- promocja
- W empik go
Narzeczony na miesiąc - ebook
Narzeczony na miesiąc - ebook
Ten kontrakt zmieni jej dotychczasowe życie.
Emily od dwóch lat pracuje jako osobista asystentka najprawdziwszego Wilka z Wall Street – Nicholasa Wolfa. Problem w tym, że nienawidzi tej pracy, a jeszcze bardziej samego szefa – aroganckiego, apodyktycznego gbura, który osiem razy został wybrany Kawalerem Roku Nowego Jorku („Właściwie to dziesięć razy, ale kto by tam liczył!”). Niestety kontrakt kobiety obejmuje jeszcze dwa lata, a pan Wolf robi wszystko, aby uniemożliwić jej odejście.
Nicholas ma poważny problem. Planowana od wielu miesięcy wielka transakcja może przejść mu koło nosa. Kontrahent jest bowiem osobą ceniącą ponad wszystko wartości rodzinne, przez co nie potrafi zaufać komuś takiemu jak Wolf – zatwardziałemu samotnikowi poświęcającemu się wyłącznie pracy. Emily, skuszona obietnicą absurdalnie wysokiego wynagrodzenia oraz zgodą na odejście ze znienawidzonej pracy, godzi się na szalony układ. Decyduje się przez trzydzieści dni udawać narzeczoną szefa. Jednak już pierwszy dzień przynosi ze sobą wyzwania, jakich kobieta zupełnie się nie spodziewała. Czy uda jej się przetrwać cały miesiąc u boku Nicholasa i nie ulec w tym czasie jego urokowi?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8321-212-8 |
Rozmiar pliku: | 1 019 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Emily
Nie ma nic gorszego niż pobudka o piątej rano w poniedziałek. Obudziłam się z dołującą myślą, że cały nadchodzący tydzień spędzę na pracy w Wolf Industries.
Pip! Pip! Pip!
Gwałtowny alarm budzika wyrwał mnie z zamyślenia. Obróciłam się na łóżku i wyciszyłam dźwięk. Z ciężkim westchnieniem odrzuciłam kołdrę, po czym udałam się do łazienki, żeby wziąć szybki gorący prysznic.
Po wyjściu z kabiny wytarłam się, zrobiłam lekki makijaż i włożyłam ulubioną granatową sukienkę oraz cieliste szpilki. Zastanawiałam się nad nieco bardziej ekstrawaganckim strojem, by uczcić wyjątkową okazję, ale potem dotarło do mnie, że nie ma czego świętować.
Podniosłam telefon i zauważyłam kilka nowych wiadomości od najbliższych współpracowników.
Gratulacje, Emily!
To już dwa lata z Wielkim Wilkiem, Emily! Gratuluję!
Brawo, Emily! Dwa lata!
Jakim cudem tyle wytrzymałaś???
Będziemy to dzisiaj oblewać czy nie masz ochoty?
Po przetrwaniu kolejnego roku w tej firmie powinnam otworzyć szampana i uczcić to z przyjaciółmi albo chociaż wykazać odrobinę entuzjazmu. Niestety każdy dzień pracy dla Nicholasa A. Wolfa – prawdziwego Wilka z Wall Street – kończyłam iksem w kalendarzu, odliczając dni do końca.
Pan Wolf był najbardziej wkurzającym człowiekiem, z jakim przyszło mi pracować. Prawdziwa chodząca, kusząca enigma. Skomplikowane przedsięwzięcia były dla niego dziecięcą igraszką. Każdego dnia zakładał inny, warty tysiąc dolarów garnitur od projektanta. Niestety pomimo odpychającego charakteru podniecał mnie jak nikt inny. Szczególnie w chwilach, gdy byłam dosłownie o krok od sprzedania mu liścia.
Przez ostatnie dwa lata spędziłam z nim więcej czasu niż z kimkolwiek innym. Był pierwszą osobą, którą widziałam rano, i ostatnią, z którą rozmawiałam wieczorem. Widywaliśmy się również w weekendy, bo oboje byliśmy pracoholikami.
Stałam u jego boku, gdy żelazną ręką zarządzał firmą wartą miliardy dolarów. Wolf pobierał lekcje z _Ojca chrzestnego_, którego oglądał nałogowo. Na spotkaniach siedziałam obok jego dyrektorów zarządzających, przyglądałam się ich językowi ciała i zastanawiałam, kto może być nielojalny. Wyjeżdżałam z nim w delegacje – zarówno w kraju, jak i za granicą. Zawsze dbałam o to, by wiedział, co się dzieje w jego korporacji.
Nasza trwająca już dwa lata biznesowa relacja przypominała małżeństwo, tylko bez seksu. Praca dla niego przynosiła mi wyłączenie materialne korzyści: nieograniczony dostęp do służbowego samochodu z szoferem, narożny gabinet z widokiem na Manhattan, dostęp do jego karty kredytowej, gdy nachodziła mnie ochota na zakupy, i wynagrodzenie pięć razy wyższe niż to, co zarabiały asystentki w innych firmach. Z drugiej strony nigdy nie miałam czasu skorzystać z tych pieniędzy, bo ciągle pracowałam.
Moje życie było jego życiem.
Przejrzałam listę kontaktów i wysłałam wiadomość swojemu kierowcy.
JA: Będę gotowa za 20 min.
KIEROWCA: Przyjadę za 15.
Wyłożyłam Lunie, mojemu kociakowi, jedzenie oraz nalałam wody i zadzwoniłam do recepcjonistki w Wolf Industries.
– Biuro pana Wolfa. – Kobieta odpowiedziała po pierwszym sygnale. – Mówi Savannah Smith. W czym mogę pomóc?
– Savannah, z tej strony Emily. Dzwonię, żeby przedstawić listę zadań na dziś.
– Zamieniam się w słuch.
– Przygotuj salę konferencyjną na spotkanie pana Wolfa z Van Corps, które odbędzie się o ósmej – zaczęłam. – Proszę również o dokumentację Pierce Inc., bo muszę zająć się wszystkimi szczegółami, które go nudzą, zanim przekażę mu plik do akceptacji. Proszę cię również, byś umówiła mi pięciominutowe spotkanie z HR-ami, bo muszę wnieść skargę na stażystkę, która flirtowała z nim w zeszły piątek. Nie spodobało mu się to. Och, i mogłabyś zadzwonić do Einstein’s Bagels i przekazać, że przyjadę po jego śniadanie dziesięć minut wcześniej niż zazwyczaj?
– Oczywiście! – oznajmiła recepcjonistka. Jej głos jak zwykle zabrzmiał zbyt wesoło jak na tak wczesną porę. – Do zobaczenia. I gratuluję drugiej rocznicy w firmie! Mam nadzieję, że się pani cieszy.
Ani trochę.
– Dziękuję. I do zobaczenia. – Zakończyłam połączenie i pogłośniłam wiadomości z giełdy, żeby sprawdzić, czy są jakieś zmiany. Zapięłam na nadgarstku ulubioną bransoletkę i poszłam do sypialni mojej bliźniaczki.
– Wychodzę, Jenno! – krzyknęłam, pukając. – Czy możesz odebrać moje paczki od kuriera? Ma przyjechać po południu.
– Co? – Siostra z rozmachem otworzyła drzwi. Jej brwi nieomal sięgnęły czoła. – Przecież miałaś dzisiaj rzucić tę robotę.
– Taki mam zamiar. Najpierw jednak muszę zadbać o kilka rzeczy… – Ucichłam i przyjrzałam się rozwalonemu na materacu nagiemu facetowi. – A kto tam śpi na twoim łóżku?
– Nikogo nie widzę – odpowiedziała z przebiegłym uśmieszkiem. – A kto śpi w twoim łóżku?
– Co? Nikt.
– No właśnie – wymruczała. – Nikt… bo nigdy nikogo nie zapraszasz.
Nagle przed naszą kamienicą rozległ się klakson, więc zrobiłam krok w tył. Nie chciałam wdać się w kłótnię o bujne życie erotyczne siostry.
– Będziemy musiały o tym pogadać, kiedy wrócę. – Wbiegłam do salonu po teczkę, zapięłam płaszcz, po czym wyszłam na zewnątrz i zajęłam miejsce na tylnym siedzeniu samochodu.
– Dzień dobry. – Vinnie, kierowca, spojrzał na mnie w odbiciu lusterka. – Czy mam pogratulować pani osiągnięcia, czy zachować te powinszowania dla siebie?
Wybuchnęłam śmiechem.
– Rzeczywiście lepiej zachowaj je dla siebie, bardziej ci się należą. Ty wytrzymałeś w tej firmie dziesięć lat. O wiele dłużej niż ja.
– To nie to samo. – Uśmiechnął się i włączył się do ruchu. – Nigdy nie pracowałem bezpośrednio dla pana Wolfa.
Racja…
– Czy mamy gdzieś najpierw wstąpić?
– Muszę odebrać dokumenty z Deutsche na Piątej, potem raport od wspólnika z Lehman Brothers na Siódmej, a na koniec pojedziemy po jego ulubione śniadanie i kawę do Einstein’s.
– Robi się. – Posłał mi współczujące spojrzenie, a potem skupił się na drodze.
Kiedy przyjechałam do firmy, była już siódma trzydzieści, więc miałam jakieś pięć minut, żeby złapać oddech, zanim zjawi się pan Wolf.
Ułożyłam wszystkie dokumenty na jego biurku, przelałam kawę z papierowego kubka do jego ulubionego ceramicznego, a potem wezwałam stażystkę, żeby poskładała i odwiesiła jego pranie, które wróciło z pralni chemicznej.
Kiedy smarowałam serkiem bajgle, zawibrował mój telefon.
TAJNA GRUPA PRACOWNICZA: Wielki Wilk przyszedł…
Przewróciłam oczami. Drażniło mnie to, że wciąż nazywaliśmy go ksywką, która mu schlebiała.
JA: Czy chociaż przez jeden dzień możemy nazywać go „Dupek” albo „Palant”?
TAJNA GRUPA PRACOWNICZA: Nigdy.
TAJNA GRUPA PRACOWNICZA: Mowy nie ma.
TAJNA GRUPA PRACOWNICZA: WIELKI WILK!
Wyszłam z jego gabinetu w momencie, gdy on wysiadł z windy. Ruszył korytarzem, rozmawiając przez telefon. W trzyczęściowym garniturze wyglądał piekielnie seksownie. Spinki do mankietów w kształcie litery W odbijały światło, a włoskie skórzane buty lśniły ostentacyjnie, jakby chciały powiedzieć: „Tak, jesteśmy nowe. I zgadza się, on nie włoży nas już drugi raz”. Każda kobieta na jego drodze zawieszała na nim złakniony wzrok, a on odpowiadał zarozumiałym uśmieszkiem na pełnych ustach i błyskiem uznania w ciemnoniebieskich oczach.
– Dzień dobry, panie Wolf. – Recepcjonistka spłonęła rumieńcem i podała mu teczkę, kiedy ją mijał.
– Dzień dobry. – Posłał jej uśmiech, zakończył połączenie i ruszył prosto w moją stronę. Zlustrował mnie wzrokiem, a kiedy nawet nie drgnęłam, zatrzymał się. – Panno Johnson.
– Panie Wolf.
– Dlaczego nie czekasz na mnie w gabinecie, żeby zdać raport?
– Proszę. – Podałam mu plik papierów. – Wszystkie informacje ma pan na mailu, a tutaj są wydruki. Przed chwilą sobie przypomniałam, że mam dziś ważną wizytę u lekarza, muszę już jechać. Ale powinnam wrócić przed lunchem.
– Skoro nie będzie cię tak długo, to czy zadzwoniłaś chociaż do Petersonów z…
– Monte Verde? – dokończyłam za niego. – Tak, zgodzili się przełożyć spotkanie. Pozwolę sobie ubiec pańskie pytania: poprosiłam Savannah, żeby przygotowała salę konferencyjną na spotkanie z Van Corps o ósmej, a stażystki, pomijając tę jedną, która z panem flirtowała, szykują salę na popołudniowe spotkanie z zespołem od PR-u.
– A co z moją wideokonferencją z Mellon?
– Przełożyłam na jutro – poinformowałam. – Uznałam, że spotkanie z zespołem może się przeciągnąć.
– Hm. Interesujące.
Przygryzłam wargę, żeby pohamować sarkastyczny komentarz. Pracowałam tu tyle czasu, a ten człowiek wciąż nie potrafił powiedzieć zasranego „dziękuję”. Zupełnie jakby jego usta miały alergię na miłe słowa.
– Cóż, w takim razie zobaczymy się po twojej wizycie u lekarza – oznajmił, otwierając drzwi swojego gabinetu. – Mam nadzieję, że wszystko u ciebie w porządku.
Już widzę, jak się przejmujesz…
***
Pół godziny później weszłam do luksusowego lobby Grand Hearst Hotel. Oczywiście nie przyszłam tutaj na wizytę lekarską, tylko na rozmowę kwalifikacyjną.
W ostatnich tygodniach śpiewająco zaliczyłam wszystkie poprzednie etapy rekrutacji, a dzisiaj w końcu nastała chwila prawdy. To ostatnia rozmowa – twarzą w twarz z samym prezesem. Denerwowałam się, ale z całych sił próbowałam zachować spokój, bo zależało mi na wolności, którą ta praca mogła mi zaoferować.
Wepchnęłam plakietkę Wolf Industries do torebki i wsiadłam do windy, żeby pojechać na ostatnie piętro.
– Emily Johnson? – Recepcjonistka powitała mnie w chwili, gdy opuściłam windę.
– Tak, to ja.
– Wspaniale – odparła, wstając. – Proszę za mną. Pan Hearst już czeka.
Podążyłam za nią korytarzem o białych ścianach. Po drodze w pośpiechu minęły nas kobiety w szpilkach. Wyobraziłam sobie, że za tydzień będę kroczyć tymi samymi korytarzami i się uśmiechać – bo wszyscy wyglądali tutaj na zadowolonych, chociaż nie wiedziałam z jakiego powodu.
Recepcjonistka otworzyła drzwi do wielkiego gabinetu zajmującego chyba połowę piętra. W środku za biurkiem siedział prezes – atrakcyjny siwowłosy mężczyzna. Kiedy podeszłam bliżej, powitał mnie uśmiechem.
– Dzień dobry! – Pan Hearst wstał i wyciągnął do mnie rękę. – Po tych wszystkich etapach rekrutacji miło mi w końcu poznać panią osobiście.
– Mnie pana również. – Uścisnęłam mu rękę i usiadłam.
– Muszę przyznać, że pani portfolio jest imponujące. – Zerknął na ekran komputera i stuknął w kilka klawiszy. – Była pani najlepsza na licencjacie w Yale i najlepsza z całej grupy na studiach prawniczych w Harvardzie. – Znowu stuknął w klawiaturę. – W wakacje pracowała pani w znanych kancelariach, a teraz w Wolf Industries zajmuje pani stanowisko asystentki. Dlaczego nie została pani w kancelarii?
– Większość z nich zwalniała ludzi ze względu na recesję.
– Ach, rozumiem. – Zsunął okulary do czytania niemal na czubek nosa. – Cóż, mimo to jestem pod wrażeniem pani CV. Chyba nie mamy tutaj nikogo, kto byłby najlepszy na roku, a już na pewno nie na uczelni Ligi Bluszczowej.
Uśmiechnęłam się i postukałam stopą o podłogę. Niecierpliwie wyczekiwałam czterech słów, które od roku chciałam usłyszeć: „Kiedy może pani zacząć?”.
Przypomniałam sobie, że zanim wypalę „Kurwa, nawet teraz”, powinnam się chwilę zawahać, żeby nie wyjść na zdesperowaną.
Tylko nie rzucaj kurwami. Żadnego przeklinania. Wystarczy samo spokojne „od zaraz”…
– Długo się zastanawiałem nad tym, co może pani wnieść do mojej firmy – odezwał się po kilku długich sekundach ciszy – i wydaje mi się, że…
– Mogę zacząć już dzisiaj. – Nie zdołałam się powstrzymać. – W tej chwili. Mogę dzielić z kimś biuro, mogę zostawać po godzinach i pracować w weekendy i z radością zgodzę się na wynagrodzenie o dwadzieścia procent niższe niż to, które zarabiam teraz.
