Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Nawiedzony dom - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
5 września 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nawiedzony dom - ebook

Matt, urodzony sceptyk, nie znosi opowieści o duchach, a to właśnie o jego domu mówią, że jest nawiedzany. Rzeczywiście, w Melody House ostatnio miało miejsce wiele dziwnych wydarzeń, toteż Matt postanawia sprawdzić, kto za tym stoi. Do jego domu przybywa wysłanniczka firmy badającej zjawiska paranormalne. Matt nie wierzy w nadzwyczajne uzdolnienia Darcy, podejrzewa ją o nieuczciwość lub szaleństwo. Złości go, że ta "nawiedzona" dziewczyna coraz bardziej mu się podoba, a jej mroczne proroctwa okazują się zadziwiająco trafne. Czy to jakiś spisek? A jeśli naprawdę istnieje więź między światem żywych i umarłych?

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-238-9642-5
Rozmiar pliku: 744 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Przed wielu laty

Darcy Tremayne w najśmielszych snach nie przypuszczała, że ten wieczór, a raczej noc będzie jedną z najważniejszych w jej życiu; zarazem cudowna, pełna niezapomnianych wrażeń, ale i straszna, będąca początkiem koszmaru, który już nigdy nie miał jej opuścić.

Bal maturalny... to powinno być wspaniałe i warte wspominania wydarzenie. Szczerze mówiąc, nawet już nie pamiętała, od czego właściwie to wszystko się zaczęło. Potem, gdy starała się sobie jeszcze raz przypomnieć kolejne sceny, była przekonana, że od kłótni z Hunterem. Naprawdę nie pamiętała już, o co im właściwie poszło, ale wiedziała na pewno, że zachował się wyjątkowo niestosownie i okazał się zwyczajnym głupkiem. Najbardziej wkurzył ją jego upór, i to w takim dniu, jakby nie mógł zostawić sobie podobnych utarczek na kiedy indziej. W końcu bal maturalny zdarza się tylko jeden jedyny raz w życiu! Pamiętała doskonale wyraz twarzy Huntera, jego wszystkie miny, bo pamięć ochoczo podsuwała jej niezwykle barwne i żywe obrazy. Jeszcze dzisiaj na myśl o tym odczuwała złość. Hunter powiedział, że jeśli go nie przeprosi, przestanie się do niej odzywać. Kazał jej dokładnie przeanalizować wszystkie wady charakteru, a przede wszystkim dziwaczną niechęć przyznawania się do błędów. Może i trochę na wyrost odparła mu na to, że może się do niej nie odzywać nie tylko teraz, ale i do końca życia, jeśli tak mu wygodniej. Nie miała zamiaru go przeprosić, bo niby z jakiego powodu? No cóż, zwyczajnie nie czuła się winna, a co za tym idzie, uznała jego żądania za pozbawione sensu. W końcu to on zachował się jak prostak, więc czemu miałaby żebrać o przebaczenie? To on publicznie, na oczach całej szkoły pocałował prosto w usta tę bezczelną lafiryndę, z którą ostatnio coraz lepiej się dogadywał. Nie chodziło o żaden niewinny, przyjacielski gest, lecz o żarliwą i namiętną pieszczotę. Doprawdy zapracował sobie na żałosne miano gwiazdy Hollywood, o czym zresztą od dawna marzył. Oczywiście liczyła na to, że zadzwoni do niej i poprosi o wybaczenie, lecz nie doczekała się żadnego ruchu z jego strony. Za to już wkrótce poinformował ją, raczej dość chłodnym tonem, że to nie z nią pójdzie na bal, ale z tą wstrętną, podstępną Cindy Lee. Wiadomość spadła na nią jak grom z jasnego nieba, tego było już za wiele! Jak mógł jej coś podobnego zrobić? A przecież jeszcze niedawno zapewniał, jak bardzo jest dla niego ważna, jak wiele dla niego znaczy. Załamała się, a nawet wpadła w depresję. Nie miała najmniejszej ochoty z nikim rozmawiać na ten temat ani z nikim się widzieć. Unikała nawet dobrych znajomych, nie chcąc, by traktowali ją jak ofiarę losu. Wiedziała, że trudno byłoby jej to znieść. Bezpośrednio po tej obrzydliwej rozmowie z Hunterem pozwoliła sobie za to na niekontrolowany wybuch rozpaczy, w nocy zaś nie zmrużyła oka nawet na sekundę, a potem zadręczała się jeszcze przez cały dzień. O co mu chodziło, przecież tak cudownie było im ze sobą i takie mieli wspaniałe plany! No tak, może i wspaniałe, ale bynajmniej nie wspólne. Zaraz po maturze Hunter miał wyjechać do Kalifornii, by spróbować swoich sił w Hollywood, a ona do Nowego Jorku na studia, gdzie udało jej się uzyskać świetne stypendium. Wtedy, to znaczy gdy się o tym dowiedziała, wiadomość ta wprawiła ją w prawdziwą euforię, ale potem... Potem nagle przestało jej na tym zależeć. Na piekielną chandrę nie pomagał nawet argument, że wkrótce i tak od ukochanego dzieliłyby ją tysiące kilometrów, ani to, że od jakiegoś czasu Hunter oglądał się za innymi dziewczynami. Nie pomagało nic, bo przecież była w nim zakochana już od dziewiątej klasy i nie potrafiła wyobrazić sobie życia bez niego. Czy to takie dziwne? Za nic nie chciała się z nim rozstawać, nie chciała i już! Choć może krótka rozłąka dobrze by im zrobiła, może gdy zabraknie jej u jego boku, Hunter uświadomi sobie, jak wiele dla siebie znaczą. Tyle pięknych wspólnych lat, tyle szczęścia i co? Tak po prostu miało się wszystko skończyć?

W końcu jednak zadzwonił do niej i nawet ją przeprosił. Łgał i kręcił, próbując tłumaczyć, że nie ma wyjścia, że się głupio wpakował i teraz już musi pójść na ten bal z Cindy. Niewiele z tego zrozumiała, bo niby dlaczego nie mógł się wykręcić? Wzięli ślub czy co? A może tamta spodziewała się z nim dziecka? Przecież to ona była jego dziewczyną, ona, Darcy, a nie jakaś durna Cindy. Przeprosiny jednak przyjęła, jakżeby inaczej, przecież tak długo na nie czekała. Ostatecznie udało jej się przełamać nerwowe załamanie, postanowiła, że nie wpadnie w rozpacz, lecz zaprosi na bal swojego najlepszego przyjaciela – Josha. Właściwie to jej mama wpadła na ten pomysł, widząc rozpacz córki. I choć Darcy nie do końca miała na to ochotę, bo Josh był strasznym odludkiem, to jednak za nic w świecie nie chciała iść na bal bez osoby towarzyszącej. Zrobię na złość Hunterowi, niech ten baran zobaczy, że nie jestem taka ostatnia, pomyślała ze złością. Przecież Josh to prawdziwy geniusz, pocieszała się nieporadnie. Jeśli chodzi o komputery, matematykę i w ogóle nauki ścisłe, w całej szkole nie miał sobie równych. Co z tego, że jest chorobliwie nieśmiały i trochę niezręczny. Gdy zaproponowała mu wspólne wyjście na bal, nie ukrywał radości. Wiedziała, że czuje się przy niej całkowicie swobodnie, bo od dziecka byli sąsiadami, znali się niemal od kołyski. Oboje mieszkali poza miastem, właściwie już na wsi, i choć obracali się w zupełnie innych kręgach, to jednak jej znajomi, chociaż z niejakim trudem, w końcu zaakceptowali Josha. Dołożyła zresztą wszelkich starań, aby tak się stało, bo było to dla niej naprawdę bardzo ważne. Uważała się bowiem za jego prawdziwą przyjaciółkę. Zresztą, co tu dużo mówić, gdyby nie on, spotkałoby ją jeszcze więcej przykrości. Pewnego razu powiedział jej ot tak, od niechcenia: „Idź dziś z Hunterem na lody i pod żadnym pozorem nie zostawiaj go zbyt długo samego”. Posłuchała tej rady i bardzo dobrze zrobiła, bo ta podstępna Cindy ponownie próbowała zagiąć parol na Huntera i flirtowała z nim jak oszalała. Josh często doradzał ludziom i czasem można było odnieść wrażenie, że ma dar jasnowidzenia. Kiedyś na przykład nalegał, by ojciec Darcy nie wsiadał do samochodu, no a potem okazało się, że hamulce były niesprawne. Tak więc Josha od dziecka otaczała dziwna, trochę niesamowita aura, i z tego względu wielu ludzi wystrzegało się jego towarzystwa. Tak jakby nie chcieli usłyszeć, co ich czeka. Nie wiadomo, skąd Josh wiedział o niektórych rzeczach. Na przykład o tym, że pani Shuhmacher, która mieszkała na tej samej ulicy co oni, jest chora na raka i niedługo umrze. Albo na przykład, co zadziwiło całą okolicę, że Brad Taylor złamie nogę podczas meczu piłki nożnej. Co poniektórzy mówili nawet, że Josh to wariat i powinien się leczyć. Jednak Darcy znała go zbyt dobrze, by tak sądzić. Wiedziała też, że gdy weźmie go ze sobą na zabawę, wszyscy to jakoś zaakceptują i nie będą mu dokuczać. Może i gadali coś na ich temat za jej plecami, ale nic jej to nie obchodziło. Po scenie, jaką ostatnio urządziła w szkole i tak wygadywali o niej niestworzone rzeczy. O Huntera nie dbała, zbyt boleśnie ją zranił, toteż nie miała zamiaru przejmować się jego reakcją. Na szczęście wkrótce skończą szkołę i to, co dzisiaj wydaje się dramatem, już za kilka dni zamieni się w niezbyt przyjemne wspomnienie.

Wracając zaś do Josha, choć ucieszył się z zaproszenia Darcy i cenił sobie jej przyjaźń, nie krył też dręczących go wątpliwości, a niektóre pomysły przyjaciółki traktował bardzo sceptycznie.

– Darcy, wyglądam przecież jak jakaś łamaga albo przebieraniec! – protestował zwykle, gdy prosiła go, by włożył coś bardziej młodzieżowego. – To bez sensu! Zobacz tylko, jak ja w tym wyglądam!

Ale ona tylko się śmiała i zapewniała go ze wszystkich sił, że świetnie się prezentuje.

– Przestań marudzić, Josh, jesteś naprawdę przystojnym facetem, wysokim, szczupłym i masz śliczne niebieskie oczy. Jeżeli chcesz, to pójdę z tobą do sklepu i kupimy ci inne ciuchy. A jeżeli zupełnie nie masz ochoty na ten bal, to możemy po prostu posiedzieć razem w domu i pogadać albo pooglądać coś w telewizji, albo pójść do kina... pod warunkiem – spojrzała na niego pytająco – że masz ochotę spędzić ten wieczór w moim towarzystwie.

– Chętnie spędzę wieczór w twoim towarzystwie, dobrze o tym wiesz, ale to wcale nie znaczy, że musisz iść ze mną na bal. Co najmniej połowa szkoły tylko czeka na twoje zaproszenie...

– Wątpię bardzo, a zresztą nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Jeśli nie masz ochoty pójść, to i ja nie pójdę. Koniec, kropka.

– No, dobra – uśmiechnął się pod nosem Josh – skoro chcesz koniecznie iść na ten bal z klasowym maniakiem komputerowym, proszę bardzo, nie będę cię już dłużej przekonywał. W końcu wiesz, co robisz...

Darcy była bardzo zadowolona z takiego obrotu sprawy, zwłaszcza że kupili Joshowi całkiem niezłe ciuchy, dzięki którym zmienił się nie do poznania. I choć na co dzień ubierał się raczej niezbyt efektownie, teraz zaskoczył ją swoim nie najgorszym gustem. To było miłe popołudnie, wędrowali ulicami, trzymając się za ręce, oglądali wystawy sklepowe, a gdy coś wpadło im w oko, zaglądali do środka. Odwiedzili też przy okazji kilku znajomych Darcy. Wręcz nieopisaną radość sprawiały jej spojrzenia, jakimi wszyscy obrzucali Josha po jego ewidentnej metamorfozie. Trochę odpoczęli, a potem znowu ruszyli na obchód sklepów, tym razem w poszukiwaniu sukienki dla Darcy. Okazało się, że w sklepie, w którym przymierzała balowe kreacje, pracuje kolega Josha, który zaproponował jej spory rabat. Długo się zastanawiała, lecz w końcu, po długich i męczących rozterkach, wybrała odpowiednią kreację. Dopiero gdy trochę się uspokoiła po emocjach związanych z wyborem sukni, skojarzyła, że pracujący w sklepie kolega Josha to Riley O’Hare, który też chodzi do ich liceum. Przeprosiła, że go nie poznała i gdy opuścili już sklep, długo jeszcze rozwodziła się nad tym, jak mogła być aż tak mało spostrzegawcza i nietaktowna.

– Ależ skąd, wcale nie jesteś nietaktowna. Masz wielu przyjaciół, łatwo nawiązujesz kontakty, nie zadzierasz nosa. Dobrze wiesz, że cię kocham, i choć to bardzo wyświechtane słowo, oddaje istotę moich uczuć. Jesteś wyjątkową dziewczyną, naprawdę, nigdy nie powinnaś o tym zapominać. – Josh wyglądał teraz na bardzo zakłopotanego. Szybko więc zmienił temat. – No, ale musimy kupić także coś dla mnie, bo przecież w tych sportowych ciuchach, choć są świetne, nie pójdę na bal. Nie chciałbym przynieść ci wstydu.

Wkrótce przeglądał się w lustrze, podziwiając sam siebie.

– Wyglądam jak współczesny Mozart – powiedział w końcu z zadowoleniem.

Najwyraźniej wreszcie zaczął się sobie choć trochę podobać.

Właśnie mieli zamiar wyjść ze sklepu, gdy nagle z całym impetem ktoś otworzył drzwi. Josh, obładowany torbami, zachwiał się i przewrócił na podłogę.

– Co, łamago, nie potrafisz chodzić jak człowiek? – usłyszeli po chwili.

To był Mike Van Dam, silny, dobrze zbudowany chłopak, który stał teraz nad Joshem z wyciągniętą ręką. Zmieszany Josh przyjął pomoc, lecz wtedy Mike rozluźnił uścisk i Josh ponownie upadł na ziemię.

– Zwariowałeś? Co ci odbiło, Mike? – wkurzyła się Darcy.

– To ty do reszty zwariowałaś! – Chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie. – Nie powiesz mi, że zamierzasz zabrać tę kupkę nieszczęścia, pośmiewisko całej szkoły na bal!?

Darcy wyrwała dłoń z jego uścisku.

– Ale z ciebie idiota! Do końca życia będziesz tkwił w tym szkolnym piekiełku, pośród swoich przygłupich kolesi! A tymczasem kariera piłkarza nie trwa zbyt długo, w dodatku zdarzają się poważne kontuzje. I co wtedy? Wylądujesz na sofie przed telewizorem z toną chipsów i piwem, bo żeby robić coś lepszego, trzeba mieć choćby szczątkowy mózg – syknęła, zła jak osa. Nawet nie podejrzewała siebie, że stać ją na coś podobnego. – A tymczasem Josh będzie się wspinał po szczeblach zawodowej kariery. – Dobrze wiedziała, że trafiła w czuły punkt Mike’a, ale sam był sobie winien. Zachował się jak ostatni prostak.

W tym czasie Josh podniósł się z ziemi i pozbierał siatki z zakupami.

– Już jesteś martwy – wycedził Mike przez zęby i spojrzał na niego nienawistnym wzrokiem.

Jednak ku zdziwieniu Darcy Josh nie wyglądał na zbytnio przejętego tymi pogróżkami, a nawet uśmiechnął się pod nosem.

– Może i tak, ale ty też jesteś martwy – powiedział półgębkiem, na co Darcy rzuciła mu ponaglające spojrzenie i lekko popchnęła go w stronę drzwi.

– Chodźmy już, chodźmy stąd... – szepnęła.

– Jeszcze ci pokażę, cholerny głupolu, gdzie raki zimują! – odgrażał się rozzłoszczony Mike.

Więcej nie usłyszeli, bo drzwi sklepu zamknęły się za nimi, a Mike został w środku.

Gdy wsiadali do samochodu, Darcy zapytała zdziwiona:

– O co w tym wszystkim chodzi? Czyżbyś znów miał jakieś przeczucia?

– Nie, dlaczego? Skąd ci to przyszło do głowy? – zaśmiał się Josh.

Josh, którego znała przecież od wielu lat, wydał się jej nagle jakiś tajemniczy. Dopiero teraz do niej dotarło, że praktycznie prawie nic nie wiedziała o jego rodzinie. Matka Josha nie żyła już od dawna, a ojca, który zawodowo związany był z jakąś dużą firmą, niemalże nigdy nie było w domu. W sąsiedztwie uchodził za sympatycznego i trochę staroświeckiego człowieka. Darcy niewiele wiedziała o jego statusie zawodowym i dochodach. Dopiero gdy nadszedł dzień balu i Josh podjechał po nią nowiusieńkim sportowym volvo, które dostał w prezencie od ojca, zrozumiała, że to bardzo zamożny człowiek. No a ten bukiet kwiatów, którym obdarował ją Josh! Czegoś tak cudownego nie widziała nigdy z życiu. Jeszcze bardziej zaskoczyło ją to, że Josh okazał się wyśmienitym tancerzem. Jej znajomi byli równie zaszokowani, lecz musiała przyznać, że wykazali się tego wieczoru dużym taktem. Za to Hunter zachował się beznadziejne, czego się zresztą po nim spodziewała. Nie podszedł do niej ani razu i ani razu z nią nie zatańczył, właściwie przez cały wieczór jej unikał. Widziała jednak wyraźnie, że gdy wygrała z Joshem konkurs tańca, omal nie eksplodował ze złości.

– Dziękuję, Josh, naprawdę nie miałam pojęcia, że tak wspaniale tańczysz! – powiedziała z szerokim uśmiechem.

– Nie żartuj, Darcy, to ja tobie dziękuję! Byłaś wprost cudowna!

– Ale w sumie nie chodzi tylko o taniec... Dzięki tobie zdałam sobie właśnie sprawę, że moje życie nie kończy się na Hunterze, że...

– Tak, właśnie! – Josh chwycił ją niespodziewanie za ręce i przyciągnął nerwowo do siebie. – Nigdy o tym nie zapominaj, że tam, na zewnątrz jest świat, który należy do ciebie. Do ciebie, Darcy! – powiedział z ogniem. – Jesteś jedną z tych niewielu osób, które czynią wszystko wokół lepszym i piękniejszym. To bardzo cenny dar. Nie wolno ci się nigdy poddać! Rozumiesz?

– Josh, trochę mnie przerażasz... O co chodzi?

– Och, przepraszam cię, Darcy, naprawdę nie chciałem... – Rozluźnił uścisk dłoni i prędko zmienił temat. – Słyszysz, grają charlestona, zatańczysz?

– Jasne!

Dziwne zachowanie Josha trochę ją zdenerwowało, ale już po chwili zapomniała się w tańcu, a po kilku kolejnych drinkach poczuła się wspaniale. Zresztą wszyscy byli już nieźle wstawieni i nawet obawiała się o chłopców, którzy przyjechali na bal samochodami. Ale nie zamierzała się tym zbytnio przejmować, najważniejsze było to, że świetnie się bawiła, choć zaledwie kilka dni wcześniej rozstała się z Hunterem.

Gdy poczuła zmęczenie, było już bardzo późno. Na tę noc, jak zresztą wiele osób, wynajęła w pobliskim hotelu pokój. Josh nie odstępował jej oczywiście ani na krok, co więcej wpadł na pomysł, by na zakończenie tak udanego wieczoru obejrzeć jakiś film, a potem na przykład wschód słońca. Zgodziła się natychmiast, zwłaszcza że Josh prawie nic nie wypił.

– Mogę przejrzeć kompakty? – zapytała, gdy ruszyli z miejsca.

– Oczywiście, co za pytanie? – odparł Josh i nieco nerwowo obejrzał się za siebie, bo zdawało mu się, że coś stuknęło w zderzak auta.

– Co to? – zdziwiła się Darcy i spojrzała na Josha.

Nie zdążył jednak odpowiedzieć, bo w tym momencie znowu rozległ się ten dziwny, metaliczny dźwięk i za chwilę obok nich pojawił się drugi wóz. Za kierownicą siedział Mike i z nonszalancją nastolatka popijał piwo. Po chwili odkręcił okno i pokazał jej na migi, by zrobiła to samo.

– Dupek – syknęła przez zęby Darcy.

Josh zdawał się być nieporuszony tym zajściem, nawet nie spojrzał w kierunku Mike’a, choć musiał go zauważyć.

– Nie przejmuj się nim – powiedziała cicho, jakby chciała dodać otuchy nie tylko jemu, ale również sobie.

Lecz Mike nie dawał za wygraną. Ku jej przerażeniu zbliżył się do nich na tyle, że niemal porysował karoserię ich wozu. Darcy krzyknęła, gdy rzuciło ją na Josha, który ze wszystkich sił próbował zapanować nad kierownicą.

– Przepraszam – jęknęła, lecz dobry nastrój prysł jak bańka mydlana. Wiedziała, że Mike’owi czasem odbija, ale nie spodziewała się, że jest aż tak nieodpowiedzialny i głupi.

Rozwścieczona spojrzała na niego wzrokiem bazyliszka, jednak nie wywarło to na nim najmniejszego wrażenia, nadal jechał dosłownie tuż obok nich. Okoliczne drogi były naprawdę koszmarne – źle oświetlone, pełne wybojów i kompletnie opustoszałe. Znikąd pomocy, pomyślała Darcy, coraz bardziej wystraszona. Raz jeszcze zerknęła w stronę prześladowcy i dopiero wtedy dostrzegła, że obok niego siedzi Hunter. Na twarzy Mike’a malował się sarkastyczny, wyjątkowo paskudny uśmieszek. Zdenerwowała się nie na żarty, bo nagle nabrała pewności, że tych dwóch chce ich skrzywdzić. Odkręciła okno i krzyknęła:

– Czego chcecie? Przestańcie się wygłupiać! – Ogłuszający pęd powietrza porywał jej słowa; obawiała się, że jej nie usłyszeli. – Hunter! – krzyknęła więc z całych sił – powiedz mu, żeby przestał, powstrzymaj go jakoś!

Hunter spojrzał w jej kierunku. Oczy miał wystraszone, a twarz białą jak kreda.

– Przecież próbuję! – odkrzyknął.

W tym momencie Mike znowu uderzył w bok ich samochodu.

– Josh, zatrzymaj się, po prostu się zatrzymaj – powiedziała szybko. – Hunter nie ma z tym nic wspólnego, stanie po naszej stronie. Mike sam sobie z nami nie poradzi...

Kątem oka zauważyła, że wóz Mike’a niebezpiecznie podskakuje na wybojach. Hunter próbował odbić w bok kierownicę, lecz Mike nie dawał za wygraną. Po krótkiej szamotaninie z całym impetem uderzyli w volvo, zaraz potem odrzuciło ich na bok, zrobili chyba ze dwa koziołki i wylądowali na dachu tuż przed maską volvo. Josh nie zdążył zahamować i wjechali prosto na przewrócony samochód Mike’a. Darcy poczuła przez moment, jak żołądek podjeżdża jej do gardła, potem otworzyła się poduszka powietrzna, uderzając ją w pierś. Na moment czas przyspieszył, w następnej sekundzie Darcy zobaczyła tysiące gwiazd, które wkrótce, jedna po drugiej, zaczęły gasnąć. Jeszcze później pogrążyła się w absolutnej ciemności.

– Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz...

Słowa wypowiadane przez księdza zabrzmiały w jej uszach dziwnie głucho. Musiała przyjść na pogrzeb Josha, choć sama jeszcze czuła się fatalnie. Wciąż jeszcze miała silne zawroty głowy i mdłości. Podobno gdyby jechali gorszym samochodem, Darcy też pożegnałaby się z życiem. Pogrzeb Mike’a miał się odbyć za dwa dni, zaś Hunter, choć poturbowany, przeżył jakimś cudem, a teraz stał nieopodal grobu i płakał jak dziecko. Wbrew oczekiwaniom na pogrzebie pojawiło się bardzo dużo ludzi, prawie cała szkoła, jakby dopiero teraz wszyscy przejrzeli na oczy i zrozumieli, że Josh był wyjątkowo porządnym i dobrym człowiekiem. Wielu przybyłych zrozumiało, że młodość nie oznacza jeszcze nieśmiertelności. Życie jest bardzo wątłe, a śmierć zjawia się nieproszona i zazwyczaj całkiem niespodziewanie. Dla wielu to tragiczne zdarzenie było prawdziwym szokiem, bo przecież Mike nie chciał nikogo zabić, zamierzał tylko trochę podokuczać nielubianemu koledze. Ojciec Josha, zasępiony, przygarbiony człowiek, czule pocałował trumnę i położył na niej kwiaty. W oczach miał łzy i ból; ból ojca, który stracił syna.

Gdy przebrzmiały ostatnie słowa księdza, pan Harrison podszedł do Darcy i ujął ją za dłoń. Na jego twarzy malowała się rozpacz, lecz uśmiechnął się do Darcy, jakby chciał jej za coś podziękować. Dostrzegła w jego spojrzeniu wdzięczność i bardzo ją to zmieszało. Przecież nigdy nie zrobiła nic dla tego człowieka, nigdy mu w żaden sposób nie pomogła... Ten uścisk dłoni połączył ich w bólu po stracie bliskiej osoby i stali tak przez dłuższą chwilę, zapatrzeni w trumnę, która zniknęła już w otchłani wykopanego grobu. Dzień był, jakby na przekór sytuacji, wyjątkowo piękny. Darcy wsłuchała się na moment w świergot ptaków, próbując odnaleźć w sobie słowa, które nie zabrzmią banalnie i nie spotęgują bólu.

– Był moim wielkim przyjacielem, najlepszym – wykrztusiła z siebie drżącym głosem. – Zawsze był przy mnie, kiedy go potrzebowałam, a teraz czuję się tak bardzo winna... – załamał jej się głos i na chwilę umilkła. – Gdyby nie ten mój pomysł z balem...

– Darcy, nie obwiniaj się, proszę, on był bardzo szczęśliwy, że mógł ci towarzyszyć, darzył cię wielką przyjaźnią. Byłaś dla niego kimś nadzwyczaj ważnym... Nie ma w tym twojej winy, wierz mi.

Pocieszał ją, chociaż przed chwilą pochował ukochanego syna. Skąd brał siły?

– Bardzo panu współczuję... Nie wiem, co powiedzieć – wyszeptała.

– Może to zabrzmi dziwnie, ale Josh nie był stworzony do tego świata, czułem, że wkrótce go stracę. Odszedł tam, gdzie będzie szczęśliwy, ale pamiętaj, że ci, których kochamy, na zawsze pozostają w naszych sercach. Był taki delikatny, wrażliwy, wiecznie zamyślony... Znałaś go przecież dobrze i musisz się ze mną zgodzić.

Stał nieruchomo i wciąż się uśmiechał, nadal nie wiedziała, skąd czerpie taką siłę. Po chwili wręczył jej wizytówkę.

– Zapewne tu nie zostanę, byłoby to zbyt bolesne, ale jeśli będziesz mnie kiedyś potrzebowała albo zechcesz ze mną porozmawiać, zadzwoń bez wahania, Darcy. Mam nadzieję, że twoi bliscy pomogą przejść ci przez ten trudny okres. Jest wielu wspaniałych ludzi...

Spojrzał na nią z taką czułością, jakby była jego córką, i pogłaskał ją po głowie, a potem odwrócił się i odszedł, zostawiając ją samą nad grobem Josha. A wokół ten otumaniający świergot ptaków i nieskazitelny błękit na niebie – co za ironia losu. Poczuła na twarzy delikatny powiew wiatru, odwróciła się i dostrzegła na końcu alejki swoich rodziców, którzy cierpliwie na nią czekali. Nieopodal stał też Hunter, wsparty na kulach, ale wiedziała, że nie będzie w stanie z nim teraz rozmawiać. Już nigdy nie zobaczy Josha, nigdy nie usłyszy jego głosu...

– Boże, dopomóż mi – wyszeptała i zamknęła oczy.

Darcy, nie bądź taka surowa dla Huntera, to nie jego wina, że Mike był durniem...

Głos był tak wyraźny, tak realny, zupełnie jakby Josh stał tuż obok niej. Zszokowana otworzyła oczy i rozejrzała się. Wokół jednak nic się nie zmieniło, ptaki nadal wyśpiewywały swoje trele, wiał lekki wiatr, a rodzice stali na końcu alejki. Poczuła, jak do oczu napływają jej łzy.

Raz jeszcze spojrzała w stronę grobu.

– O, Boże – westchnęła. – Josh, nigdy cię nie zapomnę i tak jak powiedział twój ojciec, na zawsze zostaniesz w moim sercu.

Obtarła oczy i ruszyła alejką w dół. Dzięki Joshowi, bo słowa jego wydały jej się całkowicie rzeczywiste, udało jej się przełamać własną niechęć. Podeszła do Huntera, po którego policzkach nieustannie płynęły łzy, i położyła mu rękę na ramieniu.

– Próbowałeś... – powiedziała łagodnie.

– O, Darcy...

– Próbowałeś – powtórzyła dobitnie – i pewnego dnia będziemy mogli znowu porozmawiać.

To dziwne, ale zaraz potem poprawił jej się nastrój, zresztą wiedziała, że Hunter naprawdę ciężko przeżywa to, co się stało. Rany na jego nodze już wkrótce się wygoją, ale te w sercu pozostaną na zawsze. Do końca życia Hunter będzie pamiętał tę straszną noc i będą go dręczyć wyrzuty sumienia – nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Był może trochę nieodpowiedzialny, lecz z pewnością nikt nie nazwałby go potworem.

Rodzice okazali jej naprawdę dużo zrozumienia i ciepła. Mama nakłoniła ją do zażycia tabletek nasennych, gdyż odkąd zginął Josh, Darcy spała mało i niespokojnie. Tej nocy jednak miała przedziwne, zaskakujące sny, co początkowo przypisała działaniu środków nasennych. Śniło jej się, że wróciła na cmentarz. Niebo nie było jednak już tak błękitne, nie słychać było śpiewu ptaków. Całą okolicę spowijała srebrzysta poświata, przypominająca gęstą mgłę. Darcy spacerowała jakiś czas pomiędzy starymi grobami, z bukietem kwiatów w dłoni, aż nagle dojrzała pod sędziwym dębem, pod którym pochowany był Josh, młodego, szczupłego mężczyznę w eleganckim, czarnym garniturze. Zadrżała w pierwszej chwili ze strachu, ale gdy podeszła bliżej, ze zdziwieniem stwierdziła, że to Josh.

– Josh, to ty?

– Moja biedna Darcy...

Spojrzała na niego wciąż jeszcze trochę przerażona i dostrzegła na jego twarzy ten sam blady, spokojny uśmiech, jakim dziś obdarzył ją jego ojciec.

– Nie obawiaj się, wszystko jest w porządku... – dodał po chwili, jakby znał jej myśli.

– Przecież nie żyjesz, więc nic nie jest w porządku, a co więcej – ze zdziwieniem zauważyła, że podniosła głos – wiedziałeś o tym, że zginiesz, dobrze o tym wiedziałeś! Pamiętam przecież dokładnie, co powiedziałeś wtedy do Mike’a. To była przepowiednia, która się spełniła! Dlaczego mi to zrobiłeś?ROZDZIAŁ DRUGI

Darcy weszła do gospody i natychmiast poczuła się jakoś nieswojo. To wnętrze wyglądało raczej jak stara stodoła i w niczym nie przypominało nowojorskich pubów, które tak kochała. Gdy otworzyła drzwi, dosłownie uderzyła w nią fala dymu papierosowego i kwaśny zapach piwa. Zrobiło jej się niedobrze. W tumanach dymu dojrzała po lewej stronie dwa stare stoły bilardowe, a pośrodku coś imitującego parkiet do tańca. Obok stolików stały spluwaczki dla tych, którzy żuli tytoń. W jednej chwili zapanowała absolutna cisza i wszystkie oczy skierowały się na Darcy. Nawet kobieta stojąca przy barze, z dziwacznie nastroszonymi, czerwonymi włosami i w opiętych hippisowskich ciuchach podniosła wzrok znad swego drinka.

Darcy stała przez chwilę w drzwiach, trochę speszona, i rozglądała się wkoło w poszukiwaniu Adama. Spodziewała się, że będzie ubrany w ulubioną flanelową koszulę i stare dżinsy, które akurat świetnie współgrałyby z otoczeniem. W pewnych sprawach Adam był wyjątkowo stanowczy i nie poddawał się żadnym presjom. Ona zaś, w swojej eleganckiej garsonce, czuła się teraz w tym wnętrzu jak przybysz z innej planety. No cóż, prawdziwa bizneswoman musi przecież dbać o prezencję. Nie spodziewała się pięciogwiazdkowego lokalu, ale szczerze mówiąc, nie oczekiwała też aż tak ponurej i podłej knajpy.

– W czym można ci pomóc, skarbie? – zawołała do niej kobieta z burzą czerwonych włosów na głowie.

Jej głos był przyjazny i ciepły, więc Darcy uśmiechnęła się do niej, lecz zanim zdążyła coś odpowiedzieć, jeden z mężczyzn siedzących przy stole wstał i odwrócił się w jej kierunku.

– Szuka pani kogoś? – zapytał.

Był wysoki, raczej szczupły i gdy się uśmiechnął, stwierdziła z ulgą, że ma wszystkie zęby – pełny garnitur, a także słodki dołek w lewym policzku. Jego specyficzny akcent, jak i swoisty urok skojarzył się jej z ludźmi Południa.

– Tak, szukam człowieka o nazwisku Stone, Matt Stone. – Nie brała jakoś pod uwagę, że mógłby to być któryś z obecnych w lokalu mężczyzn. Zanim się tu znalazła, miała bardzo konkretne wyobrażenie na temat pana Stone’a: wysoki, dostojny, elegancki, ze szpakowatymi skroniami, w podeszłym wieku... W końcu był nie byle kim, bo przecież to jego przodkowie kazali wybudować sławny Melody House. Spodziewała się więc dżentelmena o nienagannych manierach i ujmującym, nieco staroświeckim sposobie bycia.

– Jeśli chcesz, skarbie, chętnie się z tobą spotkam – odezwał się jeden z mężczyzn grających w bilard.

– Zachowuj się, Carter – zrugał go kumpel, ale kilku innych wybuchło śmiechem.

W tym momencie od jednego ze stolików podniósł się kolejny mężczyzna i powiedział:

– Chodź, usiądź tutaj z nami.

Musiała przyznać, że nieźle się prezentuje: wysoki, barczysty. Może miał odrobinę za długie włosy, ale za to czyste i porządnie uczesane. Do tego obcisłe dżinsy i ciemne okulary. Mógł mieć jakieś trzydzieści, może trzydzieści pięć lat. Jednak jego maniery pozostawiały wiele do życzenia, w dodatku wydał się Darcy mocno podejrzany. Miała wrażenie, że nieznajomy jest czymś poirytowany i trochę zniecierpliwiony. Podeszła jednak do stołu, na co facet z dołkiem w policzku odsunął dla niej krzesło, a pozostali się podnieśli, ani na chwilę nie spuszczając z niej oczu.

– Powiedz, co tu robisz? – zapytał wreszcie ten niezbyt przyjemny przystojniaczek.

– Nazywam się Darcy Tremayne i miałam spotkać się tu dziś z Mattem Stone’em... przynajmniej wydaje mi się, że tu. Chyba nic nie poplątałam? – Rozejrzała się wokół. Czuła się coraz bardziej nieswojo. – Znacie go?

– Czy go znamy? Jakżeby inaczej... – odparł facet w okularach. – A co, jesteś jedną z tych psychicznych?

Wkurzyła ją ta gadka, ale przypomniała sobie słowa Adama: „Bądź uprzejma dla miejscowych”. Zagryzła więc tylko lekko wargi i powiedziała:

– Jestem z Harrison Investigations, jeśli o to ci chodzi. – Cholera, ależ to zapadła dziura, pomyślała. Co za odludzie... i co za ciemnogród. W Nowym Jorku nie spotykało się takich ograniczonych dziwadeł.

– Prawdziwy łowca duchów? – zażartował sobie facet z dołeczkiem.

– Łowca duchów? – Uniosła w zdziwieniu jedną brew i mocniej oparła się na krześle. Byle tylko nie dać się wytrącić z równowagi. – Harrison Investigations zajmuje się wyjaśnianiem niecodziennych zjawisk, także w starych domach. Najczęściej jednak mamy do czynienia ze zniszczonymi, skrzypiącymi podłogami i piszczącymi rurami, które nie dają właścicielom spać. – Uśmiechnęła się pobłażliwie. – Nie należy więc spodziewać się cudów, zwłaszcza że w przypadku Melody House już sama historia tego domu na pewno buduje niezwykłą atmosferę i prowokuje do zmyślania niesamowitych historyjek.

– Pani Tremayne, wielu było już tu śmiałków – odezwał się starszy gość z długimi, siwymi włosami. – Przywozili kamery i magnetofony, ale cały ten hokus-pokus niewiele dał, a właścicielom domu mocno działał na nerwy.

– Dlatego właśnie chętnie bym z nimi porozmawiała. Pan Stone poznał mego pracodawcę od najlepszej strony, wie, że nasza firma jest naprawdę solidna i zna się na rzeczy. Możemy poszczycić się olbrzymią wiedzą z zakresu sztuki, architektury i historii, a także psychologii. Potrafimy zachować przy tym całkowitą dyskrecję i nie chodzi nam tylko o to, by zbijać pieniądze na wyimaginowanych duchach.

– A co, może prowadzicie działalność charytatywną? – To był znowu ten facet w ciemnych okularach.

– Już mówiłam, jesteśmy badaczami. – Była z siebie dumna, bo udało jej się zachować cierpliwość.

– A jakimi to metodami się posługujecie i co chcecie przez to osiągnąć? – zapytał mężczyzna sarkastycznie. – Siatkami na motyle czy może lepem na muchy?

Nie miała ochoty na dalszy ciąg tej głupiej konwersacji, ale wiedziała, że tylko poprzez tych ludzi może dotrzeć do istotnych szczegółów. Zresztą Adam uprzedził ją, że będą kłopoty z miejscowymi. Pominęła pierwszą część prowokacyjnego pytania i skoncentrowała się na tej drugiej.

– Niektóre duchy to część historii, a z historii właśnie wywodzą się legendy, które fascynują potomnych. Nic dziwnego, że właściciele szczególnie tych starych, historycznych kamienic, chętnie gościliby u siebie od czasu do czasu ducha któregoś ze zmarłych przodków, by zainteresować sobą najpierw lokalną społeczność, a potem szeroką opinię publiczną i w ten sposób przyciągnąć więcej turystów. Nasza rola polega na tym, by wyjaśnić, czy faktycznie mamy do czynienia z jakimś nadprzyrodzonym zjawiskiem, czy ktoś po prostu robi sobie żarty. Pan Stone był zainteresowany ostatecznym wyjaśnieniem zjawisk, które mają miejsce w jego posiadłości i zwrócił się z tym do nas. Adam Harrison gotów jest przekazać panu Stone’owi całkiem pokaźną sumkę w zamian za możliwość przeprowadzenia badań w jego domu. – Po co ja tyle gadam, żachnęła się w duchu, przecież jestem tu po to, by rozmówić się ze Stone’em, a nie z tymi typami. A do tego dała się tym dzikusom na początku tak onieśmielić... Już od lat pracuje przecież w swoim fachu i jest cenionym specjalistą, skąd więc to zakłopotanie? Dość tego, przełoży spotkanie ze Stone’em na inny termin, a teraz się grzecznie pożegna.

– No cóż, skoro nie ma tu pana Stone’a, w takim razie już pójdę. Zadzwonię do niego i przesuniemy nasze spotkanie.

– Zaraz, zaraz – odezwał się nagle ten z dołeczkiem – ja ciebie skądś znam, tak, z całą pewnością gdzieś cię już widziałem.

– Jestem przekonana, że nigdy wcześniej pana nie spotkałam. Mam dobrą pamięć do twarzy. A teraz przepraszam...

– Już wiem! Oczywiście! Znam twoją twarz z billboardu reklamującego perfumy o nazwie Grzech. Przecież te plakaty porozwieszane są w całym mieście.

Cholera, zaklęła Darcy w duchu, zaraz dostanę za swoje. Ale co, miała im od razu powiedzieć, że pracowała kiedyś także dla firmy reklamowej?

– A więc jesteś modelką! – powiedział tryumfalnie ten ważniak w okularach.

Zabrzmiało to jednak mniej więcej tak, jakby chciał powiedzieć: od razu mi się wydawało, że coś tu śmierdzi, że jesteś słodką idiotką, milutką blondynką... I znowu poczuła się, jakby wymierzył jej policzek, a przecież rodzice wpajali jej przez całe życie szacunek dla wszystkich ludzi.

– Owszem, pracowałam kiedyś dla kilku firm kosmetycznych – odparła, zmuszając się do uprzejmego uśmiechu. – W tym czasie studiowałam historię i socjologię na uniwersytecie w Nowym Jorku.

– Sądziłem, że pan Adam Harrison sam się tu do nas pofatyguje – odezwał się znowu ten podejrzany typ, który najwyraźniej miał tu najwięcej do powiedzenia.

– Przyjedzie, ale nieco później, miał do załatwienia pilne sprawy w Londynie, które uniemożliwiły mu dzisiejszą podróż.

Zirytowało ją, że zaczyna im się tłumaczyć. Już chciała obrócić się na pięcie i wyjść wreszcie z tej rudery, gdy mężczyzna, który do tej pory milczał, uniósł się i wyciągnął do niej rękę.

– Przepraszam, od razu powinienem się pani przedstawić. Nazywam się David Jenner i jestem z Jenner Equipment. Zwróciliście się do mnie z prośbą o wypożyczenie sprzętu wideo.

– Miło cię poznać, Davidzie – powiedziała. – Faktycznie, Justin, to znaczy nasz menedżer, mówił mi, że już z tobą rozmawiał.

– Nie macie własnego sprzętu? – zapytał ze zdziwieniem.

– Naturalnie, że mamy, i to najwyższej jakości, ale pożyczając sprzęt, unikamy wszelkich podejrzeń o manipulację.

Przystojniaczek w okularach stał naprzeciwko niej z kpiarsko przechyloną na bok głową. Czuła, jak narasta w niej agresja. Wiele by dała, żeby ten facet przestał się na nią gapić.

– Mam nadzieję, że nasz sprzęt zaspokoi wasze oczekiwania...

– Pracowaliśmy w przeróżnych miejscach, w kraju i za granicą, i zawsze dobrze dogadywaliśmy się z ludźmi.

– No i świetnie, to brzmi naprawdę zachęcająco! – usłyszała za swoimi plecami.

Odwróciła się. Był to Carter, ten, który złożył jej uprzednio głupawą propozycję. Okazał się wyższy, niż jej się wcześniej wydawało, choć i ona przecież nie była niska, zwłaszcza na tych obcasach. Miał gęstą brodę i wąsy, a pod rozpiętą flanelową koszulą lśnił silny, muskularny tors. Poczuła się tak, jakby nagle przeniesiono ją do przeszłości. Raz jeszcze spojrzała na Cartera i doszła do wniosku, że gdyby ubrać go w mundur kawalerzysty, z powodzeniem można by go wziąć za generała.

– Modelka... – dodał po chwili. – Naprawdę jesteś niezła! A może cię tu przysłali, żebyś omotała chłopców z Południa, co?

Spojrzała na niego ze zdziwieniem.

– Omotała?

– No tak, wy z Północy nieraz daliście nam już popalić.

– Przecież wojna już się dawno skończyła, teraz jesteśmy jedną dużą wsią! – odpowiedziała poirytowana. Najwyraźniej miejscowi żyli przeszłością. Co ja tu właściwie robię, do jasnej cholery? – Żałuję, że pan Stone się nie pojawił, miałam nadzieję na konstruktywną i rzeczową rozmowę. – Obróciła się na pięcie i podreptała na swoich wysokich obcasach w stronę drzwi. Na chwilę się zatrzymała i raz jeszcze spojrzała na mężczyzn siedzących przy stole. – Będą panowie tak uprzejmi i powtórzą panu Stone’owi, że byłam tu dzisiaj?

Jeden z mężczyzn, ten najsympatyczniejszy, poprawił się na swoim krześle i podniósł głowę.

– Stone dobrze wie, że pani tu dzisiaj była, bo... to ja nim jestem. Miło mi.

Poczuła, jak ogarnia ją wściekłość. Ależ z niej idiotka... Po jakiego diabła zgodziła się tu przyjeżdżać? Gdyby zamiast niej zjawił się Adam, z pewnością nie kpiliby tak z niego, a może nawet okazaliby mu szacunek.

– No cóż, panie Stone, przykro mi, że stroi pan sobie ze mnie żarty. W końcu nie po to przejechałam setki kilometrów, żeby wysłuchiwać głupich uwag. Właściwie powinien być pan zadowolony, że pan Harrison chce zainwestować swoje pieniądze w Melody House. Szczerze mówiąc, nie bardzo rozumiem pańskie zachowanie.

– Świetnie się spisaliście – powiedziała Mae, gdy tylko zamknęły się za Darcy drzwi.

– Przyznam, że na początku namieszała mi trochę w głowie – próbował się usprawiedliwić Matt. – Sądziłem, że to Harrison się tutaj pojawi, a nie jakaś cizia, która zgrywa wielką damę.

– Trochę przesadziłeś, stary – powiedział po chwili Carter. – Żeby się tak w ogóle nawet nie odezwać przez cały czas...

– Za to ty byłeś wyjątkowo uprzejmy... Czasami zachowujesz się wobec kobiet jak ostatni...

– W ogóle szkoda gadać – westchnęła Mae – wszyscy jesteście siebie warci. Tyle kobiet przewinęło się przez wasze plugawe życia i co?

– Boże, Mae, daj spokój, my też szukamy prawdziwej miłości – odszczeknął się Clint.

– Dobra, dobra, ta ślicznotka na pewno wystawiłaby was do wiatru! Za nic by miała wasze głupkowate uwagi, nie tak jak Lavinia.

– Co znowu z Lavinią? – wkurzył się Matt.

– Nie byłeś dla niej zbyt milutki, nie zaprzeczysz chyba? – Mae nie dawała za wygraną.

– O co ci chodzi? Kiedy się człowiek rozwodzi, to na ogół nie jest w szczególnie dobrym nastroju. A poza tym Lavinia to wyjątkowo paskudna baba: wyrachowana, zimna i przebiegła – powiedział wzburzony. – Ta sprawa należy do przeszłości i nie ma o czym mówić.

– Dobrze przynajmniej, że nie mieliście dzieci. One najbardziej cierpią w takich sytuacjach. Niestety, dzisiaj rozwód to najbanalniejsza sprawa pod słońcem. – Zgromadzonych ubawił trochę mentorski ton Mae, która miała niewiele więcej ponad dwadzieścia lat.

– Nie spiesz się, Mae, do tego miodu, dobrze się najpierw zastanów – upomniał ją Clint. – A tak swoją drogą – zwrócił się nagle do Matta. – Ta dziewczyna przypominała trochę z wyglądu Lavinię. Może sposób, w jaki się poruszała, gestykulowała...

– Może trochę, ale co to ma do rzeczy.

– No, w końcu to ty zadzwoniłeś do Harrisona, sam tak mówiłeś...

– Fakt, ale spodziewałem się, że to on tu przyjedzie – odparował ze złością Matt – a nie jakaś damulka.

– Podobno zgodziłeś się na przeprowadzenie seansu spirytystycznego – powiedział Antony i uśmiechnął się półgębkiem.

– To Liz mnie o to błagała, a że jest pielęgniarką i była przy dziadku aż do samego końca, to w końcu się zgodziłem. Jestem jej dłużnikiem, a jeśli chodzi o tę wystrojoną pannę na obcasach, przyznaję, mogłem być faktycznie trochę milszy. Na razie chłopaki, do jutra.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: