- W empik go
Najwierniejsi przyjaciele - ebook
Najwierniejsi przyjaciele - ebook
Niekiedy słyszymy historie o psach, które dokonały czegoś niezwykłego - uratowały człowieka, pomogły mu wyzdrowieć lub nie mogły się z nim rozstać. Takie przykłady psiej wierności, przywiązania i mądrości stały się inspiracją dla wzruszających i dających do myślenia opowiadań. Poznajcie górskiego ratownika Barry’ego i kundelka Czarusia, Reksa, który łowił ryby, terapeutę Bratka, wiernego Hachiko, przewodnika Karmela, sprytną Sabę, dzielnego Basko, Reksa i Dunaja, a także Imkę, najlepszą mamę pod słońcem. Lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy kochają psy!
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7551-496-4 |
Rozmiar pliku: | 3,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zaraz potem otuliła synka mocno swoim szalem i pocałowała w zimny nosek. Nadrabiała miną, ale tak naprawdę szła z coraz większym trudem. Ścieżka była oblodzona i przysypana śniegiem. Wystarczył jeden nieostrożny krok, by stracić równowagę. Sprawy nie ułatwiał ani wiatr, ani kręcący się w ramionach synek. Mama przygarnęła go mocniej i sunęła przed siebie. W mroźnej ciszy słychać było tylko skrzypiący pod butami śnieg. Nagle gdzieś wysoko rozległ się dziwny trzask, jakby góry zazgrzytały zębami. I zaraz potem ogłuszający łoskot wypełnił dolinę. Stromym górskim zboczem pędziła na oślep lawina. Ogromne masy śniegu porywały wszystko, co spotkały na swej drodze. Pod naporem lawiny nawet rosnące gdzieniegdzie drzewa łamały się jak zapałki. Pani Vincenti wiedziała, że jeszcze chwila, a cały świat zwali się jej na głowę. Ziemia pod jej stopami zadrżała i nagle jakaś ogromna siła cisnęła nią, jak szmacianą lalką, prosto w skalną szczelinę. Kobieta, przytrzymując dziecko, przywarła całym ciałem do tego wgłębienia. Nad nią sterczał kawałek skalnej płyty, niczym kamienny parasol. Gdy nawałnica przetaczała się po zboczu, kilka lodowych odprysków uderzyło w panią Marię, ale na szczęście lawina nie porwała jej ze sobą. Po chwili zwały śniegu spiętrzyły się za plecami kobiety na kształt białej ściany.
„Już po nas – pomyślała. – Nikt nas tu nie odnajdzie”.
Myliła się. Trochę to trwało, ale po jakimś czasie ktoś wyraźnie próbował dokopać się do Marii Vincenti i jej synka, uwięzionych w skalnej wnęce.
– Pomocy! Tutaj! Tutaj jesteśmy! – wołała kobieta, a malec wtórował jej, głośno płacząc.
Wreszcie w śnieżnej pokrywie pojawiła się dziura. Dwie uzbrojone w pazury łapy poszerzały ją, kopiąc zawzięcie. Wkrótce w otwór wcisnął się czarny nos, a zaraz potem kudłata głowa wielkiego bernardyna.
– Mój Boże, to Barry! Dobry pies! Znalazł nas! Nie płacz już, synku! – Pani Maria jedną ręką przytrzymywała chłopca, a drugą pomagała psu odgarnąć śnieg.
Skąd Barry wziął się nocą na tym pustkowiu? To proste – gdy ktoś w górach potrzebował pomocy, zwykle zjawiał się tam ten pies. Wyszkolony górski ratownik, który wyszukiwał zasypanych przez lawiny ludzi i pomagał tym, którzy zgubili się na górskich szlakach. Miał znakomity węch, był silny i odważny. Ludzie, którzy znali Barry’ego, nie mogli się go nachwalić.
– Ten pies ma szósty zmysł. Potrafi wyczuć zbliżającą się zadymkę śnieżną, a nawet lawinę – mawiali.