Najstarszy - ebook
Najstarszy - ebook
Drugi tom światowego bestselleru "Eragon". Zapada mrok... w sercach wzbiera rozpacz... zło triumfuje... Zaledwie kilka dni temu Eragon i jego smoczyca Saphira ocalili kryjówkę buntowników przed atakiem wojsk króla Galbatorixa, okrutnego władcy imperium. Teraz muszą udać się do Ellesmery, krainy elfów, gdzie Eragona czeka dalsze szkolenie. Musi nauczyć się jeszcze lepiej władać bronią Smoczych Jeźdźców: mieczem i magią. Wyrusza zatem w najważniejszą podróż swego życia, poznaje nowe cudowne miejsca i nowych kompanów, przeżywa nowe przygody. Lecz cały czas towarzyszy mu chaos i zdrada, i nic nie jest takie, jakim się wydaje. Wkrótce Eragon nie wie już, komu może zaufać.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7480-320-5 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Eragon, piętnastoletni chłopiec z farmy, przeżywa wstrząs, gdy w górach zwanych Kośćcem znajduje lśniący błękitny kamień. Chłopiec zabiera go na farmę, na której mieszka wraz z wujem Garrowem i kuzynem Roranem. Garrow i jego już teraz nieżyjąca żona, Marian, wychowali Eragona. Nic nie wiadomo o ojcu chłopaka; jego matka, Serena, była siostrą Garrowa. Od czasu przyjścia na świat Eragona już jej nie widziano.
W pewnym momencie kamień pęka i wychodzi z niego maleńki smok. Gdy Eragon dotyka smoczycy, na jego dłoni pojawia się srebrzyste znamię i powstaje nierozerwalna więź łącząca ich umysły i czyniąca z Eragona jednego z legendarnych Smoczych Jeźdźców.
Jeźdźcy Smoków pojawili się tysiące lat wcześniej, po wielkiej wojnie elfów ze smokami, chcąc dopilnować, aby nigdy już nie doszło do podobnego konfliktu pomiędzy dwiema rasami. Z czasem Jeźdźcy stali się strażnikami pokoju, nauczycielami, uzdrowicielami, filozofami naturalnymi i największymi z magów, jako że złączenie ze smokiem ujawnia talent magiczny. Pod ich przywództwem i czujnym okiem w Alagaësii nastała złota era.
Gdy ludzie przybyli do tej krainy, także dołączyli do elitarnego zakonu. Po wielu latach pokoju potworne wojownicze urgale zabiły smoka młodego człowieka, Galbatorixa. Oszalały po tej stracie i odmowie starszych przyznania mu drugiego smoka Galbatorix postanowił obalić Jeźdźców.
Ukradł innego smoka – którego nazwał Shruikan i zmusił do służby za pomocą czarnej magii – i zgromadził wokół siebie grupę trzynastu zdrajców: Zaprzysiężonych. Z pomocą owych okrutnych uczniów Galbatorix wymordował Jeźdźców, zabił ich przywódcę Vraela i ogłosił się królem Alagaësii. W tym jednak tylko częściowo mu się powiodło, elfy i krasnoludy pozostały bowiem bezpieczne w swych kryjówkach, a część ludzi założyła na południu Alagaësii niezależne królestwo Surdę. Od dwudziestu lat między frakcjami panuje równowaga poprzedzona osiemdziesięcioma latami otwartego konfliktu, jaki nastąpił po zniszczeniu Jeźdźców.
Tę właśnie kruchą polityczną równowagę zakłóca pojawienie się Eragona. Eragon lęka się, że grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo – powszechnie wiadomo, że Galbatorix zabił wszystkich Jeźdźców, którzy nie przysięgli mu posłuszeństwa – toteż ukrywa przed rodziną smoczycę i sam ją wychowuje. Nadaje jej imię Saphira, po smoczycy wspomnianej przez wioskowego bajarza, Broma. Wkrótce Roran opuszcza farmę, przyjmując pracę, która pozwoli mu zarobić dość pieniędzy, by mógł poślubić córkę rzeźnika, Katrinę.
Gdy Saphira jest już wyższa od Eragona, w Carvahall pojawiają się dwa złowrogie, przypominające chrząszcze stwory, Ra’zacowie. Szukają kamienia, który był jej jajem. Przerażona Saphira porywa Eragona i odlatuje z nim w głąb Kośćca. Eragonowi udaje się przekonać ją, by zawróciła, do tego czasu jednak jego dom zostaje zniszczony przez Ra’zaców. W ruinach Eragon odnajduje Garrowa, torturowanego i ciężko rannego.
Wkrótce potem Garrow umiera i Eragon przysięga wyśledzić i zabić Ra’zaców. Pomaga mu Brom, który wie o istnieniu Saphiry i chce towarzyszyć Eragonowi w jego podróży. Gdy Eragon się na to zgadza, Brom daje mu miecz, Zar’roca, należący kiedyś do Jeźdźca. Odmawia jednak odpowiedzi na pytanie, jak go zdobył.
Podczas podróży Eragon uczy się wiele od Broma, między innymi walki mieczem i posługiwania magią. W końcu gubią ślad Ra’zaców i odwiedzają miasto Teirm, bo Brom uważa, że jego stary przyjaciel Jeod może pomóc im odnaleźć kryjówkę potworów.
W Teirmie ekscentryczna zielarka Angela przepowiada Eragonowi przyszłość. Uprzedza, że największe potęgi będą zmagać się, by zawładnąć jego przeznaczeniem, przewiduje epicki romans z panną szlachetnego rodu, fakt, że pewnego dnia Eragon opuści Alagaësię, by już nie powrócić, oraz zdradę kogoś z jego rodziny. Jej towarzysz, kotołak Solembum, także przekazuje mu kilka rad. Następnie Eragon, Brom i Saphira wyruszają do Dras-Leony, gdzie mają nadzieję odszukać Ra’zaców.
Brom ujawnia w końcu, że jest agentem Vardenów – grupy buntowników dążących do obalenia Galbatorixa – i że ukrywał się w wiosce Eragona, czekając na pojawienie się nowego Smoczego Jeźdźca. Wyjaśnia też, że dwadzieścia lat wcześniej, wraz z Jeodem, wykradli jajo Saphiry Galbatorixowi. W czasie ucieczki Brom zabił Morzana, pierwszego i ostatniego z Zaprzysiężonych. Na świecie istnieją już tylko dwa smocze jaja, i oba pozostają nadal w rękach Galbatorixa.
W pobliżu Dras-Leony Ra’zacowie zastawiają pułapkę na Eragona i jego towarzysza. Chroniący Eragona Brom zostaje śmiertelnie ranny. Tajemniczy młodzieniec imieniem Murtagh przegania Ra’zaców. Twierdzi, że on sam także ich tropi. Następnej nocy Brom umiera. Tuż przed śmiercią wyznaje, że kiedyś był Jeźdźcem, a jego zabita smoczyca również nosiła imię Saphira. Eragon chowa Broma w grobowcu z piaskowca, który Saphira przemienia w czysty diament.
Już bez Broma, Eragon i Saphira postanawiają dołączyć do Vardenów. Pechowym zrządzeniem losu Eragon zostaje schwytany w mieście Gil’ead i sprowadzony przed oblicze Cienia Durzy, prawej ręki Galbatorixa. Z pomocą Murtagha udaje mu się uciec z więzienia, zabierają też ze sobą nieprzytomną elfkę Aryę, również wcześniej uwięzioną. W tym momencie Murtagh i Eragon są już wielkimi przyjaciółmi.
Arya nawiązuje w myślach kontakt z Eragonem i mówi mu, że przewoziła jajo Saphiry pomiędzy elfami i Vardenami w nadziei, że może wykluje się dla jednego z ich dzieci. Jednakże podczas ostatniej podróży wpadła w pułapkę zastawioną prze Durzę i musiała odesłać gdzieś jajo magią. W ten sposób trafiło do Eragona. Teraz została ciężko ranna, wymaga medycznej pomocy Vardenów. Dzięki myślowym obrazom pokazuje Eragonowi, jak odnaleźć buntowników. Rozpoczyna się heroiczny wyścig. Eragon i jego przyjaciele w ciągu ośmiu dni pokonują niemal czterysta mil. Ściga ich oddział urgali, który dogania uciekinierów w olbrzymich Górach Beorskich. Murtagh, odmawiający wcześniej dołączenia do Vardenów, musi wyznać Eragonowi, że jest synem Morzana. On sam jednak potępił czyny ojca i umknął opiece Galbatorixa, by samodzielnie wykuć swój los. Pokazuje Eragonowi wielką bliznę przecinającą mu plecy, ślad po tym jak Morzan cisnął w niego swym mieczem, Zar’rokiem, gdy Murtagh był jeszcze dzieckiem. W ten sposób Eragon dowiaduje się, że jego miecz należał kiedyś do ojca Murtagha, tego samego, który zdradził Jeźdźców Galbatorixowi i zabił wielu dawnych kompanów.
W ostatniej chwili Vardeni atakują urgale i ratują życie Eragona i jego towarzyszy. Okazuje się, że buntownicy mają swą bazę w Farthen Dûrze, wydrążonej górze wysokiej na dziesięć mil i szerokiej na dziesięć. Mieści się w niej także stolica krasnoludów, Tronjheim. Wewnątrz góry Eragon staje przed obliczem Ajihada, przywódcy Vardenów, a Murtagh zostaje uwięziony z powodu swojego ojca. Ajihad wyjaśnia Eragonowi wiele spraw, także to, że Vardeni, elfy i krasnoludy zgodzili się, że kiedy pojawi się nowy Jeździec, najpierw przejdzie przeszkolenie u Broma, a potem zostanie wysłany do elfów, aby zakończyć naukę. Teraz Eragon musi podjąć decyzję co począć dalej.
Poznaje króla krasnoludów Hrothgara i córkę Ajihada, Nasuadę. Zostaje poddany próbie przez Bliźniaków, dwóch zdecydowanie niesympatycznych magów służących Ajihadowi. Walczy z Aryą, która tymczasem odzyskała siły, i ponownie spotyka Angelę i Solembuma, żyjących teraz wśród Vardenów.
Eragon i Saphira błogosławią także jedną z sierot Vardenów.
Nagle do Farthen Dûru docierają wieści, że krasnoludzkimi tunelami zbliża się do nich armia urgali. Dochodzi do bitwy. Eragon zostaje rozdzielony z Saphirą i musi sam walczyć z Durzą. Durza, przewyższający siłą każdego człowieka, z łatwością pokonuje Eragona i rozcina mu plecy od ramienia po biodro. W tym momencie Arya i Saphira rozbijają sufit komnaty, szeroki na sześćdziesiąt stóp gwiaździsty szafir – odwracając uwagę Durzy dostatecznie długo, by Eragon mógł pchnąć go mieczem prosto w serce. Uwolnione od zaklęcia Durzy urgale zostają wyparte do tuneli.
W czasie, gdy Eragon leży nieprzytomny po bitwie, telepatycznie kontaktuje się z nim istota, która przedstawia się jako Togira Ikonoka – Kaleka Uzdrowiony. Proponuje, że udzieli odpowiedzi na wszystkie pytania Eragona i nalega, by odnalazł go w Ellesmérze, gdzie żyją elfy.
Gdy Eragon się budzi, odkrywa, że mimo wysiłków Angeli została mu po walce rozległa blizna, podobna do tej Murtagha. Zrozpaczony, pojmuje także, iż zabił Durzę wyłącznie dzięki łutowi szczęścia i że rozpaczliwie potrzebuje szkolenia.
Pod koniec księgi pierwszej Eragon postanawia odnaleźć Togirę Ikonokę i zostać jego uczniem. Los snuje swą nić, w Alagaësii słychać pierwsze zwiastuny wojny i zbliża się dzień, gdy Eragon będzie musiał stawić czoło swemu jedynemu, prawdziwemu wrogowi: królowi Galbatorixowi.Bliźniacze klęski
Pieśni umarłych to lamenty żywych.
Tak właśnie pomyślał Eragon, przekraczając rozrąbane truchło urgala i słuchając zawodzenia kobiet, zbierających szczątki ukochanych z mokrej od krwi ziemi Farthen Dûru. Za jego plecami Saphira delikatnie okrążyła zwłoki. Jej lśniące błękitne łuski stanowiły jedyną barwną plamę pośród mroku wypełniającego wydrążoną górę.
Minęły trzy dni od czasu, gdy Vardeni i krasnoludy stanęli do walki z urgalami o Tronjheim, wysokie na milę stożkowe miasto przycupnięte pośrodku Farthen Dûru, lecz na polu bitwy wciąż pozostało mnóstwo trupów. Było ich po prostu za dużo, by pogrzebać wszystkie od razu. W oddali, pod murem Farthen Dûru, płonął wielki ogień, do którego wrzucano martwe urgale. Nie dla nich pogrzeby i zaszczytne miejsca spoczynku.
Od chwili, gdy ocknął się i odkrył, że Angela uleczyła mu ranę, Eragon trzykrotnie próbował pomagać w zbieraniu zwłok. Za każdym razem atakował go straszliwy ból, eksplodujący gdzieś w kręgosłupie. Uzdrowiciele podawali mu najróżniejsze mikstury, Arya i Angela twierdziły, że całkiem wrócił do zdrowia, Eragon jednak wciąż cierpiał. Nawet Saphira nie potrafiła mu pomóc i tylko dzieliła z nim ból, który odczuwała poprzez łączącą ich umysłową więź.
Eragon przesunął dłonią po twarzy i uniósł wzrok ku gwiazdom widocznym w odległym otworze krateru Farthen Dûru. Po niebie snuły się pasma tłustego dymu. Trzy dni. Trzy dni minęły od zabicia przezeń Durzy; trzy dni, odkąd ludzie zaczęli nazywać go Cieniobójcą; trzy dni, odkąd resztki świadomości czarownika opanowały mu umysł. Wówczas ocalił go tajemniczy Togira Ikonoka, Kaleka Uzdrowiony. Eragon nie opowiedział o tej wizji nikomu prócz Saphiry. Walka z Durzą i mrocznymi duchami, które nim zawładnęły, odmieniła go, choć sam nie wiedział jeszcze, czy na lepsze, czy też na gorsze. Czuł się dziwnie kruchy, jak gdyby nagły wstrząs mógł strzaskać jego ciało i umysł.
Teraz zaś, wiedziony niezdrową ciekawością, przybył na miejsce walki. Niestety, nie ujrzał tam chwały, którą zapowiadały pieśni o bohaterach, lecz jedynie aurę śmierci i rozkładu.
Dawniej, jeszcze wiele miesięcy wcześniej, nim Ra’zacowie zabili jego wuja Garrowa, widok podobnie brutalnego starcia ludzi, krasnoludów i urgali zniszczyłby Eragona. Teraz czuł jedynie odrętwienie. Z pomocą Saphiry zrozumiał, że jedyną metodą zachowania rozumu pośród morza bólu jest działanie. Poza tym nie wierzył już, by życie miało jakikolwiek głębszy sens. Nie po tym, jak widział ludzi rozszarpywanych na strzępy przez Kullów, rasę gigantycznych urgali; ziemię zasłaną wciąż drgającymi członkami, piasek tak mokry od krwi, że nasiąkały nią podeszwy butów. Jeśli na wojnie istniał jakikolwiek honor, to krył się wyłącznie w walce w obronie innych.
Eragon schylił się i podniósł z ziemi ząb trzonowy. Ruszył dalej, podrzucając go na dłoni. Wraz z Saphirą powoli okrążyli zdeptaną równinę. Zatrzymali się na jej skraju, bo dostrzegli Jörmundura – pierwszego zastępcę dowódcy Vardenów, Ajihada – śpieszącego ku nim od strony Tronjheimu. Gdy się zbliżył, mężczyzna ukłonił się nisko. Eragon wiedział, że jeszcze parę dni temu nie okazałby mu podobnego szacunku.
– Cieszę się, że zdążyłem cię odnaleźć, Eragonie. – Jörmundur ściskał w dłoni zwinięty pergamin. – Ajihad wraca i chce, byś go powitał. Pozostali czekają już przy zachodniej bramie Tronjheimu. Musimy się pośpieszyć, żeby zdążyć na czas.
Eragon skinął głową i skierował się ku bramie, lekko wsparty o bok Saphiry. Ajihad spędził ostatnie trzy dni, polując na urgale, które zdołały umknąć w głąb krasnoludzkich tuneli, rozciągających się gęstą siecią w skałach pod Górami Beorskimi. W tym czasie Eragon widział go tylko raz. Ajihad wpadł wówczas we wściekłość, odkrywszy, że jego córka Nasuada wbrew rozkazom nie odeszła przed bitwą z resztą kobiet i dzieci. Zamiast tego dołączyła do łuczników Vardenów i wraz z nimi stanęła do walki.
Ajihadowi towarzyszyli Murtagh i Bliźniacy: Bliźniacy, ponieważ łowy były niebezpieczne i przywódca Vardenów potrzebował magicznej ochrony, a Murtagh, bo pragnął z całych sił dowieść, że nie życzy Vardenom źle. Odkrycie, jak bardzo zmienił się stosunek ludzi do Murtagha, zdumiało Eragona, zważywszy na fakt, że ojcem Murtagha był Smoczy Jeździec Morzan, który zdradził Jeźdźców i przeszedł na stronę Galbatorixa. Choć Murtagh nienawidził ojca i był wiernym towarzyszem Eragona, Vardeni mu nie ufali. Teraz jednak najwyraźniej nikt nie zamierzał tracić energii na urazy i zaszłości; pozostało przecież tyle pracy. Eragonowi brakowało rozmów z Murtaghiem. Nie mógł się już doczekać chwili, gdy po powrocie towarzysza usiądą razem i pomówią o wszystkim, co się zdarzyło.
Gdy Eragon i Saphira okrążyli Tronjheim, ich oczom ukazała się niewielka grupka czekająca w rzucanej przez latarnię plamie światła obok drewnianych wrót. Wśród zebranych byli Orik – krasnolud przestępujący niecierpliwie z nogi na nogę – i Arya. Biały bandaż wokół jej ramienia połyskiwał w ciemności, rzucając jasne plamy na koniuszki długich włosów. Jak zawsze, widok elfki wzbudził ogromny zachwyt u Eragona. Spojrzała na niego i Saphirę, jej zielone oczy błysnęły, a potem odwróciła się, wypatrując Ajihada.
Rozbijając Isidar Mithrim – wielki gwiaździsty szafir, liczący sześćdziesiąt stóp średnicy i wyrzeźbiony na kształt róży – Arya pomogła Eragonowi zabić Durzę i tym samym rozstrzygnąć bitwę. Mimo to krasnoludy były na nią wściekłe za zniszczenie ich najcenniejszego skarbu. Odmówiły uprzątnięcia szczątków szafiru, które wciąż zaściełały posadzkę centralnej komnaty Tronjheimu, tworząc na niej olbrzymi krąg. Eragon, stąpając pośród kryształowych drzazg, wraz z krasnoludami opłakiwał utracone piękno.
Przystanęli z Saphirą obok Orika i powiedli wzrokiem po otaczających Tronjheim pustkowiach, sięgających do podstawy Farthen Dûru, pięć mil w każdą stronę.
– Skąd przybędzie Ajihad? – spytał Eragon.
Orik wskazał ręką grono latarni wiszących na palach wokół wylotu sporego tunelu parę mil dalej.
– Wkrótce powinien tu być.
Eragon czekał cierpliwie z pozostałymi. Udzielał zwięzłych odpowiedzi na kierowane do niego uwagi, wolał jednak rozmawiać z Saphirą w głębi umysłu. Odpowiadał mu spokój panujący w Farthen Dûrze.
Minęło pół godziny, nim dostrzegli poruszenie w odległym tunelu. Grupka dziesięciu ludzi wyłoniła się z niego, po czym odwróciła, pomagając wyjść tyluż krasnoludom. Jeden z ludzi – Eragon założył, że to Ajihad – uniósł dłoń i wojownicy ustawili się za nim w dwóch prostych szeregach. Na sygnał dowódcy oddziałek ruszył dumnie w stronę Tronjheimu.
Nim jednak żołnierze pokonali choćby pięć jardów, w tunelu za plecami wybuchło gwałtowne zamieszanie. Wyskoczyły z niego kolejne postaci. Eragon zmrużył oczy; nie widział dokładnie z tak daleka.
To urgale! – wykrzyknęła Saphira. Jej mięśnie napięły się niczym naciągnięta cięciwa.
Eragon wiedział, że smoczyca się nie myli.
– Urgale! – krzyknął i wskoczył na grzbiet Saphiry, czyniąc sobie wyrzuty, że zostawił w komnacie swój miecz Zar’roc. Nikt jednak nie spodziewał się ataku teraz, kiedy przegnali armię urgali.
Zabolała go rana. Saphira tymczasem rozłożyła lazurowe skrzydła, uderzyła nimi gwałtownie i skoczyła naprzód, z każdą sekundą nabierając szybkości i wysokości. W dole Arya puściła się biegiem w stronę tunelu, niemal dotrzymując kroku Saphirze. Orik biegł za nią wraz z kilkoma mężczyznami. Tymczasem Jörmundur popędził z powrotem do koszar.
Eragon musiał patrzeć bezsilnie, jak urgale atakują od tyłu żołnierzy Ajihada. Z takiej odległości nie mógł posłużyć się magią. Potwory miały po swojej stronie przewagę zaskoczenia. Szybko powaliły czterech mężczyzn, zmuszając resztę ludzi i krasnoludów, by zbili się w ciasną grupkę wokół Ajihada, próbując go chronić. Miecze i topory szczękały donośnie. Z dłoni jednego z Bliźniaków wystrzeliło światło i urgal runął na ziemię, ściskając kikut pozostały po oderwanej ręce.
Przez minutę wydawało się, że obrońcy zdołają dać odpór urgalom, potem jednak w powietrzu pojawiło się coś dziwnego, jakby wąskie pasmo mgły, które na moment spowiło walczących. Gdy zniknęło, na nogach pozostało zaledwie czterech: Ajihad, Bliźniacy i Murtagh. Urgale rzuciły się na nich, przesłaniając Eragonowi widok. On jednak patrzył dalej z narastającą grozą.
Nie! Nie! Nie!
Nim Saphira dotarła na miejsce walki, grupa urgali wycofała się z powrotem w głąb tuneli i zniknęła pod ziemią, pozostawiając po sobie tylko nieruchome ciała. W chwili, gdy Saphira dotknęła ziemi, Eragon zeskoczył z jej grzbietu. Przez sekundę zawahał się, ogarnięty falą wściekłości i smutku. Nie mogę tego zrobić. Przypomniał sobie dzień, gdy powrócił na farmę i znalazł umierającego wuja, Garrowa. Z każdym krokiem walcząc z rosnącą paniką, zaczął szukać niedobitków.
Miejsce to w osobliwy sposób przypominało pole walki, które zwiedzał nieco wcześniej, tyle że tutaj krew była świeża.
Pośrodku zwału trupów spoczywał Ajihad, jego napierśnik nosił ślady potężnych ciosów. Wokół leżało pięć urgali, które padły z jego ręki. Oddychał głośno, z trudem. Eragon ukląkł przy nim i opuścił głowę, by łzy nie kapały na zmiażdżoną pierś wodza. Nikt nie zdołałby uleczyć podobnych ran. Arya, która do nich biegła, zatrzymała się gwałtownie. Jej twarz posmutniała, Arya bowiem pojęła, że Ajihada nie da się ocalić.
– Eragon. – Imię to uleciało spomiędzy warg Ajihada, niewiele głośniejsze od szeptu.
– Tak, jestem tu.
– Posłuchaj mnie, Eragonie... Mam dla ciebie ostatni rozkaz. – Eragon pochylił się bardziej, by uchwycić słowa umierającego. – Musisz mi coś obiecać. Przyrzeknij, że... że nie pozwolisz, by wśród Vardenów zapanował chaos. Tylko oni mogą stawić opór imperium. Muszą zachować swą siłę. Przyrzeknij mi...
– Przyrzekam.
– Zatem pokój z tobą, Eragonie Cieniobójco.
Ajihad odetchnął po raz ostatni, zamknął oczy i jego szlachetna twarz stężała. Umarł. Eragon pochylił głowę. Gardło ściskało mu się tak mocno, że każdy oddech sprawiał nieznośny ból. Arya pobłogosławiła Ajihada w pradawnej mowie, po czym zwróciła się do Eragona:
– Niestety, jego śmierć wywoła wielki zamęt. Miał rację. Musisz zrobić wszystko co zdołasz, by zapobiec walce o władzę. Pomogę ci, jak tylko będę mogła.
Niezdolny wymówić choć słowa, Eragon powiódł wzrokiem po reszcie trupów. Oddałby wszystko, byle tylko móc znaleźć się gdzie indziej. Saphira trąciła nosem jednego z urgali i rzekła:
To nie powinno się było wydarzyć. To sprawka złych sił, tym gorsza, że nadeszła, gdy winniśmy czuć się bezpieczni i radować ze zwycięstwa. Obejrzała kolejne zwłoki i obróciła głowę. Gdzie są Bliźniacy i Murtagh? Nie ma ich wśród poległych.
Eragon rozejrzał się szybko.
Rzeczywiście. Masz rację!
Podbiegł do wylotu tunelu, czując falę ogarniającego go podniecenia. Kałuże gęstniejącej krwi wypełniały zagłębienia w starych marmurowych stopniach niczym seria czarnych zwierciadeł, szklistych i owalnych; wyglądało to, jakby ktoś wlókł po nich kilka rozszarpanych trupów.
Urgale musiały ich zabrać! Ale czemu? Nie biorą przecież jeńców ani zakładników. Rozpacz powróciła błyskawicznie. Trudno. Nie możemy ich ścigać bez posiłków, a ty nie zmieścisz się w tunelu.
Może wciąż żyją? Zostawisz ich?
Co niby mam zrobić? Krasnoludzkie tunele tworzą nieskończony labirynt. Tylko bym się w nich zgubił. I nie zdołam doścignąć urgali pieszo, choć Aryi mogłoby się to udać.
To ją poproś.
Aryę? Eragon zawahał się, rozdarty między pragnieniem działania i niechęcią do narażania elfki. Mimo wszystko jednak, jeśli ktokolwiek z Vardenów mógł poradzić sobie z urgalami, to właśnie ona. Wyjaśnił jej, co odkryli.
Arya zmarszczyła swe ukośne brwi.
– To nie ma sensu.
– Wyruszysz w pościg?
Długą chwilę przyglądała mu się bez słowa.
– Wiol ono. – „Dla ciebie”.
Gdy skoczyła naprzód, w jej dłoni błysnął miecz. Zanurkowała we wnętrzności ziemi.
Walcząc z ogarniającą go frustracją, Eragon usiadł obok Ajihada, krzyżując nogi. Czuwał przy zwłokach, starając się oswoić z myślą, że Ajihad nie żyje, a Murtagh zaginął. Murtagh. Syn jednego z Zaprzysiężonych – trzynastu Jeźdźców, którzy pomogli Galbatorixowi zniszczyć swój zakon i przywdziać koronę króla Alagaësii – i przyjaciel Eragona. Czasami Eragon marzył o tym, by Murtagh odszedł. Teraz jednak, gdy rozłączono ich siłą, poczucie straty pozostawiło w nim niespodziewaną pustkę. Siedział bez ruchu, patrząc, jak zbliża się Orik wraz z ludźmi.
Gdy krasnolud ujrzał Ajihada, tupnął głośno i zaklął w swym języku, po czym z rozmachem wbił topór w truchło urgala. Mężczyźni stali oszołomieni. Orik roztarł między dłońmi szczyptę ziemi.
– Do licha, poruszyli gniazdo szerszeni. Po tym, co tu nastąpiło, możemy się pożegnać ze spokojem wśród Vardenów. Barzûln, to wszystko komplikuje. Czy przybyłeś na czas, by usłyszeć jego ostatnie słowa?
Eragon zerknął na Saphirę.
– Mogę je powtórzyć tylko właściwej osobie.
– Rozumiem. A gdzie jest Arya?
Eragon wskazał ręką.
Krasnolud zaklął ponownie, po czym pokręcił głową i przysiadł na piętach.
Wkrótce potem zjawił się Jörmundur prowadzący dwanaście szeregów po sześciu żołnierzy. Gestem nakazał im czekać poza pierścieniem trupów. Sam ruszył naprzód, pochylił się i dotknął ramienia Ajihada.
– Jak los może być tak okrutny, stary druhu? Przybyłbym wcześniej, gdyby nie ogrom tej przeklętej góry. Wówczas może zdołałbym cię ocalić. Zamiast tego w godzinie naszego triumfu odnieśliśmy ciężką ranę.
Eragon cicho powiedział mu o Aryi i zniknięciu Bliźniaków i Murtagha.
– Nie powinna była tam iść. – Jörmundur wyprostował się szybko. – Ale teraz nic na to nie poradzimy. Ustawimy tu straże, lecz minie co najmniej godzina, nim zdołamy znaleźć krasnoludzkich przewodników mogących poprowadzić wycieczkę w głąb tuneli.
– Chętnie nią pokieruję – zaproponował Orik.
Jörmundur obejrzał się z namysłem na Tronjheim.
– Nie, Hrothgar będzie cię teraz potrzebował. To musi być ktoś inny. Przykro mi, Eragonie, ale każdy kto się liczy musi tu zostać aż do wyboru następcy Ajihada. Arya będzie musiała radzić sobie sama... Zresztą i tak nie zdołamy jej doścignąć.
Eragon przytaknął, godząc się z tym.
Jörmundur raz jeszcze rozejrzał się wokół, po czym podniósł głos tak, żeby wszyscy go słyszeli.
– Ajihad zginął śmiercią wojownika. Spójrzcie, zabił pięć urgali, choć ktoś o mniejszym duchu mógł paść z ręki jednego. Oddamy mu wszelkie honory i miejmy nadzieję, że bogowie z radością przyjmą jego duszę. Ponieście go na tarczach wraz z towarzyszami... I nie wstydźcie się pokazywać łez, bo nastał dzień smutku, który zapamiętamy wszyscy. Obyśmy wkrótce mogli zatopić ostrza mieczy w ciałach potworów, które zabiły naszego wodza!
Wojownicy jak jeden mąż uklękli, odsłaniając głowy w hołdzie dla Ajihada. Potem wstali i z głęboką czcią unieśli go na tarczach, tak że legł między ich ramionami. Wielu Vardenów płakało otwarcie i łzy wsiąkały im w brody. Nie przynieśli jednak hańby swojej służbie, nie pozwolili Ajihadowi upaść. Stąpając z powagą, ruszyli do Tronjheimu. Saphira i Eragon wędrowali pośrodku procesji.Rada Starszych
Eragon ocknął się i przekręcił na skraju łóżka, wodząc wzrokiem po pokoju oświetlonym słabym blaskiem zasłoniętej lampy. Usiadł, patrząc na śpiącą Saphirę. Jej umięśnione boki unosiły się i opadały, gdy wielkie miechy płuc wciągały powietrze przez łuskowate nozdrza. Pomyślał o szalejącym ognistym piekle, jakie umiała teraz przywoływać i wyrzucać z paszczy. Był to doprawdy niesamowity widok: płomienie dość gorące, by stopić metal, spływające bez szkody po języku i między potężnymi zębami. Odkąd pierwszy raz zionęła ogniem – podczas walki z Durzą, gdy opadała ku niemu ze szczytu Tronjheimu – Saphira wciąż przechwalała się swym nowym talentem. Często wypuszczała z paszczy niewielkie strużki ognia i korzystała z każdej sposobności, by coś podpalić.
Po strzaskaniu Isidar Mithrimu, Eragon i Saphira nie mogli już pozostać dłużej w smoczej twierdzy. Krasnoludy znalazły im kwaterę w starej strażnicy na najniższym poziomie Tronjheimu. Było to duże pomieszczenie, miało jednak niski sufit i ciemne ściany.
Eragon przypomniał sobie z bólem serca wydarzenia poprzedniego dnia. Do oczu napłynęły mu łzy i ściekły po policzkach. Chwycił jedną w dłoń. Arya dopiero późnym wieczorem dała znak życia. Wynurzyła się wtedy z tunelu zmęczona, stąpając ciężko na obolałych stopach. Mimo wszelkich wysiłków – wspartych dodatkowo magią – urgale zdołały jej uciec.
– Znalazłam to – oznajmiła i pokazała im jedną z fioletowych szat Bliźniaków, podartą i zakrwawioną, oraz tunikę Murtagha i jego skórzane rękawice. – Leżały rozrzucone na skraju czarnej otchłani, której dna nie sięga żaden tunel. Urgale musiały ukraść ich zbroje i broń, a potem cisnąć ciała w przepaść. Próbowałam postrzegać Murtagha i Bliźniaków, ujrzałam jednak tylko cienie w głębi ziemi. – Spojrzała na Eragona. – Przykro mi, ale oni nie żyją.
Teraz, w bezpiecznym schronieniu umysłu, Eragon opłakiwał Murtagha. Straszliwe, przejmujące poczucie straty i zgrozy pogarszał jeszcze fakt, że przez ostatnie miesiące poznał je aż za dobrze.
Gdy tak wpatrywał się w maleńką lśniącą kopułkę łzy na swej dłoni, postanowił, że sam spróbuje postrzec trzech mężczyzn. Wiedział, że to rozpaczliwa, bezsensowna próba, ale musiał to zrobić, by przekonać samego siebie, że Murtagh naprawdę odszedł. Z drugiej strony nie był pewien, czy chce, by powiodło mu się tam, gdzie Arya poniosła klęskę. Czy poczuje się lepiej, widząc strzaskane ciało Murtagha leżące u podstawy urwiska głęboko pod Farthen Dûrem?
– Draumr kópa – wyszeptał.
Przejrzysty płyn pociemniał gwałtownie; przypominał teraz kroplę nocy leżącą na srebrzystej dłoni. Coś się w niej poruszyło, niczym ptak przelatujący na tle zasnutej chmurami tarczy księżyca... ale po chwili ów ruch zamarł.
Kolejna łza dołączyła do pierwszej.
Eragon odetchnął głęboko, odchylił się i pozwolił, by ogarnął go spokój. Odkąd ocknął się uleczony z zadanej przez Durzę rany, pojął upokarzającą prawdę, że do tej pory zwyciężał dzięki czystemu szczęściu. Jeśli jeszcze kiedyś stawię czoło innemu Cieniowi, Ra’zacom lub Galbatorixowi, muszę być silniejszy, o ile chcę wygrać. Brom mógł nauczyć mnie więcej, wiem, że mógł. Ale bez niego pozostaje mi tylko jedno wyjście: elfy.
Oddech Saphiry przyśpieszył, a potem otworzyła oczy i ziewnęła szeroko.
Dzień dobry, mój mały.
Naprawdę dobry? Spuścił wzrok i oparł się na rękach, przygniatając siennik. Raczej straszny... Murtagh i Ajihad... Czemu wartownicy w tunelach nie ostrzegli nas przed urgalami? Nie powinny móc niepostrzeżenie podążać tropem oddziału Ajihada. Arya miała rację, to nie ma sensu.
Być może nigdy nie poznamy prawdy – odparła łagodnie Saphira. Wstała, muskając skrzydłami sufit. Musisz coś zjeść, a potem dowiemy się, co planują Vardeni. Nie powinniśmy tracić czasu. Za kilka godzin mogą już wybrać nowego przywódcę.
Eragon zgodził się z nią. Przypomniał sobie, jak wczoraj rozstali się ze wszystkimi: Orik odbiegł, by przekazać wieści królowi Hrothgarowi, Jörmundur zabrał ciało Ajihada w miejsce, gdzie miało spocząć do czasu pogrzebu, a Arya stała samotnie, odprowadzając wzrokiem ich wszystkich.
Wstał, przypiął do pasa Zar’roca, na plecy zarzucił łuk, potem pochylił się i podniósł siodło Śnieżnego Płomienia. Nagle jego tułów przeszyła szpila palącego bólu, który powalił go na posadzkę, gdzie Eragon zwijał się, sięgając niezgrabnie do tyłu. Miał wrażenie, jakby ktoś próbował rozpiłować go na pół. Saphira warknęła, gdy dotarło do niej echo bólu. Próbowała ukoić go własnym umysłem, nie zdołała jednak zmniejszyć cierpienia swego Jeźdźca. Jej ogon uniósł się instynktownie, jak do walki.
Atak skończył się po kilku minutach. Ostatnia fala bólu zniknęła. Eragon leżał na ziemi zdyszany, z twarzą mokrą od potu. Włosy lepiły mu się do czaszki, w uszach dzwoniło. Sięgnął do tyłu i ostrożnie przesunął palcami po szczycie blizny. Była gorąca, opuchnięta i wrażliwa. Saphira opuściła pysk i dotknęła jego ramienia.
Och, mój mały...
Tym razem było gorzej – odparł, dźwigając się chwiejnie na nogi. Pozwoliła mu oprzeć się o siebie, gdy wycierał pot kawałkiem czystego materiału. Potem ostrożnie ruszył do drzwi.
Jesteś dość silny, by iść?
Musimy. Jako smok i Jeździec mamy obowiązek udzielić publicznego wsparcia nowo wybranemu przywódcy Vardenów, a może nawet wpłynąć na ów wybór. Nie zamierzam lekceważyć znaczenia naszej pozycji. Cieszymy się teraz wśród Vardenów wielkim autorytetem. Przynajmniej nie ma tu Bliźniaków, którzy sami próbowaliby przechwycić przywództwo. To jedyna dobra strona obecnej sytuacji.
No dobrze, ale Durza powinien cierpieć tysiąc lat tortur za to, co ci zrobił.
Eragon odchrząknął.
Trzymaj się blisko mnie.
Ruszyli przez Tronjheim w stronę najbliższej kuchni. Napotykani w korytarzach i przejściach ludzie zatrzymywali się i skłaniali głowy, mamrocząc „Argetlam” bądź „Cieniobójca”. Pozdrawiały ich nawet krasnoludy, choć nie tak często. Eragona uderzyły poważne udręczone miny ludzi i ciemne stroje, które przywdziali, by okazać smutek. Wiele kobiet ubrało się w czerń, ich twarze przesłaniały koronkowe welony.
W kuchni Eragon zaniósł kamienny talerz z jedzeniem na jeden z niskich stołów. Saphira obserwowała go uważnie, na wypadek gdyby atak się powtórzył. Kilka osób próbowało podejść, ona jednak uniosła górną wargę i warknęła, tak że rozpierzchli się w popłochu. Eragon skubał jedzenie, udając, że niczego nie dostrzega. W końcu, próbując odwrócić myśli od Murtagha, spytał:
Jak myślisz, kto może teraz kontrolować Vardenów, skoro nie ma już Ajihada i Bliźniaków?
Smoczyca zawahała się.
Może ty, jeśli ostatnie słowa Ajihada zinterpretujemy jako błogosławieństwo dla nowego wodza. Prawie nikt by się nie sprzeciwił. Nie uważam jednak, żeby to było najmądrzejsze wyjście. Wiedzie wyłącznie ku kłopotom – odpowiedziała.
Zgadzam się. Poza tym Arya by tego nie zaakceptowała, a nie chciałbym sobie robić z niej wroga. Elfy nie mogą kłamać w pradawnej mowie, w naszej jednak nie znają podobnych ograniczeń. Gdyby służyło to jej celom, mogłaby zaprzeczyć, że Ajihad powiedział cokolwiek. Nie, nie chcę tego stanowiska... Co powiesz na Jörmundura?
Ajihad nazywał go swoją prawą ręką. Niestety, niewiele o nim wiemy, podobnie jak o innych wodzach Vardenów. Tak niewiele czasu minęło od dnia, gdy tu przybyliśmy. Będziemy musieli ocenić ich sami, ufając naszemu osądowi, przeczuciom i wrażeniom. Nie znając przeszłości.
Eragon przesuwał po talerzu kawałek ryby wokół stosu gniecionych bulw.
Nie zapominaj o Hrothgarze i klanach krasnoludzkich. Nie będą przecież milczeć. Poza Aryą elfy nie będą miały nic do powiedzenia o sukcesji – nim dotrą do nich wieści, decyzja dawno zdąży zapaść. Ale krasnoludów nie można i nie należy lekceważyć. Hrothgar łaskawie patrzy na Vardenów, jeśli jednak zbyt wiele klanów mu się sprzeciwi, mogą go wymanewrować i zmusić do poparcia kogoś nie nadającego się na dowódcę.
Kogóż takiego?
Osoby, którą łatwo manipulować. Zamknął oczy i wyprostował się. To może być każdy w Farthen Dûrze. Ktokolwiek.
Długą chwilę oboje rozmyślali nad najnowszymi problemami. Saphira odezwała się pierwsza: Eragonie, ktoś chce się z tobą widzieć. Nie mogę go przepłoszyć.
Hę? Szybko uniósł powieki i zmrużył oczy, czekając, by przywykły do światła. Przy stole stał bardzo blady młodzik. Czujnie obserwował Saphirę, jakby się bał, że smoczyca zechce go pożreć.
– O co chodzi? – spytał uprzejmie Eragon.
Chłopak wzdrygnął się, zarumienił i skłonił głowę.
– Argetlamie, zostałeś wezwany przed oblicze Rady Starszych.
– Co takiego?
Pytanie jeszcze bardziej zamąciło chłopcu w głowie.
– Ra-rada to... to... ludzie, których my, to znaczy Vardeni, wybraliśmy, by w naszym imieniu przemawiali do Ajihada. Byli jego zaufanymi doradcami. Teraz chcą cię widzieć. To wielki zaszczyt – zakończył z szerokim uśmiechem.
– A ty mnie do nich zaprowadzisz?
– Tak.
Saphira spojrzała pytająco na Eragona, który wzruszył ramionami i wstał, pozostawiając niedojedzony posiłek. Gestem polecił chłopcu, by pokazał im drogę. Podczas marszu chłopak podziwiał ze lśniącymi oczami Zar’roca, potem nieśmiało spuścił wzrok.
– Jak masz na imię? – spytał Eragon.
– Jarsha, panie.
– To dobre imię. Doskonale przekazałeś wiadomość. Powinieneś być dumny.
Jarsha rozpromienił się i lekkim krokiem ruszył naprzód.
Szybko dotarli do pokrytych wypukłymi rzeźbami kamiennych drzwi. Jarsha pchnął je i ich oczom ukazała się okrągła komnata zwieńczona błękitną jak niebo kopułą, ozdobioną malunkami konstelacji. Okrągły marmurowy stół oznaczony godłem Dûrgrimst Ingeitum – pionowo ustawionym młotem w otoczeniu dwunastu gwiazd – stał pośrodku komnaty. Przy stole siedział Jörmundur i dwaj inni mężczyźni, jeden wysoki i jeden gruby, kobieta o zaciśniętych wargach, wąsko osadzonych oczach i starannie wymalowanych policzkach, i druga, nad której dobroduszną twarzą piętrzyła się kępa siwych włosów; wrażeniu łagodności zaprzeczała jednak rękojeść sztyletu wystająca spomiędzy jej szat.
– Możesz odejść – rzekł do Jarshy Jörmundur. Chłopak ukłonił się i szybko odszedł.
Świadom tego, że obserwują go wszystkie oczy w komnacie, Eragon rozejrzał się i usiadł na krześle stojącym w takim miejscu, by członkowie rady musieli odwrócić głowy, jeśli chcieli wciąż na niego patrzeć. Saphira przycupnęła tuż za nim; we włosach czuł gorący oddech smoczycy.
Jörmundur uniósł się z miejsca, skłonił lekko i znów usiadł.
– Dziękuję, że przybyłeś, Eragonie, choć także poniosłeś bolesną stratę. To jest Umérth – wysoki mężczyzna – Falberd – tęgi – oraz Sabrae i Elessari – kobiety.
Eragon skłonił głowę.
– A Bliźniacy? Czy także byli częścią tej rady? – zapytał, a Sabrae gwałtownie zaprzeczyła, postukując w stół długim paznokciem.
– Nie mieli z nami nic wspólnego. Byli jak mierzwa, nie, jeszcze gorzej: niczym pijawki działające zawsze wyłącznie dla własnej korzyści. Nie pragnęli służyć Vardenom, nie mieli zatem miejsca w tej radzie.
Eragon nawet z drugiej strony stołu czuł zapach jej perfum, ciężki i oleisty niczym woń gnijącego kwiatu. Z trudem powstrzymał się od uśmiechu na to skojarzenie.
– Wystarczy. Nie przyszliśmy tu po to, by rozmawiać o Bliźniakach – uciął Jörmundur. – Stoimy w obliczu kryzysu, który należy rozwiązać szybko i sprawnie. Jeśli my nie wybierzemy następcy Ajihada, zrobi to ktoś inny. Hrothgar przysłał nam już kondolencje. A choć zachował się niezwykle uprzejmie, to z pewnością, podczas gdy my tu rozmawiamy, on snuje własne plany. Musimy też mieć na względzie Du Vrangr Gata, znających magię. Większość z nich jest oddana Vardenom, lecz nawet w najlepszych okolicznościach trudno przewidzieć jak postąpią. Mogą zechcieć sprzeciwić się naszemu wyborowi, by poprawić własną pozycję. Dlatego właśnie potrzeba nam twego wsparcia i pomocy, Eragonie. Chcemy, żebyś swym autorytetem wsparł tego, kto zajmie miejsce Ajihada.
Falberd oparł na stole mięsiste dłonie i dźwignął się z krzesła.
– Cała nasza piątka podjęła już decyzję, kogo poprze. Nie mamy wątpliwości, że to właściwa osoba. Ale – uniósł gruby palec – nim ujawnimy ci kto to, musisz nam dać słowo honoru, że niezależnie, czy się z nami zgodzisz, czy nie, nic z tego, co usłyszysz, nie opuści tej komnaty.
Dlaczego tego żądają? – spytał Saphirę Eragon.
Nie wiem. Smoczyca prychnęła. To może być pułapka. Ale musisz zaryzykować. Pamiętaj też, że ode mnie nie wymagają słowa. W razie potrzeby mogę powtórzyć wszystko Aryi. To bardzo niemądrze z ich strony zapomnieć, że inteligencją dorównuję ludziom.
Ta myśl bardzo go ucieszyła.
– Zgoda. Macie moje słowo. A teraz mów, kto według was winien przewodzić Vardenom.
– Nasuada.
Zaskoczony Eragon spuścił wzrok, myśląc gorączkowo. Nie brał pod uwagę kandydatury Nasuady, z powodu jej młodego wieku – była zaledwie kilka lat starsza od niego. Oczywiście nie istniała żadna przyczyna, dla której nie mogłaby zostać przywódcą, ale dlaczego Rada Starszych wybrała właśnie ją? Co na tym zyskają? Przypomniał sobie wszystkie dobre rady Broma i próbował przyjrzeć się tej zagadce z każdej strony, wiedząc, że musi zdecydować szybko.
Nasuada ma w sobie siłę stali – zauważyła Saphira. Będzie taka jak ojciec.
Może, ale czemu to ją wybrali?
– Czemu nie ty, Jörmundurze? – spytał, usiłując zyskać na czasie. – Ajihad nazwał cię swoją prawą ręką. Czy to nie oznacza, że powinieneś zająć jego miejsce?
Wśród członków rady rozszedł się szmer niepokoju. Sabrae wyprostowała się jeszcze bardziej, splatając mocno dłonie, Umérth i Falberd spojrzeli po sobie posępnie, natomiast Elessari tylko się uśmiechnęła. Rękojeść sztyletu falowała na jej piersi.
– Ponieważ – odparł Jörmundur, starannie dobierając słowa – Ajihad mówił wówczas o sprawach wojskowych i o niczym więcej. Poza tym jestem członkiem tej rady, a nasza siła polega na wsparciu, jakiego sobie udzielamy. Niemądrze i niebezpiecznie byłoby, gdyby jedno z nas usiłowało wybić się ponad resztę.
Pozostali odprężyli się, gdy skończył. Elessari poklepała go lekko po przedramieniu.
Ha! – wykrzyknęła Saphira. Zapewne chętnie przejąłby władzę, gdyby zdołał zmusić pozostałych, żeby go poparli. Zauważ, jak na niego patrzą. Jest wśród nich niczym wilk.
Może wilk pośród stada szakali – zastanowił się Eragon.
– Czy Nasuada ma dość doświadczenia? – spytał głośno.
Elessari pochyliła się mocno, przyciśnięta do krawędzi stołu.
– Przebywałam tu już siedem lat, kiedy Ajihad dołączył do Vardenów. Na moich oczach Nasuada stała się z uroczej dziewczynki kobietą, którą jest dzisiaj: od czasu do czasu nieco lekkomyślną, lecz doskonałą, by poprowadzić Vardenów. Ludzie ją pokochają. Ja natomiast – poklepała się czule po gorsie – i moi przyjaciele wspomożemy ją w tych trudnych czasach. Zawsze będzie miała kogoś, kto wskaże jej właściwą drogę. Brak doświadczenia nie może przeszkodzić w tym, by zajęła przeznaczoną dla niej pozycję.
Eragon nagle wszystko zrozumiał.
Chcą mieć marionetkę!
– Pogrzeb Ajihada odbędzie się za dwa dni – wtrącił Umérth. – Tuż po nim zamierzamy ogłosić Nasuadę nową przywódczynią. Najpierw oczywiście musimy ją zapytać, ale z pewnością się zgodzi. Chcemy, żebyś był obecny podczas mianowania – wówczas nikt, nawet Hrothgar, nie będzie mógł się sprzeciwić – i żebyś złożył hołd Vardenom. To przywróci ludziom pewność, której pozbawiła ich śmierć Ajihada, i zniweczy wszelkie próby rozbicia naszej jedności.
Hołd!
Saphira szybko dotknęła umysłu Eragona.
Zauważ, że nie chcą, byś przysiągł Nasuadzie, tylko Vardenom.
Tak, i zamierzają sami mianować Nasuadę, co pokaże wyraźnie, że rada ma większą władzę niż ona. Mogliby poprosić Aryę, żeby to zrobiła, ale oznaczałoby to uznanie, że stoi ponad Vardenami. W ten sposób pokażą swą przewagę nad Nasuadą, zyskają kontrolę nad nami poprzez hołd, a publiczne uznanie przez Jeźdźca przywództwa Nasuady zwiększy ich autorytet.
– Co się stanie – spytał – jeśli nie przyjmę waszej oferty?
– Oferty? – Falberd sprawiał wrażenie szczerze zaskoczonego. – Ależ oczywiście nic. Tyle że twoja nieobecność podczas wyboru Nasuady stałaby się wielką obrazą. Jeśli bohater bitwy o Farthen Dûr ją zlekceważy, Nasuada z pewnością pomyśli, że Jeździec gardzi nią i uważa Vardenów za niegodnych służby. Czy zdoła znieść podobne poniżenie?
Znaczenie tych słów było całkiem jasne. Eragon ścisnął pod stołem rękojeść Zar’roca. Miał ochotę krzyczeć, że nie trzeba zmuszać go do poparcia Vardenów, że i tak by to zrobił. Teraz jednak instynktownie pragnął się sprzeciwić, uniknąć kajdan, w które próbowali go zakuć.
– Skoro Jeźdźcy cieszą się tak znamienitą opinią, mógłbym uznać, że najlepiej będzie, jeśli sam poprowadzę Vardenów.
Nastrój w komnacie pogorszył się gwałtownie.
– To nie byłoby mądre – oznajmiła Sabrae.
Eragon zastanawiał się, rozpaczliwie próbując znaleźć jakieś wyjście.
Po śmierci Ajihada – rzekła Saphira – być może nie zdołamy pozostać niezależni od wszystkich, tak jak pragnął. Nie możemy narazić się na gniew Vardenów. Jeśli ta rada ma przejąć nad nimi kontrolę po mianowaniu Nasuady, musimy ich ugłaskać. Pamiętaj, podobnie jak my, oni także muszą myśleć o sobie.
Ale kiedy chwycą nas w garść, czego sobie zażyczą? Czy uszanują pakt wiążący Vardenów z elfami i wyślą nas do Ellesméry na szkolenie, czy też wydadzą inny rozkaz? Jörmundur wydaje mi się człowiekiem honoru, lecz pozostali? Nie potrafię orzec.
Saphira musnęła krańcem szczęki czubek jego głowy.
Zgódź się przyjść na ceremonię mianowania Nasuady. Uważam, że to musimy zrobić. Co do hołdu, zobacz, czy uda ci się uniknąć zgody. Może do tego czasu wydarzy się coś, co odmieni naszą pozycję. Może Arya znajdzie rozwiązanie.
Eragon skinął głową.
– Jak sobie życzycie. Przybędę na mianowanie Nasuady.
Jörmundur odetchnął z ulgą.
– To dobrze. Pozostało nam zatem do załatwienia tylko jedno – zgoda Nasuady. Skoro wszyscy już tu jesteśmy, nie ma co zwlekać. Natychmiast po nią poślę. Poproszę też Aryę. Przed publicznym ogłoszeniem decyzji potrzebna nam zgoda elfów. Nie powinno być trudno ją uzyskać; Arya nie może sprzeciwić się woli rady i twojej, Eragonie. Będzie musiała zgodzić się z naszym osądem.
– Zaczekaj. – Oczy Elessari błysnęły groźnie. – Twoje słowo, Jeźdźcze. Czy podczas ceremonii złożysz hołd?
– O tak, musisz to zrobić – zawtórował jej Falberd. – Musisz to zrobić. Vardeni byliby zhańbieni, gdybyś uznał, że nie zdołamy zapewnić ci wszelkiej możliwej opieki.
Nieźle to ujął!
Warto było spróbować – mruknęła Saphira. Lękam się, że nie masz innego wyjścia.
Nie ośmielą się na skrzywdzić, jeśli odmówię.
Nie, ale mogą nam bardzo uprzykrzyć życie. Nie mówię, żebyś zgodził się dla mnie, lecz dla twego dobra. Istnieje wiele niebezpieczeństw, przed którymi nie mogę cię chronić, Eragonie. Galbatorix chce nas zniszczyć, trzeba zatem, by otaczali cię sprzymierzeńcy, nie wrogowie. Nie możemy sobie pozwolić na walkę ani z imperium, ani z Vardenami.
– Złożę hołd – odparł po dłuższej przerwie Eragon.
Członkowie Rady Starszych wyraźnie się odprężyli. Umérth wręcz odetchnął z ulgą i nieudolnie usiłował to zamaskować.
Oni się nas boją!
I powinni – warknęła Saphira.
Jörmundur wezwał Jarshę i przemówił do niego krótko. Chłopak natychmiast pobiegł po Nasuadę i Aryę. Podczas jego nieobecności w komnacie zapadła niezręczna cisza. Eragon całkowicie ignorował członków rady, szukając rozpaczliwie wyjścia z pułapki. Żadnego nie znalazł.
Gdy drzwi otwarły się ponownie, wszyscy wyczekująco unieśli głowy. Pierwsza przekroczyła próg Nasuada, spoglądając ze spokojem na obecnych w komnacie. Haftowana suknia miała odcień najgłębszej czerni, głębszej nawet niż jej skóra, rozjaśnionej tylko szarfą barwy królewskiej purpury, sięgającą od ramienia po biodro. Za nią kroczyła Arya, stąpając gibko i gładko jak kotka, oraz wyraźnie oszołomiony Jarsha.
Jörmundur odprawił chłopaka, po czym przysunął krzesło Nasuadzie. Eragon pośpieszył, by uczynić to samo dla Aryi, elfka jednak zignorowała podsunięte krzesło i zatrzymała się parę kroków od stołu.
Saphiro – rzekł – powtórz jej wszystko, co się tu stało. Mam przeczucie, że członkowie rady nie powiadomią jej, że zmusili mnie do przysięgi wierności wobec Vardenów.
– Aryo. – Jörmundur pozdrowił ją skinieniem głowy, po czym skupił wzrok na Nasuadzie. – Nasuado, córko Ajihada, Rada Starszych pragnie oficjalnie złożyć ci najszczersze kondolencje z powodu straty, która dotknęła cię bardziej niż kogokolwiek... – Zniżając głos, dodał: – Bardzo ci współczujemy. Wszyscy wiemy, jak to jest stracić kogoś z rodziny w walce z imperium.
– Dziękuję – mruknęła Nasuada, mrużąc migdałowe oczy.
Siedziała tam, nieśmiała i skromna, i sprawiała wrażenie tak bezbronnej, że Eragon zapragnął ją pocieszyć. Jakże teraz różniła się od energicznej młodej kobiety, która odwiedziła jego i Saphirę w Smoczej Twierdzy przed bitwą.
– Choć mamy teraz czas żałoby, pozostała kwestia, którą musisz rozstrzygnąć. Nasza rada nie może przewodzić Vardenom. Po pogrzebie ktoś musi zastąpić twojego ojca. Prosimy, byś przyjęła to stanowisko. Należy ci się prawnie jako jego dziedziczce. Vardeni oczekują tego po tobie.
Nasuada skłoniła głowę, jej oczy lśniły. W końcu przemówiła pełnym bólu głosem.
– Nigdy nie przypuszczałam, że w tak młodym wieku będę musiała zająć miejsce mego ojca. Jednakże... skoro twierdzicie, że to mój obowiązek... przyjmę go.O autorze
Wielka miłość, jaką Christopher Paolini żywi do literatury fantasy i science fiction, natchnęła go do rozpoczęcia pisania debiutanckiej powieści Eragon. Pracę nad książką rozpoczął jako piętnastolatek, tuż po ukończeniu liceum. Został bestsellerowym autorem New York Timesa w wieku dziewiętnastu lat. Christopher mieszka w Montanie, gdzie pracuje nad trzecim tomem trylogii Dziedzictwo.
Więcej o Christopherze, Eragonie i Dziedzictwie możecie się dowiedzieć na stronie www.mag.com.pl.