Narodzić się. Początek nowej istoty ludzkiej - ebook
Narodzić się. Początek nowej istoty ludzkiej - ebook
W Narodzić się Luce Irigaray – jedna z czołowych filozofek współczesnych, której myśl wykładana jest na uniwersytetach na całym świecie – proponuje nowy sposób rozumienia tego, kim jest człowiek. W swoim namyśle nad istotą człowieczeństwa skupia się w szczególności na pytaniu o początki i pochodzenie. Przełamuje tym samym paradygmat ustanowiony przez androcentryczną tradycję filozoficzną Zachodu, dla której dominującym punktem odniesienia jest przeważnie śmierć. Tymczasem wedle Irigaray kwestią fundamentalną są narodziny, rozumiane z jednej strony jako afirmacja autonomii, z drugiej – jako droga ku relacyjności i rozwojowi istoty ludzkiej.
Bez względu na nieznane okoliczności naszego poczęcia pragnęliśmy się narodzić. Nasze istnienie nie może być wynikiem zwykłego przypadku, a nasza chęć do życia objawiła się wyraźnie w chwili naszych narodzin. To my sami mieliśmy wpływ na ten moment. I to my zrodziliśmy siebie za sprawą pierwszego oddechu. Pomimo że mały człowiek, aby przetrwać, długo pozostaje zależny od innych, to on dał sobie życie, by móc przyjść na świat – i dał to życie sobie samemu. Jeżeli nawet został poczęty przez dwoje ludzi i zaczął swoją ludzką egzystencję w ciele innej, to samodzielnie podjął decyzję, by się pojawić w uniwersum tego, co żyjące.
– Luce Irigaray
Spis treści
PROLOG. nieuchwytne źródło
I. zrodzić siebie
II. przyjście na świat
III. wzrastanie
IV. zamieszkiwać świat
V. mieszkać w sobie
VI. bycie-z
VII. stać się sobą
VIII. język służący do wytwarzania czegoś czy do wytwarzania kogoś?
IX. źródło słowa
X. uniwersum wiedzy i obowiązków
XI. uznanie i rozpoznanie
XII. pożądanie jako odrodzenie
XIII. konieczność miłości
XIV. rodząc siebie nawzajem
XV. poczęcie nowego świata
XVI. wydawanie przyszłości na świat
EPILOG. na gołębich nóżkach
BIBLIOGRAFIA
PRZYPISY
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8325-156-1 |
Rozmiar pliku: | 708 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Odkrywanie tajemnicy naszych początków prawdopodobnie jest tą czynnością, która najbardziej roznieca nasze dążenia i plany. Problem ten nurtuje nas do tego stopnia, że być może jeszcze nie zaczęliśmy żyć – zarówno w samych sobie, jak i w naszym świecie. Chcielibyśmy wiedzieć, skąd pochodzimy, z czego i od kogo wzięło się nasze istnienie, by móc zamieszkiwać w tym miejscu i wzrastać do tych form, jakimi jesteśmy i z jakich powstaliśmy w kontinuum. Niewykluczone, że naszym najskrytszym marzeniem jest bycie drzewem, o którego istnieniu decyduje miejsce, gdzie zapuściło ono korzenie. Z tego się bierze nasze nieustanne poszukiwanie korzeni: w genealogii, w miejscu, gdzie przyszliśmy na świat, w kulturze, religii, języku, a także w tym, co projektujemy na najbardziej odległą przyszłość, ale co w istocie jest poszukiwaniem tego, co niepostrzeżenie bliskie. Któż mógłby przyznać, że w marzeniach o przyszłości, w pragnieniach miłosnych, w tęsknotach za czymś, co się znajduje poza światem, nie poszukuje swoich źródeł? Kto w stopniu wystarczającym przemyślał naturę swych początków, by móc się usytuować w relacji do tego, czym albo kim jest tu i teraz, i samodzielnie podejmować decyzje? Innymi słowy, czy ktokolwiek pod wpływem ukrytej tęsknoty potrafiłby zrezygnować ze zrozumienia tego, co składa się na nasze początki?
Taki sposób rozumienia rzeczy okazuje się niemożliwy. Stajemy się egzystującymi (we become existent) poprzez odcięcie się – ek-sistowanie (by ec-sisting) – od naszych początków. W rzeczywistości urodziliśmy się jako jedno ze zjednoczenia między dwojgiem. Jesteśmy owocem kopulatywnej¹ więzi między dwiema różnymi istotami. Nasze istnienie jest wcieleniem, które żyje dzięki połączeniu dwojga ludzkich istot. Nasza egzystencja jest urzeczywistnieniem nieuchwytnego zdarzenia, jakim było spotkanie dwojga ludzi – bytu kobiecego i bytu męskiego – którzy dali życie chłopcu lub dziewczynce. Zostaliśmy na zawsze pozbawieni własnych korzeni – nie jesteśmy ani rośliną, ani Bogiem. Zawsze już będziemy rozdarci między egzystencją i światem, który byt roślinny może sam sobie zapewnić, a niemającą początku ani końca samowystarczalnością Boga. Jesteśmy ecstasis dzięki zjednoczeniu; jesteśmy nieprzewidywalnym nadejściem nieprzyswajalnego zdarzenia.
Źródło naszego bycia jest zawieszone w połączeniu między dwoma określeniami, które wymykają się jakiemukolwiek przewidywaniu i orzekaniu. A jednak znaleźliśmy się w takim oto miejscu – obecności jakiegoś „jest” bez jakiegokolwiek „być”, które byłoby pierwotnie rozpoznawalne. Jesteśmy odpowiedzialni za bycie – by nie powiedzieć: Bycie. Musimy otoczyć bycie troską, zachowując moc bycia kopulatywnym łącznikiem między dwiema istotami ludzkimi, czyli miejscem transcendencji w odniesieniu do każdej indywidualnej egzystencji.
Nie wzięliśmy jeszcze pod uwagę takiego przeznaczenia. Nie odpowiedzieliśmy jeszcze na nasz ludzki los. Wyobrażamy go sobie w odniesieniu do zwierzęcości lub boskości, ale nie jako ludzie, których przeznaczeniem jest wydarcie własnej egzystencji z nieprzyswajalnej esencji.
Heidegger miał rację, gdy mówił, że to, co uznaliśmy za humanizm, niezbyt wysoko ceniło znaczenie człowieczeństwa człowieka². Ludzkie przeznaczenie wymaga od nas, żebyśmy zaistnieli z ek-sistowaniem (ec-sisting), to jest abyśmy zadbali, by nasze bycie było ekstatyczne. Istota ludzka nie może wyrastać z korzeni, jak drzewo, albo ze środowiska naturalnego, jak zwierzę. Człowiek musi wziąć odpowiedzialność za egzystencję wykraczającą poza jakąkolwiek kontynuację w odniesieniu do korzeni i do pochodzenia. I staje się jasne, dlaczego Heidegger chciałby, żeby Bycie rekompensowało ów brak początków, podczas gdy inni uciekają się do Boga, do zwykłej, naturalnej immanencji bądź też do świata na różne sposoby zbudowanego przez człowieka. Istota ludzka egzystuje jednak, wyłącznie podejmując nie-bycie kontinuum – jako wyrwa, pustka, nicość – w odniesieniu do swojego pochodzenia i otoczenia. Człowiek musi dać sobie bycie, dochowując wierności temu, co żywe jako takie – i czym jest on sam. W pewnym sensie musi stworzyć swoje człowieczeństwo poprzez nawiązywanie relacji ze światem i z innym(i) – czy będą to rośliny, zwierzęta, czy ludzie – a więc poprzez bycie w relacji, które wymaga od nas, abyśmy nie byli tym, czym owi inni są, i żebyśmy jednocześnie mogli pozostawać w relacji z tym, czym są, czyli zdobyć umiejętność przyjęcia negatywności, jaką jest różnica.
Sposób naszego stawania się wyjaśnia przy tym zainteresowanie, jakie żywimy wobec naszego otoczenia, a także nasze próby definiowania elementów, które w nim uczestniczą. Tyle że gest tego rodzaju na ogół wynika z chęci ich zawłaszczenia i zintegrowania w całość, a nie ze skłonności do ich nieprzyswajania i z poszanowania inności, jakiej inna czy inny³ wymaga. Przekształciliśmy zatem proces kopulacyjny, dzięki któremu się urodziliśmy i z którego zostaliśmy na zawsze wygnani, w ogólne użycie kopuli (copula) – to jest, tam jest – która decyduje o istnieniu tego, co rzeczywiste. Próbujemy określić własne źródło, przypisując początki lub bycie wszystkiemu i wszystkim, do których się zbliżamy na poziomie materialnym i duchowym. Ale nie funkcjonujemy wówczas w zgodzie z naszym losem, który wymaga od nas ekstazy w stosunku do naszych źródeł i naszego środowiska. Zamiast starać się we wszystkim i we wszystkich dostrzegać ich bycie, narzuciliśmy im nie-bycie różnicy, której uznania odmawiamy. Rządzimy światem niczym swoistą galerią naszych przewidywanych ucieleśnień, których jedyną władczynią jest śmierć.BIBLIOGRAFIA
¹ Termin „kopulatywny” (nie kopulacyjny) to gra słów stosowana przez Luce Irigaray – łacińskie znaczenie słowa copula nie odnosi się do kopulacji, ale do bycia w relacji (przyp. tłum.).
² Por. M. Heidegger, List o „humanizmie”, przeł. J. Tischner, tegoż, Znaki drogi, przeł. S. Blandzi i in., Wydawnictwo Spacja, Warszawa 1999, s. 271–312. .
³ Dla klarowności i spójności wywodu na ogół rezygnuję z użycia rodzaju żeńskiego w odniesieniu do pojęcia „inny” (the other). Jeżeli jednak konstrukcja zdania na to pozwala, to w niektórych miejscach wprowadzam alternatywę w postaci dwóch rodzajów: „innego”/„innej”, albo zaimków: „jego”/„jej”. Decyzja ta podyktowana jest troską o zrozumiałość tłumaczonego tekstu, choć mam świadomość, że – zwłaszcza w odniesieniu do filozofii różnicy płciowej Luce Irigaray – może być ona szczególnie problematyczna (przyp. tłum.).