Najlepsza terapia - ebook
Najlepsza terapia - ebook
„Szarmancki, dowcipny, interesujący, atrakcyjny. Ewan miał liczne przyjaciółki, ale nigdy nie ukrywał, że nie zamierza z żadną wiązać się na stałe. Wielokrotnie powtarzał, że cały świat stoi przed nim otworem i że zrobi wszystko, by z tego korzystać. Mimo fascynacji Ewanem, świadoma jednocześnie, że i ona mu się podoba, uznała, że nic z tego nie będzie. Oczekiwali od życia czegoś innego”...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1884-9 |
Rozmiar pliku: | 741 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Becky! Hej, Becky, zaczekaj!
Przystanęła, gdy ktoś zawołał jej imię, po czym rozejrzała się po twarzach pasażerów w hali odbioru bagażu na lotnisku Heathrow. Lot był długi i męczący, mimo że rodzice zafundowali jej i Millie miejsca w klasie biznesowej. Z trudem wytrzymałaby dwadzieścia kilka godzin non-stop w samolocie, nawet gdyby leciała sama, a co dopiero z małym dzieckiem.
Westchnęła, gdy Millie zaczęła płakać. Przytuliła ją mocniej z nadzieją, że niedługo ich wózek ukaże się na pasie transmisyjnym. Czternastomiesięczna Millie sporo ważyła, a ją już bolały ramiona od trzymania jej na rękach w trakcie podróży z drugiego końca świata.
– To ty?
Jak spod ziemi wyrósł przed nią mężczyzna. Zamrugała zdezorientowana. Wysoki brunet o ciemnoniebieskich oczach. Mimo niezbyt regularnych rysów w jego twarzy było coś zniewalającego, a lekko uniesione kąciki warg świadczyły o dużym poczuciu humoru.
– Nie mów, że mnie nie poznajesz! Bo się załamię. – Rozpoznała jego uśmiech.
– Ewan?
– We własnej osobie. – Roześmiany objął ją serdecznie. – Tak przynajmniej mi się wydaje. Po tylu godzinach w samolocie nie bardzo wiem, czy rzeczywiście jestem tutaj, czy gdzie indziej.
Na szczęście z radości nie zwrócił uwagi na jej reakcję. Była zmęczona i zestresowana długim lotem, więc wydawało się naturalne, że ten ciepły uścisk sprawił jej przyjemność. Nic prócz tego. Kiedyś świata poza nim nie widziała, ale to już przeszłość. Od tamtej pory wiele się wydarzyło.
Ciągle miała to w pamięci, ale starała się o tym nie myśleć, zdając sobie sprawę, że na razie nie jest w stanie sobie z tym poradzić. Ruszył pas transmisyjny, więc podeszli bliżej. Zauważywszy wózek dziecięcy, próbowała się przepchnąć bliżej, ale z Millie na rękach nie było to takie proste.
– To wasz wózek? – zapytał, odsuwając ją delikatnie, gdy przytaknęła.
Zdjął wózek z pasa i od razu go rozłożył. Gdy posadziła Millie, przykucnął, by ją zapiąć.
– Gotowe, szkrabie. Teraz możesz spokojnie się zdrzemnąć. – Pogładził dziewczynkę po jasnej główce.
Jej radosny śmiech zdumiał Becky, bo Millie zawsze bała się obcych. Być może z powodu przejść minionych dwunastu miesięcy na widok obcej osoby zazwyczaj wybuchała płaczem. Tym razem było inaczej.
Przybrała obojętną minę. Millie zareagowała nader przychylnie, ale ją to poruszyło. Obydwie były bardzo zmęczone i im prędzej znajdą się w Bride’s Bay, tym lepiej. Zerknęła na pas transmisyjny, szukając wzrokiem swojej walizki. Ani śladu.
Ewan sięgnął po swą sfatygowaną torbę, po czym postawił ją obok nich.
– Ja już swój bagaż mam, czekamy na wasz. Krzycz, jak zobaczysz swój.
Najwyraźniej uznał, że musi się nią opiekować. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Głupio go wykorzystywać, zwłaszcza po tym, jak się rozstali. Poczucie winy nękające ją od lat przybrało na sile.
– O nas się nie martw. Poradzimy sobie. Masz już swoje rzeczy, więc jedź do domu.
– Mam was tu zostawić? – Uniósł brwi. – Co by na to powiedziała moja mama? Obdarłaby mnie ze skóry.
Uśmiechnęła się z przymusem.
– Chyba jesteś za stary, żeby się przejmować mamą.
– To prawda. – Spoważniał, po czym spojrzał na nią tak, że aż ciarki przebiegły jej po plecach. – Becky, nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybym was tu zostawił. Mama mi napisała, co stało się ze Steve’em. Szczerze ci współczuję. Stracić męża w takich okolicznościach… To musiał być dla ciebie koszmar. Chcę ci pomóc, choćby tylko odzyskując twój bagaż.
Wzruszenie ścisnęło ją za gardło. Bała się wygłupić, rozpłakać. Przez wzgląd na Millie nauczyła się hamować łzy. To niestosowne płakać w obecności dziecka, więc jeśli już jej się to zdarzało, płakała w samotności. Może ze zmęczenia, może z powodu nieoczekiwanego spotkania z Ewanem czuła, że niewiele trzeba, by się rozsypała.
– Dziękuję – powiedziała cicho. – To bardzo miło z twojej strony.
– Nie ma za co. – Dotknął jej ręki, ale spojrzawszy na bagaże na karuzeli, nie zauważył, jak ten gest odebrała.
Odetchnęła głęboko. Była skonana i stąd to przewrażliwienie. Przyspieszony puls, gdy Ewan jej dotknął, to wyłącznie przejaw zmęczenia.
W końcu dostrzegła swoją walizkę.
– Jest! Ta czerwona z żółtym identyfikatorem.
– Okej. – Przepchnął się przez tłum podróżnych i z łatwością dźwignął walizę. – Domyślam się, że ktoś was stąd odbierze? – zapytał, stawiając walizkę na ziemi.
– Tak. – Westchnęła. – Rodzice się uparli, że po nas przyjadą. Próbowałam wybić im to z głowy, ale na nich nie ma rady.
– Świetnie ich rozumiem. – Ze ściągniętymi brwiami ruszył z jej walizką do wyjścia. – Becky, przeleciałaś pół świata, po takiej podróży każdy jest zmęczony. Ja tak, a ty miałaś dodatkowy stres, bo leciałaś z dzieckiem. Po co jeszcze bardziej utrudniać sobie życie?
Przygryzła wargę. Racja, ale dręczyło ją sumienie, że naraziła rodziców na długą jazdę z hrabstwa Devon. Przez miniony rok przysporzyła im sporo zmartwień, więc postawiła sobie za punkt honoru więcej nie stawiać ich w trudnych sytuacjach. Po raz kolejny zwątpiła w słuszność decyzji o powrocie do Anglii.
Długo się nad tym zastanawiała, ale ostatecznie zaakceptowała, że nie ma wyjścia. Musi pracować, by utrzymać Millie oraz siebie, a opieka nad dzieckiem kosztuje majątek. Nie wystarczyłoby pieniędzy na opłacenie innych rachunków.
Rodzice nie tylko zaproponowali im dach nad głową, ale i opiekę nad Millie, gdy ona będzie w pracy. Powinna być im wdzięczna, i była, ale niełatwo się pogodzić z utratą niezależności. To powrót do sytuacji sprzed ośmiu lat: będzie mieszkała z rodzicami, marząc o Ewanie. Idąc za nim do wyjścia, potrząsnęła głową, by pozbyć się tej myśli. Historia się nie powtarza. Kiedyś dała się zauroczyć Ewanowi, ale poślubiła Steve’a. I go kochała.
Wstrzymała oddech, wpatrując się w plecy Ewana. I nagle straciła pewność, gdzie leży prawda. Kochała Steve’a naprawdę czy może Steve odpowiadał jej wyobrażeniu o idealnym mężu? Sprawiał wrażenie człowieka spokojnego, skoncentrowanego na tym, czego chce od życia. Łączyły ich poglądy oraz cele: małżeństwo, dom, rodzina, więc uznała, że znalazła w nim bratnią duszę. Ewan był zupełnie, ale to zupełnie inny.
Szarmancki, dowcipny, interesujący, atrakcyjny. Steve tych cech nie posiadał. Ewan miał liczne przyjaciółki, ale nigdy nie ukrywał, że nie zamierza z żadną wiązać się na stałe. Wielokrotnie powtarzał, że cały świat stoi przed nim otworem, i że zrobi wszystko, by z tego korzystać. Mimo fascynacji Ewanem, świadoma jednocześnie, że i ona mu się podoba, uznała, że nic z tego nie będzie. Oczekiwali od życia czego innego.
W końcu wybrała Steve’a. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa, szansę na związek podobny do małżeństwa jej rodziców: stabilny i trwały. Dopiero teraz, spoglądając wstecz, zaczęła się zastanawiać, czy aby nie popełniła pomyłki. Kto wie, co by było, gdyby wybrała Ewana?
Czuł nieprzyjemny ucisk w dołku. Odetchnął głębiej, by dostarczyć płucom więcej tlenu. Doznał szoku, gdy dostrzegł Becky na lotnisku w Christchurch, ale miał wiele godzin, by ochłonąć. W samolocie rozmyślał z premedytacją o wszystkim, co wydarzyło się osiem lat wcześniej.
Spotkali się, gdy odbywał staż rotacyjny, a Becky kończyła studia pielęgniarskie. Oboje pochodzili z okolic Bride’s Bay, ale był od niej starszy, więc nie należała do jego towarzystwa. Mimo to jej uroda oraz inteligencja nie uszły jego uwadze.
Miał w zwyczaju zachodzić na jej oddział akurat wtedy, gdy wiedział, że ma przerwę. Przy kawie rozmawiali o tym i owym, ale oboje zdawali sobie sprawę, że te pogawędki są jedynie przykrywką dla wzajemnego zauroczenia. Wiedział, że Becky spotyka się z kimś innym, więc była nietykalna, bo nie ważyłby się wkraczać na terytorium drugiego faceta, ale zaproponował jej spotkanie, a ona nie odmówiła.
Kolacja w małym bistro nad rzeką poleconym przez kolegę. Świece, ściszona muzyka, dyskretni kelnerzy, romantyczna atmosfera. Śmiechu warte, gdyby nie to, że bał się, że Becky pomyśli, że chce ją uwieść. Kiedy ją przeprosił, tylko się roześmiała. Wtedy poczuł, że bez trudu mógłby się w niej zakochać.
Zmieszany odwiózł ją do domu. Nie przewidział takiej możliwości. Chciał poznać świat, a coś takiego by mu to uniemożliwiło. Przez Becky wszystko się zmieniło, bo przestał wiedzieć, czego chce. Kiedy ją pocałował na ulicy, całkowicie się zagubił. Czyżby znalazł to, co świat ma mu najlepszego do zaproponowania?
W innych okolicznościach zapytałby ją, czy chce spędzić z nim tę noc, ale przerosły go rewelacje tego wieczoru. Jechał do siebie z mętlikiem w głowie, czując presję podjęcia decyzji, co dalej.
Nim to zrobił, Becky poinformowała go, że ona i Steve mają zamiar się zaręczyć. Zaskoczyło go to, ale i przyniosło pewną ulgę. Mógł spokojnie realizować swoje plany. Już nic ani nikt go nie powstrzymywał.
Zaklął pod nosem, wchodząc do hali przylotów. Idioto, co ci przyszło do głowy? Sprawa skończona, wasze drogi się rozeszły. Z uśmiechem odwrócił się do Becky, a poruszony widokiem jej zmęczonej twarzy mocniej zacisnął palce na rączce walizki.
– Gdzie masz się spotkać z rodzicami?
– Powiedzieli, że będą czekać przy bramce za odprawą celną… – Uśmiechnęła się szeroko. – Są!
Odwrócił wzrok, zadowolony, że nie musi na nią patrzeć. Ten uśmiech sprawił, że wyglądała jak dawna Becky, ta urzekająca. W głowie mu szumiało. Od tamtego czasu miał kilkanaście kobiet i żadna nie wywarła na nim takiego wrażenia. Bo tego nie chciał. Cieszył się życiem kawalera. Być może pora się ustatkować, ale się z tym nie spieszył. Czekał, aż pozna tę jedyną…
Jakby już jej nie znalazł.
Przeraził się. Becky nadal go pociąga? Nie chciał w to wierzyć, ale też nie potrafił udawać, że nic nie czuje. Może tylko jej współczuje, że tyle przeszła? Ale z drugiej strony, to chyba coś więcej.
Jęknął cicho. Znowu szlag trafił jego plany. I znowu sprawa sprowadza się do Becky!ROZDZIAŁ DRUGI
– Becky, nareszcie!
Padła matce w ramiona. Ku swojemu zdziwieniu w jej objęciach poczuła ogromną ulgę. Tak, miała wątpliwości, czy powinna wracać do Anglii, ale teraz musiała przyznać, że miła jest świadomość, że od tej chwili nie będzie zdana na siebie. Cmoknęła matkę w policzek, po czym zwróciła się do ojca.
– Cześć, tato, jak leci?
– Jeszcze lepiej, bo cię widzę. – Simon Harper przygarnął ją do siebie, a po chwili pogładził Millie po główce. – Jak się masz, skarbie?
Becky poczuła wzruszenie. Ma wspaniałych rodziców, bez ich pomocy by zginęła. Zanosiło się, że nie będzie łatwo, ale obiecała sobie, że tak zorganizuje życie swoje i Millie, żeby wszyscy byli zadowoleni. Zapewne będzie to jak cofnięcie się w czasie, ale to nic złego. W przeszłości spotkało ją dużo dobrego, w tym przyjaźń z Ewanem.
Gdy spojrzała na niego, zrobiło jej się gorąco. Trzymał się z boku, by nie zakłócać rodzinnego powitania. Mimo wyglądu playboya zawsze był taktowny oraz delikatny. Między innymi dlatego go polubiła, nie zapominając jednak o tym, jak bardzo był seksowny.
Nie, nie pozwoli się uwieść wspomnieniom. Ma dosyć relacji damsko-męskich i nie zamierza się z nikim wiązać.
– Ewan pomógł mi odebrać bagaż.
– Ewan? – Ojciec nie krył zdziwienia. Rozpoznawszy Ewana, promiennie się uśmiechnął. – Co za niespodzianka!
– Miło państwa widzieć. – Uścisnął dłoń panu Harperowi.
– Mów mi Simon – zaproponował ojciec. – Wiewiórki przebąkiwały, że wracasz do Anglii. Wydawało mi się, że pracujesz w Australii, a nie w Nowej Zelandii.
– Bo przez rok pracowałem w Sydney. – Ewan wzruszył ramionami. – Rozważałem możliwość zakotwiczenia tam na dłużej, ale wygrała tęsknota za domem. Przed odlotem postanowiłem odwiedzić siostrę w Nowej Zelandii. Lada dzień Shona urodzi trzecie dziecko, więc miałem nadzieję, że je zobaczę, ale szczęście mi nie dopisało.
– Kolejne wnuczę twoich rodziców! – ucieszył się pan Harper. – Ile ich już jest?
– Ośmioro… może dziewięcioro? – Ewan się uśmiechnął. – Już się pogubiłem. Klan MacLeodów jest bardzo plenny.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, nawet Becky, mimo że serce jej pękało. Ukrywając smutek, pochyliła się, by poprawić kocyk Millie. Nadal nie mogła pogodzić się z myślą, że nie będzie miała drugiego dziecka. Chciała mieć ich dużo, co najmniej czwórkę, ale wypadek, w którym zginął Steve, pozbawił ją tej szansy. Wyprostowawszy się, w oczach Ewana dostrzegła współczucie. Zorientował się, że coś jest nie tak?
– No, zabieramy was do domu.
Głos ojca wyrwał ją z zamyślenia. Przewiesiła torbę przez ramię, odetchnęła głębiej, po czym spojrzała na Ewana. Być może coś go tknęło, ale pozostanie to wyłącznie w sferze domysłów. Nie opowie mu o wypadku, nie opowie o tym nikomu. Jest jej wystarczająco trudno dźwigać ciężar poczucia winy i bez tego, by jeszcze wszyscy mieli wiedzieć, co się stało.
– Ewan, dziękuję ci z całego serca.
– Nie ma za co.
Uśmiechał się, ale w jego spojrzeniu wyczytała pytanie. Nie zamierzała nikogo wprowadzać w szczegóły wypadku, ale jedyną osobą, która mogłaby ją do tego nakłonić, jest Ewan. Zwierzała mu się z problemów, o których nie mówiła nikomu, nawet Steve’owi.
Gdy odwrócił wzrok, odetchnęła z ulgą. Trwało to moment, bo ojciec zwrócił się do niego z pytaniem, czy go nie podwieźć. Odezwał się jej egoizm, ale w tym stanie umysłu nie wyobrażała sobie podróży do odległego Devonu w jego towarzystwie.
– Dziękuję, ale dopóki sobie czegoś nie znajdę, zatrzymam się w Londynie, u brata. Obiecaliśmy sobie, że przy piwie opowiemy sobie, co słychać. – Roześmiał się. – Pod warunkiem, że wcześniej nie padnę!
Nie zareagowała na jego uśmiech. Może to infantylne, ale lepiej się nie demaskować. Kiedy się z nimi żegnał, nawet nie sugerowała, by się umówili. Spotkanie na lotnisku to przypadek, a nie powód, by odnowić znajomość. Czuła, że postąpiła słusznie, ale gdy znikał w tłumie, ogarnęło ją poczucie straty.
To głupie, ale będzie jej go brakowało.
Pod dom Ryana dotarł taksówką, a drzwi do jego mieszkania otworzył kluczem, który brat zostawił u sąsiada. Postawił torbę na podłodze w salonie, po czym opadł na fotel. Westchnął po części ze zmęczenia, po części z powodu frustracji.
Co dolega Becky? Skąd ta rezerwa?
Zamknął oczy, by przywołać jej obraz. Przyszło mu to bez trudu. Nie myślał o niej całe lata, a tu ni stąd, ni zowąd zaistniała w jego głowie. Jasne włosy, piwne oczy, kształtny nosek. Zmieniła się, to jasne, ale nadal jest śliczna. Jak na jego gust trochę za chuda, ale zachowała kobiece kształty…
Jęknął, gdy te myśli sprowokowały reakcję jego ciała. Może jest skonany, ale libido nadal w pełnej formie. Nie powinno go to dziwić, bo Becky zawsze tak na niego działała. Prawdę mówiąc, w trakcie tych ośmiu lat żadna kobieta nie podniecała go tak jak ona.
Wstał i przeszedł do kuchni. Ryan kazał mu się rozgościć, więc przystąpił do działania. Niedługo potem postawił na stole kopiasty talerz jajek sadzonych, bekonu i kiełbasek. Zasiadł do jedzenia, ale po kilku kęsach poczuł, że zawartość talerza go nie interesuje, że interesują go odpowiedzi na pytania. Musi ustalić, co gnębi Becky i nie spocznie, dopóki się tego nie dowie.
Skąd ten przymus, wolał się nie zastanawiać. Wystarczy powiedzieć, że na pewnym etapie jego życia Becky była dla niego bardzo ważna. Miał nadzieję, że chociaż to odległa przeszłość, znowu mogą być przyjaciółmi. Niczym więcej!
Nim doszła do siebie po podróży przez kilka stref czasowych, upłynęło wiele dni. Na szczęście Millie bardzo dobrze zniosła podróż i bez trudu odnalazła się w nowych warunkach. Rodzice zmienili wystrój jej dawnego pokoju, więc nie miała wrażenia, że cofnęła się w czasie, a sypialnię brata przerobili na bajecznie kolorowy pokój dla Millie.
Zdawała sobie sprawę, ile włożyli starań, by poczuły się tu dobrze, była im za to wdzięczna, ale nadal czuła się dziwnie, znowu mieszkając pod ich dachem. Postanowiła jak najszybciej znaleźć inne mieszkanie, a to oznaczało, że musi poszukać pracy. Każdego dnia przeglądała lokalne gazety, ale ofert pracy znalazła niewiele, przede wszystkim z powodu cięć w nakładach na służbę zdrowia. Nie pozostawało nic innego, jak cierpliwie czekać.
Tydzień później, gdy zmywała naczynia po śniadaniu, w drzwiach kuchni stanął ojciec. Pomagała jej Millie, więc podłoga była śliska od piany.
– Uważaj, nie pośliźnij się – ostrzegła. – Moja podkuchenna leje tyle samo wody na talerze co na podłogę.
– Ciekawe, po kim to odziedziczyła? – zażartował ojciec, całując wnuczkę w policzek. – Bardzo ładnie, że pomagasz mamusi.
Millie uśmiechnęła się rozanielona, bijąc rączkami w wodę. Becky tylko jęknęła.
– Za chwilę będzie tu prawdziwy potop. Trzeba zacząć budować arkę.
– Kochana, to tylko woda, da się ją zebrać mopem. Możemy porozmawiać, skoro Millie jest bardzo zajęta?
– Jasne. – Becky wytarła ręce. – Coś się stało?
– Nie, nie, wszystko w porządku. Mam dla ciebie pewną propozycję, ale zanim ją przedstawię, chciałbym się upewnić, że jeżeli ci się nie spodoba, to mi to powiesz.
– Tajemnicza sprawa.
– Być może. Nie chcę, żebyś się czuła… zobowiązana.
– Tato, umieram z ciekawości. Mów, o co chodzi.
– Okej. Pamiętasz, jak Brenda Roberts zastąpiła Emily, bo ta wyszła za mąż?
– Pamiętam. Żeby ci pomóc, Brenda zdecydowała się wrócić do zawodu.
– Otóż to. – Ojciec westchnął. – Byłem jej za to bezgranicznie wdzięczny. Zgłosiło się wtedy mnóstwo kandydatek, ale żadna nie odpowiadała naszym wymaganiom.
– Bardzo trudno o kogoś takiego.
– Brenda właśnie mnie poinformowała, że z końcem miesiąca chce odejść. Jej mąż przechodzi na wcześniejszą emeryturę, więc postanowili przenieść się do Hiszpanii.
– Wielka szkoda! Nie dla nich, ale dla ciebie i zespołu.
– Nie przeczę. Wiąże się to z koniecznością rozesłania ofert, a to trwa, więc pomyślałem, że może ty byś do nas dołączyła.
– Chcesz, żebym z wami pracowała, dopóki kogoś nie znajdziesz?
– Tak. Może nawet mogłabyś rozważyć możliwość zatrudnienia się u nas na stałe. Po zmianach, jakie wprowadziliśmy, mamy status ośrodka zdrowia, więc muszę mieć zespół, na którym można polegać.
– Tato, nie brałam tego pod uwagę, ale to ma sens. Gdybym pracowała u ciebie, byłabym bliżej Millie. Bałabym się zostawiać ją na dłużej nawet pod okiem mamy.
– Przemyślisz to sobie?
Uśmiechnęła się.
– Nie muszę. Jeśli uważasz, że się nadaję, to z radością przyjmę twoją propozycję.
– Fantastycznie. – Przytulił ją, po czym spojrzał na zegarek. Skrzywił się. – Zdaję sobie sprawę, że to zabrzmi bezczelnie, ale czy możesz zacząć od zaraz? Od rana mamy istny najazd pacjentów. Dobrze by było, gdybyś pomogła Brendzie.
– Poganiacz niewolników! – zawołała ze śmiechem. – Jasne, że mogę, pod warunkiem, że mama zajmie się Millie.
– To żaden problem. Mama nie może się doczekać, kiedy będzie miała wnuczkę tylko dla siebie.
Becky porządkowała kuchnię z radosnym przeświadczeniem, że oto zrobiła pierwszy krok do odzyskania niezależności. Dzięki regularnej pensji poszuka mieszkania. Po niedawnych przeżyciach Millie potrzebuje stabilizacji i ona jej ją zagwarantuje.
Wyjmując córkę z fotelika, spochmurniała. Co powiedział Steve w trakcie ich ostatniej feralnej wymiany zdań? Że żałuje, że mają dziecko. Zacisnęła zęby. Millie nie może się dowiedzieć, że jej ojciec wolałby, aby się nie urodziła! Nie wolno mówić czegoś takiego nawet w złości. Nie wyobrażała sobie, by Ewanowi coś takiego przyszło do głowy. I na pewno by tego nie powiedział.
Westchnęła, przyłapawszy się na rozmyślaniu o Ewanie. Starała się tego unikać, ale bez skutku. Przypadkowe spotkanie na lotnisku poruszyło ją bardziej, niż powinno. Na szczęście drugie spotkanie jest mało prawdopodobne. Ich drogi się rozeszły, bo on ma pracę w Londynie, a ona mieszka i pracuje tutaj.
– Pani Rose? Nazywam się Ewan MacLeod i jestem lekarzem. – Uśmiechnął się do pacjentki na łóżku.
Wybiło południe, a on pracował od szóstej rano. Na oddziale ratunkowym Pinscombe General Hospital panował tłok, ponieważ placówka obsługiwała trzy duże miasta oraz kilka miasteczek, jak Bride’s Bay. Westchnął. To żałosne, że na samą wzmiankę o Bride’s Bay robi mu się ciepło koło serca. Przysunął fotel bliżej łóżka.
– Proszę mi opowiedzieć, co się stało.
– Głupia sprawa, aż mi wstyd. Niosłam pranie, żeby je rozwiesić, jak potknęłam się o Moga.
– O Moga? To pani pies?
– Nie, kot – obruszyła się starsza pani.
– Och, przepraszam. – Ściągnął brwi. – Ale dlaczego nazwała pani kota Mog? Mogi to chyba myszy.
– Hm, to zależy od regionu – poinformowała go cierpkim tonem. – Tam, skąd ja pochodzę, młody człowieku, Mog to imię dla kota.
– Rozumiem. – Zorientował się, że pacjentka jest w pełni władz umysłowych i nie trzeba jej pytać o aktualną datę oraz nazwisko premiera. Zaznaczył odpowiednią kratkę w karcie choroby.
– Przekonałam pana, że jestem w pełni władz umysłowych?
– Zdecydowanie.
– Chciałabym, żeby przekazał to pan mojemu synowi. On uważa, że mam nie po kolei w głowie. Jestem pewna, że chciałby użyć tego argumentu, żeby umieścić mnie w domu opieki.
Ewan ściągnął brwi.
– Pani by tego nie chciała?
– Oczywiście, że nie. Mieszkam sama od czterdziestu lat, od śmierci męża, i nie wyobrażam sobie, że byłabym zmuszona mieszkać z obcymi ludźmi.
– Nie widzę najmniejszego powodu, żeby musiała pani przenosić się do domu opieki. – Pokazał jej w laptopie zdjęcie rentgenowskie. – Nie ma złamania. Owszem, noga jest sina, a rana wymaga opatrunków, ale szybko się zagoi.
– Jest pan pewien? – Kobieta odetchnęła z wyraźną ulgą. – Dzięki Bogu. Geoffrey od dawna nalega, żebym zgodziła się na dom opieki. Bałam się, że wykorzysta ten argument.
– Nic z tego. – Ewan pokręcił głową. – Dopóki czuje pani, że sobie radzi, nie ma takiej potrzeby. Lekarz rodzinny może panią skontaktować z odpowiednimi służbami, które oszacują zakres ewentualnej pomocy.
– Kamień spadł mi z serca. – Uśmiechnęła się do niego. – Młody człowieku, bardzo panu dziękuję. Sprawił mi pan dużą radość.
– Cieszę się. – Wstał. – Zadzwonię do pani lekarza, żeby go poinformować, co się stało. Jak już powiedziałem, rana wymaga zmiany opatrunków, więc skierujemy panią do przychodni.
– Stara skóra nie zrasta się szybko – zauważyła ponuro pacjentka.
– Niestety.
Ewan podszedł do telefonu na stanowisku pielęgniarek. Wcale się nie zdziwił, gdy się okazało, że pacjentka jest zarejestrowana w przychodni w Bride’s Bay. Wielu jego pacjentów było tam zapisanych, więc domyślał się, że jest to placówka ciesząca się dobrą renomą. Gdy odezwała się recepcjonistka, poprosił o połączenie z pielęgniarką.
– Siostra Williams, słucham – usłyszał. – W czym mogę pomóc?
Odwrócił się do ściany, by nic go nie rozpraszało. Nie przewidział, że usłyszy Becky.
Odetchnął głęboko, by zapanować nad emocjami. Poczuł, że w głowie ma zamęt, jakby ją włożył do wirującej pralki, ale postanowił tego nie okazać.
– Becky, to ja, Ewan MacLeod. Ale niespodzianka!