Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Nauczyciel - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 maja 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nauczyciel - ebook

Spokój zniknął, pozostawiając po sobie zwątpienie.

Trwają poszukiwania, a czas ucieka w zastraszającym tempie, zmniejszając ilość mocy z każdą chwilą. Flora oraz Felis świadomie rozpoczęli niebezpieczną grę, w której stawką jest ich wspólna przyszłość. Los nie jest jednak zbyt łaskawy i wciąż stawia przed nimi kolejne przeszkody. Czasu jest coraz mniej, a Przewodnicy zaczynają działać. Najważniejszy jest bowiem ład oraz posłuszeństwo wśród Niezmiennych. Nie cofną się przed niczym, by zachować władzę.

Czy Flora oraz Felis wraz z przyjaciółmi odnajdą sposób na zmianę przeznaczenia? Czy miłość naprawdę może odegnać mrok spowijający tych, którzy władają mocą?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-954068-2-9
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Flora

W końcu dotarliśmy na miejsce. Stałam przed niewielkim, murowanym domem, a raczej przed jego pozostałościami. W obecnym stanie nie prezentował się zbyt dobrze – zapadnięty dach, ściany obrośnięte gęstym mchem, pełno rupieci na podwórzu i roztaczający się zewsząd zapach stęchlizny. Ogarnęło mnie dziwne przeczucie, jakby wydarzyło się tutaj coś złego, coś bardzo mrocznego. Kto wie, być może na to uczucie niepokoju miała wpływ pora naszej wizyty. Trafiliśmy pod wskazany przez mamę adres w środku nocy, ale Felis nalegał, żeby natychmiast tu wejść. Nie miałam najmniejszej ochoty na trudne rozmowy o tej godzinie, więc tylko przytaknęłam. Nikt nie mógł przecież mieszkać w takiej ruderze. To znaczy, nikt o zdrowych zmysłach. Oby mój ojciec nie okazał się bardziej świrnięty ode mnie – pomyślałam, zapinając kurtkę pod samą szyję. Jak na wiosenny wieczór było wyjątkowo zimno.

– Jesteś gotowa? – zapytał Felis, zerkając na telefon. Po chwili zapalił latarkę i spojrzał na mnie zniecierpliwiony.

– Przecież nikogo tu nie ma. Myślisz, że jest sens zapuszczać się do środka?

– Nawet jeśli jest opuszczony, mogą czekać na nas jakieś wskazówki. Musimy to sprawdzić – odparł podekscytowany i ruszył przed siebie, trzymając mocno moją dłoń.

Cały Felis. Uparł się, żeby odnaleźć mojego ojca i naprawdę wierzył w to, że jakimś cudem uda nam się zrealizować jego misterny plan. Niestety nasze szanse malały z każdą minutą. Pomijając fakt, że jedyny adres, z którym mogliśmy go powiązać, wskazywał na opuszczony, zaniedbany dom, to nie mieliśmy pewności, ile czasu zostało nam na poszukiwania. Nie chciałam tracić tylu ważnych chwil, ale skoro Felisowi tak bardzo na tym zależało, postanowiłam cieszyć się z jego obecności. Tym samym zakończyłam wszystkie dyskusje, spakowałam się i pożegnałam ze spokojnym, uczniowskim życiem.

Stanęliśmy na niewielkim ganku, a czarne, spróchniałe deski zaskrzypiały ostrzegawczo. Felis nie użył dzwonka, co uznałam za rozsądne w tej przedziwnej sytuacji. Następnie uchylił drzwi i zajrzał do środka. Kiwnął głową porozumiewawczo, a ja puściłam jego dłoń, ostrożnie przestępując próg. Przywitała nas niespodziewanie duża, pusta przestrzeń. Mogłam jedynie zgadywać, gdzie znajdował się salon oraz kuchnia, bo w środku nie było nic oprócz gniazdek elektrycznych. Farba na ścianach wydawała się pożółkła. Nawet podłoga została zerwana, więc stąpaliśmy po betonowej wylewce. Tylko nieliczne okna miały szyby. Chłodny wiatr wdzierał się do środka, rozwiewając moje włosy i wywołując nieprzyjemne dreszcze na plecach. Światło latarki tańczyło po pomieszczeniu. Szczerze wątpiłam w znalezienie tu czegokolwiek, co mogłoby się przydać. Zbadaliśmy wszystkie pomieszczenia na dole. Wśród nich była łazienka, jakiś schowek i najprawdopodobniej kotłownia, ale nie byłam tego pewna, bo brakowało pieca. Pod ścianą stała jednak drewniana skrzynia wypełniona węglem. Na piętrze wcale nie było lepiej. Wyposażenie zliczyłam na palcach jednej dłoni. Wanna, grzejnik olejowy, stary, wyblakły obraz, na którym spod warstwy kurzu prawie nic nie było widać i lampa naftowa. Kto jeszcze używał czegoś takiego? – pomyślałam, gdy nagle coś przykuło moją uwagę. Mały pokój, który jako jedyny posiadał drewnianą podłogę. Nawet w łazience została skuta cała terakota. Dlaczego tu postanowili oszczędzić deski? Przypadek? Zbyt bujna wyobraźnia – skarciłam się w myślach, gdy już skończyłam szukać w podłodze ukrytego schowka. Felis nie chciał się jednak poddać. Chodził po pomieszczeniach, ostukiwał ściany i wyglądał przez okna. W tym czasie ja zdjęłam z haczyka lampę naftową. Była zbyt ciężka jak na pustą. Wygrzebałam więc z kieszeni zapalniczkę i podpaliłam gruby knot. Zaskwierczał kilkukrotnie, aż w końcu nieśmiały płomyk rozświetlił brudne ściany. Odwiesiłam ją na miejsce, ale dalej nie miałam pomysłu, gdzie jeszcze mogłabym szukać. Może tak właśnie miało być? Jeśli mój biologiczny ojciec miałby ochotę na spotkanie, nie czekałby tyle lat.

W końcu nawet Felis stracił zapał i zdewastowaną posiadłość opuściliśmy całkowicie zrezygnowani. Zaproponował, żeby przepytać jeszcze sąsiadów, ale po chwili sam zreflektował się, że pora na składanie niezapowiedzianych wizyt nie była najlepsza. Ja również nie sądziłam, żeby ktoś zgodził się na rozmowę o sąsiedzie z całkiem obcymi osobami – i to w dodatku o czwartej nad ranem. Wróciliśmy więc do małego hotelu nieopodal. Nie czułam zmęczenia, ale przez nieskrępowany napływ myśli strasznie bolała mnie głowa. Leżałam, przyglądając się śpiącemu Felisowi. Trudno było uwierzyć w to, że jesteśmy razem. Na dodatek zmusił mnie do odnalezienia ojca. Kiedy moje życie zmieniło się tak drastycznie? Najprawdopodobniej podczas naszego pierwszego spotkania. To wspomnienie przywołało na mojej twarzy błogi uśmiech. Zerknęłam na szafkę przy łóżku, na której błyszczał łańcuszek z dwiema niemal pustymi kulkami, a wtedy mój dobry humor natychmiast wyparował. Jestem przeklęta – pomyślałamz rozpaczą. Wszyscy, których kocham, odchodzą. Wstałam i wyjrzałam przez okno. Długie, ponure cienie drzew wiły się po niewielkim ogrodzie. Jedyna, zardzewiała latarnia świeciła tak marnie, że nawet ćmy się nią nie interesowały. Ruszyłam po cichu do łazienki, ale potknęłam się o coś i z głośnym hukiem upadłam na podłogę. Zagryzłam zęby, przyciskając dłonie do bolącego kolana. Następnie z trudem usiadłam, nasłuchując jednocześnie, czy Felis dalej śpi. Jego oddech był miarowy i spokojny. Musiał być naprawdę zmęczony.

Pod prysznicem przypomniała mi się rozmowa z jego matką. Zaskoczyła mnie jej uprzejmość, ale również całkowicie rozumiałam cały niepokój. Kiedy zostałyśmy same, podała mi swój numer i poprosiła o kontakt w razie jakichkolwiek problemów.

– Jeśli czegoś wam zabraknie albo będziesz się kogoś obawiała, zadzwoń. Przytaknęłam jedynie kiwnięciem głowy i spojrzałam na wizytówkę.

Galla Narano

dyrektor Pierwszej Grupy Projektowej Gmachu Nauczycieli

Nie miałam pojęcia, czym jest Gmach Nauczycieli, ale powstrzymałam się od zadania tego pytania.

– Floro, zrobię wszystko, żeby odzyskał moc. Potrzebuję tylko trochę czasu.

– Tego właśnie nam brakuje – szepnęłam, zdając sobie sprawę, że powoli go tracę.

– Dam radę.

– Co pani planuje zrobić?

– To nieistotne. Najważniejsze jest bezpieczeństwo moich synów. Proszę, dbaj o niego. Nie pozwól, by się zamartwiał. Jeszcze nie wszystko stracone – powiedziała z uśmiechem i taką stanowczością, że natychmiast uwierzyłam w jej zapewnienia.

Być może karmiłam się złudną nadzieją, ale wolałam to niż życie w przekonaniu o całkowitej bezsilności. Przed wyjazdem zadzwoniłam do Lupusa. On również powiedział, że nie ma się czym martwić i że wymyślą coś razem z Preusem. Chciałam w tym pomóc, ale wszyscy zgodnie ostrzegali przed niebezpieczeństwem, więc trzymałam się z dala. Nie lubiłam tych, którzy chowają głowę w piasek, ale szczerze mówiąc nie widziałam dla siebie innej roli.

W końcu zakręciłam wodę i sięgnęłam po ręcznik. Nie zobaczyłam go jednak. Przed oczami miałam jedynie mrok. Zachwiałam się i dotknęłam plecami ogrzanych przez wodę kafli. Osunęłam się po nich, siadając w płytkim brodziku, a gdy nieco się uspokoiłam, zobaczyłam oślepiające światło. Kilka razy głęboko odetchnęłam. Byłam przekonana, że niespodziewanie pojawił się atak paniki, ale nie miałam racji. Stałam na drewnianej scenie. Wszędzie panowała ciemność, a snop światła skierowany był prosto na mnie. Czułam dziwne podekscytowanie i zniecierpliwiona przysunęłam do ust mikrofon.

– Dzisiejszy wieczór jest dla was, moi drodzy – powiedziałam i nagle rozbrzmiały gromkie brawa. Zapalono pozostałe światła nad sceną, oświetlając moich towarzyszy. Gitara, bas, klawisze oraz perkusja. Wszyscy gotowi i ogarnięci takim samym podnieceniem. Na ten dzień czekaliśmy od dawna. Pierwszy występ na wielkiej scenie. Od niego zależała nasza przyszłość. Zaczęłam śpiewać, a tłum wiwatował i piszczał. To dodawało mi sił. Byłam pewna, że od dziś jestem zdolna zmienić nasz los. Uwielbiałam to. Podczas występów czułam, że żyję. Nigdy nie potrafiłabym z tego zrezygnować. Muzyka wypełniała całe moje ciało.

Scena rozmyła się. Przepełniona radością siedziałam w garderobie. Chłopcy otoczyli mnie i przekrzykiwali się nawzajem.

– Dziś byłaś najlepsza!

– Pokochali cię!

– Teraz to już z górki. Miałem rację!

– Może powinienem ściąć włosy?

– W niczym ci to nie pomoże.

– Zamknij się!

Kochałam ich. Byli moją rodziną i musiałam o nich dbać. Niegrzeczni chłopcy zebrani do kupy, żeby nie sprawiali problemów oraz myśleli o przyszłości. Rozesłałam singiel, gdzie tylko się dało. Teraz trzeba było jedynie czekać na jakiś odzew. Spojrzałam w lustro. Tak właśnie wygląda ktoś, kto odnosi pierwszy sukces – pomyślałam i poprawiłam swoje sterczące, krótkie włosy. Od lat ścinałam je na jeża. Dzięki takiemu prostemu zabiegowi czułam się wyzwolona. Zupełnie jakby z czterdziestoma centymetrami włosów odeszła okropna przeszłość. Krwisto czerwone usta, przekłuta brew i nos. Niezliczona ilość kolczyków w uszach oraz ulubione, czarne, nabijane ćwiekami buty. Cała ja.

Kolejny błysk światła. Zalazłam się w niewielkim, skromnym pokoju, pełnym sprzętu muzycznego. Po chwilowej dezorientacji odzyskałam równowagę.

Od dawna służył za rupieciarnię, ale nie mieliśmy jeszcze pieniędzy na wynajęcie studia lub jakiegoś magazynu. Sec rzucił kurtkę na fotel. Następnie usiadł na jego oparciu. Powolnym ruchem wyciągnął papierosa i zapalił go. Lubiłam patrzeć, jak to robił. Byliśmy razem już od kilku lat, ale ten widok jeszcze mi się nie znudził. W zasadzie byłam pewna, że nigdy mnie nie znudzi.

– Musimy porozmawiać, Mała – powiedział, a ja usiadłam na podłodze i oparłam głowę na jego kolanach.

– To coś ważnego?

– Tak. Musisz wiedzieć, że długo się nad tym zastanawiałem, ale podjąłem już decyzję.

– Jaką decyzję?

– Wyjeżdżam.

– Co takiego?! – zapytałam, prostując się. Z podejrzliwością spojrzałam na człowieka, którego przecież tak dobrze znałam. Co on zamierzał zrobić?

– Zaczynam szkołę. Głupio zrobiłem, odchodząc. Zostały mi tylko dwa lata.

– Nie możesz wyjechać. Nie teraz. To nasza pierwsza trasa koncertowa. Przecież płyta tak świetnie się sprzedaje!

– O to właśnie chodzi. Dla ciebie nie istnieje już nic innego, prawda? Tylko zespół i pieniądze.

– To nieprawda!

– Może tego nie widzisz. Nie zmartwiłaś się, że będziemy w związku na odległość. Wystraszyło cię jedynie to, co może się stać z zespołem po moim odejściu. Mam dość. Potrzebuję przerwy.

– Jestem odpowiedzialna za chłopaków, dlatego tak mnie to martwi. Przecież chodzi również o ich przyszłość. Sec, nie rób nam tego. Bez perkusisty wszystko się rozpadnie.

– Znajdziecie sobie kogoś innego.

– Nie zostawiaj mnie! – błagałam dalej, wierząc, że może uda mi się go przekonać.

– Przykro mi, że tak się wszystko zakończy. Stawiam na swoją przyszłość. Wy powinniście zrobić to samo. Jeśli będziesz chciała, możesz do mnie dołączyć. Załatwię ci najlepsze zajęcia dla wokalistek. Będziesz mogła się rozwinąć, a później, kto wie, może dostaniemy jakąś dobrą propozycję.

– Nie zostawię swojej rodziny! Wiesz o tym!

Jak mógł pomyśleć, że zrobię to, co on? Nigdy ich nie zdradzę!

– Teraz jest najważniejszy moment. Jeśli przestaniemy dawać koncerty, to możemy pożegnać się z sukcesem – szepnęłam zawiedziona.

Poczułam chłód. Ból w piersi spowodował, że do oczu napłynęły ciężkie łzy.

– Przeproś ich ode mnie.

– Nie masz zamiaru sam tego zrobić?

– Nie. Dziś znikam, ale życzę wam powodzenia – odparł, a ja szczerze go znienawidziłam.

– Jesteś tchórzem. Nie chcę cię znać!

– Jak sobie życzysz – odparł i wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami.

W tamtej chwili postanowiłam, że pewnego dnia osiągniemy nasz cel, bez jego pomocy. Jeszcze do mnie wróci…

Po sekundzie znalazłam się za ladą. Nalewałam ciemne piwo do wysokiego kufla, uparcie wpatrując się w ekran telewizora. Klient pospieszał mnie, więc bez słowa wydałam mu piwo oraz resztę. Ścisnęłam pilota i zwiększyłam głośność. Stało się! Po czterech latach Sec wrócił na scenę. Tym razem debiutował ze znanym rockowym zespołem. Był świetny. Zazdrościłam mu i żałowałam, że nam się nie udało. Nie znaleźliśmy zastępstwa na czas, więc odwołano naszą pierwszą oraz jedyną trasę koncertową. Płyta odeszła w zapomnienie, a my pogrywaliśmy tylko w weekendy. Na dodatek w miejscu mojej pracy. Nikt inny nie chciał naszych występów, nawet za darmo. Nie byliśmy już modni. Straciłam zapał oraz resztki nadziei. Może powinnam się z nim spotkać?

Ale Sec i ja nigdy nie zobaczyliśmy się ponownie. Bardzo tęskniłam. Chciałam z nim porozmawiać. W chwili gdy podjęłam decyzję o wyjeździe, ogłosili w wiadomościach straszne wieści. Jego zespół miał wypadek podczas podróży i przeżył jedynie kierowca. Niestety nie był nim Sec. W tamtej chwili mój świat przestał się kręcić, a kolory zmieniły się w odcienie szarości.

Trzymałam w pomarszczonych dłoniach album. Byłam młoda, piękna, zdolna, ale w jednej chwili straciłam wszystko, zmieniając się w samotną, zgorzkniałą i pełną żalu staruszkę. Nie odnalazłam szczęścia, a moje serce na zawsze pozostało z nim. Gdybym miała jeszcze jedną szansę, lepiej bym ją wykorzystała – pomyślałam, zamykając album.

Ocknęłam się zmarznięta i przerażona. Zbadałam stan swojego ciała. Dłonie wyglądały jak jeszcze chwilę temu, zero zmarszczek. Owinęłam się szczelnie ręcznikiem. Wytarłam pospiesznie zaparowane lustro, pogrążając się w natłoku myśli. Dlaczego ta kobieta z wizji wyglądała tak, jak ja? No może z wyjątkiem tej upiornej fryzury i tony żelastwa w uszach oraz na twarzy. Kim ona była? I dlaczego czułam się zdradzona? Jej życie z całą pewnością nie należało do tych z pogranicza bajek. Podjęła kilka decyzji, których później żałowała. Może to moja podświadomość wysyłała do mnie znaki, tylko jeszcze nie potrafiłam ich rozszyfrować?Felis

Stałem się zwyczajny. Utrata mocy oraz możliwości dokonywania tych niesamowitych rzeczy sprawiła, że usiłowałem wszelkimi sposobami wynagrodzić swoje braki. Spryt i wytrwałość nie były jednak wystarczające. Dla Niezmiennego moc była czymś normalnym, powszednim, a jej utratę odbierano jako jedną z najgorszych kar. Czułem się niepełny, niepotrzebny, zupełnie jakby nagle wrzucono mnie do innego świata. Otaczające mnie przedmioty straciły na znaczeniu, a chroniczny brak sił spowodował napływ niekontrolowanej irytacji. W miarę możliwości powstrzymywałem się przy Florze, ale było to coraz trudniejsze. Najprawdopodobniej przyczyniał się do tego uciekający czas, jak również nasza bezsilność. Postanowiłem skupić uwagę na celu. Plan odnalezienia jej ojca spalił na panewce, a ja nie miałem nowych pomysłów. Na domiar złego rodzice nie potrafili się opanować i znów zasypywali mnie wiadomościami. Czy mogłem zrobić coś więcej? Czy Flora będzie o mnie pamiętała, gdy odejdę z jej życia? Te pytania, jak i wiele innych, co chwilę mąciły moje myśli. W roztargnieniu wygrzebałem z walizki czyste ubrania, a przezroczysta, szklana kulka potoczyła się po podłodze. Znaleźliśmy ją podczas wizyty w bibliotece Niezmiennych. Dlaczego coś tak bezwartościowego znajdowało się w dziale dokumentów poufnych? Czy była to tylko pamiątka? Czy jej właściciel odegrał w naszej historii jakąś ważną rolę? – zastanawiałem się za każdym razem, kiedy na nią spoglądałem. Znów upchnąłem ją na samym dnie walizki i starałem się zapomnieć o jej istnieniu.

