Narkotyki [vs dusza]. Minibook - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
30 września 2013
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Narkotyki [vs dusza]. Minibook - ebook
Justyna Siemienowicz | jerzy Vetulani | Bartłomiej Dobroczyński | Krzysztof Krajewski | Wiktor Osiatyński | Ewa Woydyło
Kategoria: | Inne |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-2841-2 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
SŁOWO WSTĘPNE
Jubileuszowe minibooki „Znaku”
Niektóre pytania mimo upływu lat pozostają bez odpowiedzi. Inne rodzi współczesność.
„Znak” od ponad 67 lat nie boi się stawiać zarówno jednych jak i drugich.
700 numerów miesięcznika kryje bogactwo kilkunastu tysięcy tekstów i ponad 100 tys. stron! Minibooki to wybór tych najważniejszych, najciekawszych i najbardziej kontrowersyjnych ułożonych w trzy serie: Człowiek, Kontrowersje, Autorytety.
Z okazji jubileuszu wydania 700. numeru miesięcznika „Znak” zapraszamy do zmagania się z tematami trudnymi, ale ważnymi. Kontrowersyjnymi, ale niesensacyjnymi. Z myślami i poglądami postaci nie tylko znanych, ale i mądrych. Robimy to od 1946 roku. Dołącz do nas!
Redakcja
Miesięcznika „Znak”
PS. Minibooki powstały dzięki uprzejmości właścicieli i spadkobierców praw autorskich, którzy zrezygnowali z wynagrodzeń za ponowne wykorzystanie tekstów. Serdecznie Im dziękujemy za wsparcie tego projektu. Przychody ze sprzedaży minibooków zostaną przeznaczone na kontynuowanie działalności miesięcznika „Znak”. Więcej: www.700.znak.com.plDUSZA POD NARKOZĄ
Justyna Siemienowicz
Zamiast szukać co wymyślniejszych definicji i dookreśleń substancji, którym powinno przysługiwać miano narkotyków, warto być może powrócić do ich greckiego źródłosłowu i uznać, że narkotykiem jest to wszystko, co usypia świadomość, co odurza duszę lub ma ją zastąpić niczym proteza
Punkt wyjścia jest niezwykle jasny i prosty: nie radzimy sobie z narkotykami. Ale już w drugim ruchu sytuacja bardzo się komplikuje: dlaczego sobie z nimi nie radzimy i co to właściwie znaczy? W jednej chwili znika klarowne, elektryzujące hasło „narkotyki”, a pojawia się splątany węzeł bardzo niejednorodnych i trudnych problemów z różnych rejestrów rzeczywistości. Te wysuwające się na pierwszy plan i najbardziej oczywiste to: narkomania i przestępczość narkotykowa, nielegalny handel, przemoc, bieda, globalne zależności, przemiany cywilizacyjne. Jak zatem przeprowadzić trzeci ruch tak, by dać odpowiedź na pytanie, które wyrosło przed nami w ruchu drugim? Trzeba pójść równocześnie w kilku kierunkach, rezygnując z pragnienia jednej wyczerpującej odpowiedzi.
Dopuszczalne…
Pierwszy kierunek to kwestie prawno-społeczne, a więc dyskusja nad statusem prawnym narkotyków. Restrykcyjna polityka prohibicyjna ma coraz mniej zwolenników. Powodem jest, po pierwsze, jej niewielka skuteczność w redukowaniu szkód społecznych oraz zmniejszaniu przestępczości narkotykowej i czarnego rynku w porównaniu z ogromnym nakładem środków różnego rodzaju na czele z wielkimi sumami pieniędzy, które pochłonęła dotąd „wojna z narkotykami”. Po drugie (choć ważniejsze), ostre represje wobec użytkowników zakazanych substancji, nieproporcjonalne do szkodliwości czynu (posiadania narkotyków na własny użytek i ich zażywania), kłócą się z poszanowaniem ich wolności i godności, a przede wszystkim z intencją leczenia. Więzienie, oględnie rzecz ujmując, nie jest najlepszym miejscem do wyjścia z nałogu i nie pomaga w zdobyciu stabilizacji życiowej, niezbędnej w walce z uzależnieniem. Zbyt represyjne prawo nie sprzyja także jego społecznej akceptacji i w konsekwencji może choć po części dawać efekt przeciwny do zamierzonego.
Nie powinna więc pozostawiać wątpliwości tendencja, by problem narkotyków i narkomanii lokować przede wszystkim w obszarze zdrowia publicznego, a nie polityki karnej. Obawy budzi natomiast sama dyskusja nad kształtem polityki narkotykowej, w której nierzadko dochodzi do pomieszania dwóch przeciwstawnych perspektyw. Można bowiem rozważać możliwość legalizacji i depenalizacji jako sposoby na zmniejszenie szkodliwości społecznej narkotyków, szkodliwości tej w żadnym stopniu nie kwestionując. Można też argumentować za legalizacją, przekonując, że ludzie powinni mieć wolność do odurzania się, że restrykcyjne jak dotąd prawo to przejaw zacofania, nieuzasadnionego strachu przed narkotykami (narkofobii), i dowodzić na różne sposoby, że skoro co najmniej niektóre narkotyki (np. marihuana) nie są, przypuszczalnie, bardziej szkodliwe niż legalny alkohol i tytoń, to powinny być dostępne na równi z tymi dwiema substancjami. Można też, i dzieje się tak bardzo często, wychodzić od pierwszej perspektywy, by kończyć na drugiej. Poza tym, że nieuczciwe, jest to przede wszystkim szkodliwe. Nie znaczy to, że wymienione przeze mnie pobieżnie argumenty, które przypisuję tu do drugiej z zarysowanych przeze mnie perspektyw, nie dotykają istotnych problemów i nie domagają się namysłu. Bynajmniej, wskazują one na bardzo ważne kwestie (jak np. problem akceptacji społecznej narkomana, pozycja alkoholu i papierosów w naszej kulturze), które szczegółowo i dogłębnie rozważają na kolejnych stronach nasi autorzy. W tym miejscu chcę jedynie zwrócić uwagę, że często pierwsza z tych perspektyw niebezpiecznie szybko znika, a powinna cały czas stanowić właściwe odniesienie dla argumentów, które padają z drugiej strony. W konsekwencji przestaje być wyraźnie słyszalne to, co w punkcie wyjścia nie podlegało dyskusji: narkotyki, wszystkie, także alkohol i nikotyna, szkodzą. I to zmniejszaniu ich szkodliwości, a nie oswajaniu, cokolwiek miałoby ono znaczyć, powinny służyć rozwiązania prawne.
Powyższe cele mogłaby obecnie spełnić częściowa depenalizacja, tj. zmiana kwalifikacji czynu (posiadania na własny użytek i zażywania narkotyków) z przestępstwa na wykroczenie obłożone grzywną lub pracą społeczną i niewyłączające, jak teraz, pełnienia funkcji publicznych. Zażywanie i posiadanie narkotyków nadal byłoby traktowane jako zachowanie niezgodne z prawem, inaczej niż w przypadku pełnej depenalizacji czy legalizacji, ale nie czyniłoby z osób sięgających po (nielegalne) substancje psychoaktywne przestępców sądzonych na podstawie kodeksu karnego. W ten sposób państwo dawałoby jasny sygnał, że nie popiera i nie promuje takich zachowań, podobnie jak w przypadku picia alkoholu w miejscach publicznych, ale też nie nakłada kary niewspółmiernej do szkodliwości czynu, co powinno się spotkać z większym zrozumieniem i akceptacją ze strony obywateli – niezwykle istotną dla kształtowania się w społeczeństwie właściwych postaw wobec narkotyków.
... czy legalne?
Propozycje depenalizacji, która jednak nie pociąga za sobą legalizacji narkotyków, a więc przejęcia przez państwo kontroli nad ich produkcją i dystrybucją, tak jak w przypadku alkoholu i papierosów, spotykają się z szeregiem kontrargumentów. Wskazuje się m.in. na to, że sama depenalizacja bez legalizacji tworzy sytuację schizofreniczną, bo, ujmując rzecz krótko, „wolno się truć, ale nie wolno kupić”. Jeśli jednak przyjąć możliwość częściowej depenalizacji, trzeba by raczej powiedzieć: nie wolno się truć i nie wolno kupić, ale jeśli ktoś mimo to decyduje się na zażywanie narkotyków, nie czeka go więzienie, ale mandat lub praca społeczna.
Nie jest to oczywiście jedyny argument przemawiający za legalizacją narkotyków. Inny, odwołujący się do metafory owocu zakazanego, przekonuje, że brak przyzwolenia na nie potęguje ich atrakcyjność i w ten sposób przyczynia się do większego spożycia. W przypadku wprowadzenia depenalizacji w opisanym wymiarze (a więc zniesienia kary więzienia) przy utrzymaniu nielegalnego statusu narkotyków spożycie gwałtownie wzrośnie i będzie nawet większe niż w przypadku ich pełnej nielegalności, gdyż zakazany owoc skusi również i tych, których wcześniej powstrzymywał strach przed więzieniem. Choć obraz ten jest sugestywny, to jednak nie wydaje się mieć wiele wspólnego z rzeczywistością. Prawdziwy owoc zakazany kusi naprawdę dopiero wtedy, gdy jego spożycie można okupić wysoką ceną. W rozważanym przypadku nic nie spełnia się w tej funkcji lepiej niż możliwość trafienia za kraty. Jeśli mechanizm zakazanego owocu miałby w ogóle działać, to najlepsze otoczenie stanowi dla niego obecne _status quo_: groźba więzienia motywuje do brania narkotyków dużo skuteczniej niż nic przy niej nieznaczące ryzyko mandatu czy prac społecznych.
Wyjściem z obecnej sytuacji nie jest jednak pełna legalizacja, zwłaszcza jeśli przyjąć, że narkotyki miałyby się stać legalne niejako z dnia na dzień. Jest mało prawdopodobne, by w warunkach pełnej legalności spożycie było równe lub mniejsze niż wtedy, gdy jest ono obwarowane zakazami czy ograniczeniami. Wymowny przykład stanowić może tu prohibicja alkoholowa w USA. Choć ona sama przyniosła wiele szkód, to faktem jest, że jeszcze wiele lat po jej zniesieniu spożycie alkoholu było niższe niż rok przed jej wprowadzeniem. Wystarczy się szczerze spytać, czy pełny, w zasadzie nieograniczony dostęp do alkoholu w Polsce, odbiera mu atrakcyjności w takim stopniu, że przyczynia się do jego mniejszego spożycia, by zrozumieć, że opowieść o zakazanym owocu, przynajmniej w odniesieniu do statystyk, to mit.
Za legalizacją przemawiają natomiast dwie istotne kwestie. Po pierwsze, zapewniłaby ona pewne i bezpieczne źródło substancji, po drugie, poważnie nadwątliłaby czarny rynek i ukróciła znacząco przestępczość narkotykową, nie wspominając już o zyskach dla państwa z obrotu narkotykami. Dlatego też nie należy z góry wykluczać możliwości legalizacji w przyszłości przynajmniej niektórych narkotyków, zwłaszcza marihuany, o którą toczą się dziś zacięte boje. Poprzedzić ją jednak powinna solidna edukacja, skierowana przede wszystkim do młodych ludzi, by bardzo dobrze wiedzieli, na co się decydują, sięgając po daną substancję. Tymczasem programy profilaktyczne w Polsce pozostawiają wiele do życzenia. Powinny być one oparte na sprawdzonych strategiach, tworzonych na podstawie rzetelnej wiedzy o uzależnieniach oraz znajomości teorii i mechanizmów zachowań ryzykownych, oraz być prowadzone przez przygotowanych edukatorów, a przede wszystkim podlegać ewaluacji. Tymczasem obecnie najpopularniejsze formy profilaktyki to: festyny, programy autorskie o niepotwierdzonej skuteczności, spektakle profilaktyczne oraz prelekcje i pogadanki. Aspekt merytoryczny, skuteczność, wysokie standardy i kompetencje pedagogów podczas podziału środków na profilaktykę przegrywają ze stroną formalną ofert składanych samorządom, oszczędnością czasu, wysiłku i funduszy oraz chęcią dostarczenia wrażeń i zabawy odbiorcom.
Przy obecnej niskiej świadomości społecznej na temat substancji psychoaktywnych performatywny wymiar legalizacji – spełniający się w kształtowaniu przekonania, że to, co legalne, jest dobre, a więc nie szkodzi – nie znajdzie żadnego odparcia w postaci solidnej wiedzy. A skutki mogą być katastrofalne, co widać choć po części na przykładzie alkoholu i papierosów. To nieprawda, że substancje te oswoiliśmy i dobrze sobie z nimi radzimy. Szkody społeczne nimi wywołane są ogromne, choć być może nieuświadamiane z powodu panującego _status quo_. Wysiłek państw, by ograniczyć palenie papierosów (ale i spożycie alkoholu) przy ich pełnej legalności jasno pokazuje, jak trudna w takich warunkach jest zmiana nawyków społecznych i walka z utrwalonymi kulturowo wzorcami za pomocą edukacji i wprowadzania ograniczeń.
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Jubileuszowe minibooki „Znaku”
Niektóre pytania mimo upływu lat pozostają bez odpowiedzi. Inne rodzi współczesność.
„Znak” od ponad 67 lat nie boi się stawiać zarówno jednych jak i drugich.
700 numerów miesięcznika kryje bogactwo kilkunastu tysięcy tekstów i ponad 100 tys. stron! Minibooki to wybór tych najważniejszych, najciekawszych i najbardziej kontrowersyjnych ułożonych w trzy serie: Człowiek, Kontrowersje, Autorytety.
Z okazji jubileuszu wydania 700. numeru miesięcznika „Znak” zapraszamy do zmagania się z tematami trudnymi, ale ważnymi. Kontrowersyjnymi, ale niesensacyjnymi. Z myślami i poglądami postaci nie tylko znanych, ale i mądrych. Robimy to od 1946 roku. Dołącz do nas!
Redakcja
Miesięcznika „Znak”
PS. Minibooki powstały dzięki uprzejmości właścicieli i spadkobierców praw autorskich, którzy zrezygnowali z wynagrodzeń za ponowne wykorzystanie tekstów. Serdecznie Im dziękujemy za wsparcie tego projektu. Przychody ze sprzedaży minibooków zostaną przeznaczone na kontynuowanie działalności miesięcznika „Znak”. Więcej: www.700.znak.com.plDUSZA POD NARKOZĄ
Justyna Siemienowicz
Zamiast szukać co wymyślniejszych definicji i dookreśleń substancji, którym powinno przysługiwać miano narkotyków, warto być może powrócić do ich greckiego źródłosłowu i uznać, że narkotykiem jest to wszystko, co usypia świadomość, co odurza duszę lub ma ją zastąpić niczym proteza
Punkt wyjścia jest niezwykle jasny i prosty: nie radzimy sobie z narkotykami. Ale już w drugim ruchu sytuacja bardzo się komplikuje: dlaczego sobie z nimi nie radzimy i co to właściwie znaczy? W jednej chwili znika klarowne, elektryzujące hasło „narkotyki”, a pojawia się splątany węzeł bardzo niejednorodnych i trudnych problemów z różnych rejestrów rzeczywistości. Te wysuwające się na pierwszy plan i najbardziej oczywiste to: narkomania i przestępczość narkotykowa, nielegalny handel, przemoc, bieda, globalne zależności, przemiany cywilizacyjne. Jak zatem przeprowadzić trzeci ruch tak, by dać odpowiedź na pytanie, które wyrosło przed nami w ruchu drugim? Trzeba pójść równocześnie w kilku kierunkach, rezygnując z pragnienia jednej wyczerpującej odpowiedzi.
Dopuszczalne…
Pierwszy kierunek to kwestie prawno-społeczne, a więc dyskusja nad statusem prawnym narkotyków. Restrykcyjna polityka prohibicyjna ma coraz mniej zwolenników. Powodem jest, po pierwsze, jej niewielka skuteczność w redukowaniu szkód społecznych oraz zmniejszaniu przestępczości narkotykowej i czarnego rynku w porównaniu z ogromnym nakładem środków różnego rodzaju na czele z wielkimi sumami pieniędzy, które pochłonęła dotąd „wojna z narkotykami”. Po drugie (choć ważniejsze), ostre represje wobec użytkowników zakazanych substancji, nieproporcjonalne do szkodliwości czynu (posiadania narkotyków na własny użytek i ich zażywania), kłócą się z poszanowaniem ich wolności i godności, a przede wszystkim z intencją leczenia. Więzienie, oględnie rzecz ujmując, nie jest najlepszym miejscem do wyjścia z nałogu i nie pomaga w zdobyciu stabilizacji życiowej, niezbędnej w walce z uzależnieniem. Zbyt represyjne prawo nie sprzyja także jego społecznej akceptacji i w konsekwencji może choć po części dawać efekt przeciwny do zamierzonego.
