Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Naprawiacz - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 marca 2023
Ebook
44,99 zł
Audiobook
54,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,99

Naprawiacz - ebook

Świat jest zepsuty.

Trzeba go naprawić.

Ta dziewczyna to początek.

Warszawa. Miasto czystych i brudnych interesów, plotek, dziennikarzy i chirurgów estetycznych. W jednym z mieszkań policja odnajduje makabryczny obraz, do którego przyklejone są fragmenty ludzkiego ciała. Nigdzie nie ma jednak ofiary. Wszystko wskazuje na to, że kobieta przeżyła upiorną operację. Wkrótce do mediów odzywa się morderca.

NAPRAWIACZ

Grozi tym, którzy w imię próżnych zachcianek bezczeszczą swoje ciała. Znajdzie ich, a potem ich… naprawi.

Kim jest? Dlaczego morduje? I co wspólnego z tymi wydarzeniami ma sprawa zbrodni sprzed lat?

O autorze:

Piotr Kuźniak to nowe nazwisko na scenie polskiego kryminału. Od lat producent telewizyjny, w swojej debiutanckiej książce skomponował intrygę tak, że nawet najzagorzalsi fani ekranu nie będą w stanie się oderwać.

Fragment książki:

Mężczyzna uśmiechnął się do siebie. Rozmowa z Brytem poszła dobrze. Zainteresował go, być może nawet przeraził, a to oznaczało jedno: gdy przyjdzie czas, Bryt będzie jednym z głównych elementów w jego grze.

Wstukał kolejny numer.

– Policja stołeczna. Słucham?

– Przy ulicy Szarmanckiej siedem, mieszkanie trzy miało miejsce przestępstwo.

– Co się stało? Czy potrzebne jest pogotowie? – zapytała dyżurna.

– Potrzebna jest trumna – uciął i zakończył rozmowę.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-9398-4
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

– Obudź się – usłyszała cichy głos.

Nie zareagowała.

– Obudź się. – Głos się podniósł, ktoś uszczypnął ją w policzek.

To podziałało, otworzyła oczy, ale nikogo nie zobaczyła. Dopiero po chwili dostrzegła zarys sylwetki ukrytej w mroku. Nie wiedziała, co się dzieje. Pamiętała, że wczoraj w barze poznała przystojnego mężczyznę. Był czarujący, od razu zwróciła na niego uwagę. Powiedział, że ma na imię Adam i odreagowuje trudne negocjacje. Bardzo jej się spodobał. Brunet, płaski brzuch, szerokie ramiona i taka męska, trochę kwadratowa żuchwa. Do tego kilkudniowy zarost. Zobaczyła w nim faceta, a nie jakiegoś wymuskanego dupka. Subtelnie do niej zagaił, nie był namolny, potrafił słuchać. Chwilę potem były drinki, po których urwał jej się film. Teraz leżała związana w ciemnym pokoju…

Musiał mi czegoś dosypać – pomyślała. Przełknęła ślinę i wyszeptała z trudem:

– Czego chcesz?

Milczał.

– Czego ode mnie chcesz?! – powtórzyła piskliwie.

Mężczyzna wstał i podszedł do biurka, które majaczyło w oddali. Przez chwilę stał przy nim, jakby czegoś szukał. Wreszcie wrócił i znowu spojrzał na nią bez słowa.

– Jezu… proszę! – jęknęła. – Błagam, tylko mnie nie krzywdź…

Nadal milcząc, podniósł jakiś przedmiot i nagle oślepił ją błysk.

W ułamku sekundy dotarło do niej: ten człowiek zrobił jej zdjęcie. Rzuciła się wściekle, ale nic to nie dało.

– Przestań! – wykrzyczała. – Nie rób tego! Słyszysz?!

Kolejny flesz. PSTRYK!

Stanął bliżej, tak jakby chciał sfotografować jej twarz. Dziewczyna zaczęła płakać. To spowodowało, że w końcu się odezwał:

– Nie płacz… bo zdjęcia nie wyjdą.

Ona nadal łkała.

– Nie becz, bo ci wydłubię oczy.

– Błagam! Jezu! Wypuść mnie!

Kolejny PSTRYK.

– Przecież ja ci nic nie zrobiłam. Boże! Proszę!

PSTRYK.

– Odsłoń piersi – polecił sucho.

To ją sparaliżowało. Jej oddech stał się krótki, urywany. W głowie kołatało się potworne pytanie: co zamierza z nią zrobić ten człowiek?

– Odsłoń piersi, bo je obetnę – ponaglił.

Dziewczyna odsunęła od biustu ręce związane w nadgarstkach. W pokoju było gorąco i duszno, mimo to jej sutki nienaturalnie stały.

– Pomasuj – polecił. – Nie chcę, by były takie sterczące.

– To nic nie da – wymamrotała przerażona. – One już takie są.

– Trzeba było przy nich nie majstrować. – Szept stawał się coraz bardziej przerażający.

– Nie podobają ci się? – zapytała, jakby wymuszona kokieteria była jej ostatnią deską ratunku.

– Milcz – syknął. – Bo obetnę ci język.

– Błagam… – wymamrotała przerażona.

PSTRYK.

– Wypuść mnie!

PSTRYK.

– Dobrze. – Odłożył aparat. – Te zdjęcia będą świadectwem twojej przemiany… gdy zostaniesz już naprawiona.

Pogłaskał ją po policzku. Znowu przez kilka sekund był taki jak wczoraj. Nagle przyłożył jej jakąś chustkę do twarzy. Tracąc przytomność, pomyślała, że prawdopodobnie już się nie obudzi. Po krótkiej walce jej powieki ciężko opadły. Spod jednej popłynęła łza.ROZDZIAŁ 2

Maks Bryt spojrzał w lustro. Nie był zdziwiony tym, co tam zobaczył. Twarz poorana bruzdami, siwizna na skroniach, wory pod oczami. Lata ciężkiej pracy, nieregularny tryb życia, gówniane jedzenie oraz alkohol i fajki zrobiły swoje.

– Witaj, stary capie – rzucił do swojego odbicia i poklepał się po zaokrąglonym brzuchu. Lubił siebie, ale ostatnio zaczęło do niego docierać, że czas płynie nieubłaganie. W zeszłym miesiącu skończył czterdzieści pięć lat.

– Śniadanie gotowe, kotku – dobiegł go głos z kuchni.

– Kotku… – Napiął przed lustrem bicepsy, wciągnął brzuch i mruknął: – Jestem już raczej niedźwiadkiem.

Zaraz potem chlusnął sobie w twarz zimną wodą, umył zęby i wyszedł z łazienki. Po mieszkaniu rozchodził się zapach kawy i trochę za mocno podpieczonych tostów. W kuchni przy blacie krzątała się jego dziewczyna Marta – wysoka, szczupła blondynka ubrana w obcisłe koronkowe szorty i bluzkę odsłaniającą brzuch, pod którą odznaczały się kształtne piersi.

Wygląda jak Lara Croft w wydaniu blond – pomyślał Maks i szybko rzucił:

– Ale ty mi się podobasz…

Odwróciła się. Burza blond loków zafalowała, gdy delikatnie odgarnęła je z twarzy.

