Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Najgorętsza noc życia - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Najgorętsza noc życia - ebook

Jean-Pierre i Tatiana mają za sobą burzliwą historię: szkolny romans przerwany kłótnią między rodzinami, sprawa w sądzie, gorąca wspólna noc i gorzkie rozstanie następnego ranka. Gdy teraz Tatiana musi z Jean-Pierre’em porozmawiać w cztery oczy, obawia się, że uśpiona namiętność znów nie pozwoli im się porozumieć...

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-2970-8
Rozmiar pliku: 579 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Dobra gra, Reynaud. – Dziennikarz, który relacjonował mecze nowojorskiej drużyny Gladiatorów, czekał z mikrofonem w ręce, kiedy rozgrywający Jean-Pierre Reynaud wszedł do pomieszczenia dla prasy w Centrum Sportowym Coliseum.

Jean-Pierre usiadł na krześle. To była ich trzecia wygrana na własnym boisku. Tysiące kibiców zostało po meczu w Coaches Club. Kibice mogli się tam zrelaksować, wypić drinka przy barze i zobaczyć zawodników, którzy udzielali wywiadów mediom.

Jean-Pierre przypiął mikrofon do klapy prawą ręką, którą dopiero co wykonał zwycięski rzut, po czym pomachał do tłumu przez szybę. Wysokie ceny biletów do ekskluzywnego Coaches Club nie odstraszały kibiców, którzy liczyli też na autografy, a ochrona drużyny pilnowała, by wszystko szło gładko. Jean-Pierre miał udzielić wywiadu i wynieść się stąd w pół godziny, by jeszcze tego wieczoru prywatnym samolotem polecieć do Nowego Orleanu. Musiał się zająć pewnymi kwestiami związanymi z rodzinnym biznesem.

Poza tym chciał dyskretnie zrobić rozpoznanie w drużynie brata, nowoorleańskich Hurricanes, przed nagłośnionym w mediach meczem, w którym brat miał wystąpić przeciwko bratu. Najstarszy brat Jean-Pierre’a, Gervais, był właścicielem Hurricanes. Kolejny brat, Dempsey, trenował tę drużynę. Henri Reynaud, znany w całej lidze jako Bomber z Bayou, prowadził atak Hurricanes z pozycji rozgrywającego i słynął z rekordowych rzutów.

Jako najmłodszy członek najbogatszej rodziny w Luizjanie Jean-Pierre odziedziczył miłość do amerykańskiego futbolu po ojcu i dziadku, tak samo jak jego bracia. Ale gazety z Nowego Orleanu nazywały go „Zdrajcą Luizjany” za to, że śmiał rozpocząć karierę poza swoim rodzinnym stanem. Jean-Pierre nie zamierzał grać w cieniu Henriego i nie przejmował się tym, co eksperci sportowi mają na ten temat do powiedzenia. Gdy otrzymał propozycję od Gladiatorów, przyjął ją chętnie… gdy już otrząsnął się z szoku. Główny trener Gladiatorów, Jack Doucet, od lat był skłócony z Reynaudami. Jack był niegdyś „drugim po Bogu” drużyny z Teksasu, która należała do dziadka Jean-Pierre’a. Rozstanie było burzliwe, przerwało też młodzieńczy romans Jean-Pierre’a z córką Jacka, który wraz z rodziną przeprowadził się na drugi koniec kraju.

Więc tak, to było więcej niż zaskoczenie, gdy drużyna Jacka zaproponowała Jean-Pierre’owi kontrakt.

W Nowym Jorku miał szansę udowodnić, że jest wart rodzinnego dziedzictwa, ale nie było tam miejsca na porażkę. Żadna inna drużyna ligi nie budziła takiego zainteresowania – Gladiatorzy wydawali największą liczbę przepustek prasowych. Jean-Pierre nauczył się grać z mediami równie dobrze jak na boisku, nie zamierzał stracić akceptacji, którą zyskał po przyjeździe do Wielkiego Jabłka.

– Gotowy? – spytał go ważny dziennikarz nowojorskiej sportowej rozgłośni radiowej, kiedy wokół zgromadziło się więcej reporterów.

Jean-Pierre skinął głową, odsunął z czoła wilgotne włosy, poprawił krawat. Szybki prysznic po meczu nie zdołał go ochłodzić, zwłaszcza że udzielał wywiadów w garniturze i pod krawatem. Wydawało mu się, że jedwabna marynarka waży tyle co stos wełnianych koców.

Wokół niego zapanowała cisza. Drzwi zostały zamknięte. Czekając na pierwsze pytanie, zerknął ponad głowami dziennikarzy na kibiców w Coaches Club. Na ekranach ogromnych telewizorów wokół sali, na których zwykle oglądano mecze, widniał teraz obraz z oszklonego pomieszczenia. Jean-Pierre przeniósł wzrok na właściciela drużyny, który brylował na końcu baru otoczony garstką mniej ważnych celebrytów i kilkoma graczami pierwszoroczniakami.

W chwili, gdy powinien się skupić, spostrzegł córkę głównego trenera, Tatianę Doucet.

Irytującą. Seksowną. Kompletnie niedostępną. Jedna wspólna noc w minionym roku zrujnowała szansę na odbudowanie ich przyjaźni. Ale co tam, tylko na nią patrząc, czuł, że robi mu się gorąco, i to trzy razy bardziej niż po meczu.

Poprawił znów krawat. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Wysoka i szczupła, miała na sobie jedną z tych sukienek, które odsłaniają i podkreślają nogi. Choć sama sukienka była skromna – delikatnie rozświetlona cekinami, z wycięciem pod szyją, rękawami sięgającymi nadgarstków – odkryte od połowy uda nogi wystarczyły, by zatrzymać ruch na autostradzie. Na głowie zawiązała jedwabny szalik, niewątpliwie po to, by okiełznać burzę niesfornych kasztanowych włosów sięgających ramion. Pamiętał, jak wplatał palce w te włosy podczas najlepszego seksu w swoim życiu.

Stała z tyłu, niedaleko wyjścia, jakby gotowa do ucieczki, gdy tylko go zobaczy. Dobrze rozumiał to uczucie. Na jej widok poczuł się, jakby dostał cios w pierś tak mocny, że nie usłyszał pytania. Kiedy ostatnio pojawiła się na jakiejś imprezie Gladiatorów? Chyba w minionym sezonie. Jean-Pierre nie widział jej od tamtej nocy, kiedy zdzierali z siebie ubrania.

Ignorując w końcu widok kobiety, która kiedyś była mu bliska, ale sprzedała duszę zawodowi prawnika, skupił się na mężczyźnie z mikrofonem.

– Może pan powtórzyć pytanie? – Próbował się odprężyć, choć serce mu waliło, a temperatura rosła.

Cichy śmiech dziennikarzy powiedział mu, że coś umknęło jego uwadze. Trzymane w rękach mikrofony znalazły się bliżej, mikrofon na żurawiu nad jego głową nieco się zniżył. W powietrzu wyczuwało się napięcie.

– Bez wątpienia to jest pytanie, na które trudno się przygotować. – Reporter z Gladiators TV, popularnej aplikacji dla użytkowników komórek, posłał mu uśmiech. – Ale muszę spytać, co sądzisz o słowach Tatiany Doucet, która powiedziała mi przed chwilą, że nie stawiałaby przeciwko Bomberowi Bayou, kiedy zagracie z drużyną twojego brata.

Teraz to do niego dotarło. Tak boleśnie, że omal się nie przewrócił z krzesłem.

Tatiana tak powiedziała? Że nie postawiłaby na Gladiatorów, drużynę trenowaną przez jej ojca? Albo, mówiąc ściślej, nie postawiłaby na Jean-Pierre’a.

Jej ojciec wpadnie w furię nie tylko z powodu sugestii, że ktokolwiek w jego rodzinie stawia w zakładach bukmacherskich, co było zakazane. Jack Doucet wścieknie się, bo jego własna córka robi reklamę przeciwnikowi.

Jean-Pierre nie zerknął na głównego trenera, który też był w Coaches Club, by zobaczyć jego reakcję. Nie zamierzał pozwolić mediom, by go zapędziły w kozi róg przez uwagę, którą Tatiana rzuciła, nie myśląc o tym, kto może ją usłyszeć. Nie, do diabła.

– Moim zdaniem pani Doucet chciała w ten żartobliwy sposób podgrzać zapał Gladiatorów, żebyśmy grali jak najlepiej. – Pokazał swój niefrasobliwy uśmiech, wart Oscara, zważywszy na cios, jaki Tatiana mu zadała.

Dziesięciu reporterów odezwało się jednocześnie, trudno było coś zrozumieć. Wreszcie ustąpili starszemu dziennikarzowi „New York Post”, którzy zaczynał pracę w epoce maszyn do pisania.

– Hej, Reynaud – burknął z kwaśną miną, robiąc notatki. – Dla mnie jej słowa nie brzmią żartobliwie. Kiedy nawet córka trenera w was nie wierzy…

– Niech pan się powstrzyma – przerwał mu Jean-Pierre. – Tatiana i ja chodziliśmy razem do szkoły, dobrze ją znam. Gwarantuję, że żartowała.

Mimo swych zapewnień wyczuwał niepokój. Słowa Tatiany rzucały cień na drużynę. Nie pozwoli, by jedna drobna uwaga przesłoniła ciężką pracę Gladiatorów.

– Prawdę mówiąc – podjął, nadal się uśmiechając – Tatiana pojedzie ze mną na mecz do Nowego Orleanu jako gość specjalny rodziny Reynaudów. Nie może się doczekać, kiedy znów odwiedzi południe kraju.

Zerknął przez szybę, szukając wzrokiem Tatiany, ale już jej tam nie było. Pewnie nie chciała odpowiadać na kolejne pytania dziennikarzy. Ani własnego ojca.

A może go zobaczyła? Tak, to martwiło go bardziej niż powinno. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że za nią tęsknił.

Kiedy byli nastolatkami, Tatiana spędziła dwa lata w prywatnym liceum półtorej godziny drogi od rezydencji Reynaudów. Wtedy często odwiedzała jego dom nad jeziorem Pontchartrain.

Cisza po oświadczeniu Jean-Pierre’a mogłaby być śmiechu warta, gdyby nie potrzebował czasu, by się przygotować do drugiej rundy pytań, które nie miały nic wspólnego z zakończonym właśnie meczem.

– Jako gość rodziny czy pański gość?

Ledwie skończył jeden z dziennikarzy, gdy rozległy się kolejne pytania.

– Czy panu to nie przeszkadza, że zeszłej zimy broniła klientkę, która oskarżyła pańskiego kolegę z drużyny o molestowanie seksualne?

– Czy jest zaproszona na ślub pańskiego brata?

Dziennikarze znów się przekrzykiwali, ale tym razem Jean-Pierre usłyszał kilka pytań. Nie miał zamiaru dyskutować o dniu, kiedy on i Tatiana siedzieli po przeciwnych stronach sali sądowej, podczas gdy ona wykorzystywała swoje prawnicze talenty, by wygrać sprawę z powództwa cywilnego przeciwko jednemu z jego starych przyjaciół. Jeśli zaś chodzi o ślub, Gervais zamierzał poślubić zagraniczną księżniczkę w Nowym Orleanie w tygodniu, kiedy nie grali ani Gladiatorzy, ani Hurricanes. Skoro jednak Gervais i jego narzeczona zrobili wszystko, co mogli, by zachować szczegóły ceremonii w tajemnicy, to pytanie także pozostało bez odpowiedzi. Mimo to Jean- Pierre pozwolił prasie myśleć, że Tatiana ma być jego gościem.

Swoją drogą musi się postarać, by naprawdę towarzyszyła mu na ślubie brata. Zainteresowanie mediów nie osłabnie bez wysiłku ze strony ich obojga. Będą musieli na chwilę puścić w niepamięć niechlubną przeszłość, bo Jean-Pierre nie mógł pozwolić, by Tatiana zniszczyła jego karierę. Przecież zdaje sobie sprawę, że jej komentarz jest nie do zaakceptowania. Bóg jeden wie, czemu to zrobiła, skoro zwykle w życiu osobistym, podobnie jak w sali sądowej, była ostrożna.

– Jakieś pytania dotyczące meczu? – spytał Jean-Pierre, uznając, że powiedział dość, by obalić twierdzenie Tatiany.

Przeniósł wzrok na Coaches Club i zauważył, że i Jack, i jego córka zniknęli. Pewnie ojciec robił Tatianie piekło w jakimś ustronniejszym miejscu. Ten człowiek zawsze stawiał futbol na pierwszym miejscu. Był porządnym gościem, co nie znaczy, że był najlepszym ojcem.

Jean-Pierre odpowiedział jeszcze na kilka pytań, przedstawił w skrócie swoje motywy dotyczące dwóch zagrań, a potem wstał, odpiął mikrofon i przekazał go innemu piłkarzowi, Tevonowi Alvarezowi.

– Nieźle sobie poradziłeś, stary – mruknął Tevon do ucha Jean-Pierre’a, klepiąc go w ramię. – Jesteś moim wzorem, jeśli chodzi o tych pismaków.

– Przyzwyczaiłem się co tydzień stawiać czoło najbardziej wrednym obrońcom ligi – odparł Jean-Pierre. – Pismacy nie są tacy straszni.

Ruszył tunelem prowadzącym do pokoju wypoczynkowego piłkarzy, ale w połowie drogi zawrócił do Coaches Club. Chciał tam wejść prywatnym wejściem, w pobliżu biura Gladiatorów, ponieważ nie brał pod uwagę możliwości, że opuści stadion, nie porozmawiawszy z Tatianą. Zeszłej zimy udało jej się zrobić unik, ale dziś, wygłaszając swą uwagę, sama wróciła do jego świata. Zamierzał ją tam zatrzymać tak długo, jak długo będzie trzeba, aż nowy skandal wygaśnie.

W życiu zawodowym Tatianę często chwalono za opanowanie i zdolność do logicznego argumentowania. Wydawało się zatem nie fair, że tego dnia, kiedy miała wygłosić najważniejsze prywatne oświadczenie w swoim życiu, skończyło się na tym, że nerwowo paplała coś do jakiegoś dziennikarza, i to w miejscu publicznym.

Złożyła serwetkę i otarła nią czoło. Co jej przyszło do głowy, by wygłaszać tak bezceremonialny i improwizowany komentarz przy człowieku, który siedział naprzeciw niej w barze z deserami lodowymi? Nie widziała przepustki dziennikarza, musiał ją schować, choć nie wyłączył dyktafonu. Teraz wydawało się oczywiste, że ją sprowokował, by powiedziała coś na temat Hurricanes.

A ona ułatwiła mu zadanie, bo zdenerwowała się na widok Jean-Pierre’a i przypadkiem rzuciła słowa, o których sportowe media w Nowym Jorku będą trąbić tygodniami. Ojciec ją udusi, kiedy ją znajdzie. Dotąd go unikała. Korytarze Coliseum były wąskie i rozlegało się tam echo, więc słysząc niepokojące dźwięki, skutecznie chowała się przed trenerem, który biegał jak wściekły byk. Ale choć odkładała konfrontację z ojcem, nie mogła odwlekać rozmowy z innym mężczyzną, który także miał powód, by być na nią wściekły. Nowym rozgrywającym Gladiatorów, Jean-Pierre’em.

Nie została w Coaches Club na tyle długo, by usłyszeć jego odpowiedź na pytanie reportera, który niemile go zaskoczył, cytując jej słowa. Zakręciła się na pięcie i w pośpiechu opuściła lokal. Czuła jednak, że musi znaleźć Jean-Pierre’a, nim stąd wyjdzie. Jej prywatne oświadczenie było przeznaczone tylko dla jego uszu.

Po ich jedynej wspólnej nocy utrzymywała wobec niego dystans, gdyż ich rozstanie było równie gorące jak seks, choć nie tak satysfakcjonujące. Mieli za sobą historię pełną burz, biorąc pod uwagę ich szkolny romans, który swój kres zawdzięczał dobrze udokumentowanej wrogości między ich rodzinami. Potem, gdy spotkali się po latach, znaleźli się po dwóch przeciwnych stronach słynnej sprawy o molestowanie seksualne. Jean-Pierre był w sądzie niemal codziennie po treningu do chwili, gdy Tatiana wygrała sprawę przeciw jego koledze z drużyny. Była szczęśliwa z zawodowego zwycięstwa do momentu, kiedy Jean-Pierre stanął z nią twarzą w twarz i oświadczył, że zrujnowała życie niewinnemu człowiekowi.

Wciąż nie rozumiała, jak ich ożywiona dyskusja zamieniła się w najbardziej namiętny seks, jakiego doświadczyła, ale z pewnością rozumiała jego lodowate słowa na pożegnanie następnego ranka.

„Ten błąd nigdy się nie powtórzy”.

Robiła mu wtedy śniadanie z nadzieją na… Na co? Że uda im się dojść do porozumienia, choć historia ich znajomości pokazała, że do siebie nie pasują, nim skończyli dwadzieścia lat? Duma i zażenowanie kazało jej milczeć miesiącami. Ale tego wieczoru musi odłożyć na bok dawne urazy i ostatecznie stawić mu czoło.

Im szybciej będzie to miała za sobą, tym lepiej, ponieważ musiała wracać do domu. Stojąc w opustoszałym korytarzu, zastanawiała się, gdzie znajdzie swą zwierzynę łowną. Jean-Pierre na pewno nie został w Coaches Club. Może powinna zapytać ochroniarza. A może lepiej wyśledzić jego samochód na parkingu? W ten sposób zyska pewność, że się nie miną.

Zawracając szybkim krokiem, skręciła za róg i omal nie wpadła na samego Jean-Pierre’a.

– Och! – Z okrzykiem zdziwienia chwyciła go za rękę, żeby nie stracić równowagi.

– Cii. – Jean-Pierre przycisnął palec do jej warg. – W końcu korytarza jest ekipa z kamerą.

Zesztywniała. Tak długo go unikała, a wciąż na nią działał. Wbrew logice. Musiał spuścić wzrok, by na nią spojrzeć. Jego brązowe oczy zdobiły plamki złota i zieleni. W liceum się w nim zakochała. To była młodzieńcza miłość, która nabrała dodatkowego znaczenia, kiedy zostali rozdzieleni przez nieoczekiwany rozdźwięk między ich rodzinami. Tysiące kilometrów odległości okazało się równie skuteczną blokadą jak szeroko nagłośniona kłótnia. Kiedy jednak Jean-Pierre dołączył do Gladiatorów i zobaczyła go na przyjęciu, ciągnęło ją do niego jak zawsze. Nie było to jednak odwzajemnione zainteresowanie, sądząc z jego chłodnych słów ostatniej zimy.

Teraz z walącym sercem skinęła tylko głową, wiedząc, że powinni unikać mediów. Nie daj Boże, żeby ktoś podsłuchał, co ma do powiedzenia Jean-Pierre’owi.

Spojrzał na nią, marszcząc czoło.

– Co? – szepnęła drżąca i zakłopotana, gdy podniosła wzrok na jego przesłoniętą cieniem twarz.

– Moglibyśmy pozwolić się znaleźć – zasugerował, wodząc po niej wzrokiem. – Mogliby nas sfotografować, jak się całujemy.

Na wspomnienie pocałunku nie powinna się tak ucieszyć. Zwłaszcza że Jean-Pierre rozważał to z uwagą, jaką mógłby poświęcić podręcznikowi zagrań na boisku. Beznamiętnie i analitycznie.

– Zwariowałeś? – Chwyciła go za rękaw i pociągnęła w przeciwną stronę. Ale on ani drgnął.

– To by zakończyło spekulacje, że jesteśmy wrogami – odrzekł.

Stali twarzą w twarz w milczeniu, aż Tatiana usłyszała echo czyichś kroków w północnym korytarzu.

– Jesteśmy wrogami – przypomniała mu, szarpiąc go za rękę. – Fakt, że ty i mój ojciec porozumieliście się na tyle, żebyś mógł grać w Nowym Jorku, nie znaczy, że nasze rodziny nagle znów zaczęły się przyjaźnić. Wyrzucenie mojego ojca z pracy przez twojego dziadka można uznać za wypowiedzenie wojny.

– Myślisz, że nie pamiętam? – Szedł obok niej. – Ale nazwałbym nas ofiarami wojny, nie wrogami. Tak czy owak, wolałbym, żeby media skończyły pisać o złej krwi.

Kiwnął głową ochroniarzowi przed szatniami.

– Rozumiem. – Serce jej waliło, choć mówiła sobie, że musi zachować rozsądek. Ignorować dotyk jego ręki, którą objął ją w pasie, gdy przez ciężkie metalowe drzwi weszli do podziemnego garażu. – Wyszłam z wprawy, jeśli chodzi o kontakt z mediami, bo inaczej nigdy nie byłabym tak nonszalancka w kontakcie z obcym człowiekiem. Przepraszam.