Od wczoraj znajdowaliśmy się w Dito, niewielkim mieście najdalej na wschód od stolicy. Spokojna, wręcz uśpiona okolica, do tego najprawdopodobniej brak Niezmiennych. Nie sądziłem, że mogliby się tu czymś zajmować. Zazwyczaj liczniejsze grupy pojawiały się w dużych miastach. Pomyślałem, że nawet jeśli nie napotkamy żadnej wskazówki, będziemy mogli zostać tu do końca. Właśnie w takim miejscu chciałem teraz żyć. Brak internetu, smogu i częściowy brak zasięgu telefonu – to bardzo mi służyło.

Wyszliśmy z hotelu tuż po wschodzie słońca. Flora nie wyglądała najlepiej. Znów męczyła ją bezsenność. Pewnie podświadomie przerażało ją spotkanie z biologicznym ojcem. Wielokrotnie powtarzała mi, że nie musimy tego robić. Chciała, żebym porzucił myśl o wyprawie, ale z jakiegoś powodu czułem, że to może być dla niej ważne. Jeśli nie teraz, to w przyszłości. Dlatego za wszelką cenę starałem się ją przekonać. Nie mogłem odejść, nie pozostawiając po sobie czegoś istotnego.

Naszym pierwszym przystankiem była stacja benzynowa. Musiałem uzupełnić braki paliwa i energii. Gorąca, mocna kawa postawiła mnie na nogi, a Flora po herbacie odzyskała rumieńce. W kieszeni zawibrował telefon, więc zmusiłem się do sprawdzenia kolejnej wiadomości. Zaskoczyło mnie, że matka nie napisała, a dzwoniła.

– Felis! Jak dobrze, że odebrałeś – zaczęła nieśmiało, wypuszczając powietrze z ulgą.

– Wszystko w porządku, mamo?

– Tak, tak. Po prostu musiałam się upewnić. Poza tym mam dla ciebie informację. Powinna cię ucieszyć.

– Zatem zamieniam się w słuch – odparłem, nie wierząc w to, że odnaleźli sposób na przywrócenie mojej mocy.

– Pamiętasz, jakiś czas temu wypytywałeś mnie o Primusa. Pogrzebałam trochę w wolnym czasie i znalazłam pewien adres.

– Przecież mówiłaś, że został skazany na śmierć – szepnąłem, żeby nie zwrócić na siebie uwagi kelnerki.

Flora uważnie mi się przypatrywała, a jej dłoń zacisnęła się na łyżeczce. Zatrzymała deser w drodze do ust.

– Tak właśnie było. Pomyślałam tylko, że chciałbyś wiedzieć, gdzie przebywa jedyna żyjąca osoba z jego rodziny.

– Rodziny?

– Primus miał młodszą siostrę, ale żeby się z nią spotkać, musiałbyś pojechać dość daleko.

– Znałaś ją? Myślisz, że mogłaby mi coś powiedzieć?

– Spotkałyśmy się kilka razy, ale jestem pewna, że kiedy tylko o mnie wspomnisz, to zgodzi się na rozmowę.

– W takim razie odwiedzimy ją razem z Florą. Gdzie ona mieszka?

– To przygraniczne miasteczko Dito. Prowadzą do niego…

– Możesz powtórzyć? – przerwałem jej, odstawiając pusty kubek.

– Ona mieszka w Dito. Dlaczego tak cię to dziwi?

– Właśnie tu jesteśmy!

– Co?! Po co tam pojechaliście?

– Sprawy rodzinne. Flora musiała coś załatwić – odparłem i zobaczyłam uśmiech wdzięczności na jej twarzy. Nie lubiła o sobie mówić, a moja matka nie musiała znać szczegółów.

– W takim razie idźcie na Aleję Wierzbową. Dom numer…

– Dwadzieścia dwa – dokończyłem za nią. Czułem jak krew odpływa mi z twarzy.

– Skąd wiesz?

Nie miałem pojęcia, co jej powiedzieć. Ten sam adres podała nam matka Flory. Czy jej ojcem mógł być ktoś z rodziny Primusa? To przypadek czy może zwyczajna pomyłka?

– Felis, jesteś tam?

– Tak, jestem… porozmawiamy później.

– Wytłumacz mi proszę, o co chodzi? – powiedziała, zmieniając ton. Była zła.

– Wczoraj widzieliśmy ten dom. To ruina. Od lat nikt tam nie mieszka. Zwrócił naszą uwagę, bo wyglądał wyjątkowo marnie – skłamałem. Matka miała wystarczająco dużo problemów na głowie. Nie chciałem dokładać kolejnego, przez który straciłaby zmysły.

– Niemożliwe. Mieszka tam dwoje Niezmiennych. Na to wskazują ostatnie raporty.

– Kiedy były aktualizowane?

– Sprawdzam…

Usłyszałem kilka kliknięć.

– Osiem miesięcy temu. W Dito był jeden z pracowników działu statystycznego. Znam go, nie mógł sfałszować raportu.

– A jednak. Jeśli chcesz, wyślę ci kilka zdjęć. Niech się z tego wytłumaczy.

– Tak, przepytam go jeszcze dziś. Felis… kiedy wrócicie do domu? Ta sprawa wydaje się… dziwna.

– Nie wiem. Dam ci znać. Nie martw się.

– Dobrze. Uważaj na siebie, synku.

– Ty też. Przekaż ojcu, że chciałbym z nim porozmawiać. Nie może co godzinę do mnie pisać!

– Martwi się tak jak my wszyscy.

– Wiem, ale nie chcę, żeby popadł w jakąś paranoję.

– Felis! Zgodziliśmy się na twój niedorzeczny pomysł z wyjazdem, więc musisz się liczyć z tym, że ja i ojciec chcemy być na bieżąco. Szczególnie teraz.

– Stan mocy nie zmienił się od kilku dni – powiedziałem, bo czekała na takie potwierdzenie, ale prawda wyglądała oczywiście inaczej. Każdy z dwóch kamieni świecił coraz bladziej.

– To świetna nowina, może coś się unormowało.

– Możliwe. Słuchaj, muszę kończyć. Porozmawiamy później.

– Tak. Do usłyszenia, Felis. Tęsknimy.

– Ja też. Pa! – rozłączyłem się.

Przez chwilę zastanawiałem się nad tym, co mogę powiedzieć Florze. Wcześniej nie wspominałem jej o Primusie. Wydawało się to rozsądne. Teraz musiałem o wszystkim opowiedzieć. Chyba, że… otrzymaliśmy od jej matki zły adres.

– Jak nazywa się twój ojciec? – zapytałem ją. Otworzyła usta, ale po chwili je zamknęła. Nie znała odpowiedzi.

– Bardzo dobre pytanie – odparła. – Nie mam pojęcia, jak zamierzałam o niego wypytywać sąsiadów, skoro nie wiem o nim podstawowej rzeczy! Gdzie ja miałam głowę!

Wyciągnęła telefon i zadzwoniła, najprawdopodobniej do swojej matki. Musieliśmy znać chociaż jego nazwisko. Czekałem w napięciu. Jeśli jej ojciec należał do rodziny Primusa, ona również.

– Nie odbiera – odparła, pisząc krótką wiadomość. – Oby odezwała się jak najszybciej. Jak mogłam być tak roztargniona?!

– Dziś porozmawiamy z kim się da, ominiemy jakoś problem nazwiska.

Flora oblizała łyżeczkę od ciasta i przyjrzała mi się uważnie.

– Martwią się, prawda? – zapytała, nie odrywając ode mnie wzroku.

– Tak.

– Nic nowego nie wymyślili?

– Nie.

Chciałem dodać, że naprawdę mi przykro, ale nie miałem na to siły. Czułem się wyjątkowo zagubiony.

Po śniadaniu wróciliśmy przed zniszczony, stary dom. W świetle dnia prezentował się jeszcze gorzej. Najdziwniejsze było jednak to, co mówiła matka. Niezmienni w takim miejscu?

W najbliższym sąsiedztwie stały jedynie trzy domy. Zapukaliśmy do pierwszych drzwi. Firana w oknie poruszyła się, ale nikt nam nie otworzył. Spróbowałem ponownie. Cisza.

– Chodźmy dalej. Najwyraźniej nie mają ochoty na rozmowę – powiedziała Flora i odwróciła się na pięcie.

– Nic z tego, nie zamierzam się tak łatwo poddać! – pomyślałem i załomotałem pięścią w drzwi.

– Proszę nam pomóc! – krzyknąłem – Staramy się odnaleźć ojca! To bardzo ważne! Zajmiemy tylko moment!

Flora podbiegła i zaczęła rozpaczliwie ciągnąć mnie za rękaw.

– Co ty wyprawiasz? Teraz nikt się do nas nie odezwie! – skarciła mnie, ściszając głos.

– Proszę. To nasza ostatnia szansa! – zawołałem w stronę drzwi i z zadowoleniem usłyszałem, że ktoś przekręcił klucz w zamku.

Po chwili przez szparę w drzwiach przyglądała się nam niska, starsza pani. Miała zmrużone oczy. Zapewne przez problemy ze wzrokiem. Flora nieśmiało podeszła bliżej.

– Bardzo przepraszamy za najście. Miałam nadzieję, że mogłaby nam pani powiedzieć coś o swoim sąsiedzie – powiedziała bardzo szybko, jakby bała się, że staruszka zamknie jej drzwi przed nosem.

– Sąsiedzie? Myślałam, że szukasz ojca – powiedziała babcia i odkaszlnęła, następnie splunęła obficie w chusteczkę.

Flora zamrugała kilkukrotnie, jakby przyzwyczajając się do tego, co właśnie zobaczyła, a ja zasłoniłem usta dłonią. Ta sytuacja była jednocześnie zabawna i obrzydliwa. Emocje zachowałem jednak dla siebie.

– Tak. Z tego, co wiem, mój ojciec mieszkał kiedyś w tym domu – odpowiedziała w końcu, wskazując na spróchniałą ruderę.

– Niemożliwe. W tym domu nikt nie mieszkał.

– Jak to?

– Od dziesiątek lat stoi pusty. Nie widzisz jak wygląda?

– Nie pamięta pani czasów, kiedy było inaczej? – zapytała Flora. W jej głosie usłyszałem wyraźny niepokój.

– Drogie dziecko, jak byłam małą dziewczynką, omijaliśmy to miejsce i nazywaliśmy je nawiedzonym, więc jeśli mieszkał tam twój ojciec, musiałby mieć więcej lat niż ja.

Albo ta staruszka kłamała, albo ostatnie aktualizacje działu statystycznego były błędne. Według nich jeszcze osiem miesięcy temu mieszkało tam dwoje Niezmiennych.

– Rozumiem. Dziękuję za wszystko – odpowiedziała Flora, uśmiechając się. W odpowiedzi usłyszeliśmy jedynie trzaśnięcie drzwi i ponowny chrzęst zamka.

Czułem, że od tej kobiety niczego się nie dowiemy. Zrezygnowani podeszliśmy do kolejnego osobliwego, pomarańczowego domu. Okiennice pociągnięte były niedbale niebieską farbą, a przed gankiem rezydowało chyba ze sto krasnali ogrodowych. Spoglądały na nas z upiornymi uśmieszkami.

Nacisnąłem dzwonek, a wewnątrz rozbrzmiała głośna melodia. Nie znałem jej, ale przypominała jakiś klasyczny kawałek. Chwilę później w drzwiach stanął młody mężczyzna z dzieckiem na rękach. Chłopiec przecierał zmęczone oczy.

– Dzień dobry. Przyjechaliśmy z daleka – przywitała się Flora. – Mam nadzieję, że pomoże nam pan ustalić kilka faktów. Szukam mojego ojca. Otrzymałam wiadomość, że mógł mieszkać pod numerem dwadzieścia dwa.

– Niestety, ktoś musiał panią wprowadzić w błąd – odparł mężczyzna, stawiając chłopca na podłodze. – Tam nikt nie mieszka od bardzo, bardzo dawna.

– Jest pan pewien, że ten dom był w takim stanie rok temu? – zapytałem, a mężczyzna rozejrzał się na boki i wyszedł do nas. Następnie zamknął drzwi, zostawiając chłopca w środku.

– Nie wiem, co oraz od kogo słyszeliście, ale tak jak powiedziałem, nikt tam nie mieszkał. Dla własnego dobra powinniście wracać, skąd przyjechaliście. Chcemy tylko, żeby zostawiono nas wszystkich w spokoju – powiedział stanowczo, więc odeszliśmy bez pożegnania. Ostatni dom okazał się pusty lub też jego mieszkańcy byli jeszcze mniej rozmowni niż sąsiedzi. Mimo usilnych starań, nikt nam nie otworzył.

Niebo zaszło ciemnymi chmurami, a gęsty deszcz spadł na nas w drodze do samochodu. Dobiegliśmy do niego przemoczeni oraz zrezygnowani. Patrzyłem, jak Flora wyciera włosy i w milczeniu przebiera się z mokrych ubrań. Starałem się odnaleźć odpowiednie słowa, które mogłyby ją pocieszyć, ale usiadła prosto, zapięła zamek kurtki i z przerażeniem w oczach wskazała palcem przed siebie.

Między drzewami, w strugach deszczu stał mężczyzna. Chudy, zgarbiony i na oko w średnim wieku. Nie podszedł, ale przywołał nas gestem dłoni. Spojrzeliśmy na siebie. Flora była kompletnie zdezorientowana.

– Co robimy? – zapytała, wciskając się głębiej w fotel.

– Zostań tu i zamknij drzwi. Wrócę, jak tylko wszystkiego się dowiem – odpowiedziałem półszeptem.

– Nie możesz iść do niego sam! Spójrz tylko. Stoi w deszczu i gapi się na nas. To nienormalne!

– Nic mi nie zrobi. Może nie wyglądam na osiłka, ale umiem się bronić.

– Tak, widziałam, co potrafisz. Po prostu… boję się go. Nie powinniśmy wysiadać.

– Może mieć dla nas jakieś informacje. Sprawdzę to.

– W takim razie idziemy razem – zadecydowała.

Nie czekając na moją reakcję, wysiadła z samochodu. Naciągnęła kaptur na głowę, ukrywając pod nim strąki mokrych włosów i porażający strach w oczach. Mocno chwyciłem ją za rękę, prowadząc w stronę tego tajemniczego człowieka.

Kiedy zbliżyliśmy się do nieznajomego, odwrócił się, ruszając w stronę gęstego lasu. Wszedł na wąską ścieżkę między drzewami, zatrzymując się co jakiś czas, żeby sprawdzić, czy dalej za nim idziemy. Flora cała się trzęsła, więc włożyłem jej dłoń do kieszeni swojej kurtki. Splotła palce z moimi. Wyczułem, że nieco się rozluźniła. W tej właśnie chwili pragnąłem ponad wszystko, żeby jej życie stało się lepsze, żeby odnalazła w sobie optymizm, którego wciąż jej brakowało.

– Źle robimy – szepnęła, przyciskając się do mojego ramienia.

– Czym byłoby życie bez odrobiny adrenaliny, nie? – zapytałem żartobliwie.

– Nie jestem szalona! To był twój pomysł!

– Chyba nie myślisz, że pozwolę, żeby coś ci zrobił?

Nie odpowiedziała. Zatrzymałem się i położyłem dłoń na jej policzku.

– Hej, nic złego się nie stanie. Tak?

– Mhm – mruknęła bez przekonania.

Jak miałem ją uspokoić? Niemożliwe, żeby miała mnie za takiego mięczaka!

– Skarbie, to, że mam tylko część mocy nie oznacza, że straciłem też na tężyźnie i sile fizycznej. Położę go na łopatki w kilkanaście sekund, jeśli będzie trzeba.

Z niedowierzaniem uniosła brew.

– A co, jeśli będzie ich kilku?– zapytała i zerknęła w stronę naszego przewodnika, który zniknął między drzewami.

– Uciekniemy – odparłem poważnie, ale po chwili wyszczerzyłem się w uśmiechu. Nie wytrzymała i też roześmiała się na głos, zapominając na moment o strachu.

– Mój bohater!

– A jak! Zawsze trzymam fason.

Wkrótce dotarliśmy na miejsce. Pośród wielkich, ponurych drzew stała skromna leśniczówka. Z komina unosiły się ku górze kłęby dymu, a na werandzie tliła się mała lampa oliwna. Gospodarz pozostawił również otwarte drzwi.

– Coraz mniej mi się to podoba – szepnęła Flora. – Jeszcze możemy zawrócić.

– Poczekaj tu – powiedziałem i wszedłem do środka.

Światło sączyło się jedynie z pomieszczenia znajdującego się na końcu korytarza, więc tam też się udałem. Mężczyzna, który nas przyprowadził, zdejmował właśnie kurtkę. Następnie przerzucił ją przez oparcie fotela. Całą wieczność czekałem, aż się odezwie.

– Zapraszam do środka. Czas się trochę ogrzać.

Sekundę później zorientowałem się, że Flora nie posłuchała mojego polecenia. Stała tuż za mną i z przestrachem zerkała na nieznajomego zza mojego ramienia.

– Nie bójcie się. Nie jestem wariatem, choć tak mówią w mieście. Po prostu widzę więcej niż oni. Siadajcie, siadajcie – powiedział i nalał coś do kubków. Zapach kawy rozniósł się natychmiast po pokoju.

Rozejrzałem się. Dwa fotele, stół z czterema krzesłami oraz prosty, kamienny kominek, w którym płonęły suche drwa. Flora powoli zbliżyła się do ognia i wyciągnęła przed siebie zmarznięte dłonie. Patrzyła w płomienie. Pewnie dalej męczyły ją złe przeczucia.

– Dlaczego pan nas tu przyprowadził? – zapytała, odwracając się w jego stronę.

– Słyszałem, że kogoś szukacie. Mogę pomóc. Odpowiedzi na wasze pytania nie są widoczne dla prostych zjadaczy chleba. Trzeba mieć w sobie to coś. Ja to nazywam boskim zmysłem, wy zapewne przeczuciem i spostrzegawczością. Poza tym mogę się pochwalić, że akurat w tej materii mam sporo doświadczenia. Choć nieprzerwanie mówią o mnie te okropne, niestworzone rzeczy.

– Nic nie słyszeliśmy. Czy można wiedzieć, jakie plotki krążą na pana temat? – wtrąciłem, chcąc dowiedzieć się nieco więcej.

– Ostatnio w modzie jest nazywanie mnie oszołomem. Najgorsze, że ci ignoranci zaczęli straszyć mną dzieci. Mną… Wyobrażacie to sobie? W życiu nie skrzywdziłem żadnego stworzenia, nawet mrówki. To czysta zazdrość, mówię wam! – rzucił rozpogodzony, a jego usiana zmarszczkami twarz wykrzywiła się w szczerym uśmiechu.

– O co mogliby być zazdrośni? – dociekała Flora.

– Na przykład o mój otwarty i chłonny umysł. Tak myślę…

– Wspominał pan, że może nam pomóc – postanowiłem przerwać te pogaduszki i przypomnieć mu sedno naszej wizyty.

– Tak, tak. Pytaliście o mieszkańców domu na Wierzbowej dwadzieścia dwa, zgadza się?

Potwierdziłem kiwnięciem głowy, a nieznajomy z ekscytacji aż klasnął w dłonie. Jakby ucieszyło go to, że pytamy akurat o ten dom. Kontynuował.

– Mieszkam tu od urodzenia, a ci wszyscy – pożal się Boże – sąsiedzi pojawili się jakieś sześć miesięcy temu. Wysiedlono poprzednich lokatorów i do tej pory nie wiadomo gdzie. Ich miejsce zajęły te przeciętne aktorzyny. Zawsze podejrzewałem, że muszą im płacić za gadanie bzdur. Niejednego wprowadzili już w błąd.

– Czyli wie pan coś o tym zniszczonym domu? – zapytała Flora z wyraźnym zaciekawieniem. Może zaczęła się wkręcać w poszukiwania. Nareszcie – pomyślałem.

– Oczywiście, że wiem. Gdzie ja to mam… – mówił do siebie, przeglądając półki z książkami. W końcu wyciągnął jedną z nich. Między kartkami leżało kilka zdjęć.

– Patrzcie na to – powiedział, rozkładając je na stole.

Fotografie przedstawiały piękny, duży dom. W niczym nie przypominał on obecnego gruzowiska.

– Kiedy je zrobiono? – zapytałem, a Flora podniosła jedno ze zdjęć i przyglądała mu się z bliska. Na odwrocie napisano datę. Wyglądało na to, że rok temu budynek był w świetnym stanie.

– Kto tam mieszkał? – usiłowała się dowiedzieć – Pamięta pan może?

– Tak. Dom należał do młodej kobiety. Miała na imię Piri, Tiri… W każdym razie jakoś tak. Wprowadził się do niej brat. Chyba na stałe, ale nie dopytywałem. Dość mroczny typ. Zazwyczaj małomówny i nad wyraz opryskliwy. Nie wzbudzał sympatii, więc większość ludzi omijała go szerokim łukiem. Rzecz jasna ja się nie bałem. Lubię doprowadzać rzeczy do końca, a on niezmiernie mnie fascynował. Rozpocząłem więc badania – zachichotał i poprawił się na krześle. Przysunął w naszą stronę kubki z gorącym napojem, ale nie mieliśmy zamiaru ryzykować. Nie wyglądał na takiego, który posiada wszystkie klepki.

– Badania? – wtrąciła Flora, prostując się odruchowo. Pewnie jej wyobraźnia działała teraz na pełnych obrotach.

– Może lepiej będzie, jeśli nazwę to dochodzeniem – odparł, wytrzeszczając swoje zamglone wspomnieniami oczy.

Nabierałem coraz większej pewności, że to kompletny szajbus, ale najwyraźniej coś tam wiedział.

– Czy pamięta pan, jak się nazywał? – zapytałem, mimo że podejrzewałem, jak będzie brzmiała jego odpowiedź.

– Nie mógłbym zapomnieć. Nazywał się Primus Laris.

Czy to było możliwe? Żył? Matka skłamała, mówiąc o karze śmierci i egzekucji? Czy on mógł być ojcem Flory? Myśli kołatały w mojej głowie, sprawiając, że we wszystkim się pogubiłem.

– Ma pan może jego zdjęcie? – zapytała, wstając.

Dziwny mężczyzna kiwnął potakująco, sięgnął po gruby notes wypchany wycinkami z gazet i odręcznymi notatkami. Musiał naprawdę lubić śledzenie innych. Najwyraźniej nie miał swojego życia. Jakież to smutne.

Pokazał nam fotografie przedstawiające Primusa. Wyglądał tak samo jak na zdjęciu z biblioteki, z tą różnicą, że tutaj sfotografowano go w codziennych sytuacjach. Niósł zakupy, grabił liście, mył samochód. Na jednym ze zdjęć towarzyszyła mu wysoka, ładna kobieta. Pewnie siostra. Flora długo mu się przyglądała. Czy wiedziała, jak wygląda jej ojciec? Rozpoznawała go?

– To on – powiedziała ściszonym głosem, dotykając jego twarzy. – To jest mój tata.

– Czy ty…? Czy jesteś taka jak on? – zapytał wariat, a jego oczy zaszkliły się z podniecenia. Ta rozmowa zboczyła na niebezpieczny tor.

– Co pan ma na myśli? Jaka miałabym być?

– Posiadasz jakieś nadprzyrodzone zdolności? – wyszeptał, pochylając się nad stołem.

– Skąd to panu przyszło do głowy? Czy my wyglądamy na nienormalnych?! – wtrąciłem, udając oburzenie.

– Nie. Po prostu pomyślałem, że mogła odziedziczyć coś po ojcu…

– Co takiego miałabym odziedziczyć?

– On potrafił… znikać. Widziałem też, jak pąki kwiatów rozkwitały w jego dłoniach. Pewnego razu dzikie zwierzęta oblazły cały dom. Przez osiem dni nie mógł się ich pozbyć. To było całkiem zabawne. Niestety nie mam dowodów w postaci zdjęć. Musicie uwierzyć mi na słowo. Policja zabierała mnie zawsze w najmniej odpowiednim momencie, bo ludzie zwykli oskarżać mnie o wścibstwo. Ja się pytam: czy za to idzie się siedzieć? Śmiech na sali! Przecież jako przykładny, troskliwy obywatel muszę wiedzieć, kto mieszka pośród nas. Wracając do tematu – Primus był wyjątkową istotą. Nie miałem tylko okazji sprawdzić jego siostry, bo za późno zacząłem się nią interesować.

– Stroi sobie pan z nas żarty?!

– To nie są żarty, chłopcze – żachnął się i zamknął notatnik. – To najprawdziwsza prawda.

– Wie pan, co się wydarzyło? Dlaczego ich dom jest w takim stanie? – Flora sprytnie zmieniła temat.

– Nie jestem pewien, co zrobili z chałupą, ale podobno uciekali w pośpiechu. Odjechali w nocy i słuch o nich zaginął. Dam głowę, że ktoś nieodpowiedni ich zdemaskował. Byli zmuszeni znaleźć kolejną kryjówkę.

Flora zamilkła.

– Czyli nie wiadomo, gdzie mogli się udać? – chciałem się upewnić.

– Nie wiem nic na pewno, ale ja na ich miejscu wybrałbym jakieś odosobnione miejsce. Takie jak mój dom. W takiej chacie nie rzucaliby się w oczy. A właśnie, dobrze, że sobie o tym przypomniałem. Skoro spotkałem córkę Primusa, muszę coś oddać. Znalazłem to zaledwie kilka dni temu. Leżało w chwastach na podwórzu. Zabrałem, bo wyglądało na cenne. Oczywiście nie zamierzałem tego sprzedawać. Chciałem mieć pamiątkę, ale to powinno być twoje – powiedział, po czym w pośpiechu wybiegł z pokoju.

– Myślisz, że mój ojciec może być taki jak ty, czy to tylko gadanie wariata? – szepnęła do mnie Flora.

– To całkiem prawdopodobne, że jest jednym z nas – odparłem. Czyli ten dziwny koleś wyręczył mnie i sam o wszystkim jej powiedział.

Teraz poczułem jeszcze silniejszy przymus. Musieliśmy go odnaleźć, nie tylko ze względu na Florę, ale również moją moc. Byłem wręcz przekonany, że będzie w stanie mi jakoś pomóc.

– Ciekawe, czy wie o moim istnieniu…

– Wkrótce się przekonamy.

Nieznajomy wbiegł z impetem do pokoju, trzymając w ręce drewnianą, rzeźbioną szkatułkę. Flora wzięła ją i postawiła przed sobą na stole, a następnie delikatnie uchyliła wieczko. W środku znajdował się złoty sygnet. Nic mi to nie mówiło. Przyjrzeliśmy się mu dokładnie – miał wytłoczony znak, odwróconą ósemka.

– Nieskończoność – szepnęła Flora i uśmiechnęła się pod nosem.

Jej proste włosy poskręcały się lekko od wilgoci, a policzki nabrały rumieńców. Jeśli się nie uda, znajdę dla ciebie odpowiedniego opiekuna – pomyślałem. Nie zawiodę cię. Nigdy nie zostaniesz Samobójcą. Z zamyślenia wyrwało mnie głośne chrząknięcie. Nasz świrnięty gospodarz dawał o sobie znać.

– Dziękuję. Nie wiem nawet, co powiedzieć… To wiele dla mnie znaczy.

– Cieszę się, że mogłem pomóc. Mam tylko jedną prośbę. Mógłbym może zrobić sobie z wami zdjęcie? Tak na pamiątkę.

Flora upierała się, więc przystałem na tę głupią propozycję.

– To dopiero coś! Osobisty kontakt z córką Primusa! To dla mnie prawdziwy zaszczyt – powiedział i skłonił nisko głowę. – O rany! Na śmierć zapomniałem. Wybaczcie, moje myśli zazwyczaj wędrują swoimi ścieżkami. Jestem Potus, ale możecie mówić mi Pot.

– Miło mi. Jestem Flora, a to Felis. Nie przypuszczałam, że uzyskam tak wiele informacji. Jeszcze raz dziękuję. Prosiłabym również o dyskrecję.

– Nikt się nie dowie, że tu byliście. Koniecznie daj znać, czy udało się go odnaleźć!

– Postaram się. Trzymaj za nas kciuki, Pot.

– Ma się rozumieć! Jednak z przykrością muszę przyznać, że jeśli Primus nie chce być odnaleziony, nie będzie to łatwe.

– Tak, zdajemy sobie z tego sprawę. Nigdy nie idziemy na łatwiznę – odpowiedziała i ponownie obdarzyła go promiennym uśmiechem.

Tyle życzliwości oraz ufności, że aż trudno było uwierzyć. Przez te kilka miesięcy zmieniła się nie do poznania.

Nie mieliśmy żadnego punktu zaczepienia, więc postanowiliśmy wrócić na jakiś czas do Sasso. Czekało mnie tam ważne spotkanie z Amatem. Chciałem przedstawić mu mój nowy plan.Felis

Myślałem, że Amat nigdy nie skończy z testami, pomiarami i skrywanym strachem. Przerażenie odbijało się w jego oczach. Przede mną udawał, że ma wszystko pod kontrolą, ale niestety tak nie było. Jego nerwowe gesty, drżenie rąk, rozbiegane spojrzenie i cienie pod oczami mówiły same za siebie. Nie chciałem, żeby przez moje problemy zamienił się w kompletnego paranoika.

– Chcę znać prawdę. Nie jestem dzieckiem – powiedziałem, wyrywając z jego dłoni długopis, którym bez przerwy stukał o blat biurka.

– Dobrze. Już mówię. Prawda jest taka, że nie potrafię poprawnie zinterpretować wyników. Brak nam jakiegokolwiek punktu odniesienia. Nigdy nie spotkałem się z przypadkiem takim jak twój i obawiam się, że ilość mocy nie jest wystarczająca, żebyś… żebyś… – zamilkł i zwiesił głowę.

– Żebym co?

– Żebyś był z nami kilka miesięcy – dokończył, a ja opadłem na krzesło kompletnie zszokowany.

– Ile czasu mi zostało?

– Nie mam pojęcia. Bazując na standardowych wyliczeniach wychodzi czterdzieści, może pięćdziesiąt dni.

– Tylko tyle… – wydusiłem z siebie, choć nie chciałem wypowiadać tego na głos. Amat milczał.

Trzeba było porzucić plany odnalezienia Primusa. Nie chciałem ostatnich dni spędzać w taki sposób. Zabiorę Florę w jakieś miłe miejsce – pomyślałem, kiedy do pokoju weszła matka.

– Jesteś – szepnęła przez łzy i przytuliła mnie mocno.

– Już dobrze, mamo.

– Jak możesz tak mówić! Nic nie jest dobrze. Zrobiłam wszystko, ale moc nie może się tak po prostu rozrosnąć. Nie po takiej stracie – szepnęła i zaczęła płakać.

– Tak najwyraźniej miało być. Zdążyłem przyzwyczaić się do tej myśli.

Ku mojemu zdziwieniu dołączył do nas ojciec. Wyglądał tak, jakby od tygodnia nie zmrużył oka.

– To nie wszystko – odrzekł, wyciągając w moją stronę białą kopertę.

Nie było nadawcy, ale pieczątka przedstawiała znak Przewodników. Okrąg ze zdobionymi literami F, A, P oraz I. Oznaczały umiejętności Niezmiennych: Firmitas, Adfectus, Protectio i Incubo. Czyli to koniec – pomyślałem, otwierając kopertę. Chcieli wymierzyć karę za złamanie zasad.

Matka zasłoniła usta dłonią. Ojciec objął ją i w skupieniu przyglądał się, jak otwieram list. Odczytałem cztery linijki tekstu.

– Wzywają mnie do stolicy – wyjaśniłem, ale wszyscy zapewne już wiedzieli, że to powiem.

– Nie pojedziesz – powiedziała matka.

– Musi tam się stawić – wtrącił Amat. – Jeśli tego nie zrobi, sami się tu pofatygują. Uwierzcie, że to byłoby jeszcze gorszym rozwiązaniem.

– Amat, on stamtąd nie wróci, przecież wiesz – szlochała, kręcąc głową. – Nie pozwolę, żeby wyjechał!

– Galla, myśl logicznie. Nie wiemy, jakie mają zamiary. Ba! Nie znamy nawet przyczyny tego wezwania. Może wszyscy się mylimy – szepnął pocieszająco ojciec.

– Nie wygaduj głupstw! Po co mieliby rozmawiać z uczniem?

– Wiecie, że też tu jestem? – zapytałem poirytowany. – W tej sytuacji to ja powinienem podjąć decyzję. Mam zamiar spotkać się z nimi.

Jeśli to naprawdę miał być koniec, musiałem dowiedzieć się, czy kontrolują moc? Czy boją się Niezmiennych, tak jak przypuszczałem?

Koniec wersji demonstracyjnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: