Najważniejsza w życiu - ebook
Najważniejsza w życiu - ebook
Gian De Luca zna Arianę Romano od dziecka – przyjaźni się z jej braćmi, a jej ojciec jest jego mentorem. Zawsze uważał ją za rozpieszczoną i nieodpowiedzialną. Gdy Ariana przychodzi do niego z prośbą, by zatrudnił ją w swoim hotelu jako menedżerkę, nie chce się na to zgodzić. Ariana potrafi jednak postawić na swoim i Gian w końcu ulega. Jest pełen wątpliwości, jak zniesie codzienną obecność w pracy tej pięknej żywiołowej dziewczyny, która rozprasza go jak nikt inny…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-8397-7 |
Rozmiar pliku: | 605 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Książę Luctano, Gian De Luca, kończył właśnie pracę w luksusowym biurze swojego flagowego hotelu La Fiordelise w Rzymie, gdy do drzwi zapukała jego asystentka.
– Pani Swietłana już przyszła.
– Miałem się z nią spotkać w teatrze – zaoponował, nie podnosząc wzroku znad papierów.
– Zdaje się, że chciała… – Luna zrobiła efektowną pauzę: – „Zaoszczędzić księciu kłopotu”.
Gian zastygł na chwilę z piórem nad kartką, a potem złożył ostatni podpis.
– Rozumiem.
– Poprosiła też, by nie traktować jej jak gościa hotelowego i nie kazać jej czekać w recepcji. Zasugerowała, że jeśli macie zdążyć zjeść przed teatrem, powinniście się spotkać w restauracji.
Gian powstrzymał westchnięcie. Hotelowa restauracja nie była prywatną jadalnią dla niego i jego kochanek. Gdy tylko kobiety, z którymi się umawiał, zaczynały chełpić się jego tytułem, szefować jego personelowi lub zbytnio się spoufalać, zrywał z nimi.
– Powiedz jej, że wkrótce przyjdę.
– Ale w recepcji czeka jeszcze Ariana Romano…
Tym razem Gian nie mógł powstrzymać westchnięcia. Pojawieniu się Ariany zawsze towarzyszył jakiś dramat.
– A ona czego znów chce?
– Zdaje się, że to sprawa osobista.
Nie zamykał przed nią drzwi, bo przyjaźnił się z jej ojcem, Rafaelem, i z jej starszym bratem, Dantem. Gdy dorastał, każdego lata wysyłano go do Luctano, do pewnej dalekiej ciotki i jej męża, którym, podobnie jak swoim rodzicom, wyraźnie zawadzał. Dlatego wakacje spędzał głównie w towarzystwie rodziny Romano.
Poza tym łączyły ich więzy biznesowe. Ariana należała do komitetu organizacyjnego Balu Fundacji Romano, który odbywał się tutaj, w La Fiordelise, każdego roku. Gian tolerował ją w małych dawkach, choć bywała irytująca.
– Przyprowadź ją – zarządził. – A potem zabierz Swietłanę do baru, niech tam na mnie poczeka.
By mógł zakończyć ich relację.
Trzydziestopięcioletniego Giana uznawano za jednego z najbardziej atrakcyjnych włoskich kawalerów.
Przyczyniły się do tego, oczywiście, jego bogactwo i mroczna uroda, ale w największym stopniu – jego tytuł. Był księciem Luctano, choć jego rodzina opuściła Toskanię całe pokolenia wcześniej, a on urodził się i wychowywał w Rzymie. Ale Gian, choć tak rozchwytywany jako kawaler, nie zamierzał zmieniać stanu cywilnego i już dawno zdecydował, że ród De Luca umrze wraz z nim.
Jego życie seksualne – bo Gian nie poszukiwał miłości – przypominało obrotowe drzwi przy wejściu do La Fiordelise: przewijały się przez nie bogactwo i piękno, były rozpieszczane i hołubione, ale szybko trafiały z powrotem do prawdziwego świata. Zachowanie Swietłany nie zaskoczyło go – ujawniła swoje prawdziwe ja, a to oznaczało koniec ich relacji. Jak zawsze.
Gian zamierzał skończyć ze Swietłaną od razu po spotkaniu z Arianą, na którą czekał, dudniąc palcami po ogromnym biurku z drewna orzecha. I wtedy, w ten zimowy i posępny styczniowy wieczór, wydało mu się, że do jego biura wpadł promyk słońca. Ariana, chuda jak osa i z długimi czarnymi włosami związanymi w niskiego kucyka, miała na sobie garsonkę i wysokie szpilki. Ale jej garsonka nie była zwyczajna – tylko pomarańczowa. Podobnie jak jej pończochy, zamszowe buty i duża torba. Większość kobiet wyglądałaby śmiesznie w takim stroju, ale Ariana wyglądała gustownie i świetliście… jak złoty odblask jutrzenki na horyzoncie.
Gian nie chciał się dać zauroczyć i przypomniał sobie, jaka z niej artystka. To Ariana powinna występować dzisiaj w Teatro dell’Opera!
– Gian! – Posłała mu swój popisowy uśmiech.
– Ariana. – Wstał, by ją powitać. – Wyglądasz cudownie jak zawsze. – Powiedział to, co wypadało powiedzieć, ale nie mógł się powstrzymać i dodał: – Bardzo pomarańczowo.
– To cynamonowy, Gian – poprawiła sucho, gdy z jej sercem stało się coś dziwnego.
Na chwilę stanęło.
Nie powinna tak reagować na Giana. W końcu znała go całe życie, a jednak nagle uderzyło ją, jak jest wysoki i jak głęboki jest jego głos.
Serce Ariany poderwało się teraz do niezdarnego galopu.
To ze stresu – uznała. W końcu miała go prosić o wielką przysługę!
Wolałaby nie czuć tych nerwów, gdy Gian podszedł do niej i ucałował ją w oba policzki. Zalała ją fala ciepła, rozlewając się rumieńcem po szyi i twarzy. Ale Gian był, łagodnie mówiąc, onieśmielający.
Ludzie uważali go za zimnego.
Zwłaszcza w Luctano, gdzie nie gasły plotki na jego temat. Choć Ariana była wtedy dzieckiem, dobrze pamiętała wstrząs i przerażenie, jakie zapanowały w jej rodzinnym mieście na wieść o pożarze luksusowego jachtu należącego do rodu De Luca. I wciąż pamiętała pogrzeb księcia, księżnej i ich następcy…
Ludzie szeptali, że Gian nie przybył na uroczystość odnowienia ślubów swoich rodziców i wspólny rejs, że na pogrzebie nie okazywał emocji oraz że jego nieobecność na tamtej rocznicy ocaliła mu życie i przyniosła książęcy tytuł…
Tak jakby wypłynął na ocean i sam podpalił ten jacht!
Za to Ariana lubiła jego chłodny dystans.
Sama była tak rozdygotana, że gdy jej życie nabierało zawrotnego tempa, zwracała się do Giana po jego opanowanie i spokój.
– Dziękuję, że zgodziłeś się mnie przyjąć.
– Ależ naturalnie. – Gian wskazał jej krzesło, a potem sam usiadł. – Napijesz się czegoś?
– Nie, dziękuję. – Boże, jak ciężko jest prowadzić niezobowiązujące rozmowy, gdy przychodzi się prosić o olbrzymią przysługę! – Jak ci minęły święta?
– Pracowicie. A tobie?
Ariana machnęła ręką na znak, że nie najlepiej, ale nie chciała zanudzać Giana szczegółami. Już wiedział o rozwodzie jej rodziców i późniejszym ślubie jej ojca ze znacznie młodszą Mią – w końcu wesele odbyło się w tym hotelu!
I wiedział też, że jej ojciec przebywa teraz w prywatnym szpitalu we Florencji, więc jedynie skrótowo przekazała mu najświeższe wieści.
– Dante planuje przenieść ojca tutaj, do Rzymu – powiedziała, opuszczając słowo „hospicjum”. – To powinno wiele ułatwić.
– Komu?
– Jego rodzinie – odparła sucho, choć sama nie była przekonana do pomysłu braci. Pytanie Giana utwierdzało ją w przekonaniu, że powinna porozmawiać z ojcem i dowiedzieć się, czego on pragnie na te ostatnie miesiące życia. – To jeszcze nic pewnego. Po prostu rozważamy różne opcje.
– Dobrze – powiedział łagodniej. – Wczoraj się z nim widziałem.
– We Florencji?
– Oczywiście. Wiesz, że w maju otwieram tam hotel? Zawsze, gdy tam jestem, odwiedzam Rafaela…
Z jakiegoś powodu wzruszyło ją to, ale zwalczyła łzy. Ariana niełatwo się rozklejała – choć gdy zaszła potrzeba, przodowała w udawanym płaczu. Jednak chwilami Florencja wydawała jej się strasznie odległa. I choć na miejscu była Mia, a Ariana i jej bracia odwiedzali ojca, gdy tylko mogli, nocami często myślała o ojcu leżącym samotnie w szpitalu.
Rozmowa się urwała, a Gianowi nie zdawało się to przeszkadzać. Ariana za to zawsze czuła się w obowiązku mówić, gdy zapadało milczenie, więc zaczęła:
– Gian, przyszłam tu nie bez powodu…
No, tak…
– Czego chcesz? – zapytał, a ona zamrugała, bo tak wrogo to zabrzmiało.
– Postanowiłam pójść do pracy.
– Do pracy? – Odprężył się, a na jego twarzy pojawił się nawet cień uśmiechu. – Naprawdę?
– Tak. Dobrze to przemyślałam.
– I co wybrałaś?
– Chciałabym być menadżerką do spraw relacji z gośćmi. Tutaj, w La Fiordelise. A konkretniej to chciałabym być menadżerką do spraw relacji z twoimi VIP-ami.
– Każdy mój gość jest VIP-em, Ariano.
– Wiesz, o co mi chodzi.
Powstrzymał chęć przewrócenia oczyma.
– Dlaczego miałbym cię zatrudnić na takim stanowisku, skoro nie masz doświadczenia? Dlaczego miałbym dopuścić cię do moich VIP-ów?
– Bo sama jestem VIP-em! – odparła, a potem pośpiesznie się poprawiła: – Chcę powiedzieć, że znam to wszystko od podszewki. Proszę, Gian, naprawdę tego chcę.
Gian dobrze wiedział, że Ariana zawsze dostawała to, czego chciała – po to, by się tym znudzić i odpuścić. Nie ma mowy, by spełniała swoje zachcianki kosztem jego hotelu. Potrząsnął głową.
– Ariano, o ile doceniam…
– Właściwie – wcięła się płynnie – to chętnie bym się czegoś napiła. Biorąc pod uwagę godzinę, najodpowiedniejszy byłby szampan. – Uśmiechnęła się triumfująco, udaremniwszy mu zakończenie rozmowy.
Gian był nienagannym gospodarzem.
– _Naturalmente_. – Przycisnął interkom. – Luno, przynieś, proszę, szampana dla mnie i Ariany.
Ariana wciąż się uśmiechała. Mogła myśleć, że wygrała, ale Gian zawsze był o krok do przodu. Luna pracowała w La Fiordelise, jeszcze zanim zginęła jego rodzina, i dobrze rozpoznawała wszelkie niuanse. Dlatego Vincenzo z obsługi baru nie przyśle im butelki i wiaderka z lodem, a jedynie naleje dwie lampki francuskiego szampana.
W końcu to nie randka.
– Przyniosłam swoje CV – powiedziała Ariana, wyciągając dokument z designerskiej cynamonowej torby.
Gian zaczął je czytać, walcząc z niedowierzającym uśmiechem.
Jak na kogoś, kto właściwie nie przepracował ani jednego dnia swojego życia, Ariana Romano miała imponujące CV.
A przynajmniej: dobrze się je czytało. Studiowała zarządzanie w hotelarstwie i turystyce, o czym już wiedział. Należała oczywiście do zarządu Romano Holdings i zasiadała w zarządzie Fundacji Romano.
Były tam też wymienione lunche, bale i przyjęcia, które jakoby przygotowywała i organizowała. Tyle że…
– Ariano, przecież ty wcale nie „kreujesz”, nie „projektujesz” ani nie „wcielasz w życie tematu dorocznego Balu Fundacji Romano” – powiedział, wskazując jeden z punktów CV. – Robi to mój personel.
– Cóż, mam w tym znaczny udział.
– Nieprawda. Ledwie się pokazujesz na spotkaniach organizacyjnych.
– Zawsze przychodzę.
– Jeśli chcesz, Luna może przynieść sprawozdania. Pojawiasz się rzadko i nawet nie próbujesz się usprawiedliwiać. Tak naprawdę nieustannie zawodzisz innych.
– No, wiesz! – Nie przywykła do tego szorstkiego tonu, bo Gian, choć chłodny, to jednak zawsze był miły.
Gdy rozmawiali o balu, propozycje Ariany – jako córki Rafaela – nie tylko tolerowano, ale wręcz wychwalano. Jednak teraz Gian nie zamierzał przyklaskiwać jej próżniactwu i podał zeszłoroczny bal jako przykład:
– Powiedziałaś, że myślisz „o czymś srebrnym” i wyszłaś. – Patrzył, jak Ariana mocno zaciska usta. Nawet teraz wyglądała pięknie, ale szybko przypomniał sobie, co chciał powiedzieć: – Kierując się twoją sugestią, moi pracownicy wyczarowali srebrny świat, a ty nie zrobiłaś nic poza pojawieniem się tego wieczoru… – wytrzymał jej wściekłe spojrzenie – w srebrnej sukni.
– Jak miło, że pamiętasz, co miałam na sobie – odparowała.
– Nie pamiętam, ale biorę to na logikę.
Ach!
Nagle, pod jego miażdżącym wzrokiem, Ariana poczuła, że jest niezdarna i naiwna, a nie taka śmiała, jak jej się zdawało.
– Cóż, w tym roku to ja wymyśliłam, że tematem przewodnim ma być las – przypomniała.
– Powiedz – dociekał Gian – co zrobiłaś, by ten temat zrealizować, poza wybraniem materiału na swoją suknię?
Ariana otworzyła usta, a potem je zamknęła, ale szybko się pozbierała.
– Zasugerowałam owinięcie filarów sali balowej bluszczem… I deser jagodowy…
Gian nawet nie mrugnął. Patrzył tylko na jej piękną pustą główkę.
Chociaż… taka ocena nie była sprawiedliwa. I dobrze o tym wiedział.
Ariana, jeśli tylko chciała, była przenikliwa i bystra, ale on nie zamierzał ustępować.
– A pamiętasz, jak w zeszłym miesiącu, w grudniu, najpracowitszym dla hotelu okresie, zarezerwowałaś Pianoforte Bar na wyłączny użytek dla siebie i swoich przyjaciół, a potem zapomniałaś dać znać działowi rezerwacji, że rezygnujesz?
– Przecież wszystko zostało opłacone. Mój ojciec…
– Dokładnie. Twój ojciec się tym zajął. To dla ciebie typowe. Umiesz się na czymś skupić, dopóki nie trafi się coś lepszego. A wtedy tracisz całe zainteresowanie.
– Nieprawda! – Potrząsnęła głową, najpierw ze złością, a potem w zdumieniu, bo zwykle był taki uprzejmy. – Dlaczego tak do mnie mówisz?
– Żebyś w pełni zrozumiała, dlaczego nie spełnię twojej prośby.
Wydawał się zdecydowany, ale Ariana nie przywykła do sprzeciwu, więc spróbowała jeszcze inaczej.
– Studiowałam zarządzanie w hotelarstwie i…
– Pamiętam. Pamiętam też, że musiałaś odbyć trzymiesięczne praktyki, a ja zaproponowałem twojemu ojcu, byś odbyła je tutaj. – Wciąż patrzył jej w oczy. – Nie pojawiłaś się pierwszego dnia.
Ariana zarumieniła się.
– Bo wybrałam praktyki w rodzinnym hotelu w Luctano.
– A czy kiedykolwiek mnie zawiadomiłaś?
– Myślałam, że personel ojca się z tobą skontaktował.
Ale Gian potrząsnął głową.
– Tak naprawdę wybrałaś łatwiejszą opcję.
– Rodzice woleli, bym została w rodzinnym hotelu.
– Nie. Wycofałaś się, gdy wyjaśniłem, że podczas praktyk spróbujesz pracy na wszystkich stanowiskach. Miałaś spędzić tydzień w kuchni, tydzień jako pokojówka, tydzień…
Niewiele brakowało, a podniosłaby głos, przerywając:
– Tak naprawdę to moja matka nie chciała, żebym tu pracowała.
– Dlaczego nie?
– Ze względu na twoją reputację.