Kiwnął głową. Tatiana nie wiedziała, co to znaczy.

– Stoję tam. – Nacisnął brelok na łańcuszku i światła w stojącym nieopodal szarym aston martinie zamrugały dwa razy. – Mogę cię podwieźć do domu, to… porozmawiamy.

Zastanowiła się nad znaczącą pauzą. Wciąż dręczył się jej komentarzem?

– Dziękuję. – Czas uciekał, a ona jeszcze nic mu nie powiedziała. – Oddałam samochód do serwisu, więc będę wdzięczna za podwiezienie.

Wyliczyła sobie, kiedy powinna się tam pojawić, by znaleźć się na stadionie kilka minut przed końcem meczu, z nadzieją, że nie spotka ojca i spędzi poza domem możliwie najmniej czasu.

Koniec jedwabnego szalika, który zawiązała na głowie, zaczepił o cekiny na sukni. W drodze do samochodu usiłowała go odczepić. Była zgrzana, zmęczona i nie w sosie, więc nie było zaskoczeniem, że oderwała cały rząd cekinów. Potoczyły się po betonie, kiedy Jean-Pierre otworzył drzwi sportowego auta.

To nie fair, że w garniturze Hugo Bossa wyglądał nienagannie, kiedy ona goni w piętkę. Niecierpliwym szarpnięciem zdjęła z głowy szalik i usiadła na skórzanym siedzeniu.

Kiedy Jean-Pierre usiadł za kierowcą, od razu włączył wsteczny bieg i ruszył. Ruch po meczu już zmalał, więc szybko znaleźli się na autostradzie. W tym tempie po dziesięciu minutach mogą stanąć przed jej frontowymi drzwiami. Na myśl o uciekającym czasie poczuła ucisk w żołądku. Gdyby chociaż pamiętała tę przemowę, którą tysiąc razy powtarzała sobie w myślach. Bawiła się frędzlami szalika, patrząc na grę różowych, zielonych i niebieskich nitek.

– Nie słyszałaś moich odpowiedzi podczas wywiadu, prawda? – spytał Jean-Pierre, przerywając jej myśli.

– Niestety nie. Wymknęłam się z klubu w chwili, gdy rozpoznałam twarz tego reportera na ekranie nad barem. Wiedziałam, że przyprze cię do muru, więc wyszłam, żeby ojciec nie zrobił mi awantury w obecności kibiców.

Przyglądała się profilowi Jean-Pierre’a w światłach deski rozdzielczej. Na prawym policzku zauważyła świeże draśnięcie. Tego dnia dopisało mu szczęście. Spędziła sporo czasu w świecie swojego ojca i miała świadomość, ile kosztuje gra nawet najtwardszych zawodników.

– Powiedziałem, że żartowałaś. – Zerknął na nią, gdy zbliżali się do znaków wskazujących Lincoln Tunnel.

– Oczywiście, że żartowałam. Myślałam, że rozmawiam z kibicem Gladiatorów i po prostu się wygłupiałam. – Wiedziała z doświadczenia, że nie musi dopieszczać jego ego. – I ty, i Henry jesteście świetni. Gdybyście grali dziesięć meczów, każdej z drużyn dałabym pięć szans na zwycięstwo.

– To bardzo szlachetnie z twojej strony. – Zredukował biegi, bo ruch zwolnił. – I pewnie się nie mylisz. Ale wracając do wywiadu. Powiedziałem nie tylko, że żartowałaś, dodałem też, że będziesz moim gościem w Luizjanie i że nie możesz się tego doczekać.

Miała nadzieję, że się przesłyszała. Na pewno by tego nie zrobił. Przecież już nawet jej nie lubił. Postarał się, by to zapamiętała, kiedy wymaszerował z jej domu.

– Nie zrobiłeś tego.

W tunelu rozbłyskiwało pojawiające się w regularnych odstępach fluorescencyjne światło. Zakręciło jej się w głowie.

– Ależ tak, zrobiłem. Co miałbym powiedzieć twoim zdaniem? – Mocniej ścisnął kierownicę. Potem na moment uniósł jedną rękę i rozprostował palce.

– Ja tylko… – Próbowała znaleźć rzeczowy argument, ale wszystkie racje, które przychodziły jej do głowy, były konwersacyjnym dynamitem. – To niemożliwe – rzekła nieprzekonująco.

– A jednak będziemy musieli dobrze udawać, bo twój komentarz może wywołać w mediach szum, który odwróci uwagę od drużyny. Nie stać mnie na to w tej chwili. – Rozluźnił krawat. Z lekkim zarostem, elegancki, w sportowym samochodzie wyglądał jak playboy.

Ale pozory mylą, w tym mężczyźnie nie było nic z playboya, niczego też nie udawał. I nieważne, że jego cotygodniową walkę na boisku nazywano grą. Jean-Pierre był jednym z najpoważniejszych i najciężej pracujących mężczyzn, jakich spotkała. Nieugięcie dążył do osiągnięcia celów. Zrozumiała, że nie wycofa się z pomysłu przedstawienia dla mediów, skoro już im to obiecał.

– Nie rozumiesz – zaczęła, ale on jej przerwał.

– Może to ty nie rozumiesz. – Zjechał w stronę 42 Ulicy, a ona żałowała, że nie może cofnąć wskazówek zegara, by ten wieczór zakończył się inaczej. Żeby miała więcej czasu.

– Nie miałem szansy, żeby to z tobą skonsultować. Postawiłaś mnie w niezręcznej sytuacji wobec drużyny, ligi, mediów i kibiców.

– Masz rację. To akurat rozumiem. – Piersi ją bolały, pragnienie powrotu do domu stało się nagłą biologiczną potrzebą. Na szczęście wszystkie światła na 10 Alei były zielone, więc mogli swobodnie mknąć na północ.

– Świetnie. Jesteś zaproszona na ślub mojego brata. – Zaczął przedstawiać swój plan, którego Tatiana nie brała pod uwagę. – Weźmiemy udział w ceremonii, a potem zostaniesz w Nowym Orleanie do meczu Gladiatorów z Hurricanes. Ja muszę dojeżdżać na treningi, ale będę w domu dość często, żeby zdążyli nas razem sfotografować. W ten sposób zakończymy plotki na temat naszych rodzin. I nas samych.

Tylko Reynaud może poważnie rozważać „dojeżdżanie” na treningi z Nowego Orleanu do Nowego Jorku. Roześmiałaby się, gdyby nie była bliska paniki. Ale z pewnością nauczyła się już radzić sobie z nieoczekiwanymi konsekwencjami swych zachowań. Teraz Jean-Pierre też będzie musiał się tego nauczyć.

– Okej – zgodziła się, by nie tracić sił na spory, wiedząc, że jego plany i tak skazane są na porażkę. – Kiedy usłyszysz, co mam do powiedzenia, wątpię, żebyś chciał mnie widzieć w Nowym Orleanie. – Wjechali na Central Park West i zbliżali się do jej budynku. – Masz ochotę wejść, żebyśmy kontynuowali tę rozmowę?

– Oczywiście. Mamy mnóstwo do ustalenia. – Zaparkował i podał kluczyki portierowi.

W windzie Tatiana zdała sobie sprawę, że tak długo zwlekała ze swoim oświadczeniem, iż wkrótce słowa okażą się zbędne. Nie była z tego dumna, ale była zmęczona, obolała i skrępowana. No i czy on nie ponosi połowy winy za tę sytuację?

Jednak gdy winda zatrzymała się na jej piętrze, odwróciła się do niego twarzą i wyrzuciła z siebie:

– Tak, musimy wiele zaplanować, ale nie to, o czym myślisz.

– Nie rozumiem – odrzekł, mrużąc oczy.

Wzięła głęboki oddech.

– Pamiętasz tamtą noc ostatniej zimy? – Nie czekała na odpowiedź, słysząc zawodzący głosik zza drzwi jej apartamentu. – Powinnam ci była wcześniej powiedzieć, ale wyszedłeś rano, mówiąc, że to był błąd. Po takim rozstaniu rozmowa była niemożliwa, a potem… – Pokręciła głową, zniecierpliwiona sobą i wymówkami, które teraz nie miały sensu. – Wejdź i poznaj swojego syna, Jean-Pierre.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: