- promocja
- W empik go
Najlepsza oferta - ebook
Najlepsza oferta - ebook
Kiedy wchodzisz do świata miliarderów, pamiętaj – większe od fortuny są tylko ich żądze.
Po śmierci ojca Freya i jej matka stały się bankrutkami. Za chwilę stracą dach nad głową, a Freya będzie zmuszona porzucić studia. Wyjściem z tej beznadziejnej sytuacji może być… wystawienie swojego dziewictwa na licytację w klubie Błękitny Motyl. Jego członkowie, obrzydliwe bogaci faceci, są w stanie zapłacić tysiące funtów za noc z dziewicą. Choć Freya nie tak wyobrażała sobie swój pierwszy raz, rozumie, że czas porzucić dziecięce sny.
Dla ratowania rodziny zrobi wszystko, ale nie wie jeszcze, czym naprawdę okaże się dla niej najlepsza oferta.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66815-24-7 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Przepraszam… – odezwała się głośno kobieta, gdy odchodziłam już od stolika. Taki ton zwykle oznaczał tylko jedno. Nawaliłam. Z przykrym uczuciem w żołądku odwróciłam się do niej twarzą. Właśnie grzebała nożem w liściach rukoli i minipomidorkach na swoim talerzu. – Czy nie mówiłam wyraźnie, że nie chcę wiórków parmezanu w sałatce?
Zrobiłam pełną skruchy minę.
– Och, przepraszam. Zabiorę sałatkę i przyniosę pani nową.
– Co z pani za kelnerka? Nie jest pani w stanie ogarnąć prostej sałatki?
– Bardzo mi przykro. Byłam pewna, że sobie to zanotowałam. Możliwe, że zaszła pomyłka w kuchni. Przyniosę pani nową porcję. To zajmie dosłownie chwilę. – Wzięłam jej talerz i odwróciłam się, by odejść.
– Halo, przepraszam – powiedziała znowu, tym razem głośno i sarkastycznie.
Starając się zachować uprzejmy i łagodny wyraz twarzy, odwróciłam się ku niej ponownie.
– Czy nie powinna pani przypadkiem wziąć też talerza mojego męża i włożyć go do podgrzewacza, żeby mu nie wystygł posiłek?
Mężczyzna siedzący naprzeciw niej po raz pierwszy zabrał głos:
– Nie, nie trzeba. Moja lazania wygląda na tak gorącą, że pewnie poparzyłbym sobie usta, gdybym zabrał się do niej od razu.
Kobieta zmierzyła go wściekłym wzrokiem, po czym spojrzała na mnie i warknęła:
– Proszę zabrać jego talerz i włożyć do podgrzewacza.
– Oczywiście. – Uśmiechnęłam się przepraszająco do jej męża, po czym zabrałam również jego talerz i udałam się do kuchni.
– Co tam? – zapytał kucharz Alfredo, gdy postawiłam przed nim talerze.
– Stolik dwadzieścia dwa. Kobieta prosiła, żeby nie dodawać parmezanu do jej sałatki. To mogła być moja pomyłka; nie wiem, czy to zapisałam.
Popatrzył w kierunku stolika i natychmiast się wściekł.
– To znowu ta popieprzona baba. Za każdym razem, kiedy tu przychodzi, czepia się zamówienia. – Skrzyżował ramiona na piersi. – A co nie tak z drugim daniem?
– Nic. Chciała, żeby je włożyć do podgrzewacza, nim przygotujemy jej sałatkę.
– Co za tępa dzida – skomentował kucharz. Mamrocząc wściekle pod nosem, umieścił lazanię w podgrzewaczu i odszedł w głąb kuchni z sałatką.
Wyjęłam notes i spojrzałam w swoje zapiski. Okazało się, że to była moja pomyłka – nie zapisałam dokładnie zamówienia. To był już trzeci z rzędu błąd, który dziś popełniłam.
Maya, jedna z pozostałych kelnerek, zatrzymała się obok mnie.
– Co tam? Wyglądasz, jakby ktoś ukradł ci ostatniego dolca.
Skrzywiłam się. Nie miała pojęcia, jak blisko była sedna sprawy.
– Pochrzaniłam zamówienie dla stolika dwadzieścia dwa.
– Nie martw się. Ona nigdy nie jest zadowolona. Nie mam pojęcia, jak jej mąż to znosi. Na jego miejscu rozwiodłabym się z nią dzień po ślubie. On zawsze wygląda na nieszczęśliwego.
– To była moja wina – przyznałam. – Nie zapisałam dokładnie jej zamówienia.
Maya dotknęła mojej dłoni pocieszającym gestem.
– Ej, nie martw się. Każdemu zdarza się popełnić błąd.
Owszem, ale ja popełniłam już trzy błędy podczas jednej zmiany. Wzięłam głęboki wdech. Potrzebowałam tej pracy. Musiałam się skoncentrować.
Alfredo wrócił z sałatką. Nadal był czerwony z wściekłości.
– Proszę. Sałatka Santini bez najważniejszego składnika.
– Dzięki, Alfredo.
Zaniosłam dwa talerze z powrotem do stolika.
– Sałatka Santini bez parmezanu i mięsna lazania. Ponownie przepraszam za pomyłkę.
– Za późno na przepraszanie – burknęła kobieta.
Gdy wróciłam do wydawki, Maya już na mnie czekała.
– Słuchaj, mam dziś jedynie pięć stolików, a ludzie przy siódemce chyba zasiedzieli się na resztę wieczoru, więc jeśli chcesz skończyć wcześniej, mogę przejąć twoje stoliki.
Owszem, przydałoby mi się skończyć wcześniej. Półtorej godziny temu dostałam telefon z uniwerku, że czek mojej mamy mający pokryć moje czesne okazał się nieważny. Musiałam przejrzeć jej finanse.
– Na pewno? – zapytałam z nadzieją w głosie.
– Jasne. Ty mi już parę razy pomogłaś – odparła z uśmiechem.
– Dzięki, Maya, jesteś najlepsza.
Koleżanka poklepała mnie po plecach.
– Nie zamartwiaj się tak. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
Zdjęłam fartuch, chwyciłam torbę i popędziłam na przystanek autobusowy.Freya
Dwadzieścia minut później dotarłam na King’s Road, wyskoczyłam z autobusu i szybkim krokiem ruszyłam do butiku mamy. Martin – łysy mężczyzna w okularach, który był najbardziej lojalnym asystentem mamy w czasach, gdy mieliśmy mnóstwo kasy – obecnie pracował jako sprzedawca. Zastałam go wyglądającego przez okno ze zmarszczonym czołem.
– Co tu robisz, Missy? – zapytał, gdy weszłam do środka.
– Muszę sprawdzić coś w biurze mamy – odpowiedziałam, udając się na tyły sklepu.
Zamknęłam za sobą drzwi i niemal potknęłam się o stos próbek. Moim celem było zabałaganione biurko matki, pokryte listami i fakturami. Usiadłam w fotelu biurowym i otworzyłam szufladę. Szukałam wyciągu z jej konta, ale w kolejnej szufladzie znalazłam jakieś dziwne pismo. Zaciekawiona wzięłam je w dłonie. Serce nagle przestało mi bić.
Nie, nie, nie… Przeczytałam je ponownie i nadal nie mogłam uwierzyć w to, co miałam przed oczami.
Wydobyłam telefon z kieszeni i wybrałam numer mamy. Odebrała po piątym sygnale.
– Jestem w sklepie, robię zakupy – odezwała się radosnym tonem.
– Mamo, jestem w twoim biurze…
– Co robisz w moim…? – Przerwała, zdając sobie sprawę, co oznaczało moje stwierdzenie.
– Mamo, czy zastawiłaś dom babci pod hipotekę, żeby otworzyć butik?
Przez chwilę w słuchawce panowała cisza. W końcu mama odpowiedziała:
– Tak.
Wypowiedziała to słowo tak cicho, że ledwo ją słyszałam. Krew szumiała mi w uszach.
– Ale mówiłaś przecież, że masz oszczędności… Że sprzedałaś trochę swojej biżuterii.
– Owszem, ale to nie wystarczyło na wynajem lokalu na King’s Road.
– Więc zastawiłaś jedyny kapitał, jakim dysponowałyśmy? – Nie kontrolowałam już głosu. – To nasz dom. I dom babci. Ojciec nie tknął go palcem, nawet gdy wszystko się waliło.
– Freyo… – Mama westchnęła ciężko. – Zrobiłam to, bo tego wymagała sytuacja. Nie było sensu otwierać salonu na jakimś zadupiu. Nawet moi przyjaciele nie wpadliby do mnie, gdybym otworzyła interes w Brixton lub Peckham…
Nagle poczułam, że tego już dla mnie za wiele. Telefon z uczelni, baba od sałatki, a teraz to.
– Jak mogłaś to zrobić, nic mi nie mówiąc, mamo? – Głos mi się załamał, a po policzkach popłynęły łzy. – Rozmawiałyśmy o tym. Mówiłam ci, że otwieranie butiku w czasach zakupów online jest szaleństwem. Zaoferowałam nawet, że zamieszkam z Ellą. Mogłaś przeprowadzić się do tańszej dzielnicy i wynająć apartament. A z zysków powoli spłacać długi. To było bezpieczne wyjście. Ale nie, oczywiście musiałaś zainwestować ostatnie grosze w ten idiotyczny sklep. I tak oto zostałyśmy z niczym. Co zrobimy, jeśli twój interes padnie, mamo?
– Freyo, wróć do domu, porozmawiamy na spokojnie.
– Jasne, oczywiście – skwitowałam i się rozłączyłam. Wzięłam parę głębokich oddechów i próbowałam się uspokoić. Nie chciałam jeszcze bardziej denerwować mamy. Już i tak miała dużo na głowie. Sama jednak czułam, że brakuje mi powietrza z frustracji i rozpaczy.
Godzinę później, nieco już spokojniejsza, przekroczyłam próg naszego mieszkania w Chelsea – które technicznie rzecz biorąc, nie było już nasze. Usłyszałam, jak mama krząta się w kuchni. Zostawiłam rzeczy w swoim pokoju i ruszyłam jej na spotkanie.
– Witaj, kochanie! – zaświergotała wesoło, jakby nasza niedawna rozmowa nie miała miejsca. – Robię właśnie kolację. Kupiłam ci twój ulubiony kawior z bieługi i te małe kartofelki.
Szlag trafił cały mój spokój.
– Mamo! – wykrzyknęłam.
– Co? – Odwróciła się do mnie.
Była niewiarygodna. Moja czterdziestopięcioletnia matka była najbardziej naiwną osobą pod słońcem!
– Nie rozumiesz, że jesteśmy kompletnie spłukane? Zalegamy już z kilkoma comiesięcznymi płatnościami. Za chwilę zamkną nam rachunki. A ty kupujesz kawior?
– Bo wiem, że go uwielbiasz… – Mama wyglądała na autentycznie zmieszaną, jakbym to ja zachowywała się nieracjonalnie.
Nerwy puściły mi kompletnie.
– Tak, uwielbiałam go, kiedy tata jeszcze żył! – wykrzyczałam. – Kiedy byliśmy bogaci, a nie na granicy bezdomności!
– To tylko mała puszeczka… – wymamrotała.
Spojrzałam na nią. Drobnej budowy, w zdobionym świecidełkami turbanie budziła we mnie mieszankę podziwu i wyczerpania. Odmawiała kompletnie uznania spadku statusu, jaki wywołała śmierć mojego ojca. Absolutnie nie wyglądała na zubożałą wdowę. Jej szlafrok był wykonany z najwyższej jakości jedwabiu, w uszach miała diamentowe kolczyki, a na nogach kapcie z materiału z wełny lamy.
– Mamo! – zawyłam niemalże, nie wiedząc, co mam powiedzieć. Ani pomyśleć. Było mi jej żal, ale jeszcze bardziej było mi żal siebie. Ostatni rok był kompletnym koszmarem, a wyglądało na to, że jeszcze nie osiągnęłyśmy dna. Miałam ochotę się załamać, lecz nie mogłam sobie na to pozwolić. To pogrążyłoby nas obie.
Odwróciłam się na pięcie i wymaszerowałam z kuchni.
– Freyo… – Mama podążyła za mną. – Dokąd idziesz? Freya!
Zatrzasnęłam za sobą drzwi i pobiegłam na przystanek autobusowy.Freya
Wyszłam z domu w samych dżinsach i swetrze, więc kiedy moja najlepsza przyjaciółka Maddie otworzyła mi drzwi, trzęsłam się z zimna.
Spojrzała na mnie oczami wielkimi ze zdziwienia.
– Co ty wyrabiasz? – zapytała.
– Odwiedzam cię – wydukałam, szczękając zębami.
Maddie wciągnęła mnie do środka i zamknęła drzwi. Rzuciłam się na nią i objęłam ją ramionami. Przytuliła mnie i przez chwilę obie milczałyśmy. W końcu spytała cichym głosem:
– Co się dzieje, Freyo? – Gdy nie odpowiedziałam, zadała kolejne pytanie: – Coś się stało twojej mamie?
Pokręciłam głową. Maddie zmarszczyła brwi.
– No to o co chodzi?
Z całych sił próbowałam powstrzymać łzy, ale mi się nie udało.
Przyjaciółka powstrzymała się od dalszych pytań. Pociągnęła mnie do ciepłego salonu i razem opadłyśmy na kanapę. Trzymała mnie w ramionach i powtarzała:
– Wszystko będzie dobrze. Coś wymyślimy.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Obie podskoczyłyśmy.
Oderwałam się od niej i spojrzałyśmy na siebie. Maddie miała wielkie oczy, lśniące w świetle lampki stojącej na półce na książki za jej plecami. Dzwonek zadzwonił ponownie, tym razem dłużej. Pociągnęłam nosem.
– Spodziewasz się kogoś?
– Nie. – Wstała i ruszyła ku drzwiom. Wytarłam nos i chwyciłam pilota od telewizora. Chwilę później usłyszałam wysoki głos Elli:
– Freya jest u ciebie? To się świetnie składa! – Po chwili ukazała się w wejściu do salonu. Miała na sobie niemożliwie krótką kieckę. – Hej, laska – powiedziała na powitanie, po czym przyjrzała mi się uważniej. – Czemu masz czerwone oczy?
– A ty czemu się tak ubierasz zimą? – odpaliłam.
– Zapomniałaś już? – rzuciła beztroskim tonem. – Mam misję. Znaleźć obrzydliwie bogatego idiotę.
– Ta misja jest nadal aktualna? – zapytałam, odwracając wzrok.
– Znalezienie bogatego męża, żebym nie musiała ruszyć palcem do końca życia? Tak, aktualna.
– Wiesz, że to właśnie zrobiła moja mama – skomentowałam cicho. – Dwadzieścia cztery lata później jest niemal bezdomną wdową.
W pokoju zapadła cisza tak głęboka, że słyszałam zimowy wiatr za oknem i kroki przechodniów nad nami (apartament mieścił się w piwnicy).
– Eee… – zaczęła Maddie. Spojrzałam na nią i zauważyłam, że wymienia znaczące spojrzenia z Ellą, która przysiadła obok mnie na kanapie. – Jak to bezdomną? Stracisz dom? – Usiadła u moich stóp.
– To już niemal pewne. Mama zastawiła dom, żeby móc otworzyć sklep.
– O nie… – Maddie westchnęła przerażona.
– Jak się o tym dowiedziałaś? – spytała Ella.
– Dostałam telefon z uniwerku, że wystawiony przez nią czek okazał się nieważny, więc przejrzałam jej papiery i tak się dowiedziałam.
– Co na to twoja mama?
Wzruszyłam ramionami.
– A co mogła powiedzieć? Tak czy inaczej, jestem przekonana, że ona celowo odmawia ogarnięcia rozumem naszej sytuacji. Nadal robi zakupy w luksusowych sklepach. A po tym, jak do niej zadzwoniłam, kupiła mi kawior z bieługi, żeby mnie udobruchać.
– Rany… – Ella uniosła dłoń do ust, by ukryć uśmiech. – Twoja mama jest taka urocza.
Spojrzałam na nią z zaskoczeniem, ale Maddie jej przytaknęła.
– No, jest fantastyczna. Ilekroć odwiedzam ją w sklepie, wychodzę z czymś nowym. Już jej powiedziałam, że zamawiam ją jako nową mamę, jeśli kiedykolwiek znudzi się tobą.
– Możesz ją sobie wziąć – powiedziałam sfrustrowana faktem, że żadna z nich nie rozumiała, jak ciężka jest moja sytuacja. Miałyśmy z mamą tysiące funtów długu. Byłam niemal pewna, że będę musiała rzucić studia i zacząć pracować jako kelnerka na pełny etat, a mama zapewne zostanie zmuszona ogłosić bankructwo. Straci dom i będzie musiała się przeprowadzić do mieszkania socjalnego. To ją zabije.
– Czemu? – zapytała Ella. – Co takiego zrobiła? Nie rozumiem cię. Ona tylko chciała poprawić ci humor. To ty teraz brzmisz, jakbyś była nie wiadomo kim.
– Już i tak jesteśmy spłukane – odparłam. Czułam się wyżęta emocjonalnie. – Więc czemu by nie wydać naszego miesięcznego budżetu spożywczego na kawior?
– Nadal nie rozumiem, w czym problem – powiedziała Ella. Maddie odwróciła się do niej.
– Rusz głową. Kawior to jedzenie dla bogaczy, a nie ludzi w tarapatach finansowych.
– Chyba żartujesz, kawior wcale nie jest taki drogi!
Spojrzałam na nią kompletnie zbita z pantałyku – choć w zasadzie nie powinnam się dziwić. Rodzicom Elli nieźle się powodziło i była przyzwyczajona do małych luksusów. Cały czas mieszkała z rodzicami. Maddie natomiast pochodziła z rodziny robotniczej.
– Ona chyba to robi specjalnie – skomentowała Maddie, przyciskając dłoń do czoła. Po chwili przeniosła spojrzenie na mnie. – Jest aż tak źle? Mogą wam zabrać dom?
– Nie wiem. Nie zagłębiałam się w temat, ale wiem, że butik ledwo ciągnie.
W pokoju na dłuższą chwilę zapadła cisza. W końcu Maddie ujęła mnie za dłoń.
– Wszystko się ułoży, Freyo – zapewniła. – Dasz sobie radę.
– To samo mówiłyście mi, gdy… – Nadal nie potrafiłam powiedzieć tego na głos. Czasem byłam gotowa przysiąc, że to był tylko sen. Okropny sen, z którego niedługo się obudzę. Wyprostowałam się. – Minął rok i wciąż nie daję sobie rady.
– Ale przynajmniej zaczęłaś się uśmiechać – podkreśliła Ella. – Pamiętasz, jak po śmierci twojego ojca oglądałyśmy całymi dniami Seks w wielkim mieście i wciąż zadawałaś sobie to samo pytanie co Carrie: „Czy jeszcze kiedykolwiek się uśmiechnę?”. Cóż, udało się.
Uśmiechnęłam się, ale ponuro.
– To było niewłaściwe pytanie. Powinnam była spytać: „Czy kiedykolwiek przestanę płakać?”.
Maddie pogłaskała mnie uspokajająco po kolanie. Potrząsnęłam głową, aby odpędzić mroczne myśli.
– Cóż, nie ma co się zastanawiać. Będę musiała rzucić uniwerek i załatwić sobie pracę na pełny etat.
– Nie możesz rzucić studiów! – zaprotestowała Maddie. – Ja już musiałam to zrobić, a nasza mała księżniczka ledwo sobie radzi. Obie liczymy na to, że skończysz studia, będziesz dobrze zarabiać i nas utrzymywać.
– O dziwo, nawet nie czuję się urażona – oświadczyła Ella i ruszyła do kuchni. – Świat jest pełen przeszkód.
Obie przyglądałyśmy się, jak tańczy do muzyki, którą słyszała tylko ona, i nalewa sobie wina do plastikowego kubeczka.
– Ech, chciałabym być taka beztroska – wymamrotałam pod nosem.
– Ona może sobie na to pozwolić – zauważyła cichym głosem Maddie. – Ma nadal oboje rodziców. Nie to co my.
Wyciągnęłam się na sofie gotowa zapaść w sen. Maddie pociągnęła mnie na powrót do pozycji siedzącej.
– Nie możesz zasnąć, musimy wymyślić, co z twoim domem.
– Nie dziś. Nie mam już siły na ten cały bajzel.
Ella wróciła z kuchni i kopnęła sofę.
– Wstawaj. Zróbmy burzę mózgów. Co trzy głowy to nie jedna.
– Ile jest wart apartament twojej matki? – spytała Maddie.
Otworzyłam jedno oko.
– A co? Chcesz go odkupić?
– Jasne, tylko najpierw muszę uciułać na własny czynsz.
Uśmiechnęłam się słabo.
– Ale serio, na ile twoja matka zadłużyła dom?
– Nie wiem. Byłam zbyt zszokowana, by się zagłębiać w papiery. Zrobię to jutro.
Maddie spojrzała na mnie ze smutkiem na twarzy.
– Chyba się popłaczę.
– Wszystko będzie dobrze – pocieszyłam ją i siebie jednocześnie. – To nic wielkiego, ot, potknięcie na drodze. Jakoś przez to przejdę. Zrezygnuję ze studiów, będzie od razu lżej.
Nagle Ella postanowiła zrzucić bombę.
– Wiem, gdzie możesz zdobyć co najmniej pięćdziesiąt tysięcy funtów w jeden wieczór.Freya
Maddie wyprostowała się jak struna, a ja spojrzałam na Ellę z niedowierzaniem i cieniem nadziei. Żadna z nas nie odezwała się przez dłuższą chwilę – ja i Maddie nie wiedziałyśmy, jak zacząć, a Ella chłonęła naszą uwagę niczym gąbka.
– Żartujesz, prawda? – Maddie odezwała się pierwsza.
– Nie, dlaczego miałabym żartować? – odparła Ella.
– Jak? – zapytałam. Zauważyłam, że na skroni Elli pojawiła się niewielka żyłka. To była charakterystyczna oznaka, że mówi prawdę.
– Właśnie, jak? – powtórzyła za mną Maddie. Następne słowa Elli rozwiały nadzieję, która pojawiła się w jej oczach.
– Ty nie możesz, Maddie. Ja też nie. Tylko Freya może.
– A to czemu? – odrzekła Maddie z niechęcią w głosie.
– Muszę sprzedać płuco albo coś w tym stylu? – spytałam.
– Nie do końca.
Wyprostowałam się na siedzeniu.
– To co muszę sprzedać?
Ella zawahała się, popatrując to na mnie, to na Maddie.
– Pomyśl. Co masz takiego, czego nie ma Maddie?
– Gadajże, do kurwy nędzy! – wybuchła Maddie.
– Uspokój się. – Ella zaśmiała się cicho. – Chodzi o aukcję dziewictwa.
– O czym ty, do cholery, mówisz? – zdziwiła się nieco Maddie.
– Nie słyszałaś o tym? To najnowsza moda. Wiele dziewczyn sprzedaje dziewictwo na aukcji, zamiast je po prostu oddawać.
– Zaraz! – Maddie zapiszczała. – Freya jest dziewicą?!
Obie z Ellą spojrzałyśmy na nią z dezaprobatą. Nasza przyjaciółka zasłoniła usta dłonią, by ukryć uśmiech.
– Przepraszam, zawsze myślałam, że to żart.
Ella poszła do kuchni i wróciła z miską winogron.
– Ello, możesz nam w końcu opowiedzieć wszystko, zamiast trzymać nas w niepewności? – Maddie była wyraźnie zniecierpliwiona.
– Spokojnie, dziewczyno. Daj mi mówić. Aukcje odbywają się w takim jednym ekskluzywnym klubie. Nazywa się Niebieski Motyl. Słyszałam o tym od znajomej.
Na wieść, że to plotka zasłyszana od kogoś innego, natychmiast straciłam zainteresowanie, jednak Maddie drążyła temat.
– Pięćdziesiąt tysięcy za noc? Chyba przesadzasz.
– Wcale nie – odparła Ella. – Zwykle dziewczyny zarabiają na tych aukcjach jakieś trzydzieści, ale te naprawdę piękne potrafią przytulić pięćdziesiąt, sześćdziesiąt, a nawet siedemdziesiąt patyków. Nie ma limitu górnego. Zależy tylko od dziewczyny i od tego, ile klient chce za nią zapłacić. Z urodą i figurą Frei nie widzę przeszkód, żeby osiągnęła wysoką cenę.
Maddie zaniemówiła z wrażenia. Ja natomiast nie wierzyłam w ani jedno słowo.
– I co, to się zdarzyło twojej znajomej?
– Nie, siostrze jej znajomej.
– Jasne, znajoma znajomej i tak dalej… – skomentowałam.
– Wiem, brzmi niewiarygodnie, ale ona jest uczciwą osobą. Inaczej bym o tym nie wspomniała.
– I jak to dokładnie wygląda? – Maddie była wyraźnie zainteresowana.
Ella wrzuciła sobie winogrono do ust.
– Klub należy do jakiegoś tajemniczego milionera. Żeby do niego należeć, trzeba mieć znajomości. Głównym celem klubu jest promocja „doświadczeń niezwykłej rozkoszy”, cokolwiek to oznacza. Ale to akurat nie ma nic wspólnego z aukcjami dziewic. One odbywają się chyba tylko raz w miesiącu.
– Dziewczyny wystawiają się na aukcji? – spytała Maddie.
– Tak – odpowiedziała Ella. Maddie przysunęła się do niej. Widać było, że chłonie każde jej słowo.
Wyjęłam telefon z kieszeni, by odczytać esemesa. Był od mojej matki, z przeprosinami. Włożyłam komórkę z powrotem do kieszeni. Zaczęłam odczuwać lekkie mdłości. Uniosłam wzrok i odkryłam, że Ella przygląda mi się uważnie.
– Dziewczyny podają na początek cenę wywoławczą i tyle. Dalej już wszystko zależy od licytacji. Jedna laska, była królowa piękności z Ukrainy, została sprzedana za sto pięćdziesiąt tysięcy. Kupił ją jakiś arabski książę.
– Arabski książę? – Maddie nie mogła uwierzyć. – No i co dalej, gdy już ktoś cię kupi?
– Cóż, nie znam wszystkich szczegółów, ale z tego, co mówiła mi znajoma, musisz spędzić noc ze zwycięzcą aukcji, zbrukać prześcieradło krwią i tyle, jesteś wolna. Zasady klubu mówią, że nie można zmuszać dziewczyn do niczego paskudnego ani brutalnego, chyba że obie strony się na to zgodzą. Zalecane jest także użycie prezerwatywy. Ponieważ wszystko odbywa się na terenie klubu, gwarantowana jest ochrona. Chyba że dziewczyna i klient chcą to zrobić gdzieś indziej – wtedy muszą podpisać dokument zwalniający klub z wszelkiej odpowiedzialności.
– I po tej jednej nocy…
– Nie musicie się nigdy więcej widzieć, chyba że chcecie. A, no i ponieważ w aukcjach biorą udział celebryci, miliarderzy i członkowie rodzin królewskich, trzeba podpisać klauzulę o poufności informacji.
Maddie pokiwała głową.
– Domyślam się, że należy też przejść badania lekarskie. Inaczej każda laska mogłaby podać się za dziewicę.
Ella spojrzała na nią z zaskoczeniem.
– Masz podejrzanie pokręcony umysł.
Maddie westchnęła teatralnie.
– To dar i jednocześnie klątwa.
– Freyo, jesteś piękną dziewczyną… – zwróciła się do mnie Ella cicho. – Mogłabyś spokojnie zarobić pięćdziesiąt tysięcy. To byłby przydatny zastrzyk gotówki, ale najpierw dokładnie to przemyśl. Nie rób niczego, czego mogłabyś kiedyś pożałować. Możesz w inny sposób pomóc swojej matce. Oczywiście zajmie to więcej czasu i będzie związane z bolesnymi poświęceniami, takimi jak rzucenie studiów i przeprowadzka do lokalu socjalnego.
Splotłam nerwowo palce u dłoni.
– A ty, Ello, co byś zrobiła na moim miejscu?
Jej odpowiedź była prosta.
– Wiecie obie, że mój pierwszy raz był w zasadzie gwałtem, a kolejne też nie okazały się nadzwyczajne. Jeśli miałabym wybór, ustawiłabym się jako pierwsza w kolejce do tego klubu. Zwłaszcza jeśli mogłabym pomóc matce.
– Mój pierwszy raz był z tym draniem Derekiem – wyznała Maddie. – Był słodki, dopóki nie skończył. Nadal nie mogę uwierzyć, że zaraz po całym krwawym zajściu wyskoczył z łóżka i ogłosił, że idzie do pubu, aby spotkać się z kumplami. Pieprzony gnojek.
Ella zakryła usta dłonią, by stłumić chichot.
– Tak czy inaczej, Freyo… – kontynuowała Maddie. – Wiem, że zawsze chciałaś, aby twój pierwszy raz był z kimś wyjątkowym, ale moim zdaniem ideały są przereklamowane, a może nawet nie istnieją. Nie mówię, że powinnaś to zrobić, lecz z doświadczenia wiem, że nie możesz pozwolić, aby staromodne ideały stanęły ci na drodze. Sama jeszcze nigdy nie spotkałam dziewczyny, dla której pierwszy raz był wyjątkowy. To zawsze jest niezręczne, krwawe i nieco bolesne. Jesteśmy feministkami. Nasze ciała należą do nas i możemy z nimi zrobić, co nam się żywnie podoba.
Zamrugałam parę razy zaskoczona, bo nie wierzyłam, że to Maddie tak mówi. Następnie pokręciłam głową.
– Obie możecie sobie to ubierać w różne słowa, ale tak naprawdę to jest po prostu prostytucja.
Ella spojrzała na mnie.
– Wiesz, Freyo, w zasadzie to większość związków między kobietami i mężczyznami ma w sobie element transakcji. Niekoniecznie musi od razu chodzić o gotówkę. Bo czym tak naprawdę są kino i kolacja, weekend w Paryżu albo nawet obrączka ślubna? Ja nie miałabym najmniejszych oporów, żeby to zrobić, ale ty jesteś inna. Nie chciałabym, aby to cię w jakiś sposób zbrukało. Twoim pierwszym może być jakiś stary oblech wyglądający jak Donald Trump.
Maddie i ja wbiłyśmy w nią spojrzenia. Ella wzięła głęboki oddech i ciągnęła:
– Po prostu nie chciałabym, aby to cię zmieniło na resztę życia. Przepraszam, że w ogóle o tym wspomniałam. Będziesz musiała dokonać kilku bolesnych poświęceń, ale ty i twoja mama jakoś sobie poradzicie.
Ella nie musiała mi tego mówić. W głębi ducha wiedziałam, że nigdy w życiu nie wystawię swojego ciała na aukcję.Freya
Wróciłam do domu późnym wieczorem. Mama już spała, ale zostawiła mi w kuchni kawior i słodki liścik, w którym pisała, że mnie kocha. Cały był pokryty serduszkami narysowanymi czerwonym tuszem.
Usiadłam przy kuchennym stole i się rozejrzałam. Straciłyśmy już nasz wielki dom, a teraz wyglądało na to, że stracimy też to małe mieszkanko. Nie chciałam jednak pozwolić sobie na smutki. Byłam zdeterminowana, by znaleźć wyjście – i to bez sprzedawania swojej cnoty.
Postanowiłam rzucić studia i znaleźć pracę, która pozwoliłaby mi utrzymać nas obie. Miałam też zamiar przejrzeć rachunki butiku mamy i spróbować tchnąć w niego drugie życie lub – jeśli sytuacja okaże się tragiczna – pozbyć się go z jak najmniejszymi stratami.
Moje samopoczucie od razu się poprawiło. Nie czułam się tak dobrze od śmierci taty. Zrobiłam sobie tost, rozsmarowałam na nim kawior i zjadłam go. Wiedziałam, że długo nie skosztuję ponownie niczego tak luksusowego. Zebrałam okruszki ze stołu i poszłam do łóżka.
Gdy się obudziłam, mama zdążyła już wyjść. Zostawiła mi karteczkę z informacją, że idzie do fryzjera. Westchnęłam ciężko. Oczywiście nie żałowałam mamie fryzjera – problem polegał na tym, że jej fryzjer kosztował tysiąc funtów za wizytę.
Będziemy musiały obie dokonać wielu poświęceń i wprowadzić wiele zmian.
Przed wyjściem na uczelnię zadzwoniłam do Martina, żeby dowiedzieć się, czy mama jest w sklepie. Poinformował mnie, że właśnie wyszła, i zaprosił na ciasto, które upiekła Marie, sprzątaczka. Uwielbiałam jej wypieki, więc wyruszyłam w tamtym kierunku.
Idąc, poczułam ukłucie smutku. Cały ten bałagan był po części moją winą. W chwili uniesienia zapomniałam, że nie protestowałam nadmiernie, gdy mama wpadła na pomysł otwarcia butiku. Obie byłyśmy jeszcze w szoku po śmierci ojca. I jej okolicznościach. Chciałam tylko, by znów była szczęśliwa.
Wiedziałam, że za młodu snuła marzenia o własnym luksusowym butiku. Jednak jeszcze mocniej marzyła o tym, żeby poślubić bogatego kandydata i wieść życie bywalczyni salonów.
Czekając, aż światło na przejściu dla pieszych zmieni się na zielone, dostrzegłam kobietę wchodzącą do sklepu. Miała czerwone buty na obcasie i czarny płaszcz i wyglądała jak typ klientki, który miał przyciągać salon. Może była to klientka dnia – taką przynajmniej miałam nadzieję.
Martin pospieszył do drzwi, aby ją przywitać, ale gdy zobaczył jej twarz, stanął jak wryty, a potem zaczął się cofać. Światło zmieniło się na zielone. Nadal wpatrzona w witrynę sklepu przeszłam przez pasy i zatrzymałam się przy wejściu do butiku. Sama nie wiem, dlaczego nie weszłam do środka. Chyba czułam, że dzieje się coś istotnego.
Martin uniósł dłoń, jakby chciał zatrzymać kobietę, po czym pospieszył na zaplecze.
Przypatrywałam się tej scenie, zastanawiając się, o co chodzi.
Nagle pojawiła się moja mama. Na nosie miała okulary do czytania.
Była najbardziej próżną osobą, jaką znałam. Wiedziałam, że nie znosi okularów i zakłada je wyłącznie wtedy, kiedy jest pewna, że nikt jej nie widzi. Fakt, że zapomniała je zdjąć, musiał oznaczać, że dzieje się coś wyjątkowego i poważnego. Zbliżyła się do nieznajomej i słuchała jej, gdy ta zaczęła coś mówić ze swadą.
Mama kilka razy próbowała wtrącić się w ten monolog, ale kobieta nie dała jej dojść do głosu. Mówiła coraz głośniej. Słyszałam ją nawet pomimo dźwięków ulicy i rozmów przechodniów.
Niedobrze.
Mama przyglądała jej się z zatroskaną i nieco błagalną miną.
Dłużej nie byłam w stanie tego znieść. Postąpiłam krok naprzód, gotowa przerwać kobiecie i powiedzieć jej, co myślę, kiedy ta odwróciła się i zaczęła przeglądać wieszaki z ubraniami. Zdzierała z nich sukienki i żakiety, a mama szła za nią, próbując ją zatrzymać. Chwytała ubrania, które kobieta chciała zabrać. Nagle zdałam sobie sprawę, co się dzieje. Zamarłam, po czym zrobiłam krok do tyłu i schowałam się za jedną z dwóch roślin doniczkowych stojących przy wejściu. Choć wiele mnie to kosztowało, nakazałam sobie spokój. Mama musiała sama poradzić sobie z problemem. Moja interwencja tylko pogorszyłaby sprawę. Nieznajoma była zapewne dostawczynią ubrań, za które mama zalegała z płatnością.
Z bólem serca patrzyłam, jak kobieta układa sobie stos ubrań na ramieniu. Mama cały czas podążała za nią, żałośnie błagając ją o litość.
Dłużej nie byłam w stanie tego znieść, a jednak nie mogłam się zmusić do reakcji. Wiedziałam, że mama bardzo by nie chciała, abym była świadkiem jej poniżenia. Zamrugałam, próbując powstrzymać łzy. Życie mojej biednej mamy stało się takie trudne…
Nagle mama ruszyła do boju, próbując odebrać nieznajomej ubrania. Przyglądałam się tej scenie z niedowierzaniem.
Och, mamo! Daj spokój, po prostu pozwól jej zabrać te ciuchy…
Mama jednak nie miała zamiaru odpuścić. Kobieta w końcu zmęczyła się przepychanką i rzuciła ubraniami w mamę.
Tego już było dla mnie za dużo! Wpadłam do butiku akurat w momencie, gdy matka zakwiliła żałośnie:
– One są już opłacone! – Spuściła wzrok na podłogę. – Dziś po południu klienci je odbiorą.
– To samo mówiłaś w zeszłym miesiącu! – wykrzyknęła kobieta.
Zamarłam jak słup soli.
– Catherine… – błagała matka. – Potrzebuję tej sprzedaży, żeby pociągnąć kolejny miesiąc.
– Evelyn! – Na dźwięk imienia mojej matki w ustach tej kobiety szczęka opadła mi na pierś. – Jeśli nie dostarczę tych ubrań z powrotem do biura, stracę dziś pracę. A nie mam zamiaru wylądować na bruku tylko dlatego, że nie ogarniasz interesu.
Mama złożyła dłonie jak do modlitwy.
– Catherine, proszę… Daj mi jeden dzień. Środki wpłyną jutro na konto i oddam ci pieniądze w gotówce. Proszę. Kupiła je ważna klientka. Dzięki tej sprzedaży będę miała kolejne zamówienia. I ty też. Przychodzi na przymiarkę w porze lunchu i jeśli nie będę miała dla niej tych rzeczy, równie dobrze mogę od razu zamknąć interes i ogłosić bankructwo. Błagam, daj mi jeden dzień…
Catherine zignorowała jednak błagania mojej mamy i pochyliła się, by pozbierać ubrania.
– To niemożliwe… – zaczęła, lecz w tym momencie mama padła na kolana i chwyciła ubrania. Catherine była w takim szoku, że je puściła, co spowodowało, że mama przewróciła się na podłogę. I tak została, przyciskając rzeczy do piersi.