- promocja
- W empik go
Należysz do mnie. Baleary #3 - ebook
Należysz do mnie. Baleary #3 - ebook
Patrick Alvarez-Talavera od dwudziestu lat zarządza należącymi do rodziny Vitielli kasynami u wybrzeży Morza Śródziemnego, próbując utrzymać kruchą równowagę między Wschodem i Zachodem. Kiedy jednak konkurencja zaczyna wkraczać na tereny jego organizacji, opracowuje z kuzynką diaboliczny plan, który ma na celu przejęcie terytorium rywala. Potrzebna jest jedynie odpowiednia przynęta. Po nieudanej próbie wykorzystania do tego celu Sofii szybko nadarza się kolejna okazja. Patrickowi wpada w oko "nieudany projekt" Ethana - Anja. Trzeba ją tylko najpierw odpowiednio oswoić... Co może pójść nie tak, kiedy na Baleary trafi temperamentna rudowłosa Polka? Czy pójście na żywioł z kobietą, która wprowadza skrajne emocje do logicznego i uporządkowanego świata matematycznego geniusza, to na pewno dobry pomysł, gdy trzeba zrealizować skomplikowany plan i zachować zimną krew?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788367355186 |
Rozmiar pliku: | 987 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Moja droga z pracy do domu była codziennie taka sama. Te same ulice. Ten sam korek. Te same złorzeczenia. Co drugi dzień siłownia przeplatana grą w siatkówkę.
I TAK CAŁY CZAS.
POWTARZALNIE.
DO ZNUDZENIA!
– _I believe I can see the future, ‘Cause I repeat the same routine_¹ – śpiewałam razem z Nine Inch Nails. – Co, kurwa, robisz, debilu! – krzyknęłam na kierowcę ogromnego SUV-a, który zamiast wrzucić kierunkowskaz, po prostu zjechał mi przed maskę. – Co za frajer! – piekliłam się. Podkręciłam radio i ryknęłam swoim głosem skrzeczącej żaby przed wiwisekcją: – _Every day is exactly the same, every day is exactly the same. There is no love here and there is no pain. Every day is exactly the same_². Moje życie jest jak ta piosenka – mruknęłam do siebie pod nosem, opierając głowę o kierownicę w bezsilnym geście. – Muszę zrobić coś, żeby przestało być takie nudne i monotonne.
Na środkowej konsoli auta wyświetliła mi się wiadomość przychodząca. Bambi pytała, czy zamierzam się pojawić, czy jednak dzisiaj dezerteruję.
– Chciałabym! Chciała… – zaintonowałam. – A gdybym był młotkowym… To bym, kurwa, wysiadła z tego samochodu i najebała temu fajansiarzowi, który skręca w prawo. I OCZYWIŚCIE musi blokować pas na wprost, bo mu się nagle objawiło, że on będzie skręcał! I tak codziennie! – wrzasnęłam w kierunku zawalidrogi. – Jebany słoiku! Babcia Czesia robi tak zajebiste kotlety, że trzeba co weekend jechać?!
Dotarłam pod halę sportową wściekła. Jeszcze wisienka na torcie – nie miałam gdzie zaparkować. Janusze naszych czasów postanowili porozstawiać się po ulicy, jakby każdy z nich był niepełnosprawny. Umysłowo na pewno!
– Muszę coś zrobić ze swoim życiem – zagadałam do Gosi, gdy poszłyśmy na kawę po meczu.
– Musimy w końcu oblać twoją magisterkę.
– W ramach oblewania już sobie zrobiłam prezent. Zerwałam z facetem.
– Nieee nooo… – przeciągnęła głoski. – Jemu się zbierało! Ale ja mówię serio. Zrób coś dla siebie. Tylko dla siebie. Urlop na przykład.
– Urlop, urlop, urlop? – powtarzałam powoli, jakby smakując to słowo. – A co to takiego?
– Dwadzieścia sześć dni w roku, które spędzasz, relaksując się w jakimś miłym miejscu?
– Nie wiem, o czym mówisz. To chyba ta sama kategoria co serce, zamiast którego ja mam bryłę lodu.
Pacnęła mnie łyżeczką w głowę.
– Ty nie masz bryły lodu, ty masz po prostu pecha, bo żaden facet nie jest w stanie nadążyć za twoim mózgiem. Może szukasz w złych miejscach?
– W psychiatryku jeszcze nie próbowałam. – Zaśmiałam się.
– Za wcześnie na noworoczne postanowienia.
– Nadal zostało mi kilka na liście z ubiegłych lat – przypomniałam. – I żadnej dobrej wymówki, dlaczego wciąż do nich dopisuję i nic nie wykreślam.
– Czy fontanny w Dubaju nadal na niej są?
– Tak samo jak Australia i kangury. – Uśmiechnęłam się sztucznie.
Spojrzała na mnie zachęcająco.
– Dostałaś ten bonus za magisterkę, może czas?
– Ale, że co? Wszechświat przemawia? – zakpiłam.
– Możesz być przez chwilę poważna? Sprawdźmy tę teorię. Jak dostaniesz w tym tygodniu maila z promocją na bilety i Dubajem w nazwie, rezerwujesz. – Wyciągnęła do mnie rękę. – Zakładasz się?
Podałam jej dłoń.
– Zakład! Ale wiesz, że do końca tygodnia zostały dwa dni? – Uniosłam brwi i poruszyłam nimi sugestywnie.
– Wszechświat przemawia, więc go słuchaj.
Wszechświat milczał w sobotę.
Tak samo w niedzielę.
A poniedziałek znów przyszedł zbyt szybko.
Zaspana dotarłam do biura na całe pięć minut przed dziewiątą. Mój szef nie raczył się dzisiaj zjawić, wysłał mi tylko maila, żebym zawiozła jego paszport do pani Ireny do biura podróży, bo mieli jakiś problem z wystawieniem biletu. Moje życie asystentki polegało na załatwianiu za niego różnych prywatnych spraw. Wparowałam do biura podróży przy Nowogrodzkiej chwilę po dziesiątej, ale pani Ireny nie było w zasięgu wzroku. Przy jednym z biurek siedział młody człowiek.
– Szukam pani Ireny – zagaiłam.
– Pani od pana Zielińskiego?
– Tak.
– Pani siada – zachęcił. Opadłam na krzesełko. – Będzie za parę minut, skoczyła do sklepu po drugie śniadanie. – Odwrócił się do koleżanki z tyłu. – Helka, a tę promocję na bilety do Dubaju wrzuciłaś już w system?
– Tak, siedzi już. A co? Nie działa?
Zmarszczyłam lekko brwi.
_Raz kozie śmierć. Co ma być, to będzie. Niech się dzieje, co chce_, powtarzałam sobie w głowie hasełka, którymi ludzie zwykle motywowali się do działania. Najczęściej wtedy, jak mieli odwalić coś, czego gorzko pożałują_._
– A jaka promocja? – spytałam ostrożnie.
– Linie Emirates dają niemal pięćdziesiąt procent zniżki na łączone loty. Leci pani, powiedzmy, do Dubaju, potem na przykład do Singapuru, a wraca pani przez Dubaj albo inne Abu Zabi. Zamiast płacić prawie trzy koła, można to mieć za tysiąc pięćset. W Dubaju hoteli jest ogrom, oni się szykują do Expo 2020. Budują na potęgę. A jak woli pani bardziej egzotycznie, to może Kapsztad? Taki koniec świata? Garden Route? – namawiał.
Spędziłam z konsultantem niemal godzinę i wyszłam z biura podróży lżejsza o trzy tysiące i dwutygodniową kombinowaną wycieczkę: Dubaj, Kapsztad, Dubaj. Najwyżej stracę trzy tysiące i dwa tygodnie. Raz się żyje! Niech chociaż coś z tego wyjdzie.
Nigdy, przenigdy nie powinnam była wsiadać do tego samolotu.ROZDZIAŁ 1
Patrick
_Dubaj, ZEA_³
Była prawie pierwsza, ale powietrze nadal nie ochłodziło się na tyle, by wieczór stał się znośny. Na imprezie zostało nas już tylko kilka osób. Przy basenie na dole paliły się lampy, oświetlając drogę do środka. Noc pachniała dobrą whisky i jaśminem pnącym się po ścianie. Prawie jak w domu.
Prawie.
– Straciłeś rękę?
Mój rozmówca spojrzał na mnie, marszcząc brwi. Najwyraźniej nie rozumiał, co mam na myśli. Dopiero kiedy szklaneczką w dłoni wskazałem na rozgrywającą się nad basenem scenę, dotarło do niego, że pokpiwam z jego niemal legendarnej umiejętności tworzenia niewolnic idealnych. Zacisnął usta.
– Powinienem się jej pozbyć – warknął ze znużeniem i upił łyk alkoholu. – Ale zawsze mi szkoda towaru.
_Ale pierdoli!_ Byłem pewny, że zabiłby ją bez mrugnięcia okiem. Musiała mieć wartość dodaną. Pytanie tylko jaką. Dziewczyna nadal szarpała się z postawnym ochroniarzem. Bezsprzecznie nie miała szans w starciu z taką kupą mięśni, ale nadal próbowała. Nie słyszałem słów, ale z ruchów ewidentnie odczytywałem gniew.
– Co poszło nie tak?
– Wszystko.
Trzeba jej oddać, że skorzystała z wysokich szpilek. Głośne przekleństwo wyrwało się z gardła ochroniarza. Uśmiechnąłem się, a on skrzywił. W końcu nadszedł drugi i bezceremonialnie uderzył ją pięścią w szczękę. Żaden z nich się nie obejrzał, kiedy upadła ciężko na ziemię. Ethan uniósł brew i pociągnął łyk alkoholu. Miałem ochotę przewrócić oczami, ale musiałem być ostrożny. Niezwykle ostrożny. Nasz gospodarz nie był debilem, a ja już posiadałem jednego konia z jego stajni. Nie mogłem sobie pozwolić na popełnienie błędu.
– Widziałem ją wcześniej przy basenie.
Ochroniarz zamierzył się nogą na nieprzytomną dziewczynę, ale się powstrzymał, kiedy zobaczył nas na tarasie. Podniósł ręce do góry w uniwersalnym geście „no, kurwa, sam widziałeś”.
– Od kiedy interesujesz się tą częścią mojego biznesu? – Wzrok Ethana stał się czujny.
Wzruszyłem ramionami.
– Nudzę się.
Niższy z ochroniarzy zarzucił sobie nieprzytomną na ramię. Patrzyłem, jak obaj odchodzą w stronę budynku. Milczałem przez dłuższą chwilę. Nie śpieszyło mi się nigdzie. Nie dzisiaj.
– Jest oznaczona?
– Nie.
Z tego jednego słowa Ethana wywnioskowałem coś niepasującego do schematu, którym zazwyczaj się posługiwał. Wszystkie jego dziwki na dzień dobry otrzymywały tatuaż. Pojedyncza litera E na wewnętrznej stronie lewego nadgarstka. Taki znak, że przechodziły przez jego centrum transakcyjne. Mógł nie oznaczać towaru, jeśli wiedział, że dostanie za niego kupę forsy. Ta jednak nie wyglądała na towar luksusowy. Taki zazwyczaj stanowiły aryjskie blondynki z przejmująco niebieskimi oczami. Podobnie jak rudzielce z elektryzującymi zielonymi tęczówkami, a jeszcze lepiej niebieskimi.
– Nie jestem w stanie suki złamać – przyznał niechętnie.
_Idealna kandydatka_, przemknęło mi przez głowę.
– Po co sobie w ogóle zawracałeś dupę?
Wyrwało mu się westchnienie.
– Jeden z agentów wypatrzył ją na plaży w Dubaju. Niekompetentny skurwiel. Przyjechała sama. Uznał, że to dobry pomysł.
– Najwyraźniej myślenie nie jest jego mocną stroną.
– Raczej nie! – Ethan podszedł i rzucił się na fotel. – Jak bardzo się nudzisz?
– Wszystko zależy od ceny – odparłem, a on parsknął śmiechem. – Niech to będzie prezent, znak dobrej woli. Jesteś mi coś winien po tym, co się stało z Sofią.
– Znajdźmy zatem jakiś kompromis.
– Kompromis jest taki, że ty chcesz się jej pozbyć, a ja oferuję pomoc.
Uśmiech Ethana stał się przebiegły.
– Nie za darmo.
– Oczywiście – mruknąłem ironicznie pod nosem.
Wymienił kwotę. Teraz ja się roześmiałem.
– Mowy nie ma. Ewentualnie połowę, ale bardziej skłaniałbym się do tego, że należy mi się zadośćuczynienie za poprzedni towar, na którego doprowadzenie do stanu używalności wydałem majątek.
– Tamto to był wypadek przy pracy.
– Wypadek, który kosztował mnie parę milionów. – Musiałem zagrać najsilniejszą kartą. – O milczeniu nie wspomnę, gdyż jest bezcenne, a plotka, że wziąłem coś twojego, rozeszłaby się migiem.
– Jestem dozgonnie wdzięczny i tym razem oddam ją nienaruszoną. – Uniósł dłonie. – Ma za sobą parę „lekcji”, ale nadal nie chce się poddać.
– Hiszpanka?
Doskonale wiedziałem, że nie. Urodę miała bardziej słowiańsko-nordycką.
– Polka. – Cmoknął z dezaprobatą. – A one mają temperament.
– Zazwyczaj mówisz tak o Włoszkach.
Skrzywił się.
– Przy niej Włoszki są jak zimne ryby. Zazwyczaj ten temperament działa na moją korzyść, bo daję im to, czego podświadomie pragnęły, ale nie mogły dostać od swoich facetów.
Roześmiałem się na ten absurd. Poddawały się, ponieważ traciły nadzieję, że uda im się wrócić do domu, i robiły wszystko, aby przetrwać.
– Ale nie tym razem.
– Nie, kurwa, nie tym razem – przyznał. – Poza tym to kiepska grupa wiekowa.
Uniosłem brew.
– Dwudziestoparolatki nie są już modne?
Roześmiał się ponownie.
– Są, ale ona zdecydowanie przekroczyła trzydzieści.
Parsknąłem z niedowierzaniem.
– Twój agent pojechał po bandzie. Chcesz, żebym uratował twoją reputację?
Okazja, żeby był mi winny przysługę, kusiła. _Zbyt idealna_, ostrzegłem sam siebie, ale postanowiłem zaryzykować. Nie mogłem pozwolić, żeby umknęła mi sprzed nosa.
Czy będę tego żałował, to się jeszcze zobaczy.Anja
Odzyskałam przytomność w samolocie.
_W samolocie!? Jak się tu znalazłam?_
Usłyszałam jakieś poruszenie, więc odwróciłam głowę, przełykając ciężko ślinę. W czaszce mi dudniło, bolało nawet mruganie. _Po co się rozglądam?_ Musiałam przymknąć powieki, żeby opanować pulsowanie w skroniach. Nie mogłam się skupić, jakbym dryfowała w chmurze.
Zerknęłam w prawo i dostrzegłam siedzącego obok mężczyznę. Przez dwa oddechy zauważyłam tylko, że miał na sobie ciemne spodnie i czarną koszulę. Nie mogłam skojarzyć, gdzie go widziałam. Mój mózg nie pracował tak, jak powinien. Kiedy zauważył, że otworzyłam oczy, odłożył trzymany w ręku tablet i podniósł się z butelką wody w ręku. Odkręcił ją i włożył słomkę.
– Powoli i spokojnie – poprosił, kucając obok.
Miał zajebiste oczy. Zielone. Krystalicznie czyste, błyszczące. Przystojniak, ale nie w ten klasyczny sposób. Kwadratowa szczęka pokryta ciemnym zarostem i krótkie, czarne, zaczesane do góry włosy nadawały mu seksowny wygląd.
Jaki on jest nierealny!
Gdybym była sobą, odwróciłabym wzrok, przecież nikt taki jak on nie zwróciłby uwagi na kogoś takiego jak ja. _Chyba że to sen! Tak, zdecydowanie muszę śnić! Ale w sumie fajny sen…_ Wpatrywałam się w niego jak w jakąś fatamorganę na pustyni. Słońce mi zaszkodziło? Jak inaczej wytłumaczyć, że śni mi się facet, który wygląda jak Theo James, tylko jest bardziej surowy, pierwotny? Może sobie to wszystko wyobrażam? W końcu wielokrotnie miewałam świadome sny. Czy to jeden z nich?
– Kim jesteś?
– Twoim nowym właścicielem.
_ABSURD!_
Rozchyliłam usta, gdy delikatnie nacisnął słomką na moją dolną wargę, zachęcając do zwilżenia gardła. Upiłam niezgrabnie kilka łyków.
– Nie wiedziałem, że masz cukrzycę. Źle zareagowałaś na leki. Jesteśmy w samolocie i zmierzamy na Baleary. – Pogłaskał mnie po policzku. – Prześpij się jeszcze.
Westchnęłam i przymknęłam oczy, coraz trudniej było mi zachować świadomość. Ten sen wydawał się równie surrealistyczny jak poprzednie. Może tym razem obudzę się w domu? We własnym łóżku?Patrick
_Baleary_
Adam wszedł do mojego gabinetu jak do siebie. Nawet nie chciało mu się zapukać. W sumie mi to nie przeszkadzało. W końcu nie mieliśmy sekretów, których wcześniej byśmy razem nie stworzyli. Uznawałem go za swoją prawą rękę, wiązała nas też przysięga braci we krwi.
– Mam papiery, o które prosiłeś.
– To wszystko? – Popatrzyłem sceptycznie na kopertę, którą mi podał.
– Tłumaczenie dokumentacji medycznej zajmie nieco więcej czasu, ponieważ jest jej naprawdę sporo, ale człowiek od Nickiego zrobił krótkie streszczenie.
Wyjąłem papiery i położyłem na laptopie. Strona po stronie zagłębiałem się w informacje, które udało nam się znaleźć o najnowszej brance.
_Im dalej w las, tym gorzej_, przemknęło mi przez myśl.
– Przynajmniej wiemy, dlaczego ją wybrali – mruknąłem pod nosem.
Adam rozsiał się wygodnie w fotelu.
– Samotna kobieta lądująca w Emiratach po drodze do Kapsztadu to jak pierdolona czerwona flaga dla każdej organizacji, która obraca żywym towarem.
– Co to za koleś z Emiratów? – Przerzuciłem kilka kartek. – Nasir? Jest powiązany z Ethanem?
– Nie, poznała go przez jakąś laskę z Facebooka – odparł, patrząc w swój telefon. – Pokazał jej miasto, ale ponoć spławiła go, kiedy chciał, żeby się odwdzięczyła w zwyczajowy sposób.
– A wiemy to…? – Wykonałem zachęcający gest ręką.
– Facebook. Napisała tak do laski, która jej poleciła tego fagasa. W ogóle jej tablica jest jak kopalnia wiedzy.
Mogłem to sobie wyobrazić. Nic nie robiło tak dobrze jak uderzenie endorfin wywołane powiadomieniem o polubieniu postu albo komentarzu znajomych. Millenialsi byli skazą na twarzy planety. Uzależnieni od telefonów, elektroniki i technologii. Generalnie uzależnieni ludzie stanowili najgorszy typ. Dla jednych pułapką okazywały się media społecznościowe: Facebook, Instagram, Twitter, TikTok, żeby wymienić tylko parę. Dla innych podnietą stawały się nielegalne walki, dla kolejnych przemyt, dilerka i narkotyki. Dla mnie? Mnie kręciły matematyczne wzory, chemia i pieniądze. Niebezpieczeństwo związane z pracą dla mafii z Chicago dostarczało mi endorfin. Tak samo jak kasyna.
– A Kapsztad? – spytałem, zerkając na skrócony raport medyczny.
– Znajomy znajomych z Port Elizabeth miał ją zabrać na Garden Route.
– Ładna wycieczka.
– Zrobiła magisterium. To miała być taka nagroda dla samej siebie.
Przeglądałem dalej dostarczone informacje. Dotarłem do Facebooka i zalogowałem się na jej konto. Nie zaglądała tam dwa tygodnie, a nikt ze znajomych tego nie zauważył ani nawet nie wysłał wiadomości. Przez dłuższą chwilę czytałem zawartość prywatnej skrzynki – przynajmniej tę część korespondencji, która była po angielsku. Polskiej, z przyczyn oczywistych, nie mogłem, ale z tym też sobie poradziłem za pomocą translatora stworzonego przez Fabiana.
Obejrzałem profil, którego tablicę wypełniały głównie memy o różnej treści. Mój wzrok padł na planszę z napisem: „Czasem zastanawiam się, czy nie powinnam być w domu wariatów. Potem rozglądam się i mam wrażenie, że już tu jestem”. Nie można jej odmówić poczucia humoru w najlepszym wydaniu z możliwych – sarkastycznym.
Za zdjęcie profilowe służył Anji obrazek o treści: „Złe królowe to księżniczki, których nikt nigdy nie uratował”. To dało mi do myślenia. _Kto nie uratował ciebie? Kto pozwolił, żebyś sama przemierzała świat? Czyżbyś w głębi duszy pragnęła księcia z bajki? Mnie do takiego zdecydowanie daleko._ Następne parę stron utwierdziło mnie w przekonaniu, że jednak woli złe charaktery niż wybawcę na białym koniu. Dobrze wiedzieć, że lubiła wytatuowanych, umięśnionych mężczyzn.
Rozmyślania przerwał mi Aiden. Zapukał raz, a potem – tak samo jak Adam – wlazł jak do siebie. W ręku miał laptop i telefon.
– Zestawione, tak jak chciałeś. Fabi sprawdził wszystko. Coś, co muszę o niej wiedzieć?
– Nigdy nie lekceważ kobiet – rzuciłem mentorskim tonem, przeglądając kolejną stronę raportu.
– Nie mam tego w zwyczaju. Mia dała nam wszystkim dobrą nauczkę.
Fakt, Mia i Talia zostawiły po sobie niesmak.
– Co chcesz powiedzieć Lilly? – spytał Adam.
Nie podniosłem wzorku znad kolejnej strony.
– Że Anja jest naszym gościem. Jeśli chcemy, aby współpracowała, dobrze byłoby od początku mieć ją po naszej stronie. Nie będzie więźniem, ale też nie pozwolę jej uciec czy wrócić do domu. Damy jej czas na zaaklimatyzowanie się i zobaczymy, z czym mamy do czynienia.
– Czemu ty? – spytał Aiden.
Zerknąłem na niego i uniosłem brwi.
– Bo nie Adam.
Z nas wszystkich określiłbym siebie jako najbardziej „normalnego”, o ile takie słowo w ogóle odnosiło się do naszej szóstki. Darius odpadał, ponieważ się ożenił. Adam miał Sofię. Alessi i Marco to męskie dziwki. Aiden… Obawiałem się, że Anja zatłukłaby go butem – a szkoda buta… – albo od razu zaczęła traktować jak przyjaciela, niczym Sofia Alessiego. Król zer i jedynek raczej nie był w jej guście. Żaden z nich nie był. Poza mną. Podobieństwo do Theo Jamesa działało na moją korzyść.
– Wy dwaj macie nierealistyczne podejście do kobiet – odezwał się Marco od drzwi.
– A ty nierealistyczne założenie, że każda jest głupia i da sobą manipulować – odparł Adam machinalnie. Marco sprzedał mu środkowy palec, co tylko sprawiło, że mój doradca uśmiechnął się szerzej.
– Skoro Ethan jej nie złamał, jak ty zamierzasz to zrobić? – Marco spojrzał na mnie pytająco. – Dasz jej romans godny ekranizacji Netflixa?
_Dobre pytanie i nawet znałem już na nie odpowiedź._
– Ona woli _Dumę i uprzedzenie_ – odparłem, przewijając profil Anji na Facebooku. – Ale chyba skuszę się na _Piękną i Bestię_.
– Ja pierdolę – mruknął Aiden. – Czy ja będę musiał codziennie oglądać romans do porzygania?
– Nie – zaprzeczyłem. – Dam jej zagrać Bestię. Przynajmniej do pewnego stopnia, dopóki nie zrozumie, że tak naprawdę nie ona nią jest w tej historii. Pozwolę jej być sarkastyczną suką, za jaką się uważa.
Na to stwierdzenie wszystkim wyrwały się rozbawione parsknięcia.
– Czy to kolejna Sofia? – spytał z nutą ciekawości Aiden. Wiedziałem, co mu chodziło po głowie. W końcu wielokrotnie nam udowodniła, że jego środki bezpieczeństwa nie uwzględniają kobiecego sposobu myślenia.
– Tego nie wiem. – Niemal się uśmiechnąłem na widok kolejnego cytatu na jej tablicy: „Ja cię nie obrażam. Ja cię opisuję”.
– Masz coś do mojej kobiety? – zapytał zwodniczo spokojnym głosem Adam.
– Dużo zdrowego respektu – odparł Aiden natychmiast.
– Jaki mamy plan? – wtrącił się Marco.
– Nie mamy żadnego, i to jest najlepszy plan – podsumowałem, a on rzucił mi sceptyczne spojrzenie. – Wyluzuj, Marco. To nie ty jesteś za nią odpowiedzialny, tylko ja. A w drugiej kolejności Adam.
– A co na to Sofia? – zaciekawił się Aiden.
– Przestań myśleć fiutem – poradził mu mój doradca.
– Myślę w kategoriach zazdrosnej kobiety – odgryzł się.
– Jakbyś miał o tym jakiekolwiek pojęcie – rzucił z przekąsem Adam. – Moja kobieta nie ma, nie miała i nie będzie miała powodów do zazdrości, a to dlatego, że zamierzam ją wtajemniczyć w historię Anji – oświadczył twardo. – Uważam wręcz, że okoliczności są idealne. Przeszły mniej więcej to samo, więc nie powinny mieć problemu z tym, żeby się dogadać.
– Anja jest w złym stanie? – Ton Marca zrobił się opiekuńczy jak zawsze, kiedy chodziło o kobiety po przejściach.
Podniosłem na niego wzrok.
– Fizycznie ma tylko parę sińców. Psychicznie… zobaczymy.
Milczeliśmy, aż w końcu Marco zadał kolejne pytanie.
– Czy naprawdę potrzebujemy tej komplikacji przed Russem?
– Bez przesady, to tylko kobieta – sarknął Aiden.
– Właśnie o tym mówię.
– Będzie dobrym odwróceniem uwagi – odparłem, przeglądając profil Anji, tym razem ten na TikToku. – Poza tym sprawę Russa mamy pod kontrolą, prawda? – Spojrzałem wymownie na Adama.
– Czekamy na finalną dostawę – potwierdził.
– Samochód też jest gotowy – dodał Aiden.
Wszyscy spojrzeliśmy na Marca.
– Nie no, kurwa, oczywiście, zwalcie wszystko na mnie – mruknął, ale od razu dodał: – U mnie też jest już wszystko dopięte.Anja
_Baleary_
Znów obudził mnie pulsujący w głowie ból. Uchyliłam powieki i spojrzałam w stronę okna. Za szybą przetaczały się stalowoszare chmury, a o posadzkę tarasu bębniły grube krople. W powietrzu unosił się zapach deszczu i jedyny w swoim rodzaju aromat perfum Kenzo. Rozpoznałam go od razu, ponieważ zachwycałam się nim od lat. Tak właśnie miał pachnieć mój kochanek idealny. Odruchowo zlokalizowałam mężczyznę, który go używał. W mojej głowie pojawiło się niewyraźne wspomnienie. Widziałam go już nad basenem, a potem chyba w… samolocie?
– Kim jesteś? – wyszeptałam niemal do siebie.
– Patrick Alvarez-Talavera.
_No jasne! Czy to powinno mi coś powiedzieć? Celebryta? Jakiś sławny aktor? Jezu, przecież ja nawet nie czytam Pudelka! Tylko serwisy informacyjne. Jego nazwisko nic mi nie wyjaśniło. Żadnego objawienia ani anielskich chórów._
Usłyszałam, jak wstaje. W zasięgu mojego wzroku pojawiła się butelka z wodą. Uniosłam się niezgrabnie i oparłam o wezgłowie, zerkając w dół, gdy koc otarł się o nagą skórę ramion. Przynajmniej miałam na sobie ubranie. Chwyciłam napój, uniosłam wzrok i zamarłam. Dobrze, że nie zdążyłam się napić, bo jak nic bym się zakrztusiła.
Facet ubrał się tylko w wiszące nisko na biodrach szorty, dzięki czemu mogłam bez przeszkód podziwiać zasłonięte wcześniej w samolocie wyćwiczone mięśnie. I tatuaże. Nieprzyzwoicie wlepiłam w niego wzrok, zastanawiając się jednocześnie, czym mnie naszprycowano.
_O matko i córko! To musiały być zajebiste proszki! Właściwie co mi szkodzi popatrzeć sobie jeszcze chwilę…_
Powoli powędrowałam spojrzeniem w górę, przez sześciopak, aż po rozbudowane ramiona. Policzki mężczyzny pokrywał kilkudniowy zarost, który nieco maskował wąskie usta i podkreślał orli nos. Ciemne, krótko ostrzyżone włosy oraz przenikliwie zielone oczy dopełniały wizerunku. Ironicznie uniesione brwi zmusiły mnie do natychmiastowego ocknięcia się. Odwróciłam wzrok.
_Muszę się obudzić! Muszę!_, strofowałam samą siebie. _Do diabła! O co w tym chodzi?_
– Gdzie jesteśmy? – brzmiałam jak zarzynana żaba.
– Na Balearach.
_Gdzie podział się mózg, kiedy go potrzebowałam? I te wszystkie bezwartościowe lekcje geografii w liceum? Szkoda, że bardziej na nich nie uważałam, ale co było robić, jak baba zawsze faworyzowała chłopców. Podstępem wysępiłam czwórkę. Żeby dostać coś lepszego, musiałabym mieć fiuta! Anja, skup się, na miłość boską! Baleary, Baleary? Nie mogłabym tego wygooglować? Czy to nadal Europa? Jak daleko jestem od domu?_
Ostrożnie upiłam łyk z butelki.
_Jeśli nie podniosę wzroku, będę się wpatrywać w jego spodenki. I zastanawiać nad ich zawartością! A to skąd mi się, kurna, wzięło? Jak to skąd?_, kpił mój mózg. _Przecież facet wygląda jak każdy twój mokry sen. A teraz wychodzisz na debilkę, bo wślepiasz gały w jego przyrodzenie z tym swoim idiotycznym wyrazem twarzy sugerującym, że opracowujesz w głowie uniwersalny lek na nowotwory._
Podniosłam głowę, a on cofnął się parę kroków do drzwi balkonowych.
– Dlaczego tu jestem?
Uśmiechnął się delikatnie.
– Powiedzmy, że coś, co dla kogoś jest nieudanym projektem, dla kogoś innego może być absolutnym unikatem.
_Teraz to już nie wiem, które z nas coś brało!_
– Ale pierdolisz! – wymamrotałam, uważnie obserwując jego reakcje. Przynajmniej na tyle, na ile pozwalał mi mózg unoszący się na chmurce z waty cukrowej.
– W porządku. – Wzruszył ramionami. – Zaproponowałem Ethanowi, że pozbawię go problemu.
Moje oczy rozszerzyły się ze strachu, krew odpłynęła z twarzy. A więc całe to gówno naprawdę się wydarzyło i nie śniłam.
– Więc… – Oblizałam usta. – Kupiłeś mnie? – Nie dowierzałam.
– Chcesz zobaczyć fakturę? – zakpił.
_Fakturę? Ja pitolę. Czy za kupno dziwki dostaje się fakturę jak za zakupy w sklepie? VAT dwadzieścia trzy procent? Gwarancja i zwroty? A co było w gratisie?_
– I co teraz?
– Nic.
Przechyliłam głowę na bok, wpatrując się w niego sceptycznie.
– Nie rozumiem.
Oderwał się od framugi i ruszył w stronę wyjścia.
– Ten apartament jest do twojej dyspozycji. Łazienka i garderoba są tam. – Wskazał na ciemne drzwi po lewej. – Prześpij się jeszcze. Albo możemy zejść na dół i porozmawiać.
Mój pęcherz miał jednak inne priorytety. Niezgrabnie zsunęłam się z łóżka.
– Najpierw łazienka.
Zachwiałam się. W paru krokach znalazł się obok i pomógł utrzymać równowagę. Złapałam go za ramię. Bardzo twarde, umięśnione ramię.
_Czy ten facet nie miał tkanki tłuszczowej? I czy naprawdę musiał pachnieć tak dezorientująco?_
Przeszliśmy do łazienki. Załatwiłam swoje potrzeby, ale zaczęło mi się kręcić w głowie, więc zapakował mnie z powrotem do łóżka. Nie miałam siły, żeby zachować przytomność. Skończyła mi się energia.
– Może jednak prześpij się jeszcze? – zaproponował. – Świat nigdzie się nie wybiera.
_Może i się nie wybiera, ale ja zdecydowanie zaśpiewałabym w tej chwili za Anną Marią Jopek: „Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadam”!_ Powieki opadły, zabierając mnie do krainy snu.
Gdy obudziłam się ponownie, wokół panowała ciemność. Do pokoju przez otwarte drzwi balkonowe wpadały ciepłe podmuchy wiatru. Nie byłam sama. Na moim biodrze spoczywała ciężka ręka. Powiodłam wzrokiem w górę, od dłoni aż do ramienia. Patrick spał ze mną. Zamiast przypływu paniki poczułam spokój. To przecież nie mogło się dziać naprawdę!
_Zajebisty sen._
Opadłam z powrotem na poduszki i zasnęłam.Anja
_Palma, Baleary_
Wrócił po dwóch dniach, ale od razu zaszył się w bibliotece, dając mi kolejne godziny na tworzenie w głowie scenariuszy. Lilly oznajmiła, że kolacja będzie na patio w ogrodzie, i zasugerowała włożenie czegoś ładnego. Na szczęście miałam już kilka sztuk odpowiednich ubrań. Adam przeciągnął mnie przez połowę Barcelony. W pierwszym sklepie jeszcze mi odpuścił, w drugim też, ale w piątym zorientował się, że specjalnie wybrzydzam, i jasno dał mi do zrozumienia, że nie będziemy się tak bawić. Na odczepnego wybrałam więc kilka par butów – w końcu nie będę uciekać boso – ale sześć sukienek później wrzeszczałam w myślach, chcąc jak najszybciej wrócić do ciszy i spokoju wyspy. Obiecałam mu nawet, że zrobię ogromne zakupy online.
Nigdzie nie zostawałam sama nawet na minutę, a Adam zaserwował mi jedną, ale skuteczną pogróżkę: „Wezwij pomocy, a oni wszyscy zginą. I ty będziesz na to patrzeć”. Parę tygodni temu bym nie uwierzyła, teraz tylko bez słowa skinęłam głową. Nie złamał mnie Ethan i jego znęcanie się nad moim ciałem, ale struchlałam na myśl o krzywdzie wyrządzonej innym, jeśli się sprzeciwię.
Wróciłam z tej wyprawy psychiczne pokonana. Czterech ochroniarzy śledziło każdy mój krok i gest, tak samo jak przechodnie wpatrujący się w nas chciwie i zastanawiający, czy to ja jestem jakąś celebrytką, czy może Adam sławnym aktorem, piosenkarzem lub innym influencerem. Takie zamieszanie niezwykle szybko wyczerpywało moje zasoby energii.
A teraz stałam w garderobie i dywagowałam, czy włożyć sukienkę, czy bardziej zachowawczo – spodnie, bo w końcu „ładnie” to pojęcie względne. Na myśl o wytapetowaniu twarzy kosmetykami pot sperlił mi się na czole. Stanęło na tuszu do rzęs, niech sobie facet nie wyobraża, że będę się dla niego starać. Starzałam się z każdym dniem i bez tego!
Efekt końcowy wyglądał zadowalająco. Przynajmniej dla mnie. Upięłam włosy do góry, bo mimo późnej pory żar wciąż lał się z nieba, a pot ciurkiem płynął mi po plecach i udach.
Starałam się nie zadawać pytań do momentu, kiedy kolacja się skończyła.
– Jakie masz względem mnie oczekiwania? – Nie wytrzymałam w końcu. Patrick spojrzał na mnie i zmarszczył brwi. – Czym jestem? Rozrywką? Chwilową zachcianką?
– Potrzebujesz etykietki?
Skrzywiłam się. Taka taktyka do niczego nas nie doprowadzi.
– Więc inaczej… Z jakiego powodu dobrze wyglądający mężczyzna i przede wszystkim – zatoczyłam ręką wokół siebie – bogaty nabywa sobie kobietę?
– Może mam dziwne preferencje seksualne?