- promocja
Nawet jeśli wszystko się skończy - ebook
Nawet jeśli wszystko się skończy - ebook
Ludzkie dramaty w obliczu katastrofy klimatycznej. Wciągający i poruszający ekothriller!
W książce staram się zadawać pytania o los człowieka w świecie, który gwałtownie traci równowagę. Jak się zachowasz, gdy kryzys zapuka do twoich drzwi? Jaka jest twoja odpowiedzialność? Wobec przyszłych pokoleń? Wobec społeczeństwa? Twojej rodziny? Siebie samego? Siebie samej?
Nawet jeśli wszystko się skończy skupia się w istocie wokół wielkiego dylematu kryzysu klimatycznego: ludzie mają tylko jedną planetę, ale każdy człowiek ma tylko jedno życie. Co chcesz z nim zrobić? — Jens Lilestrand
Kolejne ciepłe lato, kolejna historyczna fala upałów. Jednak tym razem życie Didrika i jego rodziny radykalnie się zmienia. Rozległe obszary północnej Szwecji ogarniają pożary, miasta i wsie są ewakuowane, rodziny gubią się w chaosie, jaki powstaje, a planowana podróż do Tajlandii staje się płonnym marzeniem.
Kategoria: | Sensacja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8230-520-3 |
Rozmiar pliku: | 1 000 B |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PIERWSZY DZIEŃ RESZTY TWOJEGO ŻYCIA
Kiedy ostatni raz czułem się szczęśliwy, byliśmy na zakupach. Wreszcie zniesiono ograniczenia, pojechaliśmy więc z dziećmi samochodem do centrum handlowego przy rondzie Ikei: salon z elektroniką, inny ze sprzętem AGD, duży supermarket i w końcu sklep, który ona znalazła, ostatni fizyczny z takimi rzeczami, od kiedy wszystko przeniosło się do sieci. Chcieliśmy być na miejscu, znaleźć się w konkretnej przestrzeni, ulec odurzeniu tęsknotą za naszym dzieckiem.
Carola stała w części z wózkami. Jej twarz była pozbawiona wyrazu z poczucia wyobcowania, jak u kogoś, kto wstąpił do świątyni religii, którą wprawdzie zna, ale do której nigdy nie należał, kołysała się ciężko, podczas gdy dzieci mające niedługo zyskać rodzeństwo kręciły się między regałami. Były na nich misie i kocyki w kolorze pastelowego błękitu oraz flamingowego różu, przewijaki, kołyski i łóżeczka, smoczki, olejki i butelki, były laktatory, biustonosze, bluzki i fotele do karmienia, były też drewniane zabawki edukacyjne, elektroniczne nadajniki i odbiorniki, dzięki którym można usłyszeć, czy dziecko się obudziło, albo obserwować je podczas snu i odczytywać temperaturę, a także zawartość dwutlenku węgla w powietrzu wokół niego.
Dzieciaki nagle się zatrzymały pośrodku sklepu. _Nie_, powiedziały. _Tylko spójrzcie!_ Wskazywały na rzędy słodkich śpioszków i czapeczek, i niepojęcie malutkich skarpetek, w tych małych ubrankach była jakaś kruchość, niemal nie do zniesienia, dzieciaki gładziły materiały, wtykały w nie nosy i wąchały, jakby one były tym maluchem, jakby ich siostra była już z nami, a my spojrzeliśmy wtedy na siebie ponad półkami i się uśmiechnęliśmy, bo dobrze zrobiliśmy, przyjeżdżając do tej szalonej świątyni komercji i zabierając do niej dzieci, żeby zrozumiały, żeby na własne oczy zobaczyły i opuszkami własnych palców poczuły flanelowo-delikatny wiatr, który wkrótce przetoczy się przez nasze życie i zmieni je na zawsze, i nagle usłyszałem, jak mówię _bierzcie, co się wam podoba_.
Moja rodzina popatrzyła na mnie zdezorientowana, ponieważ właściwie mieliśmy jedynie obejrzeć wózki, tak dla porównania, zanim kupimy używany, zawsze kupowaliśmy z drugiej ręki, Carola wspomniała coś o naszym śladzie węglowym, o kuzynce, której córka właśnie wyrosła ze swoich rzeczy, ale ja powiedziałem _proszę, tylko ten jeden raz, bardzo was proszę, weźcie, co chcecie_.
Stała w miejscu i patrzyła bezradnie, jak dzieci z pałającymi oczami i wydając pełne zachwytu okrzyki, biorą całe naręcze kocyków i chust do noszenia noworodka, wzięły też dużą matę edukacyjną z szaroniebieskiego kaszmiru, aż w końcu również sama Carola zaczęła się rozglądać i spytała kobietę przy kasie o pieluchy z tetry, materiały organiczne, odzież przyjazną dla środowiska i z certyfikatem Fair Trade. Chciała też wiedzieć, czy są wanienki _odrobinę_ mniej plastikowe i skąd pochodzi bawełna na śliczną poduszkę w kropki, a wszystko, co wybrała, było dwa razy droższe niż reszta. W końcu się roześmiałem i przyprowadziłem duży wózek, a gdy ona stała odwrócona do mnie plecami, wyjąłem telefon i przelałem więcej pieniędzy.
Kiedy kosze były pełne po brzegi, a upojenie wszystkim, co przeurocze i słodkie, przerodziło się w nudne i tępe zadowolenie, ja i ona wróciliśmy do części z wózkami. Teraz nie było już żadnej alternatywy dla francuskiego modelu klasy lux, którego opracowywane przez pięć lat podwozie okazało się najlepsze w testach. Wybraliśmy tkaninę na gondolę, budkę i osłonę przed deszczem, wybraliśmy uchwyt na komórkę, uchwyt na kubek, uchwyt na torbę, wybraliśmy wszelkie dostępne akcesoria.
Kasjerka podliczyła wszystko i w jakiś niepojęty sposób zdołała znaleźć eteryczne słowa, aby przekazać nam informację, że możemy zwrócić wózek i odzyskać pieniądze, _gdyby coś się stało_. Mimo jej beztroskiego i pogodnego tonu, _wystarczy nam tylko drobne zaświadczenie_, wszystko jakby się zatrzymało i oczami wyobraźni zobaczyliśmy krew w sedesie, karetkę pędzącą na sygnale, trumienkę, zmęczonego starego ginekologa, który czyści sobie okulary i wypisuje _drobne zaświadczenie_, żebyśmy mogli przyjechać tu z powrotem i w tej groteskowej świątyni handlu oddać wózek z piękną designerską tkaniną oraz skórzanymi detalami w kolorze koniaku na rączkach, a w powstałej pustce usłyszałem jeszcze, jak dodała szeptem, że _w takim przypadku musi to zrobić mama_.
Ale również ten niepokój się ulotnił, także ta chwila minęła, i pozostała tylko suma, cyfry na kasowym monitorze, kwota nieznacznie wyższa od ceny mojego pierwszego samochodu.
– Czy rozłożyć płatność na raty? – spytała kobieta z promiennym i zachęcającym uśmiechem, ja zaś rozejrzałem się po sklepie i dopiero teraz dostrzegłem innych ojców, zestresowanego fana piłki nożnej w koszulce kibica, imigranta w wymiętym garniturze, starszego pana w skórzanej kurtce i sklejonych taśmą okularach, i zrozumiałem, że to tak działa, ludzie muszą się zapożyczać na takie rzeczy, muszą spłacać szybkie esemesowe pożyczki, procenty, odsetki, prowizje, kary za opóźnienie, tkwią na swoich małych przedmieściach i z każdą miesięczną pensją spłacają owe pluszaki, kocyki i wózki, i poczułem, jak rośnie we mnie duma.
– Nie, nie – odpowiedziałem, podając kartę. – Płacimy za wszystko od razu.
Carola stała blisko mnie, przyłożyła mi rękę do czoła, jakbym miał gorączkę, i bąknęła, że moglibyśmy sprawdzić jeszcze gdzie indziej, prawdopodobnie w internecie uda się znaleźć prawie nowy wózek, ale jedyne, co czułem i słyszałem w tym momencie, to jej dłonie w moich włosach, jej palce na mojej szyi i _czy jest okej, czy jesteś pewien, że to w porządku,_ dotknęła mnie, w końcu mnie dotknęła, nie pamiętałem, kiedy ostatnio mnie dotykała, _spokojnie, kochanie_, _dam radę_, patrzyła na mnie, takiego, jakim byłem w jej oczach w tamtej chwili, kiedy wszystko zostało wybaczone, kiedy wszystko było idealne i tak cholernie zasłużone.