-
W empik go
Należę do ciebie. Baleary #4 - ebook
Należę do ciebie. Baleary #4 - ebook
Co jest lepsze: gorzka wolność czy słodka niewola? Anja zadawała sobie to pytanie wiele razy, od kiedy została porwana i trafiła w ręce mafii. Choć wiedzie na Balearach życie pełne luksusów, to ciągle złota klatka, a ona sama pozostaje tylko zabawką w rękach Patricka Alvareza-Talavery, który chce się nią posłużyć do realizacji jakiegoś niejasnego planu. Z biegiem czasu kobieta łapie się jednak na tym, że jej uczucia ewoluowały, a ucieczka przestała być wymarzonym celem. Tylko czy można się zakochać w potworze? I co zrobi ten potwór, kiedy się o tym dowie? To nie kolejna odsłona historii Pięknej i Bestii, a życie to nie bajka. Kiedy Anja po raz kolejny boleśnie przekonuje się, że jej zdanie nic nie znaczy, upokorzona i zraniona obiecuje sobie, że nigdy więcej nie pokocha i nie będzie do nikogo należała… Tylko czy w jej wypadku to jest wykonalne?
| Kategoria: | Romans |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788397440807 |
| Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Anja
_La Palma, Baleary_
Po akcji w Palermo odesłano mnie na Baleary. Dokładnie tak się czułam: jakbym została karnie zesłana do Alcatraz Majorka i odsiadywała wyrok. Tyle że nie bardzo wiedziałam za co, a sędzia nie kwapił się do wyjaśnień! Znosiłam jednak swój los z godnością, wróciwszy do przetestowanej już wcześniej przyjemnej rutyny, w której Patrick był mi potrzebny jak rybie rower!
Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że zasłonięcie faceta w kamizelce kuloodpornej to idiotyzm, ale zadziałałam odruchowo. Sęk w tym, że uzmysłowiłam sobie, jak mi na nim zależy, i przeraziła mnie intensywność własnych uczuć. Coraz częściej łapałam się na tym, że dobrze się bawię w roli „branki”. Nie żebym przymykała oczy na to, że facet, z którym sypiam, to gangster pierwszej wody. Ot, po prostu spychałam ten fakt na dno świadomości.
A nie taki był plan!
Miałam poznać wroga, odkryć jego słabości, wykorzystać je do uwolnienia się i spierdalać w podskokach do domu.
I to tyle z mojej misternej strategii!
Zaczęły we mnie kiełkować uczucia, których nie przewidziałam.
Przyznanie się do nich…
NIE!
Stanowczo nie!
Miałam kompletny mętlik w głowie. Z jednej strony Patrick mnie kupił i nie zrobił tego z dobroci serca. Z drugiej – okazywał mi czułość i dbał, żeby niczego mi nie brakowało – słowem ideał faceta, o którym się marzy podczas bezsennych nocy. Nie byłam naiwna, a życie nauczyło mnie już, że wyobrażenia to jedno, a rzeczywistość – drugie. Książkowi bad boye? Podziękuję. Ale czterdziestoletni facet o ugruntowanej karierze w… eee… międzynarodowej organizacji przestępczej? To właściwie stabilna posadka z furą kasy. Można by go w sumie określić mianem biznesmena, który osiągnął sukces, gdyby nie to, że kasyna stanowiły gigantyczne pralnie pieniędzy dla wielu mafijnych światków.
Żyć nie umierać, można by powiedzieć.
A jednak gdzieś z tyłu głowy zagnieździło mi się przeczucie, że to tylko gra w celu urobienia mnie. Szósty zmysł nie dawał spokoju. Mimo że nikt mnie nie wtajemniczał w „interesy”, nie byłam przecież ślepa i głucha. Ale cokolwiek się do tej pory wydarzyło, nie wiązało się z zakupem w Dubaju. Zapewne „to” dopiero nadchodziło.
W czarnym – ale chyba najbardziej prawdopodobnym – scenariuszu kończyłam ze złamanym sercem. Patrzenie na Sofię i Adama nie pomagało myśleć inaczej. Coraz częściej dochodziłam do wniosku, że jestem jej substytutem. Do czego mnie potrzebowali? Pytanie pozostawało otwarte. Żałowałam, że Patrick nie potrafił wyłożyć kawy na ławę i poprosić o pomoc. Nie miałam innego wyjścia, jak tylko czekać na rozwój wydarzeń i korzystać z każdego dnia.
Kiedy Patricka nie było w domu, centrum mojego wszechświata stanowiła altanka na tyłach ogrodu. Większość jej przestrzeni zajmowało ogromne drewniane łóżko z czterema słupkami w rustykalnym stylu, podpierającymi baldachim z białej, przezroczystej tkaniny. Obok stały stolik i pufy. Ten pierwszy przyciągnęłam bliżej już pierwszego dnia, by móc na nim ustawić owoce i szklankę. Na pufie układałam książkę, telefon i co tam jeszcze przytargałam z domu. Jak na przykład ręcznik kąpielowy, żeby od czasu do czasu móc się ochłodzić w basenie.
Moja mała cudowna rutyna.
Prysznic, książka, leki, czasem śniadanie. Dużo wody, napojów i owoców. I tylko ja. Od czasu do czasu zaglądała Lilly, jeśli nie pojawiałam się w kuchni po dokładki przysmaków, które wyczarowywała każdego dnia. Stanowczo oznajmiłam, że kiedy przebywamy same w domu, ma nie gotować tylko dla mnie, chyba że zamierza karmić ochroniarzy, bo ja z pewnością nie marzyłam o gorących posiłkach w tropikach. Czasem ledwo udawało mi się przetrwać dzień bez ukrywania się w klimatyzowanym domu, a co dopiero gdybym miała się opychać parującym makaronem z pesto czy chili con carne.
Baleary jawiły mi się zawsze jako miejsce wiecznie świecącego słońca, ale dzisiaj dla odmiany padało. Deszcz zdawał się cudownie ciepły, więc podreptałam boso po mokrej trawie do swojej kryjówki. Dźwięk uderzających o dach kropli sprawił, że zasnęłam. Obudził mnie chłód pełzający po skórze. Leżałam chwilę, wsłuchując się w deszcz. Nadal padało, ale już nie tak intensywnie.
Przekręciłam głowę na bok i dostrzegłam śpiącego za moimi plecami Patricka. Nie miał na sobie koszulki, tylko same spodnie treningowe. Zsunęłam się z materaca. Przeszłam na jego stronę łóżka i sięgnęłam po koc, który Lilly przyniosła wczoraj, kiedy zaczęło się ochładzać. Przykryłam go delikatnie, starając się go nie obudzić. Wyglądał tak… spokojnie.
Zamierzałam usiąść w fotelu i poczytać, ale nie zdążyłam się odwrócić, kiedy złapał mnie za dłoń, przyprawiając o palpitację serca.
– Hej – szepnęłam. Przez chwilę wpatrywał się we mnie zaspany, po czym zamknął oczy. – Śpij.
– Nie odchodź – poprosił sennie.
Przeszłam nad nim i ułożyłam się za jego plecami. Pociągnęłam za koc, żeby też skorzystać z ciepła, i ponownie zapadłam w drzemkę. Musiał być naprawdę zmęczony, bo kiedy przebudziłam się następnym razem i wyszłam z łóżka, nadal spał. Przełożyłam telefon Patricka na swoją stronę. Ułożyłam go na ręczniku, więc nawet kiedy wibrował przy przychodzącym połączeniu, nie było go słychać. Zakryłam go wkrótce, bo irytowało mnie to, że ekran migał z częstotliwością samolotów podchodzących do lądowania na Heathrow.
Ułożyłam sobie wygodnie poduchy pod plecy i sięgnęłam po książkę. Lilly zajrzała do nas, ale położyłam palec na ustach, nakazując jej milczenie. Popatrzyła uważnie najpierw na niego, a potem na mnie.
– Daj mu pospać – szepnęłam. – Zje, jak wstanie.
Zmarszczyła brwi.
– Wtedy może i dopadnie go głód, ale apetyt będzie miał nie na moje jedzenie… Nie da się żyć miłością – pouczyła matczynym tonem.
– Tlen jest ważniejszy. – Przewróciłam oczami, a ona pogroziła mi palcem.
Zostawiła talerz z ciasteczkami i ciastem marchewkowym dla mnie. Naprawdę doceniałam jej starania w pilnowaniu mojej diety cukrzycowej. Pochłaniałam kolejny kawałek, kiedy poczułam na sobie wzrok Patricka. Wpatrywaliśmy się w siebie dość długo.
– Hej. – Odgarnęłam mu kosmyk włosów z czoła.
Przekręcił się na plecy i potarł twarz dłońmi. Sięgnął za siebie na stolik. Zapewne po komórkę.
– Która godzina?
Wyjęłam jego telefon spomiędzy fałd ręcznika.
– Dochodzi czwarta – odparłam, podając mu to, czego szukał.
Wziął go do ręki, ważył chwilę i rzucił za siebie na stolik bez sprawdzania wiadomości. Zerknęłam przy okazji na swój. Bez niespodzianek: ani jednego powiadomienia. Nawet Sofia i Nicola o mnie zapomniały!
– Coś do jedzenia? Picia? – spytałam miękko.
Pogłaskałam go po głowie, więc znów zamknął oczy, a ja wróciłam do czytania. Kiedy jego oddech się wyrównał, przestałam to robić. Telefon znów zaczął mnie wkurzać, więc wylądował ponownie w ręczniku.
– Cholerstwo – mruknęłam.
Nałożyłam słuchawki i puściłam sobie ścieżkę dźwiękową z filmu. Podjadając truskawki, zatonęłam w lekturze. Adam zjawił się godzinę później. Na widok tej sielskiej sceny pokręcił głową z rezygnacją. Wypchnęłam go z altanki na taką odległość, żeby nie obudzić Patricka.
– Daj mu spokój – zażądałam, biorąc się pod boki.
Zmierzył mnie spojrzeniem, które pewnie miało mnie przestraszyć, ale i tak zastąpiłam mu drogę.
– Serio? – spytał, unosząc brwi z irytacją.
– Serio – odparłam tym samym tonem. – Świat się nie skończy, jeśli na jeden dzień zniknie i odpocznie. W dupie mam, czy ci się to podoba, czy nie.
Mierzyliśmy się spojrzeniami, ale w końcu odszedł, mamrocząc coś po portugalsku. Patrick obudził się, kiedy czytałam książkę, leżąc na boku zwrócona w jego stronę. Wcinałam przy tym kolejną porcję truskawek z bitą śmietaną.
Tak, wiem, dupa rośnie.
Zanurzyłam truskawkę w śmietanie i przesunęłam po jego wargach.
– Nie?
Nie zareagował, więc zjadłam ją sama, po czym pochyliłam się i zlizałam śmietanę z jego ust. Pocałowałam go delikatnie. Przesuwając wargami po jego, chwytałam raz górną, raz dolną między swoje, koniuszkiem języka obrysowałam ich kształt. Oderwałam się od niego i jakby nigdy nic sięgnęłam po kolejną truskawkę. Na talerzyku miałam też ananasa. Kiedy kropelka soku spadła na jego usta, oblizał wargi. Uśmiechnęłam się i wsunęłam mu soczysty kawałek do buzi. Na przemian jadłam truskawkę i karmiłam go ananasem. Wolną ręką głaskałam go po głowie.
– Ostatni – rzuciłam z przepraszającym uśmiechem.
Zerknęłam za siebie. Lilly zostawiła też winogrona i melony. Włożyłam zakładkę w książkę i odłożyłam ją na stolik. Zanim wstałam, palcem zebrałam resztę śmietany z miseczki i oblizałam.
– Chcesz coś jeszcze? – Odstawiłam naczynia na stolik.
– Jesteś piękna – szepnął.
Pociągnął mnie w dół, aż uklękłam na materacu. Najwyraźniej nadal był zaspany, bo bez makijażu, w białym topie, miękkim staniku bez fiszbin i spodniach od dresu nie mogłabym pretendować nie tylko do kandydowania na Miss World, ale nawet do bycia faworytką okolicznego kempingu.
– Pocałuj mnie.
Pochyliłam się i zrobiłam, o co prosił. Delikatnie. Spokojnie, jakbyśmy mieli cały czas świata. Całowaliśmy się bez pośpiechu, jakby to był nasz pierwszy pocałunek. Czułe muśnięcie warg bez krzty zachłanności. Oparłam się o jego bok i leżeliśmy zwróceni twarzami do siebie. Nie chodziło o namiętność, a o bliskość i zaufanie.
– Zawsze kiedy cię całuję, wydajesz z siebie ten sam dźwięk – szepnął. – A ja się zastanawiam, jakie jeszcze mogę z ciebie wydobyć, jeśli dotknę cię w innym miejscu?
Uśmiechnęłam się. Zdecydowanie jego mózg nadal funcjonował w oparach snu, inaczej nie serwowałaby mi tych ckliwych, romantycznych wynurzeń, które, choć tego nie chciałam, powodowały słodki ból w sercu. Prowadziliśmy ryzykowną grę, usiłując przechytrzyć tę drugą stronę w uwodzeniu i naginaniu do swojej woli. I Patrick zdecydowanie wygrywał.
– Lubię cię całować – powiedziałam cicho.
– Co jeszcze lubisz ze mną robić?
– Lubię, kiedy całujesz mój kark, obejmujesz w talii, przyciskasz do ściany, a także ten moment, kiedy się pochylasz, żeby mnie pocałować. – Opuszkami gładziłam linię jego szczęki. – Kiedy mnie przyciągasz do siebie i dominujesz. Twoje wędrujące po moim ciele ręce, wtulanie się w ciebie, kiedy wbijasz się we mnie podczas seksu. Jak pokazujesz, kto tu rządzi, i przejmujesz kontrolę w łóżku – ciągnęłam. Teraz on gładził mnie po twarzy i szyi. – Kiedy się ze mną drażnisz, obejmujesz od tyłu, mówisz, co zamierzasz ze mną zrobić, jak wrócimy do domu. Sprawiasz, że robię się mokra, kiedy pieścisz mój kark i ramiona, gdy jesteśmy w miejscu publicznym. Nie przeszkadza mi, że tracę kontrolę, a wręcz kręci mnie, że mi ją odbierasz. I zawsze chcę więcej…
Znów go pocałowałam. Po prostu nie mogłam się powstrzymać. Kiedy nasze usta się rozłączyły, zsunęłam się i przytuliłam do niego, a on okrył nas kocem. Długo leżeliśmy, ciesząc się ciszą, spokojem i bliskością.
Patrick przetarł twarz dłonią.
– Jak długo spałem?
– Jest siódma.
Westchnął. Odwrócił się, by sięgnąć po telefon.
– Jest na krześle przy wejściu, w ręczniku – poinformowałam. Zerknął na mnie pytająco. Przewróciłam oczami. – Irytował mnie i rozpraszał.
– Mogę sobie wyobrazić liczbę nieodebranych połączeń.
Wsparłam się na łokciu i spojrzałam na niego z góry.
– Adam przyszedł tu jakieś dwie godziny temu.
Musnął mój policzek kciukiem.
– Powinnaś była mnie obudzić.
– Potrzebowałeś snu.
Pocałował mnie delikatnie i wstał z łóżka. Opadłam na poduszki z westchnieniem, zamykając na chwilę oczy, żeby nie widział w nich rozczarowania. Wpatrywałam się z uporem w sufit, wyrzucając sobie od idiotek. Przecież wiedziałam, że organizacja będzie zawsze na pierwszym miejscu, nigdy nie stanę się priorytetem.
Takie chwile kradzionego spokoju złamią mi serce. Powinnam sobie powtarzać, że to nie jest prawdziwe. To tylko gra w udawanie, żeby osiągnąć cel.
– Muszę iść.
Nie odezwałam się, bo i po co? Drzwi otworzyły się, a potem zamknęły. Okręciłam się kocem i wróciłam do czytania. W końcu nie można zostawić głównej bohaterki książki w zawieszeniu tuż przed uprawianiem seksu. Włączyłam playlistę z iPhone’a. Pół godziny później zrobiło się już za ciemno na czytanie. Zebrałam swoje zabawki i pobiegłam do domu, po czym wróciłam po naczynia. Za drugim przejściem się nie śpieszyłam. Padało, ale deszcz był przyjemnie ciepły.
Żeby dostać się do sypialni, musiałam przejść przez hol do schodów, po drodze zahaczając o kuchnię. Zatopiona w ponurych myślach, nieszczególnie zwracałam uwagę na otoczenie, w efekcie czego wpadłam na kogoś, a naczynia jedno za drugim zaczęły spadać na kamienną podłogę. Starałam się je złapać, ale bezskutecznie. Skrzywiłam się na dźwięk rozbijanej porcelany. Mężczyzna, z którym się zderzyłam, wrzasnął coś, czego nie zrozumiałam, złapał mnie za ramiona i potrząsnął. Cudownie, tylko tego było mi trzeba! Przestraszyłam się, że trafiłam na jakiegoś intruza, i instynktownie uderzyłam go w splot słoneczny, tak jak mnie uczył Aiden. Facet cofnął się, ale niemal od razu wziął się w garść i dał mi w twarz z taką siłą, że poleciałam do tyłu i wylądowałam na tyłku. Przyłożyłam dłoń do policzka, wsłuchując się w jego wrzaski. Chociaż zaczęłam się już uczyć lokalnego języka, wyrzucał z siebie słowa tak szybko, że docierał do mnie jedynie niezrozumiały bełkot.
– Wszytko okej? – doszedł mnie z tyłu głos Adama.
Co za głupie pytanie! Przecież siedzę na podłodze pośrodku porozbijanych naczyń, a jakiś pajac z przerośniętym ego i syndromem damskiego boksera wywrzaskuje pewnie jakieś obelgi. Normalka, nie ma na co patrzeć!
– Jezu, nie śpiesz się tak z pomocą, bo dostaniesz zadyszki – sarknęłam, usiłując się podnieść na kolana. – Powiedz mu, żeby przestał się wydzierać. Nie wpadłam na niego specjalnie.
Panowie wymienili parę zdań. Było jedno słowo, które doskonale rozumiałam w tym języku: „dziwka”. Adam odpowiedział coś ostro, nie podnosząc nawet głosu. Facet odszedł, ale nadal nerwowo wymachiwał ramionami, a nawet mamrotał coś pod nosem.
– A on jaki ma problem? – spytałam nonszalancko, zbierając co większe skorupy.
– Co się stało? – Adam złapał mnie za ramię, powstrzymując przed sprzątaniem.
W przydymionym świetle korytarza mogło mu się wydawać, że zarumieniłam się z wysiłku albo zażenowania sytuacją, ale wiedziałam, jak do rana będzie wyglądać moja twarz. Wyswobodziłam się, bo w moim interesie leżało oddalić się stąd, i to w try miga, zanim czerwień po uderzeniu zmieni się w granat popękanych naczynek.
– Nic – skłamałam. – Muszę posprzątać, zanim ktoś na to stanie i zrobi sobie krzywdę. Zapewne byłabym to ja, bo tylko ja zasuwam tu na bosaka, więc się odwal i daj mi to ogarnąć. Zajmij się lepiej neandertalczykiem.
– Zostaw to Lilly.
Aż sapnęłam z oburzenia. Ta kobieta się nie rozdwoi.
– Nie. – Zbierałam dalej skorupy. – Ja narozrabiałam i ja posprzątam.
Przeczesał włosy z frustracją.
– Czemu jesteś tak cholernie uparta?
– Bo mogę, a ciebie to wkurza – przyznałam zgodnie z prawdą.
– Kurwa! – warknął.
Przesłałam mu swój specjalny, triumfalny uśmiech, którego szczerze nienawidził.
– Jak kreatywnie – sarknęłam.
Podreptałam do kuchni. Pod czujnym spojrzeniem gosposi wzięłam szczotkę i szufelkę.
– Na twoim miejscu – odezwała się Lilly – najpierw przyłożyłabym coś do policzka, żeby nie spuchł.
Ta kobieta zdecydowanie była zbyt spostrzegawcza, ale w kuchni, w odróżnieniu od korytarza, paliło się jasne światło.
– Za późno – wymamrotałam. – Mam skazę naczyniową. Kruchość naczyń krwionośnych.
– To lepiej się nikomu nie pokazuj. – Odebrała mi szczotkę i szufelkę. – I posmaruj to czymś szybko.
– Mogę sama… – zaprotestowałam.
– Nie możesz – odparła, wskazując na moje bose stopy.
– Nic mi nie będzie. Czemu wszyscy traktują mnie tutaj, jakby brakowało mi piątej klepki? – westchnęłam niecierpliwie.
Obrzuciła mnie zirytowanym spojrzeniem sugerującym, że dokładnie tak jest.
– Weź lód z zamrażarki i idź na górę. I to szybko, chyba że chcesz mieć okazję zobaczyć, co się dzieje w tym domu z mężczyzną, który bije kobiety.
_Jakby to kogoś obchodziło!_
– Ha! – mruknęłam, wzruszając ramionami. – Adam nie wydawał się zbytnio przejęty.
Wydawała się zaszokowana na tyle, żeby odwrócić się w wejściu do kuchni.
– Po tym, co się przydarzyło Sofii? Niemożliwe.
– No dobrze – przyznałam. – Przyszedł, jak już siedziałam na podłodze.
– Wie, co się stało?
– A ma to znaczenie?
Lilly wydawała się zrezygnowana. Pokręciła głową z dezaprobatą i podreptała przed siebie.
– Proszę, nie mów nikomu – zawołałam za nią.
Zaczęła coś mamrotać pod nosem. Przyłożyłam opatrunek lodowy, ale niewiele to pomogło. Zanim poszłam spać, siniec zmienił kolor na purpurowy. Cudownie. Posmarowałam obite miejsce żelem arnikowym. Ciekawe, czy Patrick znów gdzieś wyjedzie bez pożegnania i nie będzie go przez kilka dni?
Zmęczona zasnęłam, nim pojawił się w łóżku. Poranek nadszedł zdecydowanie za szybko.
– Co ci się, kurwa, stało?! – Wściekły głos wdarł się brutalnie w cieplutki kokon snu.
Skrzywiłam się, uchylając powiekę. Patrick wpatrywał się we mnie z furią. A miałam taki przyjemny sen z nim w roli głównej… Szkoda, że po przebudzeniu zamiast pieszczot czekało mnie starcie z rozgniewanym facetem. Ja to mam szczęście! Jeden wczoraj, drugi dzisiaj. Może się zaraził wścieklizną od tamtego neandertalczyka?
– Czemu krzyczysz? – wyszeptałam.
Przekręciłam się na bok i zakryłam kocem, ale odwrócił mnie na plecy. Nadzwyczaj delikatnie ujął moją twarz tak, by przyjrzeć się sińcowi.
– Zakładam, że żel z arniki zbytnio nie pomógł? – wymamrotałam, zduszając ziewnięcie.
Widziałam, jak bierze głęboki oddech, usiłując zapanować nad sobą.
– Co. Ci. Się. Kurwa. Stało?! – wyskandował.
Wiedziałam, że jest wściekły nie na mnie, ale na tego, kto mnie skrzywdził. Najwyraźniej nie dowiedział się o tym wcześniej, co by oznaczało, że Adam nie dostrzegł śladu uderzenia na mojej twarzy.
– Nic, mam słabe naczynia krwionośne.
Z frustracją przeczesał włosy palcami.
– Naprawdę mam ochotę tobą potrząsnąć.
– Naprawdę uważasz, że coś by to dało? – siliłam się na sarkazm.
– Czemu jesteś taka uparta?
Pochylił się nade mną. Pewnie chciał mnie onieśmielić, ale przestałam się go bać już dawno temu. Nie był w stanie mnie fizycznie skrzywdzić, to wiedziałam na sto procent od incydentu po przyjęciu. Opadł niżej na przedramiona, więżąc mnie pod swoim ciałem.
– Bo cię to wkurza – wyznałam z satysfakcją. – A muszę mieć jakąś rozrywkę.
– Właściwie – zmienił odrobinę pozycję nade mną – to mnie niesamowicie kręci, kiedy mi się stawiasz.
Ujęłam jego głowę w swoje dłonie.
– No to będziesz cały czas w ekstazie!
Bardziej poczułam, niż zobaczyłam, że się uśmiecha, zanim mnie pocałował. Mężczyźni byli tacy łatwi w manipulacji, zwłaszcza kiedy zmagali się z poranną erekcją. Potem ich zaspokojony i naładowany energią mózg funkcjonował na mniejszej ilości testosteronu, czyniąc ich mniej zaborczymi, a bardziej rozsądnymi. W teorii. Mojej. Do tego sprawdzonej w praktyce w poprzednich związkach. Postanowiłam zatem wykorzystać własne ciało, żeby go trochę „wyciszyć”.
Miałam właśnie dojść, a całe moje ciało zastygło w oczekiwaniu na falę przyjemności, kiedy Patrick oderwał usta i zapytał spokojnie, jakby cała gra wstępna zupełnie go nie podnieciła:
– Co się stało?
Jęknęłam przeciągle, sfrustrowana, że orgazm uciekł mi sprzed nosa. Przymknęłam oczy, rozchylając usta i ocierając się sugestywnie o jego dłoń wciąż tkwiącą między moimi udami. Co prawda pieścił mnie, ale nie w taki sposób, żebym doszła. W myślach pogratulowałam mu podzielności uwagi oraz taktyki, ale ja też nie byłam amatorką.
– Wejdź we mnie – błagałam, sterując jego dłonią. – Muszę poczuć cię w sobie.
Usłyszałam rzucone na wydechu soczyste przekleństwo i już wiedziałam, że przegrał.
Czy może, że oboje wygraliśmy?
Bez wysiłku przekręcił mnie na bok. Boże, ile on miał siły! I jak mnie to niesamowicie kręciło, że nie bał się tej siły używać w sypialni. Pieściłam dłońmi każdy dostępny skrawek opalonej skóry, czując pod palcami twarde mięśnie. Wsuwał się do środka powoli, centymetr po centymetrze. Świadomie zacisnęłam na nim mięśnie, a on w odpowiedzi chwycił mocniej moje biodro.
– Doprowadzasz mnie do szału – wymruczał.
Gdybym do tej chwili nie stała się rozedrganym kłębkiem nerwów, zorientowanym tylko na odczuwanie, pewnie sarknęłabym: „I kto to mówi?”. Niestety w obecnym stadium podniecenia byłam w stanie tylko jęknąć, poddając się pieszczotom zdolnych palców, które gładziły łechtaczkę.
Po dłuższym czasie leżałam wyczerpana, delektując się cudowną błogością krążących w żyłach endorfin. Zaczynałam przysypiać, kiedy usłyszałam jego cichy głos.
– Po Ethanie przyrzekłem sobie, że nigdy więcej nie spotka cię nic złego – przyznał. – A teraz coś stało ci się w moim domu. Czy wiesz, jak się czuję?
Echa niedawnych przyjemności natychmiast znikły, ustępując miejsca wyrzutom sumienia. Boże, ten facet potrafił manipulować jeszcze lepiej niż ciężarna kobieta na hormonalnym haju. Nie chciałam wyznać prawdy, to trzeba było mnie wziąć pod włos!
– Nic się nie stało – skłamałam po raz kolejny.
– Jak możesz tak mówić?
Westchnęłam z rezygnacją.
– Bo w sumie to moja wina. I ja zaatakowałam pierwsza – wyznałam.
Wpatrywał się we mnie intensywnie. Chciałam odwrócić wzrok, ale mi nie pozwolił.
– Nie, patrz na mnie – rozkazał ostro. – Nie jesteś w stanie kłamać, kiedy patrzysz mi w oczy.
– Interesujące, ale nieprawdziwe! – zaprzeczyłam, na co uniósł brwi. – Nieważne… Wracając do tematu. W skrócie: on mnie złapał, ja zareagowałam i uderzyłam, jak uczył Aiden, on mi oddał. Koniec historii.
Zacisnął zęby, a w jego oczach pojawiły się iskry furii.
– Kto? – wycedził.
– Facet.
– Jak wyglądał?
Mam mu podać rysopis jak w _Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie_?
– Dwie nogi, dwie ręce…
– Przestań! – rozkazał gniewnie, prawie mną potrząsając. – Potraktuj to poważnie.
– Nie zamierzam. – Westchnęłam z rezygnacją. – Nawet gdybym uważała, że zrobił to specjalnie, i tak nie przybiegłabym się poskarżyć.
Zmarszczył brwi.
– Dlaczego?
Musiał być naprawdę wściekły, skoro nie zadawał precyzyjnych pytań, prowokując mnie do podsycania buzujących emocji.
– Dlaczego nie przybiegłabym się poskarżyć czy dlaczego nie traktuję tego poważnie?
– I jedno, i drugie – wycedził przez zęby.
Ciekawe, czy wyjdzie z tego druga runda gniewnego seksu?
– Za duża jestem, żeby się skarżyć, no i sama zaczęłam. W ramach kary chciałam posprzątać, bo rozumiesz, nabałaganiłam przez swoją nieuwagę, to mogłam i posprzątać. – Chciał coś powiedzieć, ale uciszyłam go, kładąc dłoń na jego ustach. – Nie, Lilly nie powinna mi usługiwać. Jestem już dużą dziewczynką i sama sobie wiążę buty, to mogę też ogarnąć bajzel, który robię. A po drugie, to ja mam traumę po Ethanie, to ja uderzyłam pierwsza, to ja się przestraszyłam, kiedy mnie złapał. Może po prostu chciał mi pomóc. Adam nas rozdzielił.
Widziałam, jak w jego oczach przemykają różne emocje. Mogłam sobie tylko wyobrazić, jak jego mózg rozwija prędkości nadświetlne, analizując dane. Moment, w którym wszystko złożyło się w całość, zbiegł się z mocnym zaciśnięciem szczęki.
– Nie chciał.
Odsunął się ode mnie i usiadł na skraju łóżka.
– Słucham?
– Teraz już wiem, kto to był, i z całą pewnością nie chciał ci pomóc.
Podniosłam się, okrywając prześcieradłem.
– Wiesz, jakim jest człowiekiem, a jednak wpuszczasz go do swojego domu, w którym jestem ja… – zawiesiłam znacząco głos. Wyszłam spod pościeli i naciągnęłam na siebie koszulkę. – Dzięki, Patrick. Teraz już z całą pewnością nie masz prawa nic mu zrobić.
– Nie miało go tam być! I nie byłoby, gdybym nie spał.
Przez chwilę mnie zatkało po tym oświadczeniu.
– O! To teraz ja jestem ta zła, bo pozwoliłam ci spać? To świetnie! – fuknęłam. – Sama sobie najwyraźniej zasłużyłam.
Złapał za skraj mojej koszulki, ale szybko rozpięłam guziczki z przodu i została mu w ręku. Minęłam go łukiem i poszłam do łazienki.
– Jeszcze z tobą nie skończyłem – zawołał za mną.
– Ja z tobą tak – mruknęłam ze złością, zatrzaskując z pasją drzwi do łazienki i blokując zamek. – Odwal się.
Po sekundzie namysłu otworzyłam zamek, bo to gówno i tak by go nie powstrzymało.Patrick
Jak tylko zniknęła za drzwiami, wziąłem do ręki telefon.
– Już jadę – przywitał się ze mną Marco.
– Mam dla ciebie inne zadanie. – Z łazienki doszedł mnie szum wody. – Znajdź Sala i spotkajmy się w Oblivionie. Wyciągnij od Fabiego albo Aidena nagranie z domu, z wczorajszego wieczoru.
Jak zawsze nie zadawał zbędnych pytań.
– Za godzinę?
– Dwie. Może zjem śniadanie z moją „ofiarą”.
– Chyba losu – zażartował.
– Obejrzyj zapis z kamer. Ja z pewnością tak zrobię, zanim przyjadę.
– Mam się nim zająć?
– Nie. Zostawiam sobie tę przyjemność. – Rozłączyłem się z nim.
Rozważałem przez chwilę, czy bardziej mam ochotę znów się z nią kochać, czy zajebać tego chuja, który pozostawił ślad na jej ślicznej twarzy. Najpierw rzeczy najważniejsze. Czyli żądza krwi. Mój kutas wydawał się na razie usatysfakcjonowany, za to bestia we mnie domagała się zemsty. W pokoju ochrony zastałem tylko jednego z ludzi Aidena. Przywitał się ze mną uprzejmie.
– Kto siedział wczoraj wieczorem na monitorach?
– Jay.
– Znajdź nagrania z Anją po siódmej wieczorem, wejście od altany po tej godzinie. Sama cię poprowadzi – poprosiłem.
Zaczął przeskakiwać między plikami z różnych sekcji domu. Parę minut później znalazł, co chciałem. Widziałem, jak Sal uderzył ją w twarz. Moja bestia ryknęła głośno. Zacisnąłem dłonie w pięści. Ochroniarz aż sapnął.
– Co za skurwiel!
– Mnie bardziej interesuje, jakim cudem Jay tego nie widział. – Chłopak pobladł nieznacznie na te słowa.
– Może założył, że Adam się tym zajął, skoro tam był?
– To jest akurat pierwsze pytanie, które mam zamiar zadać.
Pozostawiłem w domyśle, któremu z nich. Nie musiałem nawet dzwonić po Adama. Dołączył do nas, zamykając za sobą drzwi.
– Co jest?
Spojrzałem na niego ponuro.
– Odtwórz to jeszcze raz – rozkazałem ochroniarzowi.
– Kurwa! Nie widziałem tego! – warknął Adam, kiedy nagranie się skończyło. – Ja pierdolę, zajebię gościa.
– Za późno! Teraz ja się nim zajmę – powiedziałem śmiertelnie poważnie.
Przeczesał włosy palcami, zanim się odezwał.
– Zachowywała się, jakby nic się nie stało! Kurwa, zajebałbym go na miejscu! – Podparł się pod boki. – Czemu ona jest tak uparta?
– Bo może, a ciebie to wkurwia.
Spojrzał na mnie, przymrużając oczy.
– Dokładnie to powiedziała wczoraj.
Jakoś nie osłabiło to mojego gniewu. Byłem wściekły na Adama, bo nie zareagował, ale zdawałem sobie sprawę, że nie widział, co się naprawdę stało. Znalazł się na miejscu, kiedy ona siedziała już na tyłku. A potem zrobiła wszystko, żeby nie zobaczył jej twarzy. Uparta bestyjka. Nie wiem, na co liczyła? Że się nie dowiem?
– Kto siedział na monitorach?
– Jay – odparł ochroniarz natychmiast.
– Znajdź go! – warknął Adam. – Sal?
– Wysłałem po niego Marca – odparłem.
– Oblivion?
Pokiwałem głową.
Anji nie było przy stole. Lilly wskazała na altankę. A więc postanowiła znów się ukrywać i udawać obrażoną. Zjedliśmy z Adamem w ciszy. Dojazd do klubu zajął nam niecałe pół godziny. Marco stał oparty o bar, bębniąc palcami po blacie.
– Widziałem nagranie. Co za kutas! Zaprosiłem go już na dół.
Sal siedział przywiązany do krzesła na środku naszego pokoju przesłuchań. Dałem znak, żeby zdjąć mu knebel.
– Co jest, kurwa? – wrzucił z siebie ze złością. – Tak traktujecie wspólników?
– Wiesz, czemu tu jesteś? – Usiłowałem opanować w sobie potrzebę przefasonowania mu ryja.
– Gdybym, kurwa, wiedział, tobym nie pytał – niemal z siebie wypluł.
– To nie ma nic wspólnego z interesami. Wpuściłem cię do swojego domu – zacząłem grobowym głosem – a ty podniosłeś rękę na kobietę, która w nim przebywała.
– To tylko jakaś pierdolona służąca!
Żaden z nich nie zdążył zareagować, kiedy zaserwowałem mu pierwszy cios. Chyba się go nie spodziewał. W ciszy rozległ się dźwięk przestawianej chrząstki, a krew trysnęła ze złamanego nosa. Facet zawył, jakbym go obdzierał ze skóry. Co za pizda! Spodziewałem się po nim czegoś więcej, w końcu był wysłannikiem rodziny Delgada.
– Może Delgado pozwala damskim bokserom ukrywać się w jego szeregach – warknąłem. – Chuj mnie to obchodzi. Ale kiedy dotykasz mojej kobiety… – zawiesiłem głos. Strach w jego oczach wskazywał, że w końcu zatrybił. – Mojej kobiety! – ryknąłem. – W moim domu!
– To tylko kobieta! – odszczeknął.
Facet miał IQ marchwi i zero instynktu samozachowawczego!
– Nie dość, że damski bokser, to jeszcze głupi jak but – doszły mnie wypowiedziane z politowaniem słowa Marca.
Facet nie rozumiał zasad. Miałem w dupie, czy Delgado pozwala swoim ludziom maltretować kobiety. Ta jedna należała do mnie! I nikomu nie wolno jej dotykać. Zacząłem go okładać pięściami, usiłując ostudzić palące emocje. Już dawno nie czułem takiej przyjemności z ręcznej roboty. Nieważne, że obtarte kostki bolały.
W końcu Adam odciągnął mnie do tyłu.
– Kurwa, zabijesz go – warknął. – Zostaw coś dla nas.
Strząsnąłem z siebie jego dłonie. Stanął między mną a tym pojebem, popychając mnie do tyłu. Facet wydawał z siebie bolesne jęki.
– Czy teraz moja kolej? – zapytał mrocznie Marco, prostując się.
– Czy żonę Delgada też byś uderzył? – spytał Adam zwodniczo spokojnym głosem.
– Nie była oznaczona! – bełkotał Sal, próbując się bronić.
– I to ci pewnie uratuje dzisiaj życie.
Drzwi się otworzyły. Do środka weszli Aiden i Jay. Twarz tego drugiego była w nieco lepszej formie niż Sala. Poruszał się dość sztywno, czyli Aiden się nie opierdalał. Mogłem się ostatecznie na to zgodzić, bo to jego człowiek. On powinien się z nim rozprawić. Nie żeby mnie to satysfakcjonowało, ale odbiję sobie na Adamie, jak tylko skończymy. Marco wyciągnął nóż.
– Sal, to twój szczęśliwy dzień. Wiesz, dlaczego? – Złapał go za włosy i wyprostował brutalnie. – Miałeś kupę szczęścia, że uderzyłeś ją lewą ręką, skoro jesteś praworęczny.
Bez dalszego gadania odciął mu najmniejszy palec u lewej ręki. Ja bym skurwielowi odjebał całą dłoń. Facet zawył jak zarzynane prosię. Naprawdę, kurwa, żałosne. Jay wyglądał, jakby miał się pochorować, ale pod moim spojrzeniem wyprostował się natychmiast. Nadal był blady jak ściana. Ludzie od Aidena potrzebują więcej wprawy.
– Zabierz to gówno sprzed moich oczu, zanim, kurwa, zmienię zdanie i go po prostu odjebię – wycedziłem do Aidena, po czym zwróciłem się do Sala. – Wypierdalaj z mojej wyspy!
– Dopilnujemy jego bezpiecznej podróży – zapewnił Aiden.
Zostawiliśmy ich i przenieśliśmy się parę drzwi dalej, do siłowni.
– Wszyscy wypierdalać! – zawołał Marco.
Dwóch ludzi, którzy byli na macie, przerwało pojedynek. Nikt nie śmiał dyskutować z wyraźnie podminowanym egzekutorem. Zwłaszcza że my dwaj staliśmy z tyłu. Zdjąłem koszulkę. Choć było już na to trochę za późno, Marco rzucił mi owijki.
– Zostawię was, żebyście sobie upuścili nieco pary – stwierdził i zamknął za sobą drzwi.
Adam chyba nie spodziewał się mojego pierwszego ciosu, który niemal posłał go na matę. Podniósł się szybko. Otarł kącik ust i zlizał krew. Na jego twarzy pojawił się demoniczny uśmiech.
– Może zasłużyłem na jednego.
– Serio?! – warknąłem, nacierając na niego z tłumioną dotąd wściekłością.
Nasza „pogadanka” trwała niemal godzinę, ale mogłem po niej wyjechać spokojniejszy, wiedząc, że będzie miał Anję na oku. I to bardziej niż dotychczas.ROZDZIAŁ 2
Anja
_Monako_
Marco odebrał nas z lotniska. Otworzył mi drzwi do BMW i wsiadł po drugiej stronie. Miałam nadzieję, że będziemy mogli porozmawiać, ale za kierownicą już siedział Demetrio. I to skutecznie zamknęło mi usta. Ja i Demetrio nie byliśmy wrogami, ale najlepszymi przyjaciółmi też nie! Jeśli mogłam uniknąć jego towarzystwa, schodziłam mu z drogi.
– Muszę z tobą pogadać – rzuciłam nagląco do Marca, patrząc na niego wymownie i wskazując oczami Demetria.
– Wiem.
– Czemu nie mogę jechać z Sofią? – Obejrzałam się na auto za nami.
– Względy bezpieczeństwa.
– Jaka wygodna wymówka – wymamrotałam do siebie pod nosem.
Dojechaliśmy do willi w totalnej ciszy. Nie grało nawet radio, ale nic mnie to nie obchodziło. W głowie tworzyłam scenariusze tego, co się może stać, kiedy dotrzemy na miejsce. Nie podziwiałam nawet krajobrazu za oknem.
Monako było chłodniejsze niż Baleary. Moje ciało pokryła gęsia skórka, i to nie tylko z powodu temperatury. Cała ta sytuacja była idiotyczna. Zachowanie Marca i Demetria świadczyło, że coś jest nie tak. Obaj przyprawiali mnie o dreszcze niepokoju. BMW, które zabrało Sofię, stało już zaparkowane przed wejściem. Ciekawe, czy zrobili to celowo? Dywersja? Rozdzielić i przesłuchać osobno?
Robiło mi się coraz zimniej. Z każdym krokiem mój instynkt coraz głośniej krzyczał, że powinnam uciekać. A jednak potulnie szłam za moim ochroniarzem, a pochód zamykał Demetrio. Nerwowo wytarłam dłonie o pośladki, drzwi otworzyły się i doszedł nas gwar rozmów. Rozpoznałam głosy Alessiego i Dariusa. Marco wpuścił mnie przodem, a rozmowa natychmiast ucichła. Ekstra! Tego mi było trzeba! Zatrzymałam się tuż za drzwiami, ale kiedy dotknął moich pleców, niemal podskoczyłam i odsunęłam się poza zasięg jego rąk.
Żołądek zacisnął mi się ze strachu. Cała szóstka w komplecie. Tyle testosteronu, że można zemdleć z radości! Gdybym nie była przerażona, podziwiałabym widok. A było na czym zawiesić oko. Każdy z nich był inny, a jednak każdy z nich prezentował się niesamowicie męsko i na swój własny sposób roztaczał aurę władzy. Z pewnością każdy zawrócił w głowie niejednej kobiecie. Wszyscy razem stanowili balsam dla oczu, zwłaszcza ubrani tak elegancko jak teraz.
W innych okolicznościach zapewne doceniłabym tę jakże różnorodną kolekcję męskich wdzięków. Adam opierał się o framugę okna, Darius stał obok niego. Alessi siedział na jednym fotelu, a na drugim Aiden. Patrick zajmował miejsce za biurkiem. Podniósł się, a ja nie wiedziałam, czy okaże się moją bezpieczną przystanią, czy katem. Sześć do jednego. Byłam bez szans. I na sto procent miałam za mały dekolt, żeby go rozproszyć.
Im bliżej Patrick podchodził, tym bardziej wyłamywałam drżące palce.
– Nie zrobiłam nic złego – wyszeptałam niemal prosząco.
Nie odezwał się słowem, ale ujął moją twarz w dłonie i mnie pocałował. Oparłam palce w zgięciu jego łokci, gdzie kończyły się podwinięte rękawy granatowej koszuli. Całował mnie, aż całkiem nie uległam i nie zaczęłam oddawać się przyjemności.
– W porządku? – spytał, szukając czegoś w moich oczach. Pieszczotliwie przesunął palcem po zamaskowanym makijażem sińcu.
– Nie – odparłam, przymykając powieki. – Czemu oni są tu w komplecie?
– Nie patrz na nich.
– Nie da się! Wyglądacie jak święta inkwizycja na chwilę przed rozpoczęciem procesu. Brakuje wam tylko czerwonych wdzianek i krzyży na piersiach.
Wyrwało mu się zduszone parsknięcie. Pociągnął mnie do sofy i posadził tyłem do wszystkich poza nim i Markiem, który oparł się przedramionami na oparciu fotela, splatając palce.
– Opowiedz, co się dzisiaj wydarzyło w restauracji.
Wbiłam paznokcie w skórę wnętrza dłoni.
– Byliśmy na obiedzie. Ja, Sofia i Alessi. Poszłam do łazienki.
Chciałam zerknąć na Alessiego, ale Patrick mi nie pozwolił.
– Nie patrz na nich – polecił cicho.
– Jak wyszłam z kabiny, drzwi tarasował facet, który przedstawił się jako Nick Buchannan. Powiedział, że jest z Interpolu. Wiedział o Dubaju, jak się nazywam, o mojej rodzinie… O tobie.
Nie wydawał się zaskoczony tymi słowami. Ani tym bardziej zły czy oburzony.
– Czego chciał?
– Powiedział, że komuś takiemu jak ja łatwo byłoby usłyszeć przypadkiem coś, czego on mógłby użyć. – Zerknęłam na własne dłonie, skubiąc skórki. – Chyba nie ma pojęcia, że dziewięćdziesiąt procent czasu spędzam sama – dodałam z nutą pretensji.
– Co mu powiedziałaś?
Zmarszczyłam brwi i przymrużyłam oczy. _Czy on sugeruje…?_
– Żartujesz, prawda? – Przeczesałam włosy palcami.
Zaczynał mnie wkurzać. Może i kupił mnie w Dubaju, może nie wszystko jest idealne, może i seks jest zajebisty, może i chciałabym wrócić do domu, a może i nie, ale, do diabła!, nie miałam samobójczych zapędów. Pierwsze zaskoczenie zastąpił gniew.
– Anja – rzucił ostrzegawczo Marco, kiedy się nie odezwałam.
_PARANOJA!_
Opadłam do tyłu na poduszki i skrzyżowałam buntowniczo ramiona na piersi. Przeniosłam spojrzenie między Markiem a Patrickiem. Byłam wściekła nawet za samą sugestię.
– Obaj, kurwa, żartujecie? Prawda?
– Nie znalazłaś się tutaj z własnej woli… – zaczął Marco.
– Przytargałeś mnie tutaj w kajdanach? – odparowałam z rosnącą wściekłością, po czym spojrzałam na Patricka. – A ty pewnie musisz mnie brać siłą za każdym razem? Że też tak sprawnie to robisz, że nie mam śladów na nadgarstkach – ironizowałam.
– Bądź poważna przez chwilę – wtrącił się Adam.
Aż sapnęłam z oburzenia, odwracając się.