– Kocham cię – wyszeptał.

– To w końcu się ze mną ożeń – odpowiedziała z uśmiechem i gdy podszedł, lekko ugryzła go w ucho. Po chwili zniknęła w łazience.

Zadzwoniła komórka Maksa.

Odebrał. Później żałował tego wielokrotnie.

– Maksymilian Bryt? – usłyszał.

– Tak, słucham.

– Dziś w nocy zaczęli umierać ludzie.

– To jakiś żart? Kto dzwoni?

– To nie jest żart.

– Okej, kolego. Ile chcesz za tego newsa? – spytał zniecierpliwiony Bryt. – Dwa tysiaki? Trzy?

– Tu nie chodzi o pieniądze, Maks – odparł nieznajomy. Jego słowa brzmiały beznamiętnie, wręcz martwo. Bryt przełknął nerwowo ślinę. W głosie płynącym z telefonu wprost do jego ucha było coś nieludzkiego. Tymczasem rozmówca ciągnął dalej: – Tu chodzi o zabijanie. Zginęła kobieta…

– A skąd niby ty to wiesz, kolego? – Wielokrotnie rozmawiał już z takimi świrami i czuł, że to strata czasu. Nie miał ochoty dłużej gadać z tym pomyleńcem, mimo to zapytał jeszcze raz: – Skąd wiesz, że zginęła kobieta?

– Bo to ja ją zabiłem.

W słuchawce nastała cisza. Maks zaczął gorączkowo analizować wszystkie informacje, które otrzymał od tajemniczego rozmówcy. Raz po raz zadawał sobie pytanie: a co, jeżeli on mówi prawdę?

– Dlaczego dzwonisz z tym do mnie? – zapytał po chwili. – Jestem dziennikarzem, ale nie piszę o poważnych sprawach. Zajmuję się plotkami. Pierdołami, rozumiesz?

– W takim razie warto się zająć poważnym pisaniem, panie redaktorze. Sprawdź swój e-mail.

Maks szybko odpalił iPada i przejrzał pocztę. W ostatniej wiadomości, wysłanej z adresu [email protected], znalazł jedno zdjęcie.

– Jezu – stęknął.

Z ekranu patrzyła na niego śliczna dziewczyna. Przerażona i naga. Zasłaniała piersi rękami skrępowanymi w nadgarstkach.

– Co jej zrobiłeś, chory skurwysynu? – Maks ledwo panował nad głosem.

– Takie odzywki poskutkują karą. Radzę się uspokoić – pouczył go nieznajomy.

– Co jej zrobiłeś? – powtórzył pytanie Bryt.

Słyszał, że mężczyzna po drugiej stronie bierze głęboki oddech.

– Naprawiłem ją.

Maks poczuł na karku zimną strużkę potu.

– Zabijanie to według ciebie naprawianie? – spytał, siląc się na spokój.

– Właśnie tak – odpowiedział nieznajomy z nieskrywaną satysfakcją.

– Dlaczego mi to mówisz? To bez sensu. Co ja mam teraz zrobić? Mam o tym pisać?

– Na razie masz siedzieć cicho. Z czasem zrozumiesz. Wtedy o mnie napiszesz. Opowiesz o moich czynach innym, żeby i oni zrozumieli – odparł i zakończył połączenie.

Mężczyzna uśmiechnął się do siebie. Rozmowa z Brytem poszła dobrze. Zainteresował go, być może nawet przeraził, a to oznaczało jedno: gdy przyjdzie czas, Bryt będzie jednym z głównych elementów w jego grze.

Wystukał kolejny numer.

– Policja stołeczna. Słucham?

– Przy ulicy Szarmanckiej siedem, mieszkanie trzy, miało miejsce przestępstwo.

– Co się stało? Czy potrzebne jest pogotowie? – zapytała dyżurna.

– Potrzebna jest trumna – uciął mężczyzna i zakończył rozmowę.ROZDZIAŁ 3

Była sobota rano. Wydawało się, że niebo płacze wielkimi łzami, do tego wiatr i wszechobecne błoto czyniły ten sierpniowy dzień naprawdę paskudnym.

– Typowa szwedzka pogoda – powiedziała do siebie detektyw Ana Zatorska i wsiadła do samochodu. Była szczupłą czterdziestodwulatką o umięśnionych nogach i kruczoczarnych włosach upiętych w koński ogon. Jej twarz zdawała się cały czas uśmiechnięta. Zatorska wielokrotnie słyszała, że jest najbardziej pozytywną gliną w mieście.

Silnik jej dwudziestodwuletniego saaba cabrio zaskoczył od razu i Ana z nieukrywaną radością wcisnęła gaz. Lubiła szybką jazdę, szczególnie z opuszczonym dachem, ale dzisiejsza pogoda to wykluczała. Sunąc przez miasto, rozmyślała o przeszłości. Jak zawsze, gdy jechała na miejsce zbrodni.

Jej ojciec zginął w wypadku samochodowym, gdy miała trzy lata. Po jego śmierci matka podupadła na zdrowiu, w ciągu kilkunastu miesięcy zmieniła się we wrak człowieka. Pięcioletnia Ana znalazła ją w wannie pełnej purpurowej wody. Mama jeszcze żyła, kiedy dziewczynka rzuciła się na pomoc i próbowała ją wyciągnąć. Jednak była za mała… Za mała, żeby uratować mamę, żeby zadzwonić po pomoc… Za mała, żeby ocalić najważniejszą w jej życiu osobę.

– Teraz bym cię uratowała – szepnęła, mocniej ściskając kierownicę.

Tamtego dnia skończyło się jej dzieciństwo. Lata spędzone w domu dziecka wspominała jako zły, gówniany czas, bez choćby odrobiny ciepła.

Mimo wszystko wyszłam na ludzi – pomyślała.

Otarła łzę. Zawsze gdy wspominała mamę, ogarniał ją szczególny rodzaj smutku. Od kiedy zaczęła pracować w wydziale zabójstw, zrozumiała jedną ważną rzecz: mama, podcinając sobie żyły, miała wybór. Ofiary, których ciała Ana widywała w swojej pracy, żadnego wyboru nie miały. Ginęły, bo ktoś tak chciał.

Jak ta dziewczyna, której zabójstwo zgłosił jakiś świr.

Ana otarła kolejną łzę i mocniej nacisnęła pedał gazu. Za jakieś pięć minut będzie na miejscu. W jej fachu płacz był zarezerwowany dla bliskich ofiar, nie dla niej.

Czarny saab pomknął dalej przez deszcz i szare miasto.ROZDZIAŁ 4

Detektyw Jakub Sztiel zapalał papierosa, już ósmego tego ranka. Wysoki, smagły, dobrze zbudowany facet z petem w ustach, ubrany na czarno. Popatrzył w niebo z niesmakiem i spojrzał na drogę. W oddali zamajaczył czarny saab.

Sztiel się uśmiechnął. Nareszcie wezmą się do roboty. Po tym, co widział na miejscu zbrodni, musiał zapalić, ale teraz chciał już działać.

Samochód zaparkował i wysiadła z niego partnerka Sztiela. Czarne skórzane spodnie i biały T-shirt, do tego czarne airmaxy. Buty, w których każdego można dogonić i potem mu jeszcze dobrze dokopać. Dla Sztiela Ana była koleżanką z pracy, ale… czuł, że mogła się stać kimś znacznie więcej. Nie przypominała kobiet, z którymi się dotychczas zadawał. Była w jego typie i emanowała pozytywną energią, przede wszystkim jednak imponowała mu profesjonalizmem, dociekliwością i ponadprzeciętną inteligencją. Przy niej mógł być sobą i to sprawiało, że czuł się super. Doskonale zdawał sobie sprawę, że romans czy związek może mocno skomplikować ich relacje zawodowe, mimo to coraz częściej uświadamiał sobie, że ma ochotę na coś więcej.

– Co mamy? – zapytała bez wstępów.

– Prawdopodobnie zabójstwo. Pokurwiona sprawa. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem.

– Co w tym dziwnego? Trup to trup.

– No właśnie trupa nie ma. – Zaciągnął się mocniej papierosem. – Ale są jego fragmenty…

– Gaś peta – ucięła. – Idziemy.

Ruszyli szybko do środka. Klatka była jasna i elegancka. Marmurowe ściany ozdobiono wielkimi lustrami.

– Które piętro? – spytała Ana.

– Pierwsze, chodź schodami. W windzie jest nasz technik, zabezpiecza ślady.

Ana pokonała stopnie w kilku susach i weszła do mieszkania.

W środku panowała cisza. Kobieta skinęła głową fotografowi, który pił kawę, gapiąc się tępo przed siebie. Nie odezwał się do nich choćby słowem. W kuchni zobaczyła dwóch mundurowych. Przybyli jako pierwsi po zgłoszeniu.

– Gdzie mam iść? – zagadała do nich.

– Do sypialni. – Wyższy z nich wskazał pomieszczenie w głębi mieszkania.

– Jest bardzo źle?

– Ostatnio byliśmy na wyciąganiu samobójcy spod pendolino i było paskudnie – powiedział niski – ale to, co jest tam… przechodzi ludzkie pojęcie.

Ana wzięła głębszy oddech i ruszyła korytarzem.

– Dobra, wchodzimy.

Cała ona: działanie nade wszystko, bez zbędnej gadaniny i ceregieli – pomyślał Sztiel.

W środku panował półmrok. Ana zamrugała, by przyzwyczaić oczy.

– Wyrko sprawia wrażenie, jakby ktoś dosłownie je wyprasował – rzucił Sztiel. – Ale to jest tutaj najmniej zaskakujące. Spójrz tam.

Na ścianie nad łóżkiem widniał, wykonany w skali jeden do jednego, obraz przedstawiający atrakcyjną kobietę. Stała w lekkim rozkroku i opierała ręce na biodrach.

– Czemu nie zapaliliście światła albo nie odsłoniliście okna? Za ciemno tutaj – wyszeptała Ana.

– Chciałem, żebyś zobaczyła to tak, jak ten skurwysyn to zostawił.

– Za ciemno… Czym to namalował?

– Sama zobacz.

Ana włączyła światło.

– Jezu… – Błyskawicznie wyciągnęła dyktafon i nacisnęła zapis. – Sprawca namalował sylwetkę kobiety krwią. Na obrazie widzę uwypuklenia. Przez to ten obraz… wygląda jak płaskorzeźba. Podchodzę bliżej…

Szybko wsunęła się za łóżko. Dzięki temu mogła patrzeć na namalowaną kobietę z odległości około trzydziestu centymetrów.

To, co zobaczyła, spowodowało, że znieruchomiała.

– Wszystko gra? – spytał Sztiel.

– Tak. Daj chwilę.

Z każdą sekundą coraz bardziej bezlitośnie docierało do niej, że to nie będzie zwykłe śledztwo. To, na co patrzyła, było obrzydliwe i chore. Na obrazie były widoczne kawałki ludzkiego ciała. W miejscu ust znajdowały się prawdziwe wargi wycięte z twarzy ofiary. Na klatce piersiowej uwypuklały się duże piersi ze sterczącymi sutkami, postrzępiona skóra odsłaniała umiejscowione pod nią mięśnie. Pod nimi dało się dostrzec wkładki silikonowe.

– To jej usta i piersi… Miała też implanty. Sprawca odciął wszystko i przyczepił tutaj…

– Pieprzony chirurg, co? – szepnął Sztiel. – Spójrz niżej.

Ana skupiła wzrok na kroczu kobiety. Poczuła, jak śniadanie podchodzi jej do gardła. Kontynuowała nagrywanie:

– Kolejnym fragmentem ciała jest wagina. Jest też wzgórek łonowy wraz z wąskim paskiem owłosienia.

Sztiel wyciągnął papierosa i zaczął nerwowo miętolić filtr w ustach.

– Typ zadał sobie wiele trudu, żeby tak wszystko ładnie zaaranżować… Po co tyle zachodu?

– Pewnie chce coś pokazać… powiedzieć… Jest bardzo dokładny. Nie spieszy się. Kurwa… Będzie tego więcej… – Nachyliła się niżej. – Co to jest na wardze sromowej? Ta kropka?

– Zaczekaj. – Sztiel się przysunął. – To chyba tatuaż. Serduszko?

– Tak wygląda. Zrobią nam zdjęcia. Może po tym ją zidentyfikujemy.

– Na razie mamy niewiele. To raczej nawet nie jest jej mieszkanie. Kurwa mać! Nic nie wiemy.

Ana postanowiła chwilowo się tym nie przejmować. Skierowała się w stronę drzwi i omiotła pokój ostatnim spojrzeniem.

– Wołaj techników. Niech znajdą jakikolwiek ślad, który pomoże nam dorwać tego skurwysyna. Niech wpadną tu chłopcy z komendy i odpytają, kogo dadzą radę. Może ktoś coś widział, może jest monitoring. Okej?

– Taa. Myślisz, że ta dziewczyna żyje? – dobiegło ją pytanie Sztiela.

– Po tym, co jej zrobił? Lepiej byłoby dla niej, gdyby nie żyła.ROZDZIAŁ 5

Mężczyzna stał przy łóżku. Patrzył na nieprzytomną dziewczynę. Był zadowolony. Wszystkie poprawki zostały wykonane. Usunął jej sztucznie powiększone usta. Wyciął implanty piersi i nienaturalne wargi sromowe. Nadal żyła, więc wszystko poszło tak, jak zaplanował.

– Obudź się – polecił.

Pod jej powiekami dostrzegł delikatny ruch gałek ocznych.

– Teraz jesteś prawdziwa. Prawie… taka jak kiedyś.

Powoli zaczął zdejmować opatrunek z jej ust. Stopniowo odsłaniał swoje dzieło. Jej pełne usta zniknęły. Teraz w miejscu odciętych warg widać było zęby i dziąsła.

– Boli… – wybełkotała. – Co się dzieje?

– Nie mów za dużo – polecił. – Szwy są świeże.

– Co ty…? – Z trudem uniosła powieki.

– Zobaczysz.

Jego podekscytowanie narastało. Oto zbliżał się najważniejszy moment w przemianie tej dziewczyny. Za moment miała zobaczyć to, co jej zrobił. Zerwał z niej kołdrę i szybko zaczął zdejmować kolejne opatrunki. W końcu była całkiem naga. Nic nie zasłaniało kikutów piersi i zdeformowanej waginy.

– Teraz się zobaczysz – powiedział.

Wziął ją pod rękę i podniósł z łóżka. Powłóczyła nogami. Z trudem przeszli kilka kroków. Oparł ją o ścianę. Chwiała się na nogach, ale ocenił, że zdoła utrzymać równowagę.

– Zostań tu – polecił.

Po chwili wrócił z aparatem i zaczął jej robić zdjęcia.

PSTRYK.

– Znowu to robisz? – wybełkotała.

PSTRYK.

– Bądź grzeczna. Uśmiechnij się!

Z satysfakcją obserwował, jak próbuje wykonać polecenie. Nie mogła. Nie czuła ust. Z trudem podniosła dłoń i dotknęła twarzy… Teraz już wiedziała.

Z jej gardła dobył się jęk przechodzący w skowyt.

– To twoje nowe usta. Obchodź się z nimi delikatnie. Uważaj na szwy.

Nerwowo macała palcami obnażone w demonicznym uśmiechu zęby. Z każdą sekundą za pomocą dotyku dokonywała coraz bardziej makabrycznych odkryć. Zabrała rękę.

– Ty skurwysynu!!!

PSTRYK.

– Teraz jesteś prawdziwa.

Nie zareagowała. Łkała jak ranne zwierzę.

– Zanim cię naprawiłem, byłaś potworem – powiedział spokojnie. – Usta nie były najtrudniejsze. Naprawiłem ci też piersi.

Dziewczyna osunęła się po ścianie, zanosząc się płaczem.

– To nie wszystko – ciągnął. – Pozbawiłem cię też twojej ostrzykniętej, lubieżnej cipy.

Dziewczyna zaczęła gorączkowo obmacywać swoje ciało.

– Poczekaj. – Chwycił ją mocno za ręce. – Zniszczysz szwy. Zaraz się zobaczysz. – Schylił się po lustro i rozkazał twardo: – Wstań.

Wykonała polecenie, a on z satysfakcją obserwował, jak przygląda się nowej sobie. Jak wpatruje się w groteskowy uśmiech i nienaturalnie odsłonięte zęby. Kontur ust wyznaczała linia drobnych szwów.

– Trzeba było mnie zabić – wymamrotała.

– To by było zbyt proste. To, co zrobiłem, ma być wiadomością.

Dziewczyna spojrzała niżej. Jej dawniej pełne piersi zniknęły, była płaska niczym mężczyzna. Nie miała sutków.

– Zabiłeś mnie! – zawyła z nową furią. – Możesz mnie zabić, skurwysynu! Nie boję się, słyszysz?!

– Zobacz lepiej swoją muszelkę – polecił. – Chciałabyś jej teraz użyć?

Jej oczy powędrowały w dół. Drżącą ręką dotknęła krocza i zaczęła gwałtownie potrząsać głową. W jej mózg wwiercała się przerażająca prawda. Odciął jej wargi sromowe, które regularnie wypełniała kwasem hialuronowym. Teraz jej pochwa była koszmarnie oszpecona.

– Wygląda, jakby ci ktoś wrzucił tam granat – szydził.

Zawyła.

PSTRYK.

– Twoje zdjęcia niedługo obiegną cały kraj. A może i świat. Będziesz głosem sumienia.

– Chory skurwiel… – szeptała zrezygnowana.

– Chory? Chore są takie jak ty!

Poczuł, jak narasta w nim furia. Odłożył aparat, sięgnął po poduszkę i doskoczył do dziewczyny.ROZDZIAŁ 6

Ana siedziała w swoim pokoju w komendzie policji. Rozmyślała o tym, co wydarzyło się rano. O kobiecie, której ciała nie znaleziono. Kim był zabójca? Chirurgiem? Malarzem? Artystą? Jeszcze nie wiedziała, jak go nazywać. Zarzuciła nogi na biurko i zaczęła przeglądać fotografie z miejsca zbrodni. Obraz z elementami płaskorzeźby na zdjęciach przybierał coraz bardziej groteskowy kształt.

Kim jesteś? – pomyślała. – I co chcesz nam pokazać?

Zawibrowała jej komórka. Nareszcie, Sztiel! Dobrą chwilę temu poszedł na spotkanie z Kertnerem, patologiem sądowym.

– Co tam?

– Nasz sprawca to prawdziwy zawodowiec.

– Co przez to rozumiesz? Skończył medycynę czy akademię sztuk pięknych?

– Ofiara została znieczulona silnymi lekami. W tkankach były jeszcze ślady substancji farmakologicznych. Wszystko odciął skalpelem lub nożem koagulacyjnym.

– Dobrze, że nie siekierą. Czekaj, jakim nożem?

– Koagulacyjnym. Tniesz i przypalasz, żeby rana nie krwawiła. To nie jest jakiś tam rzeźnik czy fan świniobicia! Mówię: pieprzony zawodowiec.

– Czy ofiara żyła, jak jej to robił?

– Według Kertnera była uśpiona. Serce pompowało krew, na to wskazuje stan odciętych tkanek. Co więcej, na żywca by jej tego nie zrobił, boby się szarpała. Tak więc patolog podejrzewa, że gościu ją uśpił, zaintubował i zoperował. Ale według niego ta cała zabawa z uśpieniem lub sedacją…

– Kurwa, Sztiel… mów po ludzku – wtrąciła.

– Według patologa cała zabawa z sedacją, czyli ze znieczuleniem ogólnym, może oznaczać jedno.

– No? – zapytała ponaglająco. Nie znosiła, kiedy tak z nią pogrywał.

– Że po operacji ją wybudził.

– Żeby pokazać, co jej zrobił – szepnęła. – Posłuchaj, trzeba sprawdzić wszystkie zaginione dziewczyny.

– Już to robimy. Sprawdzamy w całym kraju.

– A to mieszkanie, w którym ją znaleźliśmy? Do kogo należy?

– Właściciele pojechali na urlop na Dominikanę. Nie mają pojęcia, kim mogła być ofiara. Na drzwiach wejściowych są ślady włamania. Bez ciała będzie cholernie trudno ustalić tożsamość.

– Mamy tatuaż. A może te implanty zaprowadzą nas do miejsca, w którym je robiła? One mają jakieś numery seryjne?

– Nie mam pojęcia, ale na jutro jestem umówiony w klinice chirurgii plastycznej na Wilanowie, więc będę wiedzieć więcej.

– Okej, na razie.

– Cześć.

Rzuciła telefon na biurko i zaczęła na nowo analizować wszystko, czego się dowiedziała.

Ona może jeszcze żyć – myślała. – Chyba jednak trzeba powiadomić prasę. Może ktoś zauważy jej zaginięcie.

Wybrała numer. Po kilku sygnałach po drugiej stronie odezwał się kobiecy głos:

– _Fuck_, Ana! Pracujesz nawet w sobotę?

– Pracuję, bo lubię. Poza tym zaginęła dziewczyna. Potrzebuję twojej pomocy, Nina.

– Chcesz, żebyśmy o tym napisali? Co chwila jakaś ginie. A potem znajduje się z bolącym dupskiem po dobrze zakrapianej orgietce.

– Nina, to będzie dla ciebie prawdziwa bomba, mówię ci.

– To lubię! – zawołała tamta z entuzjazmem. – Masz już raport? Wyślesz coś?

– Trochę go okroję i jeszcze dziś masz go na mailu.

– _Fuck!_ Tylko nie okrawaj za bardzo, bo będzie dupa, a nie news.

– Już mówiłam, według twoich standardów to jest hit.

– Jeżeli masz rację, to dam to dziś do netu. W poniedziałek będzie w porannym wydaniu. Zainteresowałaś mnie! No, uchyl rąbka tajemnicy.

– Szukam okaleczonej dziewczyny, a nie wiem, kim jest. Chcę nagłośnić sprawę. Może ktoś coś widział. Znaleźliśmy odcięte piersi, usta i wargi sromowe. Miała tatuaż. Serduszko na wardze sromowej.

– Ja pierdolę! – wrzasnęła Nina. – To się nadaje na pierwszą stronę!

– Nina. Dam ci dokładne instrukcje, co możesz napisać. Jeżeli przegniesz… nic więcej nie dostaniesz.

– Ana, ludzie powinni wiedzieć!

– Nie podniecaj się, tylko pomóż. Może się okazać, że ta dziewczyna jeszcze żyje…

– W jej sytuacji wolałabym być trupem – szepnęła Nina. – Ślij, co masz, dziś damy to do netu, ale tylko jako zwiastun wydania poniedziałkowego. Masz rację, to będzie hit!

– Dzięki. – Ana się rozłączyła.

To był ciężki dzień. Spakowała rzeczy i pojechała do domu.ROZDZIAŁ 7

Niedziela była deszczowa. Sztiel czekał w holu kliniki plastycznej doktora Mirkowiaka. Wszystko tutaj było perfekcyjnie czyste i nowoczesne. W poczekalni panował niezwykły jak na niedzielę ruch. Od kilku lat losy klinki i jej pacjentów pokazywano w jednej z telewizji. Lekarze byli celebrytami, podziwiano ich jako tych, którzy zmieniają ludzkie życie na lepsze. Wiele osób marzyło, by poddać się operacji właśnie tutaj. Sztiel usadowił się na wygodnej sofie i czekał. Zawibrował telefon. Dzwonił komendant Jan Szurmiej. Sztiel bardzo go cenił, bo przełożony niemal zawsze wspierał podwładnych. Miał do nich pełne zaufanie i nigdy nikogo nie poświęcił dla swoich korzyści. Pewnie dlatego tak późno dochrapał się stanowiska. Detektywowi nie podobało się, że często wspominał o nadciągającej emeryturze. Trudno mu było sobie wyobrazić komendę bez starego poczciwca.

– Niedziela to chyba niekoniecznie dobry dzień na służbowe rozmowy? – spytał zaczepnie.

– Serwus, Sztiel. Dobry jak każdy inny. Powiesz mi coś o tej sprawie, nad którą pracujecie z Aną?

– Napiszę dziś raport, to sobie komendant przeczyta.

– A jakże. – Szurmiej zakaszlał. – A teraz gadaj, co masz.

– Na razie niewiele – odparł i streścił wydarzenia z miejsca zbrodni.

– Rzeczywiście bez szału… A do tego chyba zapowiada się niezły syf – skwitował komendant.

– Będziemy dawać znać, co i jak.

– Byle przed moją emeryturą.

– Się wie, szefie. – Sztiel się zaśmiał.

– Jeżeli to gówno się rozhula, poproś o wsparcie – rzekł poważnie komendant. – Mam nadzieję, że mimo braków kadrowych dam radę wam kogoś przydzielić. No, to tyle, cześć!

Sztiel schował telefon i rozejrzał się dookoła.

Też pracują w niedzielę, tylko za inny hajs – pomyślał.

Obok niego siedziały dwie kobiety. Jedna z nich miała opatrunek na nosie i strasznie opuchnięte oczy.

Gdybym nie był w klinice chirurgii plastycznej, pomyślałbym, że stary dał jej niezły wycisk, i musiałbym typa zwinąć – zaśmiał się w duchu i spojrzał na drugą kobietę.

Ta chyba szła pod nóż po raz pierwszy. Ale po co? – zastanawiał się Sztiel. – Wszystko ma na miejscu.

Z zamyślenia wyrwał go głos:

– Detektywie Sztiel. – Ładna recepcjonistka stała tuż obok niego.

– Tak?

– Doktor Mirkowiak czeka w gabinecie numer pięć.

– Dziękuję. – Wstał i ruszył do pokoju.

W środku przywitał go szczupły, siwy mężczyzna. Pomimo białych włosów miał ciemną, pedantycznie przystrzyżoną brodę. Jego twarz była opalona i młoda. Musiał być po sześćdziesiątce, ale wyglądał na jakieś czterdzieści pięć lat.

Doktor uśmiechnął się i spytał:

– W czym mogę pomóc, panie detektywie?

– Dzień dobry. W weekendy też pan pracuje?

– Tylko raz w miesiącu. Jak pan widzi, moja klinika cieszy się dużym zainteresowaniem.

– W takim razie dziękuję, że znalazł pan dla mnie czas. Być może uratujemy komuś życie.

Mirkowiak wskazał dłonią krzesło. Sztiel usiadł i przeszedł do rzeczy.

– W mieście zaginęła dziewczyna. Próbujemy ją odnaleźć. Problem w tym, że nie wiemy nawet, kim ona jest.

– Co to ma wspólnego ze mną? – zapytał grzecznie doktor.

– Jedyne, co mamy, to… kawałki jej ciała. – Z wewnętrznej kieszeni kurtki wyciągnął fotografie i rozłożył je na biurku.

Mirkowiak przejrzał pobieżnie zdjęcia przedstawiające całą sylwetkę kobiety, ale zatrzymał się na dłużej przy tych z detalami.

– Ciekawe… – szepnął. Na jego czole pojawił się pot.

– Coś pana zdenerwowało, doktorze?

– Nawet bardzo. – Lekarz przetarł twarz. – Ta sprawa uderzy we wszystkie kliniki plastyczne.

– Jak to?

– Wyobraża sobie pan taką reklamę? „Jeżeli operowałaś sobie u nas piersi lub brzuch, uważaj! Ktoś może ci je odciąć!” Pacjentki będą przerażone!

– Czy w pańskiej klinice operuje się piersi? Poprawiacie wargi sromowe, usta?

– Zastanawia się pan, czy to fragmenty ciała jednej z moich pacjentek?

– A poznałby pan? Na jednej z warg sromowych jest mały tatuaż. Proszę zerknąć.

Mirkowiak spojrzał jeszcze raz na fotografie.

– To wygląda jak serduszko – szepnął.

– Chyba pamiętałby pan taki szczegół?

Lekarz sięgnął po srebrną karafkę i nalał wody do szklanek. Pociągnął spory łyk. Po chwili się odezwał. Znowu był opanowany. Chłodny.

– Nie zajmuję się plastyką pochwy. Robimy piersi, poprawiamy brzuchy, usta, uda… ale pochwy nie. Nie mam pojęcia, kim jest ta dziewczyna. Proszę pod żadnym pozorem nie łączyć tej sprawy ze mną ani z moją kliniką.

– W takim razie proszę mi pomóc. Niech pan popatrzy jeszcze raz na te zdjęcia i powie mi, co widzi.

– Okej, już się przyjrzałem i powiem panu, co widzę. Niech pan uważnie posłucha, żebyśmy się dobrze zrozumieli. My, chirurdzy plastyczni, kiedy coś odcinamy, to później szczególną wagę przywiązujemy do szycia. Jesteśmy w tym niesamowicie dokładni, wręcz perfekcyjni. Nie każdy może być… taki jak my.

Sztiel nachylił się w stronę doktora i spojrzał mu w oczy. Coraz mniej mu się podobał ten wymuskany i przemądrzały dupek. Chciał jak najszybciej wyjść z gabinetu, ale wiedział, że musi wyciągnąć od tego mądrali jak najwięcej.

– Może pan mówić jaśniej?

– W chirurgii ogólnej nieodzownym elementem leczenia jest blizna. Zszywa się ranę i tyle, zostaje blizna. Często duża i paskudna. U nas, w plastyce, blizna musi być jak najmniejsza. To wymaga specjalnych technik, nici, czasu. Szycie to bardzo czasochłonny proces, mający olbrzymi wpływ na estetykę. Pewnie dlatego inni lekarze mówią o nas, że jesteśmy skóroszytami.

– Czy ten, kto jej to zrobił, jest chirurgiem plastycznym?

– Bez wątpienia. Tylko, widzi pan, jest tutaj, na tych zdjęciach, coś dziwnego. My zaszywamy rany na ciele, a to, co odcinamy, ląduje w koszu. Ten człowiek natomiast zrobił znacznie więcej. Zapewne zszył ciało kobiety po amputacjach, ale na tym nie skończył.

– Jak to? A co takiego zrobił?

– Zadbał również z diaboliczną pieczołowitością o odcięte części ciała. Zszył odcięte usta, piersi i wargi sromowe większe… Jedynie przy implantach nie do końca mu się to udało. Tak jakby go coś rozpraszało, denerwowało, sam nie wiem. Może chciał je po prostu pokazać.

– Dlaczego był taki dokładny?

– Zależało mu, żeby dzieło było perfekcyjne. Źle zszyte lub niezszyte fragmenty ciała straciłyby swój kształt. Nikt nie rozpoznałby, czym są.

Sztielowi coś jeszcze nie dawało spokoju.

– Doktorze, czy taka operacja nie wymaga obecności kilku osób?

Lekarz skinął głową.

– Normalnie przy takiej ingerencji jest u nas na sali operacyjnej od pięciu do siedmiu osób.

– Ale czy on mógł to zrobić całkiem sam?

– Pomijając wszelkie procedury i środki bezpieczeństwa?

– Tak.

– To… prawie niemożliwe. Jest pan pewien, że nikt mu nie asystował, to znaczy… nie pomagał?

– Tego – Sztiel wzruszył ramionami – niestety nie wiem.

– Trudno mi w to uwierzyć… Ale jeżeli poradził sobie w pojedynkę, to znaczy, że zna się również na anestezjologii.

– A pan, doktorze, potrafiłby to zrobić sam?

– Żartuje pan. – Na czole lekarza znów pojawiły się krople potu. – Jaki niby miałbym w tym interes? Przez to moja klinika może stracić pacjentów. No co pan!

– Nie pytam, czy pan to zrobił. Tylko czy potrafiłby pan sam to ogarnąć.

– Nie. Nie mam pojęcia o intubacji. Lekach. Wybudzaniu. Tyle co na studiach, ale to było czterdzieści lat temu. To, co zrobił ten człowiek, wymaga kilku specjalizacji.

– Czy ta dziewczyna mogła przeżyć operację?

– To wysoce prawdopodobne. Chociaż to, co zobaczyła po odzyskaniu przytomności, musiało być przerażające. Jeżeli zachował ją przy życiu i być może pokazał, co z nią zrobił, to oznacza jedno.

– Co, doktorze?

– Że musi go pan jak najszybciej złapać – szepnął tamten. – Mam do pana wielką prośbę.

– Słucham.

– Proszę nie wiązać mnie ani mojej kliniki z tą sprawą. Mam umówionych pacjentów na kilka lat do przodu. Takie informacje mogą ich mocno zniechęcić.

– No, nie byłaby to dobra reklama, doktorze. – Sztiel podał mu dłoń. – Dziękuję za poświęcony czas.ROZDZIAŁ 8

W poniedziałek rano pogoda nadal była kiepska. Do padającego nieustannie deszczu dołączył silny wiatr. Maks Bryt wyszedł przed blok, z trudem zapalił papierosa i szybkim krokiem ruszył do samochodu. Minęły dwa dni od dziwnego telefonu od człowieka, który twierdził, że zaczął zabijać. Tamten typ zabronił mu robić cokolwiek, więc Maks czekał. Dziś rano zaczął powoli oswajać się z myślą, że ten telefon to żart, a domniemany zabójca jest bajkopisarzem.

W taką pogodę wolałbym teraz na łajbie żeglować, a nie do roboty dymać – pomyślał, zaciągając się papierosem.

Za wycieraczką swojego samochodu zobaczył coś, co przykuło jego uwagę: kopertę tkwiącą w foliowej torebce.

Zgasił papierosa, przydeptując go, zabrał tajemniczą przesyłkę i wsiadł do pojazdu. Odpalił silnik i włączył ogrzewanie, by trochę obeschnąć. Z kolejnym fajkiem w ustach wyjął kopertę i spostrzegł, że napisano na niej jego nazwisko. W środku znalazł fotografie. Pierwsza z nich była tą samą, którą tamten człowiek wysłał mu przed dwoma dniami. Na kolejnej zobaczył ofiarę chyba podczas operacji. Spała, a przy stole pracował jeden człowiek. Jego twarz spowijał mrok. W dłoni trzymał skalpel. Dziewczyna miała opatrunek na ustach. Jedna pierś sterczała do góry, druga była odcięta.

Maks przełknął ślinę, by powstrzymać mdłości. Czuł, że oblewa go pot.

Kolejne zdjęcie przedstawiało namalowaną sylwetkę kobiety. W miejscu ust, piersi i waginy były przyczepione kawałki ludzkiego ciała.

– Skurwiel! – krzyknął Maks, patrząc na kolejną fotografię.

Z szoku wyrwał go dzwonek komórki. Spojrzał na wyświetlacz. Numer zastrzeżony.

– Halo – rzucił, zaciągając się papierosem.

– Nie możesz tyle palić, Maks – wyszeptał głos. – Przez to gówno nie dożyjesz do końca śledztwa.

Bryt nerwowo rozejrzał się wokół. Nikogo nie zauważył. Nagle ogarnął go strach.

– Kto mówi? – zapytał głupio. Doskonale wiedział, że to ten sam człowiek, który dzwonił przed dwoma dniami. – Widzisz mnie?

– Widzę, że za dużo palisz i że oglądasz to, co ci zostawiłem. Podobają ci się zdjęcia? – wyszeptał z ciekawością.

Maks nadal się pocił.

– To straszne, co jej zrobiłeś… Czy ona… żyje?

Po drugiej stronie zapanowała cisza.

– Czy ona żyje? – powtórzył Bryt.

– To nie pora na takie pytania – uciął głos w słuchawce.

– Masz jakieś imię? Skoro wysyłasz mi zdjęcia, dzwonisz, może się przedstawisz?

– Zaczekam, aż mnie sami nazwiecie. Zawsze tak robicie, prawda?

– Po co to? Po co tak oszpeciłeś tę dziewczynę? – Maks starał się uspokoić. Z kieszeni wyjął dyktafon i wcisnął zapis. Z zestawu głośnomówiącego popłynął spokojny głos:

– Świat jest zepsuty. Trzeba go naprawić. Ta dziewczyna to początek. Jej los będzie ostrzeżeniem dla innych, którzy bezczeszczą swoje ciała w imię próżnych zachcianek. Od teraz każdy, kto zechce zrobić coś podobnego, będzie się bał. Bał… że mogę go znaleźć i naprawić.

– I co z nią teraz? Lepiej wygląda, gdy jest… naprawiona? – Maks patrzył na dziewczynę stojącą pod ścianą. Była koszmarnie oszpecona i z pewnością bardzo cierpiała.

– O tak – powiedział z satysfakcją mężczyzna.

– Jesteś chory, chłopie. To bez sensu… – syknął Bryt.

– Sens poznasz wkrótce… i będziesz o tym pisał…

Maks miał dość rozmowy z tym człowiekiem. Chciał się natychmiast rozłączyć, ale coś mu nie pozwalało. Musiał się dowiedzieć, o co tu chodzi.

– Zabiłeś ją?

– Jest martwa.

Bryt milczał przez chwilę, patrząc na zdjęcie dziewczyny pod ścianą. Pewnie jej ostatnie zdjęcie w życiu – pomyślał z goryczą.

– Czy policja wie? Ktoś jej szuka? – dopytywał.

– Błądzą we mgle… Śledztwo prowadzi kobieta.

– I co, ją też naprawisz? Też zabijesz?! – ryknął Maks. – Będzie kolejnym celem?

– Ona jest inna – powiedział tamten. – Nie trzeba jej naprawiać.

– Czego chcesz ode mnie… Co mam zrobić?

– Pomożesz im znaleźć ciało. Bez tego nie wiedzą nawet, kogo zabiłem, a to jest… nieodpowiednie.

Maks poczuł, że oblewa go kolejna fala zimnego potu. To właśnie on, Maks Bryt, redaktor pisma plotkarskiego, miał odegrać w tym pieprzonym teatrze jakąś rolę. Zrobiło mu się niedobrze.

– Dlaczego mam ci pomagać?

Głos po drugiej stronie spokojnie odpowiedział:

– Dostaniesz wywiad na wyłączność. Kiedyś pisałeś o poważnych sprawach… może warto do tego wrócić, wrócić do starej gazety. Tam już ktoś o mnie napisał, ale wolę, żebyś to robił ty.

– Dobra… spokojnie – wyszeptał Maks. – Gdzie jest ciało?

– Wskazówki są bardzo blisko.

– Gdzie?

– W twoim bagażniku, redaktorze – uciął tamten i skończył rozmowę.

Mężczyzna odłożył telefon. Patrzył z oddali, jak Bryt wysiada z samochodu i wyjmuje z bagażnika kolejną kopertę.

– No, to teraz leć do tej detektyw – szepnął do siebie.

Maks nawet nie zajrzał do koperty. Wsiadł z powrotem za kierownicę i odjechał na pełnym gazie.

Ulewa i wichura rozszalały się na dobre. Mężczyzna patrzył za oddalającym się samochodem. Był zadowolony, nie musiał nawet wysiadać z jeepa. Wszystko, czego potrzebował, miał przy sobie.

Zobaczmy teraz, co napisali w gazecie – pomyślał i otworzył dziennik, który kupił przed rozmową z Maksem.

Na pierwszej stronie widniał obraz, który sam namalował krwią dziewczyny. Czytał w skupieniu. Każde słowo w tym tekście było napisane z jego powodu, z powodu tego, co zrobił. To go cieszyło.

W artykule umieszczono informację, że policja poszukuje dziewczyny, która została okaleczona w bestialski sposób. Była też wzmianka o tatuażu. Czytając, czuł, że autorka pisała powierzchownie. Do tego miała za mało informacji.

– Pisałaś w pośpiechu… – syknął, pukając palcem w nazwisko pod tekstem. – Już więcej nie będziesz. Teraz będzie pisał Bryt.

Wrócił do zdania, które sprawiło, że uśmiechnął się delikatnie: „Na razie nie wiadomo, jaki jest los poszukiwanej kobiety. Ktokolwiek wie, gdzie może przebywać, lub ma informacje pomocne w ustaleniu tożsamości poszukiwanej, proszony jest o niezwłoczny kontakt z najbliższą komendą policji”.

– Bryt już jedzie na policję – powiedział z satysfakcją. – Jego informacje będą bardzo pomocne.

Rzucił gazetę w kąt, odpalił jeepa i powoli ruszył przez gęstą ulewę.ROZDZIAŁ 9

Ana przyjechała do komendy rano. Rzuciła mokrą kurtkę w kąt i poszła do kuchni. Picie porannej kawy to był jej rytuał, więc najpierw zawsze przychodziła właśnie tutaj. Teraz czekała, aż stary ekspres wykona swoją robotę.

– Ledwo ciągniesz, staruszku – powiedziała z politowaniem do pyrkoczącej maszyny.

– Gadasz z nim? – usłyszała za plecami.

– Wiesz, że tak mam, Sztiel – rzuciła z uśmiechem, nie oglądając się.

– Czy ten twój, jak go nazywasz, staruszek uciągnie drugą kawkę dla mnie? – zażartował, podchodząc do niej.

– Powinien dać radę, oczywiście jeżeli nie chcesz jej w kuflu do piwa.

– Wystarczy w filiżance – odpowiedział. – Idę do nas. Zrobiłem kanapki i mam gazetę.

– Sztiel? Zapraszasz mnie na śniadanie? – rzuciła kokieteryjnie. Wiedziała, że jej partner to pies na baby, a mimo to czuła do niego coś więcej niż do kolegi z pracy. Zdawała sobie sprawę, że to skomplikowane, postanowiła jednak pozostawić sprawy własnemu biegowi.

– Zapraszam cię do pracy w ludzkich warunkach. – Uśmiechnął się. – Zbyt wiele razy dawałaś mi kosza, żebym nadal próbował czegoś więcej – dodał z udawanym wyrzutem i zniknął w drzwiach.

Ana cholernie lubiła Sztiela. Fajny facet, dowcipny, inteligentny, uczynny. Nie stronił od kobiet, ale zawsze podkreślał, że jest sam. Dobrze umięśniony, wysoki brunet z ciemną karnacją – na pewno miał powodzenie u płci przeciwnej. Ana nigdy się nie zastanawiała, czy Jakub Sztiel jej się podoba, uważała go za partnera w pracy i superkumpla, może nawet przyjaciela. Dwa miesiące wcześniej doszło do sytuacji, która mogła rozwinąć ich relację. Tak się nie stało. On stracił wtedy swojego ukochanego psa. Stary Abu był tak schorowany, że trzeba było go uśpić. Sztiel strasznie cierpiał, targały nim skrajne emocje, wył… nie potrafił być sam. Najpierw gadali dwie godziny przez telefon, potem do niego pojechała. Urżnęli się. Leżeli przytuleni. Ana pomyślała wtedy, że chce czegoś więcej, że chce go pocałować, wśliznąć się na niego, poczuć go. Jednak nie zrobiła pierwszego kroku, bała się. Nie chciała spieprzyć ich przyjaźni i relacji zawodowej. On też nie zrobił nic. Pewnie dlatego, że się ululał i po chwili spał w jej ramionach. Do niczego więc nie doszło, ale Sztiel był dla niej ważny. Od tego wieczoru czuła to mocniej niż kiedykolwiek wcześniej.

– Staruszek jednak nie uciągnął? Gdzie moja kawa? – krzyknął Sztiel z ich pokoju. – Ile mam jeszcze czekać, do jasnej cholery? – dodał z udawanym oburzeniem.

Ana uśmiechnęła się w duchu. Wariat – pomyślała.

– Już idę, tyranie! – odkrzyknęła i poszła.

Kawa była świetna, stary ekspres naprawdę dawał radę.

Ana w milczeniu jadła kanapkę z kiełbasą od Sztiela i czytała artykuł Niny. Gdy skończyła, wyłożyła nogi na biurko i głośno westchnęła.

– Jesteśmy w dupie… nie mamy nic.

– A zaraz do dupy nam się dobierze prokuratura. Oj, będą się chcieli, chujki, wykazać. Miejmy nadzieję, że Stary jak zwykle ich przystopuje.

– Stary jest mistrz – zgodziła się Ana. – Szkoda tylko, że tak mu spieszno do emerytury.

– Nawet nie mów… No nic, bierzmy się do roboty. Jestem pewien, że prędzej czy później na coś wpadniemy. Musimy być tylko cierpliwi.

– Cierpliwi! – zaperzyła się kobieta. – To nie jest wycieczka na ryby, Sztiel!

Jej zapalczywość wydała mu się urocza. Zanim odpowiedział, podszedł do okna i usiadł na parapecie z papierosem w ustach.

– Wiem – odparł ze spokojem – ale na razie gówno mamy. Po tym artykule być może ktoś się do nas odezwie.

– Oby szybko – odparła. – Zanim ten rzeźnik się rozkręci.ROZDZIAŁ 10

Bryt po drodze sprawdził u znajomego policjanta, kto prowadzi śledztwo. Zatrzymał samochód pod komendą, zapalił i głęboko wciągnął dym. Sięgnął po kopertę leżącą na siedzeniu pasażera. Widniał na niej napis: „Szukasz ciała? Otwórz mnie”.

Maks obmacał ją nerwowo. W środku był tylko papier.

– Kurwa! Walić to! – zawołał i zaczął rozrywać kopertę. – Ja to dostałem! Nie policja. Ona i tak już nie żyje.

Nie zdążył odpakować listu, kiedy odezwała się jego komórka. Rzucił okiem na wyświetlacz i mocno się zdziwił, widząc, kto dzwoni. Zastanawiał się, czy odebrać, ale jeżeli ktoś już napisał o tej sprawie, to z pewnością właśnie ona.

Okej, dowiedzmy się, czego chcesz, stara zdziro – pomyślał, przesuwając palec po wyświetlaczu.

– Hej, Bryt! – krzyknęła kobieta, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.

– Hej, Jędzo! – Uśmiechnął się na samo brzmienie jej przezwiska ze starych czasów, kiedy dla niej pracował.

– Dzwonię, bo w mieście zaczynają się dziać hardkorowe rzeczy.

– Nina, miasto zawsze jest pełne takiego gówna. O co ci chodzi?

– _Fuck_, Bryt! Nie czytałeś mojego artykułu? Czy ściemniasz, bo nadal jesteś obrażony?

– Czytałem – skłamał – ale w dupie to mam, poszukiwaczko sensacji.

– Nie pierdol. Jakiś świr pociął dziewczynę jak świnię w rzeźni! Nie możesz mieć tego w dupie!

– Ja teraz piszę o innych rzeczach, siedzę w tak zwanej rozrywce, kurwa mać – żachnął się.

Po drugiej stronie nastała krótka cisza. Po chwili głos znowu zatrajkotał:

– Raczej siedzisz w gównie, Maks. Nienawidzisz tej roboty. Kiedyś pisałeś o największych zbrodniach. I to jest, kurwa, sens twojego życia!

– Taki sens, że wywaliłaś mnie z roboty. Nie pamiętasz?

– Zostawmy przeszłość, Bryt. Nie bocz się jak dziecko. _Fuck!_ Pomyślałam, że musisz wrócić. Wiesz, druga szansa! Tym bardziej że ten rzeźnik dopiero zaczyna. A w takich tematach… no wiesz, byłeś najlepszy – kusiła.

Bryt zaciągnął się dymem i zaczął myśleć. Nie lubił Niny. Dwadzieścia lat temu nie chciał pisać o brutalnym morderstwie matki zabitej na oczach dwójki dzieci. Chciał je chronić, oszczędzić im szczegółów. Morderca został zastrzelony, więc dla Maksa opisywanie jego okrucieństw nie miało sensu. Nina postawiła go pod ścianą, mówiąc: „Albo piszesz, albo wypierdalaj z mojej gazety”. Zdecydował się wypierdalać.

Teraz, po latach, znów stanęła na jego drodze. Największa suka, jaką znał.

– _Fuck!_ Bryt! Jesteś tam? – wyrwała go z rozmyślań.

– Jestem. Nie mamy o czym gadać.

– Jaja sobie robisz? Możesz się przydać! Pomóc następnym ofiarom! Możesz je ocalić! Kurwa, stary! Obudź się! – mówiła coraz szybciej.

– Ostatnio, jak kogoś próbowałem chronić… nie byłaś taka bezinteresownie dobra.

– Każdy się zmienia, Bryt! Spotkaj się ze mną. Pogadajmy.

– Nie licz na to – uciął.

– Jak chcesz. Dalej pisz sobie w takim razie, kto komu na bankiecie obciągnął w kiblu!

– Tak właśnie zrobię – odparł i skończył rozmowę. Chwycił kopertę i wysiadł z samochodu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: