- promocja
Namiętna nienawiść - ebook
Namiętna nienawiść - ebook
Prędkość. Niebezpieczeństwo. Nienawiść. Tajemniczość. Brantley Chavez to człowiek, którego wszyscy dookoła traktują jak boga. Nikt nie ma wystarczająco dużo odwagi, żeby mu się przeciwstawić. Nikt, z wyjątkiem dziewiętnastoletniej Charlotte Nichols, w której mężczyzna budzi odrazę. Jest jeden problem: – choć go nienawidzi, nie jest w stanie zaprzeczyć, że ten wytatuowany chłopak pociąga ją fizycznie. Czy te dwa, tak bardzo odmienne uczucia, mogą iść ze sobą w parze? Jak długo jedno z nich będzie ustępować temu drugiemu? Które z nich będzie górą? „Patrzę w jego oczy. Czuję jak bije od niego wrogość i pewność siebie. Rzucam mu wyzwanie. Może przestanie mnie traktować jak popychadło, którym nie jestem. – Cholera, pieprzyć to – mruczy pod nosem, a w następnej chwili jego usta stykają się z moimi.”. Odważysz się wejść do świata, w którym rządzi ON? Ten debiut zwali Was z nóg! Szkolny klimat w połączeniu z wątkiem mafii, okazał się strzałem w dziesiątkę. Dzieje się tu naprawdę dużo, nie ma szans na nudę. Akcja nie zwalnia ani na chwilę, zapewniając czytelnikowi całą gamę emocji. Nienawiść i namiętność to mieszanka wybuchowa, która wciągnie Was w ten świat i sprawi, że nie będziecie chcieli z niego wychodzić. Gorąco polecam! - Kinga Litkowiec, autorka Namiętna nienawiść to powieść, w której niechęć miesza się z pożądaniem. Mężczyzna w typie bad boya oraz harda kobieta stanowią mieszankę wybuchową i udowadniają, że nienawiść od miłości dzieli bardzo cienka linia, którą łatwo przekroczyć, gdy do gry wkraczają uczucia. Dynamicznie prowadzona akcja, charakterni bohaterowie, duża dawka ironii oraz wiele emocji to idealny przepis na udaną książkę. Gorąco polecam! - Agnieszka Nikczyńska-Wojciechowska, książki takie jak my Z pazurem i niebanalna, erotyczna i wulgarna taka jest Namiętna nienawiść! Autorka z każdą stroną zaskakuje zwrotami akcji, których czytelnik się nie spodziewa! Czasy studenckie, nielegalne wyścigi, walki, mafia... a w tym wszystkim zadziorna Lottie i gburowaty Brantley! Namiętność czy nienawiść... co zwycięży? - Agnieszka Rybska, blonderka.pl Szybkie samochody, nielegalne wyścigi i beztroskie życie w college’u. To ogniste połączenie zapewni Wam "Namiętna nienawiść" Agaty Sobczak. Do tego trudna relacja między głównymi bohaterami, tym od samego początku kupiła mnie autorka. Jednym słowem, polecam! - Ana Rose, autorka
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-66754-47-8 |
Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
To już dziś. College. Pierwszy dzień. Cieszę się, że to już. Mam nadzieję, że ludzie będą tutaj zupełnie inni niż w liceum. Nie chcę przechodzić ponownie tego samego. Na kampus przyjechałam dwa tygodnie wcześniej, żebym zdążyła oswoić się z zupełnie nowym terenem, nowym otoczeniem i ogólnie… odetchnąć. Zregenerować się przed nowymi wyzwaniami, dać odpocząć moim myślom. Zostawiłam wszystko za sobą, nie zamierzam więcej o tym myśleć, nie oglądam się za siebie, a przynajmniej muszę spróbować.
Mój ostatni rok w liceum, delikatnie mówiąc, nie należał do przyjemnych, był wręcz okropny! Nie wiem, kiedy dokładnie sprawy przybrały taki zły obrót, ale cóż, było naprawdę fatalnie. Zaczęło się od zwykłych przezwisk, kiedy rzucił mnie Lucas. Zrobił to tak naprawdę bez żadnego konkretnego powodu. Najpierw było wyśmiewanie, głupie teksty, docinki, dręczenie w internecie. Dalej groźby, a na sam koniec zaczęło się popychanie na korytarzu i „przypadkowe” spotkania w łazience, które nie kończyły się dla mnie dobrze. Chyba nikt w szkole nie słyszał tak często jak ja, że jest dziwką, szmatą, kurwą, mimo tego, że spałam tylko z jednym chłopakiem i był nim właśnie Lucas. Nie pozwalałam sobą pomiatać, na początku za każdym razem im coś odpowiadałam, dzięki czemu się zamykali, ale z czasem zaczęło się robić gorzej. Po miesiącu sprawy przybrały naprawdę fatalny obrót. Okazało się, że Lucas nagrywał nasz seks i pokazał go w szkole. Nie tylko go pokazał, ale wszędzie go rozesłał. Wszyscy się ze mnie śmiali i wytykali palcami nawet bez tego, a po tej akcji było tragicznie. Skończyło się na tym, że ostatnie dwa miesiące uczyłam się w domu. A na koniec jeszcze kolejnych problemów dołożył mój brat.
Teraz jestem na Uniwersytecie w Chicago, z nadzieją na nowy początek. Wierzę, że tutaj będzie lepiej, że uciekłam od tych toksycznych osób. Mam plan, by trzymać się na uboczu, nie wychylać się i przede wszystkim nie angażować w żaden związek. Już dostałam konkretną nauczkę. Oczywiście Lucas poniósł karę, ale co mi po tym, skoro w moim rodzinnym mieście straciłam godność. Tak naprawdę nie mam tam już po co wracać, nawet nie zamierzam. Nie zamierzam też z nikim rozmawiać o przeszłości, rana jest bolesna, więc nie chcę jej jeszcze bardziej otwierać. Nie będę też dokładać sobie kolejnych powodów do cierpień, więc przez najbliższe cztery lata chłopcy są dla mnie martwi.
Początkowo trochę obawiałam się mieszkania w akademiku, ale moja współlokatorka, Katherine, okazała się całkiem fajna. Jak na razie dobrze się ze sobą dogadujemy i mam wrażenie, że nadajemy na tych samych falach. Jesteśmy też poniekąd swoimi przeciwieństwami, bo ona jest bardzo wysoka, mierzy prawie sześć stóp, a ja zaledwie pięć i sześć cali, do tego jest blondynką, a ja brunetką. Dziewczyna wydaje się pozytywnie zakręcona i bardzo radosna, mam nadzieję, że uda nam się zaprzyjaźnić. Byłoby super, gdyż nie miałam jeszcze prawdziwej przyjaciółki, takiej na dobre i na złe. Byle nie okazała się fałszywa jak te wszystkie szmaty w liceum. Wspólnie chodzimy na połowę zajęć, obydwie wzięłyśmy taniec jako dodatkową specjalizację. Katherine jako kierunek wybrała socjologię, natomiast ja wzięłam prawo. Mam nadzieję, że uda mi się to wszystko pogodzić, bo nie chciałabym z niczego rezygnować, taniec to moja pasja, tylko on daje mi wytchnienie, on mnie trzyma na powierzchni, nie pozwala mi zatonąć. A prawo? Odkąd pamiętam, marzyłam o tym, aby pomagać innym, a to jest jedna z form, w której mogę to robić. Chciałabym zostać prawnikiem, żeby móc pomagać ludziom, których nie stać na porządną poradę prawną. Mój tato proponował mi, żebym wybrała zamiast prawa łatwiejszy kierunek, bym mogła się skupić na tańcu, ale jestem uparta i postawiłam na swoim.
Wygładzam trochę palcami długie, niesforne włosy, które strasznie się dzisiaj plączą i puszą, nie wiem co z nimi zrobić. Przeszukuję torbę w nadziei, że znajdę jakąś gumkę do włosów. Mam. Zbieram je i związuję w wysokiego kucyka. Nie jest idealnie, ale przynajmniej już mnie tak nie denerwują.
***
Pierwsze wykłady wzbudzają we mnie przerażenie, to będzie ogrom materiału do opanowania. Pani profesor wydaje się bardzo wymagająca i odrobinę przeraża, podobno co roku oblewa bardzo dużą liczbę studentów. Teraz pędzę na drugą stronę kampusu, gdzie mają się odbyć pierwsze zajęcia z tańca, a dokładniej mają to być zajęcia z choreografii. Jestem ich szalenie ciekawa, słyszałam, że w tym roku ma uczyć jakiś znakomity choreograf. Spotykam przed wejściem Kat, która na mnie czeka i entuzjastycznie macha do mnie ręką. Jej podniecenie udziela mi się. Naprawdę polubiłam tę dziewczynę. Razem wchodzimy na salę, zostajemy poinstruowane gdzie są szatnie, idziemy tam, przebieramy się w stroje do ćwiczeń i wracamy. Ubrałam się dzisiaj w obcisły sportowy crop top i pasujące do tego legginsy. W damskiej części grupy panuje jakieś poruszenie, dziewczyny mówią podniesionymi głosami i są całe rozchichotane. Zaciekawione podchodzimy bliżej.
– Co jest? – pyta Kat.
Zachwycone dziewczyny odpowiadają:
– Podobno wykładowca jest mega ciachem!
Mam ochotę wywrócić oczami. Czy one nie mogą zająć się czymś innym? Co, one przyszły tu dla faceta, czy po to, żeby nauczyć się lepiej tańczyć? W ich przypadku odpowiedź na to pytanie może okazać się zbyt trudna. Z tego, co udaje mi się wywnioskować, z ich rozmów można sądzić, że są tu raczej dla profesorka.
– Chyba go mijałam na korytarzu! – piszczy któraś.
– Jest seksowny – rozmarza się następna.
– Mógłby mnie przelecieć – mówi otwarcie kolejna.
Odsuwam się od nich. Nie chce mi się tego słuchać, zachowują się jak nabuzowane hormonami szesnastolatki.
– Chętnie poprosiłabym go o prywatne lekcje.
– Jest taki młody… Czy jeśli się stąd wypiszę, prześpię się z nim i znów zapiszę, to popełni wtedy przestępstwo? Chyba nie – rozmyśla jedna z dziewczyn.
– Idiotki – mruczę pod nosem.
Nie mogę tego dłużej słuchać, zaraz wybuchnę. Cały czas rozmawiają o nowym profesorze. Wreszcie drzwi do sali się otwierają i wchodzi młody mężczyzna. Na oko ma może z dwadzieścia sześć lat. Dziewczyny chichoczą na jego widok. Nie mają wstydu? A ja mam ochotę odetchnąć z ulgą, nie będę musiała słuchać więcej ich paplaniny.
– Dzień dobry klaso! Jestem profesor Anders i będę waszym choreografem, generalnie przy większości zajęć dla tancerzy będziecie się ze mną spotykać. Możecie mówić do mnie Mike, tak mam na imię.
Połowa dziewczyn prawie mdleje po jego słowach. Dobra, zgodzę się, facet jest przystojny, ale nie robi szału. Po prostu wygląda jak typowy złoty chłopiec, nic wyjątkowego, nic co by go wyróżniło wśród takich jak on. A one zaraz zaczną się ślinić na jego widok. Poważnie, już mogę zobaczyć, jak ślina zbiera się na ich wargach.
Pierwszy raz słyszę, aby wykładowca – nawet choreograf – pozwalał studentom z pierwszego roku zwracać się do siebie po imieniu. Zaczynamy się po kolei przedstawiać, prosi nas, abyśmy zaprezentowali jakąś krótką choreografię, tak aby mógł ocenić nasze talenty. Nie wiem, co wykonać, ale postanawiam zatańczyć to, co na przesłuchaniu. Nie mam nic innego, co by się nadawało. Przez dwie godziny pracujemy powoli nad układem, a on cierpliwie pokazuje nam wszystkie kroki, w międzyczasie zapoznając się z grupą. Cieszę się, że jest ze mną Kat, bo chyba nie zniosłabym reszty dziewczyn. Tylko gadają w kółko o jakichś głupotach. Choreografia nie sprawia mi żadnych trudności, kroki są bardzo łatwe do zapamiętania. Nie mam problemu z ich wykonywaniem i oczywiście nie udaję jak niektóre, że czegoś nie potrafię, tylko po to, aby podszedł do mnie i wytłumaczył mi to dokładniej. Ponad połowa tych śmiesznych lasek to robi. Żałosne. Pod koniec zajęć jestem lekko zmęczona, ale usatysfakcjonowana. Mike z pewnością da nam wycisk na tych zajęciach. Zbieramy swoje rzeczy i idziemy w stronę wyjścia.
– Charlotte, mogę cię prosić na słówko? – prosi Mike, gdy zbliżam się do wyjścia. Jestem zdziwiona, to jest pierwszy dzień, więc nie wiem, czego ode mnie chce.
– Jasne, o co chodzi profesorze?
– Mike – poprawia mnie. Nie będę się z nim kłócić, ale wolę zwracać się do niego oficjalnie. Kiwam głową. – Dobra jesteś, obserwowałem cię dzisiaj.
Tylko tyle mi chciał powiedzieć? Po to musiał mnie zatrzymać po zajęciach? Nie mógł tego powiedzieć wcześniej? Gdy kończył?
– Dziękuję. – Nie wiem co więcej mogłabym mu na to odpowiedzieć.
Chcę już wyjść, ale jeszcze raz mnie zatrzymuje. Kątem oka spostrzegam za drzwiami Kat stojącą z innymi osobami z naszych zajęć. Ewidentnie wszyscy się nam przypatrują, na pewno chcą wiedzieć, o czym rozmawiamy. Już widzę te wszystkie nienawistne spojrzenia rzucane w moim kierunku.
– Mam na myśli to, że jesteś naprawdę świetna. Widziałem dzisiaj, z jaką płynnością poruszałaś się przy tej choreografii, zupełnie tak, jakbyś znała ją od zawsze. Nie myślałaś o tym, aby przepisać się na kurs dla zaawansowanych? Tam zdecydowanie bardziej byś pasowała. Na pewno musisz się zgłosić do występu na zimowy pokaz.
Otwieram oczy. Zimowy pokaz? A co to takiego? Mike jakby wiedział, że nie mam pojęcia, o czym mówi, zaczyna mi wyjaśniać:
– To jest coś w rodzaju pokazu talentów, który co roku organizuje uniwersytet, z tym że to ma nieco wyższą rangę, bo często zjawiają się tutaj dyrektorzy, choreografowie, w tym roku ma się pojawić dyrektor Baletu Opery Paryskiej, wszyscy upatrują sobie rekrutów. Oczywiście zimowy pokaz nie jest tak istotny, jak ten na zakończenie, ale też ma duże znaczenie. A ty zdecydowanie powinnaś wystąpić na obu. Podniosłabyś poprzeczkę bardzo wysoko. Jeśli byłabyś zainteresowana, mógłbym pomóc ci z choreografią. Pomyśl też o tym kursie dla zaawansowanych.
Za dużo informacji na raz. Będę musiała dopytać o pokaz zimowy i ten na zakończenie.
Skoro pojawia się na nich tyle ważnych osób, to zdecydowanie powinnam skorzystać z oferty. Być może dzięki temu w przyszłości udałoby mi się robić to, co kocham. Miło z jego strony, że proponuje mi pomoc, jeśli pokaże, co tak naprawdę umie, to z chęcią skorzystam z jego oferty. Jednak zajęcia zaawansowane odpadają, miałabym tam jeszcze większą harówkę i na pewno nie dałabym równocześnie rady z prawem i tańcem. Niestety z tego na pewno muszę zrezygnować.
– Dziękuję, Mike. Prześpię się z tym i dam ci znać. Teraz nie chcę podejmować żadnych decyzji.
– Jasne, to zrozumiałe. W razie czego wiesz, gdzie mnie znaleźć.
– Tak, dziękuję. Czy to już wszystko? – Nie chcę już tu siedzieć, zaraz mam kolejne zajęcia i nie powinnam się spóźnić.
– Tak, możesz już iść. Dziękuję i przemyśl to sobie.
– Dobrze, do widzenia – mówię, po czym jak najszybciej opuszczam salę.
Nie chcę dłużej z nim tu przebywać, bo robi się to dziwne. Przy drzwiach dopada mnie Kat i ta horda. Oczywiście chcą wiedzieć, o czym tak rozmawialiśmy; mówię im od razu, bo nie chcę, aby później rozsiewały jakieś plotki o tym, że sypiam z profesorem. Takie gówno jak to nie jest mi potrzebne. Piszczą podekscytowane i już zaczyna się gadanie, że Mike na mnie leci. Gdybym mogła, to na pewno odizolowałabym się od wszystkich tych dziewczyn. Nienawidzę ich. Tu się cieszą, ale widzę, jak ich oczy posyłają mi nienawistne spojrzenia. Są zazdrosne o coś, co ubzdurały sobie w głowach. Odchodzę od nich, ciągnąc przy okazji za sobą Kat. Kolejne wykłady są z historii tańca, wzięłam to jako uzupełnienie i moja współlokatorka również.
– Kiedy ty dyskutowałaś z profesorem ciachem, dziewczyny mówiły coś o jakichś wyścigach – śmieje się Kat. Spoglądam na nią. Jakie wyścigi? W broszurze szkoły niczego takiego nie znalazłam, zachęcam ją, aby kontynuowała. – Podobno tutaj te wyścigi to jest mega sprawa i każdy chce się na nich znaleźć, ale nie każdy zostaje tam na dłużej. W weekend jest wyścig otwarty, gdzie mogą przyjść pierwszaki, które są wtajemniczone, ale to ci starsi mają zdecydować, kto może wchodzić swobodnie, a kto ma się tam więcej nie pojawiać.
Parskam śmiechem. Błagam, ona naprawdę wierzy w takie rzeczy?
– Odpuść sobie Kat. To na bank jakaś ściema. Śmierdzi mi to na milę podstępem.
– Co? Nie, to jest prawda. – Widzę, że jest zdeterminowana. – Jeśli udowodnię ci, że tak jest, to pójdziesz tam ze mną?
Skoro to i tak jest ściema, to mogę się zgodzić.
Na pewno się ucieszy, a mi nie zrobi to żadnej różnicy.
– Dobra. Niech będzie, jeśli okaże się to prawdą, pójdę z tobą na wyścigi.
Tym sposobem kupuję sobie spokój do końca dnia. Kat już mnie nie męczy, nawet ucięła temat wyścigów. Całe szczęście. Gdyby nie przestała, to chyba musiałabym jej coś zrobić. Żartuję oczywiście. Jednak nielegalne wyścigi samochodowe to nie jest mój konik.To niemożliwe
Zamieram. Co ona powiedziała?
– Jak to walki?
– No normalnie. To znaczy, że ktoś się bije, ktoś walczy, ktoś przegrywa. A zwycięzca zgarnia szmal.
Dlaczego ona od razu mi nie powiedziała? Co tu się dzieje? Nielegalne wyścigi to jedno – tego jest wszędzie mnóstwo – ale walki uliczne? To jest już naprawdę niebezpieczne. Ryzyko ogromne, zwłaszcza że organizują wszystko w jednym miejscu. Policja w każdej chwili może się tu zjawić, w każdej chwili ktoś może doznać szkody, która będzie już mu przypominać o tej głupocie. Mogą nawet stracić życie. Ten świat niebezpiecznie od siebie uzależnia, doskonale o tym wiem. Gdybym wiedziała, co tu dziś będzie, nigdy w życiu bym nie przyjechała.
– Nic tu po mnie, zmywam się. Zresztą, po moich starciach z Brantleyem na pewno jestem na straconej pozycji, nie wpuszczą mnie.
– Na pewno wpuszczą. Proszę, chodź ze mną.
Wzdycham. Niech ją szlag trafi i tę jej minę zbitego psa, przez którą nie potrafię jej odmówić. Piszczy radośnie, kiedy mówię, że zostanę. Czuję, jak żołądek związuje mi się w supeł. Razem podchodzimy do wielkiego okręgu, utworzonego wokół prowizorycznego ringu. Widzę, jak dwóch chłopaków zaciekle okłada się pięściami i nie tylko. Jednemu leci krew z rozciętego łuku brwiowego. Odwracam głowę, nie chcę na to patrzeć. Słyszę rozmowę jakichś dziewczyn.
– Ciekawe, czy w tym roku Brantley będzie walczyć?
– Nie, no coś ty.
– Na pewno będzie!
– Nie pamiętacie, co stało się rok temu?
Przysuwam się trochę bliżej, bo sama jestem ciekawa, co się wydarzyło. Czyli Brantley oprócz wyścigów samochodowych, brał udział także w nielegalnych walkach? Pięknie, czy jeszcze czegoś dowiem się dzisiaj na jego temat? Cichną nagle. Instynktownie wiem, że się zbliża. Moje ciało w dziwny sposób reaguje na niego za każdym razem, gdy jest w pobliżu.
– A ty co tu, kurwa, robisz?! – mówi podniesionym głosem. Po prostu wiem, że chodzi o mnie. Nie muszę na niego patrzeć, żeby to wiedzieć, a włoski stają mi dęba. Nie ruszam się z miejsca, jedynie kulę ramiona, chcę stać się jak najmniejsza. – Wypierdalaj stąd, ale już! – Przechodzą mnie ciarki na ten jego oziębły ton głosu. Jednak nie chcę go prowokować do czegoś, czego mogę później żałować. Ruszam do wyjścia, chcąc jak najszybciej stąd zniknąć. – A ty dokąd się wybierasz? – Zamieram. Ciągnie mnie za łokieć.
– Powiedziałeś, że mam wypierdalać, więc wypierdalam. A teraz łapy precz. – Chcę mu się wyrwać, ale mi to uniemożliwia jego silny chwyt. Wybucha śmiechem. Co jest z tym kolesiem nie tak?
– Myślałaś, że mówiłem do ciebie?
– No, tak jakby.
– Złotko, zostań tu sobie tak długo, jak będziesz w stanie na to patrzeć, ale jeszcze raz spróbuj się do mnie tak odnieść, jak przed chwilą, a pożałujesz!
Przechodzą mnie ciarki, ale jednocześnie dzieje się coś dziwnego, czuję się pobudzona, jakby podniecona. Dawno tego nie czułam. Zastanawiam się, dlaczego moje ciało reaguje na niego w ten sposób. Przełykam ślinę, nie mogę mu tego pokazać, bo na pewno w przyszłości by to wykorzystał. Ja po prostu nie mogę na niego patrzeć. Nie dam się wykorzystać, a już na pewno nie jemu.
Bez słowa od niego odchodzę, słyszę przejmujący jęk bólu i automatycznie oglądam się za siebie. Nie chcę patrzeć, lecz już nieraz widziałam takie rzeczy.
Nie mogę tego znieść, obrazy z przeszłości zalewają mój umysł, choć próbuję je znów zamknąć w niepamięci. Nie wiem, jak to zagłuszyć. Nie chcę o tym myśleć, rana jest zbyt świeża, by o tym rozmawiać. Chcę stąd zniknąć jak najszybciej. Ktoś podaje mi piwo, chwilę się zastanawiam, czy je wypić, ale po przemyśleniu dochodzę do wniosku, że pomoże mi się trochę rozluźnić, przechylam je i wypijam niemalże od razu. Czuję się trochę lepiej, w dalszym ciągu nachodzą mnie wspomnienia. W mojej ręce ląduje już drugie piwo i ponownie szybko je wypijam, dziękując chłopakowi, który mi je przyniósł. Czuję, jak tracę powoli kontakt z rzeczywistością, a wszystko dookoła mi się rozmazuje. Cholera, przecież wypiłam tylko dwa piwa, mam słabą głowę, ale nie aż tak. To nie powinno tak wyglądać. Rozglądam się na boki, ale nie widzę, by ktoś mi się przyglądał. Uderzam o coś nogą. Chyba jakiś kamień, boli jak cholera.
– Kurwa! – Nie wiem, czy mówię głośno, czy ktoś mnie słyszy, czy też może mówię tylko do siebie. Chichoczę. O matko, czuję się wstawiona.
– Potrzebujesz pomocy? – Podchodzi do mnie jakiś nieznany chłopak, chcę mu powiedzieć, żeby poszedł do diabła, że sama doskonale dam sobie radę, ale nie mówię tego. Zamiast się odzywać, po prostu stoję jak idiotka. – Chodź, zajmę się tobą. – Wszystko wewnątrz mnie krzyczy, abym mu na to nie pozwalała, ale niestety odurzona nie potrafię tego powiedzieć. Ciągnie mnie za sobą w stronę jakiegoś opuszczonego budynku, wygląda mi to na jakiś magazyn.
– Jesteś seksowna jak diabli, ale ta sukienka jest zdecydowanie za długa – mówi, pociągając za materiał mojej sukienki, a ten pęka i rozrywa się.
Z długiej do kostek sukienki zrobiła się miniówa ledwo zakrywająca tyłek. Kurde, jest źle. Nie myśl o tym, Lottie, za chwilę będzie po wszystkim.
– Zabieraj z niej, do chuja, te łapy! Ona jest moja! – cedzi przez zaciśnięte zęby jakiś głos, identyfikuję go jako Brantleya.
Jeszcze jego mi tu brakowało. Niech spierdala. Niech wszyscy spieprzają.
– Jakoś jej z tobą nie widziałem, więc się pierdol! – odpowiada mu mój „towarzysz” i tak jakby Brantleya tu nie było, zaczyna z powrotem mnie obłapiać, a ja jestem bezbronna.
– Cudownie będzie móc cię pieprzyć, już nie mogę się doczekać, aż zanurzę w tobie mojego kutasa – mówi dalej, rwąc moje ubranie.
– A mogłeś mnie posłuchać – cicho, ale groźnie mówi Chavez.
Przechodzą mnie ciarki, kiedy on się zbliża, ale wiem, po prostu wiem, że nic mi nie grozi. Czuję się bezpieczna, gdy jest w pobliżu, mimo że sam mnie przeraża. Mimo tego jak mnie traktuje, wierzę w to, że mnie nie skrzywdzi.
W następnej sekundzie mój niedoszły oprawca leży na podłodze i kuli się ze strachu, a Brantley, siedząc na nim okrakiem, zadaje wściekłe ciosy raz za razem. Nie mogę na to patrzeć, słyszę tylko dźwięk łamanych kości.
– Brantley, proszę – łkam.
Chwytam go niezdarnie za ramię, chłopak w amoku mnie odpycha, nie robi tego mocno, a jednak i tak ląduję tyłkiem na ziemi. Jęczę. To boli. Słyszy mój jęk, odwraca się w moją stronę i przestaje okładać tamtego. Dopiero wtedy oddycham z ulgą.
– Cholera, złotko. Nie chciałem, ale sama podeszłaś. – W mgnieniu oka znajduje się przy mnie i pomaga mi wstać.
– Nie nazywaj mnie złotkiem! – syczę.
Strasznie irytuje mnie ten pseudonim. Chłopak się śmieje. Cudownie, że bawię go w takim momencie. Odpycham się od niego i znów o mało co nie przewracam się, ale na całe szczęście mnie łapie. Jestem uwięziona w jego silnych ramionach, mogłabym zostać w nich na całą wieczność. W nich nic mi nie grozi. Wiem to. Chwila, cofnij to!
– Już? Skończyłaś zachwycać się moimi ramionami? – mówi, śmiejąc się.
Co za dupek.
Przypominam sobie, dlaczego mnie tak wkurza. Odsuwam się od niego na tyle, na ile pozwala mi mój obecny stan.
– Dupek z ciebie. Nienawidzę cię.
– Vice versa, paniusiu. Mam iść?
– Nie, zostań. Ja tylko potrzebuję chwili.
– Jesteś nawalona.
– Wypiłam dwa piwa – bronię się.
– Masz aż tak słabą głowę, żeby po dwóch piwach tak bełkotać?
– Nieee. – Czkam.
– Kurwa mać! Ten dupek na pewno maczał w tym palce. Skąd miałaś piwo?
– Nnnn-nie wiem.
– Ja pierdolę! Jesteś aż tak głupia, żeby brać cokolwiek od obcego? – Kulę się, nie chcę, żeby na mnie krzyczał, jednocześnie jego stwierdzenie niesamowicie mnie złości. Nie jestem głupia, przecież skąd miałam wiedzieć, że coś takiego się stanie. Nie jestem wróżką. – Dobra, jedziemy.
– Gdzie jee-siemy?
– Jedziemy do szpitala. Musisz mieć dowód na to, co ten skurwiel chciał ci zrobić i czego ci dosypał. – Spluwa na chłopaka wciąż leżącego na ziemi, gdyby było mi go szkoda, pewnie martwiłabym się jego zdrowiem, ale dobrze mu tak. Zasłużył na to.
– Chodź.
– Ale Kat…
– Kto to jest, do chuja, Kat?
– Mmmoja współlokatorka. Miałam ją odwieźć do akademika.
– Ktoś ją odwiezie, a teraz chodź. I nie każ mi się powtarzać. – Nie mam siły nawet iść, Chavez głośno wzdycha i bierze mnie na ręce. Niesie mnie tak, jakbym nic nie ważyła.
***
Ktoś mną delikatnie potrząsa, po czym mówi: – Obudź się, złotko. – Zasnęłam? Myślałam, że zamknęłam oczy tylko na kilka minut, a jednak zdążyliśmy dojechać do szpitala. – Jesteśmy w szpitalu, musisz być przytomna. Chodź.
– Nnie, nnie mam siły iść – jęczę. Moje kończyny są ociężałe. Chavez wzdycha i znów bierze mnie na ręce.
Wchodzi do środka ze mną na rękach, a ja obserwuję reakcje wszystkich obecnych tam ludzi. Dla postronnych osób to pewnie wygląda tak, jakby to on mi coś zrobił i przez to jest teraz coś ze mną nie tak. Pewnie sama bym tak pomyślała. Widzę, jak pielęgniarki taksują go wzrokiem: no tak, chłopak jest cały pokryty tatuażami i ma kolczyki.
– Jak nazywa się pacjentka? – pyta jedna z pielęgniarek.
– Nie wiem, do cholery – odpowiada Chavez.
– Proszę nie przeklinać. Bez danych pacjentki nie możemy jej przyjąć na oddział.
– Tttorebka – mamroczę.
Ten wyrzuca z niej wszystko na podłogę, widzę, jak się krzywi, gdy wypadają z niej tampony. Ha! Taki wielki, groźny facet, a krzywi się na widok tamponów? Szkoda, że jestem taka osłabiona, bo z chęcią bym to nagrała i wysłała całej uczelni.
– Do jasnej cholery! Niech pani sama sobie szuka tych papierów. Ja się zmywam. Nie jest nawet moją koleżanką.
Tak po prostu mnie tu zostawia. Co za fiut! Od teraz Brantley Chavez jest dla mnie martwy.
Po paru godzinach w szpitalu, masie badań, kroplówek i płukaniu żołądka, odzyskuję świadomość. Tabletka gwałtu przestaje działać, a do mnie dociera wszystko, co się wydarzyło. Pierwszy miesiąc w Chicago, a ja już straciłam ostrożność. Do tego Brantley. Jak mógł się tak zachować? To znaczy, pomógł mi, ale to jak zostawił mnie w szpitalu, było beznadziejne. Już ja mu pokażę. Pozna, co to jest temperament Charlotte Nichols.
Policja przychodzi wypytać o szczegóły całego zajścia. Mówię im, co wiem i co pamiętam, a oni wraz z pielęgniarką próbują mi wmówić, że to Brantley podał pigułkę. Nie wierzę im, wiem, że to nie on. Przecież mnie obronił. To samo też im mówię, ale oni twierdzą, że to wyrzuty sumienia. Mówię, że to wszystko, co pamiętam i proszę, żeby dali mi spokój.
– Czy mogę już iść?
– Tak skarbie, ale musisz poczekać na wypis. Będzie za pół godziny.
Siedzę więc jak idiotka przez następne pół godziny, czekając na lekarza, piszę też wiadomość do Kat, żeby się nie denerwowała w razie czego. Jak się okazuje niepotrzebnie, bo gdy wracam do akademika, jej nawet w nim nie ma. Wspaniale. Dobrze, że chociaż jedna z nas ma dzisiaj udany wieczór. Ja już wiem, że nigdy więcej tam nie pójdę. Nie ma opcji. Za pierwszym razem zostałam upokorzona, a za drugim razem odurzona. Pod żadnym pozorem już nie pozwolę się zmusić do wyjazdu na takie imprezy. Postanawiam, że jutro zacznę szukać pracy, żeby mieć czym zająć wolny czas. No i za coś trzeba też przecież żyć.