Namiętności nigdy dosyć - ebook
Namiętności nigdy dosyć - ebook
Cole, milioner z Teksasu, postanawia zabawić się w Nowym Orleanie. W barze wypija kilka drinków z piękną nieznajomą, po czym spędza z nią noc. Nad ranem znika, nie zdradzając swojej tożsamości. Trzy miesiące później niejaka doktor Tallie Finley rozpoczyna badania archeologiczne na jego terenie, opóźniając budowę hotelu. Gdy rozwścieczony Cole ląduje na wykopalisku, rozpoznaje w pani doktor piękną nieznajomą...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3525-9 |
Rozmiar pliku: | 600 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Po skończonym spotkaniu biznesowym Cole Masters opuścił hotel i poszedł w kierunku zaparkowanej nieopodal limuzyny, którą miał się udać na lotnisko, by wrócić do Dallas. Podpisanie umowy przebiegło nadspodziewanie gładko. Ot, jeszcze jedna bezproblemowa – a przez to nudna – fuzja przedsiębiorstw.
Zatrzymał się i rozejrzał wokół. Późnopopołudniowe słońce padało mu na twarz, poprawiając samopoczucie. Nowy Orlean. Miasto Wielkiego Luzu. Kiedy to ostatnio zdarzyło mu się zapuścić w zaułki Dzielnicy Francuskiej, by posłuchać jej gwaru i wszechobecnej muzyki? Zapewne dość dawno, ale do dziś wspominał to z czułością…
Podjął błyskawiczną decyzję. Podszedł do czekającego przy samochodzie szofera.
– Jest tu gdzieś w pobliżu sklep Armii Zbawienia czy coś w tym rodzaju? – zapytał.
– Słucham?
– Nie pytaj, tylko mi go znajdź.
Po kilku minutach kierowca wręczył mu karteczkę z adresem.
– Świetnie. Zawieziesz mnie?
– Tak, proszę pana.
– Gene, ty i Marco macie już wolne – powiedział do jednego z towarzyszących mu ochroniarzy. – Samolot czeka przed halą D. Polecicie nim do domu.
– Panie Masters, nie wydaje się, żeby to był dobry pomysł.
– Dam sobie radę. Powiedzcie pilotowi, żeby wrócił po mnie jutro po południu. A teraz jedziemy na zakupy – powiedział, wsiadając do limuzyny, która ruszyła, pozostawiając na krawężniku oniemiałą obstawę.
Miny ochroniarzy wskazywały, że uważają swojego pracodawcę za niespełna rozumu. Może aż tak bardzo się nie mylą? Cole miał ochotę na chwilę szaleństwa i zapomnienia. Chciał nareszcie poczuć się wolny, wmieszać w tłum przechodniów i nacieszyć kilkoma przeznaczonymi tylko dla niego godzinami.
Był zmęczony. Otaczającymi go miernotami, które dla własnej korzyści przytakiwały każdemu jego słowu. Wymogami życia w korporacji, wszechobecnymi schematami i procedurami. Męczyło go, że z góry wiedział, jakie pytania i odpowiedzi padną w kolejnej rundzie negocjacji. Powoli zaczynał się czuć jak zakładnik rodzinnej firmy, jak spętany niewolnik.
Widział, że traci ludzkie uczucia, gorzknieje, przemawia nie swoim językiem. Znajomi zaczynają się od niego oddalać, ale czy można mieć im to za złe? Stał się cyniczny, podejrzliwy, lekceważył ludzi, okazywał im pogardę. Piastowane stanowisko dyrektora finansowego rodzinnego koncernu wycenianego na ponad osiem miliardów dolarów już dawno przestało być dla niego źródłem dumy i satysfakcji.
Kupił sobie dżinsy, T-shirt, kurtkę i parę schodzonych butów. Odprawił kierowcę, przebrał się i ruszył przed siebie w nadziei, że nikt go nie rozpozna i nikt niczego nie będzie od niego chciał. Że zatraci się w muzyce i niepowtarzalnej atmosferze Nowego Orleanu.
Facet z bliska wyglądał równie odpychająco, jak z daleka. Przystojna twarz miała twarde rysy i dość nikczemny, świadczący o ciężkim bagażu doświadczeń i całkowitej samoświadomości wyraz. Widoczne to było nawet w dość słabym świetle lampek migocących nad wystawionymi na zewnątrz stolikami. Włosy o barwie ciemnej czekolady podkreślały złocisty odcień jego piwnych oczu. I te oczy ją pociągały.
Chciała spojrzeć w nie z bliska, nie bacząc na ewentualne konsekwencje.
Miał pełne zmysłowe wargi. Z trudem powstrzymywała się przed wyobrażaniem sobie, jak by to było czuć je na swoich ustach. Zapragnęła, by jego ręce pieściły jej ciało, by ogarnął ich wspólny żar. On musi być świetny w łóżku. Nie miała pojęcia, skąd to przekonanie, ale nie miała też żadnych wątpliwości. I chyba go już gdzieś dziś widziała…
Tallie Finley wyczuwała w nim godnego siebie przeciwnika i partnera. Wysoki, dobrze zbudowany, w przetartych dżinsach i czarnym podkoszulku z wyblakłym wzorem na piersiach i w zbyt obszernej kurtce, o ile to w ogóle możliwe, zważywszy na niebywałą szerokość jego ramion. Zrobił na niej wrażenie człowieka, któremu kiedyś świat leżał u stóp, po czym zaczął wszystko tracić. Ale nie poddaje się bez walki.
– Co teraz? – spytała Kate „Mac” McAdams, sącząc do dna wino z kieliszka.
– Koraliki, nie możemy wrócić do domu bez koralików – odkrzyknęła Ginger Barnes.
Tallie wyszła ze swoimi dwiema przyjaciółkami na Bourbon Street, by wziąć udział w tradycyjnym rytuale ulicznej zabawy.
Gdy dotarły do hotelu, Tallie stanęła na balkonie i spojrzała na kłębiący się na dole tłum. Faceci machali uniesionymi w górę sznurami połyskujących, kolorowych paciorków, które miały zachęcić dziewczyny na balkonach do zdjęcia górnego przyodziewku.
Przez otwarte drzwi każdego baru wydobywały się grane przez ulicznych muzykantów jazzowe i bluesowe melodie, które teoretycznie w sumie powinny tworzyć jazgot nie do zniesienia. I pewnie wszędzie indziej by tak było. Ale nie w tym zachwycającym mieście. Powietrze rozbrzmiewało śmiechem, pijackimi gwizdami i okrzykami, migotało kolorami, pachniało przyprawami i grillowanym jedzeniem. Drugiego takiego miejsca nie ma nigdzie. Tu można poczuć się pępkiem świata.
Tallie wiedziała, że gdy wkrótce będzie musiała wyjechać do Teksasu na rozmowy w sprawie wykopalisk, to poczucie minie bezpowrotnie.
– Nie stój tak! – krzyknęła do niej Ginger, najbliższa przyjaciółka, z którą w ciągu ostatnich sześciu lat dzieliły pokój w akademikach. – Masz je przecież, dziewczyno! Zrób z nich użytek!
– I to już! – zachęcała Mac, ostatnia z ich tercetu koleżanek nierozłączek. Razem przyjechały się bawić do Miasta Wielkiego Luzu.
– Nie sądzę. – Tallie nie miała ochoty na publiczne rozbieranki. – Ale wy, jeśli chcecie…
– Mnie nie powstrzymasz – powiedziała Mac, mrugając do niej figlarnie. – Muszę mieć te koraliki.
– Ale wiesz, że można je kupić w każdym tutejszym sklepiku?
– Jasne, tyle że to żadna frajda.
Kręcąc kusząco biodrami w odbijający się od murów rytm głośnej muzyki, blondynka zbliżyła się do krawędzi balkonu i zaczęła guzik po guziku rozpinać bluzkę. Tłum na dole zaczął klaskać i wydzierać się jeszcze głośniej.
Wszystko rozegrało się tak szybko, że trudno było dostrzec piersi Mac, ale widać facetom to wystarczyło, bo zaczęli rzucać w jej kierunku sznury korali. Nie wierząc własnym oczom, Tallie przyglądała się, jak manewr przyjaciółki powtórzyła Ginger.
Po czym obie na nią spojrzały.
Tallie pokręciła głową.
– To nie dla mnie. I szczerze mówiąc, jestem zdumiona, że wzięłyście udział w czymś tak… dziwacznym.
– Chcesz powiedzieć, że będziesz żyć dalej, z doktoratem w kieszeni i karierą naukową przed sobą, bez wspomnień tak cudownego przeżycia? – Ginger przekrzykiwała muzykę i chichocząc, dopijała resztkę drinka.
– Właśnie tak. Dobrze mnie zrozumiałaś – odparła Tallie ze śmiechem.
Obie jej przyjaciółki są nieźle nawalone i chyba naćpane. Ona nigdy nie doprowadzi się do stanu, w którym potrząsanie gołymi cyckami na oczach setek ludzi będzie dla niej jak bułka z masłem. Co się stało z jej pracowitymi i pryncypialnymi przyjaciółkami? To zrozumiałe, że chcą odreagować stres związany z egzaminami dyplomowymi, ale żeby aż tak?
– Dajcie spokój. Na pewno są tu jeszcze miejsca, których nie zwiedzałyśmy. Mam ochotę potańczyć.
Zeszły po schodach i ponownie znalazły się na ulicy.
– Nie mam nic przeciwko tańcom – zgodziła się Ginger. – Niech no mi tylko zagrają jakiś gorący seksowny kawałek. Masz, musisz się czymś przyozdobić, jeśli chcesz, żeby cię ktoś poprosił do tańca – dokończyła, zarzucając przyjaciółce na głowę kilka sznurów korali.
– Racja. – Mac oplotła szyję Tallie jeszcze kilkoma sznurami. – Teraz nareszcie wyglądamy jak gotowe na wszystko.
Na wszystko? Tallie z trudem mogła sobie wyobrazić, co koleżanka ma na myśli.
– Dokąd idziemy? Jest noc z piątku na sobotę, co lepsze kluby i bary są na pewno pełne po brzegi – westchnęła Ginger.
– Oczywiście – dodała Mac. – Przed jednym z nich widziałam olbrzymią kolejkę. Ale na pewno coś znajdziemy.
– Chwileczkę, zdaje mi się, że podsłuchałam, jak ludzie chwalą jakiś fajny lokal na obrzeżach dzielnicy. Gator Trap Bar and Grill czy coś takiego. Idzie się Bourbon Street w kierunku St. Ann. Narobili mi apetytu na tamtejsze drinki – zaśmiała się Ginger. – Nazywają się Napalony Ramol i Bagienny Świerzb…
– Nie brzmi to najlepiej.
– Jak zwał, tak zwał. Ale napić się można.
Wypiły drinki kupione na ulicznym straganie i ruszyły w dół Bourbon Street.
Gator Trap okazał się miejscem niezwykle nastrojowym. Panowała tam ciemność rozświetlana jedynie świecami na stolikach i lampkami wiszącymi na ogromnym lustrze za barem, pozostałymi po zakończonej pięć miesięcy temu Gwiazdce. Do wejścia zachęcały dobiegające z głębi pomieszczenia dźwięki saksofonu, trąbki, pianina i basu.
Ginger i Mac podążyły do toalety, a Tallie zajęła stołek za barem.
– Czym mogę służyć? – Barman zabrał sprzed jej nosa dwie brudne szklanki i wytarł blat.
Tallie złożyła zamówienie.
– Dla mnie to samo – odezwał się mężczyzna siedzący po jej prawej stronie. – Gdybym nie spróbował Bagiennego Świerzbu, nie mógłbym powiedzieć, że byłem w Nowym Orleanie.
Tallie roześmiała się i odwróciła w jego stronę. Rozszerzonymi ze zdumienia oczami wpatrywała się w tajemniczego osobnika, którego widziała tego wieczoru w kilku miejscach. On też ją chyba poznał, bo w jego złocistych oczach pojawił się błysk.
– Zdaje się, że coś nas łączy.
– Masz na myśli wizytę w akwarium?
– Tak. I występy na Jackson Square.
– Aha, jasne, niektórzy grali świetnie, nie sądzisz? Ale chyba nie byliśmy razem w zoo ani na łódkach?
– Nie. Może następnym razem.
Miał głęboki, szorstki i absolutnie seksowny głos. Gdy pojawiły się przed nimi drinki, wzniósł toast:
– Za nowe doświadczenia.
– Za nowe doświadczenia – powtórzyła za nim z uśmiechem.
Ten wieczór był zdecydowanie właśnie czymś takim. Studiowała w tym mieście, ale nigdy nie zaznała nocnego życia. Brakowało pieniędzy, poza tym pilnie przykładała się do nauki. Archeologia to jej pasja.
Ginger miała rację – podawano tu znakomite drinki. Tallie niemal duszkiem opróżniła szklankę.
– Jeszcze dwa razy to samo – powiedział mężczyzna, kładąc na blacie pieniądze. – Zatańczymy? – zwrócił się do Tallie.
To zabrzmiało raczej jak rozkaz niż pytanie, ale gdy wziął ją za rękę, nie protestowała. Poprowadził ją na niewielki parkiet, położył sobie jej dłonie na ramionach, a sam objął ją i przyciągnął do siebie.
Był silny i muskularny. Ona miała ponad metr siedemdziesiąt wzrostu, a mimo to ledwie sięgała mu do ramienia. Najwyraźniej nie miał ochoty na rozmowę, zadowalając się mocnym uściskiem i wspólnym poruszaniem się w rytm rzewnej muzyki. Jej też to odpowiadało.
Kątem oka dostrzegła mijające ich Ginger i Mac. Obie mrugnęły do niej, z uznaniem unosząc w górę kciuki. Po odtańczeniu trzech kawałków tajemniczy mężczyzna odprowadził ją do baru, gdzie czekały na nich świeże drinki. Podobnie jak przedtem opróżnienie szklanki nie zajęło Tallie dużo czasu.
Podszedł barman i nieznajomy zamówił coś dla nich obojga po francusku.
– Spodoba ci się. To specjalność lokalu.
Rzeczywiście, drink był pyszny.
– Mieszkasz tu? – spytała zauroczona sposobem, w jaki przy przełykaniu napoju porusza się jego jabłko Adama. Czy ten facet musi być sexy we wszystkim, co robi?
– Nie. Ja mieszkam… w różnych miejscach. Właściwie nie mam czegoś, co można by nazwać domem.
– Oj, to musi być smutne.
– Smutne? Moim domem jest cały świat. Uważasz, że to smutne?
– Myślę, że fajnie jest podróżować od czasu do czasu, ale trzeba mieć jakieś swoje miejsce na ziemi. Ja przynajmniej tak bym chciała. Tam, gdzie możesz zrzucić buty, wyłączyć telefon, zasnąć we własnym łóżku, gdzie czujesz się… no wiesz… jak w domu. Ale nie martw się – dodała, klepiąc go w ramię. – Na pewno kiedyś znajdziesz dom. Jestem pewna.
– Trzymam cię za słowo – odparł, zaciskając usta, jakby uważał, że powiedziała coś śmiesznego.
Skończyła pić, a on zamówił następną kolejkę.
– A twój dom rodzinny? – zapytała.
– Texas. Daleki północny wschód. Tam się wychowałem, tam mieszka moja rodzina. Do szkoły chodziłem w Tulane. Można powiedzieć, że wtedy miałem dom.
– To jest naprawdę bardzo dobre – powiedziała, sącząc dopiero co postawionego przed nią drinka, czemu seksowny nieznajomy przyglądał się z rozbawieniem.
– Cieszę się, że ci smakuje. Gotowa? – spytał, gdy zespół zaczął grać nową piosenkę.
Melodia była powolna, nastrojowa. Tallie położyła mężczyźnie głowę na piersiach i poddała się rytmowi. Czuła ciepło jego ciała, chłonęła zapach. On przesuwał ręką po jej plecach, przyciągając coraz mocniej do siebie. Nagle wziął w dłonie jej twarz i odsunął z niej włosy. W słabym świetle niewiele było widać, ale to, co zobaczyła, kompletnie ją oczarowało. Jego bursztynowe oczy jaśniały blaskiem, ale większą uwagę przyciągały jego usta. Jak by to było całować się z nim?
Ledwie to pomyślała, on pochylił głowę i poczuła na ustach jego wargi. Ciepłe, delikatne, ponętne.
Zdumiała ją ich kontrastująca z twardą muskulaturą jego ciała miękkość. Pocałunek trwał tak krótko, że zaczęła się zastanawiać, czy go sobie nie wymyśliła. Przyglądał się jej, jakby szukał sygnałów, czy życzy sobie być całowana, czy też nie. Uśmiechnęła się w dowód aprobaty. Z uszczęśliwioną miną znów się ku niej nachylił.
– Jesteś taka piękna – szepnął jej do ucha.
Jego ciepły oddech spowodował, że poczuła ciarki na całym ciele. On zaś znów dotknął wargami jej ust i ruchami języka przekonywał, że powinna je rozchylić. Przystała na to. Jego język zdecydowanym ruchem wniknął w jej usta. Smakował ostrymi ziołami lekko przyprawionymi alkoholem i jedynym w swoim rodzaju męskim aromatem. To było wspaniałe.
Delikatnie zasysała jego język. Mężczyzna jęknął cicho i coraz głębiej wsuwał język, jakby chciał posmakować wszystkiego, co ma mu do zaoferowania. Tallie jeszcze nigdy przez nikogo nie była tak całowana – fachowo, z jednoznacznie seksualnym podtekstem.
Jej doświadczenie nie wybiegało poza ukradkowe buziaki na dobranoc. Teraz wiedziała, że nijak miały się one do prawdziwego całowania. On nagle oderwał usta od jej warg i zaczął drobnymi całusami znaczyć jej szczękę aż po koniuszek ucha. Zaraz jednak wrócił do pocałunku w usta, a ona ostatecznie poddała się burzy uczuć. Jego wargi, zapach, dotyk skóry i moc jego ciała niemal odebrały jej rozum.
Lekko ją przyciskał i już nie miała wątpliwości, że jej pragnie. W dole brzucha poczuła twardy napór. Instynktownie przywarła do niego całym ciałem, a on wydał z siebie głęboki i przeciągły jęk. Po czym powtórzył ten oszałamiający gorący pocałunek.
Tulił ją i całował w zniewalająco pierwotny sposób. Czuło się jego siłę, nawet jeśli starał się ją powściągać. Nie dawał jej chwili wytchnienia. Objął dłońmi jej twarz. Nie była w stanie myśleć. Potem jedną ręką objął ją w pasie, a drugą zanurzył w jej włosach, odchylił jej głowę do tyłu, wciąż pogłębiając pocałunki. Poczuła, że zamiast krwi płynie jej w żyłach gorąca lawa. Chwyciła go za poły rozpiętej kurtki, by nie upaść.
To zadziwiające, jak ich ciała idealnie do siebie pasowały. Jej biust opierał się o jego szeroki tors, czuła dotyk muskularnych ud i ewidentną erekcję. Ogarnęła ją fala gorąca, instynkt zapanował nad rozumem. Wciąż jeszcze tańczą czy już przestali?
Nie potrafiła sobie odpowiedzieć na to pytanie, ale też nie chciała otwierać oczu w obawie, że czar pryśnie.
Świat wokół zdawał się nie istnieć. Dla Tallie nie liczyło się nic poza ciepłem i smakiem ust nieznajomego, jego typowo męskim zapachem i świadczącym o dużym doświadczeniu zachowaniem. Czuła jedynie, że chce, aby to trwało bez końca. Jego głos, mowa ciała – to wszystko było niesamowicie pociągające. Czyżby zadziałały feromony? Tak czy owak facet wprowadził w jej uporządkowane i bezpieczne życie element ryzyka.
Wyglądał, jakby zdążył doświadczyć zarówno najlepszych, jak i najgorszych rzeczy, które składają się na ludzki los. Wiele musiał przejść. Nie miał domu. Ubrany byle jak. Natknęła się na niego wiele razy tego wieczoru i zawsze był sam. A nie chciała, żeby był samotny.
Powoli oderwał od niej usta i mocniej ją przytrzymał.
– Przestali grać – odezwał się schrypniętym głosem. – Chętnie odetchnąłbym świeżym powietrzem. A ty?
Skinęła głową, a on wziął ją za rękę, po czym skierowali się do drzwi. Szli koślawym chodnikiem otoczeni tłumem obojętnych na wszystko nocnych hulaków.
Tallie nie chciała, żeby ten niezapomniany wieczór się zakończył.
– Dzięki za taniec – powiedziała. – Uwielbiam tańczyć, a rzadko mam po temu okazję.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Pozwól, że odprowadzę cię do hotelu.
– Dziękuję. To tam. – Wskazała ręką kierunek, po czym zmarszczyła brwi. – O nie, to raczej tam. Nie pamiętam, jak tu się dostałam – stwierdziła szczerze, widząc jego rozbawione spojrzenie. – Ale jakoś trafię. Nie musisz mi towarzyszyć.
– Jak się nazywa twój hotel?
Zaraz, zaraz… Szybko zdała sobie sprawę, że nie ma zielonego pojęcia.
– To było coś… po francusku. – Przygryzła dolną wargę, pokręciła głową i po raz kolejny bezradnie rozejrzała się dokoła.
– To może pójdziemy do mnie? Zjemy coś, zrobimy sobie herbatę. To na pewno odświeży ci pamięć.
Drinki były cudowne, ale niestety zaćmiły jej umysł. Nawet teraz mimo rześkiego wieczornego powietrza kręciło się jej w głowie.
– Bardzo miły z ciebie facet.
– Aż tak bardzo miły to nie jestem. Zwłaszcza kiedy jest przy mnie piękna kobieta.
Pomyślała, że sobie żartuje. Nigdy nie uważała się za piękność. Zachichotała.
Poczuła się tak lekko, jakby unosiła się w powietrzu. Dopiero po chwili zorientowała się, że to on podniósł ją i niesie, trzymając w ramionach. To, co było potem, pamiętała jak przez mgłę. Zadzwonił jakiś dzwonek, otworzyły się jakieś drzwi. Ona cały czas opierała głowę o jego ramię i myślała: co za wspaniała noc.
Kątem oka widziała fragmenty jego twarzy. Była taka męska. Głębokie bruzdy po obu stronach ust czyniły go jeszcze bardziej pociągającym. A przede wszystkim te złociste oczy…
Miała niejasne wrażenie, że znaleźli się w jakimś prywatnym mieszkaniu.
– Zagotuję wodę na herbatę – powiedział, stawiając ją na podłodze.
Tallie przesunęła rękami po jego koszuli, stanęła na palcach i dotknęła wargami jego ust. Namiętności nigdy dość.
On cofnął się.
– Uważaj, kochanie. Igrasz z ogniem, który może cię pochłonąć. Ja nie wchodzę w związki.
– A co robisz? – Tallie zachowywała się w sposób dla siebie nietypowy, ale nawet jej się to podobało. Po raz pierwszy w życiu flirtowała z prawdziwym mężczyzną.
– Teraz chyba zrobię herbatę.
– Naprawdę masz na nią ochotę?
Przyglądał się jej w milczeniu. To była odpowiedź. Tallie poczuła się głupio, na jej szyi i twarzy pojawił się rumieniec.
– Ja też nie szukam stałego związku – powiedziała, odwracając się i sięgając po torebkę. – I wiem, kiedy nie jestem mile widziana. Jeszcze raz dziękuję za taniec. Dobranoc.
Skierowała się do drzwi.
– Dokąd to? – zapytał, zagradzając jej drogę.
– Wracam do hotelu. Mam tylko trochę kłopotów z przypomnieniem sobie, gdzie on jest.
Poczuła się upokorzona, co stanowiło znakomite antidotum na odczuwane jeszcze przed chwilą pożądanie. Na szczęście nie zrobiła niczego bardzo głupiego, ale i tak nabroiła. Nie da się tego już odwrócić. Nie powinna się była godzić, gdy ją poprosił do tańca.
– Wezmę taksówkę.
– A jak odpowiesz na pytanie, dokąd jechać?
Wyjął jej z rąk torebkę i rzucił ją na stojącą za nimi kanapę. A potem podniósł Tallie jeszcze raz i zaniósł ją do sypialni. Zwarli się w gorącym pocałunku. Jak przez mgłę czuła, że on rozpina jej bluzkę. Potem zrobiło się jej zimno w plecy i niejasno zdała sobie sprawę, że nie ma na sobie ani bluzki, ani stanika. Pogładziła ręką chłodną jedwabną pościel. Atmosfera zrobiła się gęsta i gorąca.
W ciągu sekundy jego kurtka i T-shirt wylądowały na podłodze, a po chwili usłyszała odgłos rozsuwania zamka błyskawicznego dżinsów.
Miał wspaniałe ciało, a Tallie wiedziała, że za chwilę zostanie przekroczona pewna granica. Jeśli natychmiast nie powie nie, będą się kochać.
Wyczuł jej wahanie i przyglądał się jej oczami pociemniałymi z pożądania.
Ona przesunęła wzrokiem po jego twarzy i zatrzymała się na ustach.
– Czy… jesteś żonaty? – wyszeptała, muskając palcem jego dolną wargę.
– Nie. – Przygryzł lekko jej palec. – Zamierzam się z tobą kochać. Ale muszę wiedzieć, czy się na to zgadzasz.
– Tak – odpowiedziała.
Skąd u niej ta odwaga? Normalnie była bardziej nieśmiała. Czy to wypity alkohol, czy też ten facet tak na nią podziałał?
– Miałem nadzieję to usłyszeć.
Pochylił się nad nią, pocałował w policzek i lekko przygryzł jej skórę, co spowodowało, że poczuła pulsowanie w dole brzucha. O tak, jest pewna, że tego chce. Do diabła z ostrożnością i rozsądkiem.
Wyciągnęła rękę i pogłaskała jego twarz, która już zdążyła pokryć się wyczuwalnym szorstkim zarostem. Poczuła się jakaś taka… niekompletna. Od niego oczekiwała dopełnienia.
Całował jej dłoń, delikatnie ssał każdy palec z osobna. Przygniótł ją swoim masywnym ciałem. Czuła jego penisa napierającego na jej czuły punkt, usłyszała ochrypły pomruk. Była zgubiona. Głowa opadła jej na poduszkę i świat zakręcił się dokoła. Przywarła do niego mocniej, jej ciało domagało się czegoś więcej.
Ten niesamowity facet chce się z nią kochać i ona mu na to pozwala. A przecież go w ogóle nie zna. To czyste szaleństwo. Zaczerpnęła tchu, ciało jej płonęło. Czy to sen? A może on jest księciem z bajki, tylko przebrał się za normalnego faceta? Nieważne. Ona teraz należy do niego. Nic lepszego nie mogło się jej przytrafić.
Błyskawicznie ściągnął jej dżinsy i majteczki. Usłyszała, jak swoje spodnie też rzuca na podłogę. Na piersiach poczuła dotyk chłodnych w porównaniu z rozgrzaną skórą kolorowych plastikowych paciorków. Przesunął rękę w dół jej brzucha, chcąc się upewnić, że jest gotowa. Ułożył się na niej, a ogrom jego ciała na chwilę ją przeraził. Nagle poczuła się mała i bezbronna, bez szans na panowanie nad czymkolwiek.
– Możesz jeszcze odmówić – powiedział rozemocjonowany, jakby czytał jej w myślach. – Bo jak już w ciebie wejdę, raczej nie będę w stanie się zatrzymać.
Potrafiła w tym momencie jedynie kiwnąć głową. Pozostało jej mieć nadzieję, że jej instynktowna ocena tego faceta okaże się słuszna. Chciała tego. Ten jeden jedyny raz w życiu chciała być z facetem, od którego może nauczyć się rzeczy, o których dotychczas tylko słyszała. Zdobyć doświadczenie. Tylko ten jeden raz.
Jak na filmie wyświetlanym w zwolnionym tempie on dotknął ustami jej sutka i zaczął go ssać. Czuła, jak pęcznieje, uniosła plecy. Objął jej twarz dłońmi, jakby pomagając jej uświadomić sobie, gdzie się znajduje. Wdychała jego zapach, czuła jego siłę. Czuła, jak jej ciało się rozluźnia, umysł rozjaśnia, pozbywa wszelkich niepotrzebnych w tym momencie myśli. W pełni zaakceptowała to, co ma się stać. Westchnęła głęboko i cały świat znikł. Pozostał tylko on.
Wszedł w nią i choć robił to bardzo ostrożnie, żeby nie sprawić jej bólu, po raz kolejny zdumiał ją ogrom jego ciała. Jeszcze nigdy nie czuła się do tego stopnia wypełniona. Z trudem łapała oddech. On zatrzymał się, jakby wszystko rozumiał.
– Spokojnie, kochanie – szepnął jej do ucha. – Spróbuj się zrelaksować.
Po chwili poczuła, że nie musi się do niczego zmuszać, że tego po prostu potrzebuje. Przylgnęła do niego, a on zaczął się poruszać. Miała poczucie wznoszenia się i opadania i w końcu nagle z głośnym krzykiem eksplodowała. Przytrzymał ją mocniej, szepcząc czułe słowa, dzięki którym jej szczytowanie trwało i trwało.
Usłyszała odgłos rozrywanej folii i po chwili on wrócił. Przeniósł jej ręce nad głowę, całował po szyi i piersiach, a w końcu wszedł w nią i znów zaczął się ruszać. Tym razem mocniej, niemal gwałtownie. Brał ją. Doprowadził do stanu, kiedy czuła się nasycona, a jednocześnie wciąż nie miała dość. Chciało się jej wyć z poczucia frustracji. Jęknęła cicho.
– Coś nie tak, kochanie?
– Proszę cię – szepnęła, napinając mięśnie. – Już nie wytrzymam.
Tylko on mógł ugasić pożar, który czuła między nogami. Wznowił ruchy, tym razem w jednym celu – doprowadzenia do równoczesnego orgazmu, który by ich zjednoczył. Pomruk, który wydał z siebie, gdy osiągnął spełnienie, wydał się jej najbardziej seksownym dźwiękiem na świecie.
Położył się obok niej, a ona oparła głowę o jego ramię. Miała poczucie przebywania w ciepłym przytulnym kokonie. Jego ciężkie ramiona ją tuliły. W środku nocy obudziła się i znów poczuła niepowstrzymane pożądanie. A po wszystkim znów usnęła.
– Tallie! Jesteś tam?! – Słychać było kobiecy głos, a potem gwałtowne pukanie do drzwi.
Otworzyła oczy i rozejrzała się po nieznanym sobie pomieszczeniu.
– Jestem – odpowiedziała rozespanym głosem.
Drzwi otworzyły się i do pokoju wtargnęły Ginger i Mac.
– Nie wróciłaś do hotelu, zaczęłyśmy się o ciebie martwić – wyjaśniła Mac, krążąc po sypialni. – Ale na szczęście wcześnie rano jakiś facet zadzwonił z twojego telefonu i nagrał wiadomość, że z tobą wszystko okej i powiedział, gdzie możemy cię znaleźć.
Tallie usiadła na łóżku, zbyt późno zdając sobie sprawę, że jest całkiem goła. Przykryła się prześcieradłem, przetarła oczy i ziewnęła.
– Która godzina?
– Prawie ósma, ty występna szczęściaro – uśmiechnęła się Ginger, puszczając oczko. – Kto by pomyślał, że z nas trzech właśnie Panna Szara Myszka będzie miała takiego farta?
– Ósma… rano?
– A jak? Musimy wracać do hotelu i się spakować. O dwunastej mamy samolot – przypomniała Mac. – Będziesz miała całe dwie godziny na opowiedzenia nam wszystkich smakowitych szczególików tej grzesznej nocy. – Rzuciła w Tallie jej ubraniami. – Nie wywiniesz się.
– Masz zamiar jeszcze kiedyś się z nim spotkać? – spytała Ginger. – Nie obejrzałam go sobie dokładnie w tym barze. Pewnie uroczy?
Tallie nie wiedziała, co odpowiedzieć. Uroczy to nie było najlepsze określenie. Tak można powiedzieć o nastolatku, a to był mężczyzna w każdym calu. A poza tym tak bardzo mu się nie przyglądała. Widzieli się właściwie tylko po ciemku. Czy teraz by go poznała?
Może tak, a może nie.
– Powiedziałabym raczej, że przystojny. I seksowny.
– Taaa… rozumie się.
– Ma bardzo seksowny głos przez telefon – dodała Mac.
Gdy Tallie zaczęła wstawać z łóżka, stwierdziła, że jest obolała. I to w miejscach, których istnienia w ogóle u siebie nie podejrzewała. Uśmiechnęła się do siebie. Trafił się jej niesamowicie cierpliwy i wprawny kochanek. Zadziwiające. Gdy dotknęła stopą puszystego dywanu, jej uwagę przykuł zwinięty rachunek ze sklepu. Na odwrocie było napisane: „Jesteś bezbłędna. Dziękuję, C.”
– Co to? – spytała Ginger.
– Zostawił ci liścik? – Mac podeszła do łóżka. – Mam nadzieję, że wzięłaś od niego numer telefonu?
Gapiąc się na trzymany w ręku paragon, powoli pokręciła głową, nie mogąc pojąć, dlaczego do tego stopnia sytuacja wymknęła się jej spod kontroli.
– Ja nawet nie wiem, jak on ma na imię.