- promocja
- W empik go
Następna będziesz ty - ebook
Następna będziesz ty - ebook
Maciek jest zdeterminowanym i pewnym siebie pracownikiem korporacji. Przebojowy i pozbawiony skrupułów ukrywa jednak bolesne tajemnice z przeszłości. Nie ma dla niego rzeczy niemożliwych, a otaczające go kobiety stanowią doskonałą rozrywkę.
Dlatego mężczyzna upatruje sobie ofiary i rozpoczyna polowanie. Na jego drodze stają kolejne kobiety, którymi się bawi. Gdy spełnią jego zachcianki – porzuca. Do czasu poznania pewnej siebie i twardo stąpającej po ziemi Tamary. Rozpoczyna się gra, której zasady mogą zmienić się w każdej chwili, a ofiara może stać się oprawcą.
Niespodziewane zwroty akcji, tajemnice z przeszłości i wielowymiarowi bohaterowie sprawiają, że "Następna będziesz ty" to mroczny erotyk, w którym reguły przestają istnieć.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66939-25-7 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Ale już późno, nie mogę się spóźnić do pracy.
Z początku Tamary to nie drażniło, ale z upływem czasu, kiedy dostrzegła w zachowaniu męża pewną powtarzalność mającą na celu pokrzyżowanie jej działań, zaczęło ją poważnie irytować. Kilkakrotnie podejmowała próby przeciwstawienia się jego zagrywkom, a więc znikała w łazience, pominąwszy włączanie ekspresu i przygotowywanie sobie świeżej bielizny. Albo ustawiała budzik pół godziny wcześniej, co dezorientowało jej męża. Przejrzawszy jednak podstęp żony, potrafił wtargnąć do łazienki i czyniąc Tamarze wyrzuty, zepsuć skutecznie cały dzień.
Tego dnia leżała w łóżku i patrzyła na poruszające się w tę i z powrotem gałki oczne męża, myśląc równocześnie o tym, co do niego czuje. Byli ze sobą od piętnastu lat, dochowali się dwójki nastoletnich synów, mieli wspólne plany, wakacje spędzali zawsze w tym samym, należącym do matki Błażeja, domku nad morzem. On był kierownikiem działu załadunków w jednej z warszawskich korporacji, ona specjalistką do spraw sprzedaży w tejże samej firmie. Nie spotykali się na co dzień, nie mieli ze sobą styczności w pracy. Do tej pory niektórzy z ich współpracowników nie mieli pojęcia, że Tamara i Błażej są małżeństwem. Nie łączyło ich nazwisko, a z upływem lat coraz wyraźniej docierało do Tamary, że w ogóle łączy ich coraz mniej. Dzieci dorastały, coraz więcej czasu spędzały w towarzystwie swoich znajomych, a w domu coraz boleśniej dźwięczała cisza.
Tamara odetchnęła już z pierwszymi objawami dojrzewania synów. Regularne wizyty kolegów i koleżanek odwiedzających chłopców przyjęła z niewyobrażalną wręcz ulgą. Kochała swoich synów miłością bezwarunkową, ale obowiązek ich wychowania, zadbania o odrobione lekcje, spakowane plecaki i posprzątane pokoje wyczerpał matczyny zapas oddania się bez reszty i poświęcenia dzieciom. Od kiedy w domu pojawiły się dzieci, to właśnie ona, Tamara, odpowiadała za wszystko. Wstawanie na zmianę w nocy okazało się mrzonką, bo Błażej musiał się wysypiać. Pranie i sprzątanie również kolidowały z jego pracą, a te czynności należały przecież do zadań kobiety będącej w domu. Odrabianie lekcji i wożenie chłopców na dodatkowe zajęcia nie wchodziło nawet w grę, bo odbywało się często w godzinach przebywania gorliwego Błażeja poza domem.
– Ustalmy jedno, Tamara – mówił, ilekroć podejmowała próbę zwrócenia uwagi na konieczność przeorganizowania obowiązków domowych. – Bez twojej pensji damy sobie radę. Bez mojej już nie. Poza tym, jesteś matką, kto lepiej zrozumie swoje dzieci niż matka? Dlatego to ty musisz zajmować się chłopcami. Ja mogę cię wyręczać w weekendy.
I wyręczał. Zabierał chłopców na ryby, na mecze piłki nożnej i w inne ciekawe miejsca. Synowie byli wniebowzięci, wpatrzeni w ojca bohatera jak niegdyś ona, kiedy pozwalała się uwodzić mężowskiej wyobraźni i głębokiemu tembrowi jego odrobinę chropowatego głosu. A wieczorami znowu tkwiła nad nieodrobionymi lekcjami i ślęczała po nocach, pomagając w czytaniu lektur szkolnych. Rano budziła się zmęczona, witała dzień coraz bardziej przekonana o nadciągającym jak przeznaczenie szaleństwie i tkwiła w chorej relacji, jaką stała się dla niej rodzina, pogrążając się w rozpaczy.
– A czego ty oczekujesz? – pytała ją z nutą rozczarowania matka. – Uwierzyłaś w historię o królewiczu na białym rumaku, który pozwoli ci leżeć i pachnieć, a sam będzie zasuwał bez wytchnienia? Ocknij się, dziewczyno. – Słowa wypowiadane przez mamę skutecznie pozbawiały ją złudzeń. Zawsze z chirurgiczną wręcz precyzją potrafiła podcinać skrzydła córkom.
– Mamo, ja chcę tylko normalnego życia. Chciałabym dokądś wyjść, choć raz w tygodniu. Chciałabym, żeby Błażej nadal widział we mnie kobietę, a nie tylko praczkę i sprzątaczkę. A on uczy chłopców takiego właśnie traktowania kobiety.
– Nie przesadzaj! – Reakcja seniorki zawsze była gwałtowna. – Masz wspaniałego męża! Nie bije cię, nie pije, pieniądze do domu przynosi. Chłopcy dobrze się uczą, chcą iść na studia. Czego ty właściwie chcesz od życia?
– Życia, mamo, chcę. Właśnie tego życia!
– Trzeba było nie wychodzić za mąż, nie rodzić dzieci, tylko żyć! Tak jak twoja siostra! To doskonały przykład! Skoro nie potrafisz pogodzić się z rolą kobiety w domu, trzeba było domu nie tworzyć.
– Jak możesz tak w ogóle mówić, mamo?
Ona jednak nigdy nie odpowiadała na to konkretne pytanie. Z wysoko uniesioną głową opuszczała kuchnię bądź pokój albo, co zdarzało się dość rzadko, z uwagi na niewielką częstotliwość rozmów telefonicznych, które odbywała z córką, rzucała słuchawką. Tak właśnie zachowała się w ostatni weekend, kiedy Błażej zaprosił ją na wspólny niedzielny obiad. Wtedy też odwiedziły ich również matka Błażeja i siostra Tamary, Kasia. Zestawienie tak różnych osobowości pod jednym dachem zawsze kończyło się źle. Mama najpierw zrugała Tamarę za opieszałość w przygotowywaniu posiłków, następnie, w reakcji na wciąż butną postawę córki, wytknęła jej wszystkie niedociągnięcia i wady, których naliczyła w domu całą masę, po czym ostentacyjnie opuściła pomieszczenie.
Tamara opadła na krzesło bliska płaczu.
– Po co ją zapraszasz, skoro zawsze kończy się to tak samo? – W drzwiach niewielkiej kuchni stanęła Kasia. Wyciągnęła przed siebie rękę z pękatym kieliszkiem szkarłatnego trunku i puściła do siostry oko.
– To nie ja ją zapraszam. Błażej uważa, że należy podtrzymywać dobre stosunki rodzinne.
– I za to podtrzymywanie jesteś odpowiedzialna ty?
– Jak za wszystko inne w tym domu.
– Spaliła ci się żarówka w sraczyku.
– No, zaraz ją zmienię. Mój mąż nie zajmuje się tak przyziemnymi pierdoletami. Poza tym, nie jestem przekonana, czy w ogóle zauważył, że się przepaliła. – Tamara wychyliła kieliszek i zmrużyła powieki, oddając się ulotnej przyjemności spływającego do gardła alkoholu.
– Czekaj, ja mu powiem, żeby żarówkę zmienił.
– Daj spokój, to tylko podkręci mamę.
– Tamaro, jestem poważnie zaniepokojona. Gdzie ta zdeterminowana, pewna siebie kobieta, która miała takie oczekiwania wobec swojego życia? Co się z nią stało?
Na dźwięk wypowiadanych przez siostrę słów Tamara poczuła, że się rozkleja.
– Ej, nie becz. Pokażesz jej, że odniosła sukces. – Ciepłe palce Kasi musnęły najpierw czoło, nos, a na końcu usta Tamary. – Znikasz mi powoli, nie możemy do tego dopuścić...
Katarzyna podniosła się i przyciągnęła siostrę do siebie. Zamknęła ją w objęciach, mocno przytulając. Chwilę im zajęło uspokojenie emocji, zanim wkroczyły do salonu, pełniącego przy wyjątkowych okazjach również rolę jadalni. Tamara ustawiła na środku rozkładanego dębowego stołu wazę z rosołem, Kasia natomiast półmiski z kotletami i resztą dań.
Nie trzeba było długo czekać na pierwsze zjadliwe reakcje matki dziewczyn. Ta najpierw skosztowała podanego wywaru, a potem, niczym Magda Gessler, rozłupała zarumienionego kotleta z miną zdradzającą niezadowolenie.
– Rosół jest troszkę za zimny, nie sądzisz, Jadziu? – Nie patrząc nawet w stronę Tamary, zwróciła się do teściowej córki.
– Nie, zamieszaj go, Bogusiu. Mnie wszystko smakuje wybornie. – Teściowa doceniła pracę włożoną w przygotowany obiad z ciepłym uśmiechem na twarzy.
– Dziękuję, mamo...
– A właśnie. – Nieoczekiwanie do rozmowy wtrąciła się Kaśka, co spotkało się z natychmiastową zmianą w zachowaniu Bogusi. – Błażej, przepaliła ci się żarówka w toalecie. Masz jakąś zapasową?
Mężczyzna zmarszczył nos i utkwił wyczekujące spojrzenie w żonie.
– Mamy jakąś wolną żarówkę, Tamara?
– Żony pytasz? A to nie facet zajmuje się takimi rzeczami?
– A co ty tak ich atakujesz od razu? Co? – Bogusia, jak spuszczony ze smyczy pies, wyczuła nadarzającą się okazję, by zaznaczyć swoją pozycję. Błażej, zmieszany, spuścił wzrok, Tamara uśmiechnęła się pod nosem, a Kasia wychyliła stojący przed nią kieliszek wina.
– Bardzo jestem ciekawa tej czerwonej surówki. – Jedynie Jadwiga podjęła próbę ratowania gęstniejącej z minuty na minutę atmosfery.
Rano, kiedy Tamara analizowała po raz nie pamiętała już który zaistniałą podczas obiadu sytuację, dotarło do niej, że niektórzy ludzie nie są w stanie wychynąć odrobinę dalej, poza strefę komfortu zapewniającą im poczucie bezpieczeństwa w zbudowanym dla siebie świecie. Na jej nieszczęście, zarówno własny mąż, jak i jej matka należeli do tej właśnie grupy osób. Głośne pruknięcie wyrwało ją z zamyślenia. Zażenowana, utkwiła wzrok w Błażeju. Ten leżał bez ruchu i przyglądał się żonie.
– Przepraszam... – Widząc ją podnoszącą się z łóżka, poderwał się i biegiem ruszył w kierunku łazienki. – Ale już cholernie późno! A ja miałem być dziś wcześniej w biurze...
– Moje życie jest jak taka późnojesienna pogoda, wiesz?
– Wiem, jak wygląda taka pogoda, ale jak ma się ona do twojego życia? Masz wspaniałego męża, nie bije cię...
– Błagam cię, przestań... Czasami naprawdę zazdroszczę ci odwagi i determinacji. Gdybym miała twoją pewność siebie, nie pozwoliłabym jej na wtrącanie się do moich spraw. Powinnam była wyprowadzić się tak jak ty, odseparować ją od moich problemów i układać sobie życie na własną rękę.
– Proszę cię, roztrząsanie tego, co już się wydarzyło, nie ma najmniejszego sensu.
– A może wręcz przeciwnie? Może wreszcie się czegoś nauczę?
– I odważysz się powiedzieć swojemu mężowi, że to on ma jaja i powinien nauczyć się myć kible i zmieniać w domu żarówki?
– Na to jest już chyba za późno.
– Pozostaje ci więc metaforyczne rozczulanie się nad swoim życiem.
– Tak. To znaczy nie! Nie chcę tego robić.
– To jakie ono jest?
Tamara zastanowiła się nad pytaniem. Od lat towarzyszyło jej przekonanie, że jest jak szarpana przez okrutny sztorm żaglówka, smagana zimnym deszczem, targana wiatrem rwącym żagle jej decyzyjności i zapomnianej radości z tego, o czym tak przecież marzyła.
– Kaśka, nie dołuj mnie. Ja już sama nie wiem, co mam myśleć. – Tamara przysunęła się odrobinę bliżej i upiła łyk ciepłej kawy. Uwielbiały nastrój warszawskich restauracji i kafejek. Dziewczyny często umawiały się na kawę w ogródku przed lokalem Kasi. Bywało, że nie rozmawiały wiele, wystarczyło im, że pochłaniał je klimat miejsca. Otulający, niczym ramiona kochanka, gdzie nie były potrzebne słowa. Wystarczyła sama obecność. – Wiem, mama ma rację, niczego mi nie brakuje. Ale odnoszę wrażenie, że moje życie rozgrywa się obok mnie. Nie czuję zadowolenia płynącego z macierzyństwa. Kocham chłopców, ale jestem zmęczona. Nie tęsknię za Błażejem, choć w dalszym ciągu wybaczam mu brak podstawowych umiejętności. Ja się chyba wypaliłam. Jestem cieniem samej siebie, nie odczuwam radości, nie potrafię już oddawać się codziennym obowiązkom z taką pasją jak niegdyś. Liczy się tylko to, by obiad był gotowy, a chłopcy ogarnięci. Jestem narzędziem ułatwiającym ich egzystencję. A gdzie w tym wszystkim ja? Gdzie jest miejsce dla moich pragnień, tęsknot? Gdzie ja i moje potrzeby?
– Za dużo tego. Obawiam się, że tu trochę racji nasza szanowna rodzicielka jednak ma.
– To znaczy?
– Wymagasz, by po piętnastu latach wspólnego życia twój mąż widział w tobie wciąż tę samą młodą pipkę, na której widok jego ptak wybijał mu zęby. Obawiam się, że zasłona zauroczenia zdążyła już dawno opaść. Teraz łączy was bardziej przyzwyczajenie niż fascynacja i miłość. – Kasia zerknęła ukradkiem na pochmurną twarz siostry i postanowiła nieco załagodzić wrażenie przedstawionej właśnie tezy. – Choć ja mogę się mylić. Przecież ani męża nie mam, ani dzieci. I nie będę miała.
Tamara zawiesiła na siostrze posępne spojrzenie. Szczerze podziwiała ją za odwagę w podejmowaniu zdecydowanych kroków dotyczących przyszłości, ale i zazdrościła jej swobody, niesłabnącej fascynacji życiem, której smak towarzyszył jej, zanim wyszła za mąż, urodziła dzieci i stała się turborobotem zaspokajającym potrzeby członków swojej rodziny.
– I błagam, nie mów, że mi zazdrościsz. Ja też mam gorsze chwile. Ty jesteś samotna w tłumie swoich chłopaków, ja cierpię na chroniczną samotność, a moja odwaga nie wystarcza, by podjąć wyzwanie zmiany tego stanu. Jak widzisz, nie jesteś sama. Szach i mat, moja droga.
Tamara wracała do biura w nieco lepszym nastroju. Choć spotkanie z siostrą nie zlikwidowało dręczącego ją uczucia braku wznioślejszych celów w życiu, rozmowa z Kasią za każdym razem przynosiła ulgę. Podobno tak właśnie jest z ludźmi, których pochłonęła egzystencjalna dziura. Nie potrzebują oni rozwiązania nękających ich problemów, lecz szukają jedynie okazji do wylania całego wezbranego w nich żalu. Oczywiście wymarzoną sytuacją byłoby, gdyby problemy udało się jednak rozwikłać, ale tak szczęśliwe zakończenia zdecydowanie się nie zdarzają.
Tamara wjechała windą na piętro, nie patrząc nawet w przeszklone drzwi, za którymi mieścił się magazyn, miejsce podlegające jurysdykcji jej męża. Nucąc cicho, przeszła obok pustej recepcji, co wydało jej się nieco zastanawiające, i zniknęła za drzwiami prowadzącymi do działu sprzedaży. Tu spotkało ją kolejne zaskoczenie. Z niewielkiej kuchni położonej naprzeciw otwartej przestrzeni, w której mieścił się ich dział, dobiegał gwar rozmów. Tamara rozejrzała się po biurze, szukając wzrokiem szefowej, aż wreszcie usiadła przy biurku. Wtem zza przepierzenia oddzielającego dwa biurka wychyliła się jej przyjaciółka Aneta.
– Wykończysz mnie kiedyś tym pojawianiem się znienacka – prychnęła Tamara, łapiąc się przesadnym gestem za serce.
– Widziałaś tego nowego? – Uwadze Anety nie zdołała dotąd umknąć żadna zmiana personalna. Nawet jeśli dotyczyła innego działu niż sprzedaż.
Pytana wsparła głowę na splecionych palcach i patrzyła w skrzące się ciekawością oczy przyjaciółki. Przyszły do firmy tego samego dnia, siedemnaście lat temu. I od razu nawiązała się pomiędzy nimi więź, która zdołała przetrwać niejedną burzę, różnicę zdań czy służbowe nieporozumienia. Aneta zawsze podkreślała, że ich pojawienie się w biurze w tym samym dniu nie należało do przypadków. Nie mogły postąpić inaczej, jak tylko zaprzyjaźnić się i wspierać w trudnych chwilach, jakimi dla każdego są pierwsze kroki w firmie, pośród zwartej i zżytej grupy innych pracowników, niepoświęcających czasu na wsparcie nowo przybyłych.
– Widziałam, widziałam.
– Coraz młodszych przyjmują do pracy. Pamiętasz? Nie tak dawno to my wzbudzałyśmy takie zainteresowanie.
– Siedemnaście lat temu. Upływający czas zdążył już przyćmić to wspomnienie.
– Jesteś zgryźliwa jak emerytka – syknęła Aneta i stłumiła wybuch śmiechu, zasłaniając usta dłonią. – Popatrz, co się dzieje w kuchni. Ten chłopak robi tu furorę niczym jakiś celebryta!
Tamara odwróciła się w stronę, z której dobiegał śmiech żeńskiej części działu.
– Zawsze możesz do nich dołączyć – podpuszczała Anetę. – A nuż to właśnie ty wzbudzisz jego zainteresowanie?
– Tia, taka stara, mężatka z tobołkiem dwunastoletniego buntownika przytwierdzonym do kiecki. Tamara, gdyby choć raz poczuć się tak jak one... – Rozmarzona Aneta opadła na biurko i zwiesiła ramię z przepierzenia, tęsknym wzrokiem wpatrując się w drzwi kuchni.
– Kup sobie coś ładnego, podkreśl usta czerwoną pomadką i spróbuj uwieść swojego Tomka. Może poczujesz namiastkę młodzieńczej fascynacji – podpowiadała wytrwale Tamara, oczami wyobraźni widząc siebie ubraną w modną kreację i z uszminkowanymi ustami pochylającą się nad śpiącym na kanapie Błażejem. Dobry humor ulotnił się jak dym ze zgaszonej świecy.
– Może to jest jakiś sposób?
– Spróbuj, nie należy się poddawać. – Zrobiwszy dobrą minę do złej gry, Tamara pospiesznie pochyliła się nad zalegającymi jej biurko dokumentami, mając nadzieję, że Aneta pójdzie w jej ślady.
– Przestań się dąsać. Nie wierzę, że nigdy nie zastanawiałaś się nad tym, jak by to było, gdyby taki młodziak zwrócił uwagę na panią w naszym wieku.
– Jesteś ode mnie starsza o dwa lata, więc nie porównuj nas, kochanie. – Tamara zawzięcie udawała pogrążoną w pracy, ignorując zwisającą z przepierzenia przyjaciółkę.
– Wyobrażasz sobie? Świat nagle nabrałby zupełnie innych barw!
– Innych? – Dała się wreszcie porwać fantazjom koleżanki. – Nabrałby barw w ogóle.
– A jednak! Wiesz? Ja potrzebowałabym takiego chwilowego resetu. – Zgromiona karcącym spojrzeniem Tamary, Aneta natychmiast się poprawiła: – Zapomnienia przywracającego moc temu uczuciu, które łączy mnie i mojego męża.
– I kto to mówi? Twój Tomuś usechłby z rozpaczy! A mały razem z nim. Już pominę fakt, że nie stać by cię było na podjęcie rękawicy, nawet gdyby ów nowy narybek cisnął ci nią w twarz i poprawił kilkakrotnie.
– Jesteś kobietą małej wiary. – Aneta zaśmiała się głośno.
– Tobie zaś nie brak fantazji.
Po chwili już obie rechotały, tłumiąc rozbawienie. Tymczasem kuchnia się wyludniła. Dziewczyny zabrały ze sobą kubki i udały się na wspólną kawę.
– O tak, fantazji mi nie brak. – Aneta podjęła wątek. – Gdyby mój Tomuś jeszcze potrafił dotrzymać mi kroku, z pewnością nie musiałabym rozmyślać o jakichś małolatach. – Opadła na krzesło i z głową podpartą na rękach wpatrywała się w przyjaciółkę parzącą dla nich aromatyczną kawę.
– Dobrze się tak pośmiać.
– Tego nikt nam nie zabierze. A wreszcie przyjdzie czas, kiedy te siksy zagrzebią się w pieluchach, podczas gdy my, wciąż piękne i młode, będziemy w dalszym ciągu gotowe na ponowne przeżywanie młodości. Zawsze powtarzałam, że wczesne macierzyństwo to najlepsza decyzja, jaką może podjąć kobieta.
– I tu się z tobą zgadzam.
Wieczorem, kiedy dzieci zdążyły już zamknąć się w pokojach, a w mieszkaniu zrobiło się przyjemnie cicho, Tamara wzięła długą relaksującą kąpiel, natarła się wonnym balsamem i uśmiechając się na wspomnienie rozmowy z Anetą, pociągnęła usta bezbarwną pomadką.
– Gdyby tak niewiele mogło wszystko zmienić.
Położyła się do łóżka i poczuła ciężkie ramię męża przyciskające ją do poduszki.
– Zmieniłem żarówkę w kiblu. – Jego ręka zaczęła niepewnie błądzić po kołdrze, którą Tamara szczelnie odgrodziła się od bliskości męża.
– To miłe.
Zamknęła oczy. Dłoń Błażeja wtargnęła pod kołdrę i zaczęła odkrywać kolejne rejony jej ciała. Zapomniany od miesięcy dotyk natychmiast rozbudził najczulsze miejsca. Choć wydawało się to Tamarze zawstydzające, z coraz mniejszym oporem przeciwstawiała się zalewającym jej pamięć wspomnieniom mężowskiej czułości. Ze zmrużonymi powiekami i twarzą wciśniętą w poduszkę udawała brak reakcji na jego posuwające się w śmiałości zachowanie.
– Tamara...
Znajomy, głęboki szept podniósł jej włoski na skórze. Odwróciła się twarzą do Błażeja i widząc poczerwieniałą od podniecenia twarz, otworzyła się przed nim.
***
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------