Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Nasze zasady - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
25 września 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nasze zasady - ebook

Mia:
Gdy z łazienki willi wychodzi gwiazdor Boston Bruins w samym ręczniku, wyglądający jak młody bóg… powinnam natychmiast się odwrócić i błagać o inny pokój.
Kiedy pojawia się jego wysoki, ciemnowłosy i małomówny kolega z drużyny i proponuje współdzielenie willi… powinnam uciekać.
A kiedy oferują mi jeden weekend zabawy bez zobowiązań… powinnam kategorycznie odmówić.
Ale nigdy nie byłam dobra w robieniu tego, co powinnam.

Alex:
Trzy noce to za mało. Nie, kiedy wciąż o niej marzę. O nich.
Jak wielkie jest nasze zaskoczenie, gdy nasza współlokatorka okazuje się dziewczyną, na punkcie której obaj mamy obsesję.
Tym razem jej nie stracimy.
Tym razem wszystko będzie wyglądało inaczej.
Tym razem… jesteśmy gotowi się dzielić.

River:
Oboje należą do mnie. Po prostu jeszcze o tym nie wiedzą.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788368217360
Rozmiar pliku: 1 002 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

NOTA OD AUTORKI

Uwaga: uprzejmie informuję, że zwalniam się z jakiejkolwiek odpowiedzialności za wszelkie nieoczekiwane powiększanie rodziny, jakie może nastąpić w wyniku zaangażowania się w to dzieło literackie. Zdecydowanie zaleca się, aby podczas lektury czytelnicy zdali się na własną odpowiedzialność w kwestii planowania rodziny.

Dołącz do grupy czytelników Jessy na FB.

ZAREJESTRUJ SIĘ i otrzymuj informacje na temat postępów w tworzeniu historii Lucasa i Piper oraz wszelkiego rodzaju zabawne dodatki. Chętnie poznam twoje zdanie!

Poznałam Rivera, Alexa i Mię w 2019 roku podczas pisania książki, która ostatecznie miała zostać opublikowana pod tytułem Zasada numer pięć. Nie planowałam, że się w sobie zakochają. Na początku myślałam, że będą przyjaciółmi, ale im dalej rozwijała się ta opowieść, tym wyraźniej dawali mi o sobie znać. Praktycznie na mnie krzyczeli, abym oddała sprawiedliwość ich historii.

Mimo wszystko mało brakowało, żebym nie napisała tej książki. Stwierdzenie, że się stresowałam, byłoby niedopowiedzeniem. Musiałam sprostać wielu oczekiwaniom, a każdy, kto mnie zna, wie, że przez większość czasu jestem niespokojną bałaganiarą.

Uwaga: w tej książce jest O WIELE więcej scen seksu, niż planowałam. Czasami autor musi po prostu podążać za historią, a właśnie w takim kierunku chcieli się udać bohaterowie.

Jest to również romans hokejowy w najluźniejszym tego słowa znaczeniu. Bohaterzy są hokeistami, ale książka nie kręci się wokół hokeja.

Udanej lektury!!!!!

Ostrzeżenie o treści: przemoc domowa. Manipulacje, groźby, taktyki zastraszania i kontrolujący były. Pierdol się, Jason. Pierdol się!

Informacje o treści: poliamoryczny związek, w którym wszyscy trzej członkowie są w sobie jednakowo zakochani.JEDEN

–––––––––––

Mia

– Rozpoczyna się odprawa lotu WS2371 z Ottawy do San Francisco. – Kobiecy głos rozbrzmiewa przez głośniki w ogromnym porcie lotniczym.

Nie mogę przegapić tego lotu. Następny jest dopiero za cztery godziny. Dzisiaj pierwsza noc świętowania wesela Piper i Lucasa, więc czeka nas babski wieczór. Bez wątpienia z dużą ilością alkoholu, którego w tym momencie rozpaczliwie potrzebuję.

Wzięłam poranną zmianę w szpitalu – jestem na pierwszym roku stażu, więc moje życie to absolutny chaos. Potem, przez pomyłkę, pomyślałam, że mogę wcisnąć dodatkową godzinę pracy na rzecz organizacji charytatywnej Protezy dla dzieci. Jeszcze jedna minutka w magiczny sposób zamieniła się w dwie zmarnowane godziny, przez co niczego nie ogarnęłam.

– Słuchasz mnie? – W telefonie odzywa się głos Gerarda.

Poprawiam komórkę umieszczoną między ramieniem a uchem.

– Tak, oczywiście.

– Mówię poważnie, Mia. Dwa miesiące, a potem przeniosę fundusze do zespołu Erica.

– To za krótko.

Zasycha mi w gardle i potykam się, gdy docierają do mnie jego słowa. Kiedy wystartowała moja lokalna zbiórka pieniędzy na Protezy dla dzieci, Gerard jako pierwszy zaoferował mi wsparcie finansowe. Pracuje w firmie Astrocorp Holdings, która pomaga przydzielać fundusze różnym organizacjom charytatywnym.

Byłam wniebowzięta, bo miałam świadomość, że to moja szansa na rozszerzenie działalności organizacji z oddolnej na krajową. Ostrzegł mnie wtedy, że jego wsparcie zależy od tego, czy uda mi się przekształcić moją podwórkową zbiórkę pieniędzy w pełnoprawną organizację charytatywną. Co przekłada się bezpośrednio na zbieranie pieniędzy. Jeden fundator to za mało. Wtedy wydawało mi się, że to nie może być takie trudne.

Myliłam się. I to bardzo.

– Przykro mi, Mia. To nic osobistego. Nie mogę angażować funduszy w organizację charytatywną, która nie ma szans na rozwój. Wiesz o tym.

Nic osobistego, jasne.

Nic w moim życiu nie było nigdy równie osobiste. Serce mi się kraje na myśl o tych niewinnych dzieciach, które nie otrzymają pomocy, jakiej potrzebują. Niemal czuję, jak ich uśmiechy powoli znikają, i widzę, jak w oczach ich rodziców na powrót pojawiają się udręka i zmartwienie.

Przedzieram się między ludźmi czekającymi przy bramkach i zaciskam zęby.

– Załatwię to.

– Załatw. To twoja ostatnia szansa – kwituje Gerard. Nie waha się, jasno daje do zrozumienia, że mówi poważnie.

Połączenie zostaje przerwane.

Oczy mnie szczypią i mrugam, by powstrzymać łzy. Będę potrzebowała prawdziwego cudu, by to się udało. Niestety, modlitwy na nic mi się nie zdały.

A próbowałam.

Z powodu braku boskiej interwencji robiłam, co mogłam, by zebrać pieniądze. Miałam wrażenie, że spędziłam całe lata życia na przyglądaniu się hasztagom, trendom i cholernym wiralowym dźwiękom, świadoma, że media społecznościowe są moją najlepszą szansą na sukces.

– Pasażerów z małymi dziećmi i wszystkich pasażerów wymagających szczególnej pomocy zapraszamy do wejścia na pokład lotu WS2371 z Ottawy do San Francisco.

Mrużę oczy, aby zobaczyć numer. Gdy przyspieszam, walizka zaczyna turkotać, a plastikowa rączka chybocze się w moim uścisku.

Cholera. Cholera. Cholera.

Szarpię ją szybko, próbując ustabilizować walizkę, ale twardy plastikowy spód zaczepia o tył mojej pięty.

Grrr! Tłumię jęk i gryzę się w policzek, walcząc z bólem promieniującym przez stopę. Każde znane człowiekowi przekleństwo przelatuje mi przez głowę, gdy schylam się i odpinam pasek moich crocsów. Mam ochotę klapnąć na ziemię, ale ruszam dalej, kuśtykając tak szybko, jak tylko mogę.

Przy mojej bramce kłębi się tłum ludzi, ale zamiast stać w kolejce do wejścia na pokład samolotu, wszyscy wpatrują się w przejście, którego sama nie widzę ze swojego miejsca.

Ogarnia mnie ulga i biorę kilka uspokajających oddechów. Jestem o krok bliżej do babskiego wieczoru z Sidney i Piper, podczas którego będziemy przygotowywać dekoracje na ślub. Zupełnie jak w jakimś przewodniku dla druhen.

Ukrywam przed przyjaciółmi, jaka jestem wyczerpana, choć zbliżam się do całkowitego wypalenia – trzymam się już ostatkiem sił – więc desperacko potrzebuję tego wieczoru. Przeciskam się między dwoma mężczyznami i marszczę nos na obezwładniający zapach wody kolońskiej. Boże, proszę, byle nie usiedli obok mnie.

Kobieta z obsługi z idealnie upiętymi włosami rozmawia z jakimś pasażerem.

– Nie rozumie pani – mówi błagalnie. – Moja żona rodzi. Nie wiem, co się stało. Nie powinna rodzić jeszcze przez co najmniej trzy tygodnie. – Kładzie obie ręce na blacie. – Ona mnie potrzebuje.

Jego ton przeszywa moją klatkę piersiową, bo tak rozpaczliwie pragnę coś zrobić, cokolwiek, że aż mnie ściska.

Kobieta odzywa się do mikrofonu:

– Ten pan chciałby wrócić do domu na narodziny dziecka. Czy jakiś ochotnik zgodzi się na przeniesienie na następny lot?

Mężczyzna wygląda na rozgorączkowanego, włosy mu sterczą, koszula jest zapięta do połowy. Błądzi spojrzeniem po tłumie, błagając o pomoc.

Ludzie kręcą się wokół mnie, ale nikt nie wychodzi przed szereg. Kobieta z obsługi patrzy na mężczyznę ze współczuciem.

– Przykro mi, ale mogę jedynie zarezerwować panu późniejszy lot.

Ramiona mu opadają, oczy czerwienieją. Jego bezradność chwyta mnie za serce i robię krok naprzód, świadoma, że oznacza to spławienie dziewczyn. Jakoś im to wynagrodzę.

Podchodzę, staję naprzeciwko stewardessy ubranej w nienaganny niebieski uniform i podsuwam jej mój bilet.

– Może zająć moje miejsce. Nie mam bagażu rejestrowanego.

Mężczyzna wypuszcza głośno powietrze i spogląda to na mnie, to na kobietę z obsługi. Zerkam na niego niepewnie, obawiając się, że daję mu fałszywą nadzieję.

Palce kobiety przesuwają się po klawiaturze, przez chwilę patrzy na ekran, a potem przenosi spojrzenie na nas. Na jej ustach pojawia się uśmiech.

– Mogę dokonać zmiany. – Zwraca się do mnie: – Rozumie pani, że będzie musiała czekać cztery godziny na następny lot?

– Tak, to żaden problem – odpowiadam natychmiast.

Kiwa głową i wręcza przyszłemu ojcu kartę pokładową.

– Miłego lotu i gratulacje.

Mężczyzna odwraca się do mnie ze łzami w oczach.

– Dziękuję – mówi i mnie obejmuje.

Poklepuję go kilka razy po plecach, aż się odsuwa.

– Żaden problem. Gratulacje.

Po tych słowach odchodzi, pędzi korytarzem w kierunku samolotu.

W moim żołądku pojawia się ciepłe uczucie zadowolenia z podjętej decyzji.

– Zachowała się pani bardzo wspaniałomyślnie – zauważa stewardessa, nie odrywając wzroku od komputera.

Wzruszam ramionami.

– To nic takiego. Każdy by tak postąpił.

Przesuwa spojrzeniem po tłumie ludzi, którzy w końcu podchodzą do stanowiska, a potem unosi brew i wręcza mi nowy bilet.

– Nie jestem tego taka pewna. Do zobaczenia za kilka godzin.

Idę w stronę poczekalni i staram się usiąść wygodnie na twardym plastikowym krzesełku.

Wyciągam telefon i z westchnieniem otwieram grupowy czat.

Ja: Samolot mi uciekł. Spóźnię się.

Moja najlepsza przyjaciółka i jednocześnie była współlokatorka odpowiada jako pierwsza.

Sidney: Proszę, powiedz mi, że nie siedzisz nadal w klinice.

Pisałam do Ciebie dwie godziny temu.

Ja: Bez komentarza.

Piper: Przykro mi to słyszeć. Wspólny wieczór pozostaje

aktualny?

Choć to ślub Piper, nie dziwię się, że nie martwi się moim spóźnieniem. Jeśli ktokolwiek rozumie moją obsesyjną potrzebę skupienia się na organizacji charytatywnej, to właśnie ona. Jako fizjoterapeutka pomagająca pacjentom z nowymi protezami Piper jest równie zaangażowana jak ja. Przez lata połączyło nas wiele i teraz jestem z nią tak blisko, jak z Sidney.

Ja: Spóźnię się tylko kilka godzin. Nie czekajcie.

Sidney: Daj spokój 🙄 Widzimy się na miejscu.

Ja: 😘

Sidney: Chwila! To nie ma nic wspólnego z Jasonem, prawda?

Sidney i Piper nienawidzą mojego byłego, Jasona, z intensywnością tysiąca płonących słońc.

Tego Jasona, który pragnie domu z białym płotkiem, żony i dwuipółletniego dziecka. Jasona, który dorastał w dobrobycie i którego ojciec zasiada w zarządzie mojego szpitala. Jasona, który nigdy nie przegapił okazji, by wspomnieć o tym, że to dzięki niemu dostałam się na staż.

Tego samego Jasona, który sprawił, że poczułam się jak totalny śmieć.

Ciągle narzekał, że nie traktowałam go wystarczająco priorytetowo, a ja nawet nie mogłam temu zaprzeczyć. Nie zrezygnuję z pracy tylko dlatego, że mój chłopak ma z tym problem.

Pewnie myślał, że w końcu się ugnę, bo po roku mnie rzucił, nazywając samolubną.

Nasze rozstanie powinno boleć, ale prawda jest taka, że… nie bolało. Dlatego też, kiedy zmienił narrację i zaczął mówić, że jest mu przykro i byliśmy sobie przeznaczeni, zignorowałam go.

Wtedy zaczął do mnie wypisywać. Zaczynał od „kocham cię” i „przepraszam”, po czym szybko przechodził do nazywania mnie samolubną suką, która zmarnowała mu rok życia. Poczucie winy, że wykorzystałam go jako wypełniacz, jest jedynym powodem, dla którego go nie zablokowałam. Był kimś, kto miał wypełnić puste miejsce w moim życiu, gdzie powinien znajdować się związek. Tyle że nigdy nie oddałam mu serca. Nie do końca.

Popełniłam ten błąd trzy lata temu i nie zamierzałam go powtarzać.

Ja: Nie. Chyba w końcu zrozumiał aluzję.

Sidney: Lepiej, żeby tak było. Jax jest gotów go zamordować.

Piper: Tak, Lucas też.

Ja: Cóż, obejdzie się bez mordowania.

W oczekiwaniu na następną wiadomość podnoszę plecak z podłogi i kładę go na krześle obok siebie.

Sidney: Alex i River przyjechali dziś po południu 😉

Serce podskakuje mi w piersi. Nie wiem, jak zareaguję, gdy znów ich zobaczę, ale jeśli moje przewidywania się sprawdzą, mogę eksplodować. Pod skórą czuję nerwową energię. Odkąd trzy lata temu skończyłam studia, nie pozwalałam sobie nawet o nich myśleć, bo jak tylko zaczynam, moja wyobraźnia szaleje.

Wystarczył jeden semestr, by każda moja myśl krążyła wokół Alexa i Rivera. Zasypiałam po esemesach na dobranoc i budziłam się z wiadomościami na dzień dobry. Nie wiedziałam, że jedna osoba może tak szybko wpłynąć na całe życie, a co dopiero dwie.

W pewnym momencie nasza przyjaźń się zmieniła i przysięgam, że napięcie między nami można było kroić cholernym nożem. Wszystko wydawało się nowe, zabawne i właściwe. Dopóki nie przestało.

Ta ostatnia noc mnie prześladuje. Byliśmy w klubie, tańczyliśmy i w końcu wszystko zaczęło się układać. Alex chwycił mnie za biodra, ja złapałam go za rękę, gdy się pochylił, a jego usta zaczęły się przysuwać do moich. Czas zwolnił, każda milisekunda go do mnie przybliżała.

Zamknęłam oczy, gotowa w końcu poczuć go przy sobie, ale jego ciepło zniknęło. Kiedy je otworzyłam, Alex leżał na ziemi, trzymając się za twarz, a River stał obok mnie z zaciśniętymi pięściami.

Wiedziałam, że nie mogłam wybrać, i nie chciałam stawać między nimi. Tak więc, choć czułam się tak, jakbym wyrywała sobie serce, odrzuciłam ich obu i nie oglądałam się za siebie.

Ja: No i?

Piper: No i nie rozmawiałaś z nimi od czasu studiów.

Sidney: Nawet nie udawaj, że nic się nie wydarzyło. Byliście

nierozłączni, a potem siedziałaś w sypialni i płakałaś.

Oczywiście, że to słyszała. Nie jestem gotowa, by się w to zagłębiać. Wiele z tamtych wydarzeń wciąż jest jak otwarta rana.

Ja: To się działo na studiach. Byliśmy praktycznie dziećmi. Poza

tym nigdy się nawet nie całowaliśmy. Tylko się przyjaźniliśmy.

Piper: Tak sobie wmawiaj.

Naprawdę tylko się przyjaźniliśmy. Na nic więcej nie pozwoliłam. Oczy mnie pieką, gdy walczę ze wspomnieniami. Idealnie się równoważyli. Alex sprawiał, że byłam szczęśliwsza, lżejsza, gdy byłam dla siebie zbyt surowa, a River wiedział, kiedy odpuścić i po prostu pozwolić mi przez to przejść. Oferował stałe wsparcie, którego potrzebowałam. Czasami wszystko jest stresujące. Trudne. To nie oznaczało jednak, że mam się poddawać. W przeciwieństwie do Jasona River to rozumiał.

Zmieniam temat i jestem wdzięczna, że mi na to pozwalają.

Ja: Kocham was. Nie mogę uwierzyć, że wychodzisz za mąż,

Piper.

Piper: Lepiej uwierz!

Wyłączam telefon i wyciągam laptopa, zdeterminowana, by nie zmarnować ani sekundy tego opóźnienia. Choć mnie to dobija, wiem, że nie ma szans, abym zrobiła cokolwiek po dotarciu do Napy. Piper i Lucas to prawdziwe bratnie dusze, podobnie jak Jax i Sidney. Nie mam wątpliwości, że to jedyny w swoim rodzaju moment, w którym powinnam ją wspierać.

Widzisz? Nie jesteś samolubna.

Ignoruję niewielką część mnie, która odczuwa ulgę na myśl o tym, że dzięki temu spóźnieniu dziś wieczorem nie będę już musiała stawiać czoła Alexowi i Riverowi.DWA

–––––––––––

Mia

Szyba na tylnym siedzeniu zaparowuje, gdy się pochylam, przez co ośrodek staje się niewyraźny. Spóźniłam się na transport z lotniska do Napa Valley i musiałam wynająć prywatny samochód na prawie dwugodzinną jazdę. Wręczam kartę kredytową kierowcy, a moje palce stukają o podskakujące kolano, gdy czekam na przetworzenie transakcji. Terminal wydaje głośny sygnał dźwiękowy, a kierowca marszczy brwi.

– Proszę pani, transakcja została odrzucona.

Zmuszam się do uśmiechu i podaję mu inną kartę.

– Przepraszam, nie ta.

Przesuwa kartę ponownie, a ja czuję ulgę, gdy rozlega się dźwięk sygnalizujący, że transakcja przeszła. Jako lekarka stażystka pogrążona w długach za edukację jestem poważnie spłukana, a po tej podróży przez następny miesiąc będę jadła tylko makaron.

W życiu nie mogłabym sobie pozwolić na ten wyjazd, gdyby Lucas i Piper nie opłacili mojego pobytu, i jestem im za to niesamowicie wdzięczna. Nie mam jednak czasu, by się nad tym zastanawiać. Drzwi stają przede mną otworem i zwraca się do mnie uśmiechnięty portier:

– Witamy w ośrodku Bardessono.

– Dziękuję.

Zapiera mi dech w piersi, gdy tylko wysiadam z samochodu, a delikatny, leniwy szum wody wypełnia moje uszy. To miejsce jest przepiękne. Nie. Oszałamiające. Wdycham przez nos zapach kwiatów, deszczu i wiciokrzewu, który unosi się w powietrzu. Wciąż wpatruję się w nowoczesną bryłę ośrodka, która w jakiś sposób jest zarówno nowoczesna, jak i rustykalna, gdy podjeżdża za mną białe porsche. Lokaj otwiera drzwi i dostrzegam mgliście znajomą twarz, przez co świat staje do góry nogami. Zupełnie jakbym znalazła się w jednym z tych programów dla gospodyń domowych, które puszczają w szpitalach. Odwracam wzrok, modląc się, by nikt mnie nie przyłapał na gapieniu.

Co do jednego nie ma wątpliwości: nie jestem już w Kansas.

Wiem, że pewnego dnia, gdy zostanę pełnoprawną lekarką, coś takiego nie będzie poza moim zasięgiem, ale teraz brzmi jak cholerna bajka. Tak już chyba jest, gdy przyjaciółka wychodzi za mąż za gwiazdę NHL.

– Panno Brooks – odzywa się portier, wyrywając mnie z zamyślenia. – Proszę za mną, zaprowadzę panią do lobby.

Wyciągam rękę po bagaż podręczny, ale inny mężczyzna ubrany w uniform ośrodka sięga po niego pierwszy.

– Proszę się nie martwić, zaniosę to do pokoju.

Przełykam z trudem ślinę, nie wiedząc, jak powiedzieć, że nie stać mnie na napiwek. Zamiast tego chwytam za rączkę i posyłam mu uśmiech.

– Wolałabym zatrzymać walizkę przy sobie, jeśli można.

Wygląda na zaskoczonego, ale kiwa głową.

– Oczywiście.

Podążam za pierwszym mężczyzną przez drzwi wejściowe i natychmiast witają mnie radosne piski. Sidney i Piper czekają na mnie obok swoich chłopaków.

Jax zabiera ramiona z talii Sidney, przeczesuje dłonią potargane brązowe włosy i posyła mi uśmiech, a Sidney podbiega do mnie tak szybko, jakbyśmy się wcale nie widywały co tydzień.

Ciemne włosy ma spięte w wysoki kucyk, który podskakuje wraz z jej krokami, odsłaniając srebrne pasma pod spodem. Założyła dopasowany top i spódnicę z kwiatowym wzorem. Ma zarumienione policzki i uśmiecha się tak szeroko, że wokół oczu robią jej się zmarszczki. Słyszałam, jak Jax nazywa ją seksowną bibliotekarką, i nieważne, jak obrzydliwe jest to określenie, bez wątpienia nie mija się z prawdą.

– Nie mogę uwierzyć, że przegapiłaś swój lot – mówi, ale bez złości i osądu.

Wzruszam ramionami i potykam się, gdy ktoś wpada na mnie z impetem.

Jasnozłote włosy Piper okalają jej twarz, a błyszczące niebieskie oczy rozświetlają się radością, gdy otula mnie ramionami w ciepłym uścisku. Ma na sobie białą sukienkę na cienkich ramiączkach, która jest kobieca i elegancka – idealna na weselny weekend.

Tymczasem ja jestem w moim fioletowym fartuchu z misiem, bo nie miałam czasu się przebrać.

Piper wzdycha przesadnie głośno i cofa się o krok.

– Dzięki Bogu, że tu jesteś. Chłopaki przez cały dzień miały nad nami przewagę liczebną. Musiałyśmy oglądać mecze hokeja. Stare!

Sidney się śmieje. Lubi hokej tak samo jak chłopaki, ale nie przypomina o tym naszej przyjaciółce. Przez lata zbliżyły się do siebie, choć mieszkały w różnych miastach.

Jax gra dla Ottawa Senators, a Lucas dla Boston Bruins, więc połączyły je wspólne podróże oraz wzloty i upadki związane z byciem partnerkami graczy. Wciąż nie mogę w to uwierzyć.

Lucas jest wysoki i postawny, o ciemnobrązowej skórze, co wyraźnie kontrastuje z jasną karnacją drobnej Piper. Obejmuje dziewczynę w talii, a jego brązowe oczy błyszczą, gdy patrzy na nią z miłością.

Ich osobowości też są całkowicie przeciwstawne, ale idealnie dopasowane. Kiedy Lucas kończy muskać nosem szyję swojej przyszłej żony, uśmiecha się do mnie.

– Cieszę się, że dotarłaś.

Jax owija rękę wokół mojego ramienia i przyciąga mnie do siebie.

– Długa podróż?

– Nie była to kompletna strata czasu. Udało mi się sporo popracować, gdy czekałam. – Wzruszam ramionami.

Jax się śmieje.

– No jasne. Większość ludzi upiłaby się w barze.

– A odkąd to jestem większością ludzi? – odpowiadam i targam jego już i tak nieułożone włosy, tak jak on robił to niejednokrotnie Piper.

Zbliżyliśmy się do siebie, mieszkając w tym samym mieście przez ostatnich kilka miesięcy, oboje równie zadowoleni z faktu, że mogliśmy spędzać czas z Sidney.

Śmieje się.

– Po prostu obiecaj, że na chwilę wyluzujesz. Od stresu robią ci się zmarszczki.

Przykładam dłoń do czoła i spoglądam na niego krzywo.

– Uważaj, ty…

– Komu zostawiłaś Crooksa? – pyta Sidney, obejmując Jaxa. Sprytna zmiana tematu.

– Małolata z naprzeciwka go pilnuje. – Crooks, znany również jako Crookshanks, to mój rudy pręgowany kot.

– Masz numer kontaktowy, na wypadek gdyby została zaatakowana? – pyta Jax, powstrzymując uśmiech.

Przewracam oczami.

– Przestań, ona ma szesnaście lat. Na pewno poradzi sobie z jednym kotem przez weekend.

– Pewnie by sobie poradziła, gdyby twój kot nie był opętany – dorzuca Lucas.

– Bez przesady, nie jest taki zły. – Spoglądam na całą trójkę w poszukiwaniu wsparcia, ale wszyscy uśmiechają się do siebie.

– Owszem, jest. – Jax wyciąga rękę, by zaprezentować cienkie blizny. – Prawdziwy diabeł.

– Mówiłam ci, żebyś go nie podnosił. Nie lubi tego.

– No tak, jak mógłbym zapomnieć. Nie podnosić go. Nie dotykać. Nie siadać w jego ulubionym miejscu. Nie oddychać w jego stronę. – Jax kończy wyliczać z głośnym śmiechem.

Po namyśle stwierdzam, może jednak powinnam wysłać dziewczynie opiekującej się kotem jakąś krótką wiadomość.

– Dobra, dobra. Chodź, zameldujemy cię. – Piper chwyta mnie za rękę, przez co zapominam o kocie. Uśmiecha się nieco zbyt szeroko i gdy idę za nią do recepcji, dostrzegam w jej oczach podejrzany błysk.

Pani z obsługi wita mnie w ośrodku, a ja mówię jej, jak się nazywam. Przez chwilę wpatruje się w komputer, po czym przenosi wzrok na mnie.

– Przykro mi, ale nie mam żadnej rezerwacji na to nazwisko.

Cholera. Piper wszystko załatwiała, a ja nawet nie pomyślałam, żeby to sprawdzić. Jest przeciążona przygotowaniami do ślubu. Powinnam była wziąć to pod uwagę. Piper ściska mi ramię, jakby wyczuwała mój niepokój, i mówi:

– Proszę sprawdzić wille.

Spoglądam na nią jak na wariatkę.

– One kosztują z dziesięć tysięcy za noc.

– O, jest. Pobyt na cztery noce. Zgadza się.

Zatyka mnie i nie jestem w stanie się odezwać, więc Piper odpowiada na resztę pytań recepcjonistki. Zanim dociera do mnie, co się dzieje, kobieta zakłada na mój nadgarstek żółtą opaskę.

– Z nią będzie pani miała dostęp do pokoju i wszystkich innych obszarów ośrodka. Miłego pobytu.

Gdy tylko odchodzimy od biurka, chwytam Piper za ramiona.

– Nie mów, że ty tak na poważnie. To stanowczo zbyt wiele.

Sidney przyłącza się do nas, a w jej oczach dostrzegam ten sam niecny błysk, co wcześniej u Piper.

– Spokojnie, to nic takiego.

Wyraźnie widać, że coś knują, ale Lucas i Jax porywają je, zanim mam szansę się z nimi skonfrontować.

– Widzimy się rano, okej? – woła Piper, podczas gdy jej narzeczony ciągnie ją do ich pokoju.

– Nie mogę się doczekać. – Zarezerwowała dla nas cały dzień zabiegów w salonie kosmetycznym i serio wyczekuję tego z utęsknieniem.

– Tędy, proszę pani.

Boy hotelowy chwyta moją walizkę, nim mam szansę do niej podejść, i prowadzi mnie przez labirynt korytarzy. Są oświetlone miękkim, ciepłym blaskiem i panuje w nich atmosfera ciszy i spokoju. Tworzy ją między innymi dyskretna muzyka płynąca z ukrytych głośników. Wszystko wydaje się zachęcające i urocze, i stanowi świetną ucieczkę od codzienności.

Można by się do tego przyzwyczaić.

Zatrzymujemy się przed willą numer dwa, a ja robię krok do tyłu, gdy mój mózg próbuje to przetworzyć. Jest to wolnostojący budynek wielkości małego domku, wykonany z mieszanki drewna i stali, która po prostu krzyczy pieniędzmi.

– Niemożliwe, żebym miała tu spać.

– Zapewniam panią, że to tutaj. Proszę użyć opaski do otwarcia drzwi.

Zamek otwiera się z kliknięciem, gdy zbliżam nadgarstek do małego czarnego kółka nad klamką. Popycham drzwi.

Najpierw wchodzi boy z moją torbą, a ja krzywię się, gdy pyta, czy czegoś jeszcze potrzebuję.

Przełykam ślinę, po czym mierzę się z faktami.

– Przykro mi. Nie mam przy sobie gotówki.

– Żaden problem. Wszystko załatwione. – Chłopak wykonuje gest przypominający ukłon, a potem odchodzi, kierując się z powrotem do holu.

Uff.

Pokój jest duży i przestronny, z przeszkloną jedną ścianą, dzięki czemu wypełnia go światło księżyca. W oddali widać dużą górę. Obszerne łóżko po jednej stronie wygląda, jakby zostało wykonane na zamówienie, a obok niego znajduje się wygodna sofa. Kuchnia i jadalnia są schowane w jednym rogu, a w kominku trzaska ciepły ogień. Wszystkie meble są nowoczesne, a jednocześnie przytulne.

Łóżko jest zasłane czystą, białą pościelą. Na jego widok od razu zrzucam z siebie fartuch. Zdejmuję crocsy, zsuwam skarpetki, a następnie rozwiązuję sznurek trzymający moje spodnie. Opadają na podłogę, strząsam je z nóg i zostaję w liliowych majtkach z głową kota z przodu i napisem „Przekaż ode mnie swojemu kotu kici, kici” z tyłu. Chwytam za dół koszulki, zadowolona, że w końcu mogę ją zdjąć, ale jedna ze spinek trzymających misia przy kołnierzyku zaczepia się o moje włosy. Poruszam nią na boki, ale z każdym ruchem tylko bardziej szarpię pasma. Cholera. Moje ręce utykają nad głową w prowizorycznym kaftanie bezpieczeństwa. Próbuję się uwolnić, ale wpadam na łóżko i rozpłaszczam się na nim.

– No proszę, kotek. Jeszcze nawet nie kupiłaś mi obiadu. – Słyszę z bliska znajomy głos i powietrze ucieka mi z płuc.

Gdy wyrywam spinkę i się uwalniam, dociera do mnie, że mam na sobie jedynie cienki podkoszulek oraz majtki.

W drzwiach łazienki stoi praktycznie nagi Alex Grayson, gwiazda drużyny Boston Bruins, a jego wzrok wędruje po każdym centymetrze mojej odsłoniętej skóry.TRZY

–––––––––––

Alex

Mia chwyta koc leżący w nogach łóżka i zakrywa nim dolną część ciała, razem z tymi uroczymi fioletowymi majtkami.

Kurwa. Wygląda lepiej, niż zapamiętałem, z jasnymi blond włosami częściowo zaczesanymi do góry i luźnymi kosmykami opadającymi na twarz oraz opaloną szyję. Powinienem odwrócić wzrok, ale tego nie robię. Nie mogę.

Spuszczam wzrok na jej piersi, prześwitujące przez biały podkoszulek, a następnie opuszczam go niżej i przełykam ślinę na widok krągłych bioder, ledwo zakrytych przez prowizoryczną spódniczkę.

Nie widziałem jej od trzech lat, a teraz leży na moim łóżku jak pieprzony deser. Jeśli jestem martwy, nie chcę być reanimowany, bo to chyba niebo.

Zielone, pociemniałe oczy Mii wędrują po mojej nagiej klatce piersiowej, podążając do miejsca, w którym trzymam przód ręcznika owiniętego nisko wokół talii. Jej gardło porusza się, gdy przełyka ślinę, a język się wysuwa, by oblizać dolną wargę. Ta czynność sprawia, że cała krew spływa do mojego szybko twardniejącego kutasa. Kurwa. Mój fiut drga, a z ust Mii wydobywa się piskliwy dźwięk, gdy spogląda mi w oczy.

Jakby w końcu do niej dotarło, że wciąż leży na łóżku, podrywa się, mocno ściskając koc, i syczy:

– Co ty tu robisz?

– Chyba ja powinienem o to spytać. To mój pokój. – Opieram się o framugę drzwi i uśmiecham nieznacznie, gdy rozluźniam uścisk i pozwalam ręcznikowi zsunąć się o centymetr niżej.

Oczy Mii ciemnieją, gdy skupia wzrok na moich mięśniach, ale potem kręci głową.

– To niemożliwe. Moja opaska zadziałała przy drzwiach. – Podnosi rękę, a ja powtarzam jej gest, by pokazać identyczną żółtą opaskę.

– Wygląda na to, że jesteśmy współlokatorami. – Mówię to z kamienną twarzą, choć tak naprawdę jestem w szoku. Jedną rzeczą było wiedzieć, że Mia tu będzie, ale mieć ją w naszym pokoju to zupełnie inna sprawa.

Zaciska i rozluźnia wolną rękę, rozglądając się dokoła, jakby sądziła, że znalazła się w jakiejś alternatywnej rzeczywistości. Oj, kotek, to wszystko dzieje się naprawdę.

Wciąż kręci z niedowierzaniem głową, gdy rozlega się dźwięk otwieranych drzwi i do środka wchodzi River. Zastyga w bezruchu, obserwując rozgrywającą się scenę, po czym unosi jedną czarną brew.

– Cześć, Mia.

Kurwa, praktycznie mruczy jej imię, a ona zauważalnie drży. Przypominam sobie, jak tańczyła między nami, zanim wszystko poszło w pizdu, a ona zniknęła z powierzchni ziemi.

– Cześć – sapie w odpowiedzi, rozproszona jego widokiem.

Przygląda się Riverowi w taki sam sposób, jak mnie. Jego czarne włosy są związane i tylko kilka luźnych kosmyków opada mu na oczy. Podwinął rękawy białej koszuli do łokci, odsłaniając grube przedramiona, na których Mia skupia całą uwagę. Nawet ja muszę przyznać, że seksowny z niego drań.

Chrząkam, zwracając uwagę obojga. Intensywność tego, co się dzieje, prawie wytrąca mnie z równowagi i muszę oprzeć się bardziej o framugę drzwi.

– No to, Mia, co robisz w naszym pokoju?

– To mój pokój. – Ponownie wskazuje na swój nadgarstek, a ja się uśmiecham.

– Myślałem, że już to przerabialiśmy – mówię i podnoszę rękę, by pokazać swoją opaskę.

– Musiała zajść jakaś pomyłka. – Stuka w swój telefon, po czym podnosi go do ucha.

Szczerze w to wątpię. Sidney i Piper wyglądały na zbyt zadowolone z siebie, kiedy ogłosiły, że River i ja będziemy nocować razem. Jestem prawie pewien, że jedna z nich wspomniała coś o rozmiarze naszego łóżka.

Nie słyszę rozmówcy Mii, ale z każdą sekundą jej brwi ściągają się coraz bardziej, przez co tworzy się między nimi zmarszczka, którą mam ochotę wygładzić palcem, podczas gdy ona przygryza kciuk.

River wchodzi do pokoju, zmniejszając dystans między nimi. Staje nad nią, a ona patrzy w górę i lekko rozchyla usta.

Dziękuje rozmówcy i nie odrywa wzroku od Rivera, gdy kończy połączenie. Kurwa, promieniuje z nich napięcie, gdy on się w nią wpatruje. Jak ja cię, kurwa, rozumiem, kolego.

River zawsze był opanowany i cichy, ale w ciągu ostatnich kilku lat zmieniło się to w cichą dominację, która sprawia, że zwraca się na niego uwagę. Łapię się na tym, że niejednokrotnie czekam, aż coś powie lub zrobi. Tak jak teraz Mia.

– Powiedzieli ci, o co chodzi? – pyta River normalnym tonem.

– Kto?

Unosi kącik ust.

– Ludzie z obsługi. Bo to do nich dzwoniłaś, prawda?

Powoli porusza głową w górę i w dół. Kurwa, przepadła. River lituje się nad nią i robi krok w tył, przerywając stan hipnozy, w który ją wprowadził. Szyja Mii oblewa się rumieńcem.

– Przepraszają za niedogodności, ale tak zarezerwowano pokoje i nie mają innych. Zamierzam zabić Piper.

Śmieję się, a ciepło wypełnia moją klatkę piersiową, gdy na mnie patrzy. Tęskniłem za tym spojrzeniem.

– Jeśli dowiem się, że macie z tym coś wspólnego…

River chowa dłonie w kieszeniach czarnych spodni i kołysze się na piętach.

– Wiesz, że nie, Mia.

Jej ramiona opadają i przez ułamek sekundy wydaje mi się, że dostrzegam w jej oczach rozczarowanie. Potem opada z powrotem na łóżko.

– Zatrzymam się u Sidney.

Parskam śmiechem.

– O tak, ona i Jax będą zachwyceni.

Jej oczy się rozszerzają, a ja jeszcze bardziej szczerzę zęby.

– Daj spokój. Naprawdę chcesz mi powiedzieć, że przebywanie tutaj jest gorsze od siedzenia z nimi? Wiesz, że Jax będzie ją pieprzył, kiedy tam będziesz. To coś w ich stylu.

Wykrzywia się z odrazą, na co śmieję się głośno.

– Dokładnie.

– Tu jest tylko jedno łóżko. Nie będę z wami spała.

Jej słowa dzwonią mi w uszach. Otrząsam się w końcu i zerkam na Rivera, który kiwa głową.

– Prześpię się z Rivem na kanapie. Możesz zająć łóżko.

– Serio? – Unosi brew. – Naprawdę zamierzacie dzielić jedno łóżko?

– Nie byłby to pierwszy raz. – Wzruszam ramionami i postanawiam nie wspominać, że wcześniej w takich sytuacjach byłem pijany. Niech sobie wyobraża, co mogliśmy robić. Wolną dłonią przeczesuję mokre blond włosy. Nadal mam na sobie tylko ręcznik i cieszy mnie to, że za każdym razem, kiedy Mia na mnie patrzy, rumieni się coraz bardziej. – Poza tym mam idealne rozwiązanie. Zbuduję barierę z poduszek, aby trzymał się swojej strony.

River spogląda na mnie z ukosa, ale nie komentuje. Zamiast tego otwiera minilodówkę i wyciąga z niej trzy napoje. Rzuca mi piwo, po czym podaje Mii cydr.

– Nadal go lubisz?

– Tak… – Urywa. Chyba jest tak samo wytrącona z równowagi jak ja. Jedynie River wydaje się niewzruszony, ale znam go wystarczająco długo, by wiedzieć, że po prostu lepiej się kamufluje.

Kiwa głową i ściąga kapsel, po czym oddaje jej butelkę. Patrzę, jak jej gardło pracuje, gdy pociąga trzy długie łyki, po czym mówi:

– Tylko jedna noc, a rano wszystko załatwię. W porządku?

– W porządku – odpowiada gładko River.

Biorąc pod uwagę, że unikała nas od czasu studiów, wydaje się to zbyt łatwe. Czuję niepokój na myśl, jak szybko może zniknąć. Robiła to już wcześniej.

– Alex.

Spoglądam na Rivera.

– Tak?

– Porozmawiaj ze mną na zewnątrz, a Mia niech się w międzyczasie rozgości – mówi mężczyzna, który nigdy nie rozmawia. Ale wiem, o co mu chodzi: chce dać jej czas na ubranie się i ogarnięcie bez wiszących nad nią dwóch gigantycznych hokeistów.

Wyciągam szorty z otwartej torby i staję tak, że ledwo zasłania mnie krzesło z wysokim oparciem. Rozkoszuję się jej westchnieniem, gdy materiał frotte opada na podłogę. Jeśli nadal będzie wydawać takie dźwięki, River będzie musiał przywiązać mnie do łóżka. Ciepłe wibracje rozchodzą się w moich wnętrznościach, ale ignoruję je.

Gdy mam już na sobie szorty, biorę piwo i wychodzę za Rivem na zewnątrz, gdzie obaj opieramy się plecami o drewnianą ścianę.

– Piper i Sidney chyba próbują mnie wykończyć.

Riv wypuszcza długi oddech i odchyla głowę do tyłu.

– Ciebie i mnie, stary.

Milczymy, gdy docierają do nas wydarzenia dzisiejszego wieczoru. Planowałem zaczepić gdzieś Mię, żeby w końcu ze mną porozmawiała. Zamiast tego po prostu weszła i zaparło mi dech w piersiach.

– Czy coś się dla ciebie zmieniło? Bo dla mnie nie – mówię, po czym upijam kolejny długi łyk piwa, starając się nie spinać.

– Nie. – Ton Rivera jest kategoryczny, a ja kiwam głową, gdy strach osiada w moich wnętrznościach.

Wciąż jesteśmy dokładnie w tej samej sytuacji, w której byliśmy na studiach: obaj jej pragniemy, a ona odmawia wejścia między nas. Podziwiałbym ją za to, gdyby to tak cholernie nie bolało.

Odwracam się do niego i ściszam głos, chcąc dać mu do zrozumienia, że mówię poważnie.

– Nie poddam się. To prawdopodobnie moja ostatnia szansa.

Spogląda na mnie z uniesioną brwią.

– Ja też nie. Czy to problem?

Odrzucam głowę do tyłu i krzywię się, gdy uderzam w ścianę.

– Biorąc pod uwagę, że przez to straciliśmy ją za pierwszym razem? Tak, to problem.

– A jeśli nie? – River patrzy w niebo. – Jeśli to nie problem? – Wygląda na spiętego. Może nawet zdenerwowanego. Nie patrzy na mnie, gdy pyta: – A co, jeśli się nią podzielimy?

Przeszywa mnie dreszcz i zastygam w bezruchu, a nerwowa energia rozchodzi się po moich ramionach i plecach. Chce się nią dzielić? Czy ja też tego chcę? Odchrząkuję.

– Co masz na myśli? Będziemy się wymieniać?

– Nie, nie o to mi chodziło. – Głęboki, dudniący głos Rivera przyciąga moją uwagę i napotykam jego intensywne, czarne spojrzenie.

Powietrze wokół nas gęstnieje i nagle pragnę tego, co sugeruje. Kurwa. Już wcześniej dzieliliśmy się dziewczynami, ale coś mi mówi, że z Mią wszystko będzie inaczej. Każda sprośna fantazja o Mii wciśniętej między nas sprawia, że puls dudni mi w uszach. Nawet na myśl o tym, jak on ją pieprzy, mój kutas sztywnieje i muszę sięgnąć w dół, aby przytrzymać go pod paskiem spodenek. Oboje są tak gorący, że razem byliby jak ogień.

– A co, jeśli ona na to nie pójdzie?

River podąża wzrokiem za moją dłonią i prostuje się, odzyskując pewność siebie.

– A jeśli to zrobi?

– Mówisz poważnie? – Muszę się upewnić.

Przeszywa mnie czarnymi oczami.

– Śmiertelnie.

– W takim razie lepiej zacznijmy zachęcać ją do tego pomysłu. – Uśmiecham się coraz szerzej i wiem, że gdy się odwracam, na moich policzkach pojawiają się dołeczki.

Krew odpływa mi z twarzy, gdy wchodzę do środka, a oddech więźnie mi w piersi. River ledwo tłumi jęk, gdy podchodzi do mnie i widzi to, co ja. Mia stoi w drzwiach łazienki skąpana w ciepłym świetle, z blond włosami opadającymi kaskadą na ramiona, w złotej halce, która opina jej uda. Świat mógłby się skończyć, a ja bym tego nie zauważył.

– Łazienka wolna. – Podchodzi do łóżka i odsuwa pościel, udając nieporuszoną, ale zdradza ją gęsia skórka na szyi.

Moje spojrzenie przykuwa skóra w miejscu, w którym unosi się rąbek halki, gdy wchodzi do łóżka. Robię krok do przodu tylko po to, by River złapał mnie za ramię i zaciągnął do łazienki.

Mam totalnie przejebane.

Patrzy, jak River rozkłada kanapę i unosi brew.

– Łóżko jest większe. Mogę spać na kanapie.

– Bez szans, Mia – odpowiada twardo River.

Dziewczyna wzdycha i odwraca się na łóżku, przykrywając się po uszy, jakby się bała, że zobaczymy choć centymetr jej ciała. Za późno. Powolny uśmiech rozciąga moje usta, gdy wyobrażam sobie kusy kawałek złotego materiału, który założyła do łóżka. Nigdy nie pozbędę się tego obrazu z głowy.

Rozbieram się do bokserek i biorę kilka poduszek z sofy, by ułożyć je na środku kanapy. Jest znacznie mniejsza, niż sądziłem. Na pewno nie większa niż podwójne łóżko. Do diabła, to coś może się zawalić pod ciężarem dwóch dorosłych graczy NHL.

– Wszystko gra? – River podchodzi do swojej strony łóżka i unosi brew, patrząc na poduszki.

Rzuciliśmy monetą i szczęściarz zdobył stronę bliżej Mii. Wciąż znajduje się poza zasięgiem dotyku, ale nie tak daleko jak ode mnie. Czy to, że się na nią gapimy, jest nieco przerażające? Prawdopodobnie. Czy zamierzam tu siedzieć i udawać, że nie mam na jej punkcie obsesji od ostatniego roku studiów? Absolutnie nie.

Ściągam brwi w zakłopotaniu.

– Jasne, czemu miałoby nie być?

Przygląda mi się i wyraz jego twarzy łagodnieje.

– Chcesz prześcieradło czy kołdrę?

Gryzę się w język, żeby się nie uśmiechnąć, gdy ten mierzący ponad metr dziewięćdziesiąt mężczyzna mówi „kołdra”.

– Nie możemy się po prostu podzielić? – Odsuwam kołdrę i natychmiast dociera do mnie, w czym problem. Moja ręka z łatwością przesuwa się na drugą stronę łóżka, ponieważ mała poduszkowa bariera znajduje się nad kocem.

– Możemy, ale coś… – River patrzy na moją prowizoryczną ścianę i kącik jego ust się unosi – …mi mówi, że boisz się przypadkiem mnie dotknąć.

Przewracam oczami i rzucam poduszki na ziemię.

– Hej, to tylko środek ostrożności, żebyś mnie nie przytulał. Wiesz, jak tego nienawidzę.

Cichy, jak zawsze, kręci głową i chwyta prześcieradło. Naciąga je na siebie, a mnie rzuca koc.

– Śnij dalej.

Obaj mościmy się pod naszymi nakryciami, a potem River gasi światło i pogrąża pokój w ciemności.

Choć przed chwilą wszystko wydawało się lekkim żartem, teraz moje zmysły są wyczulone. Naprawdę dzieliliśmy już wcześniej z Riverem łóżko. Ale nigdy w ten sposób, nigdy na trzeźwo. Jestem trzeźwy i bardzo świadomy tego, jak się czuję. I ani jedno, ani drugie nie wydaje się złe.

Z natury jestem ciekawskim skurczybykiem i przyłapałem Rivera na patrzeniu na mnie wystarczająco dużo razy, aby zwróciło to moją uwagę. Zwykle potrafię się otrząsnąć z tych myśli, ale coś w tym, że czuję, jak przesuwa stopę obok mnie, sprawia, że mój puls przyspiesza.

Obecność ich obojga tutaj jest tak bliska wszystkich moich fantazji… Tak cholernie bliska, że prawie staje się bolesna.

W jakiś sposób udało nam się zyskać kolejną szansę i tym razem tego nie spieprzymy. Tym razem nie chcę jej mieć tylko dla siebie.

Ciąg dalszy w wersji pełnejPRZECZYTAJ TAKŻE

Zasada numer pięć

Pierwsza część serii Rule breaker

Miałam zaplanowane całe życie… dopóki nie spotkałam hokeisty z obsesją na punkcie łamania moich zasad.

Dzięki pięciu prostym zasadom dotyczącym nawiązywania kontaktów z płcią przeciwną nic mnie nie rozprasza. Jestem już bardzo blisko dostania się na wymarzony staż. Nie ma mowy, żebym złamała dla kogoś którąkolwiek z nich.

Nawet dla opiekuńczego hokeisty z jasnoszarymi oczami, wyrazistą szczęką i ciałem, od którego zapiera mi dech w piersiach.

Dopóki Jax nie wygra zakładu i jeden pocałunek nie złamie ich wszystkich.

Motywy:

Wolno rozwijające się uczucie

On zakochuje się pierwszy

Przyjaciele z korzyściami

Zazdrość

Wzajemna tęsknotaZasady gry

Druga część serii Rule breaker

On jest gwiazdą hokeja, najlepszym przyjacielem mojego brata i chłopakiem, w którym jestem zakochana od siódmego roku życia.

Problem? Nie chce mieć ze mną nic wspólnego.

Tylko dlaczego zakrada się do mojego pokoju, kiedy śnią mi się koszmary?

Jest zazdrosny, kiedy idę na randkę?

I ma na żebrach tatuaż z datą moich urodzin?

O Lucasie Knighcie można powiedzieć wiele rzeczy. Jest zaborczy, zazdrosny i nadopiekuńczy. I możliwe, że po prostu we mnie zakochany.

Zasady gry to przepełniony niepokojem, rozdzierający serce romans, którzy przyprawi cię o zawroty głowy.

Motywy:

Najlepszy przyjaciel brata

Sekretny kumpel do pisania

Zazdrość

Wzajemna tęsknota

Cierpienie prowadzące do szczęścia
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: