Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Najstarszy zawód świata - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
16 lipca 2013
34,06
3406 pkt
punktów Virtualo

Najstarszy zawód świata - ebook

Nowe, uzupełnione wydanie analizy historycznej prostytucji. Autor śledzi to zjawisko i jego funkcjonowanie w europejskim kręgu kulturowym od czasów starożytnych po dzień dzisiejszy. Treść głównych rozważań ubarwiają liczne ciekawostki, łącznie z cenami usług na przestrzeni dziejów, zmianami obyczajowości i najnowszymi tendencjami, jak seksturystyka czy zjawisko galerianek.

Spis treści

MOTTO

WSTĘP, CZYLI O PARZE MĘSKICH TRZEWIKÓW

ROZDZIAŁ I Już starożytni…

ROZDZIAŁ II Konduita ab urbe condita

ROZDZIAŁ III Od Adama i Ewy

ROZDZIAŁ IV W objęciach ramion krzyża

ROZDZIAŁ V Wieki ciemne: wieki średnie

ROZDZIAŁ VI Odkrycie nie tylko Ameryki

ROZDZIAŁ VII Odrodziło się

ROZDZIAŁ VIII Sprzedajny seks reformowany, lecz nie reformowalny

ROZDZIAŁ IX Dworna, dworska, najdworniejsza

ROZDZIAŁ X Stratyfikacja i specjalizacja

ROZDZIAŁ XI Vademecum

ROZDZIAŁ XII Wiek pary, elektryczności i burdeli

ROZDZIAŁ XIII Gdy Madelon do stołu nam podaje

ROZDZIAŁ XIV Szalone lata

ROZDZIAŁ XV „Rewolucja nie ma racji bez powszechnej kopulacji”

ROZDZIAŁ XVI Amoralność socjalistyczna

ROZDZIAŁ XVII Sex tour du monde

ROZDZIAŁ XVIII XXI wiek

ZAKOŃCZENIE

PRZYPISY

Kategoria: Socjologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-244-0253-3
Rozmiar pliku: 4,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP,
CZYLI O PARZE MĘSKICH TRZEWIKÓW

Kie­dyś by­łem prze­wod­ni­kiem pew­ne­go ja­poń­skie­go pro­fe­so­ra. Ten sko­śno­oki gen­tle­man z wy­jąt­ko­wą pil­no­ścią ba­dał wi­try­ny skle­pów obuw­ni­czych. W owych, sie­dem­dzie­sią­tych la­tach nie by­li­śmy aż taką ka­let­ni­czą po­tę­gą, aby za­im­po­no­wać Nip­po­no­wi. Za­py­ta­łem więc, cie­ka­wy, co też jest na owych wy­sta­wach aż tak in­te­re­su­ją­ce­go. Ceny – od­po­wie­dział. Wy­ja­śnił, że wy­krył pew­ną pra­wi­dło­wość i we­ry­fi­ku­je ją we wszyst­kich od­wie­dza­nych przez sie­bie miej­scach na kuli ziem­skiej. Pra­wi­dło­wość ta gło­si, że nie­za­leż­nie od ryn­ku cena pary mę­skich trze­wi­ków rów­na się ce­nie usłu­gi ero­tycz­nej świad­czo­nej przez za­wo­do­wą pra­cow­ni­cę. Nie wiem, czy w Pol­sce, po uwol­nie­niu cen, tę tezę moż­na by jesz­cze utrzy­mać. Wiem na­to­miast, że pro­blem świad­cze­nia usług sek­su­al­nych jest ze wszech miar cie­ka­wy.

Po­trze­by sek­su­al­ne czło­wie­ka na­le­żą bo­wiem do naj­bar­dziej pod­sta­wo­wych, ta­kich jak za­spo­ka­ja­nie gło­du, pra­gnie­nia, po­czu­cia bez­pie­czeń­stwa czy cie­pła. Mu­szą być re­ali­zo­wa­ne przez wszyst­kich i za­wsze. Jest jed­nak pew­na ce­cha, któ­ra wy­róż­nia ten blok po­trzeb od wszyst­kich in­nych. Miesz­kać i grzać się, zbie­rać, po­lo­wać czy na­wet upra­wiać rolę moż­na, od bie­dy, sa­mot­nie. Do re­ali­za­cji po­trzeb sek­su­al­nych (je­że­li po­mi­nąć nie­szczę­snych na­śla­dow­ców bi­blij­ne­go Ona­na) ko­niecz­na jest dru­ga oso­ba. Rol­nik może oby­wać się zie­mią, wodą i słoń­cem. Bę­dzie mu wzra­stać i plo­no­wać ziar­no – usłu­gi ero­tycz­ne zaś za­wsze nam świad­czy ktoś. Nie jest to sto­su­nek czło­wie­ka z na­tu­rą. To są sto­sun­ki mię­dzy­ludz­kie w naj­bar­dziej pod­sta­wo­wym zna­cze­niu tego sło­wa. Z cza­sem owo świad­cze­nie przy­bra­ło ru­ty­no­we for­my, spro­fe­sjo­na­li­zo­wa­ło się. I tak p o w s t a ł n a j s t a r s z y z a w ó d ś w i a t a: p r o s t y t u c j a.

Sto­sun­ki ero­tycz­ne mia­ły miej­sce nie­mal od za­ra­nia świa­ta. I to świa­ta w dar­wi­now­skim ro­zu­mie­niu po­cząt­ku. Słab­szym z bio­lo­gii przy­po­mi­nam, że na­wet pier­wot­nia­ki po­tra­fią roz­mna­żać się in­a­czej niż przez po­dział. Nie więc płcio­wa na­tu­ra jest wy­znacz­ni­kiem tej wie­ko­wej pro­fe­sji (choć nikt nie ne­gu­je zna­cze­nia sek­su). Wy­da­je się, że zna­mien­ne są tu dwie ce­chy. Po pierw­sze, sto­su­nek ero­tycz­ny na­stę­pu­je bez wy­bo­ru, z każ­dym. Po dru­gie zaś, na­stę­pu­je on w za­mian za świad­cze­nia, jest ho­no­ro­wa­ny. Świad­cze­nia ta­kie mogą być wy­pła­ca­ne tak w pie­nią­dzu, jak i w in­nych do­brach. Fakt, że pan­na mło­da wy­cho­dzi za mąż (i świad­czy mał­żeń­skie po­win­no­ści) za byle kogo, ale w za­mian za apa­na­że – jest te­ma­tem dla mo­ra­li­stów. Nie czy­ni to jed­nak pro­fe­sji – _ein­mal ist kein Mal – jak po­wia­da­ją Teu­to­no­wie. Ko­niecz­na jest po­wta­rzal­ność. I to jest trze­cia zna­mien­na ce­cha._

Je­że­li ist­nie­je naj­star­szy za­wód świa­ta – aku­rat w kwe­stii jego ist­nie­nia nie­do­wiar­ków bra­ku­je – to jego hi­sto­ria bę­dzie rów­nież hi­sto­rią ludz­ko­ści. Praw­da, że jed­no­stron­ną; praw­da, że nie­wy­czer­pu­ją­cą. Ale cie­ka­wą.ROZDZIAŁ I
JUŻ STAROŻYTNI…

Nie wia­do­mo skąd się wzię­ła ta nie­zno­śna ma­nie­ra wy­kła­du, aby za­czy­nać sło­wa­mi: „już sta­ro­żyt­ni Rzy­mia­nie” czy też: „już sta­ro­żyt­ni Gre­cy”. Wi­docz­nie chce­my wte­dy sku­lić się i przy­tu­lić do ko­leb­ki na­szej kul­tu­ry. Pójdź­my za­tem i my dro­gą, któ­rą drep­ta­ło już wie­lu przed nami.

Sta­ro­żyt­ni urzą­dzi­li swój świat z mnó­stwem bo­gów i bo­giń oraz z po­waż­nym stop­niem in­ge­ren­cji miesz­kań­ców Olim­pu w ży­cie śmier­tel­ni­ków. In­te­re­su­ją­cym nas za­wo­dem opie­ko­wa­ła się oczy­wi­ście Afro­dy­ta, bo­gi­ni mi­ło­ści – nic to, że płat­nej. Po­cząt­ko­wo mie­li­śmy do czy­nie­nia z pro­sty­tu­cją świą­tyn­ną, sa­kral­ną. Ka­płan­ki w za­mian za dat­ki dla bo­gi­ni ob­da­rza­ły dar­czyń­ców swy­mi wzglę­da­mi. W Ba­bi­lo­nii, prócz spe­cjal­nej ka­sty ka­pła­nek – pro­sty­tu­tek sa­kral­nych, ist­nia­ła jed­no­ra­zo­wa pro­sty­tu­cja sa­kral­na obej­mu­ją­ca ogół ko­biet. Tak świad­czy o tym He­ro­dot: „Każ­da nie­wia­sta musi w tym kra­ju raz w ży­ciu usiąść w świą­ty­ni My­lit­ty i od­dać się ja­kie­muś cu­dzo­ziem­co­wi. Je­że­li nie­wia­sta raz tam usią­dzie, nie może wró­cić do domu, aż ja­kiś cu­dzo­zie­miec rzu­ci jej na łono srebr­ną mo­ne­tę i poza świą­ty­nią cie­le­śnie się z nią po­łą­czy. Po od­da­niu się i speł­nie­niu świę­te­go obo­wiąz­ku wo­bec bo­gi­ni wra­ca do domu i od tej chwi­li, choć­byś jej nie wiem ile da­wał, nie po­sią­dziesz jej”¹.

W Gre­cji jed­nak, zbie­giem po­stę­pów cy­wi­li­za­cji, świad­cze­nia te się ze­świec­czy­ły. W Ate­nach tego typu punk­ty uży­tecz­no­ści wpro­wa­dził So­lon w 594 roku p.n.e. pen­sjo­na­riusz­ki lu­pa­na­rów re­kru­to­wa­ły się z nie­wol­nic, ku­po­wa­nych i utrzy­my­wa­nych kosz­tem rzą­do­wym. Obo­wiąz­kiem tak sko­sza­ro­wa­nej nie­wol­ni­cy było ob­da­rza­nie roz­ko­szą każ­de­go, kto po­sia­dał zdol­ność płat­ni­czą jed­ne­go obo­la. Nie­zo­rien­to­wa­nym w ów­cze­snych kur­sach wa­lut przy­po­mi­na­my, że tyle brał nie­ja­ki Cha­ron za prze­wie­zie­nie przez rze­kę Styks (zni­żek i tań­szych bi­le­tów _al­ler et re­to­ur nie prze­wi­dy­wa­no). Na cze­le ta­kiej in­sty­tu­cji usłu­go­wej sta­ła go­spo­dy­ni, któ­ra otrzy­my­wa­ła od władz mu­ni­cy­pal­nych kon­ce­sję. Do­ty­czy­ła ona wa­run­ków ze­zwo­le­nia, a w tym, przede wszyst­kim, po­dat­ków. I tu do­cho­dzi­my do kwe­stii pie­nię­dzy. Nie w tym zna­cze­niu, że udzie­la­ją­ce świad­cze­nia amo­rycz­ne pa­nien­ki po­bie­ra­ły za to opła­tę, ale że same (lub in­sty­tu­cje, któ­re je zrze­sza­ły) były ce­nio­ny­mi płat­ni­ka­mi. Wkład ich w ogól­ny sys­tem eko­no­micz­ny mu­siał być znacz­ny. Gdy­by sta­ro­żyt­ni po­słu­gi­wa­li się ję­zy­kiem an­giel­skim, to za­miast:_ _pe­cu­nia non olet, mó­wi­li­by za­pew­ne:_ _the­re is no bus­si­nes like a sex bu­si­ness²._

Miesz­kan­ki tych za­kła­dów usłu­go­wych były wła­ści­wie izo­lo­wa­ne od resz­ty spo­łe­czeń­stwa i za­bra­nia­no im opusz­cza­nia warsz­ta­tu pra­cy. W wy­jąt­ko­wych wy­pad­kach wol­no im było wyjść na uli­cę, lecz wów­czas mu­sia­ły no­sić od­po­wied­ni ko­stium od­róż­nia­ją­cy od zwy­kłych odzień. Ubiór miał bo­wiem wte­dy cha­rak­ter zna­czą­cy i in­for­mo­wał o po­zy­cji no­si­ciel­ki: in­a­czej ubie­ra­ła się mę­żat­ka, in­a­czej pan­na, jesz­cze in­a­czej pa­nien­ka, od któ­rej – uiściw­szy za­pła­tę – moż­na się było spo­dzie­wać świad­czeń ero­tycz­nych. Po­zwa­la­ło to uni­kać nie­przy­jem­nych po­my­łek i szko­dli­wych nie­spo­dzia­nek. To z jed­nej stro­ny. Z dru­giej zaś w mocy po­zo­sta­je praw­da, że to­wa­ru ja­koś nie­za­re­kla­mo­wa­ne­go sprze­dać nie spo­sób. W spra­wie tej na­le­ży przy­to­czyć jesz­cze je­den trik, do któ­re­go ucie­ka­ły się pro­fe­sjo­na­list­ki. Otóż na po­de­szwach swych san­da­łów chy­tre te pa­nien­ki ryły ne­ga­tyw na­pi­su: „pójdź za mną”. W pyle grec­kich dróg po­zo­sta­wał więc od­ci­śnię­ty ów za­chę­ca­ją­cy anons. Łą­czy­ły za­tem prze­myśl­ne Gre­czyn­ki spa­cer dla zdro­wia ze swo­istą ak­cją pro­mo­cyj­ną.

Za­ry­so­wał się też w Gre­cji dy­le­mat, przed któ­rym sta­wać bę­dzie ten naj­star­szy fach jesz­cze po wie­lo­kroć i któ­ry do tej pory nie zo­stał roz­wią­za­ny. Czy usłu­gi sek­su­al­ne świad­czyć in­dy­wi­du­al­nie, na uli­cy? Czy też w wy­spe­cja­li­zo­wa­nych i spe­cjal­nie do tego celu prze­zna­czo­nych miej­scach? Oba roz­wią­za­nia mają swo­je do­bre stro­ny, obu nie bra­ku­je też ciem­nych (przyj­dzie nam jesz­cze nie­raz zda­wać z tego spra­wę). Gre­kom nie uda­ło się utrzy­mać prze­my­słu ero­tycz­ne­go tyl­ko w do­mach, tym bar­dziej że usłu­gi mi­ło­sne świad­czy­ły też fle­cist­ki i śpie­wacz­ki. Mia­sta le­żą­ce na prze­cię­ciu szla­ków ko­mu­ni­ka­cyj­nych zna­ne były z wy­so­kie­go po­zio­mu i róż­no­rod­no­ści po­da­ży słu­żek Afro­dy­ty. Przy­kła­dem Ko­rynt, któ­re­go miesz­kan­ki sta­ły się sy­no­ni­mem pro­sty­tut­ki. Ofer­ta usłu­go­wa tego _po­lis mu­sia­ła być nie­sły­cha­nie zróż­ni­co­wa­na: zna­la­zło się tam bo­wiem i coś dla ubo­gie­go acz spra­gnio­ne­go że­gla­rza, i coś dla praw­dzi­we­go i praw­dzi­wie na­dzia­ne­go ko­ne­se­ra. De­mo­ste­nes utrzy­mu­je, że cena nocy spę­dzo­nej z Lais (młod­szą – bo były dwie sław­ne ko­rync­kie mi­ło­śni­ce o tym imie­niu) wy­no­si­ła 10 000 drachm at­tyc­kich. De­mo­ste­nes za­pew­ne prze­sa­dził, gdyż od jej star­szej imien­nicz­ki po­bie­rał świad­cze­nia dar­mo (w ra­mach spe­cjal­ne­go ro­dza­ju me­ce­na­tu ar­ty­stycz­ne­go). Za­in­te­re­so­wa­ny był za­tem w win­do­wa­niu w górę cen­ni­ka – nic go to nie kosz­to­wa­ło, a pod­no­si­ło jego war­tość. Jemu też przy­pi­sy­wa­ne jest zda­nie: „Mamy utrzy­man­ki dla roz­ko­szy, na­łoż­ni­ce jako sta­łe na­sze oto­cze­nie, a żony, by ro­dzi­ły nam pra­we dzie­ci i były nam wier­ny­mi go­spo­dy­nia­mi”. Do­sko­na­łość w za­wo­dzie nie za­wsze po­pła­ca. Lais młod­sza po wy­jeź­dzie do Te­sa­lii zo­sta­ła za­kłu­ta szpil­ka­mi do wło­sów. I to gdzie! W świą­ty­ni Afro­dy­ty. Zdol­nych nisz­czą, za­wsze i wszę­dzie, a jej śmierć nosi wszel­kie ce­chy od­da­nia ży­cia na oł­ta­rzu za­wo­du._

Do obu pań Lais na­le­ży do­łą­czyć ich ry­wal­kę Fry­ne. Dziw­ne to zresz­tą imię dla ko­bie­ty uwa­ża­nej za naj­pięk­niej­szą: fry­ne zna­czy tyle co „żaba”³. ta przy­jaź­ni­ła się z rzeź­bia­rzem prak­sy­te­le­sem. Spo­śród lu­dzi naj­bar­dziej za­wist­ne by­wa­ją żony. One mu­sia­ły się zaj­mo­wać do­mo­wym ogni­skiem. Nie na­le­ży za­po­mi­nać, że sło­wa: d o m o w e o g n i s k o da­le­kie były od me­ta­fo­ry. Bliż­sze zaś kop­cą­ce­mu i okop­co­ne­mu miej­scu mię­dzy ka­mie­nia­mi. Nie lu­bi­ły one, owe czar­ne od sa­dzy żony, gdy kto umy­ty prze­cha­dzał się po ago­rze, spo­ty­kał się z cie­ka­wy­mi ludź­mi, był ad­o­ro­wa­ny przez wspa­nia­łych męż­czyzn. Oskar­ży­ły więc Fry­ne o ob­ra­zę bo­ską. Nie było to lek­kie oskar­że­nie. Dzię­ki ta­kie­mu wła­śnie – przy­po­mnij­my – So­kra­tes był zmu­szo­ny wy­pić cy­ku­tę. Spra­wa – jak to przed try­bu­na­łem – to­czy­ła się ze zmien­nym szczę­ściem. Obroń­ca – me­ce­nas Hy­pe­rej­des – czu­jąc, że po­zy­cja Fry­ne słab­nie, wziął się na spo­sób. Po­tar­gał na niej sza­ty i de­mon­stru­jąc na­gość, za­wo­łał: „Czy ta­kie pięk­no mo­gło ob­ra­zić w czymś bo­gów?” Skład sę­dziow­ski – a w on czas orze­ka­li tyl­ko męż­czyź­ni – dłu­go kon­tem­plo­wa­li wdzię­ki Fry­ne. Po wni­kli­wym roz­wa­że­niu oka­za­ne­go ma­te­ria­łu do­wo­do­we­go oskar­że­nie zo­sta­ło od­da­lo­ne⁴. Fry­ne ucho­dzi­ła za naj­pięk­niej­szą ko­bie­tę swo­ich cza­sów. Słu­ży­ła też swe­mu przy­ja­cie­lo­wi jako mo­del­ka, a rzeź­by Prak­sy­te­le­sa ucho­dzi­ły za wzór, za ide­ał grec­kiej ko­bie­cej uro­dy. Wszyst­ko jed­nak, nim sta­nie się ide­ałem, bywa ory­gi­na­łem. Przy­kła­dem Fry­ne.

Do­cho­dzi­my tu do zja­wi­ska, któ­re­mu na imię: h e t e r a. W pol­sz­czyź­nie to sło­wo ozna­cza szcze­gól­nie brzyd­kie, zło­śli­we i nie­zno­śne bab­sko. W świe­cie an­tycz­nym he­te­ra była tego za­prze­cze­niem. Mu­sia­ła być pięk­na i spraw­na nie tyl­ko ni­żej pasa, ale i wy­żej szyi. Nie cho­dzi tu o usta, lecz o zwo­je mó­zgo­we. Ta­kie po­łą­cze­nie ta­len­tów in­te­lek­tu­al­nych i uzdol­nień łóż­ko­wych bywa nie­zmier­nie rzad­kie. Nic dziw­ne­go, że było war­te ma­ją­tek. I nic też dziw­ne­go, że tyl­ko wiel­cy mo­gli so­bie na nie po­zwo­lić. Tais była to­wa­rzysz­ką i przy­ja­ciół­ką Alek­san­dra Wiel­kie­go, a po jego śmier­ci Pto­lo­me­usza I So­te­ra. Wspo­mi­na­my tu Tais ateń­ską, a nie jej alek­san­dryj­ską imien­nicz­kę i ko­le­żan­kę. Tę ostat­nią miał na­wró­cić pu­stel­nik Paf­nu­cy. Na­wró­cić w po­dwój­nym zna­cze­niu tego sło­wa. Po pierw­sze, zmie­ni­ła re­li­gię. Po dru­gie zaś, zmie­ni­ła za­wód, znisz­czy­ła klej­no­ty i za­mknę­ła się w klasz­to­rze. Zmie­nia­nie za­wo­du zbyt póź­no i zbyt ra­dy­kal­nie nie jest zdro­we. Tais umie­ra po trzech la­tach. Pew­nie po to, aby po pięt­na­stu stu­le­ciach Ana­tol Fran­ce za­ro­bił, pi­sząc o niej książ­kę, a Ju­les Mas­se­net ope­rę.

Aspa­zja na­to­miast była przy­ja­ciół­ką Pe­ry­kle­sa. Gdy ten umarł, wy­gło­si­ła tak zna­ko­mi­tą mowę po­grze­bo­wą, że sta­ła się dzię­ki temu sław­na. So­kra­tes czę­sto przy­pro­wa­dzał uczniów, aby po­słu­cha­li Aspa­zji – tak wy­so­ko ce­nił jej in­te­lekt. Epo­ka pe­ry­klej­ska to naj­świet­niej­szy okres hi­sto­rii Gre­cji. Je­że­li Pe­ry­kles był gło­wą Aten, to Aspa­zja była szy­ją, któ­ra tą gło­wą krę­ci­ła.

Krę­ci­ła nie tyl­ko gło­wą Aten. Krę­ci­ła też za­ło­żo­nym przez sie­bie Gy­na­ceum – dziś po­wie­dzie­li­by­śmy – za­sad­ni­czą szko­łą za­wo­do­wą dla he­ter. Nie prze­cho­wa­ły się pro­gra­my na­ucza­nia i nie je­ste­śmy w sta­nie od­po­wie­dzieć na (in­te­re­su­ją­ce ską­di­nąd) py­ta­nia: ile cza­su po­świę­ca­no na na­ukę ma­te­ria­ło­znaw­stwa i przed­mio­tów tech­nicz­nych, ile zaś na przed­mio­ty ogól­no­kształ­cą­ce. Stu­le­cie wcze­śniej po­dob­ną in­sty­tu­cję edu­ka­cyj­ną pro­wa­dzi­ła na wy­spie Les­bos nie­ja­ka Sa­fo­na. Jak twier­dzi Paul Frie­drich, wy­kła­da­no tam na­stę­pu­ją­ce przed­mio­ty: róż­no­rod­ne po­zy­cje i za­cho­wa­nia mi­ło­sne, sty­le śpie­wu i tań­ca, wie­dzę na te­mat afro­dy­zja­ków (tak na­po­jów, jak i po­traw), sztu­kę re­cy­to­wa­nia i ukła­da­nia po­ezji (szcze­gól­nie ga­tun­ków bie­siad­nych)⁵. Do do­sko­na­ło­ści za­wo­do­wej pro­wa­dzą za­wsze dwie dro­gi: po pierw­sze ta­lent, a po dru­gie so­lid­ne wy­kształ­ce­nie. Gy­na­cea da­wa­ły to dru­gie, nie eli­mi­nu­jąc pierw­sze­go.

Pa­nie te ro­zu­mia­ły do­sko­na­le, że w dro­dze do za­wo­do­wej do­sko­na­ło­ści waż­na jest kon­ku­ren­cja. Urzą­dza­ły so­bie za­wo­dy bę­dą­ce od­po­wied­ni­ka­mi dzi­siej­szych kon­kur­sów pięk­no­ści. Z jed­ne­go ta­kie­go tur­nie­ju, na naj­pięk­niej­sze po­ślad­ki, zda­je spra­wę Al­ki­fron w _Li­stach he­ter: „I pierw­sza Myr­ri­na, roz­wią­zaw­szy pa­sek – bie­li­znę mia­ła je­dwab­ną – za­ko­ły­sa­ła prze­świe­ca­ją­cy­mi przez nią bio­dra­mi, któ­re drża­ły jak zsia­dłe mle­ko, a pa­trzy­ła przy tym w tył na ru­chy swej pup­ki. Lek­ko jak w grze mi­ło­snej wes­tchnę­ła tak, że, na Afro­dy­tę, zmie­sza­łam się. Try­al­lis też nie za­wio­dła, po­bi­ła ją w bez­wsty­dzie: «Nie po­dej­mę współ­za­wod­nic­twa w szat­kach na­wet tak prze­zro­czy­stych, bez miz­drze­nia się, niech bę­dzie tak jak na za­wo­dach. Za­pa­sy nie lu­bią osło­nek». Zrzu­ci­ła chi­to­nik i prze­giąw­szy się nie­co w bio­drach, po­wia­da: «Patrz, obej­rzyj so­bie tę bar­wę, Myr­ri­no, jak nie­ska­zi­tel­na, jak bez plam­ki, patrz na ró­żo­wo­ści bio­der tu­taj, na przej­ście ku udom, ani za tłu­ste, ani za chu­de, na do­łecz­ki na wzgór­kach. Na Zeu­sa, nie trzę­są się jak u Myr­ri­ny» – uśmiech­nę­ła się fi­glar­nie i za­krę­ci­ła pup­ką tak, że ruch drga­nia­mi prze­biegł po­wy­żej bio­der.”⁶_

Wy­da­je się, że w Gre­cji na­stą­pi­ła de­sa­kra­li­za­cja za­wo­du. Na­stą­pi­ła też spe­cja­li­za­cja. Za­ry­so­wa­ły się tak­że pro­ble­my, któ­re od­ci­sną się pięt­nem na ca­łym tym okre­sie, któ­ry dzie­li owe cza­sy od współ­cze­sno­ści.ROZDZIAŁ II
_KONDUITA AB URBE CONDITA_

Sta­ro­żyt­ny Rzym prze­jął grec­kie wzo­ry za­cho­wań, bo­gów i ich oby­cza­je. Bo­go­wie byli tak samo kłó­tli­wi i chu­tli­wi jak lu­dzie. Co za świń­stwa wy­ra­biał Dzeus (po ła­ci­nie Ju­pi­ter) z Da­nae, Ledą i wie­lo­ma in­ny­mi bo­gi­nia­mi i śmier­tel­ny­mi, wstyd na­wet wspo­mi­nać. Roma – wiel­ka, dwu­ipół­mi­lio­no­wa me­tro­po­lia – mu­sia­ła wyjść z po­da­żą i kre­ować po­pyt na usłu­gi mi­ło­snej na­tu­ry. Po­pyt z po­da­żą (tak uczy nas eko­no­mia) spo­ty­ka­ją się na ryn­ku. W tym wy­pad­ku było to Fo­rum Ro­ma­num.

Rzy­mia­nie za­sły­nę­li w świe­cie z wie­lu po­wo­dów. Z rzym­skich cyfr i siły le­gio­nów. Ze zna­ko­mi­te­go sys­te­mu dróg i rów­nie do­bre­go akwe­duk­tów. z za­mi­ło­wa­nia do roz­ry­wek cyr­ko­wych i kary ukrzy­żo­wa­nia (któ­ra, chcąc nie chcąc, sta­ła się sym­bo­lem męki i od­ku­pie­nia). Nade wszyst­ko za­sły­nę­li ze sta­no­wie­nia i sto­so­wa­nia pra­wa. Zmo­rą stu­den­tów, mło­dych adep­tów Te­mi­dy jest – i dłu­go jesz­cze po­zo­sta­nie – pra­wo rzym­skie. To je­den z fi­la­rów na­szej cy­wi­li­za­cji. Dało ono pod­wa­li­ny pod no­wo­cze­sne sys­te­my praw­ne. Pra­wo jest wte­dy uży­tecz­ne, gdy re­gu­lu­je wszyst­kie sto­sun­ki mię­dzy­ludz­kie. W tym i te sek­su­al­ne. Rzy­mia­ni­no­wi obce było po­ję­cie du­szy. Dla nie­go lu­dzie byli tyl­ko pod­mio­ta­mi i przed­mio­ta­mi sto­sun­ków praw­nych. Zo­bacz­my za­tem, jak, z praw­ne­go punk­tu wi­dze­nia, wy­glą­da ta in­te­re­su­ją­ca pro­fe­sja.

Po­cząt­ko­wo po­tom­ko­wie Ro­mu­lu­sa i Re­mu­sa za­cho­wy­wa­li su­ro­we oby­cza­je. Prze­ję­li po Etru­skach po­ję­cie mo­no­ga­micz­nej ro­dzi­ny i cześć dla ko­bie­ty. Wy­stęp­ki prze­ciw tej czci ka­ra­ne były nie­jed­no­krot­nie śmier­cią. Kult bo­gi­ni czy­sto­ści i opie­kun­ki do­mo­we­go ogni­ska, We­sty, był wy­ra­zem za­sad wcze­sno­rzym­skich. Numa Pom­pi­liusz pra­gnął, aby wszyst­kie Rzy­mian­ki, nim wej­dą w zwią­zek mał­żeń­ski, były jej ka­płan­ka­mi.

Roz­wój cy­wi­li­za­cji, otwar­cie się na świat ła­go­dzi na­wet su­ro­we oby­cza­je. Wiel­ka aglo­me­ra­cja ma swo­je pra­wa. Tym pra­wem za­ję­li się spe­cja­li­ści. Po­ję­cie pro­sty­tu­cji okre­śla do­pie­ro _Lex Ju­lia za pa­no­wa­nia ce­sa­rza Au­gu­sta. Już póź­niej­sza ju­ry­spru­den­cja rzym­ska zaj­mu­je się tym pro­ble­mem rów­no­praw­nie z in­ny­mi za­gad­nie­nia­mi pań­stwo­wy­mi i spo­łecz­ny­mi. Go­dzi się w tym miej­scu wspo­mnieć, że sło­wo pro­sty­tu­cja jest wła­śnie ła­ciń­skie­go po­cho­dze­nia. Po­cho­dzi od cza­sow­ni­ka:_ _pro­sti­tuo, -ere, co zna­czy mniej wię­cej tyle co: „wy­sta­wiać się na sprze­daż”. Za­wdzię­cza­my praw­ni­kom z La­tium nie tyl­ko de­fi­ni­cję, ale i na­zwę tego, co de­fi­nio­wa­ne. I tak w Di­ge­stach czy­ta­my:_ _Pa­lam au­tem, sic ac­ci­pi­nis, pas­sim, hoc est sine de­lec­tu, non si qua adul­te­ris vel stu­pra­to­ri­bus se com­mit­tit, sed quae vi­cem pro­sti­tu­tae su­sti­net⁷. Zda­niem jed­ne­go ze zna­ko­mit­szych praw­ni­ków II wie­ku p.n.e – Ulpia­na „nie­rząd­ni­cą jest nie tyl­ko ta ko­bie­ta, któ­ra upra­wia swój za­wód w lu­pa­na­rze, lecz i ta, któ­ra w kra­mie han­dlo­wym lub gdzie­kol­wiek god­no­ści swej by nie sza­no­wa­ła”. Uczo­ny ten praw­nik pod­niósł kwe­stię od­da­wa­nia się pierw­sze­mu lep­sze­mu męż­czyź­nie i to za za­pła­tą_ _(sine de­lec­tu, pe­cu­nia ac­cep­ta). Inne szko­ły praw­ni­cze roz­cią­ga­ły to po­ję­cie na bez­in­te­re­sow­nie, choć roz­rzut­nie da­rzą­ce wzglę­da­mi damy. Przy­po­mi­na się sta­ra aneg­dot­ka, że róż­ni­ca mię­dzy dziw­ką i kur­wą jest taka, że pierw­sze to za­wód, dru­gie to cha­rak­ter. Za roz­strzy­gnię­ciem na ko­rzyść szko­ły Ulpia­na prze­ma­wia­ły nie tyl­ko wzglę­dy mo­ral­ne. Prze­mó­wił – a do prak­tycz­nych Rzy­mian mó­wił moc­nym gło­sem – wzgląd fi­nan­so­wy. Od pro­sty­tu­tek ścią­ga­no bez­po­śred­ni po­da­tek oso­bi­sto-do­cho­do­wy. Spra­wy bez­in­te­re­sow­nej szczo­dro­ści w spra­wach sek­su nie mia­ły żad­ne­go fi­skal­ne­go zna­cze­nia._

Pro­sty­tut­ki były nie tyle wy­ję­te spod pra­wa, ile pod­da­ne spe­cjal­nym pra­wom. Od­da­ne zo­sta­ły bo­wiem pod pie­czę edy­li. Ci usta­no­wie­ni w roku 260 p.n.e. urzęd­ni­cy mu­ni­cy­pal­ni mie­li za za­da­nie wy­zna­czać miej­sca dla pro­ce­de­ru, czu­wać nad spo­ko­jem w lu­pa­na­rach. Edyl dbał o to, by każ­da pra­cow­ni­ca sek­to­ra usług sek­su­al­nych pła­ci­ła sto­sow­ne po­dat­ki. Taki urząd skar­bo­wy słu­żył też ce­lom ewi­den­cji lud­no­ści. Pa­nie pra­cu­ją­ce w amo­rycz­nych usłu­gach po­słu­gi­wa­ły się w ży­ciu co­dzien­nym pseu­do­ni­ma­mi, praw­dzi­we ich imię i ro­do­wód zaś znał tyl­ko edyl. Był to pier­wo­wzór, o dwa mi­le­nia póź­niej­szych, „czar­nych ksią­że­czek”. Pro­sty­tu­cję taj­ną ka­ra­no su­ro­wy­mi ka­ra­mi bądź wy­pę­dza­no za mia­sto. Nie uwa­ża­no tego za wy­kro­cze­nie prze­ciw mo­ral­nym ko­dek­som, lecz za na­ru­sze­nie usta­wy skar­bo­wej. Li­cen­cjo­no­wa­ny pro­ce­der na­to­miast kwitł w naj­lep­sze.

Za cza­sów Re­pu­bli­ki za­pi­sa­nie do re­je­stru uwa­ża­no za hań­bią­ce. Pro­sty­tu­cja zresz­tą nie była uwa­ża­na za wsty­dli­wą, ot, pra­ca dla dziew­czy­ny jak każ­da inna. Póź­niej, za ce­sar­stwa, o _li­cen­tiam stur­pi ubie­ga­ły się oby­wa­tel­ki Rzy­mu. Wie­le roz­ryw­ko­wych i nie­kul­ty­wu­ją­cych nad­mier­nie cno­ty wier­no­ści mę­ża­tek za­cią­ga­ło się „na ochot­ni­ka” do re­je­stru, co po­zwa­la­ło unik­nąć kar za wia­ro­łom­stwo bez re­zy­gno­wa­nia z we­so­łe­go sty­lu ży­cia. Pod­nio­sło to zde­cy­do­wa­nie pre­stiż za­wo­du. Przed­tem prze­pi­sy edyl­skie na­ka­zy­wa­ły no­sić spe­cjal­ny rzu­ca­ją­cy się w oczy ubiór: czer­wo­ne bu­ci­ki, pe­ru­ki blond oraz cze­pek. Te­raz już moż­na się było po­ka­zać w naj­pięk­niej­szym ubra­niu i naj­lep­szym to­wa­rzy­stwie._

Naj­lep­sze zna­czy­ło tyle, co ce­sar­skie. Nie tyl­ko cho­dzi o to, że ce­sa­rze ota­cza­li się spe­cja­list­ka­mi. Ka­li­gu­la czy Ty­be­riusz, Do­mi­cjan czy Ne­ron, czy choć­by He­lio­ga­bal ota­cza­li się ca­ły­mi wień­ca­mi wy­kwa­li­fi­ko­wa­nych eks­per­tek. Taki Kom­mo­dus trzy­mał stad­ko 300 pa­nie­nek (nie był to by­najm­niej mę­ski szo­wi­ni­sta, bo chłop­ców trzy­mał tyle samo)⁸. Cho­dzi­ło bar­dziej o ce­sa­rzo­we. Wa­le­ria Mes­sa­li­na, trze­cia żona Klau­diu­sza, była roz­rzut­na, je­śli cho­dzi o wdzię­ki na dwo­rze, ale nie gar­dzi­ła też za­rob­kiem w lu­pa­na­rach Sub­u­ry. Od jej imie­nia po­cho­dzi sy­no­nim roz­pu­sty i wy­uz­da­nia. Od­daj­my głos w tej spra­wie De­ci­mu­so­wi Ju­ni­so­wi Ju­ve­na­li­so­wi:

Gdy wy­czu­ła żona, że bez­tro­ski

Mąż usnął, opusz­cza­ła łoże w Pa­la­ty­nie,

Szła pod strze­chę, łeb kry­jąc chu­s­tecz­ką je­dy­nie.

Za­cna me­tre­sa, przy niej zaś jed­na słu­żą­ca.

Lecz czar­ny włos pe­ru­ka kry­ła ru­dzie­ją­ca,

We­szła do lu­pa­na­ru, w kiec­kę przy­odzia­na,

Do pu­stej swej ka­bi­ny: sta­ła ro­ze­bra­na,

Pierś w zło­cie, i pod na­zwą Li­kir­ki zmy­ślo­ną

Ob­na­ża­ła swe, za­cny Bry­ta­ni­ku, łono.

Przy­ję­ła tych, co we­szli, i wzię­ła za­pła­tę.

Kie­dy raj­fur roz­pusz­czał dziew­ki, swą kom­na­tę

Opusz­cza, smut­na; klucz choć ostat­nia ob­ró­ci,

Jesz­cze pło­nąc pra­gnie­niem nie­roz­grza­nej chu­ci.

I od­cho­dzi bez­sil­na, lecz nie­na­sy­co­na,

Ze szpet­nym li­cem, dy­mem lam­py okop­co­na,

Prze­no­sząc lu­pa­na­ru smród w do­mo­we łoże”⁹.

Ju­lia, cór­ka ce­sa­rza Au­gu­sta, mia­ła zwy­czaj wy­cho­dzić na uli­ce, by tam po­lo­wać na ko­chan­ków. Teo­do­ra, żona Ju­sty­nia­na I Wiel­kie­go, lu­bi­ła pono za­ba­wiać się w cią­gu jed­nej nocy (jako świad­czy moc­no jej nie­chęt­ny Pro­ko­piusz z Ce­za­rei – w swej _Hi­sto­rii se­kret­nej)¹⁰ z trzy­dzie­sto­ma mło­dzień­ca­mi. Taka już pra­wi­dło­wość, że zna­cze­nie za­wo­du ro­śnie, gdy grze­je się on w bla­sku wła­dzy._

Ale nie pi­sze­my tu hi­sto­rii po­li­tycz­nej. Pi­sze­my hi­sto­rię adep­tek We­ne­ry, któ­ra to wła­śnie obej­mo­wa­ła opie­ką in­te­re­su­ją­cy nas za­wód. Jak twier­dzi Bar­ba­ra Wal­ker, świą­ty­nie We­nus były „szko­ła­mi na­ucza­ją­cy­mi tech­nik sek­su­al­nych pod kie­run­kiem _ve­ne­rii, nie­rząd­nic-ka­pła­nek, któ­re wy­kła­da­ły ero­tycz­no-du­cho­wą me­to­dę zbli­żo­ną do hin­du­skie­go tan­try­zmu”. I choć ta­kie au­to­ry­te­ty jak Hen­ri­qu­es twier­dzą, iż nie było roz­wo­ju form pro­sty­tu­cji re­li­gij­nej, ist­nie­ją do­wo­dy, że pro­sty­tut­ki od­gry­wa­ły znacz­ną rolę w róż­nych ob­rzę­dach re­li­gij­nych. Ve­nus Vol­gi­va­va (We­nus Ulicz­ni­ca) było jed­nym z imion nada­nych bo­gi­ni w aspek­cie sek­su­al­no-za-wo­do­wym; pro­sty­tut­ki płci oboj­ga ob­cho­dzi­ły co­rocz­nie jej świę­to 23 kwiet­nia. Bo­gi­ni zna­na jako For­tu­na Vi­ri­lis czczo­na była przez rzym­skie ple­be­jusz­ki, a jej ad­o­ra­cja mia­ła miej­sce w mę­skich łaź­niach zna­nych jako miej­sca roz­pu­sty. 28 kwiet­nia roz­po­czy­na­ło się też inne świę­to pro­sty­tu­tek, przy ży­wio­ło­wym współ­udzia­le pu­blicz­no­ści, na któ­re skła­dał się ciąg za­baw. Urzą­dza­no je w hoł­dzie dla bo­gi­ni Flo­ry, le­gen­dar­nej nie­rząd­ni­cy, któ­ra pro­fi­ty ze swe­go pro­ce­de­ru prze­ka­za­ła uko­cha­ne­mu Rzy­mo­wi. Zwień­cze­nie ce­re­mo­nii na­stę­po­wa­ło 3 maja w Cyr­ku, gdzie licz­nie ze­bra­ne pro­sty­tut­ki roz­bie­ra­ły się i tań­czy­ły, do­pro­wa­dza­jąc do eks­ta­zy mło­dych męż­czyzn, któ­rzy gre­mial­nie wpa­da­li na are­nę i tam wspól­nie od­da­wa­li się ucie­chom go­rą­co okla­ski­wa­ni przez zgro­ma­dzo­ny tłum”¹¹.Ta­kie były za­ba­wy, świę­ta w one lata. I ta­kie też po­cząt­ki_ _live show._

Przyj­rzyj­my się, jak zbu­do­wa­ne i jak zróż­ni­co­wa­ne było śro­do­wi­sko wy­rob­nic amo­rycz­nych. Pod­sta­wo­wy po­dział to ten na ob­ję­te re­je­stra­cją edy­la: _me­tri­ces, i te, któ­re re­je­stra­cji umknę­ły:_ _post­ibu­lae. Po­dział ten nie na­kła­dał się na spo­łecz­ne hie­rar­chie. Nie­któ­re siły za­wo­do­we z klas wyż­szych były wyż­sze też nad wy­móg re­je­stra­cji. W re­je­stry nie były uję­te rów­nież ar­tyst­ki – adept­ki Mel­po­me­ny, Po­li­hym­nii czy Terp­sy­cho­ry, któ­re oka­zy­wa­ły się też służ­ka­mi We­nus – do­ra­bia­ły so­bie bo­wiem „na boku”. Nie pierw­szy to (i nie ostat­ni) zwią­zek świą­tyń sztu­ki ze świą­ty­nia­mi mi­ło­ści. Z ta­ki­mi zja­wi­ska­mi spo­ty­ka­li­śmy się już w Gre­cji, aiw przy­szło­ści nie­raz przyj­dzie nam się spo­ty­kać. Te z klas naj­niż­szych (ulicz­ni­ce i ko­bie­ty z za­kła­dów) na­to­miast też nie za­wra­ca­ły so­bie tym gło­wy. Rzym to było duże mia­sto, a sys­tem po­li­cyj­ny był sła­by i mało efek­tyw­ny. Był też (co też nie­raz w przy­szło­ści od­no­tu­je­my) prze­kup­ny. Pie­nią­dze, za­miast wpły­wać do kas mu­ni­cy­pal­nych, to­nę­ły w sa­kwach sług miej­skich._

Tak więc po uli­cach Wiecz­ne­go Mia­sta prze­cha­dza­ły się, mro­wi­ły _for­mi­cae (mró­wecz­ki). An­giel­skie słów­ko_ _for­ni­ca­tion ma tu­taj po­noć swój źró­dło­słów. Jed­ne z nich kry­ły udzie­la­nie świad­czeń w cie­niu ogro­dów, in­nym wy­star­cza­ły cie­nie po­są­gów i świą­tyń, jesz­cze in­nym byle za­ło­mek muru._

Jesz­cze inne zaś pro­wa­dzi­ły dzia­łal­ność usłu­go­wą w bu­dyn­kach zwa­nych _sta­bu­lae, ro­dza­ju hal nie­po­dzie­lo­nych na mniej­sze po­miesz­cze­nia. Tak więc za­spo­ka­ja­nie po­trzeb klien­tów od­by­wa­ło się „na wi­do­ku”. Jesz­cze inne wy­ko­rzy­sty­wa­ły nad­wie­szo­ne nad uli­ca­mi bal­ko­ny –_ _per­gu­lae. Było to dość nie­bez­piecz­ne, gdyż bal­ko­ny owe lu­bi­ły się ury­wać. (Rzym wpraw­dzie sły­nął z bu­dow­li, któ­re prze­trwa­ły ty­siąc­le­cia, ale też i z ta­kich, któ­re nie mo­gły prze­trwać mie­się­cy). Naj­bar­dziej przed­się­bior­cze czar­te­ro­wa­ły rze­mieśl­ni­cze warsz­ta­ty pra­cy: pie­ka­rzy, rzeź­ni­ków czy cy­ru­li­ków, by po wy­ko­na­niu pra­cy przez wła­ści­cie­la pro­wa­dzić tam swój wła­sny pro­ce­der i in­te­res. Oto sta­ro­żyt­na wer­sja ak­cji, wi­taj dru­ga zmia­no._

Pra­ca na uli­cy była, mimo tych nie­do­god­no­ści, bar­dziej opła­cal­na niż prak­ty­ko­wa­nie w za­re­je­stro­wa­nym domu pu­blicz­nym, lu­pa­na­rze. Były dwa ro­dza­je ta­kich przy­byt­ków. W pierw­szych wła­ści­ciel _leno (lena – je­że­li to była ko­bie­ta) po­sia­dał stad­ko nie­wol­nic lub wy­na­ję­tych wol­nych ko­biet, któ­re pra­co­wa­ły na nie­go. Dru­gi typ, rzad­szy, za­sa­dzał się na tym, że_ _leno był wła­ści­cie­lem tyl­ko bu­dyn­ku, po­miesz­cze­nia zaś wy­naj­mo­wał in­dy­wi­du­al­nym wy­rob­ni­com. W ta­kim domu był oczy­wi­ście ka­sjer,_ _vil­lu­cus, któ­ry dbał o to, żeby klient nie po­szedł do pa­nien­ki nie uiściw­szy wprzó­dy na­leż­no­ści. Byli tam rów­nież_ _aqu­ari, mło­dzi chłop­cy, któ­rych za­da­niem było do­star­cza­nie wina i na­po­jów, a tak­że wody do my­cia (skąd też wzię­li swo­ją na­zwę). Były tak­że i an­cil­lae or­na­tri­ces – spe­cjal­ne służ­ki, któ­rych za­da­niem było do­pro­wa­dzać do po­rząd­ku dziew­czy­ny w prze­rwach mię­dzy ko­lej­ny­mi klien­ta­mi._

Tych zaś wa­bił ze­wnętrz­ny wy­strój przy­byt­ku. Ero­tycz­ne rzeź­by, mo­zai­ki i ma­lo­wi­dła wska­zy­wa­ły wy­raź­nie na cha­rak­ter usłu­gi. W nocy wszyst­ko to było rzę­si­ście oświe­tlo­ne. Re­kla­ma już wte­dy była dźwi­gnią han­dlu, na­wet kie­dy kup­czo­no cia­łem. Mało zresz­tą po­zo­sta­wio­no wy­obraź­ni klien­tów. Moż­na to obej­rzeć na pom­pe­jań­skich fre­skach. Na­wet oświe­tla­ją­ce lam­py były wy­ko­na­ne w kształ­tach fal­licz­nych i wa­gi­nal­nych. Wnę­trze było za­zwy­czaj mniej atrak­cyj­ne. Mrocz­ny ko­ry­tarz pro­wa­dził do cel mi­ło­snych. Wła­śnie cel, gdyż były to małe, źle wen­ty­lo­wa­ne i mar­nie oświe­tlo­ne ko­mó­recz­ki. Za całe ume­blo­wa­nie mia­ły lam­pę i po­sła­nie na pod­ło­dze. Na drzwiach wi­sia­ła ta­blicz­ka, na któ­rej z jed­nej stro­ny wy­pi­sa­no cenę, z dru­giej zaś na­pis: _oc­cu­pa­ta. Tak jak to bywa dziś w pu­blicz­nych to­a­le­tach._

A poza mu­ra­mi tych we­so­łych, a jak­że smut­nych dom­ków wy­mień­my parę wy­spe­cja­li­zo­wa­nych grup z niż­szych re­jo­nów spo­łecz­nych, któ­re sta­no­wi­ły po­daż ero­tycz­ną Wiecz­ne­go Mia­sta. Więc były to _do­ri­des, ofe­ru­ją­ce swo­je wdzię­ki, sto­jąc nago w otwar­tych drzwiach. Były też_ _lu­pae (wil­czy­ce) wa­bią­ce klien­te­lę wil­czym wy­ciem z ciem­no­ści (nie za­po­mi­naj­my, że bliź­nia­ków za­ło­ży­cie­li mia­sta wy­kar­mi­ła wła­śnie wil­czy­ca). Były też_ _aeli­ca­riae – ciast­ka­recz­ki łą­czą­ce za­spo­ka­ja­nie po­trzeb ero­tycz­nych ze sprze­da­żą cia­ste­czek w kształ­cie na­rzą­dów mo­czo­wo-roz­ryw­ko­wych: żeń­skich na chwa­łę We­nus i mę­skich czczą­cych boż­ka Pria­pa. Jed­ną z dziw­niej­szych ka­te­go­rii były_ _bu­stu­ariae miesz­ka­ją­ce na cmen­ta­rzach i łą­czą­ce swój za­wód z fa­chem po­grze­bo­wej płacz­ki. Po uli­cach Romy prze­cha­dza­ły się_ _scor­ta er­ra­ti­cae, go­to­we wyjść na­prze­ciw po­trze­bom prze­chod­niów. Na­to­miast w ta­wer­nach moż­na było spo­tkać_ _bi­li­ti­dae, któ­re na­zwę swo­ją wzię­ły od ta­nie­go wina_ _bi­li­tum i po­zwa­la­ły łą­czyć grzech pi­jań­stwa z grze­chem nie­czy­sto­ści. Sło­wem_ _co­pae na­zy­wa­no po pro­stu do­ra­bia­ją­ce so­bie kel­ner­ki._ _Gal­li­nae (kury) na­to­miast to ta­kie, któ­re łą­czy­ły swo­ją pro­fe­sję z ra­bun­kiem. To tak­że nie ostat­ni przy­pa­dek ko­eg­zy­sten­cji pro­sty­tu­cji i prze­stęp­stwa._ _Fo­ra­riae to były wie­śniacz­ki, któ­re wy­cho­dzi­ły ze swo­ją ofer­tą na wiej­skie dro­gi na obrze­żach Rzy­mu. Na sa­mym dole tej za­wo­do­wej hie­rar­chii znaj­do­wa­ły się_ _dia­bo­la­res, któ­re bra­ły tyl­ko dwa obo­le, a jesz­cze ni­żej_ _qu­adran­ta­riae. To już było samo dno, bo ich usłu­gi były tak ta­nie, że w ogó­le nie­wy­mier­ne w wa­lu­cie¹². Je­że­li tak roz­bu­do­wa­na, zło­żo­na i zróż­ni­co­wa­na jest ofer­ta dol­nej czę­ści tej gru­py za­wo­do­wej, to jak­że skom­pli­ko­wa­na mu­sia­ła być jej część gór­na. Rzy­mia­nie zna­ni byli wszak z wy­ra­fi­no­wa­nia._

Wspo­mnij­my tu tyl­ko o łaź­niach i te­atrach. Łaź­nie rzym­skie były ośrod­ka­mi ży­cia to­wa­rzy­skie­go, więc i uczu­cio­we­go. Moż­na się było tam na wie­le spo­so­bów zre­lak­so­wać. Spe­cjal­ne ka­bi­ny bu­do­wa­no dla tych, któ­rzy pra­gnę­li być wy­ma­so­wa­ni, na­masz­cza­ni won­ny­mi olej­ka­mi oraz do­stą­pić usług spe­cjal­nych. Szcze­gól­nie wy­ra­fi­no­wa­ne _fel­la­tri­ces oraz mło­dzi chłop­cy, wy­szko­le­ni w ust­nej sty­mu­la­cji i za­spo­ka­ja­niu, byli w szcze­gól­nej mo­dzie. Sa­lo­ny ma­sa­żu dzi­siej­szej doby mają dłu­gą tra­dy­cję. Do łaź­ni przy­by­wa­ły też ma­tro­ny rzym­skie, więc dba­no tam i o za­pew­nie­nie usług dla dam­skiej klien­te­li._

Te­atr in­te­re­su­je nas nie tyl­ko dla­te­go, że w cie­niu jego ar­kad kwitł nie­rząd. Wy­żej pró­bo­wa­li­śmy po­ka­zać, że nie było ta­kie­go cie­nia, w któ­rym by nie kwitł. Nie in­te­re­su­je nas też ze wzglę­du na swój ba­chicz­ny, dio­ni­zyj­ski, pe­łen sek­su­al­no­ści i or­gia­stycz­nych za­cho­wań, ro­do­wód. Nie in­te­re­su­je nas rów­nież fakt (choć może po­wi­nien), że la­dacz­ni­ce są jed­ny­mi z ulu­bio­nych po­sta­ci w rzym­skich ko­me­diach Plau­ta czy Ju­we­na­la. In­te­re­su­je nas dla­te­go, że pro­sty­tut­ki były za­wo­do­wy­mi ak­tor­ka­mi i _vice ver­sa. Ak­to­rzy (płci mę­skiej) byli za cza­sów rzym­skich oto­cze­ni ta­kim sa­mym uwiel­bie­niem jak dziś gwiaz­dy fil­mo­we. Uwiel­bie­nie to przy­bie­ra­ło nie­rzad­ko bar­dziej fi­zycz­ne for­my ma­rzeń ero­tycz­nych, któ­re moż­na było ku­pić. I ku­po­wa­no je. Ka­li­gu­la miał przy­go­dy z ak­to­rem Mne­ste­rem, Ne­ron z Pa­ri­sern. Sto­sun­ki ho­mo­sek­su­al­ne nie były w owym cza­sie ni­czym szcze­gól­nym, nie uwa­ża­no ich ani za de­wia­cję, ani za apo­dyk­tycz­ne opo­wie­dze­nie się po ja­kieś stro­nie ero­tycz­no­ści. Były jesz­cze jed­nym spo­so­bem re­ali­za­cji cie­le­snych po­trzeb. A sko­ro ist­nia­ły po­trze­by, to ry­nek mu­siał wyjść na­prze­ciw w ich za­spa­ka­ja­niu. Słu­dzy Mel­po­me­ny kie­ro­wa­li swą ofer­tę nie tyl­ko do pa­nów. Pa­nie też mo­gły zna­leźć coś dla sie­bie. I tak, dla przy­kła­du, ce­sarz Do­mi­cjan mu­siał się roz­wieść z żoną nie dla­te­go, że mia­ła spon­so­ro­wa­ny ro­mans z ak­to­rem, lecz dla­te­go, że re­ali­zo­wa­ła go zbyt pu­blicz­nie. Cóż, blask sła­wy – czy zwią­za­nej z wła­dzą, czy zwią­za­nej ze sztu­ką – nie zno­si cie­nia. Wszy­scy ci sprze­daj­ni ak­to­rzy za­czy­na­li na uli­cy, ale na niej nie po­zo­sta­wa­li. Dro­ga przez sce­nę i przez łóż­ko była dla nich po­żą­da­ną dro­gą ka­rie­ry._

Po­dob­ną gru­pę sprze­daj­nych ar­ty­stów sta­no­wi­ły tan­cer­ki. Te albo kształ­co­no na miej­scu, albo też im­por­to­wa­no z Sy­rii lub Hisz­pa­nii (szcze­gól­nie z Ga­des – dzi­siej­szy Ka­dyks). Ta­niec był u Rzy­mian w wiel­kiej es­ty­mie – pa­sjo­no­wa­ły się nim se­na­tor­skie rody, pa­sjo­no­wa­li nie­wol­ni­cy. Czę­ste były przy­pad­ki po­sy­ła­nia dzie­ci z klas wyż­szych do szkół tań­ca. Za­zwy­czaj tan­cer­ki (te lep­sze i zdol­niej­sze) były do­brze opła­ca­ne i nie mu­sia­ły so­bie do­ra­biać „na boku”. Gdy jed­nak de­cy­do­wa­ły się po­łą­czyć służ­bę Terp­sy­cho­rze ze służ­bą

We­ne­rze, to win­do­wa­ły się na sam szczyt za­wo­do­wej amo­rycz­nej hie­rar­chii. Zda­rza­ło się, że po­cho­dzi­ły z sza­no­wa­nych, do­brych ro­dzin, były grun­tow­nie wy­kształ­co­ne, mia­ły tyl­ko kil­ku, ale za to sta­ran­nie wy­bra­nych, spon­so­rów. Od­gry­wa­ły, jak ich grec­kie sio­strzy­ce w za­wo­dzie – he­te­ry, zna­czą­cą rolę w ży­ciu umy­sło­wym i po­li­tycz­nym Rzy­mu. Zwa­no je _de­li­ca­tae lub_ _for­mo­sae (pięk­ne), któ­re to sło­wa są sy­no­ni­ma­mi. Jed­ną z tych czu­łych i de­li­kat­nych pa­nie­nek była Cy­te­ra – eks­ak­tor­ka – któ­ra przy­jaź­ni­ła się z Bru­tu­sem, Mar­kiem An­to­niu­szem i po­etą Gal­lu­sem. Po­eci mie­li szcze­gól­ne pre­dy­lek­cje do szu­ka­nia na­tchnie­nia (bądź wy­po­czyn­ku po pro­ce­sie twór­czym) w ra­mio­nach_ _for­mo­sae¹³. Ty­czy to Owi­diu­sza i Ho­ra­ce­go, Ka­tul­lu­sa i Ty­bul­lu­sa czy Pro­per­cju­sza. Po­tra­fi­li się im wy­wdzię­czyć nie tyl­ko w krusz­cu. Ho­ra­cy wzniósł Leu­ko­noe po­sąg trwal­szy od spi­żu. Po­dob­ny wzniósł Pro­per­cjusz dla Cyn­tii. Tak pi­sał Ka­tul­lus:_

„O Ce­liu! Les­bia, Les­bia moja miła,

Ta Les­bia, któ­ra Ka­tul­lo­wi była

Naj­droż­szą z lu­dzi, cen­niej­sza nad ży­cie –

Na ro­gach ulic, po za­uł­kach te­raz

Wnu­ków wiel­kie­go Re­mu­sa ob­dzie­ra!”¹⁴

Owi­diusz w _Ars aman­di po­trak­to­wał je ry­czał­tem. Owe, da­ją­ce na­tchnie­nie i re­laks, czu­łe i de­li­kat­ne pa­nie nie cie­szy­ły się zbyt czu­ły­mi i zbyt de­li­kat­ny­mi uczu­cia­mi u żon tych, któ­rzy czer­pa­li w ich łóż­kach in­spi­ra­cję i re­laks. Po­dob­nie ata­ko­wa­ne były ich grec­kie ko­le­żan­ki. Do­brze to wpły­wa­ło na we­wnętrz­ną so­li­dar­ność tej gru­py. Atak z ze­wnątrz (wspo­mnij­my los Lais, by prze­ko­nać się, że za­gro­że­nie było śmier­tel­nie re­al­ne) za­wsze bywa ce­men­tu­ją­cy i ni­we­lu­je, na­tu­ral­ną prze­cież, kon­ku­ren­cję. Sza­cow­ne rzym­skie ma­tro­ny od­wo­ły­wa­ły się do tra­dy­cyj­nych war­to­ści. Czu­łe pa­nien­ki – do wy­kształ­ce­nia, dow­ci­pu, uro­dy czy też do po­ję­cia wol­no­ści. An­ta­go­nizm mię­dzy tymi dwo­ma gru­pa­mi – mię­dzy straż­nicz­ka­mi do­mo­we­go ogni­ska i ko­bie­ta­mi wy­zwo­lo­ny­mi – bę­dzie się cią­gnął przez całą hi­sto­rię. Do dziś nie zo­stał roz­strzy­gnię­ty._

Tak było w Rzy­mie. Tak było też i na pro­win­cji. Mia­sta im­pe­rium były prze­cież Rzy­ma­mi w mi­nia­tu­rze. Róż­ni­ły się tyl­ko ska­lą. W tej sa­mej ska­li zmniej­sza­ne były pro­ble­my, o któ­rych wy­żej. Ob­raz sprze­daj­nej mi­ło­ści w im­pe­rium był­by jed­nak nie­peł­ny bez uwzględ­nie­nia mar­kie­ta­nek. Od Bry­ta­nii po Sy­rię, od Pon­tu po Ga­lię, od Egip­tu po Win­do­bo­nę wy­bi­ja­ły rów­ny, żoł­nier­ski rytm twar­de po­de­szwy san­da­łów le­gio­ni­stów. Le­gio­ny to była duma ce­sar­stwa i moc­ny fun­da­ment jego wła­da­nia. Były to tak­że ty­sią­ce męż­czyzn w sile wie­ku, któ­rzy przez dzie­siąt­ki lat żyli z dala od domu (je­że­li żoł­nierz w ogó­le, poza swo­ją ko­hor­tą czy cen­tu­rią, miał ja­kiś dom). Prócz sprzę­tu i żyw­no­ści, lo­gi­sty­ki do­wo­dze­nia i cią­głych ćwi­czeń po­trze­bo­wa­li ko­biet. Bez nich nie wy­trwa­li­by na wy­su­nię­tych straż­ni­cach im­pe­rium czy też pod­czas trwa­ją­cych wie­le lat kam­pa­nii. Re­kru­to­wa­ły się one naj­czę­ściej spo­śród wo­jen­nych bra­nek. Moż­na było zdo­by­te nie­wol­ni­ce od­sprze­dać (i zy­skać wy­mier­ne w pie­nią­dzu do­cho­dy) lub zo­sta­wić na wła­sne po­trze­by (i zy­skać za­spo­ko­je­nie po­trzeb nie­ma­te­rial­nych, choć nie­du­cho­wych). Obok gar­ni­zo­nów bu­do­wa­no więc dom­ki przy­po­mi­na­ją­ce naj­tań­sze i naj­bied­niej­sze przy­byt­ki rzym­skie. Za­miesz­ku­ją­ce je bie­dac­twa mu­sia­ły dzień i noc sta­rać się o ero­tycz­ne za­pew­nie­nie wo­jow­ni­kom od­po­czyn­ku. (Rzy­mia­nie uwa­ża­li, że to nie ab­sen­cja sek­su­al­na zwięk­sza agre­sję, lecz wręcz prze­ciw­nie. Wła­ści­wy sto­pień agre­sji – a to w woj­sku rzecz nie­zbęd­na – za­pew­nia re­gu­lar­ne, acz nie­zbyt czę­ste, ży­cie płcio­we. Po­dob­ną ra­cjo­nal­ność sto­so­wa­no wo­bec gla­dia­to­rów. Cie­ka­we, co na ten te­mat mówi współ­cze­sna me­dy­cy­na i czy nie wią­że tego z po­zio­mem te­sto­ste­ro­nu we krwi). Mu­sia­ły jed­nak peł­nić też inne, nie­zna­ne ich cy­wil­nym sio­strzy­com, funk­cje. Były tak­że sa­ni­ta­riusz­ka­mi, ku­char­ka­mi, sprzą­tacz­ka­mi i wy­ko­ny­wa­ły inne pra­ce do­mo­we. Je­dy­ną na­dzie­ją wy­rwa­nia się z tego krę­gu po­ni­że­nia, cho­rób, wy­czer­pa­nia tu­dzież praw­dzi­wie woj­sko­we­go okru­cień­stwa i bez­względ­no­ści było za­ku­pie­nie ta­kiej zmi­li­ta­ry­zo­wa­nej pra­cow­ni­cy sek­su na wła­sność przez ja­kie­goś wzbo­ga­co­ne­go cen­tu­rio­na, któ­ry był na tyle ka­pry­śny, że chciał mieć ko­bie­tę tyl­ko dla sie­bie. Mars miał z We­nus – jak świad­czy mi­to­lo­gia – ro­man­sik. Ro­mans bur­de­lu i ko­szar trwa do tej pory.

Tak jak do tej pory trwa­ją pro­ble­my, któ­re wzię­ły swój po­czą­tek w Rzy­mie. Przy­sło­wie mówi, że wszyst­kie dro­gi pro­wa­dzą do Rzy­mu. Są jed­nak ta­kie, któ­re się tam wła­śnie za­czy­na­ją.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij