Narzeczona kłamcy - ebook
Narzeczona kłamcy - ebook
Byłam pewna, że spotkałam miłość swojego życia. Chociaż wcale tego nie planowałam. Samotna matka po przejściach szuka raczej spokoju niż fajerwerków, a Bernard zapewnił mi liczne fajerwerki. Był doskonały. Empatyczny, oddany, czuły. Miał świetną pracę, cudowną siostrę i mnóstwo planów na przyszłość. I szczerze pokochał mojego syna.
Nowe życie, które mi oferował, zapowiadało się bajkowo.
Po raz pierwszy zaniepokoiłam się, gdy nie chciał mnie zaprosić do swojego mieszkania. Na serio przeraziłam się, gdy zniknął na dwa dni i wrócił pobity. Wtedy już wiedziałam, że Bernard ma mroczne tajemnice. I niebezpieczeństwo grozi także mnie i mojemu dziecku.
A przecież miałam dobre, spokojne życie…
My, kobiety, zwykle nie chcemy dostrzegać czerwonych flag. Myślisz, że nie zaufałabyś podejrzanemu typowi? Ja też byłam o tym przekonana.
Poznaj moją historię, a wtedy może unikniesz podobnych błędów albo uchronisz przed nimi swoje przyjaciółki.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8352-433-7 |
Rozmiar pliku: | 360 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Znalazłam się w jakimś ogrodzie. Było upalne lato. Miejsce wyglądało znajomo, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć, skąd je znam. Równo przystrzyżony trawnik, pnącza winorośli oplatające płot, grządki pełne kwiatów. Begonie, dalie, bratki, lawenda.
– Pani też szuka odosobnienia? – usłyszałam za sobą niski męski głos. Byłam zdenerwowana, ale to żadna nowość, na jawie wciąż się denerwuję. Ale ten męski głos wpływał na mnie kojąco. Odwróciłam się. Przede mną stał mężczyzna tylko ciut wyższy ode mnie, łysy. Raczej nie mój typ, choć miał niebieskie, bardzo inteligentne oczy, orli nos i mocno zarysowaną szczękę. Do tego uśmiechał się tak ujmująco, że nie znałam osoby tak pełnej uroku. Miałam wrażenie, że znam go od lat. Wyszliśmy z ogrodu przez jakieś mieszkanie. Zamówiliśmy taksówkę, a on złapał mnie za rękę. Miał elektryzujące i ciepłe palce, wodził nimi wokół mojego nadgarstka. Nie uznałam tego za czułostkowe ani tandetne, podobało mi się. Rano obudziłam się i zadzwoniłam do Diany, mojej przyjaciółki. „Przyśnił mi się mój przyszły facet, mówię ci!”. Obie wybuchnęłyśmy śmiechem w tym samym momencie, bo wiedziałyśmy, że to jest absurdalne. Ja, stojąca mocno nogami na ziemi, śnię o jakimś mężczyźnie – dobre sobie.
Ale te sny powtarzały się przez kilka miesięcy, później pojawiły się nowe i dotyczyły codzienności. Rodzinnego życia. Budziłam się spokojna i bezpieczna. Nie, nie wierzyłam, że to wizje przyszłości. Nie były nawet odzwierciedleniem moich świadomych pragnień. Ale nie opuszczały mnie.
Dziś śnią mi się koszmary. Gdy to piszę, siedzę na kanapie pod kocem i drżę. Jest sobotni poranek, w nocy spadł śnieg. Wiem, bo wyszłam wyrzucić śmieci. Wyszłam? Nie, to jednak złe słowo. Przemknęłam, modląc się, by nikt mnie nie obserwował. W normalnych domach o tej porze budzi się życie. Dzieci biegają od okna do okna, zadowolone, że wyjdą na sanki, ktoś odśnieża podjazd, pachnie kawą i grzankami. W domach bez dzieci ludzie o tej porze uprawiają seks, jedzą niespiesznie śniadanie, przeglądają wiadomości.
Siedzę w ciemnościach, nie podniosłam nawet rolet. Mam duży, przeszklony dom. Okna od sufitu do podłogi, kiedyś uwielbiałam przez nie wyglądać. Teraz boję się podnieść nawet jedną żaluzję. Kilka tygodni temu to zrobiłam – chwilę później odebrałam wiadomość „Ładna sukienka, ale kup sobie ciemną, bo niedługo twój pogrzeb”. Kocham biegać, dom stoi na skraju lasu, warunki doskonałe, ale nie biegam – boję się. Dostaję groźby, kilka razy ktoś obrzucił moje okna kamieniami. W nocy, w kominiarce, żeby kamery go nie zidentyfikowały. Gdy dzwoni telefon, cała się trzęsę ze strachu, że znów usłyszę serię obelg albo głośny oddech i dwa słowa: „Niedługo umrzesz”. Dzwonią różne osoby. Najczęściej mężczyźni. Głos bywa cichy, czasem przechodzi w krzyk. Najgorszy jest ten lodowaty. Gdy go słyszę, zamieniam się w sopel lodu.
Zostałaś kiedyś przez kogoś oszukana? Jeśli tak, piszę właśnie dla ciebie.
A może jesteś w związku, w którym coś nie gra? Niby to wiesz, ale każdego dnia obiecujesz sobie, że na pewno się poprawi. Bagatelizujesz to, co widzisz. Nie potrafisz stanąć przed lustrem i nazwać tego, co czai się w każdej komórce ciała, możemy to nazywać intuicją albo prawdą. Boisz się. Bo potem nic nie będzie tak samo, będziesz musiała zburzyć zamek, który tak pieczołowicie wznosiłaś. Co z tego, że to zamek z piasku.
Może boisz się popsuć dzieciom świat, może boisz się opinii innych, może po prostu przeraża cię zaczynanie od nowa, bo to nowe jest niczym K2 – obce i odległe, do pokonania wyłącznie przez najlepszych.
Albo właśnie poznałaś faceta i coś ci w nim nie gra? Za rzadko się spotykacie, on znika, czujesz, że jesteś tylko jedną z opcji, ale boisz się stracić szansę na relację, bo przecież na pewno się mylisz, on jest taki miły.
Nawet silne kobiety się boją, wczoraj moja przyjaciółka (dziś już w nowym, szczęśliwym związku) powiedziała mi, że jej eksmąż był agresywny. Kilka razy ją pobił, raz złamał szczękę. Latami dręczył ich syna. Obrażał, popychał, czasem uderzył. Interweniowała, ale wtedy sama obrywała. „Dlaczego mi nie powiedziałaś?”, powtarzałam. Nie mogłam uwierzyć. Idealne małżeństwo. Piękni, weseli, zabawni, robiący karierę. Nieraz siedząc w ich ogrodzie na grillu, myślałam, jak bardzo im zazdroszczę. Rodziny. Miłości. Dwójki dzieci. Pełni.
Gdy wyznała mi prawdę, miałam ochotę krzyknąć: jak mogłaś pozwolić, żeby krzywdził dziecko. Milczałam. Ludzie, którzy poznawali moją historię, otwierali oczy ze zdumienia i mówili: „No, trzeba być idiotką!”.
Nie mówcie, co byście zrobili. Często tylko się nam wydaje, że wiemy, a potem jesteśmy jak ten człowiek, który wyszedł na mżawkę i twierdził, że nie pada. Dopiero po kilku godzinach zauważył, że kompletnie przemókł.
Też wyszłam na mżawkę i przemokłam. Tak jak moja przyjaciółka.
Dlatego zdecydowałam się opowiedzieć tę historię. O tym, jak w odpowiednim momencie nie zawróciłam do domu, żeby ochronić się przed deszczem.
Jest ostrzeżeniem dla innych kobiet, w ogóle dla innych ludzi. Choć to chyba nas, kobiety, ta przemożna potrzeba miłości pcha jak ćmy w ogień. Ale to nie jest wina Bernarda. On też był ofiarą. Ale o tym później.
Kim jestem? Matką, praczką, pomywaczką. Architektem wnętrz, anglistką, sprzedaję produkty ubezpieczeniowe dużej firmy, mam własne biuro nieruchomości, żegluję (mam patent sternika jachtowego), jeżdżę na nartach (mam patent instruktora), pływam na windsurfingu (też mam patent instruktora). Umiem robić w drewnie, połowa rzeczy w domu to moje dzieło. Po co to piszę? Żebyś nigdy nie myślała, że jesteś idiotką, bo dałaś się w coś wplątać.
Zawsze byłam niezależna, sprawcza, samowystarczalna.
Teraz siedzę na kanapie, trzęsę się jak osika i zastanawiam, jak z tego wyjść.
Ale wyjdę. I ty też wyjdziesz, jeśli musisz.
Może razem wyjdziemy?Z wiadomości. Tytuł maila: „O życiu”
To miał być normalny dzień. Z tymi samymi jak zwykle czynnościami. Kawa rano, a potem ciąg spotkań. Nudni panowie pod krawatami, ja nudny, powtarzający te same frazy, sztuczne uśmiechy, uściski, a naprawdę twarde negocjacje. O 17.00 podjechałem przed knajpę, wchodziłem po schodach, usłyszałem twój śmiech. To mógł być przypadek. Ale taki przypadek? Już nie piszę, wiem, jak to brzmi. Ale może uciekniemy gdzieś na Kaszuby na kolację? Przepraszam, że milczałem. Co mam powiedzieć? Jestem cholernie zajętym człowiekiem. Ale nie chodzi tylko o to. Onieśmielasz mnie.
Z zeznań Anny K.
To, co zwróciło moją uwagę, to jego delikatność, ale i stanowczość. Nie był jednak człowiekiem, który się narzuca. Po prostu zawsze pojawiał się, kiedy trzeba. Napisał do mnie, kiedy utknęłam na „siódemce” z Warszawy do Gdańska, padł mi samochód. Było zimno, w aucie moja pięcioletnia córka., „Mam awarię, odezwę się” wysłałam wiadomość. Oddzwonił od razu. „Wychodzę z zebrania i jadę”. Chociaż stałam w Glinojecku, ponad 100 km od jego biura. Rzadko się spotyka takich mężczyzn. Nic nie budziło moich podejrzeń. Zachowywał się idealnie, nie narzucał, a jednocześnie widać było, że kocha cały świat, był pełen empatii.