– Cóż, w tym rzecz. Nie mogę pani zatrudnić. – Zamknął laptop. – Pani osiągnięcia robią wrażenie, ale chyba nie będzie tu pani pasować.
Że co?
– Dlaczego nie może pan dać mi szansy… chociaż na okres próbny, i wtedy się przekonamy? Poradziłam sobie na każdej rozmowie kwalifikacyjnej u państwa.
Mężczyzna westchnął.
– No dobrze, proszę posłuchać. Nie mogę pani zatrudnić, ponieważ nie chcę się narazić panu Wolfowi.
– Że co proszę? – zapytałam oszołomiona. – A co on ma z tym wspólnego?
– Wszystko – odpowiedział, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. – W pani CV jest napisane, że pracuje pani w jego firmie jako asystentka osoby na wyższym szczeblu. Nie jest doprecyzowane, że pracuje pani bezpośrednio dla niego.
– Wszyscy w tej firmie pracują bezpośrednio dla niego.
– Wie pani, co mam na myśli. – Przez jego twarz przemknął wyraz niepokoju. – Jest pani jego osobistą asystentką. To z Emily Johnson wszyscy muszą się najpierw skontaktować, żeby dotrzeć do niego. A teraz siedzi pani przede mną i udaje, że ta rozmowa kwalifikacyjna nie spowoduje największego konfliktu interesów na całym pieprzonym Wall Street. Jest pani jego prawą ręką, na litość boską.
– Pan Wolf nie ma nic wspólnego z pańską firmą.
– Tak się składa, że ma – wyprowadził mnie z błędu. – Pięć lat temu zainwestował w naszą firmę ostatnie trzydzieści procent, których potrzebowaliśmy, żeby otworzyć nową sieć hoteli. Ponadto pomógł nam coś załatwić w planie zagospodarowania przestrzennego, żeby nasz nowy budynek znajdował się bliżej The High Line. Nie mogę ukraść mu asystentki, bo mu się narażę. Kiedy ktoś ma w nim wroga, wie o tym całe miasto.
Westchnęłam ciężko, nie wiedząc, co powiedzieć.
– Poza tym – ciągnął pan Hearst – kiedy do mnie zadzwonił, oznajmił jasno i wyraźnie, że jeśli choćby pomyślę, by panią zatrudnić, to mnie pozwie i rozjebie całą moją firmę. Jego słowa.
Poczułam, że kolory odpływają mi z twarzy.
– Zdradził mu pan, że tu jestem?
– Gdzieżbym śmiał. Zadzwonił do mnie kilka minut temu, tuż przed pani wizytą. – Otworzył szufladę i wyjął z niej kartkę. – Przesłał mi również kopię pani lojalki będącej częścią waszej umowy. – Podał mi dokument. – Zasugerował, że powinienem również wydrukować kopię dla pani, żeby posłużyła za przypomnienie.
Opadła mi szczęka.
– Jestem pewien, że wkrótce znowu się zobaczymy, kiedy w następnym miesiącu dopniemy szczegóły inwestycji w Berkshire z Wolf Industries. – Wstał i ponownie wyciągnął do mnie rękę. – Miło było poznać słynną Emily, o której pan Wolf mówi w samych superlatywach. Mam nadzieję, że przekaże mu pani, że byłem miły i szybko panią odprawiłem.
Wstałam i wyszłam, nie zawracając sobie głowy pożegnaniami i uściskami. Byłam zła, bo zmarnował mój czas, i wściekła, bo pan Wolf uniemożliwił mi zdobycie nowej pracy.
Skąd w ogóle wiedział, że się tu zjawię?
Weszłam do windy i mocno zagryzłam wargę, żeby powstrzymać krzyk podchodzący mi do gardła. Nie potrzebowałam kopii lojalki, bo dobrze wiedziałam, co tam jest. Było tam napisane, czarno na białym, że nie mogę szukać nowego stanowiska, dopóki nie zakończę pracy w jego firmie, i że nigdy nie będę mówić o nim źle w obecności prasy.
Jak mogłam o tym zapomnieć?
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej