Michałowi – powiedział Jasiński.
– Tylko kiedy? Teraz, jak siedzi z Sikorą w szpitalu? Przecież to go załamie.
Policjanci stali nad zwłokami Burzyńskiego. Żaden z nich się nie śpieszył. Chcieli odwlec moment, kiedy będą musieli powiadomić kolegę z wydziału o śmierci jego byłego partnera.
***
Sikora patrzył na chirurga stojącego w wejściu na blok operacyjny. Bał się tego, co zaraz powie lekarz.
– Panie Sikora, słyszał pan, co powiedziałem? – spytał medyk.
Bielecki podszedł bliżej. Sikora wyczuwał jego napięcie. Sam też był usztywniony. Z zachowania lekarza wnioskował, że stało się najgorsze.
– Niech pan nawet tego nie mówi... – powiedział cicho.
– Niestety nie udało się uratować pani Moniki Warłacz. Zmarła podczas operacji. Obrażenia były zbyt rozległe. Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Przykro mi.
Chirurg spojrzał w stronę dyżurki pielęgniarek. Skinął głową, dając znak jednej z nich, aby przygotowała środek na uspokojenie. Kobieta odwróciła się i skierowała do sąsiedniego pokoju. Sikora poczuł, że w jednej chwili zawalił mu się cały świat. Miał wrażenie, że zaraz upadnie. Przytrzymał się stojącego obok krzesła. Do jego oczu zaczęły napływać łzy. Stracił wszystko, co miał najcenniejsze. Stracił cząstkę siebie.
– A dziecko? – spytał Bielecki.
– Tutaj wiadomości są lepsze. Chłopczyk żyje, ale jest w ciężkim stanie.
– Gdzie jest? – zapytał Sikora, ocierając spływającą po policzku łzę.
– Przewieziono go na porodówkę. Tam będzie miał najlepszą opiekę, dopóki nie będziemy pewni, że nic mu nie zagraża.
– Chciałbym go zobaczyć.
– Niestety teraz to nie jest możliwe. Taka wizyta bardziej by zaszkodziła, niż pomogła. Musi się pan uzbroić w cierpliwość.
Podeszła do nich pielęgniarka z kubkiem wody i plastikowym kieliszkiem, w którym znajdowała się biała tabletka.
– Panie Sikora, chce pan coś na uspokojenie? – spytał lekarz.
Sikora zaprzeczył ruchem głowy. Pielęgniarka chwilę jeszcze stała i patrzyła na chirurga, aż ten dał jej znak, aby odeszła.
– Doktorze, niech mi pan pozwoli zobaczyć moją partnerkę – poprosił Sikora.
– Nie wiem, czy to najlepszy pomysł...
– Muszę się z nią pożegnać. Muszę, rozumie pan?! – Komisarz zacisnął pięść, oddychając ciężko. Wydawało się, że zaraz uderzy lekarza.
Bielecki podszedł do niego i przytrzymał mu dłoń.
– Spokojnie, Grzechu. Pan doktor zaraz ci pozwoli. Prawda, doktorze?
Mężczyzna w białym kitlu niechętnie skinął głową.
– Zgoda. Ale prosiłbym, aby nie trwało to zbyt długo – powiedział.
Bielecki uśmiechnął się do niego. Gest był symboliczny, bo tego wieczoru nikomu z nich nie było do śmiechu.
***
Jasiński podszedł do stojących przy radiowozie świadków. Było to dwóch mężczyzn i kobieta. Obok nich mundurowy spisywał zeznania.
– Dobry wieczór. Jasiński, komenda wojewódzka. Państwo widzieli zdarzenie?
– Ja to nawet się z tym zabitym zderzyłem. Dziwnie się zachowywał. Szedł i rozglądał się dookoła – powiedział jeden z mężczyzn.
– Rozglądał?
– No tak. Wyglądał, jakby się czegoś obawiał. Zderzył się ze mną i przeprosił. Ja ruszyłem dalej, ale po chwili zerknąłem na niego. On wtedy rozglądał się tak, jakby czegoś się bał.
– Niech pan mówi, co było dalej.
– No ja poszedłem. A chwilę później usłyszałem krzyk. Kolega – świadek wskazał drugiego mężczyznę – powiedział coś w stylu „ej, co jest?”. Pobiegłem w tamtą stronę i widziałem, jak jakiś facet zwiewa. Po chwili pojawiła się też ta pani.
Jasiński spojrzał na kobietę.
– Wracałam od koleżanki – odezwała się. – I zobaczyłam, jak jeden facet uderza drugiego. Myślałam, że się biją, ale po chwili tamten bity upadł. A ten, co go uderzył, miał w dłoni nóż. Wtedy tych dwóch panów się pojawiło przy tym, który upadł. Znaczy się najpierw jeden, a potem drugi pan. – Wskazała na mężczyzn.
– A potrafią państwo opisać tego napastnika? W co był ubrany? W którą stronę uciekł? – spytał Jasiński.
W tym samym momencie podszedł do nich Stankiewicz z notatnikiem w dłoni.
– Ja nie widziałam zbyt dobrze. Facet jak facet. Ubrany w kurtkę, na głowie miał czapkę.
– Szalik. Miał szalik Śląska – dopowiedział stojący obok mężczyzna. – Widziałem dokładnie.
– A, faktycznie. Miał szalik – potwierdziła kobieta.
– A w którą stronę uciekł? – spytał Stankiewicz.
– W stronę przystanku. – Jeden z mężczyzn wskazał kierunek.
Jasiński wiedział, że sprawca prawdopodobnie jest już daleko. Czekała ich masa roboty. Najważniejsze teraz jednak było coś innego. Ktoś musiał powiadomić Bieleckiego o śmierci jego byłego chłopaka.
***
Życzyński otworzył teczkę i przez chwilę patrzył na jej zawartość. Aneta obserwowała w tym czasie Malinowskiego.
– Dobrze, panie Malinowski. Nie ma co przedłużać. Czy przyznaje się pan do pozbawienia życia Krzysztofa Czarnoty? – spytał Łukasz.
– Tak.
– No to mamy problem z głowy. Będzie pan musiał złożyć podpis pod protokołem przesłuchania. Oczywiście prokurator jeszcze z panem porozmawia, ale jeśli nie zmieni pan swoich zeznań, to będzie już czysta formalność.
– Zabiłem i nie mam zamiaru się tego wypierać.
– Rozumiem.
Życzyński zaczął pisać protokół. Aneta przez moment przypatrywała się mężczyźnie. Zatrzymany siedział na krześle ze wzrokiem wbitym w blat stołu. Wyglądał tak, jakby myślami był gdzie indziej.
– Jak się pan czuje? – spytała.
– W jakim sensie? Że chodzi o moje zdrowie?
– Nie. Jak się pan czuje jako morderca?
Malinowski się uśmiechnął. Chwilę później powiedział:
– Super. Musiałem to zrobić. Nie mogłem pozwolić, aby ten zwyrodnialec uniknął sprawiedliwości. Nie powinien taki gnój chodzić po ziemi i nie ma znaczenia, kim jest z zawodu.
Sęk pokiwała głową.
– A nie martwi się pan, co się stanie z pańską żoną? – zapytała po chwili.
– Byłą żoną – poprawił ją zatrzymany. – Jesteśmy po rozwodzie. Ale odpowiadając na pytanie: nie, nie martwię się. Magda w pełni mnie popiera. Ona także uważa, że ten gnój zasłużył na śmierć.
– A czy była żona w jakiś sposób panu pomagała? – zapytał Łukasz.
– To znaczy?– Malinowski spojrzał na policjanta.
– Czy miała wiedzę na temat tego, co zamierza pan zrobić? Czy pomagała panu wciągnąć Czarnotę w pułapkę?
Mężczyzna milczał. Widać było, że zastanawia się nad odpowiedzią. Aneta miała nadzieję, że zaprzeczy i powie, że zabójstwo zaplanował sam, bez niczyjego udziału i pomocy. Nie chciała, aby matka zamordowanego chłopca także trafiła za kraty. Ta rodzina i tak sporo już wycierpiała z rąk duchownego, który postanowił zabawić się w Boga.
– Nie. Magda nie miała pojęcia, co planuję. Nie wtajemniczałem jej w swoje plany.
– Na pewno? – zapytał Życzyński.
Malinowski spojrzał na niego z uśmiechem. Aneta była pewna, że zatrzymany kłamie. Nie zamierzała jednak mu tego udowadniać.
– Oczywiście. Popierała mnie, ale nie wiedziała, że zamierzam zajebać tego pierdolonego katabasa – powiedział zabójca.
– Szkoda, że postanowił pan wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę – stwierdziła policjantka.
– Mnie nie jest szkoda. Ktoś powinien wreszcie zająć się skurwielem. Ile jeszcze miał mieć ofiar na swoim koncie? Chuja żeście robili, udawaliście tylko, że chcecie go złapać. Jakbyście podeszli do tego na poważnie, nie musiałbym brać sprawy w swoje ręce.
Aneta wiedziała, że facet ma rację. Zabójca pojawił się już dekadę wcześniej i nie został złapany. Nie wiedziała, na ile na tę sytuację wpłynęli kościelni hierarchowie. Może jakiś biskup wiedział, co zrobił Czarnota, i to było powodem przeniesienia go do Wrocławia. A może śledczy z Zielonej Góry wytypowali sprawcę morderstw dzieci sprzed dziesięciu lat i poinformowali przełożonych o swoich ustaleniach. Może jakiś wyższy stopniem gliniarz zdecydował, że zamiotą pod dywan sprawę księdza zwyrodnialca. Niestety nie będą już w stanie tego ustalić. Śledztwo zostało zamknięte z powodu śmierci podejrzanego.
***
Sikora siedział na krześle i trzymał głowę na piersi swojej partnerki. Jego ramiona raz po raz drżały od płaczu. Stojący w progu sali Bielecki czuł, że jemu też do oczu napływają łzy. Widok komisarza w totalnej rozsypce sprawił, że zobaczył w nim także człowieka. Niby silny i twardy, a szlochał jak dziecko. Michał rozumiał go, zresztą sam przeżywał stratę Moniki. Była jego przyjaciółką, kimś więcej niż tylko koleżanką z pracy. Była kimś, przez kogo Sikora zmienił się na lepsze. Bielecki patrzył na łkającego komisarza i zastanawiał się, jak ten sobie poradzi. To, co go spotkało, z pewnością odciśnie na nim piętno. Jednak nie tylko to było w tym momencie ważne. Był jeszcze Piotruś. Syn Sikory i Moniki leżał teraz na porodówce. Bielecki zdawał sobie sprawę, że ten stan nie będzie trwał wiecznie i za jakiś czas trzeba będzie podjąć decyzję, co dalej. Sikora sam nie da rady zająć się dzieckiem. Nie będzie potrafił go przebrać, nakarmić i w odpowiedni sposób o nie zadbać.
Bielecki zastanawiał się, co powinien zrobić jego partner. Mógł zabrać synka do domu i spróbować się nim zająć, nauczyć się opieki nad małym człowiekiem. Pytanie tylko, czy go to nie przerośnie. A może najrozsądniejszym rozwiązaniem byłoby pozostawienie chłopca w szpitalu? Jakaś rodzina mogłaby go przecież adoptować, stworzyć mu prawdziwy dom. Dom, w którym Piotruś mógłby być szczęśliwy. Postanowił porozmawiać o tym z Grześkiem. Najpierw jednak pozwoli mu przeżyć stratę ukochanej.
Wyszedł na korytarz i otarł spływającą po policzku łzę.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------