- promocja
Najzimniejszy dotyk - ebook
Najzimniejszy dotyk - ebook
Elise Beaumont jest przeklęta. Przy każdym dotyku doświadcza śmierci swoich bliskich. Po utracie brata – śmierci, którą przewidziała, ale której nie była w stanie zapobiec – desperacko usiłuje pozbyć się swojego strasznego daru bez względu na koszty.
Claire Montgomery również ma wyjątkowy związek ze śmiercią – głównie dlatego, że już nie żyje. W każdym razie z technicznego punktu widzenia. Claire jest wampirzycą i została wyznaczona przez Zasłonę, aby pomóc Elise w opanowaniu rzadkich mocy Wyroczni Śmierci.
Początkowo Elise niechętnie współpracuje z wampirzycą, jednak kiedy przewiduje morderstwo, chce za wszelką cenę powstrzymać brutalną śmierć, nawet jeśli musi poświęcić własną przyszłość i liczyć na pomoc Claire.
Problem w tym, że Claire i Elise nie są jedynymi paranormalnymi w mieście – zabójca chodzi po ulicach, a wampirzyca nie może się oprzeć uczuciu, które przyciąga ją do Elise, i nie jest to głód krwi. Gdy dziewczyny zbliżają się do siebie, Elise zaczyna się zastanawiać, czy naprawdę da radę zaufać komuś, kto może ją tak łatwo zabić. Komuś, kto może mieć klucz do wyjaśnienia tajemniczej śmierci jej brata.
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67551-55-7 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dziewczyna z kamienia, masek i potłuczonego szkła siedzi sama przy biurku. W swoim nowym mieszkaniu. W mieście z dala od domu. Dziewczyna przywykła do samotności. Do pragnienia czegoś, czego nie może mieć. Rodziny. Przyjaciół, którym bardziej zależy na niej niż na przysługach, o jakie proszą.
Miłości.
Nie ma jednak nic z tego i nie pamięta, by kiedykolwiek miała. Jest samotna dłużej, niż jest siedemnastolatką.
A jest siedemnastolatką już tyle lat, że straciła rachubę.
Dziewczyna ignoruje swoje milczące serce i skupia się na zadaniu. Otwiera w laptopie bezpieczne łącze i przegląda akta tej, która ma wszystko. Na jednym ze zdjęć jest wśród swojej rodziny, z promiennym uśmiechem i błyszczącymi oczami. Na innym stoi na podium z mokrymi włosami i złotym medalem na szyi. Całuje w policzek chłopca, podczas gdy on mocno ją obejmuje. W komentarzach pod postem powtarza się hashtag #RelationshipGoals. Znowu jest z nim, na ich głowach błyszczą korony, on ma kwiat przypięty do garnituru. Życie dziewczyny ze zdjęć wygląda dokładnie tak jak to, którego chciałaby dla siebie samotna dziewczyna.
Ale po rodzinnych fotkach i promiennych selfie następuje seria wycinków z gazet.
W WYNIKU NAGŁEJ BURZY MĘŻCZYZNA SPADA Z MOSTU
SAMOCHÓD WYCIĄGNIĘTY Z RZEKI, CIAŁO NADAL NIEODNALEZIONE
NABOŻEŃSTWO ŻAŁOBNE NICHOLASA BEAUMONTA (21)
Kolejne obrazy sprawiają, że dziewczyna się wzdryga, ale ostrożnie utrwala każdy z nich w pamięci. Zrozpaczona rodzina wita żałobników przy zamkniętej trumnie. Poskręcana, zniszczona barierka i ślady opon w błocie. Dziewczyna ze zdjęć klęczy nad rzeką, włosy kleją jej się do twarzy, gdy krzyczy.
Portret uśmiechniętego młodzieńca, którego nie ma już wśród żywych.
Samotna dziewczyna dowiedziała się o śmierci brata dopiero po przyjęciu zadania. Ale to niczego nie zmienia. Mimo że oglądanie tej historii w czerni i bieli sprawia, że czuje się nieswojo.
Nie ma jednak czasu, by przejmować się ludźmi z tych fotografii. Ma zadanie do wykonania.
Zakłada więc różne maski. Staje się tuzinem zabawnych wersji siebie, aż zapomina, kim jest naprawdę. Będzie dzierżyć swój urok jak broń, a uśmiech jak tarczę.
A kiedy spotka dziewczynę ze zdjęć, kiedy spojrzy na tę istotę o włosach w kolorze słońca i oczach jak ocean, będzie gotowa.1
Elise
Nie pasuję do tego miejsca.
Choć w ostatnim czasie odwiedziłam je sporo razy, nadal czuję się jak intruz, manewrując między wąskimi alejkami sklepiku. Heart & Stone Metaphysical znajduje się w centrum Elmsbrook, gdzie sklepy w okresie letnim, gdy lokalny uniwersytet jest zamknięty, skracają godziny pracy i w większości świecą pustkami. Szkoda, że nie wiedziałam o tym miejscu wcześniej. Teraz, na początku września, sklep jest pełny. Nowi studenci są tylko dwa lata starsi ode mnie, ale mam wrażenie, że dzieli nas całe życie.
Podążają za mną wzrokiem, gdy mijam półki pełne ostrożnie zapakowanych kłamstw i niemożliwych do spełnienia obietnic, jakby wiedzieli, że wkraczam do ich świata magii i ułudy. Dwaj biali mężczyźni, którzy tu pracują, wydają się całkiem mili. W ciągu kilku swoich wizyt podsłuchałam wystarczająco wiele ich rozmów — i zadałam wystarczająco dużo pytań — aby mieć pewność, że wierzą w nadzieję, którą sprzedają.
Do tej pory unikałam wiedzy na temat ich śmierci.
Pośrodku długiego, prostokątnego sklepu jeden z mężczyzn doradza młodej kobiecie poszukującej kamieni, które pomogą jej pozbyć się niechcianej uwagi w pracy. Wykreśla kolejne punkty z listy czarnych minerałów: turmalin, onyks i dymny kwarc. Wydaje się, że w tym świecie magii i ułudy czuje się jak w domu. Wybrał to życie.
Ja zostałam nim przeklęta.
W każdym razie wydawało mi się to jedynym logicznym wnioskiem po lecie pełnym badań lekarskich i terapeutycznych wizyt, które niczego nie wyjaśniły. Kiedy w kwietniu skończyłam szesnaście lat, straciłam wszystko — brata, miejsce w drużynie pływackiej i ostatecznie przyjaciół. Serce mi się ściska, gdy wspomnienia próbują wypłynąć na powierzchnię, ale nie pozwalam im na to. Nie załamię się znowu w miejscu publicznym.
Obciągam rękawy swetra, by zakryć dłonie, i sprawdzam w telefonie listę materiałów. Chociaż mój racjonalny umysł chciałby zaprzeczyć wszystkiemu, co reprezentuje sobą ten sklep, nauka nie odkryła źródła mojego problemu. Nie mam wyboru, muszę przetestować to, co magiczne, paranormalne, dziwne.
Dzięki internetowi i kilku niezręcznym rozmowom z mężczyznami, którzy tu pracują, zebrałam najlepsze rzeczy, jakie ma do zaoferowania świat metafizyczny. Wawrzyn, koper włoski i pokrzywy do łamania zaklęć. Selenit do oczyszczenia mojego tak zwanego pola energetycznego. Plus pięć różnych rodzajów soli i tyle świec, że mogę spalić dom, jeśli nie będę ostrożna. Zgromadziłam to wszystko, lecz za każdym razem, gdy przeglądam i udoskonalam swój plan, okazuje się, że potrzebuję czegoś jeszcze. Kupowanie materiałów do rytuału pochłonęło już większość moich oszczędności, jednak boję się cokolwiek pominąć. Jeśli mam to zrobić, zrobię to dobrze.
Jakby istniał dobry sposób na paranie się magią.
Uważając, by nie zbliżyć się zbytnio do kobiety przeglądającej półki z książkami, podchodzę do gabloty z tyłu. Pod szkłem znajduje się wystawa ręcznie robionej biżuterii, ale nie interesują mnie naszyjniki ani kawałki błyszczącego kamienia. Zamiast tego skupiam się na wystawie wahadeł kołyszących się na drewnianym stojaku.
Tyle że… lista w moim telefonie nie precyzuje, jaki rodzaj wahadła wybrać. Czy zrobiłoby to różnicę, gdybym użyła wahadła ametystowego zamiast wyrzeźbionego w drewnie? Powstrzymuję westchnienie. Dlaczego chociaż jedna rzecz nie może być prosta? Sfrustrowana, niemal wychodzę ze sklepu, ale muszę dać temu szansę. Już próbowałam udawać migreny, jednak prześwietlenia i rezonans magnetyczny, które miałam tego lata, nic nie wykazały.
Lekarze nie potrafili wyjaśnić, dlaczego wszędzie widzę śmierć.
— Nie możesz się zdecydować?
Drgam na dźwięk cichego głosu i odwracam się do białej dziewczyny stojącej blisko mnie. Zbyt blisko. Ma na sobie dżinsy i zwykłą koszulę podwiniętą do łokci, blada skóra na jej przedramionach wydaje się nieskazitelna w towarzystwie zielonego materiału. Wkładam telefon do kieszeni i naciągam rękawy aż po knykcie.
— Słucham? — pytam w końcu z bijącym za szybko sercem, odsuwając się. Nie usłyszałam ani nie zauważyłam, jak się zbliżyła. Mogła mnie dotknąć. Mogła…
Dziewczyna wskazuje na wystawę wahadeł, nie pozwalając mi pogrążyć się w panice.
— Te są świetne do podejmowania decyzji. — Uśmiecha się, ale szybki ruch jej oczu zadaje kłam ciepłu tego gestu. Wydaje się wykalkulowany, zupełnie jakby mnie sprawdzała.
Odwzajemniam spojrzenie i dostrzegam kaskadę brązowych włosów opadających na jej ramiona. Na głowie ma czarne okulary przeciwsłoneczne. Chyba jest w moim wieku, ale nigdy wcześniej nie widziałam jej w mieście.
— Pomagają też znaleźć to, co zgubiłaś — dodaje, nie przestając się uśmiechać. I nadal stoi za blisko.
— Wiem. — To słowo brzmi w moich ustach sztywno i ostro, przez co się rumienię. — Podobno mają wiele zastosowań.
Biorę ze stojaka jedno z przezroczystych wahadełek kwarcowych. Po kilkutygodniowych intensywnych badaniach mam świadomość, że bezbarwne kamienie sprawdzają się w większości rytuałów, niczym uniwersalny dawca krwi. Tylko… magiczny. Kwarc powinien nadać się do otwierania czakr i — co ważniejsze — zamykania ich.
— Podobno — powtarza brunetka i odchodzi za mną od gabloty. Nie jestem w stanie zinterpretować jej tonu, stwierdzić, czy się ze mną zgadza, czy ze mnie kpi.
Zatrzymuję się przy regale z ziołami, gdzie suszone rośliny przechowywane są w dużych szklanych słojach. Dziewczyna też przystaje niedaleko mnie. Z wahadełkiem mocno ściśniętym w jednej ręce staram się skupić na czymś innym niż mój nowy cień. Delikatna instrumentalna muzyka płynie przez sklep; znajduje się w nim tyle kadzideł, że oddychanie wydaje się niebezpieczne. Ale wciąż wyczuwam, że dziewczyna stoi obok mnie. Po prostu weź materiały i wynoś się.
Skanuję wzrokiem etykiety i sięgam po słoik suszonego oczaru wirginijskiego.
— Ciekawy wybór — komentuje dziewczyna, zaglądając mi przez ramię, a ja się wzdrygam. Wygląda na to, że zauważa dyskomfort, który wywołała, bo się odsuwa. — Zależy ci na ochronie czy prawdziwej miłości? — Jej krwistoczerwone usta rozciągają się w porozumiewawczym uśmieszku.
Coś w łatwości, z jaką się uśmiecha, każe mi się bronić. W innym życiu, takim, w którym ta klątwa nie zniszczyła wszystkiego, mogłabym odwzajemnić jej uśmiech. Teraz chcę tylko, żeby zostawiła mnie w spokoju.
— Co cię to obchodzi?
Dziewczyna opuszcza wzrok, jakby zakłopotana.
— Wybacz. Nie chciałam być wścibska. — Kiedy ponownie na mnie patrzy, wyraz jej twarzy wydaje się łagodniejszy i bardziej poważny. — Jestem Claire — przedstawia się, wyciągając rękę.
— Elise. — Ignoruję jej dłoń i ściskam swoje materiały. Dziewczyna nie odchodzi, a ja nie wiem, czego ode mnie chce. Tak czy inaczej, nie mam na to czasu. Jutro jest nów i będę miała szansę wszystko cofnąć: naprawić przyjaźnie, które zniszczyłam tego lata, ponownie zbliżyć się do rodziny, pozbyć się tej okropnej klątwy rujnującej mi życie.
— Miło cię poznać. — Claire opuszcza rękę i w końcu miejsce jej uśmiechu zajmuje niepewność.
Czuję bezsensowne wyrzuty sumienia. Nie znam tej dziewczyny. Niczego nie jestem jej winna.
— Masz już wszystko? — Jeden ze sklepikarzy pojawia się nagle obok mnie i sięga po słoik. — Pozwól, że to od ciebie wezmę. — Jego palce muskają moje, gdy bierze wahadło i oczar wirginijski.
Uderzają we mnie ból oraz zmęczenie i zaciskam powieki. W myślach widzę starszą wersję mężczyzny, cienkie siwe włosy przyklejone do jego głowy. Oddychanie jest trudne. Niemożliwe. Żaden ciężki wdech nie napełnia moich płuc, mózg odmawia współpracy. Potem wszystko staje się zimne, a szpitalne maszyny piszczą, oznajmiając jego odejście.
Kiedy sklepikarz zabiera ode mnie wszystkie zakupy, przerywa dotyk, a wizja od razu blednie. Gwałtownie wciągam powietrze, płuca rozszerzają się tak, jak powinny, ale nie potrafię zapanować nad drżeniem rąk. Nie chciałam widzieć jego śmierci. Nie chciałam wiedzieć, nie chciałam jej czuć.
— Dać małą torebkę na zioła? — woła zza lady, na co jedynie kiwam głową. Głos ugrzązł mi w gardle, łzy kłują w powieki.
Przypominam sobie o oddychaniu i zmuszam się do wzięcia jednego głębokiego wdechu, a potem kolejnego. Daję z siebie wszystko, żeby się nie rozpłakać, nie myśleć o innych śmierciach, które widziałam. Życiach, których nie potrafiłam ocalić. Serce mi się ściska, gdy wspominam twarz brata.
Nick odszedł i to moja wina.
— Nic ci nie jest? — Claire wyciąga do mnie rękę ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy.
— Nie dotykaj mnie. — Odskakuję, by uciec jej palcom, i wpadam na półki. Słoiki grzechoczą niebezpiecznie, ale żaden nie spada. — Muszę iść. — Mój ton jest ostry, lecz nie przepraszam. Już nigdy nie zobaczę tej dziewczyny.
Zostawiam ją przy ziołach i spieszę do lady, żeby zapłacić za swoje zakupy. Przesuwam po blacie odliczoną kwotę, chwytam małą torbę i kieruję się do drzwi.
Zanim uciekam, coś ściska mnie w piersi. Czuję chłód na karku. Zerkam przez ramię i widzę, że Claire mnie obserwuje. Przygląda mi się. Wstrząsa mną dreszcz, popycham drzwi, po czym wychodzę na ciepłe popołudnie.
Mam rytuał do przygotowania.2
Claire
Po tym, jak Elise wymyka się ze sklepu, analizuję nasze spotkanie. Nie wiem, co sądzić o jej obecności w takim miejscu. Nic w jej aktach nie wskazywało na zainteresowanie zjawiskami paranormalnymi. Jednak biorąc pod uwagę jej reakcję na dotyk chudego mężczyzny — i dystans, jaki z rozmysłem między nami utrzymywała — nie mam wątpliwości, że czarownice znalazły odpowiednią osobę.
Ale co ona robiła tutaj? Czy przyjęła swój dar? Czy uważa, że inne rodzaje magii są na wyciągnięcie ręki i tylko czekają na odkrycie?
Kiedy główna osoba przewodnicząca namówiła mnie, żebym ponownie dołączyła do jeno zespołu, kiedy namówiła mnie, bym wzięła ostatnią sprawę, myślałam, że znajdę pogrążoną w żałobie dziewczynę z akt. Myliłam się. Elise nie jest tą samą osobą, którą była wcześniej, uśmiechniętą i powściągliwą, ale jest w niej iskra, jakiej się nie spodziewałam. Ogień w jej oceanicznych oczach.
I właśnie mi ucieka.
Przechodzę cicho przez sklep i wsuwam się za ladę, gdzie właściciele pakują suszone zioła. Byłoby łatwiej, gdybym mogła osaczyć każdego z nich osobno, ale jestem wystarczająco silna, żeby poradzić sobie z dwojgiem ludzi naraz.
Ten bledszy zauważa mnie pierwszy.
— Nie możesz tu być. — Jego ton jest przyjazny, lecz kategoryczny.
— Och, przepraszam. — Poczucie winy pojawia się w miejscu, w którym nie ma serca, ale ignoruję je. Łapię mężczyzn za przedramiona i patrzę im w oczy, czekając, aż ich umysły mi się poddadzą. Gdy czuję znajomy nacisk w głowie, chwytam się tego uczucia. — Znacie tę dziewczynę? — Ściszam głos, żeby nie niepokoić śmiertelników robiących zakupy między alejkami.
— Niezbyt dobrze.
— Była tu kilka razy.
— Jeśli pojawi się znowu, natychmiast do mnie zadzwońcie. — Sprawiam, że mężczyźni zapamiętują mój numer. — Co ona kombinuje?
— Pytała o czakry i o to, jak je zamykać.
— A mnie o klątwy.
— Coś jeszcze? — Niecierpliwość sprawia, że zacieśniam swój uchwyt. Im dłużej to trwa, tym trudniejsze będzie namierzenie Elise. Mężczyźni kręcą głowami, więc ich wypuszczam. Przymus zagnieździ się w ich umysłach i aktywuje tylko wtedy, gdy Elise wejdzie do sklepu.
Jeśli ona tego nie zrobi, ci mężczyźni nigdy więcej nie odczują mojego wpływu.
Na zewnątrz atakuje mnie jasne popołudniowe słońce, osłabiając mięśnie i rozmazując obraz. Z tyłu czaszki rozkwita tępy ból. Z jękiem nasuwam okulary przeciwsłoneczne na twarz. Czarownice z naszego zespołu badawczego opracowały specjalne soczewki, które blokują najgorsze efekty promieni słonecznych, ale moje najwyraźniej się zużyły. Od dawna nie pracowałam na dzienną zmianę, więc nie zdawałam sobie sprawy, że straciły swoje właściwości.
Nie mam czasu, żeby je wymienić, więc skręcam w lewo i idę przez zatłoczone ulice.
Na początku zaskakuje mnie natężenie ruchu w poniedziałkowe popołudnie, ale potem mijam księgarnię z dużym banerem informującym o wyprzedaży z okazji Święta Pracy. To wyjaśnia tłum, ale nie pomaga na narastający ból głowy ani ciśnienie pulsujące w dziąsłach. W myślach wyłączam palące słońce i rozważam powiedzenie Wyn, żeby zleciło to zadanie komuś innemu.
Ale wtedy przypominam sobie jeno koronny argument. Wiesz, jak ważna jest ta dziewczyna dla Zasłony, Claire. Jeśli ci się uda, Tagliaferro i Guillebeaux dla odmiany będą twoimi dłużnikami.
W ustach Wyn brzmiało to prosto, ale przewodnictwo nigdy nie jest proste. Nie każdy dobrze przystosowuje się do reguł naszego świata, a w przeciwieństwie do sklepikarzy nie będę w stanie wywrzeć przymusu na Elise. Jej dar zapewnia odporność na paranormalne manipulacje i to nie jest nawet najgorsze w tym zadaniu. Infiltracja jej świata oznacza powrót do liceum. Gdybym miała do wyboru wrócić tam lub umrzeć, wolałabym umrzeć.
Ponownie.
Przed sobą dostrzegam w końcu Elise; blond warkocz kołysze się na jej plecach, kreśląc delikatny łuk. Dziewczyna przemyka przez tłum, uważając, żeby nikogo nie potrącić. Jej cienki, szary sweterek pokrywają plamy potu, ale rękawy ma naciągnięte aż na palce.
Mam ochotę pobiec za nią i wszystko wyjaśnić — najwyraźniej nie wie, jak kontrolować swój rzadki dar — ale była bardziej ostrożna, niż się spodziewałam. Zanim objaśnię jej paranormalny świat i to, jakie zajmuje w nim miejsce, będę musiała działać powoli, zbudować przynajmniej odrobinę zaufania.
Mimo to gdy patrzę, jak Elise omija dziecko z malutkimi warkoczykami na czubku głowy, mimowolnie ogarnia mnie współczucie. Pamiętam głęboki strach, który zalał moje świeżo wyostrzone zmysły, kiedy zdałam sobie sprawę, że moje człowieczeństwo to przeszłość, a nie teraźniejszość. Nigdy nie zapomnę martwej dziewczyny na podłodze, smaku krwi w ustach, paniki, która kazała Rose mnie zostawić.
Rose, która ukradła mi życie i nie raczyła nawet wyjaśnić, czym się stałam.
Ból w mojej szczęce przybiera na sile, zaciskam dłonie w pięści tak mocno, że bieleją mi knykcie. Rose. Polowałam na nią od tylu lat, że straciłam już rachubę, ale zawsze była o krok przede mną. Za każdym razem, gdy wydawało mi się, że trafiłam na nowy trop, ślad rozwiewał się niczym dym pośród nocy.
Wiesz, jak ważna jest ta dziewczyna dla Zasłony.
Słowa Wyn znów rozbrzmiewają w mojej głowie. Przypominam sobie panikę w kwaterze głównej, kiedy zaginęła poprzedniczka Elise. Kiedy stało się jasne, że umarła i przekazała dar komuś nowemu. Przekonanie Elise do przyjęcia tej mocy, przekonanie jej, by służyła Zasłonie, ma kluczowe znaczenie dla naszego przetrwania. Wyn miało też rację co do nagrody. Jeśli mi się uda, Tagliaferro i Guillebeaux, przywódcy Zasłony, wreszcie zostaną moimi dłużnikami. Będą musieli mi pomóc znaleźć Rose.
Uśmiecham się mimo bólu pulsującego w kościach, mięśniach i szpiku. Znajdę ją.
A potem rozerwę jej smukłe gardło.
Przede mną Elise skręca na zachód, oddalając się od centrum miasta. Zachowuję między nami duży dystans, ale nie pozwalam sobie stracić z oczu jej złotego warkocza na dłużej niż sekundę lub dwie. Kiedy wchodzimy na teren wspólnoty mieszkaniowej, ruch na chodniku zmniejsza się do zera. Witryny sklepowe ustępują miejsca zielonym trawnikom, a zapach potu i spalin zastępuje woń palącego się węgla drzewnego i skwierczących hamburgerów.
Teraz, gdy jesteśmy same i staje się jasne, że Elise po prostu wraca do domu, pozwalam, by przestrzeń między nami się zwiększyła. Tracę ją z oczu, kiedy dziewczyna skręca na północ w jeszcze droższą dzielnicę, gdzie mieszka ze swoim ojcem chirurgiem i matką agentką nieruchomości. Gdy znika z pola widzenia, czuję na nodze wibracje telefonu. Ignoruję to, ponieważ jedynym stworzeniem, które zadaje sobie trud, by do mnie dzwonić, jest Wyn.
Pomimo wieków doświadczenia Wyn nigdy nie nauczyło się cierpliwości.
Komórka w końcu zamiera, a ja w duchu dziękuję osobie, która zaplanowała, że ta dzielnica będzie pełna drzew. Choć cień to kiepski substytut ciemności nocy, jest lepszy niż stawienie czoła bezpośredniemu atakowi słońca. Łomotanie w mojej głowie ustępuje. Odrobinę.
Telefon znów zaczyna wibrować, więc tym razem wyciągam go z kieszeni. Tak jak się spodziewałam, na środku ekranu błyszczy imię Wyn. Rozważam zignorowanie połączenia, ale najwyraźniej planuje dzwonić do skutku.
— Jestem w Elmsbrook mniej niż dzień. Czego chcesz? — Mimo że odległość między mną a Elise pozostaje spora, ściszam głos. Nie może mnie zauważyć, dopóki sama nie będę tego chciała.
— Miałaś zadzwonić po zainstalowaniu się w nowym mieszkaniu. — Głos Wyn wydaje się odległy, jakby miało mnie na głośniku. — Obiecałaś, że będziesz się meldować.
— A jeszcze wcześniej obiecałam, że nigdy więcej nie zostanę przewodniczką. — Trzymałam się tego postanowienia, kiedy opuściłam zespół Wyn dziesięć lat temu. Nie sądziłam, że zwabi mnie ponownie obietnicami zemsty. — Jeśli mi nie ufasz, po cholerę mnie o to błagałoś? — Mój ton jest ostry, ale zasłużyło sobie na to.
Wyn wzdycha.
— Tylko ty jesteś na tyle młoda, by uchodzić za uczennicę.
— Jak miło, że we mnie wierzysz.
— Jesteś też jedną z najlepszych przewodniczek, jakie miała Zasłona — dodaje Wyn, choć niechętnie.
Na końcu ulicy Elise skręca z chodnika i zbliża się do dwupiętrowego domu z szarą okładziną i białymi wykończeniami. Krzewy przed budynkiem są starannie przycięte, trawa równie zadbana jak u wszystkich sąsiadów. Dziewczyna wbija kod, otwiera drzwi i wślizguje się do środka. Niejasno zdaję sobie sprawę z tego, że Wyn gada o protokole i środkach ostrożności, gdy podchodzę bliżej domu i zatrzymuję się po drugiej stronie ulicy.
Granatowe drzwi wejściowe są przeszklone i dostrzegam przez nie, jak Elise wbiega po schodach z zakupami ze sklepu okultystycznego. Po raz kolejny się zastanawiam, co zamierza zrobić z wahadełkiem oraz oczarem, i daję sobie mentalnego kopa za to, że nie zapytałam sklepikarzy, czy kupiła coś jeszcze.
Kusi mnie, by zapukać do drzwi, ale w środku dostrzegam jakiś ruch. Biała kobieta z ciemnorudymi włosami podąża za Elise po schodach. Prawdopodobnie jej matka, chociaż od pogrzebu musiała pofarbować włosy.
— Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Claire, nie możesz…
— Znalazłam ją — oznajmiam, przerywając Wyn w połowie tyrady. — Ale nie jest sama.
Rozważam tuzin różnych scenariuszy, sposobów, by dostać się do jej domu bez zaproszenia i odwrócić uwagę jej matki na tyle długo, by powiedzieć Elise wszystko, co musi wiedzieć. Żaden z nich nie wydaje się skuteczny. Zaufanie wymaga czasu. Cierpliwości. Niezbędne jest zbudowanie odpowiedniego fundamentu.
— I? — ponagla Wyn. — Nawiązałaś kontakt?
Plan formuje się kawałek po kawałku.
— Jutro — mówię, ruszając do swojego mieszkania. — Zrobię to w akademii.