Nasz bieg z przeszkodami - ebook
Nasz bieg z przeszkodami - ebook
Nowy poradnik autorki bestsellerowej Drogi do siebie.
Ceniona psycholożka Ewa Woydyłło wyjaśnia, jak zrozumieć i otworzyć się na różnorodność i rozbudzić w sobie większą wrażliwość, zarówno wobec innych, jaki i przede wszystkim wobec siebie.
Czym są i jak funkcjonują uprzedzenia? Odmienność, której nie pojmujemy, może działać na dwa sposoby: zaciekawiać, a przez to pociągać i zbliżać; przerażać, więc oddalać i prowokować do wykluczenia lub nawet do zniszczenia. Wielu postrzega świat przez pryzmat podziału „normalni - nienormalni”, który nie odzwierciedla współczesnej wiedzy o człowieku, lecz kultywuje dawną niewiedzę i przesądy. Stereotypy te prowadzą do poważnych nadużyć wobec wielu osób. Ewa Woydyłło tłumaczy, jak wyzwolić się od niezrozumienia, pogardy i strachu przed bardziej wrażliwymi i innymi.
Czytając Nasz bieg z przeszkodami, dowiesz się więcej o neuroróżnorodności. Zrozumiesz, dlaczego nie wszyscy reagują tak samo i jak funkcjonują osoby z rozmaitymi rodzajami nadwrażliwości. Nauczysz się szukać podobieństw, a nie różnic między ludźmi i uświadomisz sobie szkodliwość porównywania się z innymi.
„Nawykowa nieufność nie minie «sama» i nie zmieni się «przypadkiem» w zrozumienie, szacunek i życzliwość wobec mniejszości. Rozpowszechniona u nas, a przede wszystkim odgórnie rozpowszechniana w ostatnich latach podejrzliwość, pogarda i wrogość wobec wyglądających inaczej, wierzących inaczej i żyjących inaczej przybrała już rozmiary epidemicznej choroby społecznej, przypominającej hybrydową wojnę domową. Jesteś trochę inny – więc jesteś wrogiem. Wierzę, że ratunek na tę naszą chorobę znajduje się w filozofii praw człowieka, którą trzeba rozumieć jako «narzędzie samoograniczenia»” – Ewa Woydyłło
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-08-07850-1 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dlaczego?
Wyruszam na kolejne spotkanie, na które zapraszam poszukiwaczy odpowiedzi na pytanie dotyczące własnych lub czyichś skaz i słabości, ekscentryzmów i dziwactw oraz mniej czy bardziej niepojętych odmienności. Intrygują mnie one od dawna i skłaniają do ustawicznego studiowania. Dzięki mojej pracy klinicznej i psychoterapeutycznej spostrzegłam, że do psychologa ludzie przynoszą własny, osobisty kosmos. Gdyby każdy z moich rozmówców zostawiał trwały ślad podobny do odcisków stóp na mokrym piasku lub w świeżo spadłym śniegu, to cała podłoga, ściany, sufit, nawet szyby w oknach i najmniejsze drobiny powietrza w miejscach naszych spotkań pokrywałyby się mozaiką wciąż przybywających najróżniejszych śladów. W mozaice tej jeden powtarza się częściej niż inne, jakby był ważniejszy i coś od niego bardziej zależało. Jest nim pytanie: „Dlaczego?”. Słyszałam je wypowiadane z gniewem („Dlaczego kłamał?!”), czasem z żalem lub urazą („Dlaczego jest tak niewdzięczny?) albo z potrzebą zrozumienia („Dlaczego teraz jest zupełnie inny niż kiedyś?”).
Każde z tych pytań, czy może po prostu to jedno pytanie, musi widocznie interesować bardziej niż sam problem wynikły z przykrego zdarzenia spowodowanego przez kogoś. Jednak, skupiając się na przyczynach, łatwo jest wpaść w pułapkę analizowania źródeł problemu, zamiast go rozwiązywać. W każdym razie kłopot pozostaje nietknięty. Zresztą nawet najbardziej trafne rozpoznanie czyichś motywów, zwłaszcza bez udziału delikwenta lub delikwentki, przypomina wróżenie z fusów. Co więcej, taka zaoczna diagnoza zwykle nie przynosi żadnych korzyści osobie poszkodowanej. Problemy jak bolały, tak bolą.
Nie zniechęcam bynajmniej do badania ich przyczyn. W sprawach dotkliwych sugeruję jednak pożyteczniejszą kolejność: najpierw poszukajmy wyjścia z niedobrej sytuacji, aby jak najprędzej z niej się otrząsnąć, a gdy już odzyskasz równowagę i wciąż będziesz ciekawa, kto i z jakich powodów zawinił, wtedy proszę bardzo, możesz drążyć te kwestie dowolnie długo i namiętnie. Nie wiadomo, jakich konkretnie odkryć dokonasz, wiadomo jednak, że ostatecznie dadzą się one sprowadzić do jednego wniosku: winowajcy są różni – mogą myśleć, czuć, przeżywać, decydować, reagować i realizować swoje życiowe zamiary, zachcianki i ambicje całkowicie po swojemu, a nie po twojemu. Sama do tego wniosku dochodzę, kiedy ktoś mnie rozczaruje, niemile zaskoczy albo skrzywdzi. Podobnie zastanawiam się nad sobą, gdy zdarza mi się żałować tego, co zrobiłam.
Prawdopodobnie zbyt dobrze siebie nie znam – siebie dzisiaj, która jest już inna, niż była wczoraj. Może dopiero gdy coś zrobię, mam szansę dowiedzieć się czegoś o sobie i w ten sposób zrozumieć, jaka w danym momencie byłam. Obawiam się, że w tych rozważaniach łatwo się zaplątać i pogubić, postaram się więc mówić jak najprościej.
Wspomniałam o moim ciągłym studiowaniu ludzkiej natury – i choć pytań mi nie ubywa, stopniowo przybywa odpowiedzi. Zrozumiałam na przykład, że między ludźmi występuje mniej więcej tyle samo różnic, ile podobieństw. Na dodatek w ciągu życia każdy z nas staje się inny od samego siebie sprzed chwili, chociaż nie zawsze to sobie uświadamia.
Tę niesamowitą zmienność wyraził lakonicznie Heraklit z Efezu, filozof grecki sprzed dwóch i pół tysiąca lat, mówiąc panta rhei – wszystko płynie. Odwołuję się do niego z nieco innego powodu niż nawiązanie do ustawicznego ruchu i fluktuacji świata. Ten sam Heraklit jest autorem teorii zmiany jako naczelnej zasady całego istnienia. Jego koncepcja zakłada, że istotą świata nie jest „bycie”, statyczne trwanie, lecz ciągłe stawanie się, nieprzerwanie toczący się i ogarniający wszelkie ziemskie byty – a więc ludzi też – proces rozwojowy. Ów proces, który określiłam jako rozwojowy, wcale nie musi być rozwojowy w utartym, pozytywnym sensie – że niby ktoś lub coś przybiera coraz doskonalszą postać. Może być wręcz przeciwnie: coś pięknego brzydnie, coś szlachetnego wyrodnieje, a coś mocnego kruszeje i rozpada się; lub odwrotnie, słabe i kruche pod jakimś wpływem może stać się mocne i potężne. Albo – a to już mój wtręt – po prostu zupełnie inne niż było. Heraklitowi chodziło o ustawiczną zmienność wszechrzeczy – i tej jego obserwacji zaprzeczyć nie sposób.
Nowożytna wiedza psychologiczna czerpie z mądrości Heraklita pełnymi garściami. W latach osiemdziesiątych w Kalifornii uczyłam się psychologii między innymi od Carla Rogersa, twórcy psychoterapii humanistycznej opartej na wizji człowieka jako konstelacji możliwości, a nie uformowanej raz na zawsze, zastygłej bryły materiału biologicznego z wyrytymi na wieki rysami. Urzekła mnie wówczas ta plastyczna koncepcja. Pisma Freuda i Junga odstawiłam na najwyższe półki i zaczęłam zachłannie wczytywać się również w Johna Bowlby’ego, Virginię Satir, Salvadora Minuchina i Alberta Ellisa, którzy kazali terapeutom oraz pacjentom więcej patrzeć w przód, a mniej oglądać się do tyłu. Zalecenie idealne dla donkiszotów, marzycieli i rewolucjonistów wierzących w ludzką moc przekraczania siebie i unieważniania wpływów z przeszłości. Bo żeby nie wiem jak usilnie rozpracowywać przeszłość, to i tak dwa razy do tej samej rzeki się nie wejdzie (znowu Heraklit), więc temu, co przeminęło, stanowczo pozwólmy przeminąć i postarajmy się działać na rzecz zmiany naszego tu i teraz tak, aby zaczęło nam służyć i sprawiać radość. Kilka dekad uprawiania psychoterapii opartej na tym paradygmacie przekonuje mnie o mądrości i pożytkach takiego podejścia.
Akurat teraz nadszedł czas, gdy to, co wydawało się odważną hipotezą opartą na intuicji i przeczuciach, potwierdza nauka. Zawdzięczamy to odkryciom w dziedzinie neurofizjologii możliwym dopiero od niedawna, głównie dzięki nowym instrumentom i technikom badawczym obrazującym procesy zachodzące w ludzkim mózgu za życia człowieka. Te nowe badania otwierają drogę do usunięcia najgorszych psychologicznych udręk, czyli niesprawiedliwości i wykluczenia kogokolwiek z powodu „inności”.
Ujmuję to słowo w cudzysłów, ponieważ chcę w ten sposób nadać mu charakter symbolu. Nie dlatego, że określa kogoś konkretnego spoza jakiegoś domniemanego centrum. Słowo „inni” najlepiej definiuje... każdego z nas, bez wyjątku. Jednych innych może być pod pewnym względem więcej, a pozostałych innych mniej – wszyscy jednak znajdują się na tej samej osi obejmującej rozległe spektrum cech naszego gatunku. Należymy do zbioru zwanego ludźmi. Różnimy się wszyscy, każdy od każdego, a nie tylko niektórzy od nas. Pejoratywne różnicowanie jest niebezpieczne, ponieważ według niego każdy może znaleźć się w kategorii „gorszych innych”, rozumianych jako obcy lub nienormalni, a więc wykluczeni; a czy to kogoś spotka, czy nie, zależy od tego, kto w danej społeczności trzyma władzę i realizuje ją przez narzucanie swoich przekonań na temat tego, co jest normą, a co nie. Rodzice mogą jednego syna akceptować, bo jest atletycznej budowy, a drugiego, bardziej chuchrowatego, nie. Nauczyciele mogą wyróżniać uzdolnionych matematycznie albo polonistycznie. Także dzieci, naśladując dorosłych, mogą uważać tych, co jeżdżą na deskorolkach, za fajnych, a tych, co chodzą o kulach, za niefajnych.
Różnimy się rozmaicie. Podobni bywamy też rozmaicie. To, co czyni każdego istotą unikalną, stanowi zarazem o indywidualnej tożsamości osoby oraz jej przynależności do ogólnoludzkiego zbioru jednostek połączonych podobieństwami, ale też różnicami. W monumentalnej książce pod tytułem Obcy, inny, wykluczony profesorka etyki Magdalena Środa pisze:
„Rzeczniczką światowego pojednania jest Martha Nussbaum. Trudno zaliczyć ją do grupy filozofów posthumanizmu ze względu na wierność tradycyjnym kategoriom filozoficznym, jej stanowisko nazywam więc «humanizmem plus». Nussbaum jest multikulturalistką, uniwersalistką i kosmopolityczką etyczną, wiele wartości, takich jak sprawiedliwość, traktuje jako zarówno ponadnarodowe, jak i ponadgatunkowe. W różnicach, które uznaje między ludźmi, szuka podobieństw, w podobieństwach zaś szuka różnic. Przy czym całość swojego filozoficznego projektu i nadzieje na zbudowanie wspólnego, różnorodnego świata osadza na tradycji starożytnej, w szczególności sokratejskiej i stoickiej. Tytuł jej sztandarowej pracy W trosce o człowieczeństwo jest cytatem z Seneki”.
Niniejszą książką chciałabym przyłączyć się do tego nurtu pojednania i humanizmu plus. W planie najbardziej osobistym prowadzi on do akceptacji i porzucenia negacji niepodobnych do nas, więc do otwarcia na innych i przyjęcia ich zamiast wykluczenia. Dziś zapytała mnie dziennikarka, czy to nie jest naturalne, że nie lubimy obcych. Wciąż pod wrażeniem lektury wspomnianej wyżej książki odpowiedziałam: „Wie pani, naturalne to jest załatwianie potrzeb fizjologicznych, gdzie i kiedy popadnie. A jakoś udało nam się nauczyć korzystać z toalet”.
Nie Natura, lecz Kultura czyni człowieka Człowiekiem.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------