Namiętność jak narkotyk - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Namiętność jak narkotyk - ebook
Chirurg Antonio Balducci, znany w świecie biznesmen, powiększa swoje imperium naukowe, przejmując laboratorium, w którym pracuje doktor Liliana Accardi. Poprzez Lilianę pragnie wejść do rodziny Accardich. Wie, że nie ma szansy jej zdobyć, ale pożądanie, jakie Liliana w nim budzi, sprawia, że robi wszystko, by ją uwieść...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3680-5 |
Rozmiar pliku: | 606 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Lili, zostaw robotę! Zaraz zjawi się nowy szef!
Liliana Accardi spojrzała z irytacją na przyjaciela. Odkąd dowiedziała się, że jej zawodowe marzenia spełzną na niczym, nie była w stanie skupić się na pracy. Ale nie zamierzała płaszczyć się przed szefem.
Brian Saunders rozłożył ręce w geście „nie zabijaj posłańca”.
– Powinnaś przyjść choćby po to, by usłyszeć, co facet planuje. Może pozwoli na kontynuację badań.
– Antonio Balducci rządzi twardą ręką. Nikomu nie pozwoli na samodzielność.
– Nigdy nie mów nigdy. – Brian wyszczerzył zęby. – Jestem takim samym „zakładnikiem” jak ty, ale postanowiłem nie walczyć. Będzie, co ma być.
Lili westchnęła. Tak, Brian jest ofiarą przejęcia, nie sprawcą. Nie ma sensu się na nim wyżywać; powinna zachować gniew na nowego szefa. Tyle że Balducci długo nim nie pozostanie, zwłaszcza jeśli będzie chciał, aby zignorowali lata wytężonej pracy i tańczyli, jak im zagra.
Mimo dyplomu, specjalizacji i wielu kuszących ofert pracy Lili od lat, za marne grosze, które ledwo starczały na pokrycie rachunków, prowadziła w Biomedical Innovation Lab ważne badania medyczne. Ale BIL zostało przejęte przez należącą do Balducciego firmę R&D – Research and Development, która z kolei była częścią potężnego konsorcjum Black Castle Enterprises. Wszystko odbyło się w ciągu zaledwie kilku godzin.
Antonio Balducci, sławny chirurg miliarder, zapłacił sto milionów – dla niego tyle co nic. Pieniądze to jednak potężna siła.
– Oho, znów widzę tę minę.
– Jaką?
– Którą przybierasz, gdy ruszasz na wojnę.
Lili pokręciła ze śmiechem głową.
– Tak łatwo mnie rozszyfrować?
– Jesteś szczera, spontaniczna i masz wyrazistą mimikę.
– Innymi słowy, walę prostu z mostu.
– Za co wszyscy są ci bardzo wdzięczni.
– Nie żartuj.
– Nie żartuję. Ludzie kochają cię za to. W świecie pełnym obłudy jesteś rzadkim zjawiskiem. I wyjątkowo uroczym.
– Wygadana pięciolatka jest urocza, a nie trzydziestojednoletnia kobieta, która nie potrafi się ugryźć w język.
Przyjaciel objął ją ramieniem.
– Pozostaniesz urocza nawet jako stuletnia staruszka. No, chodźmy poznać szefa. Może nie będzie tak źle.
– Założę się, że będzie znacznie gorzej. – Lili zdjęła fartuch.
– Okej. Jeśli wygram… – Brian uwielbiał zakłady – umówisz się z jednym z tych kretynów, którzy nie dają mi nacieszyć się życiem małżeńskim.
Lili parsknęła śmiechem. Brian miał dziewięciu braci i szwagrów, kawalerów i rozwodników, których razem ze swoją żoną Darlą starał się wyswatać.
– Dobra. Ale jeśli ja wygram, skreślisz mnie z listy potencjalnych kandydatek. Jestem ostatnią osobą, którą powinieneś brać pod uwagę.
– Wiem. Nigdy nie wyjdziesz za mąż. Mówiłaś to setki razy. Ale wszystkie, które tak mówicie, jesteście potem cudownymi żonami. Jak moja Darla.
– Darla to znakomita bizneswoman, a do tego wzór macierzyństwa i życia rodzinnego. Natomiast ja ledwo sobie radzę z życiem singielki.
– E tam. – Brian przytrzymał drzwi. – W istotnych sprawach mogłybyście być bliźniaczkami.
Nie chciała się kłócić, wiedziała swoje. Mijając przyjaciela w drzwiach, po raz ostatni rzuciła okiem na laboratorium. Jeśli jej przypuszczenia się sprawdzą, więcej tu nie wróci.
Nowy szef się spóźniał.
Siedząc na swoim stałym miejscu, Lili gotowała się w środku. Albo Balducci, znany z punktualności, spotkał na drodze śmierć, choć to mało prawdopodobne, albo uznał, że może lekceważyć osoby, które czekały na niego w sali konferencyjnej.
Powiodła wkoło wzrokiem. Wszyscy pracownicy BIL byli obecni. W przeciwieństwie do niej wymknęli się wcześniej do domu, by przebrać się stosownie do okazji. Również w przeciwieństwie do niej wydawali się przejęci zmianą. Domyślała się dlaczego. Znudziła im się ciągła walka z biurokracją czy borykanie się z brakami finansowymi. Lili natomiast traktowała komplikacje i niepowodzenia jako część składową pracy naukowej.
Doktor Antonio Balducci cieszył się doskonałą reputacją. Zwłaszcza panie nie mogły się doczekać, kiedy poznają tak wybitnego chirurga. Z tego, co wyszperała o nim w sieci, musiała przyznać, że ich reakcja była całkiem zrozumiała. To ona jest dziwolągiem.
Ponieważ pochłaniała ją praca naukowa, wcześniej prawie nic nie wiedziała o Balduccim. Dopiero po przejęciu BIL przez R&D zaczęła w internecie szukać o nim informacji. Ku swemu zaskoczeniu już w pierwszym artykule znalazła trzy podobieństwa między sobą a Balduccim. Oboje byli lekarzami, mieli ojców Włochów i byli jedynakami. Ale na tym podobieństwa się kończyły.
Teraz Balducci był już Amerykaninem, dostał obywatelstwo trzy lata temu; Lili zaś była Amerykanką po matce. Jego rodzice od dawna nie żyli, natomiast jej matka zmarła rok temu, a ojciec, dotąd nieobecny, niedawno pojawił się w jej życiu.
O młodzieńczych latach Antonia Balducciego wiadomo było tyle, że dorastał w Austrii, ojczyźnie matki, tam mieszkał do ukończenia studiów medycznych i tam stał się biegły w sześciu językach. Kolejne informacje na jego temat pochodziły z ostatnich ośmiu lat.
Wtedy to wkroczył na scenę światową, odnosząc fenomenalny sukces. Był jednym z założycieli globalnego molocha Black Castle Enterprises oraz powiązanej z Black Castle firmy medycznej R&D, która przejęła ukochane laboratorium Liliany. Sam Balducci miał niesamowite powodzenie u płci pięknej. Kobiety, o czym donosiła prasa, szalały za nim, jakby był Presleyem czy Beckhamem. Lili była dziś tego świadkiem; napięcie w powietrzu było wyczuwalne, zanim jeszcze Balducci, bóg traumatologii i chirurgii rekonstrukcyjnej potrafiący dokonywać cudów, przybył na zebranie.
Lili zacisnęła zęby. Cuda, magia… Co najwyżej czarna magia. Facet zamierza zniszczyć wszystko, nad czym ona i inni od lat pracowali. W dodatku się spóźnia.
Nagle rozmowy ucichły. Lili podniosła głowę. Ludzie wpatrywali się w stronę korytarza, a to znaczy, że…
Obróciwszy się, ujrzała, jak Balducci wypełnia sobą wejście. Wszystko stanęło, świat pogrążył się w bezruchu. Jak przez mgłę usłyszała wewnętrzny głos: protestował, że to niesprawiedliwe, nikt nie powinien być tak bogaty, seksowny i utalentowany.
W szarym garniturze opinającym ciało, które bardziej pasowało do światowej sławy sportowca niż chirurga biznesmena, Antonio Balducci przyćmiewał wszystkich dookoła. Oglądając jego zdjęcia w sieci, Lili była pewna, że są retuszowane, a jeśli nie, to że facet chirurgicznie poprawił swą urodę. Teraz nawet przez szerokość sali widziała, że to nieprawda. Na żywo był jeszcze przystojniejszy niż na zdjęciach.
Czterdzieści lat. Skóra śniada, w odcieniu lekko miedzianym. Szerokie czoło, orli nos, wysokie kości policzkowe, silnie zarysowana szczęka, dołeczek w brodzie, gęste kruczoczarne włosy, pełne usta oraz niesamowicie błękitne źrenice.
W przeciwieństwie do uśmiechu, który niewiele zdradzał, oczy mężczyzny wyrażały dziesiątki emocji. Rozbawienie i surowość. Zaciekawienie i obojętność. Wnikliwość i wyrachowanie. Były to oczy naukowca. Oraz zdobywcy.
Lili przypomniała sobie jedno zdjęcie, na którym założyciele Black Castle Enterprises wychodzili razem ze swojej nowojorskiej siedziby. Fotograf uchwycił ich klasę, elegancję, nieustraszoność i siłę. Po publikacji zdjęcia akcje Black Castle natychmiast skoczyły w górę. Mężczyźni wyglądali jak bogowie, którzy w przebraniu biznesmenów zeszli na ziemię. W tej grupie Antonio też się wyróżniał. Lili nie mogła oderwać wzroku – wcześniej od zdjęcia, teraz od człowieka, którego miała przed sobą.
Nie zdziwiłaby się, gdyby znajdował się na wyższym stopniu ewolucji od zwykłych śmiertelników, gdyby należał do grupy wybrańców obdarzonych wielkim intelektem, pozbawionych zaś ludzkich słabości.
Przystanąwszy u szczytu stołu, oparł dłonie o blat i powiódł wkoło spojrzeniem, nawiązując kontakt wzrokowy z każdym oprócz Lili. W pierwszej chwili oburzyła się, potem odetchnęła z ulgą.
Skoro wywoływał w niej tak silne emocje, lepiej, żeby tego nie widział.
– Dzień dobry i bardzo dziękuję za waszą obecność.
Ten głos… Nie dość, że facet jest genialnym biznesmenem i fenomenalnym lekarzem, to jeszcze ma niski hipnotyczny głos z leciutkim obcym akcentem.
– Nie chcę zatrzymywać was dłużej niż to konieczne, więc od razu przejdę do sedna. Mam nadzieję, że praca w R&D okaże się dla was satysfakcjonująca zarówno pod względem finansowym, jak i badawczym.
Rozciągnął usta w uśmiechu. Wszyscy, niczym banda zahipnotyzowanych głupców, odpowiedzieli tym samym. Po chwili skinął na kogoś za sobą i w sali pojawili się czterej mężczyźni ze stosami folderów ze znanym wężowym logo Balducciego na okładce.
Zaczęli je rozdawać.
– Trzymacie w rękach informacje na temat naszych dalszych zamierzeń. Przedstawię je w skrócie. Otóż utworzyłem R&D, żeby dać światu wizjonerskie rozwiązania medyczne. Jest to instytucja badawcza specjalizująca się w produkcji i dystrybucji nowoczesnych urządzeń oraz technologii potrzebnych w wielu dziedzinach medycyny. Od sześciu lat zaopatrujemy szpitale i kliniki na całym świecie. Ale pragnę rozszerzyć działalność na nowe pola. Do tego potrzebuję waszej pomocy.
Jasne, pomyślała kwaśno Lili. Wszyscy słuchali go z napięciem.
– Nie muszę mówić, jak wysoko was cenię. Najlepiej świadczy o tym suma, jaką zapłaciłem, aby pozyskać wasz potencjał.
Po sali przeszedł szmer zadowolenia. Lili zjeżyła się. Czy naprawdę są tak ślepi? Cieszą się, że zostali dobrze wycenieni? Facet jest miliarderem, dla niego sto milionów to nic.
– Zważywszy na skromność waszych funduszy, to, co osiągnęliście, jest doprawdy imponujące. Właśnie takich ludzi, takich naukowców, szukam. Jak przeczytacie w materiałach, które otrzymaliście, każdy z was został przydzielony do konkretnego projektu badawczego. Mam nadzieję, że dokonacie ważnych odkryć, odkryć na skalę światową. Możecie prosić o wszystko, niech nic was nie ogranicza. Moi asystenci będą do waszej dyspozycji. Także drzwi do mojego gabinetu zawsze będą dla was otwarte…
Lili słuchała tej przemowy z zafascynowaniem. Facet był nie tylko bogaty, utalentowany i ambitny, ale miał wyjątkowy dar przekonywania. Rozpościerał przed nimi wizję, która była spełnieniem marzeń każdego naukowca: nieograniczone fundusze, możliwość prowadzenia badań bez martwienia się, co będzie dalej.
Prawie ją przekonał. Prawie. Inni, jak podejrzewała, ulegli jego sile perswazji.
Rozejrzała się. Tak, nawet Brian siedział zasłuchany, z zachwytem wpatrując się w nowego szefa.
– Wszystko byłoby pięknie, gdyby zechciał pan sfinansować nasze projekty, a nie przydzielać nas do własnych. – Dopiero kiedy wszyscy odwrócili się w jej stronę, uświadomiła sobie, że powiedziała to na głos. Psiakość, wcale nie zamierzała. – W R&D ignorujecie podstawowe badania, na których my tutaj się koncentrujemy. Badania nad zwykłymi pospolitymi chorobami czy dolegliwościami. Wolicie skupiać się na tym, co przynosi największy zysk, na branży kosmetycznej i odchudzaniu, czyli magicznych kremach i cudownych pigułkach.
Uśmiech znikł z twarzy Balducciego. Lili zamarła, tylko serce waliło jej jak młotem. Marzyła o tym, żeby cofnąć czas. Po jakie licho zabrała głos? Dlaczego po prostu nie wręczyła mu wypowiedzenia?
Zanim zdołała nabrać powietrza do płuc, Balducci obrócił się w jej stronę i przeszył ją wzrokiem.
Ratunku, pomyślała.
– Lili, zostaw robotę! Zaraz zjawi się nowy szef!
Liliana Accardi spojrzała z irytacją na przyjaciela. Odkąd dowiedziała się, że jej zawodowe marzenia spełzną na niczym, nie była w stanie skupić się na pracy. Ale nie zamierzała płaszczyć się przed szefem.
Brian Saunders rozłożył ręce w geście „nie zabijaj posłańca”.
– Powinnaś przyjść choćby po to, by usłyszeć, co facet planuje. Może pozwoli na kontynuację badań.
– Antonio Balducci rządzi twardą ręką. Nikomu nie pozwoli na samodzielność.
– Nigdy nie mów nigdy. – Brian wyszczerzył zęby. – Jestem takim samym „zakładnikiem” jak ty, ale postanowiłem nie walczyć. Będzie, co ma być.
Lili westchnęła. Tak, Brian jest ofiarą przejęcia, nie sprawcą. Nie ma sensu się na nim wyżywać; powinna zachować gniew na nowego szefa. Tyle że Balducci długo nim nie pozostanie, zwłaszcza jeśli będzie chciał, aby zignorowali lata wytężonej pracy i tańczyli, jak im zagra.
Mimo dyplomu, specjalizacji i wielu kuszących ofert pracy Lili od lat, za marne grosze, które ledwo starczały na pokrycie rachunków, prowadziła w Biomedical Innovation Lab ważne badania medyczne. Ale BIL zostało przejęte przez należącą do Balducciego firmę R&D – Research and Development, która z kolei była częścią potężnego konsorcjum Black Castle Enterprises. Wszystko odbyło się w ciągu zaledwie kilku godzin.
Antonio Balducci, sławny chirurg miliarder, zapłacił sto milionów – dla niego tyle co nic. Pieniądze to jednak potężna siła.
– Oho, znów widzę tę minę.
– Jaką?
– Którą przybierasz, gdy ruszasz na wojnę.
Lili pokręciła ze śmiechem głową.
– Tak łatwo mnie rozszyfrować?
– Jesteś szczera, spontaniczna i masz wyrazistą mimikę.
– Innymi słowy, walę prostu z mostu.
– Za co wszyscy są ci bardzo wdzięczni.
– Nie żartuj.
– Nie żartuję. Ludzie kochają cię za to. W świecie pełnym obłudy jesteś rzadkim zjawiskiem. I wyjątkowo uroczym.
– Wygadana pięciolatka jest urocza, a nie trzydziestojednoletnia kobieta, która nie potrafi się ugryźć w język.
Przyjaciel objął ją ramieniem.
– Pozostaniesz urocza nawet jako stuletnia staruszka. No, chodźmy poznać szefa. Może nie będzie tak źle.
– Założę się, że będzie znacznie gorzej. – Lili zdjęła fartuch.
– Okej. Jeśli wygram… – Brian uwielbiał zakłady – umówisz się z jednym z tych kretynów, którzy nie dają mi nacieszyć się życiem małżeńskim.
Lili parsknęła śmiechem. Brian miał dziewięciu braci i szwagrów, kawalerów i rozwodników, których razem ze swoją żoną Darlą starał się wyswatać.
– Dobra. Ale jeśli ja wygram, skreślisz mnie z listy potencjalnych kandydatek. Jestem ostatnią osobą, którą powinieneś brać pod uwagę.
– Wiem. Nigdy nie wyjdziesz za mąż. Mówiłaś to setki razy. Ale wszystkie, które tak mówicie, jesteście potem cudownymi żonami. Jak moja Darla.
– Darla to znakomita bizneswoman, a do tego wzór macierzyństwa i życia rodzinnego. Natomiast ja ledwo sobie radzę z życiem singielki.
– E tam. – Brian przytrzymał drzwi. – W istotnych sprawach mogłybyście być bliźniaczkami.
Nie chciała się kłócić, wiedziała swoje. Mijając przyjaciela w drzwiach, po raz ostatni rzuciła okiem na laboratorium. Jeśli jej przypuszczenia się sprawdzą, więcej tu nie wróci.
Nowy szef się spóźniał.
Siedząc na swoim stałym miejscu, Lili gotowała się w środku. Albo Balducci, znany z punktualności, spotkał na drodze śmierć, choć to mało prawdopodobne, albo uznał, że może lekceważyć osoby, które czekały na niego w sali konferencyjnej.
Powiodła wkoło wzrokiem. Wszyscy pracownicy BIL byli obecni. W przeciwieństwie do niej wymknęli się wcześniej do domu, by przebrać się stosownie do okazji. Również w przeciwieństwie do niej wydawali się przejęci zmianą. Domyślała się dlaczego. Znudziła im się ciągła walka z biurokracją czy borykanie się z brakami finansowymi. Lili natomiast traktowała komplikacje i niepowodzenia jako część składową pracy naukowej.
Doktor Antonio Balducci cieszył się doskonałą reputacją. Zwłaszcza panie nie mogły się doczekać, kiedy poznają tak wybitnego chirurga. Z tego, co wyszperała o nim w sieci, musiała przyznać, że ich reakcja była całkiem zrozumiała. To ona jest dziwolągiem.
Ponieważ pochłaniała ją praca naukowa, wcześniej prawie nic nie wiedziała o Balduccim. Dopiero po przejęciu BIL przez R&D zaczęła w internecie szukać o nim informacji. Ku swemu zaskoczeniu już w pierwszym artykule znalazła trzy podobieństwa między sobą a Balduccim. Oboje byli lekarzami, mieli ojców Włochów i byli jedynakami. Ale na tym podobieństwa się kończyły.
Teraz Balducci był już Amerykaninem, dostał obywatelstwo trzy lata temu; Lili zaś była Amerykanką po matce. Jego rodzice od dawna nie żyli, natomiast jej matka zmarła rok temu, a ojciec, dotąd nieobecny, niedawno pojawił się w jej życiu.
O młodzieńczych latach Antonia Balducciego wiadomo było tyle, że dorastał w Austrii, ojczyźnie matki, tam mieszkał do ukończenia studiów medycznych i tam stał się biegły w sześciu językach. Kolejne informacje na jego temat pochodziły z ostatnich ośmiu lat.
Wtedy to wkroczył na scenę światową, odnosząc fenomenalny sukces. Był jednym z założycieli globalnego molocha Black Castle Enterprises oraz powiązanej z Black Castle firmy medycznej R&D, która przejęła ukochane laboratorium Liliany. Sam Balducci miał niesamowite powodzenie u płci pięknej. Kobiety, o czym donosiła prasa, szalały za nim, jakby był Presleyem czy Beckhamem. Lili była dziś tego świadkiem; napięcie w powietrzu było wyczuwalne, zanim jeszcze Balducci, bóg traumatologii i chirurgii rekonstrukcyjnej potrafiący dokonywać cudów, przybył na zebranie.
Lili zacisnęła zęby. Cuda, magia… Co najwyżej czarna magia. Facet zamierza zniszczyć wszystko, nad czym ona i inni od lat pracowali. W dodatku się spóźnia.
Nagle rozmowy ucichły. Lili podniosła głowę. Ludzie wpatrywali się w stronę korytarza, a to znaczy, że…
Obróciwszy się, ujrzała, jak Balducci wypełnia sobą wejście. Wszystko stanęło, świat pogrążył się w bezruchu. Jak przez mgłę usłyszała wewnętrzny głos: protestował, że to niesprawiedliwe, nikt nie powinien być tak bogaty, seksowny i utalentowany.
W szarym garniturze opinającym ciało, które bardziej pasowało do światowej sławy sportowca niż chirurga biznesmena, Antonio Balducci przyćmiewał wszystkich dookoła. Oglądając jego zdjęcia w sieci, Lili była pewna, że są retuszowane, a jeśli nie, to że facet chirurgicznie poprawił swą urodę. Teraz nawet przez szerokość sali widziała, że to nieprawda. Na żywo był jeszcze przystojniejszy niż na zdjęciach.
Czterdzieści lat. Skóra śniada, w odcieniu lekko miedzianym. Szerokie czoło, orli nos, wysokie kości policzkowe, silnie zarysowana szczęka, dołeczek w brodzie, gęste kruczoczarne włosy, pełne usta oraz niesamowicie błękitne źrenice.
W przeciwieństwie do uśmiechu, który niewiele zdradzał, oczy mężczyzny wyrażały dziesiątki emocji. Rozbawienie i surowość. Zaciekawienie i obojętność. Wnikliwość i wyrachowanie. Były to oczy naukowca. Oraz zdobywcy.
Lili przypomniała sobie jedno zdjęcie, na którym założyciele Black Castle Enterprises wychodzili razem ze swojej nowojorskiej siedziby. Fotograf uchwycił ich klasę, elegancję, nieustraszoność i siłę. Po publikacji zdjęcia akcje Black Castle natychmiast skoczyły w górę. Mężczyźni wyglądali jak bogowie, którzy w przebraniu biznesmenów zeszli na ziemię. W tej grupie Antonio też się wyróżniał. Lili nie mogła oderwać wzroku – wcześniej od zdjęcia, teraz od człowieka, którego miała przed sobą.
Nie zdziwiłaby się, gdyby znajdował się na wyższym stopniu ewolucji od zwykłych śmiertelników, gdyby należał do grupy wybrańców obdarzonych wielkim intelektem, pozbawionych zaś ludzkich słabości.
Przystanąwszy u szczytu stołu, oparł dłonie o blat i powiódł wkoło spojrzeniem, nawiązując kontakt wzrokowy z każdym oprócz Lili. W pierwszej chwili oburzyła się, potem odetchnęła z ulgą.
Skoro wywoływał w niej tak silne emocje, lepiej, żeby tego nie widział.
– Dzień dobry i bardzo dziękuję za waszą obecność.
Ten głos… Nie dość, że facet jest genialnym biznesmenem i fenomenalnym lekarzem, to jeszcze ma niski hipnotyczny głos z leciutkim obcym akcentem.
– Nie chcę zatrzymywać was dłużej niż to konieczne, więc od razu przejdę do sedna. Mam nadzieję, że praca w R&D okaże się dla was satysfakcjonująca zarówno pod względem finansowym, jak i badawczym.
Rozciągnął usta w uśmiechu. Wszyscy, niczym banda zahipnotyzowanych głupców, odpowiedzieli tym samym. Po chwili skinął na kogoś za sobą i w sali pojawili się czterej mężczyźni ze stosami folderów ze znanym wężowym logo Balducciego na okładce.
Zaczęli je rozdawać.
– Trzymacie w rękach informacje na temat naszych dalszych zamierzeń. Przedstawię je w skrócie. Otóż utworzyłem R&D, żeby dać światu wizjonerskie rozwiązania medyczne. Jest to instytucja badawcza specjalizująca się w produkcji i dystrybucji nowoczesnych urządzeń oraz technologii potrzebnych w wielu dziedzinach medycyny. Od sześciu lat zaopatrujemy szpitale i kliniki na całym świecie. Ale pragnę rozszerzyć działalność na nowe pola. Do tego potrzebuję waszej pomocy.
Jasne, pomyślała kwaśno Lili. Wszyscy słuchali go z napięciem.
– Nie muszę mówić, jak wysoko was cenię. Najlepiej świadczy o tym suma, jaką zapłaciłem, aby pozyskać wasz potencjał.
Po sali przeszedł szmer zadowolenia. Lili zjeżyła się. Czy naprawdę są tak ślepi? Cieszą się, że zostali dobrze wycenieni? Facet jest miliarderem, dla niego sto milionów to nic.
– Zważywszy na skromność waszych funduszy, to, co osiągnęliście, jest doprawdy imponujące. Właśnie takich ludzi, takich naukowców, szukam. Jak przeczytacie w materiałach, które otrzymaliście, każdy z was został przydzielony do konkretnego projektu badawczego. Mam nadzieję, że dokonacie ważnych odkryć, odkryć na skalę światową. Możecie prosić o wszystko, niech nic was nie ogranicza. Moi asystenci będą do waszej dyspozycji. Także drzwi do mojego gabinetu zawsze będą dla was otwarte…
Lili słuchała tej przemowy z zafascynowaniem. Facet był nie tylko bogaty, utalentowany i ambitny, ale miał wyjątkowy dar przekonywania. Rozpościerał przed nimi wizję, która była spełnieniem marzeń każdego naukowca: nieograniczone fundusze, możliwość prowadzenia badań bez martwienia się, co będzie dalej.
Prawie ją przekonał. Prawie. Inni, jak podejrzewała, ulegli jego sile perswazji.
Rozejrzała się. Tak, nawet Brian siedział zasłuchany, z zachwytem wpatrując się w nowego szefa.
– Wszystko byłoby pięknie, gdyby zechciał pan sfinansować nasze projekty, a nie przydzielać nas do własnych. – Dopiero kiedy wszyscy odwrócili się w jej stronę, uświadomiła sobie, że powiedziała to na głos. Psiakość, wcale nie zamierzała. – W R&D ignorujecie podstawowe badania, na których my tutaj się koncentrujemy. Badania nad zwykłymi pospolitymi chorobami czy dolegliwościami. Wolicie skupiać się na tym, co przynosi największy zysk, na branży kosmetycznej i odchudzaniu, czyli magicznych kremach i cudownych pigułkach.
Uśmiech znikł z twarzy Balducciego. Lili zamarła, tylko serce waliło jej jak młotem. Marzyła o tym, żeby cofnąć czas. Po jakie licho zabrała głos? Dlaczego po prostu nie wręczyła mu wypowiedzenia?
Zanim zdołała nabrać powietrza do płuc, Balducci obrócił się w jej stronę i przeszył ją wzrokiem.
Ratunku, pomyślała.
więcej..