Naszyjnik z rubinami - ebook
Naszyjnik z rubinami - ebook
Potentat hotelowy Alexandro Christofides został okradziony z cennej dla niego pamiątki po matce – naszyjnika z rubinami. Alexandro wie, że złodziejem jest jeden z jego ochroniarzy. By go odnaleźć, postanawia wykorzystać do pomocy jego ukochaną siostrę Sage. Jedzie do Waszyngtonu, ale już pierwsze spotkanie z pełną temperamentu Sage uświadamia mu, że niełatwo dopnie swego…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4403-9 |
Rozmiar pliku: | 573 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Alexandro Christofides stał wpatrzony w miejsce, gdzie powinien się znajdować jego cenny skarb. Zamrugał raz i drugi, ale zniszczonego brązowego pudełka po prostu tam nie było.
I nie znalazł go pomimo drobiazgowych poszukiwań. Innych rzeczy też brakowało, na przykład stosiku nowych, studolarowych banknotów, czy kosztownych błyskotek, którymi przez lata uspokajał kobiece serca po zerwaniu. Ale on skupił całą uwagę na braku brązowego aksamitnego pudełka. Kiedy tak patrzył na puste miejsce, narastało w nim niedowierzanie i gniew.
Jeden jedyny raz, w przełomowym momencie swojego życia, musiał się z nim rozstać. Droga, którą wtedy obrał, mogła prowadzić tylko do wczesnego i bezsensownego końca. Naszyjnik, który ukształtował historię jego rodziny, był też kamieniem węgielnym jego własnego życia.
I już zawsze miał być dla niego czymś więcej, niż tylko błyskotką. Rozstanie z nim za pierwszym razem przyprawiło go o dojmujące poczucie straty. Pamiętał też, jak bardzo przeżywała to jego matka, i teraz wróciło do niego echo tamtych chwil.
Tym razem jednak rozstanie nie było dobrowolne ani chwilowe. Choć wcześniej odzyskanie cennej pamiątki zajęło trzy długie lata, przez cały czas doskonale wiedział, gdzie był rubinowy naszyjnik. Umowa zawarta z właścicielem lombardu gwarantowała mu cotygodniowe potwierdzenie, że naszyjnik wciąż jest w jego posiadaniu. Że jest bezpieczny i może zostać odzyskany w chwili, gdy Xandro zbierze dość pieniędzy. Oczywiście kosztowało go to rujnujące dodatkowe pięć procent, ale nie dbał o to. I podczas gdy naszyjnik przez wiele lat był symbolem wstydu i hańby, w jego przypadku miało być wręcz przeciwnie. Świadectwem miała być jego krew i pot, a także szarpiące serce łzy jego matki. Potrzebował namacalnego dowodu, że jest na dobrej drodze, tak samo jak potrzebował powietrza w płucach. I osiągnął to, co sobie początkowo założył, czyli uwolnił się od niepewnej przyszłości, a matkę – od harówki ponad siły. Odzyskał naszyjnik i choć zapewne nigdy nie będzie mógł zapomnieć o przeszłości, z biegiem lat klejnot znaczył dla niego coraz więcej.
Za każdym razem, kiedy pokonał oponenta albo zawarł pozornie niemożliwe porozumienie, wiedział, że sukces zawdzięcza niezmiennej potrzebie chronienia naszyjnika.
A teraz naszyjnik zniknął. Ktoś mu go ukradł. Ktoś, komu zaufał, wszedł do jego gabinetu i przywłaszczył sobie jego własność.
Choć odniósł sukces i zdobył władzę o jakiej większość ludzi mogła tylko marzyć, dawno nie stanął przed tak osobistym wyzwaniem. Dotychczas wszystkie wyzwania dotyczyły pracy, dlatego trudno mu było uwierzyć w tę kradzież. Niestety puste miejsce w szufladzie potwierdzało smutny fakt.
Choć niełatwo było mu to przyznać, czuł się, jakby stracił cząstkę siebie. Miał świadomość, że trzy minione trudne lata pozostawiły blizny. Zarzucano mu bezwzględność i chłód emocjonalny, ale on nigdy nie zamierzał zapomnieć o przeszłości i nie tęsknił za miłością tak jak jego matka. Tym niemniej, musiał przyznać, że brak pudełka dotknął go bardzo mocno. Pogrążony w analizowaniu własnych uczuć, ledwo usłyszał pukanie do drzwi.
Ciężkie kroki zatrzymały się gdzieś w pobliżu biurka, ale Xandro nawet nie odwrócił głowy. Przewidywał, co zaraz usłyszy.
– Odszedł, proszę pana. – Nowina została podana z pewną obawą.
Pomimo rozświetlających niebo nad Las Vegas neonów, świat gwałtownie poszarzał.
Prawdę powiedziawszy, ostatnio rzadko zaglądał do pudełka. Wciąż miał w pamięci ciężkie przeżycia i złamane serce matki, a także ogromny wysiłek zerwania z grupą przestępczą i uporządkowania swojego życia. Tym niemniej rubinowy naszyjnik stanowił część jego DNA, co nie pozwalało zaakceptować straty.
Dopiero teraz odwrócił się do intruza.
– Kto i dokąd? – zapytał chrapliwie.
– Starszy strażnik, proszę pana. Benjamin Woods. Przeszedł wszystkie testy dla starszego personelu i otrzymał przepustkę na to piętro.
– Kiedy dokładnie?
– Mniej więcej przed miesiącem – potwierdził Archie Preston, szef ochrony.
Przez chwilę zastanawiał się w milczeniu.
– Więc miał miesiąc, żeby to zaplanować?
– Tak – odparł szef ochrony z wahaniem.
– Jak to zrobił?
– Monitoring pokazuje, że odprowadził ostatniego VIP-a do pokoju o czwartej rano. Potem przyjechał tu windą, a kwadrans później widziano go opuszczającego ten gabinet z plecakiem. Wyszedł z hotelu i wsiadł do taksówki.
Xandro usiłował oddychać spokojnie i zachować cierpliwość. To jeszcze nie koniec.
– Dotarliśmy do kierowcy taksówki – kontynuował Archie. – Woods przejechał tylko trzy przecznice. Kierowca twierdzi, że wszedł w jedną z bocznych uliczek.
Prawdopodobnie przypuszczał, że odnajdziemy kierowcę, więc chciał tylko zgubić ślad.
Preston pokiwał głową.
– Sprawdzamy lotniska i dworce autobusowe…
– Wyjaśnij mi łaskawie, jak to miałoby pomóc, skoro ma nad nami trzynastogodzinną przewagę?
– Mogę tylko wyrazić moje najgłębsze ubolewanie, panie Christofides, i obiecać, że go znajdziemy.
Xandro z trudem rozprostował pięści, powstrzymując się od zadania ciosu czemukolwiek, choćby najbliższej ścianie. Naszyjnik znikł, ale on nie ustanie w wysiłkach, dopóki go nie odzyska.
– Nie wątpię – odparł. – Wiemy, jak się dostał do mojego gabinetu, ale nie wiemy, skąd znał kod do sejfu. Najważniejsze to znaleźć go, zanim sprzeda moją własność.
Archie zmarszczył czoło i podrapał się po karku.
– Jeżeli da mi pan zielone światło, jeszcze dziś wynajmę tuzin detektywów i rozpoczniemy polowanie.
– Zgoda. Odnajdźcie Benjamina Woodsa i członków jego rodziny.
– A to drugie to po co, jeżeli wolno spytać?
Xandro uśmiechnął się smutno.
– Rodzina to zawsze słabość mężczyzny. Zwłaszcza rozbita.
Kiedyś groźba zawieszona nad jego matką stała się impulsem do zmiany własnego życia i chronienia najbliższej mu osoby. Wcześniej nie musiał się posługiwać tego rodzaju szantażem, ale też nigdy dotąd nie pozbawiono go niczego aż tak cennego. Dlatego postanowił użyć wszelkich dostępnych środków, by Benjamin Woods zapłacił za swój czyn. Członkowie rodziny mogli się okazać przydatni.
– W rodzinie, która wychowała złodzieja, muszą być cechy patologii. Dlatego szukajcie ich wszystkich.
Po licznych solennych obietnicach Archie wyszedł, a Xandro znów odwrócił się do okna gabinetu mieszczącego się w hotelu odnoszącej największe sukcesy sieci hoteli i kasyn na świecie. Musiał zajść tak wysoko, wydobyć się z biedy i upodlenia, zdystansować od hańby rodziny tylko po to, by stracić to, co dało m napęd do odniesienia tego sukcesu. Dobrze wiedział, jak łatwo rodzina może się rozpaść, i postanowił wykorzystać każdą słabość złodzieja, aż naszyjnik wróci na właściwe mu miejsce.ROZDZIAŁ DRUGI
Rytmiczne uderzenia stóp doskonale zgrywały się z muzyką… Cóż, prawie doskonale. Większość ludzi niczego by nie zauważyła, ale Xandro od razu wyczuł opóźnienie.
Bo choć miał niełatwe dzieciństwo, zawsze towarzyszyła mu muzyka. Matka śpiewała arie operowe swojej ulubionej Marii Callas i pieśni z operetek dawno zmarłych kompozytorów. Dlatego znał wszystkie sopranistki i tenorów, zarówno zmarłych, jak i żyjących. Dorastając, oglądał niekończące się czarno-białe musicale, wypożyczane z miejscowej biblioteki, i amatorskie nagrania występów baletowych matki, które jej rodzice zabrali ze sobą, wyruszając statkiem do Nowego Jorku z osiemnastoletnią ciężarną córką, dziewczyną o pięknym głosie i niespełnionych marzeniach.
To gorzko-słodkie wspomnienie było powodem, dla którego bez trudu rozpoznał opóźnienie.
Ale nie dla muzyki znalazł się w Waszyngtonie.
Sala była pogrążona w półmroku, a jedyny strumień światła skierowany na tancerza. Audytorium duże, ale tylko garść zebranych zajmowała krzesła. Obejrzał ich dokładnie, a kiedy nie dostrzegł tej, której szukał, nastrój mu się pogorszył.
Przeleciał tysiące mil, by odnaleźć Sage Woods, siostrę złodzieja, który pozbawił go cennego naszyjnika. Archie nie miał czasu dostarczyć mu jej aktualnego zdjęcia, więc dysponował jedynie podobizną sprzed dziesięciu lat, kiedy dziewczyna była zaledwie czternastolatką. Jednak już wtedy jej nieskazitelna uroda i płomiennorude włosy wyróżniały ją z tłumu. Zignorował ciekawskie spojrzenia, odszedł na bok i czekał, a kiedy sala opustoszała, sięgnął po telefon.
Archie wytropił Sage w Waszyngtonie w rekordowo krótkim czasie, ale Xandro nie był w specjalnie wielkodusznym nastroju. Bardziej niż to, co naszyjnik znaczył dla niego, liczyła się radość matki, kiedy go wkładała, na przykład na jego obronę dyplomu albo kiedy zabrał ją na kolację, żeby uczcić otwarcie swojego pierwszego hotelu.
Jasne momenty w posępnej przeszłości, które teraz tylko pogłębiały poczucie straty. W dodatku Archie odkrył, że złodziej uzyskał kod dostępu do sejfu, włamując się do komputera Xandra.
Postanowił pominąć rodziców Benjamina Woodsa w Wirginii, bo jego szkolni koledzy, których przepytał Archie, donieśli, że najmocniej związany był z siostrą, tancerką. Chciał właśnie zadzwonić do Archiego, kiedy na scenie pojawiła się postać w ciemnym trykocie. Płomiennorude włosy, choć spięte w ciasny kok na czubku głowy, zdradziły ją natychmiast, a smukła sylwetka, którą znał ze zdjęcia w swoim telefonie, zwróciłaby uwagę znakomitej większości mężczyzn.
Na jej widok zamarł. Długa elegancka szyja, doskonale wyrzeźbiona sylwetka, starannie odmierzane kroki, proste plecy… Nie pamiętał, kiedy ostatnio oglądał taką doskonałość.
Świat, w którym żył, dostarczał szerokiego wyboru zarówno sztucznego, jak i naturalnego piękna, jednak większość kobiet była specjalnie wyszykowana, by przyciągnąć uwagę. Tymczasem stojąca na scenie dziewczyna stanowiła idealną całość, od której nie mógł oderwać wzroku. Wszystko było w niej doskonałe, od szczupłej talii poczynając, poprzez kocie ruchy, kobieco zaokrąglone biodra, mocne uda, kształtne nogi, na smukłych kostkach kończąc.
Kiedy tak ją obserwował, wyciągnęła z kieszonki przy pasku mały odtwarzacz MP4, wsunęła do uszu słuchawki i przymocowała odtwarzacz do ramienia. Natychmiast pożałował, że nie będzie mógł słyszeć muzyki, pomimo to jednak moment, w którym z całkowitego bezruchu przeszła do ruchu, był tak porywający, że zaparł mu dech w piersi. Jak urzeczony obserwował taniec, który musiał być wynikiem wielu lat ciężkiej pracy.
Nie zdawał sobie sprawy, jak długo jej się przyglądał, w końcu jednak musiał wziąć głęboki oddech i zamrugać, by odzyskać jasność widzenia.
Sage była tancerką współczesną, ale miała przygotowanie baletowe i niektóre elementy jej tańca przypominały mu matkę. W tych rzadkich chwilach, kiedy zapominała o kłopotach i poddawała się muzyce, prezentowała niezwykły talent. Takie chwile bywały rzadkie, więc tym bardziej cenne.
To, co teraz przeżywał, było jeszcze bardzie niezwykłe, bo Sage tańczyła do muzyki, którą słyszała tylko ona. A on nade wszystko pragnął móc ocenić, czy tańczy zgodnie z rytmem. Bo nie potrafił sobie wyobrazić, jaka muzyka kazała jej poruszać się tak pięknie, tak zmysłowo. Był ciekaw, czy spodobałaby się jego matce.
– Przepraszam pana, w czym mogę pomóc?
Najwyraźniej, pochłonięty rozgrywającą się przed jego oczami sceną, nie zauważył, że się zatrzymała, a on sam wysunął się z cienia i został dostrzeżony.
Irytacja przeszła w rozdrażnienie, bo był tutaj w konkretnym celu, na pewno nie po to, by ulec fascynacji tańcem nieznajomej.
– Panna Sage Woods? – Choć nieomal warknął, nie poczuł wyrzutów sumienia.
Dziewczyna zamarła, przesunęła po nim wzrokiem, wyciągnęła słuchawki z uszu. Widocznie zastanawiała się, czy jest przyjacielem, czy wrogiem.
– To zależy – odpowiedziała chropawo.
– Od czego?
– Kto pyta. I czy mi pan powie, co tu robi.
– To miejsce publiczne. Nie potrzebuję specjalnego pozwolenia na wstęp.
– Owszem. Ale w tym momencie trwa prywatna sesja, zarezerwowana i opłacona przeze mnie. Na drzwiach wisi informująca o tym tabliczka.
– Najwyraźniej więc, skoro tu jestem, pani ochrona słabo się przykłada do swoich obowiązków – odparł, wzruszając ramionami.
– To pan nie powinien tu wchodzić – odparła. – Proszę wyjść, bo zawołam ochronę.
W innych okolicznościach podziwiałby jej śmiałość.
– Zawsze jest pani taka nieufna w stosunku do obcych?
– Tak.
– A dlaczegóż to, panno Woods?
Oczy, nie był pewien, zielone albo szare, błysnęły buntowniczo.
– Nie jest pan czasem zbyt bezczelny? Jeszcze nie powiedziałam, że jestem osobą, której pan szuka.
– Proszę zaprzeczyć, a natychmiast wyjdę.
– Oboje wiemy, że pan tego nie zrobi.
– Czyżby?
Jej źrenice zwęziły się lekko.
– Wciąż jest pan tutaj i zabiera mój czas przeznaczony na trening.
– Więc proszę skończyć z tymi gierkami.
– Do żadnych gierek się nie poczuwam – odparła sucho.
Podszedł do wejścia na scenę i poczuł satysfakcję, kiedy cofnęła się o krok.
– Świetnie, ja też nie. Nazywam się Xandro Christofides. Proszę mi udzielić pewnych informacji, a nie będę pani dłużej niepokoił. Jeśli mi pani odmówi i zmarnuje mój czas, zastanowię się, co z tym dalej robić.
– Ja zmarnuję pański czas? – Takie postawienie sprawy wyraźnie ją zaskoczyło. – Chyba coś się panu pomyliło. I kim pan właściwie jest?
– Już się przedstawiłem. Teraz pani kolej.
– Czego pan chce od Sage?
– To poufna sprawa i z pewnością nie życzyłaby sobie mieszania w nią osób postronnych. Chyba że nie przeszkadza jej publiczne pranie swoich brudów.
Tym razem nie odpowiedziała od razu, tylko mierzyła go wzrokiem, starając się oddychać spokojnie, widział jednak, że jest podenerwowana.
– No dobrze, jestem Sage Woods – odparła w końcu. – Proszę mi powiedzieć, o co chodzi.
Już otworzył usta, żeby spytać o brata, ale coś go powstrzymało. Jednym ruchem wskoczył na scenę i spojrzał jej w oczy, chcąc ocenić, czy jest równie dwulicowa jak brat.
Tym razem cofnęła się o kilka kroków, wpatrując się w niego oczami o tak niezwykłym odcieniu zieleni, że nie był w stanie oderwać od nich wzroku.
– Co pan wyprawia? Przedstawiłam się, więc proszę powiedzieć, o co chodzi, bo inaczej… – przerwała gwałtownie.
Sam nie rozumiał, dlaczego przedłuża tę scenę. Chyba nie tylko dlatego, że kobieta zwyczajnie mu się podobała.
– Inaczej? – zachęcił ją kpiąco.
– Nie zamierzam przedwcześnie zdradzać moich intencji. Jeszcze krok, a sam pan się przekona.
Z jakiegoś absurdalnego powodu zachciało mu się śmiać i dopiero dźwięk telefonu przypomniał mu, z czym tu przyszedł. A przed sobą miał być może klucz do dopadnięcia złodzieja.
– Jeszcze czterdzieści osiem godzin temu pani brat, Benjamin, był zatrudniony jako strażnik w moim kasynie w Las Vegas. Z nieznanego mi powodu okradł mnie i znikł. Z moich informacji wynika, że jest pani z nim w kontakcie. Proszę mi powiedzieć, kiedy pani z nim ostatnio rozmawiała i gdzie mogę go znaleźć.
Poczuł, że dobrze zrobił, stając z nią twarzą w twarz. Zauważył, że wstrzymuje oddech, więc widocznie brat nie był jej obojętny. Zapewne spróbuje ukryć informacje o nim.
– Przepraszam, panie…? – Uniosła starannie ukształtowaną brew. – Nie zapamiętałam nazwiska…
– Xandro Christofides – podpowiedział, nie spuszczając z niej wzroku. – Pani brat awansował z krupiera do ochrony VIP-ów w ciągu ostatnich osiemnastu miesięcy. Zresztą pewno pani o tym wie.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem.
– Nic podobnego, panie Christofides. Nie mam pojęcia, gdzie przebywa Ben. – Wytrzymała jego wzrok jeszcze przez chwilę i cofnęła się w głąb sceny.
Xandro obserwował, jak zatrzymuje się i podnosi mały plecak. Zanim zniknęła za drzwiami, odwróciła się jeszcze i rzuciła przez ramię.
– A nawet gdybym wiedziała, to i tak bym panu nie powiedziała.