Nie powinna więc pozostawiać wątpliwości tendencja, by problem narkotyków i narkomanii lokować przede wszystkim w obszarze zdrowia publicznego, a nie polityki karnej. Obawy budzi natomiast sama dyskusja nad kształtem polityki narkotykowej, w której nierzadko dochodzi do pomieszania dwóch przeciwstawnych perspektyw. Można bowiem rozważać możliwość legalizacji i depenalizacji jako sposoby na zmniejszenie szkodliwości społecznej narkotyków, szkodliwości tej w żadnym stopniu nie kwestionując. Można też argumentować za legalizacją, przekonując, że ludzie powinni mieć wolność do odurzania się, że restrykcyjne jak dotąd prawo to przejaw zacofania, nieuzasadnionego strachu przed narkotykami (narkofobii), i dowodzić na różne sposoby, że skoro co najmniej niektóre narkotyki (np. marihuana) nie są, przypuszczalnie, bardziej szkodliwe niż legalny alkohol i tytoń, to powinny być dostępne na równi z tymi dwiema substancjami. Można też, i dzieje się tak bardzo często, wychodzić od pierwszej perspektywy, by kończyć na drugiej. Poza tym, że nieuczciwe, jest to przede wszystkim szkodliwe. Nie znaczy to, że wymienione przeze mnie pobieżnie argumenty, które przypisuję tu do drugiej z zarysowanych przeze mnie perspektyw, nie dotykają istotnych problemów i nie domagają się namysłu. Bynajmniej, wskazują one na bardzo ważne kwestie (jak np. problem akceptacji społecznej narkomana, pozycja alkoholu i papierosów w naszej kulturze), które szczegółowo i dogłębnie rozważają na kolejnych stronach nasi autorzy. W tym miejscu chcę jedynie zwrócić uwagę, że często pierwsza z tych perspektyw niebezpiecznie szybko znika, a powinna cały czas stanowić właściwe odniesienie dla argumentów, które padają z drugiej strony. W konsekwencji przestaje być wyraźnie słyszalne to, co w punkcie wyjścia nie podlegało dyskusji: narkotyki, wszystkie, także alkohol i nikotyna, szkodzą. I to zmniejszaniu ich szkodliwości, a nie oswajaniu, cokolwiek miałoby ono znaczyć, powinny służyć rozwiązania prawne.
Powyższe cele mogłaby obecnie spełnić częściowa depenalizacja, tj. zmiana kwalifikacji czynu (posiadania na własny użytek i zażywania narkotyków) z przestępstwa na wykroczenie obłożone grzywną lub pracą społeczną i niewyłączające, jak teraz, pełnienia funkcji publicznych. Zażywanie i posiadanie narkotyków nadal byłoby traktowane jako zachowanie niezgodne z prawem, inaczej niż w przypadku pełnej depenalizacji czy legalizacji, ale nie czyniłoby z osób sięgających po (nielegalne) substancje psychoaktywne przestępców sądzonych na podstawie kodeksu karnego. W ten sposób państwo dawałoby jasny sygnał, że nie popiera i nie promuje takich zachowań, podobnie jak w przypadku picia alkoholu w miejscach publicznych, ale też nie nakłada kary niewspółmiernej do szkodliwości czynu, co powinno się spotkać z większym zrozumieniem i akceptacją ze strony obywateli – niezwykle istotną dla kształtowania się w społeczeństwie właściwych postaw wobec narkotyków.
... czy legalne?
Propozycje depenalizacji, która jednak nie pociąga za sobą legalizacji narkotyków, a więc przejęcia przez państwo kontroli nad ich produkcją i dystrybucją, tak jak w przypadku alkoholu i papierosów, spotykają się z szeregiem kontrargumentów. Wskazuje się m.in. na to, że sama depenalizacja bez legalizacji tworzy sytuację schizofreniczną, bo, ujmując rzecz krótko, „wolno się truć, ale nie wolno kupić”. Jeśli jednak przyjąć możliwość częściowej depenalizacji, trzeba by raczej powiedzieć: nie wolno się truć i nie wolno kupić, ale jeśli ktoś mimo to decyduje się na zażywanie narkotyków, nie czeka go więzienie, ale mandat lub praca społeczna.
Nie jest to oczywiście jedyny argument przemawiający za legalizacją narkotyków. Inny, odwołujący się do metafory owocu zakazanego, przekonuje, że brak przyzwolenia na nie potęguje ich atrakcyjność i w ten sposób przyczynia się do większego spożycia. W przypadku wprowadzenia depenalizacji w opisanym wymiarze (a więc zniesienia kary więzienia) przy utrzymaniu nielegalnego statusu narkotyków spożycie gwałtownie wzrośnie i będzie nawet większe niż w przypadku ich pełnej nielegalności, gdyż zakazany owoc skusi również i tych, których wcześniej powstrzymywał strach przed więzieniem. Choć obraz ten jest sugestywny, to jednak nie wydaje się mieć wiele wspólnego z rzeczywistością. Prawdziwy owoc zakazany kusi naprawdę dopiero wtedy, gdy jego spożycie można okupić wysoką ceną. W rozważanym przypadku nic nie spełnia się w tej funkcji lepiej niż możliwość trafienia za kraty. Jeśli mechanizm zakazanego owocu miałby w ogóle działać, to najlepsze otoczenie stanowi dla niego obecne _status quo_: groźba więzienia motywuje do brania narkotyków dużo skuteczniej niż nic przy niej nieznaczące ryzyko mandatu czy prac społecznych.
Wyjściem z obecnej sytuacji nie jest jednak pełna legalizacja, zwłaszcza jeśli przyjąć, że narkotyki miałyby się stać legalne niejako z dnia na dzień. Jest mało prawdopodobne, by w warunkach pełnej legalności spożycie było równe lub mniejsze niż wtedy, gdy jest ono obwarowane zakazami czy ograniczeniami. Wymowny przykład stanowić może tu prohibicja alkoholowa w USA. Choć ona sama przyniosła wiele szkód, to faktem jest, że jeszcze wiele lat po jej zniesieniu spożycie alkoholu było niższe niż rok przed jej wprowadzeniem. Wystarczy się szczerze spytać, czy pełny, w zasadzie nieograniczony dostęp do alkoholu w Polsce, odbiera mu atrakcyjności w takim stopniu, że przyczynia się do jego mniejszego spożycia, by zrozumieć, że opowieść o zakazanym owocu, przynajmniej w odniesieniu do statystyk, to mit.
Za legalizacją przemawiają natomiast dwie istotne kwestie. Po pierwsze, zapewniłaby ona pewne i bezpieczne źródło substancji, po drugie, poważnie nadwątliłaby czarny rynek i ukróciła znacząco przestępczość narkotykową, nie wspominając już o zyskach dla państwa z obrotu narkotykami. Dlatego też nie należy z góry wykluczać możliwości legalizacji w przyszłości przynajmniej niektórych narkotyków, zwłaszcza marihuany, o którą toczą się dziś zacięte boje. Poprzedzić ją jednak powinna solidna edukacja, skierowana przede wszystkim do młodych ludzi, by bardzo dobrze wiedzieli, na co się decydują, sięgając po daną substancję. Tymczasem programy profilaktyczne w Polsce pozostawiają wiele do życzenia. Powinny być one oparte na sprawdzonych strategiach, tworzonych na podstawie rzetelnej wiedzy o uzależnieniach oraz znajomości teorii i mechanizmów zachowań ryzykownych, oraz być prowadzone przez przygotowanych edukatorów, a przede wszystkim podlegać ewaluacji. Tymczasem obecnie najpopularniejsze formy profilaktyki to: festyny, programy autorskie o niepotwierdzonej skuteczności, spektakle profilaktyczne oraz prelekcje i pogadanki. Aspekt merytoryczny, skuteczność, wysokie standardy i kompetencje pedagogów podczas podziału środków na profilaktykę przegrywają ze stroną formalną ofert składanych samorządom, oszczędnością czasu, wysiłku i funduszy oraz chęcią dostarczenia wrażeń i zabawy odbiorcom.
Przy obecnej niskiej świadomości społecznej na temat substancji psychoaktywnych performatywny wymiar legalizacji – spełniający się w kształtowaniu przekonania, że to, co legalne, jest dobre, a więc nie szkodzi – nie znajdzie żadnego odparcia w postaci solidnej wiedzy. A skutki mogą być katastrofalne, co widać choć po części na przykładzie alkoholu i papierosów. To nieprawda, że substancje te oswoiliśmy i dobrze sobie z nimi radzimy. Szkody społeczne nimi wywołane są ogromne, choć być może nieuświadamiane z powodu panującego _status quo_. Wysiłek państw, by ograniczyć palenie papierosów (ale i spożycie alkoholu) przy ich pełnej legalności jasno pokazuje, jak trudna w takich warunkach jest zmiana nawyków społecznych i walka z utrwalonymi kulturowo wzorcami za pomocą edukacji i wprowadzania ograniczeń.
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
więcej..