Napiszmy nowe zakończenie - ebook
Napiszmy nowe zakończenie - ebook
Leo Hunter poświęcił wszystko, by odziedziczonej po ojcu klinice chirurgii plastycznej przywrócić dawną świetność. W środowisku cieszył się sławą znakomitego specjalisty, lecz i playboya pokazującego się z coraz to innymi kobietami. Miał trzydzieści osiem lat, gdy poznał Lizzie. Ze zdumieniem stwierdził, że dla niej chętnie złamałby swe dotychczasowe zasady. Ona jednak nie wierzyła, że Leo wytrwa u jej boku dłużej niż dwa miesiące...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1317-2 |
Rozmiar pliku: | 700 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Lizzie Birch ze ściśniętym sercem jechała windą na piąte piętro. To niemożliwe, to musi być pomyłka. Gdy podano jej adres w modnej dzielnicy Londynu, Marylebone, była przekonana, że trafi do pięknej, starej, lecz zaniedbanej kamienicy, gdzie mieszkania przerobiono na ponure kawalerki.
Nic podobnego. Jej obawy się nie spełniły, a rzeczywistość przeszła najśmielsze wyobrażenia.
Przekręciła klucz w zamku i weszła do pomieszczenia przestronnego, wysokiego, gustownie umeblowanego. Czując woń świeżych kwiatów, odwróciła się i zobaczyła przepiękny bukiet oraz kosz z wyszukanymi smakołykami i kilkoma butelkami wina. Westchnęła zaskoczona. Podeszła bliżej i w ten zimny styczniowy poranek wciągnęła w nozdrza zapach wiosny. Taki prezent powitalny musiał kosztować majątek!
Ten apartament jest wart majątek!
Włożyła do ust czekoladową truflę o smaku szampana, przymknęła oczy, chwilę rozkoszowała się smakiem. Kiedy uniosła powieki i uważniej rozejrzała się dookoła, aż zamrugała z wrażenia. Dopiero teraz zaczęło do niej docierać, że obejmując stanowisko przełożonej pielęgniarek w klinice doktora Lea Huntera mieszczącej się pod numerem 200 przy Harley Street, dostała się do zupełnie innej ligi.
Obok bukietu znalazła list z informacją, że szyte dla niej ubrania służbowe czekają w siedzibie kliniki. Szyte na miarę! Co za odmiana po standardowych białych sukienkach i kombinezonach operacyjnych, do których już przywykła.
Otaczał ją luksus, którego zapowiedź słyszała w głębokim aksamitnym głosie po drugiej stronie linii telefonicznej. Leo Hunter.
– Otrzymała pani bardzo wysokie rekomendacje – rzekł podczas ich pierwszej i jak dotąd jedynej rozmowy.
Lizzie wyczuła rezerwę w jego tonie. Zmarszczyła czoło. Wiedziała przecież, że za tymi rekomendacjami kryje się rodzony brat Lea, Ethan.
– Dziękuję. – Właściwie nie bardzo wiedziała, co powiedzieć. – Pochlebia mi, że Ethan uznał, że powinnam ubiegać się o to stanowisko. Kazał mi zadzwonić i poprosić o wyznaczenie terminu spotkania…
– Posadę już pani ma – Leo wpadł jej w słowo. – Rozmowa wstępna nie jest konieczna, chyba że ma pani ochotę wyskoczyć do Szwajcarii. – W tle rozległy się śmiechy i Leo przeprosił za hałasy oraz pospieszył z wyjaśnieniem, że podobnie jak wszyscy dobrzy chirurdzy plastyczni zaraz po gorączce związanej z Bożym Narodzeniem wybrał się na narty. – Widzimy się w nowym roku.
Lizzie czuła się kompletnie zbita z tropu. Nowego pracodawcę nawet nie interesowało jej CV! Po prostu ją zatrudnił!
– Aha, byłbym zapomniał, czy potrzebuje pani mieszkania? Jako przełożonej pielęgniarek możemy to zaoferować.
– Zaoferować? Mieszkanie? – wykrztusiła.
– Umeblowane… Przepraszam… Dziękuję… – Na szczęście ktoś odwrócił uwagę Lea, zapewne podając mu drinka, o czym świadczyło brzęczenie kostek lodu. Lizzie miała czas ochłonąć. – Wracając do tematu… nie wiem, które z naszych mieszkań jest wolne, ale wszystkie znajdują się w odległości krótkiego spaceru od kliniki.
Lizzie już miała odmówić, czynsz za mieszkanie w pobliżu Harley Street na pewno przewyższa jej możliwości finansowe, gdy Leo dodał:
– To oczywiście mieszkanie służbowe, ale jeśli ma pani coś na oku, możemy uzgodnić…
– Nie, nie. Jeszcze niczego nie znalazłam. – Nawet nie pozwoliła mu dokończyć. Mieszkanie służbowe w pobliżu miejsca pracy oznaczało oszczędność nie tylko na czynszu, ale i na kosztach dojazdu. Dwa lata temu przeprowadziła się z Brighton do Londynu i doskonale wiedziała, że to niebagatelne sumy, a biorąc pod uwagę rachunki za pobyt rodziców w domu opieki, które w dużej części pokrywała, propozycja Lea spadła jej jak z nieba. – Chętnie skorzystam z mieszkania służbowego.
– Świetnie. Skontaktuje się z panią Gwen, nasza kierowniczka. My widzimy się zaraz po pierwszym.
Szczęśliwego Nowego Roku, pomyślała Lizzie, patrząc przez okno na Regent’s Park. Wciąż nie mogła uwierzyć, że to wszystko naprawdę jej się przydarzyło.
Brat Lea, Ethan, był podopiecznym Lizzie. Wrócił z Afganistanu z poważnymi obrażeniami nóg i Lizzie przychodziła do niego do domu. Wiedziała, że jest lekarzem, lecz nie znała skomplikowanej historii jego rodziny. Ethan był milczący i zamknięty w sobie, więc podczas zmieniania opatrunków, aby przerwać krępującą ciszę, opowiadała mu o swoim życiu, o rodzicach w podeszłym wieku, o ustawicznej trosce o nich, mimo że mieszkają w domu opieki, o chorej na alzheimera mamie. O tym, jak ciężko jej było podjąć decyzję o sprzedaży rodzinnego domu i że ledwo wiąże koniec z końcem. I o tym, że prawie w każdy wolny dzień jeździ do Brighton zobaczyć się z nimi. I o tym, jak bardzo boli, że matka już jej prawie nie poznaje.
– Mają szczęście, że jesteś z nimi. – Na dźwięk głosu Ethana Lizzie zamarła z pincetą w ręku. Zmieniając mu opatrunek, recytowała swój monolog bardziej do siebie niż do niego.
– Nie, to ja mam szczęście, że oni są ze mną.
Taki był początek ich rozmów. Kiedy Ethan zwierzył się jej, że rozważa podjęcie pracy w kierowanej przez brata klinice chirurgii plastycznej i rekonstrukcyjnej, gdzie zająłby się działalnością charytatywną, Lizzie okazała żywe zainteresowanie. Cieszyła się, że pacjent nareszcie otworzył się na ludzi.
Nigdy jej nawet do głowy nie przyszło, że Ethan zaproponuje jej objęcie stanowiska przełożonej pielęgniarek. A gdy to zrobił, nie sądziła, że ma jakiekolwiek szanse otrzymać tę posadę. Teraz zaś była pełna obaw, że gdy Leo Hunter zobaczy jej dziewczęcą buzię, zmieni zdanie i wycofa propozycję.
Przeszła się po mieszkaniu. W bajkowej łazience stanęła przed lustrem i zaczęła się zastanawiać, jak powinna wyglądać przełożona pielęgniarek kliniki znanego chirurga plastycznego.
Krytycznym okiem spojrzała na swoje jasnobrązowe falujące włosy, brązowe oczy, nieumalowaną twarz – bardzo rzadko nakładała makijaż – i pomyślała o wszystkich pięknościach oraz celebrytach, których już od poniedziałku będzie spotykała.
Pomyślała również o spotkaniu z Leem. Oczywiście poszukała informacji o nim w internecie i od tamtej pory jej życie już nie było takie samo!
Kiedy mama, czerwona z zażenowania, opowiedziała naiwnej i niewinnej córce, skąd się biorą dzieci, nagle wszędzie dookoła, w telewizyjnych reklamach, w kolorowych magazynach Lizzie zaczęła dostrzegać seks.
Teraz zareagowała podobnie. Gdzie tylko spojrzała, widziała podobiznę Lea: wyraziste rysy twarzy, niebieskie oczy, czarne włosy zaczesane do tyłu. Zdjęcia pokazywały go podczas oficjalnej gali przy stoliku z celebrytami albo wychodzącego z nocnego klubu u boku oszałamiająco pięknej modelki.
Do tej pory po prostu nie zwracała na nie uwagi. A teraz Leo Hunter, chirurg, którego pacjentkami są największe gwiazdy, uwodziciel, niepoprawny playboy, już od najbliższego tygodnia zostanie również jej szefem.ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Zatrudniłem ją, tak? – Leo ostro zareagował na uwagę brata. – To dlaczego miałbym był dla niej niemiły?
– Doskonale wiesz, o co mi chodzi.
Ethan nie miał zwyczaju odwracać się na pięcie i wychodzić w środku rozmowy, lecz w tej chwili właśnie to zrobił. Mimo kipiącego w nim gniewu Leo z bólem patrzył, jak z trudem stawia kroki. Jeden Bóg wie, jakich doznał obrażeń, myślał. Wciąż miał w pamięci tamto upokarzające doświadczenie, gdy z gazety dowiedział się, że jego rodzony brat trafił do szpitala.
Ethan nigdy nie mówił o swojej kontuzji ani o misji w Afganistanie. Leo bardzo żałował, że jest taki zamknięty w sobie, że nie dzieli się z nim swoim cierpieniem i bólem. Ale właściwie dlaczego miałby to robić? Przecież od dziesięciu lat, a właściwie nie, od zawsze, tylko z sobą rywalizowali. Nigdy nie byli blisko. Już ojciec o to zadbał.
– Dlaczego nie używasz laski? – zapytał. – Komu i co chcesz udowodnić?
Do diabła, kto mu to powie jak nie on? Zobaczył, jak plecy i ramiona Ethana sztywnieją.
– Jeśli będę chciał zasięgnąć opinii na ten temat, zwrócę się do kogoś… – Ethan zawiesił głos. Nie musiał kończyć. Rodzeństwo rozumie się bez słów. Jego pogarda i lekceważenie dla specjalizacji Lea były znane.
– Kpij sobie do woli. – Leo wzruszył ramionami. – Jedno ci tylko powiem. – Patrzył, jak Ethan powoli odwraca się w jego stronę. – Moi pacjenci wychodzą stąd, czując się o niebo lepiej niż wtedy, kiedy tu przychodzą. I nie zapominaj, że to dzięki nim i ich doskonałej opinii o mojej pracy odbiliśmy się od dna i przywróciliśmy nazwisku Hunter utraconą godność. Kiedy ty bawiłeś się w żołnierzyka…
Zamilkł. Gdyby mógł, cofnąłby te słowa. Ethan w nic się nie bawił. Jego obrażenia to skutek wojny. Jest bohaterem, nikt mu tego nie odmówi.
– To był cios poniżej pasa – przyznał.
– Owszem. Tak jak szrapnel.
Leo milczał. Młodszy brat ranny w Afganistanie wystarczył, aby wywołać psychiczny dyskomfort u niepoprawnego playboya z pasją do życia na wysokich obrotach.
– Nie zapominaj, że dzięki mojej pracy możemy sobie pozwolić na działalność charytatywną. Gdyby nie wysokie honoraria od celebrytów, nie stać by nas było na opłacenie łóżek w szpitalach Lighthouse i Princess Catherine. No i ty byś tu nie pracował.
– Zrozumiałem – burknął Ethan.
– Gardzisz luksusem, ale… – Leo zawiesił głos i wymownie spojrzał na karafkę stojącą na bocznym stoliku – nie odmówisz sobie przyjemności napicia się stuletniej whisky single malt. – Podszedł do stolika, wziął karafkę do ręki, uniósł pod światło. – Muszę pamiętać, aby następnym razem szczelniej ją zakorkować. Whisky paruje w zastraszającym tempie.
Ethan milczał. Leo postanowił pójść za ciosem i załatwić sprawę do końca.
– Nie masz domu? Domyślam się, że znowu nocowałeś tu na kanapie.
Wszystko wskazywało na to, że się nie pomylił. Ethan miał na sobie to samo ubranie, co wczoraj, i wyglądał na całkowite przeciwieństwo wymuskanego Lea, który mimo wieczoru spędzonego na przyjęciu i upojnej nocy z kolejną blond pięknością, wstał o świcie, biegał po parku, potem wziął prysznic i przyszedł do kliniki.
– Pracowałem do późna. – Kolejny raz, odkąd zaczął pracować w klinice, posłużył się tą samą wymówką.
Leo zacisnął zęby. Ethan jest bohaterem, był ranny, jego okaleczenia dotyczą nie tylko sfery fizycznej, ale i psychicznej. Niemniej nie dopuści, aby historia się powtórzyła. Wciąż pamiętał tamten dzień, kiedy nastąpiła kulminacja stopniowo narastającego kryzysu. Dzień, kiedy ich ojciec, James Hunter, przyszedł do pracy pijany i urządził awanturę przy pacjentach.
Oczywiście kazano mu iść do domu, a on, zamiast się wyspać, ruszył w kurs, aż się zapił na śmierć. Renoma Hunterów runęła jak domek z kart i to on, Leo, budował ją od nowa, cegła po cegle. Pacjenci zgłaszali się dzięki czyjejś osobistej rekomendacji i odwdzięczali się, polecając Lea znajomym. Zbyt wiele poświęcił, aby znowu wszystko stracić.
Zanim zatkał karafkę, zważył w dłoni ciężki kryształowy korek.
– Jeśli kiedykolwiek… – zaczął, lecz Ethan wpadł mu w słowo.
– To już się nie zdarzy.
– Jesteś całkiem pewien? Nie zamierzam cię kryć ani świecić za ciebie oczami.
– Wyciągnąłeś naukę z przeszłości, co?
Więzi braterskie mają swoją jasną i ciemną stronę. Tym krótkim pytaniem Ethan zażądał od Lea odpowiedzi niemożliwych do udzielenia. Dlaczego Leo utrzymuje w sekrecie nałóg ojca? Dlaczego, kiedy Ethan chciał postawić ojcu twarde warunki, Leo mu nie pozwolił i ojciec stoczył się po równi pochyłej na samo dno?
Nawet gdy byli dziećmi, Leo zawsze starał się rozładować napięcie śmiechem, obrócić sytuację w żart. Zdarzało się, że sam nalewał ojcu drinka, by go znokautować.
Ethan wolałby innymi metodami osiągnąć ten sam skutek. Przy użyciu pięści.
– Nie sądzę, aby to był odpowiedni czas i miejsce – stwierdził Leo. Chciał już zakończyć tę rozmowę.
– Nigdy nie był – prychnął Ethan. – Bądź dla Lizzie miły, to wszystko.
– Już się nie mogę doczekać spotkania z nią – odparł Leo. Nie mógł się oprzeć, aby nie zrobić przytyku pod adresem brata. Za kpiną krył się ciemny epizod z przeszłości. – Musi być niezwykłą osóbką, skoro zaskarbiła sobie miejsce w twoim zatwardziałym sercu.
– Proszę tylko, abyś potraktował ją łagodnie – odparł Ethan. – Lizzie to nie jedna z twoich zdobyczy.
– Tobie naprawdę na niej zależy… – Leo dalej drwił. – Jest aż tak dobra w łóżku?
Gdyby teraz Ethan rzucił się na Lea, nie chodziłoby o Lizzie, lecz o Olivię, kobietę, która na zawsze wbiła między nich klin i która prawie dziesięć lat temu stała między nimi i słuchała ich kłótni. Jej obecność w gabinecie wydała się nagle wprost namacalna.
– Smutne, że dla ciebie seks jest wciąż miarą wartości kobiety.
– Sprawiam wrażenie smutnego? – Cyniczny uśmieszek przemknął po ustach Lea. – To nie ja zmieniłem się w odludka. Co wieczór gdzieś wychodzę. Żyję…
– Doprawdy?
Ethan miał już dość tej słownej szermierki. Podjęcie pracy w klinice było głupim pomysłem, a jeszcze głupszym było wciągnięcie Lizzie w toksyczne relacje z bratem. Gdyby miał zdrowe nogi, rozprawiłby się z nim w tej chwili. Spojrzał na brata, aroganckiego, pewnego siebie i mimo zapewnień, że jest przeciwnie, psychicznie pokiereszowanego. Prędzej czy później wrzód pęknie.
– Ty nie żyjesz, Leo, ty egzystujesz. Powinienem był to wiedzieć! – Ruszył do wyjścia. – Chociaż raz nie ściągaj portek – rzucił przez ramię. – Lizzie zasługuje na kogoś lepszego od ciebie.
Dla lepszego efektu trzasnął drzwiami.
Leo stał nieruchomo.
Nie mówili podniesionym głosem, ściany są grube, lecz zdawał sobie sprawę, że personel wyczuwa napięcie między braćmi. Czyżby popełnił błąd, oddając działalność charytatywną w ręce Ethana? Ethan jest świetnym chirurgiem i jego umiejętności mogą okazać się bardzo przydatne, lecz zbyt wiele spraw ich dzieli.
– Leo… – w telefonie wewnętrznym z włączonym głośnikiem odezwała się Gwen – jest tu ze mną…
– Przyślij ją do mnie. – Nawet nie dał Gwen dokończyć.
– Leo! – Na dźwięk niskiego zmysłowego głosu odwrócił się i znieruchomiał.
Nie, to nie była Święta Lizzie, jak w myślach przezwał nową przełożoną pielęgniarek, lecz Flora Franklin, której wiele brakowało do świętości. Zjawiskowo piękna, ubrana w długi kosztowny płaszcz i niebotycznie wysokie szpilki, zmierzała prosto ku niemu.
– Nie oddzwoniłeś.
– Bo nie mam ci już nic do powiedzenia. Między nami wszystko skończone. – Nie lubił się powtarzać. – Już sobie to wyjaśniliśmy…
– Może to sprawi, że zmienisz zdanie.
Flora rozchyliła poły płaszcza i zsunęła go z ramion. Leo prześliznął wzrokiem po jej cudownym ciele w najbardziej seksownym negliżu, jaki można sobie wyobrazić. Który mężczyzna oparłby się widokowi sutek wystających przez oczka koronkowego biustonosza?
Cóż, ciało uległo pokusie, lecz umysł stawiał zdecydowany opór. Nawet wtedy gdy Flora obsypała jego twarz delikatnymi pocałunkami, a jej zręczne palce zaczęły pieścić dół jego brzucha, nie zapomniał, że zakończył ten związek. Owszem, było miło i zabawnie, lecz koniec, kropka. Czas postawić sprawę jasno.
– Floro – rzekł chłodnym tonem – powinnaś…
Rozległo się dyskretne pukanie i w uchylonych drzwiach ukazała się twarz nieznajomej kobiety.
Zdecydowanie nie tak miało wyglądać jego pierwsze spotkanie z nową pracownicą!
– Doktor Hunter, jak sądzę?
Zobaczył wargi układające się w oficjalny uśmiech i rumieńce występujące na policzki. Chociaż Lizzie nie powiedziała „Pańska reputacja pana wyprzedza”, czytał z jej oczu, że właśnie to miała na końcu języka.
– W tej chwili pan Hunter. – Nawet w najbardziej żenujących sytuacjach zawsze korygował błędy. – A pani to Lizzie Birch, tak? – rzekł, usiłując uwolnić się z objęć Flory.
Lizzie jednak nie czekała. Skinęła mu lekko głową i się wycofała. W przeciwieństwie do Flory dokładnie zamknęła za sobą drzwi.
– Na czym to stanęliśmy? – zapytała Flora.
– Na tym, co przedtem – odparł cierpkim tonem. – Nasz romans jest skończony.
– Leo… – Flora uczepiła się jego ręki, lecz strząsnął ją z siebie.
– Okryj się i wyjdź. Kiedy wrócę, nie chcę cię tutaj widzieć. Muszę naprawić to, co zepsułaś.
Opuścił gabinet, a ponieważ w przeciwieństwie do Lizzie doskonale znał rozkład budynku, dogonił ją, zanim znalazła szatnię.
– Gratuluję wyczucia czasu – odezwał się. – Mówię poważnie, właśnie próbowałem się jej pozbyć.
– Doprawdy?
Miała miękki, wyjątkowo czysty głos, lecz zauważył, że najwięcej mówią oczy. A oczy były pełne krytycyzmu, szczególnie gdy prześliznęły się po całej jego postaci. Nie musiał sprawdzać, wiedział, że ma rozpięte spodnie.
Mógłby się zaczerwienić.
Mógłby zakląć. Mógłby udać, że wszystko jest w porządku. Wybrał zupełnie inne wyjście z sytuacji.
Roześmiał się. Bezwstydnie, gromko, rozbrajająco szczerze. Lizzie, zauważył, pozostała poważna.
Zauważył też kilka innych rzeczy. Była niewiarygodnie… Nie wiedział, jak to ująć. Jako jeden z czołowych chirurgów plastycznych w Wielkiej Brytanii potrafił natychmiast ocenić wygląd kobiety. Weszło mu w krew analizowanie, jakie zabiegi ewentualnie już przeszła, albo, co dla niego ważniejsze, jakim powinna się poddać. Gdy pacjentka wchodziła do gabinetu, Leo dokonywał lustracji i zgadywał, o co go poprosi.
Jednak patrząc na Lizzie nie potrafił określić, co by to było. Zamiast zauważyć odrobinę wystające zęby, skoncentrował uwagę na pełnych wargach. Kremowa cera nie pochodziła ze słoika, gdyby tak było, chętnie odkupiłby patent. Figura zaś…
Nie spodziewał się, że nowa przełożona pielęgniarek będzie uosobieniem kobiecości.
– Niedawno zakończyliśmy nasz związek, tylko Flora nie zdążyła jeszcze się do tego przyzwyczaić.
Lizzie nie miała zamiaru słuchać o szczegółach prywatnego życia nowego pracodawcy. W tej chwili chciała się znaleźć jak najdalej od Lea i zebrać myśli.
– Przepraszam, chciałabym się przebrać i wrócę do pana gabinetu. Mam nadzieję, że będziemy mogli poznać się na płaszczyźnie bardziej zawodowej.
– Oczywiście.
Zdał sobie nagle sprawę, że posługując się tylko kilkoma słowami, Lizzie wyraźnie wskazała, gdzie jego, a gdzie jej miejsce. Wrócił do siebie. Przez drzwi słyszał łkanie i wiedział, że pozbycie się Flory nie będzie łatwe.
Lizzie była naprawdę głęboko zdegustowana.
Weszła do pomieszczenia dla personelu bardziej przypominającego ekskluzywne spa niż szatnię w przychodni lekarskiej. Znajdowały się tu ogromne lustra, prysznice i miękkie ręczniki. Nie zdziwiłaby się, gdyby zaraz pojawiła się asystentka i odebrała od niej płaszcz.
Na szczęście w szatni nie było nikogo poza nią. Lizzie odetchnęła głęboko. Była zdegustowana nie sceną, jaką zobaczyła w gabinecie, ale swoją reakcją na Lea.
Czy on musi być przystojny? Taki obłędnie męski? Owszem, widziała go już na zdjęciach, lecz żadne nie oddawało jego charyzmy.
Spodziewała się zobaczyć kogoś podobnego do Ethana, tylko trochę starszego, ujrzała zaś mężczyznę z wyglądu młodszego, pełnego energii, z błękitnymi oczami, które patrzyły na nią, jakby… jakby zapraszały ją do łóżka.
– Och, nie! – wyrwało jej się.
Tego nie przewidziała. Nagle przypominał jej się głęboki śmiech Lea i ku swojemu zaskoczeniu sama się zaśmiała. Spojrzała w lustro i jej twarz spoważniała.
– Zgniótłby cię w dłoni – odezwała się do siebie. – Przyjechałaś tu pracować, zarabiać pieniądze, które pozwolą ci ruszyć do przodu, a nie romansować.
Jest zbyt rozsądna, aby pozwolić sobie na flirt.
Gwen wyjaśniła jej, że w pracy będzie nosiła garsonkę. Teraz Lizzie rozsunęła zamek błyskawiczny pokrowca i wyjęła wąską grafitową spódniczkę i taki sam żakiet oraz kremową bluzkę z szerokim golfem, z tyłu zapinaną na guziczki.
Mało praktyczny strój, pomyślała, zmieniając botki na pantofle na płaskim obcasie.
Spojrzała w lustro. Mimo swoich trzydziestu dwóch lat czuła się jak dziewczynka przymierzająca ubrania mamy. Szyte na miarę, dopasowane, szykowne.
W pracy zazwyczaj nie używała makijażu, lecz zdążyła zauważyć, że Gwen i inne nowe koleżanki są dyskretnie umalowane. Żałowała teraz, że nie wzięła kosmetyczki.
Po drodze do gabinetu Lea zastanawiała się, jak się zachować. Czekała ją jednak niemiła niespodzianka. Przed spotkaniem z nowym szefem musiała stawić czoło Florze!