- W empik go
Następnym razem. Po drugiej stronie. Tom 1 - ebook
Następnym razem. Po drugiej stronie. Tom 1 - ebook
"Niezwykła opowieść o przewrotnych kolejach losu. Zaskakuje i porusza. Od pierwszych stron zabiera nas w fascynującą podróż pokazującą jak ważne w życiu są czas, miejsce i właściwa decyzja."
Tomasz Kieres
Ile razy można nie dostrzec miłości zanim będzie za późno?
Pod włoskim słońcem, między Olgą a Michałem zrodziło się uczucie. Po powrocie do Polski ich kontakt się urywa. Jednak żadne z nich nie wymazało tego drugiego z pamięci. Kilka lat później, jako dorośli ludzie, próbują zbudować nowe związki, chcąc zapomnieć o przeszłości i nie wracać do tego, co ich łączyło. Mimo to wciąż o sobie myślą i tęsknią.
Czy Olga i Michał odważą się pójść za głosem serca? I czy pierwsza miłość może przetrwać próbę czasu?
"Następnym razem" to historia o sile pierwszej miłości, która nigdy nie daje o sobie zapomnieć.
Powieść Karoliny Winiarskiej to jedna z tych słodko-gorzkich historii miłosnych, które wciągają od pierwszej strony. Oldze i Michałowi nie da się nie kibicować. Uczucie, które narodziło się w bajecznych okolicznościach włoskiego Rimini, trwa latami, nawet gdy są z dala od siebie. Następnym razem przyprawi was o szybsze bicie serca, a nawet wyciśnie łzy. Kac gwarantowany!
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66737-80-8 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Piękny zachód słońca… – Olga wzięła głęboki oddech i spojrzała na horyzont.
Odgarnęła ręką włosy niesfornie opadające na oczy. Przymknęła powieki i zachłannie podziwiała piękno włoskiego kurortu. Rimini wciąż tętniło życiem – na pobliskich straganach nie ustawały krzyki licytujących się turystów, a kolorowe tawerny kusiły do późnych godzin nocnych – choć plaża powoli się wyludniała. Miłośnicy słonecznych kąpieli zbierali się do domów, by tam w spokoju podziwiać letnią opaleniznę. Było ciepło, choć wieczorne powietrze robiło się coraz chłodniejsze.
Olga, Marta, Michał i Norbert – czworo nastolatków – właśnie spędzali swój ostatni wieczór na włoskiej ziemi, spacerując po wciąż gorącym piasku. Jutro czekał ich powrót do Polski i szarej rzeczywistości – w każdym tego słowa znaczeniu. Za parę dni każde z nich miało zacząć naukę w ostatniej klasie liceum. Matura, studia, dorosłe życie – to wszystko czekało na nich tuż za rogiem.
– Ciekawe, czy się jeszcze spotkamy… – Olga rysowała stopą niewielkie kółka na piasku.
Czuła przyjemne ciepło. Do tej pory wydawało jej się, że nie jest nostalgiczna i sentymentalna, teraz jednak czuła smutek na myśl o powrocie do domu. Koło niej, na leżaku, siedział Michał. Ukradkiem patrzył na jej ruchy. Była inna niż wszystkie dziewczyny, które znał – wesoła i wygadana. Dopiero teraz zauważył, że kiedy się śmiała, w kącikach jej ust tworzyły się zabawne małe dołeczki. Nade wszystko jednak zachwycał się jej oczami – ogromne i niebieskie były okryte czarnymi, zjawiskowo długimi rzęsami.
Olga, czując na sobie spojrzenie kolegi, uniosła wzrok. Targały nią sprzeczne uczucia. Podobał jej się – był przystojny i dobrze zbudowany – jednak poczucie lojalności wobec chłopaka w Polsce wygrywało z wakacyjnymi porywami serca.
Teraz spojrzała na Michała z zaciekawieniem. Miał niewielki pieprzyk na lewym policzku. Przez chwilę nie mogła oderwać od niego wzroku. Poczuła przemożną chęć, by dotknąć – tego pieprzyka i tego policzka. Czuła ciepło ciała chłopaka i zapach jego włosów. W końcu, zawstydzona swoimi uczuciami, spuściła wzrok. Zagalopowała się.
– Spacer? – Michał przerwał ciszę.
Olga wiedziała, że pytanie było skierowane do niej, ale odpowiedzieli wszyscy. Wstała za resztą i niechętnie ruszyła przed siebie. Marta poszła pierwsza – zawsze była przebojowa i pełna energii. Zupełne przeciwieństwo wstydliwej i pragmatycznej Olgi. Norbert jak zwykle sypał kawałami. Olga jednak go nie słuchała. Marzyła, by choć przez chwilę zostać sam na sam z Michałem. Szła cicho i nieco z boku. Marta cały czas nadawała – tym razem o nachalnych włoskich podrywaczach – jej głos rozbrzmiewał po okolicy. W pewnym momencie Olga poczuła na sobie wzrok Michała. Jego palące spojrzenie sprawiało, że oblewała się coraz większym rumieńcem. Szli powoli, gdy w oddali dostrzegli niewielką grupkę młodych ludzi siedzących przy ognisku.
– Czyż to nie romantyczne? – zawołała Olga.
Oczy jej pojaśniały, po części na widok ognia na plaży, a po części z powodu ulgi, że udało jej się zażegnać niezręczną sytuację z Michałem.
– Romantyczne? Raczej nudne. – Marta wydęła usta – Co to za frajda gapić się w ogień na plaży? Lepiej patrzeć na morze, prawda? – Spojrzała zalotnie na Norberta.
– Tak – przyznała Olga. – Ale możesz mieć jedno i drugie. Wodę i ogień. – Nie odrywała wzroku od roześmianej grupy. – To Polacy! – krzyknęła po chwili, gdy znajoma mowa dotarła do jej uszu. – Nie możemy stracić takiej okazji. To nasz ostatni wieczór. – Pociągnęła Martę za rękę i ruszyła w stronę rozśpiewanej grupki na plaży.
– Cześć – zaczęła speszona, gdy były wystarczająco blisko. Nie zastanawiała się wcześniej, co powie. Po prostu podeszła. – Też jesteśmy z Polski – dodała niepewnie i spojrzała na twarze nieznajomych.
– Cześć! – odpowiedzieli chórem, co przyjęła z ogromną ulgą, bo była niemal pewna, że właśnie zrobiła z siebie idiotkę przed grupą obcych osób.
Przez chwilę zapanowała niezręczna cisza. Olga nie miała pojęcia, co powinna powiedzieć, gdy nagle inicjatywę przejął Michał:
– To nasz ostatni wieczór w tym miejscu. Może moglibyśmy się do was na chwilę przyłączyć?
Uśmiech na jego twarzy rozładował całe napięcie. Grupka roześmianych Polaków zrobiła im miejsce i już po chwili wszyscy siedzieli w jednym kręgu.
– Remi jestem – kiwnął chłopak z gitarą i szeroko się uśmiechnął.
Marta z Norbertem trzymali się z boku i nie wykazywali najmniejszej ochoty, by przyłączyć się do rozbawionej grupy na plaży. Po chwili, kiedy rozbrzmiały pierwsze dźwięki znanej piosenki, nikt już nie miał wątpliwości, że wieczór będzie udany.
_Herbata stygnie, zapada zmrok,_
_A_ _pod piórem ciągle nic,_
_Obowiązek obowiązkiem jest,_
_Piosenka musi posiadać tekst._
Olga raz po raz rzucała Michałowi powłóczyste spojrzenia. Czy to ta melodia, czy nieuchronny koniec wakacji coraz bardziej przyciągały ją do niego? Z każdą minutą czuła, że serce bije jej szybciej. Muzyka, morze, trzaskające płomienie – nie można było wymarzyć sobie bardziej romantycznej oprawy na wakacyjne porywy serca. Siedziała przy Michale i czuła, że w tej chwili nic więcej nie potrzebuje do szczęścia.
– Wracamy? – Głos Marty był tak zakasujący, że Olga na chwilę zaniemówiła. – Ogłuchłaś?– Marta podeszła do koleżanki i lekko nią potrząsnęła.
– Słyszę. Nie musisz się tak wydzierać. – Olga gwałtownie wstała i zaczęła niezręcznie strzepywać piasek z ubrań. – Dałabym sobie rękę uciąć, że cię tu nie widziałam przez – wymownie spojrzała na zegarek – przynajmniej przez dwie godziny. – Rzuciła Marcie pytające spojrzenie.
No… chyba że była tak wpatrzona w Michała, że nie zauważyła przyjaciółki…
– Nic sobie nie wyobrażaj. Byliśmy z Norbertem… – Marta zawiesiła głos, a Olga była niemal pewna, że dostrzegła na jej policzkach rumieniec.
– Byliśmy na spacerze – dopowiedział Norbert. – Nie lubimy muzyki. Wolimy fale… szum fal.
– Dziwne – powiedziała Olga – myślałam, że Marta lubi Hey. Ale widocznie bardziej lubi ciebie. – Posłała Norbertowi uśmiech.
Po tych słowach już nikt się nie odezwał. Wszyscy czworo wrócili do hotelu, zatopieni we własnych myślach.
– Cieszysz się, że wracasz? – Michał odezwał się pierwszy, gdy zbliżali się do pokoi.
Podniosła na niego wielkie niebieskie oczy i poczuła motyle w brzuchu, a może nawet w całym ciele.
– Cieszę się. Chyba… – powiedziała cicho.
– Chyba? – zapytał Michał.
Żadne z nich nie wiedziało, jak pokierować rozmową, by powiedzieć to, co naprawdę chcieli powiedzieć.
– Ja… – Olga zbierała się w sobie, by w końcu wyjawić, co czuje. – Ja… – powtórzyła niepewnie. Bicie serca i suchość w ustach uniemożliwiały jej jasne wysławianie się. – Ja muszę iść! – wyrzuciła z siebie w końcu i poczuła, jak oblewa się rumieńcem.
Najszybciej jak umiała, weszła do pokoju i z hukiem zatrzasnęła za sobą drzwi.
– Co to miało być? – zapytała Marta, gdy w końcu usiadły we dwie na twardym materacu.
Miasteczko było cudowne, ale hotel okazał się bardzo skromny. W niewielkim pokoju stały dwa metalowe łóżka i jedna szafka. Oldze zupełnie to nie przeszkadzało – nie przyjechała tu pławić się w luksusach. Marta jednak wciąż narzekała na niedogodności.
– Jak to co? – Olga z całych sił próbowała ukryć zmieszanie.
Wiedziała jednak, że marnie jej idzie.
– Daj sobie spokój – poradziła Marta. – Dobrze ci radzę. On mieszka milion kilometrów od ciebie. Poza tym go nie lubię. Jest dziwny.
– Dziwny? – Oczy Olgi zrobiły się jeszcze większe i z ciekawością świdrowały przyjaciółkę.
– No sama nie wiem. – Marta się zamyśliła. – Coś mi w nim nie pasuje. Norbert ma przynajmniej poczucie humoru. Michał jest… cichy. Nic z niego nie będzie. Zaufaj mi.
Olga wypuściła powietrze z płuc. No tak. Michał może nie był duszą towarzystwa, ale biły od niego ciepło i spokój, zawsze był opanowany i uprzejmy. Nie zgadzała się z Martą.
– Poza tym przypominam ci, że masz w Polsce chłopaka – nie ustępowała przyjaciółka.
Olga teatralnie opadła na łóżko.
– Dobrze wiesz, że z Jankiem nigdy nic nie wiadomo – powiedziała.
– Ale oficjalnie z nim jesteś.
– No tak – odpowiedziała niemal bezgłośnie.
– Doprawdy, to niesamowite – rzuciła Marta.
– Co takiego? – Olga spojrzała na nią zdziwiona.
– Jak można być tak różnym? Lubię cię, a nawet kocham jak siostrę, ale zupełnie nie rozumiem.
– A ty? – zapytała nagle Olga.
– Co ja? – Tym razem to Marta była zaskoczona.
– Co ty byś chciała od życia?
Marta przeczesała ręką włosy i na chwilę się zamyśliła.
– Chciałabym nie ograniczać się w życiu. Chcę się bawić i o nic nie martwić!
– A miłość? – chciała wiedzieć przyjaciółka.
Marta spojrzała na nią, jakby nie rozumiała pytania.
– Co „miłość”? – zapytała.
– Ta szczera, wielka i trwała. Jej nie chcesz?
– Na tym właśnie polega różnica między nami. Dla mnie miłość nie jest najważniejsza. Tym nie zdobędziesz świata.
– Ale ja nie chcę zdobywać świata, chcę być dla kogoś całym światem – wyznała Olga.
– O tym właśnie mówię. – Marta westchnęła ciężko. – Nigdy się w tym temacie nie zgodzimy.
Co robiłaś z Norbertem? – wypaliła nagle Olga.
Marta aż szerzej otworzyła oczy na tę nagłą zmianę tematu.
– A co miałam robić? – zapytała zachowawczo.
– Nie chrzań. Znam cię. Do czego doszło? – Olga świdrowała Martę wzrokiem.
– Do wszystkiego. – W głosie Marty można było usłyszeć nutkę dumy.
A może żalu?
Olga nie mogła się zdecydować.
– Tym właśnie się różnimy. Między mną a Michałem też doszło do wszystkiego, choć nie wydarzyło się nic – powiedziała.
– Jesteś porąbana, wiesz? – Marta na chwilę odłożyła grzebień i wpatrywała się uważnie w przyjaciółkę.
– Jestem inna. Inna niż ty – odpowiedziała Olga. – Dla mnie słowo „wszystko” znaczy zupełnie co innego niż dla ciebie. Ale wcale nie jest gorsze od twojego. – Wstała i wzięła ręcznik wiszący na ramie łóżka. – Idę pierwsza pod prysznic! – rzuciła ostro i zniknęła za drzwiami łazienki.
Ostatni dzień obozu dziewczyny postanowiły spędzić na plaży. Opiekunki się zgodziły, więc zaraz po śniadaniu Marta z Olgą spakowały ogromną torbę plażową i poszły nad morze. Szum fal i delikatne powiewy morskiej bryzy wprowadziły je w stan błogiego spokoju.
– Chce ci się wracać? – zapytała Marta, leniwie smarując się olejkiem.
– Czy ja wiem? Na pewno chciałabym jeszcze raz przeżyć ten obóz. W pewnych sytuacjach zachowałabym się zupełnie inaczej. Nienawidzę swojej nieśmiałości i ostrożności. Może powinnam przejąć inicjatywę? – Leżała na brzuchu i machała nogami.
Włoskie promyki słońca przyjemnie grzały jej plecy. Był jeszcze poranek, ale plaża powoli się zaludniała. Olga rozejrzała się dookoła. Było wiele młodych osób, ale i całe rodziny z dziećmi. Jej uwagę przykuło jedno małżeństwo.
Mężczyzna, niezwykle przystojny, z prawdziwą czułością i oddaniem zajmował się synkiem – budowali zamki z piasku i kopali piłkę. Leżąca obok kobieta co pewien czas słała im promienny uśmiech znad kolorowej gazety. „Sielanka” – pomyślała Olga i od razu przypomniała sobie swoje samotne dzieciństwo. Mama, skupiona na pracy, nigdy nie miała dla niej czasu. Olga nie miała rodzeństwa, zdana więc była na siebie i bujną wyobraźnię podczas zabaw. Choć rodzice kochali ją do szaleństwa, poczucie wyobcowania stało się nieodłącznym elementem jej życia.
– Chodź popływać, bo się roztopisz od tego słońca. – Marta nagle pociągnęła przyjaciółkę za rękę i tym samym oderwała ją od smutnych myśli.
Kilka chwil później dziewczyny powoli zanurzały się w chłodnej morskiej wodzie.
Olga z prawdziwą przyjemnością oddała się delikatnemu kołysaniu fal. Szła coraz głębiej i głębiej, patrząc wprost na horyzont. Po chwili poczuła, że zahaczyła o coś nogą. Przestraszona, stanęła i odwróciła głowę. Zapadała się w miękkim morskim dnie. Szarpała nogą, ale stopa zaplątała się w wodorosty. Chciała zawołać Martę, lecz ta już odpłynęła daleko od niej. Fale były coraz wyższe, a Olga nie mogła ruszyć się z miejsca. W końcu szarpnęła nogą tak mocno, że straciła równowagę. Znalazła się pod wodą. Głośne bicie serca zagłuszało jej myśli. Była pewna, że to już koniec. Próbowała wynurzyć się choć na chwilę i zaczerpnąć powietrza, jednak fale były zbyt silne.
Nagle ktoś obok niej zanurkował i zwinnym ruchem wyplątał jej stopę. Oldze w końcu udało się wypłynąć na powierzchnię. Roztrzęsiona, podpłynęła do brzegu. Nie przestawała kaszleć i drżeć. Słone krople wody spływały po jej twarzy i mieszały się ze łzami strachu. Gdy w końcu otworzyła oczy, zobaczyła stojącego przed nią Michała. Zaparło jej dech, drżenie ciała ustąpiło, ale serce wciąż biło niewyobrażalnie szybko.
– W porządku? – zagadnął cicho.
Był bardzo przejęty tym, co się stało.
Kiwnęła głową. Wiedziała, że powinna podziękować, uśmiechnąć się, może nawet rzucić się mu na szyję – w końcu pretekst był dobry – ale nie zrobiła żadnej z tych rzeczy. Stała w milczeniu, pokonana przez własną nieśmiałość.
– Może lepiej dotrzymam ci towarzystwa? – zapytał chłopak.
– Jasne. – Tyle zdołała z siebie wydusić.
Nieskomplikowane i niedługie zdanie.
Po chwili przechadzali się razem wzdłuż piaszczystej plaży. Na początku szli w milczeniu – zbyt onieśmieleni swoją obecnością, by się odezwać. Zresztą… czy słowa mogły oddać to, co czuli?
– Teraz już czeka nas tylko matura. – Michał jak zwykle odezwał się pierwszy.
– Tak. Nareszcie.
– Nareszcie? – Uważniej spojrzał na Olgę. – Serio chcesz już skończyć szkołę i zacząć dorosłe życie?
– Jeszcze nie takie dorosłe. Najpierw studia.
– No tak, studia. Gdzie chcesz studiować? – zapytał.
– W Krakowie. Zawsze marzyłam o pracy tłumacza. O zatapianiu się w literaturze staroangielskiej. Szekspir i te sprawy…
– Szekspir. Brzmi dumnie. Ja pewnie wybiorę Warszawę. Bliżej. No i zdecydowanie wolę cyfry od Szekspira, chociaż oczywiście nic do gościa nie mam.
W tym momencie jakiś dzieciak przebiegał obok nich i popchnął Olgę. Ta na moment straciła równowagę i pewnie by upadła, gdyby nie silna dłoń Michała. Tym razem był już naprawdę blisko. Podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy. Stali naprzeciw siebie. Trzymali się za ręce. Ich ciała dzieliły centymetry. Czuła ciepło i słony zapach jego ciała. Michał już się nachylił, by zrobić to, o czym marzył przez ostatnie dni, gdy nagle ten sam mały roześmiany chłopiec po raz kolejny pchnął Olgę z całą siłą swojego kilkuletniego ciała. Dziewczyna straciła równowagę i wpadła wprost w ramiona Michała. Trzymał ją w objęciach kilka sekund, które obojgu wydawały się wiecznością. W końcu delikatnie dotknął dłonią jej policzka. Zdawała się teraz tak delikatna i krucha. Serce na moment mu zamarło, przymknął oczy i zbliżył usta do jej ust.
– Olga. Szukam cię i szukam! – Marta ryknęła tuż za ich plecami. – Możecie już przestać gapić się na siebie tymi maślanymi oczami? Zbiórkę mamy. I to już. Teraz. Natychmiast! – krzyczała tak głośno, że Olga była niemal pewna, że echo jej głosu doszło do Polski, może nawet do jej chłopaka.
Zerwała się na równe nogi i uwolniła z uścisku. Czar prysnął. Nie powiedziała ani słowa. Spuściła głowę i ruszyła przed siebie. Myśli kotłowały jej się w głowie, a emocje buzowały.
***
– Dzwoniłaś do Janka? – Beztroskie pytanie przyjaciółki wyrwało Olgę z dziwnego stanu odrętwienia.
– Janka? – zapytała zdziwiona.
– Halo, Olga! – Marta przewróciła oczami. – Przypominam ci, że masz chłopaka. Miałaś do niego zadzwonić ostatniego dnia obozu.
Olga podniosła wzrok na Michała. Wciąż stał blisko niej. Na tyle blisko, by słyszeć te słowa, i na tyle daleko, by dostrzec wyraz jej twarzy. Po chwili podszedł do dziewczyn i grzecznie się pożegnał:
– Lecę. Też mamy zbiórkę. Do zobaczenia w autokarze.
– O rety! – Marta wydała się z siebie piskliwy dźwięk. – Nie przypominajcie mi, że przed nami tyle godzin jazdy. Robi mi się słabo na samą myśl.
Olga nie odpowiedziała. Wbijała wzrok w mokry piach pod stopami i czekała, aż Michał zniknie z jej pola widzenia. Chwilę później i ona poszła do pokoju spakować ciuchy. Z dna torby wyjęła zdjęcie. Spojrzała na dwie uśmiechnięte postacie – na siebie i Janka. Na pozór szczęśliwi, ale tylko ona wiedziała, ile nerwów kosztował ją ten związek.
Tak. Miała zadzwonić w dniu wyjazdu, ale tego nie zrobiła. Najwyżej powie, że nie było wolnego telefonu albo że aparat nie działał. Nie miała ochoty na rozmowę. Co mogła mu powiedzieć? Że wcale się nie cieszy, że wraca? Że wolałaby zostać we Włoszech dłużej w towarzystwie innego chłopaka? Odłożyła zdjęcie i zaczęła pakować ubrania.
***
– Chodźcie na ostatni spacer. – Michał z Norbertem wpadli nagle do pokoju dziewczyn.
– Nie chce mi się. Poza tym muszę się pakować. – Marta znacząco spojrzała na ciuchy porozwalane po całym pokoju.
– No co ty! Pójdziemy do tego sklepu, który tak lubisz. Jak on się nazywał. M&M? – Olga ciągnęła ją za rękaw, jednak przyjaciółka była nieubłagana.
– H&M – oparła beznamiętnie.
– No właśnie. Chodź. Coś sobie kupimy. U nas nie ma takich sklepów.
– Są bazary. Mi wystarczy. Naprawdę nie mam ochoty. Idźcie beze mnie.
Norbert bezradnie spojrzał na Michała i Olgę.
– Dobra. Zostanę z Martą – powiedział po chwili.
– Dziwne – głośno rozmyślała Olga, gdy wychodzili z hotelu.
– Dziwne, że zostali?
– No tak. Marta lubi zakupy.
– Ale Norberta lubi bardziej. – Michał się uśmiechnął.
– Myślisz, że to o niego chodzi? – zapytała zaskoczona.
– Oczywiście… – Nie dokończył. Chciał jeszcze coś dodać, ale zamilkł. – Gdybyś kiedyś chciała pogadać, zadzwoń. – Podał jej skrawek papieru zwinięty w rulonik. – Tu jest mój numer. Tak w razie czego – dodał zmieszany.
Wzięła zwitek bez słowa i schowała do kieszeni.
– Może kiedyś uda nam się spotkać? – zapytał z nadzieją.
Uniosła głowę i zobaczyła jego wielkie oczy.
– Może. Fajnie by było – powiedziała.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
– I daj znać jak ci poszła matura.
– Ty też – wycedziła.
Wiedziała, że powinna być bardziej rozmowna, ale nie umiała. Sparaliżował ją dziwny stres i nic prócz półsłówek nie przychodziło jej do głowy. A przecież mogła mu tyle powiedzieć – że go polubiła, że ma nadzieję na kolejne spotkania, że super jej się z nim rozmawia, a z Jankiem to nic pewnego. Nie powiedziała jednak nic. Szła w milczeniu i pozwoliła, by to Michał ją zagadywał.
W pewnym momencie zatrzymali się przy małym straganie z pamiątkami. Znudzony nastolatek siedział za ladą i czytał książkę. Nawet na nich nie spojrzał, gdy zbliżyli się do półki z bransoletkami. Michał wziął jedną i szybko zapłacił. Olga nie patrzyła. Czuła się zmieszana i trochę rozczarowana – pewnie kupował pamiątkę dziewczynie. Odwróciła głowę.
– Chyba musimy wracać – usłyszała.
Przytaknęła i w milczeniu ruszyła w drogę powrotną. Michał szedł kilka kroków za nią. Widział nagłą zmianę w zachowaniu dziewczyny, jednak nie miał pojęcia, co ją spowodowało. Zagadał więc coś o planach na resztę wakacji, poopowiadał o psie i czekał, aż niefortunny spacer dobiegnie końca.
***
Wieczorem wszyscy siedzieli już w autokarze. Olga z Martą wybrały miejsce pośrodku. Za nimi usiedli Michał z Norbertem. Po pół godzinie autokar powoli ruszył i zaczął opuszczać małe włoskie miasteczko. Jechał wąskimi uliczkami, a Olga z rozrzewnieniem patrzyła, jak ostatnie wakacje przed maturą stają się wspomnieniem.
Przymknęła na chwilę oczy i oddała się rozmyślaniom. „To tylko przelotna wakacyjna znajomość – przekonywała samą siebie. – I tak nic by z tego nie było. Ja tu, on tam. Poza tym w ogóle się nie znamy. Może lubimy inną muzykę? Albo filmy? Może on nie lubi książek, a ja nie wyobrażam sobie, że jestem z kimś, kto nie czyta. Tak. To tylko przelotna wakacyjna znajomość”.
„Ale przecież kolegą może być całkiem fajnym”, pomyślała po chwili i oparła głowę o twardy fotel. Zamknęła oczy i pozwoliła, by sen wkradł się pod jej powieki. Obudziła się, gdy jasne promienie wschodzącego słońca raziły ją prosto w oczy. Spojrzała na Martę. Przyjaciółka jeszcze spała. Autokar jechał spokojnie. Spojrzała przez okno i próbowała zgadnąć, gdzie się znajdują. Chyba już w Polsce. Poznała po drzewach – zielonych, rozłożystych i niezwykle malowniczych. Olga nie była zbyt sentymentalna, ale po długich podróżach lubiła wracać do domu.
Kiedy autokar zatrzymał się na ostatni postój, Marta też już się obudziła, ale jeszcze nie była zbyt rozmowna, co Olga przyjęła z ulgą. Po kilku minutach bezcelowego kręcenia się po parkingu dziewczyny poszły do restauracji na kawę. Po chwili pojawili się koło nich Michał z Norbertem.
– Koniec wakacji – zagadnął Michał.
Olga spojrzała mu prosto w oczy. Wiedziała, że mówi nie tylko o wakacjach, lecz także o ich znajomości. W milczeniu wzięła łyk gorącej kawy.
– Spotkamy się w autokarze. – Marta wstała i wyszła z restauracji, trzaskając drzwiami.
Powoli traciła cierpliwość do dziecięcych, w jej mniemaniu, podchodów Olgi i Michała.
– A ta co? Wstała lewą nogą, czy miała niewygodne łóżko? – Michał spojrzał w stronę drzwi.
– Źle znosi podróże. – Olga ze wszystkich sił starała się unikać jego wzroku, żeby zbyt dużo nie wyczytał z jej oczu.
Sięgała właśnie po filiżankę z kawą, gdy poczuła ciepło jego dłoni. Spojrzała zdziwiona. Dotykał jej. Dreszcz, który przeszedł po całym jej ciele, aż ją poraził. Serce znowu biło jak oszalałe, a krew pulsowała w żyłach. Głębokie spojrzenie w oczy, przyspieszony oddech – chwila, którą chciała zatrzymać na zawsze.
– Zobaczysz, że jeszcze kiedyś umówimy się na kawę w bardziej sprzyjających okolicznościach – powiedział Michał pewnie.
– Mam nadzieję – szepnęła tak cicho, że ledwie sama zdołała usłyszeć swój głos.
Nagle do restauracji wbiegł Norbert.
– Pospieszcie się. Odjeżdżamy.
Szybko wstali i pobiegli w stronę autokaru. Nawet nie zauważyła, że wciąż trzymali się za ręce. Tym razem nie czuła skrępowania.
Przez resztę podróży siedziała sztywno i próbowała poukładać w głowie to, co się z nią działo. Nie miała już wątpliwości, że zadurzyła się w Michale. Łudziła się jednak, że wakacyjna miłość odejdzie równie szybko, jak przyszła. Jeśli trzeźwo na to spojrzeć, Marta miała rację. To nie mogło się udać.
Michał siedział tuż za nią. Jego obecność ją rozpraszała. Czuła zapach jego szamponu. Ostra woń męskich kosmetyków drażniła nie tylko jej zmysły, lecz także myśli. Im bliżej znajdowała się jednak domu, tym pewniejsza była swojej decyzji – jak gdyby nigdy nic wraca do dawnego życia. Michał był tylko wakacyjną znajomością, o której za dziesięć lat nawet nie będzie pamiętać. Był rok 1996. Olga miała osiemnaście lat. Rok 2006 wydawał jej się tak odległy, że niemal nierealny. Jak wtedy będzie wyglądać jej życie? Skończy studia, będzie pracować, zapewne na jakimś ważnym stanowisku, urodzi dwoje, może troje dzieci i adoptuje psa. Michał zniknie z jej życia. Nie ma możliwości, by było inaczej. Wakacyjne znajomości tyle nie trwają.ONA
– Rosół jest w garnku. Odgrzej sobie. – Troskliwy głos mamy witał Olgę już od progu.
Właśnie wróciła ze spaceru z Maksem – przyjacielem z dzieciństwa, który mieszkał piętro wyżej i był jej bratnią duszą od przedszkola. Ich drogi odrobinę się rozeszły, gdy skończyli podstawówkę. Maks wybrał liceum plastyczne – pięknie malował i od dziecka marzył, by zostać znanym artystą.
– Co u Maksa? Dawno go u nas nie było… – Mama wystawiła głowę z pokoju.
Haftowała, ale odłożyła na chwilę robótkę, by porozmawiać z córką, która coraz częściej wychodziła z domu i przedkładała nad rodziców własny młodzieńczy świat.
– Wszystko dobrze. Wiesz, jaki jest Maks. To samotnik. Cieszy się, że nareszcie skończył szkołę. – Olga przyniosła sobie z kuchni talerz zupy.
– No tak. Zawsze był inny – skwitowała mama.
– Nie jest inny – broniła przyjaciela Olga – ma swój styl. A to, że jest wrażliwszy niż inni chłopcy i nie interesuje się piłką, nie znaczy, że jest inny – powiedziała poirytowana.
Kłótnia wisiała w powietrzu. Maks był przyjacielem Olgi od lat. Uwielbiała go i nieraz stawała w jego obronie, gdy ktoś mu dokuczał. Maks nie potrafił się sam obronić – był za delikatny.
Mama milczała.
– Skąd ty masz cierpliwość do tych robótek? – zapytała Olga po chwili, delektując się aromatycznym rosołem. Nie chciała rozmawiać o Maksie. Wiedziała, że rodzice nie rozumieją skomplikowanej natury jej przyjaciela. Zmiana tematu była najlepszym, co przyszło jej do głowy. – Ja jestem na to stanowczo zbyt nerwowa.
– Spokojnie – odpowiedziała mama. – Wiele rzeczy przychodzi z czasem.
– Naprawdę? – Odłożyła łyżkę. – Naprawdę wierzysz w to, że wszystko ma swój czas?
Mama spojrzała na córkę z miłością.
– Jestem tego pewna. Cierpliwość to bardzo ważna cecha. Nie zawsze wszystko dostajemy od razu, ale to nie znaczy, że nie dostaniemy tego w ogóle.
Olga spojrzała na talerz.
– Dobrze, że chociaż na rosół nie musiałam czekać – wypaliła i obie wybuchły śmiechem.
***
– Od kogo ta pocztówka? – zapytał tata, gdy Olga wyrwała mu kolorową kartkę, doręczoną właśnie przez znajomego listonosza.
Myła talerz w kuchni, gdy usłyszała, jak starszy pan wręcza ojcu coś zaadresowanego do niej. Natychmiast pobiegła do przedpokoju.
– Od znajomego – odpowiedziała tajemniczo i zniknęła za drzwiami swojego pokoju.
Ojciec mruknął coś pod nosem i wrócił do swoich zajęć. Właśnie miał naprawić kran, z którego notorycznie kapała woda, co doprowadzało Olgę i jej mamę do szaleństwa. Dokręcił zawór i z rozrzewnieniem zamyślił się nad szybko mijającym czasem.
Jeszcze nie tak dawno jego mała córeczka siadała mu na kolanach i o wszystkim opowiadała. Z radością słuchał przedszkolnych przygód, a potem szkolnych perypetii. Uwielbiał cieniutki głosik Olgi i rozpływał się, gdy jej małe rączki oplatały jego szyję. Dziś zostały mu tylko wspomnienia. Córka bez słowa zaszywała się w pokoju, rzadko z nim rozmawiając – o opowiadaniu, co u niej słychać, nie było nawet mowy. Dobrze, że od czasu do czasu przychodziły do niej jakieś koleżanki, wiedział dzięki temu, z kim się zadaje. Ze słodkiej córuni tatusia zrobiła się typową nastolatką, która broni swojej prywatności niczym lwica.
Kiedy uporał się z kranem, postanowił nieco zacieśnić relacje z córką. Podszedł cicho do drzwi jej pokoju i delikatnie zapukał. Po krótkiej chwili dostał pozwolenie, by wejść.
„Cóż za łaskawość z jej strony”, pomyślał ironicznie.
Pokój córki był powyklejany plakatami. Niespecjalnie mu się to podobało, ale postanowił się nie wtrącać i potulnie wszystko akceptował. Rozejrzał się i podszedł do biurka. Olga wciąż trzymała w rękach pocztówkę, którą przed chwilą przyniósł listonosz.
– Od kogoś ważnego? – zagadnął niepewnie.
O dziwo, odpowiedziała:
– Nie wiem. Może.
Tobiasz westchnął i pogłaskał córkę po głowie. Ta się obruszyła i fuknęła pod nosem.
– Kiedyś to lubiłaś – powiedział cicho.
– Kiedyś miałam osiem lat. Teraz mam osiemnaście.
– To od kogo ta kartka? – zapytał ponownie.
– Tato! – wykrzyknęła oburzona. – To moja sprawa.
– Twoja, twoja – przytaknął smutno – ale jesteś moją córką. A miły chociaż ten twój znajomy? – Zauważył, jak córka oblewa się rumieńcem.
– Miły – odpowiedziała. – Ale przypominam, że mam chłopaka. Tamten to tylko kolega.
– Tak. Masz chłopaka – odpowiedział z przekąsem, ale nie kontynuował tematu.
Olga doskonale wiedziała, co ojciec myśli na temat jej wybranka – zupełnie nie podzielał jej zachwytu nad nim. Zresztą jej zachwyt też już stał się jakby mniejszy.
– Tato. Muszę się uczyć. Możesz mnie zostawić? – wyraźnie chciała się go pozbyć.
Nie odpowiedział. Jeszcze raz czule spojrzał na córkę i opuścił jej pokój – wedle życzenia. Z dumą obserwował, jak jego ukochana jedynaczka wkracza w dorosłość i staje się kobietą. Jedyne, co go niepokoiło, to mężczyźni. Wiedział, że relacje damsko-męskie bywają bolesne, i wolał tego zaoszczędzić córce. To jednak było niemożliwe.
– Wiesz, martwię się o Olgę – powiedział do żony, siadając obok niej na wysłużonej wersalce.
Coś skrzypnęło pod ciężarem jego ciała i od razu pomyślał, że w końcu przydałoby się kupić nową. Przynajmniej na to miał wpływ, bo na życie własnego dziecka już nie.
– O Olgę? – zapytała zdziwiona kobieta. – Coś się stało?
– Nie. Chyba nie. Ale od powrotu z Włoch jest jakaś markotna. A jak się tam zakochała w jakimś… – przerwał i się zamyślił.
– Włochu? To masz na myśli? – zapytała z uśmiechem.
– No właśnie. Włochu. I wyjedzie…
– Nawet jeśli, to co w tym złego? – Mama Olgi westchnęła ciężko. – Zawsze byłeś nadopiekuńczy. Daj jej trochę przestrzeni. To mądra dziewczyna. Nie przeżyjesz za nią życia. Nie dasz rady usuwać każdego pyłku spod jej stóp.
Tobiasz się nie odzywał. Wiedział, że żona ma rację, jednak było mu smutno. Kiedyś to on był najważniejszym mężczyzną w życiu Olgi, a teraz…
Wstał i otworzył szafę.
– Czego szukasz? – zapytała żona.
– Narzędzi. Trzeba coś zrobić z tą wersalką. Strasznie skrzypi. – Zanurkował w czeluściach szafy i jakby nieco się uspokoił.
Skoro nie umiał zająć myśli, to chociaż zajmie ręce. Może wtedy łatwiej mu będzie zapomnieć o galopującym czasie.
***
Kiedy Olga w końcu została sama, zaczęła bawić się kolorową pocztówką. Przewracała niewielką tekturkę w dłoniach, nie mogąc oderwać myśli od Włoch i Michała. Pocztówka sama w sobie była dość przeciętna – z jednej strony zdjęcie torów i samotnego żółtego kwiatka, z drugiej kilka zdań napisanych niedbałym pismem. _Pozdrowienia ze stolicy. Słońce nie świeci tu jak we Włoszech i_ _kwiaty pachną inaczej…_
Nie spodziewała się po Michale takiego romantyzmu. Ale z drugiej strony, dlaczego nie? Tak naprawdę prawie go nie znała. Nie wiedziała, jak bardzo jest wrażliwy i co go rozśmiesza. Nie miała pojęcia, jakie są jego ulubione potrawy i piosenki. Nie znała go niemal wcale. A jednak wciąż nie mogła przestać o nim myśleć.
Spojrzała na kalendarz. Był wrzesień. Rok szkolny zaczął się dwa tygodnie temu, a ona wciąż o nim nie zapomniała. Sięgnęła po podręcznik od matmy. Powinna się uczyć. Za kilka miesięcy będzie zdawać maturę, a potem egzaminy na studia. Marnowanie czasu było teraz mocno niewskazane. Nagle usłyszała dźwięk telefonu dobiegający z pokoju rodziców. Nadstawiła uszu – odebrał tata, ale tak jak się spodziewała, po chwili zawołał ją do telefonu.
– Marta – wyszeptał, podając jej słuchawkę.
Olga z przyjemnością oddała się rozmowie z koleżanką i z jeszcze większą ochotą umówiła się z nią na wieczorny spacer.
***
– A nauka? Myślałem, że jutro masz sprawdzian z matematyki – zawołał z pokoju ojciec, gdy zobaczył, jak Olga zarzuca płaszcz w przedpokoju.
– Matematyka nie zając. Niestety. – Wyszła i trzasnęła drzwiami.
Niechcący. Samo tak wyszło. Ostatnio w ogóle miała mniej cierpliwości – nie tylko do rodziców, lecz także do Janka. Drażnił ją, choć wciąż jeszcze bywał uroczy.
Na przykład wczoraj przyszedł do niej z różą. Dumnie wręczył jej czerwony kwiat. Wzruszyła się, bo Janek do zbyt czułych nie należał. Może rzeczywiście koledzy bywali dla niego ważniejsi, może trochę za często umawiał się na piwo i balował do rana, ale był dla niej dobry.
***
– Masz tę kartkę przy sobie?
– Co ty, Marta. Po co? – żachnęła się Olga.
– No, żeby mi pokazać.
– To tylko głupia kartka. Nie ma o czym mówić.
– Tak? To dlaczego nawijasz o niej przez cały spacer? – Marta spojrzała pytająco na przyjaciółkę.
Nie lubiła Janka – uważała, że tylko bawi się uczuciami Olgi – ale Michał również wydał jej się podejrzany. I przede wszystkim był daleko.
– Co to za związek na odległość? – zapytała.
– Jaki związek? Mówiłam ci już, że to tylko kolega.
– To dlaczego mnie nie wysłał kartki? – Na te słowa przyjaciółki Olga uśmiechnęła się nieśmiało.
No właśnie. Wysłał kartkę jej. I to jaką kartkę. To musi coś znaczyć.
Po chwili sama siebie zganiła w myślach za takie fantazjowanie. Michał był tylko kolegą i tego postanowiła się trzymać.
– Ja po prostu chciałabym doświadczyć wielkiej miłości. Najlepiej na całe życie. Wiesz, Marta, takiej do grobowej deski – wyznała.
Przyjaciółka spojrzała na nią rozbawiona.
– I rumaka pewnie też byś chciała, co? – zadrwiła. – Białego oczywiście. I złoty zamek. Dorośnij, dziewczyno. Zaraz zaczynasz studia, a wiecznie bujasz w obłokach.
– Ty sobie żartujesz – westchnęła nostalgicznie Olga – a mnie naprawdę brakuje bratniej duszy.
– Olga, na litość boską. Przestań czytać tę Ankę z jakiegoś nudnego wzgórza i zejdź na ziemię. Tu nie ma rycerzy ani żadnych Gilbertów. Tu są Janki albo odległe Michały – wypaliła.
Olga smutno spojrzała na przyjaciółkę. Zazdrościła jej pragmatyzmu, zdrowego rozsądku i rozumu wiecznie wygrywającego z sercem.
Rozejrzała się po McDonaldzie, w którym właśnie siedziały. Niedawno otwarty stał się tchnieniem Zachodu. Wnętrze wypełniały tłumy. Każdy chciał skosztować amerykańskiego stylu życia – cheeseburgerów i coli.
Oldze nie imponował styl tego miejsca. Bardziej przywodził jej na myśl Włochy i tamtejsze bary. A jak Włochy, to i Michał.
– A co u Norberta? – zagadnęła tajemniczo.
– A co ma być? – prychnęła Marta.
Nerwowo spojrzała w niebo i zaczęła bawić się niesfornym kosmykiem włosów.
– Myślałam, że ty i on…
– To źle myślałaś… – przerwała Marta i jakby pociągnęła nosem.
Olga natychmiast z całych sił przytuliła przyjaciółkę.
– Zależało ci? – zapytała cicho.
Wiedziała, że Marta nie przyzna się do słabości.
– Chyba zaczęło. Ale przestał pisać. – Marta strzepnęła kilka pyłków z kurtki. – Sama widzisz, rycerze nie istnieją. Poza tym… – Wzięła głęboki oddech.
Chciała coś dodać, ale zamilkła.
– Co „poza tym”? – Olga się przestraszyła, bo wyraz twarzy przyjaciółki nagle się zmienił.
Marta spochmurniała i spoważniała.
– Myślałam, że jest inny – powiedziała pospiesznie. – Poza tym przez chwilę bałam się … No wiesz, że jestem… – próbowała dobrać odpowiednie słowa. – Nawet mu o tym napisałam, ale już się nie odezwał.
Oldze przeszedł po plecach zimny dreszcz.
– Ale nie jesteś? Na pewno? – zapytała.
– Nie jestem – zapewniła Marta.
Olga poczuła, jak schodzi z niej napięcie. „Co za ulga”, __ pomyślała i zaczęła pocieszać przyjaciółkę.
Do domu wróciła zdołowała. Minęła pokój rodziców bez słowa i rzuciła się na łóżko. Pewnie Marta ma rację. W życiu nie ma wielkich porywów serca i miłości do grobowej deski. Nie wiedziała, kiedy po jej policzku spłynęła łza. Za kim płakała? Za Michałem? Czy za wyobrażeniem o nim? Spojrzała smutno na stos podręczników leżących na biurku. Nie była w nastroju do nauki. Odwróciła się na drugi bok i mocno zacisnęła powieki.
***
– Już się nie mogę doczekać, kiedy zobaczę cię w tej sukience. – Janek zamruczał Oldze do ucha.
Siedzieli właśnie w kinie i oglądali _Młode wilki_.
– Studniówka dopiero za tydzień. Nie masz wyjścia, musisz poczekać – szepnęła. – Poza tym oglądaj – dodała zirytowana, bo Janek nie przestawał głaskać jej po szyi, potem po nodze. – Jesteśmy w kinie!
– No właśnie. Przyszedłem do kina, nie na film – mrugnął porozumiewawczo.
Olga nerwowo rozejrzała się po sali. Na szczęście obok nich nikt nie siedział, w oddali też nie dostrzegła nikogo znajomego. To jednak nie zmieniało faktu, że nie miała ochoty na czułości w miejscu publicznym. Stanowczo odepchnęła jego rękę i nieco się odsunęła. Janek westchnął z rezygnacją i obrażony wrócił do oglądania filmu.
Reszta seansu minęła im w milczeniu. Janek z naburmuszoną miną nerwowo rozglądał się po sali. Olga próbowała skupić się na fabule. Przez moment żałowała, że jej życie nie jest tak ekscytujące jak losy bohaterów na ekranie – może niekoniecznie interesowały ją narkotyki, ale brawura i odwaga już tak. Tymczasem musiała znosić dąsy chłopaka. To nie tak, że nie pragnęła bliskości Janka, chciała jej, i to bardzo. Ale w tych wszystkich niezdarnych próbach zbliżenia brakowało delikatności i subtelności.
Wiedziała, że Janek zupełnie tego nie rozumie i, co gorsze, nie potrzebuje, stąd jej narastająca irytacja. Olga chciała uczucia, a Janek jej ciała. Te dwa pragnienia wydawały się w tym przypadku nie do pogodzenia.
Po filmie jej nastrój się nie poprawił. Wciąż była zła na Janka za jego zachowanie. Miała do niego żal, że nie umie się hamować, a potem sprawia, że ona czuje się winna.
– Mógłbyś trochę nad sobą panować – prychnęła.
– A ty mogłabyś trochę wyluzować – odciął się.
Siedzieli właśnie na ławce w parku. Było dość ciepło jak na styczeń i słońce mocno ogrzewało ich swoimi promieniami.
– Może pójdziemy do mnie? – zaproponował.
Spojrzała z dezaprobatą.
– A ty dalej o jednym. Na litość boską, Janek. Mówiłam ci: do niczego nie dojdzie. Po maturze. – Ostatnie dwa słowa wypowiedziała nad wyraz głośno i dobitnie.
Jankowi się to nie spodobało.
– Czy ty naprawdę myślisz, że ja jestem ze stali? Mam swoje potrzeby.
– Aha. Czyli to o potrzeby chodzi? – krzyknęła ze łzami w oczach. –A ja myślałam, że o uczucie.
– Nie bądź głupia. O uczucie też.
– Ale o potrzeby bardziej, co? – jęknęła.
Stała naprzeciw niego i nagle wydał jej się taki obcy. To nie był jej Janek, ten szalony, ale czuły i wrażliwy chłopak, którego poznała na początku liceum.
– Rób, co chcesz! – krzyknął po chwili i zaczął iść w drugą stronę.
– Co ty wyczyniasz? – próbowała go zatrzymać.
On jednak nawet się nie obejrzał. Zostawił ją na środku parku.
Poczuła, że łzy napływają jej do oczu. Czy naprawdę aż tak dużo oczekiwała? A może powinna, tak jak inne dziewczyny, machnąć ręką na uczucie i oddać mu się bez sprzeciwu?
Poczuła, że cała drży. Mroźny wiatr zawiał jej prosto w twarz, jakby chciał ją otrzeźwić i sprowadzić na ziemię. Pragnęła miłości, a wciąż nie mogła jej odnaleźć. Powoli ruszyła przed siebie. Kiedy mijała zakochane pary, czule trzymające się za ręce, odwracała wzrok. Może Marta ma rację i ona nie pasuje do tego świata? Może te czasy nie są dla niej?
Olga hołdowała innym wartościom, niż te, którymi zachłystywali się jej rówieśnicy. Każdy chciał tylko zarabiać i robić interesy. Szybkie pieniądze i szybkie związki…
Pochlipywała coraz głośniej. Czuła, jak dławi ją żal. Trudno. Będzie starą panną – nakupi sobie kotów i będzie czytać książki. Nauczy się żyć bez miłości, a romantyczne uniesienia odnajdzie w literaturze.
***
Do domu wróciła spłakana. Na szczęście nie było rodziców, mogła więc w samotności oddać się rozpaczy. Już nieraz kłóciła się z Jankiem, nigdy jednak nie był tak oschły i głuchy na jej słowa. Cała się trzęsła – ze smutku, złości i strachu. Bała się, że zostawił ją na dobre. Nie mieściło jej się w głowie, jak mógł to zrobić w takim momencie. Tydzień przed studniówką, pół roku przed maturą. Powinien ją wspierać i motywować, a nie doprowadzać do płaczu. Z rozpaczy wyrwał ją dźwięk telefonu.
Marta zawsze wiedziała, kiedy zadzwonić. Olga niemal błagalnym tonem poprosiła ją o spotkanie. Resztkami sił uczesała potargane włosy i wyszła na rynek. Cała nadzieja w Marcie. Ona na pewno jej wysłucha, przytuli ją i jakoś pocieszy.
– Co znowu ci zrobił? – zapytała przyjaciółka.
– Dlaczego uważasz, że coś mi zrobił?
Marta teatralnie westchnęła.
– Bo zawsze prosisz mnie o spotkanie wtedy, kiedy się pokłócicie, a do tego masz oczy czerwone jak mój królik – odpowiedziała.
Olga niepewnie się uśmiechnęła. Marta może i lubiła się wymądrzać, ale znała ją lepiej niż ktokolwiek inny.
– To chyba koniec – wyznała.
– Koniec? Ile razy to mówiłaś w ciągu ostatniego tygodnia?
– Oj, Marta. Nie mam nastroju na twoje złośliwości.
– To nie są złośliwości. To prawda. Ciągle się kłócicie. Ciągle przez niego płaczesz. Pieprzyć taki związek. Po ci taki chłopak? Już dawno ci mówiłam, że powinnaś z nim zerwać. Szkoda twojego czasu. Ten dupek na ciebie nie zasługuje.
Największą zaletą posiadania przyjaciółki było to, że w takich chwilach zawsze stawała po jej stronie. Jak miło słuchało się wyzwisk pod adresem Janka. Olga od razu poczuła się lepiej. W duchu przyznała przyjaciółce rację. Wiedziała jednak, że z jakiegoś powodu nie potrafi kategorycznie i definitywnie zerwać tej znajomości.
– Oni nas nie doceniają – grzmiała Marta, gdy Olga pochlipywała. – A ty to już w ogóle masz pecha do chłopaków. Twój problem… – na chwilę się zamyśliła – twój problem chyba polega na tym, że za bardzo chcesz.
– Czego chcę? – Olga podniosła na Martę zapłakane oczy.
– No… chłopaka. Miłości. Może powinnaś odpuścić. Mniej myśleć, mniej czuć – wyjaśniała.
Olga wpatrywała się w nią, próbując pojąć, co przyjaciółka do niej mówi. Nie zawsze zgadzała się z Martą. Właściwie to w sprawach kluczowych często miały inne zdanie. Teraz jednak czuła, że Marta się nie myli. Powinna odpuścić. Nie może ciągle oczekiwać od życia fajerwerków. Musi zejść na ziemię i akceptować to, co daje jej los.
***
Mimo wcześniejszych nieporozumień, noc studniówkową Olga spędziła w towarzystwie Janka. Jej bliskim się to nie podobało – ani Marcie, ani tym bardziej rodzicom. Postanowiła jednak na to nie zważać i wbrew wszystkim dobrze się bawić. Przyjęła nową dewizę w życiu – mniej myślenia, więcej działania, mniej oczekiwań, więcej akceptacji tego, co dostaje od życia. A skoro życie postawiło na jej drodze Janka, postanowiła z tego korzystać. Co jak co, ale zabawa zawsze wychodziła im dobrze. Świetnie im się razem tańczyło i żartowało.
– Tak jak myślałem. Wyglądasz zjawiskowo. – Nachylił się nad Olgą i czule pocałował ją w usta.
Speszyła się. Siedzieli przy długim stole w przystrojonej stołówce szkolnej. Nauczyciele się właśnie zbierali, jeden po drugim wchodzili na salę i omiatali wszystko spojrzeniem. Nie chciała, żeby któryś z nich zobaczył ją w tak intymnej sytuacji. Z drugiej strony obiecała sobie trochę wyluzować tego wieczoru i nie trzymać Janka na dystans. To był ich kompromis – on nie naciska na seks, ona nie ucina tematu, jeśli taki się pojawi.
Studniówka okazała się udana. Po stresującym momencie poloneza nastąpił czas beztroskiej zabawy do największych przebojów. Były więc obowiązkowa _Macarena_ i _Ironic_ Alanis Morissette. Były _Kiedy powiem sobie dość_ i _Where do you go_. Rządziły Perfect i Manaam. Kilka piosenek wywołało u Olgi delikatne ukłucie w sercu – czy Michał również tak dobrze bawił się na swojej studniówce? Z kim na nią poszedł? I co w ogóle u niego słychać?
Na szczęście roztańczony Janek szybko rozwiał jej nostalgiczny nastrój i do rana wirowała wokół niego radosna i uśmiechnięta.
Olga nie paliła, ale Janek tak. Zawsze starała się nie wdychać dymu, ale tym razem go zaskoczyła.
– Daj jednego – wypaliła.
– Co? Papierosa? – Zielone oczy Janka aż rozbłysły ze zdziwienia.
– Papierosa. A co innego?! – fuknęła.
– Od kiedy palisz?
– Jakie to ma znaczenie? – zapytała i mocno zaciągnęła się dymem.
Przez chwilę poczuła ucisk w klatce piersiowej, ale już po chwili przyjemnie się rozluźniła. Kiedy skończyła, z nieukrywaną satysfakcją rozdeptała niedopałek na śniegu.
– Wracamy – wzięła Janka za rękę i poszli do środka.
Studniówka odbywała się na stołówce Politechniki Rzeszowskiej. Elegancko przystrojona sala mieniła się wszystkimi kolorami tęczy. Balony, serpentyny i światła. To, co jeszcze parę godzin temu wydawało jej się kiczowate i tandetne, teraz wprawiało ją w cudowny nastrój. Po prawej stronie na niewielkim podeście stała orkiestra. Młoda dziewczyna wiła się przy mikrofonie i kusiła długimi nogami. Janek chwycił Olgę wpół i po chwili oboje wirowali po parkiecie. Muzyka, światła, alkohol – wszystko w niej buzowało. Nagle poczuła, że traci równowagę. Janek również się zachwiał. Chciała zrobić krok do tyłu, żeby podeprzeć się nogą, jednak stopa zaplątała się w długi materiał sukienki.
– Janek! – krzyknęła, gdy oboje leżeli na parkiecie.
– Tak efektownego upadku jeszcze nie widziałem – usłyszała.
Podniosła wzrok. Nad nią stał wychowawca. Podał jej rękę.
– Wszystko w porządku? – zapytał poważnie.
Olga wiedziała, że to nie jest zwykła troska. To wywiad. Byli na oficjalnej imprezie, a ona, najlepsza uczennica, właśnie zaliczyła spektakularny upadek na oczach wszystkich nauczycieli.
– To nie przez alkohol – zaczęła się tłumaczyć – to sukienka. I taniec, i muzyka.
– Złej baletnicy… – Pan Nowak puścił do niej oko. – Następnym razem uważaj – szepnął jej do ucha i wrócił na swoje miejsce.
Widziała, jak siada obok patrzących na nią nauczycieli. Machali rękoma, gestykulowali.
– Katastrofa. Wywalą mnie ze szkoły – jęknęła, gdy wracali z Jankiem do stolika.
– Od razu wywalą. Najpierw dostaniesz naganę – zażartował, ale ona nie miała nastroju do takich żartów.
Była dobrą uczennicą, miała nienaganną opinię, zawsze najlepsze zachowanie. A teraz…
– Wyluzuj, mała – szepnął jej do ucha i podał pod stołem kieliszek z wódką. – Dziś jest twój wieczór. Baw się pomimo wszystko.
Wzięła sobie do serca te słowa i oddała się tanecznemu szaleństwu. Bawiła się całą sobą. Tańczyła i śmiała się z głębi duszy. Chciała, by ta chwila – beztroski i zabawy – trwała jak najdłużej.
Jeszcze zamykając oczy już we własnym łóżku, czuła, jak wiruje świat wokół niej.
– Niech to nie mija – pomyślała i zasnęła.