Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Nawigatorzy Diuny - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
s-f
Data wydania:
15 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nawigatorzy Diuny - ebook

Porywający finał trylogii „Wielkie Szkoły Diuny”.

Gdy ludzkość pokonała w krwawych walkach myślące maszyny, wydawało się, że czeka ją świetlana przyszłość. Tymczasem ledwie sto lat później, po fatalnych rządach Salvadora Corrino, nieuchronnie zmierza do kolejnego konfliktu. Roderick Corrino usiłuje mądrze władać Imperium, lecz jest w fatalnym położeniu – z jednej strony cywilizacji zagrażają fanatyczni butlerianie, z drugiej Josef Venport, który mógłby ocalić przed nimi ludzkość, to zabójca poprzedniego Imperatora. Gdy Roderick prowadzi swą trudną grę, w Imperium niepostrzeżenie rośnie w siłę inny gracz – zgromadzenie żeńskie bezlitosnej Matki Przełożonej Valii - na dalekim Denali zaś po osiemdziesięciu latach spełnia się wielkie marzenie niezależnego robota Erazma…

Ta kontynuacja sagi wzbogaca oryginalne dzieła inteligencją i wyobraźnią autorów oraz mocniejszymi rolami kobiecymi”. - Booklist.

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8338-954-7
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

_Po napi­sa­niu czter­na­stu ksią­żek i licz­nych opo­wia­dań o fan­ta­stycz­nym wszech­świe­cie Diuny, pracy, która pochło­nęła pra­wie dwie dekady naszego życia, nie możemy zapo­mnieć o klu­czo­wych oso­bach, które umoż­li­wiły tę wielką podróż._

_Chcemy zade­dy­ko­wać tę książkę naszym żonom, Jan i Rebecce, za ich nie­za­wodne popar­cie i miłość od początku do końca tego dzia­ła­nia. I Beverly Her­bert, odda­nej żonie, towa­rzyszce i twór­czej dorad­czyni Franka Her­berta przez pra­wie czter­dzie­ści lat._

_Naszemu wydawcy Tomowi Doherty’emu z Tor Books, naszemu redak­to­rowi Patowi LoBrutto i naszemu agen­towi Joh­nowi Sil­ber­sac­kowi, któ­rzy wie­rzyli w nasze zdol­no­ści i w nasze opo­wie­ści pod­czas trwa­nia tej serii._

_I przede wszyst­kim geniu­szowi wyobraźni Fran­kowi Her­ber­towi, który stwo­rzył ten wspa­niały lite­racki wszech­świat ponad pół wieku temu i dał nam tyle zdu­mie­wa­ją­cych miejsc i idei do bada­nia._PODZIĘKOWANIA

Na okładce są nasze nazwi­ska, ale nie napi­sa­li­śmy _Nawi­ga­to­rów Diuny_ sami. Chcie­li­by­śmy podzię­ko­wać uta­len­to­wa­nej asy­ście pro­duk­cyj­nej i pra­cow­ni­kom reklamy z Tor Books, dzia­łowi praw zagra­nicz­nych z Tri­dent Media Group, a także spe­cjal­nie podzię­ko­wać Kim Her­bert i Byro­nowi Mer­rit­towi z Her­bert Pro­per­ties LLC za ich nie­stru­dzoną pomoc w utrzy­ma­niu dzie­dzic­twa Franka Her­berta przy życiu. I Karen Haag, która prze­pi­sy­wała tekst dla Kevina i dziel­nie dotrzy­my­wała mu kroku w pracy, roz­dział po roz­dziale.Wszystko się zaczyna i wszystko się koń­czy — bez żad­nych wyjąt­ków. A może to mit?

— temat debaty w Szkole Men­ta­tów

Repre­zen­ta­cyjna łódź Impe­ra­tora uno­siła się wysoko nad Salusą Secun­du­sem pośród ogrom­nych, zło­wro­gich okrę­tów wojen­nych. Jej wnę­trze lśniło od złota i dro­gich kamieni, a poły­skliwy kadłub rzeź­biony był w krzy­wi­zny i ozdoby, które nie słu­żyły żad­nemu celowi. Jako naj­bar­dziej oka­zały okręt we flo­cie osza­ła­miała tych, na któ­rych takie rze­czy robiły wra­że­nie. Salva­dor ją uwiel­biał.

Nawet Rode­rick Cor­rino, nowy Impe­ra­tor, cho­ciaż uzna­wał ją za zbyt wystawną, rozu­miał koniecz­ność pod­nio­słych cere­mo­nii, zwłasz­cza tak krótko po obję­ciu tronu po śmierci — nie, po _zamor­do­wa­niu_ — jego brata.

Innym obo­wiąz­kiem Impe­ra­tora było wymie­rze­nie spra­wie­dli­wo­ści dyrek­to­rowi Jose­fowi Ven­por­towi, czło­wie­kowi, który zapla­no­wał zabój­stwo jego brata. Okręty Impe­ra­tora już się zbie­rały.

Rode­rick miał gęste, jasne włosy i pięk­nie rzeź­bione rysy twa­rzy. Stał wypro­sto­wany w szkar­łatno-zło­tej sza­cie swo­jego szla­chet­nego rodu. Wład­czy i potężny, patrzył przez sze­ro­kie okno wido­kowe wie­lo­po­zio­mo­wego cen­trum dowo­dze­nia łodzi. Zebrane na orbi­cie zgru­po­wa­nie setek jego okrę­tów wojen­nych szy­ko­wało się do nagłego ude­rze­nia na twier­dzę Ven­porta.

Rode­ric­kowi spieszno było ujrzeć ich start, ale nale­żało to wyko­nać z naj­więk­szą pre­cy­zją. Impe­rialne Siły Zbrojne miały tylko jedną szansę na poko­na­nie Ven­porta — przez zasko­cze­nie.

Impe­ra­tor przy­glą­dał się, jak jego okręty wśli­zgują się do prze­dzia­łów ładowni ogrom­nego trans­por­towca, który uno­sił się na orbi­cie przed łodzią. Zagi­na­jące prze­strzeń sil­niki Holt­zmana pozwa­lały prze­mie­rzać w mgnie­niu oka olbrzy­mie odle­gło­ści, cho­ciaż pilot leciał wła­ści­wie na oślep bez prze­wod­nic­twa nawi­ga­tora.

Tylko Ven­port Hol­dings umiało two­rzyć nawi­ga­to­rów, te zaawan­so­wane umy­słowo istoty, które potra­fiły wyzna­czać bez­pieczne szlaki przez roz­le­głe poła­cie prze­strzeni. Josef Ven­port wyco­fał ich wszyst­kich ze służby Impe­rium, kiedy jego zbrod­nia wyszła na jaw. Gdy tylko, jako wyjęty spod prawa, zosta­nie poko­nany, a jego mają­tek prze­jęty, Impe­rium będzie miało nawi­ga­to­rów. To była po pro­stu jesz­cze jedna korzyść — i to ważna — ze znisz­cze­nia dyrek­tora. Rode­rick zaci­snął pię­ści.

Gene­rał Vin­son Roon, dowódca grupy ude­rze­nio­wej zmie­rza­ją­cej na Kol­hara, stał przy nim na bacz­ność. Swoją czer­wono-złotą czapkę ofi­cer­ską trzy­mał w dło­niach.

— Prze­wi­duję szyb­kie i wspa­niałe zwy­cię­stwo, Naj­ja­śniej­szy Panie — powie­dział z obu­rze­niem.

Szla­chet­nie uro­dzony gene­rał zbli­żał się do pięć­dzie­siątki, podob­nie jak Rode­rick, był jed­nak niż­szy i bar­dziej musku­larny. Miał ciemną cerę, kru­czo­czarne włosy i zacho­wy­wał się bar­dziej emo­cjo­nal­nie. Ci dwaj mieli za sobą burz­liwą oso­bi­stą histo­rię, któ­rej Rode­rick sta­rał się teraz nie pamię­tać.

— Tak, chciał­bym, żeby było szyb­kie i wspa­niałe, Vin­so­nie. — Umyśl­nie zwró­cił się do gene­rała po imie­niu. Byli przy­ja­ciółmi od dzie­ciń­stwa aż do nie­szczę­snego poróż­nie­nia się — z powodu kobiety oczy­wi­ście. Odtąd roz­ma­wiali tylko pod­czas for­mal­nych spo­tkań z innymi ofi­ce­rami i dorad­cami wyso­kiego szcze­bla, nad­szedł jed­nak czas, by odrzu­cić te non­sensy. Szło o Impe­rium.

Rode­rick wie­dział, że może liczyć na tego czło­wieka, w któ­rego lojal­ność i odda­nie Impe­rium ni­gdy nie wąt­pił. Nie odwra­ca­jąc się od okna wido­ko­wego, powie­dział:

— Impe­rium Ven­porta musi zostać oba­lone, zanim zdążą umoc­nić się jesz­cze bar­dziej. Musimy dzia­łać szybko.

Roon ski­nął głową.

Grupa ude­rze­niowa zgro­ma­dziła się pośpiesz­nie w sekre­cie i wystar­tuje w ciągu paru dni. Impe­ra­tor zary­zy­ko­wał przy­dzie­le­nie do niej spo­rej czę­ści swych sił defen­syw­nych, które zwy­kle sta­cjo­no­wały wokół Salusy Secun­dusa, ale roz­pra­wie­nie się z Ven­Hol­dem znacz­nie zwięk­szy­łoby bez­pie­czeń­stwo Impe­rium, a to uspra­wie­dli­wiało ryzyko. Rode­rick chciał szyb­kiej misji w celu zabi­cia lub poj­ma­nia dyrek­tora Ven­porta, prze­ję­cia jego inwe­sty­cji na Kol­ha­rze i spa­ra­li­żo­wa­nia jego dale­ko­sięż­nych inte­re­sów.

Rode­rick miałby wtedy pełną kon­trolę nad Impe­rium.

Przed dwoma mie­sią­cami, kiedy jego wina wyszła na jaw, Ven­port uciekł z pomocą Normy Cenvy. A potem nagle wyco­fał wszyst­kie statki han­dlowe Ven­Holdu, sabo­tu­jąc han­del i pozo­sta­wia­jąc wiele pla­net w skraj­nym braku zaopa­trze­nia. Następ­stwa tego dopiero zaczy­nały być odczu­walne, a będą o wiele gor­sze. Pry­watne floty sta­rały się prze­rwać ten zastój, ale żadna mię­dzy­gwiezdna kom­pa­nia trans­por­towa nie była tak pewna jak flota kosmiczna Ven­port Hol­dings, bo nikt inny nie miał nawi­ga­to­rów.

Wsku­tek fatal­nego zbiegu oko­licz­no­ści Ven­port prze­trzy­my­wał też zakład­ni­ków z armii impe­rial­nej. Cała grupa bojowa Impe­rial­nych Sił Zbroj­nych — sie­dem­dzie­siąt okrę­tów — podró­żo­wała ruty­nowo na pokła­dzie trans­por­towca Ven­Holdu, kiedy roz­po­czął się cały ten kry­zys. Impe­rialne okręty były potężne, ale nie miały sil­ni­ków Holt­zmana, musiały więc być dostar­czane do miej­sca prze­zna­cze­nia przez zagi­na­cze prze­strzeni. Całymi latami trans­por­towce Ven­Holdu prze­wo­ziły okręty wojenne Impe­ra­tora w ramach swo­jej służby dla Impe­rium, teraz jed­nak nie­przy­ja­ciel prze­jął zna­czącą część tych jed­no­stek i zabrał pionki z sza­chow­nicy w tej galak­tycz­nej par­tii sza­chów.

— Zamie­rza spa­ra­li­żo­wać nas i zmu­sić do speł­nia­nia jego żądań — mruk­nął Rode­rick.

— Czy cho­ciaż wiemy, jakie to żąda­nia, Naj­ja­śniej­szy Panie? — zapy­tał gene­rał, wciąż przy­glą­da­jąc się okrę­tom wpły­wa­ją­cym do ogrom­nego trans­por­towca. — On zacho­wuje mil­cze­nie, odkąd wyco­fał się na Kol­hara. Myśla­łem, że ucieka i kryje się przed spra­wie­dli­wo­ścią.

— Jego żąda­nia są dla mnie oczy­wi­ste. Ven­port chce robić to, co mu się podoba. Po bez­kar­nym zabi­ciu Impe­ra­tora chce teraz, żebym został mario­net­ko­wym władcą, pod­czas gdy macki jego impe­rium han­dlo­wego się­gają wszę­dzie. Chce też, żebym wytę­pił butle­row­skich fana­ty­ków. — Jego myśli zawi­ro­wały. „To coś, czego Salva­dor ni­gdy nie doko­nał”.

Roon par­sk­nął z nie­sma­kiem i ści­szył głos.

— Czy po wszyst­kich szko­dach, które wyrzą­dził Man­ford Torondo, byłoby to takie straszne, Naj­ja­śniej­szy Panie?

Kiedy Rode­rick pomy­ślał o szko­dach, jakie spo­wo­do­wały wro­gie tech­no­lo­gii tłumy, w tym o zabój­stwie jego pięk­nej córeczki, wes­tchnął głę­boko.

— Nie aż tak straszne, nie… ale jeśli to zna­czy, że musimy współ­pra­co­wać z czło­wie­kiem, który zamor­do­wał Salva­dora, nie mogę się na to zgo­dzić. _Ni­gdy_ się na to nie zgo­dzę, Vin­so­nie. — Pokrę­cił głową. — Nie zdzi­wił­bym się, gdyby Ven­port miał też coś wspól­nego ze znik­nię­ciem Anny.

Roon zamru­gał z nie­do­wie­rza­niem.

— Ale twoja sio­stra znik­nęła z Lam­pa­dasa, Wasza Miłość… pod­czas oblę­że­nia Szkoły Men­ta­tów przez butle­row­ców. Ja bym podej­rze­wał Man­forda Torondo. Jak możesz myśleć, że odpo­wiada za to Ven­port?

— Masz rację. — Rode­rick pokrę­cił głową. — Wygląda na to, że chciał­bym obwi­nić tego czło­wieka o wszystko… kiedy tak naprawdę odpo­wiada tylko za połowę moich pro­ble­mów.

Gene­rał skrzy­wił się z wyraź­nym nie­sma­kiem.

— Kiedy pomy­ślę o wszyst­kich machi­na­cjach dyrek­tora: o mono­polu na bez­pieczne podróże z zagi­na­niem prze­strzeni, o jego taj­nych nawi­ga­to­rach, o przy­pra­wo­wym prze­my­śle na Arra­kis, o jego ope­ra­cjach ban­ko­wych jak Impe­rium dłu­gie i sze­ro­kie… nikt nie powi­nien kon­tro­lo­wać takiej potęgi i…

Rode­rick prze­rwał mu.

— Nie­prawda, Vin­so­nie. To _ja_ powi­nie­nem kon­tro­lo­wać taką potęgę, nikt inny.

Roon wyprę­żył się.

— Nasza flota zaj­mie się nim, Naj­ja­śniej­szy Panie. Możesz na mnie liczyć.

— Wiem, że mogę, Vin­so­nie. — Impe­ra­tor wlał nieco cie­pła do swego głosu. Ten czło­wiek miał wkrótce popro­wa­dzić decy­du­jący atak, który mógł zmie­nić bieg histo­rii, dobrze więc było przy­po­mnieć mu o przy­jaźni, jaka ich kie­dyś łączyła.

Nie­cier­pliwe wycze­ki­wa­nie było wręcz nama­calne, kiedy ci dwaj patrzyli, jak coraz wię­cej okrę­tów zaj­muje miej­sca w gigan­tycz­nym trans­por­towcu. Roon odchrząk­nął.

— Jest jesz­cze coś, co muszę powie­dzieć, Wasza Miłość. Dzię­kuję, że nie pozwo­li­łeś, żeby nasze oso­bi­ste nie­po­ro­zu­mie­nia prze­szko­dziły w moim ostat­nim awan­sie. I dzię­kuję za wiarę we mnie i powie­rze­nie mi tej misji. Czło­wiek mniej­szego kali­bru niż ty zacho­wałby się ina­czej.

Rode­rick ski­nął uspo­ka­ja­jąco głową.

— Te nie­po­ro­zu­mie­nia zda­rzyły się dawno temu i powi­nie­nem wznieść się ponad nie dla dobra Impe­rium. — Uśmiech­nął się nie­znacz­nie. — Hadi­tha nie znio­słaby niczego innego. Pro­siła, żebym ci prze­ka­zał jej pozdro­wie­nia i życze­nia suk­cesu.

Roon odpo­wie­dział słodko-kwa­śnym uśmie­chem.

— Mimo wszystko zdo­by­łeś jej serce. Już dawno musia­łem się pogo­dzić z tą porażką. Jesteś lep­szym czło­wie­kiem niż ja, Naj­ja­śniej­szy Panie… zawsze byłeś.

Awans Roona był zasłu­żony, zwa­żyw­szy na jego wprawę i nie­za­wod­ność, a powi­nien awan­so­wać nawet szyb­ciej, po tym jak prze­ję­cie armii Impe­rium przez Rode­ricka zmio­tło wielu nie­kom­pe­tent­nych ofi­ce­rów wyso­kiego szcze­bla. Vin­son Roon był logicz­nym kan­dy­da­tem na miej­sce usu­nię­tego głów­no­do­wo­dzą­cego, gene­rała Odma Saxby’ego, a to odwe­towe ude­rze­nie było dlań pierw­szą szansą, by udo­wod­nić swoją war­tość.

Impe­rialne Siły Zbrojne były w strasz­nym sta­nie po latach zanie­dby­wa­nia ich przez Salva­dora, nabrzmiałe nie­za­słu­żo­nymi awan­sami, obfi­tu­jące w korup­cję i jawną nie­kom­pe­ten­cję. Po obję­ciu tronu Rode­rick prze­pro­wa­dził w armii szcze­gó­łowy audyt i czystkę.

Impe­ra­tor wycią­gnął dłoń.

— Być może, kiedy wró­cisz jako zwy­cięzca z Kol­hara, będziemy mogli spę­dzać razem wię­cej czasu.

— Nie pra­gnął­bym niczego wię­cej, Naj­ja­śniej­szy Panie. Byli­śmy kie­dyś wiel­kimi przy­ja­ciółmi, czyż nie?

— Tak było.

Roon uśmiech­nął się przy uści­sku dłoni.

— Kupię brandy.

— Cze­kam nie­cier­pli­wie.

Choć doło­żono wszel­kich sta­rań, by utrzy­mać w sekre­cie przy­go­to­wa­nia do ataku, Josef Ven­port miał nie­wąt­pli­wie szpie­gów na Salu­sie. Gdyby jed­nak zagi­na­jący prze­strzeń trans­por­to­wiec wystar­to­wał w porę, okręty gene­rała Roona dotar­łyby do Kol­hara, zanim jaki­kol­wiek sta­tek szpie­gow­ski pod­niósłby alarm. Czas był tu klu­czowy.

Nie­mniej jed­nak, ze szpie­gami czy bez, Ven­port nie był głup­cem. Z pew­no­ścią prze­wi­dy­wał jakiś rodzaj odpo­wie­dzi Salusy, a Kol­har nie był pozba­wiony groź­nych środ­ków obron­nych.

Rode­ric­kowi spieszno było wyrwać się ze szpo­nów Ven­Holdu i przy­wró­cić swoją pra­wo­witą wła­dzę. Nie­do­świad­czone Impe­rium ist­niało nie­całe sto lat od upadku opre­syj­nych rzą­dów myślą­cych maszyn, a Rode­rick musiał utrzy­my­wać swój auto­ry­tet dla dobra rasy ludz­kiej i, co rów­nie ważne, dla pomsz­cze­nia brata.

Gene­rał wło­żył czapkę i zasa­lu­to­wał, zbie­ra­jąc się do odej­ścia.

— Wybacz, Naj­ja­śniej­szy Panie, ale muszę dopil­no­wać wielu szcze­gó­łów, zanim wyślemy siły ude­rze­niowe. Szyb­kość jest naj­lep­szym gwa­ran­tem taj­no­ści.

Głos Rode­ricka stward­niał.

— Zaj­mij się nim dla mnie, Vin­so­nie. Będę ocze­ki­wał twego trium­fal­nego powrotu.

— Masz moją obiet­nicę, Naj­ja­śniej­szy Panie. Poru­szę gwiazdy i pla­nety, żeby jej dotrzy­mać.

— Może będziesz musiał to wła­śnie zro­bić.Są tacy, któ­rzy postrze­gają wpływy i wła­dzę raczej jako nagrodę niż odpo­wie­dzial­ność. Tacy ludzie nie będą dobrymi przy­wód­cami.

— direc­teur Josef Ven­port, wewnętrzna notatka Ven­Holdu

Kolhar był twier­dzą, ale Josef Ven­port nie pozwa­lał sobie na samo­za­do­wo­le­nie, cze­ka­jąc na ruch Impe­ra­tora. Wie­dział, że armia Impe­rium ude­rzy z całą siłą, by go znisz­czyć, kiedy tylko pojawi się na to szansa.

Żeby zwięk­szyć bez­pie­czeń­stwo pla­nety, musiał wyco­fać liczne dobrze uzbro­jone okręty z floty kosmicz­nej Ven­Holdu i umie­ścić je na orbi­cie Kol­hara, odcią­ga­jąc tym samym od lukra­tyw­nych szla­ków komer­cyj­nych. Zwięk­szył także moc swo­ich tarcz pla­ne­tar­nych i liczbę stat­ków zwia­dow­czych wokół sys­temu gwiezd­nego.

Teraz, gdy jego siły zajęły pozy­cje, mógł szu­kać wyj­ścia z tego zamie­sza­nia. Gdyby tylko mógł zasiąść z Impe­ra­to­rem Rode­ric­kiem i nego­cjo­wać jak roz­sądni ludzie!

Josef ni­gdy nie chciał mieć nic wspól­nego z tą porażką. Kiedy konieczne stało się usu­nię­cie tego bła­zna Salva­dora i zastą­pie­nie go na tro­nie bar­dziej kom­pe­tent­nym bra­tem, nie przy­pusz­czał, że jego rola w tym zabój­stwie zosta­nie odkryta. Pla­no­wał raczej zostać part­ne­rem nowego Impe­ra­tora, ku ich wza­jem­nej korzy­ści. Impe­rium było gotowe do roz­kwitu — gdyby tylko Rode­rick dostrzegł uza­sad­nie­nie.

Był to czas egzy­sten­cjal­nego kry­zysu ludz­kiej cywi­li­za­cji, histo­ryczna chwila wyma­ga­jąca trud­nych decy­zji — ludz­kość na­dal budziła się z dłu­giego kosz­maru znie­wo­le­nia przez myślące maszyny, po któ­rym nastą­piły chaos i prze­moc pocią­ga­jące za sobą następ­stwa w rodzaju kon­ser­wa­tyw­nego ruchu butle­row­ców, fana­ty­ków pra­gną­cych pozbyć się wszel­kich pozo­sta­ło­ści „złej” tech­no­lo­gii. Osa­dza­jąc na tro­nie czło­wieka kom­pe­tent­nego, Josef zamie­rzał przy­słu­żyć się ludz­ko­ści. Zamiast tego jed­nak spo­wo­do­wał nie­prze­wi­dzianą kata­strofę.

Impe­ra­tor nie osią­gnie niczego, nisz­cząc Ven­Hold, aresz­tu­jąc Josefa i, co cał­kiem praw­do­po­dobne, ska­zu­jąc go na śmierć. Dla­czego Rode­rick Cor­rino nie widzi, ile szkód może spo­wo­do­wać jego zawzięte upie­ra­nie się przy zemście? Ven­Hold powi­nien zapła­cić za zabój­stwo — Josef dałby pie­nią­dze lub przy­prawę — po czym mię­dzy­pla­ne­tarny han­del i wła­dza wró­ci­łyby do nor­mal­no­ści.

Ven­port w głę­bo­kiej zadu­mie pogła­dził gęste, rude wąsy. Musi być jakieś wyj­ście z tej sytu­acji!

Zmę­czony nie­koń­czą­cym się cze­ka­niem opu­ścił swoją kwa­terę główną, dra­pacz chmur o wielu wie­żach, i wyszedł pod kopułę nieba. Potrze­bo­wał chłod­nego powie­trza i widoku pod­no­szą­cej na duchu aktyw­no­ści. Lubił przy­po­mi­nać sobie, że na­dal jest jed­nym z naj­po­tęż­niej­szych ludzi w Impe­rium.

Tuż pod wieżą kwa­tery głów­nej spo­tkała się z nim jego żona Cioba. Była wysoką, ele­gancką bru­netką z rodu potęż­nych cza­ro­dzie­jek tele­pa­tek z Ros­saka. Dłu­gie włosy opa­dały jej aż do pasa, a kró­lew­ska postawa i chłodne zacho­wa­nie były rezul­ta­tem lat szko­le­nia w zgro­ma­dze­niu żeń­skim.

Mil­cząca, lecz wspie­ra­jąca go, prze­szła z nim przez płytę lądo­wi­ska, która zwy­kle była pełna stat­ków han­dlo­wych i przy­pra­wow­ców. Teraz jed­nak port kosmiczny przy­po­mi­nał poli­gon. Hała­śliwe tan­kowce latały tam i z powro­tem, zaopa­tru­jąc w paliwo okręty obrony i promy. Patro­lowce wycho­dziły na orbitę. Kiedy Josef nabrał tchu, powie­trze przy­nio­sło ostrą woń spa­lin i szorst­kość zimy.

Cioba przy­sta­nęła, jakby robiła w myślach obli­cze­nia.

— Kol­har jest tak przy­go­to­wany, jak to tylko moż­liwe, mój mężu. Dopóki nie opusz­czamy gardy, nie dajmy się spa­ra­li­żo­wać nie­po­trzeb­nemu stra­chowi. Jeste­śmy silni i bez­pieczni.

Josef powta­rzał to samo wiele razy, ale nie pozwa­lał sobie na odprę­że­nie.

— Zbyt­nia pew­ność sie­bie to więk­sza sła­bość niż strach i tro­ska. Musimy być czujni, dopóki nie prze­trwamy tego kry­zysu.

— Wiem, że go prze­trwamy. Mamy zaawan­so­waną broń, jakiej reszta Impe­rium nie może sobie nawet wyobra­zić. — Jej usta wykrzy­wiły się w uśmie­chu. — Broń, która śni się w kosz­ma­rach Man­for­dowi Torondo i jego butle­row­com.

Josef odpo­wie­dział uśmie­chem. Przy­glą­dali się trzem mecha­nicz­nym posta­ciom patro­lu­ją­cym obrzeża portu kosmicz­nego — wyż­szym niż nie­je­den budy­nek podob­nym do pają­ków for­mom kro­czą­cym cyme­ków. Przy­były dopiero co z jego taj­nego labo­ra­to­rium na Denali.

Cymeki były zmorą ludz­ko­ści — pozba­wio­nymi ciał ludz­kimi mózgami wbu­do­wa­nymi w opan­ce­rzone mecha­niczne formy. Pier­wotne cymeki zostały znisz­czone pod koniec dżi­hadu Sereny Butler, ale zna­ko­mici naukowcy Josefa odwzo­ro­wali je i odtwo­rzyli. Zamiast zawod­nych, głod­nych wła­dzy umy­słów te nowe cymeki kon­tro­lo­wane były przez roz­wi­nięte umy­sły nie­do­szłych nawi­ga­to­rów. Teraz ci mecha­niczni straż­nicy patro­lo­wali obszar wokół kwa­tery głów­nej na Kol­ha­rze, ich tłoki pra­co­wały, a czuj­niki szu­kały jakie­go­kol­wiek zagro­że­nia.

Kiedy Josef wezwał pojazd naziemny, Cioba nie musiała pytać, dokąd jadą. Odwie­dza­nie pojem­ni­ków roz­wi­ja­ją­cych się kan­dy­da­tów na nawi­ga­to­rów stało się jego codzien­nym rytu­ałem, zwłasz­cza w miarę nara­sta­nia napięć.

Jadąc, krę­cił z nie­po­ko­jem głową.

— Zamiast ska­kać sobie do gar­deł, Rode­rick i ja powin­ni­śmy współ­pra­co­wać, by poko­nać praw­dzi­wego wroga! Ci butle­row­scy fana­tycy są dla cywi­li­za­cji rów­nie wiel­kim zagro­że­niem jak nie­gdyś myślące maszyny. A ten Pół­Man­ford ma swoje okręty.

Cioba unio­sła pod­bró­dek.

— Te sta­ro­żytne okręty nie wystar­czą, by cię poko­nać! Sto czter­dzie­ści zagi­na­czy prze­strzeni z cza­sów Armii Dżi­hadu. Pomyśl o swo­ich okrę­tach, o swoim mono­polu na nawi­ga­to­rów, o swo­ich nie­zmier­nie lojal­nych pra­cow­ni­kach. Ponad połowa pla­net w Impe­rium zależy w han­dlu od Ven­Holdu i na­dal han­dlują one z tobą, cho­ciaż Impe­ra­tor ogło­sił cię wyję­tym spod prawa. O czym to świad­czy? — Obró­ciła ku niemu swą kla­sycz­nie piękną twarz i unio­sła brwi. — Masz wię­cej stat­ków, wię­cej wła­dzy i wię­cej wpły­wów niż _kto­kol­wiek_, nawet Cor­ri­no­wie. Gdyby ludzie musieli decy­do­wać, wybra­liby jakąś postać na tro­nie na dale­kim Salu­sie Secun­du­sie czy raczej regu­larne trans­porty żyw­no­ści i przy­prawy?

Wie­dział, że żona ma rację. Popro­wa­dził pojazd przez grzbiet, a potem w dół, w sze­roką nieckę doliny wypeł­nioną set­kami pojem­ni­ków. Każdy z nich mie­ścił kan­dy­data na nawi­ga­tora. Kiedy zatrzy­mał się wśród zamknię­tych pojem­ni­ków, Cioba schy­liła się i poca­ło­wała go w poli­czek.

Szli mię­dzy gru­bo­ścien­nymi komo­rami wypeł­nio­nymi stę­żo­nym gazem przy­pra­wo­wym. Przez ciemne pla­zowe okna i wiru­jące wewnątrz opary Josef widział zmu­to­wane posta­cie pod­le­ga­jące cią­głym myślo­wym zawi­ro­wa­niom posze­rza­ją­cym ich umy­sły. Żaden nie­zmo­dy­fi­ko­wany umysł nie mógł ogar­nąć obli­czeń zagi­na­nia prze­strzeni i pre­ko­gni­cji koniecz­nych do prze­pro­wa­dze­nia statku przez pustkę kosmosu, ale umoż­li­wiała to jego trans­for­ma­cja pod wpły­wem przy­prawy.

Josef podzi­wiał tych dzi­wacz­nych, ale też dziw­nie impo­nu­ją­cych nawi­ga­to­rów. Gdyby nawet okręty Impe­ra­tora naje­chały Kol­hara, będą ślepe i bez­radne, bo nie mają nawi­ga­to­rów. Sta­ro­dawne nad­świetlne jed­nostki zapew­niały względne bez­pie­czeń­stwo prze­mie­rza­nia kosmosu, ale były też nie­zmier­nie powolne — potrze­bo­wały tygo­dni czy mie­sięcy na podróże mię­dzy sys­te­mami gwiezd­nymi. Okręty Ven­Holdu nato­miast były szyb­kie i bez­pieczne.

Przy­sta­nęli z Ciobą przed wielką cen­tralną komorą spo­czy­wa­jącą na mar­mu­ro­wej plat­for­mie i podobną do świą­tyni. Josef z rado­ścią ujrzał, że Norma Cenva, jego pra­babka, jest w komo­rze, oto­czona snami przy­pra­wo­wymi i nie­skoń­czo­nymi moż­li­wo­ściami się­ga­ją­cymi daleko we wszech­świat.

Przed ponad stu laty Norma została pierw­szym nawi­ga­to­rem. Cho­ciaż była kimś wię­cej niż zwy­czaj­nym czło­wie­kiem, utrzy­my­wała kon­takt z Jose­fem i zacho­wy­wała dla wła­snych celów świa­do­mość poli­tyki impe­rial­nej.

— Kiedy stawką jest rasa ludzka, czuję prze­ra­ża­jące zobo­wią­za­nie — powie­dział Josef do Cioby, cho­ciaż podej­rze­wał, że Norma ich pod­słu­chuje. — Jako jedyny zacho­wuję roz­są­dek i mogę nas ura­to­wać. Muszę pozo­stać przy życiu i _zwy­cię­żyć_. Rode­rick nie prze­ła­mie naszej obrony, a przy wszyst­kich moich komer­cyj­nych powią­za­niach jak Impe­rium dłu­gie i sze­ro­kie mogę pocią­gać za sznurki i wymu­sić decy­zje prze­kra­cza­jące jego moż­li­wo­ści.

Choć Norma poma­gała w umac­nia­niu Ven­port Hol­dings, Josef wie­dział, że jej głów­nym celem jest two­rze­nie nawi­ga­to­rów. Potra­fiła zagi­nać prze­strzeń samą tylko siłą umy­słu i podró­żo­wać dokąd chciała, pod­czas gdy wszy­scy inni nawi­ga­to­rzy musieli korzy­stać z wiel­kich stat­ków z sil­ni­kami Holt­zmana. Cza­sami jej komora zni­kała na całe dnie w tajem­ni­czych spra­wach, teraz jed­nak Cenva pozo­sta­wała tutaj, medy­tu­jąc i obser­wu­jąc.

Potrze­bu­jąc odpo­wie­dzi, Josef pod­szedł do zbior­nika i zapy­tał bez wstę­pów:

— Co o tym myślisz, bab­ciu? Jeżeli jestem potęż­niej­szy niż Impe­ra­tor Rode­rick, powi­nie­nem kryć się tu i wzmac­niać obronę czy też myśleć o czymś więk­szym?

Norma prze­mó­wiła śpiew­nym gło­sem przez mikro­fon komory:

— Masz wła­dzę i moż­li­wość obję­cia tronu… jeżeli tego wła­śnie pra­gniesz.

Zdzi­wił się, sły­sząc ją mówiącą to. Nie­któ­rzy snuli fan­ta­zje o byciu wiel­kimi wład­cami, ale Josef zawsze uwa­żał się za czło­wieka inte­resu, wytraw­nego han­dlowca, nie za kogoś zain­te­re­so­wa­nego wielką karierą poli­tyczną.

— Wiesz, że nie tego pra­gnę. Chcę, żeby to _Rode­rick_ był Impe­ra­to­rem, i to roz­sąd­nym. Osa­dzi­łem go na tym tro­nie, do dia­ska! Chcia­łem, żeby był silny i mądry… i żeby pro­sił mnie o radę! Mam wła­sne impe­rium han­dlowe. W moich ban­kach pla­ne­tar­nych prze­le­wają się pie­nią­dze, które powie­rzyli mi depo­nenci. Pro­wa­dzę ogromne ope­ra­cje przy­pra­wowe na Arra­kis, cho­ciaż ten głu­piec Salva­dor usi­ło­wał je prze­jąć. Dla mnie poli­tyka jest tylko narzę­dziem zała­twia­nia inte­re­sów, niczym wię­cej. — Wes­tchnął. — Zosta­łem jed­nak zapę­dzony do rogu. Jeste­śmy w zwrot­nym punk­cie cywi­li­za­cji, a jeśli Impe­ra­tor Rode­rick nie zrobi tego, czego się od niego wymaga, czy to wła­śnie ja muszę go zastą­pić? — Zasta­na­wiał się, ale wciąż nie widział jasnej odpo­wie­dzi. — Chciał­bym raczej wró­cić do sytu­acji sprzed roku, kiedy mogłem się sku­pić na uni­ce­stwia­niu bar­ba­rzyń­ców Man­forda.

— I na naszych ope­ra­cjach przy­pra­wo­wych… dla moich nawi­ga­to­rów — dodała Norma. — Powin­ni­śmy raczej udać się na Arra­kis, niż pozo­sta­wać tutaj. Ty i ja.

— Zro­bimy to wkrótce, bab­ciu.

Już pla­no­wał długo odkła­daną podróż inspek­cyjną, musiał jed­nak dopil­no­wać tu ostat­nich kilku szcze­gó­łów.

— Wkrótce — powie­działa z naci­skiem Norma — nas tam zabiorę.

Josef poczuł przy­pływ roz­cza­ro­wa­nia. Pod­czas gdy Impe­ra­tor mar­no­wał czas i środki, sta­ra­jąc mu się odpła­cić, fana­tyczni butle­rowcy bez prze­szkód nisz­czyli postęp, który tak wiele go kosz­to­wał.

Cóż, pod­jął już dzia­ła­nia. Umac­niał obronę Kol­hara, ale odde­le­go­wał też ważną grupę sił spe­cjal­nych do ataku na Lam­pa­dasa, kwa­terę główną butle­row­ców. Może gdy jego nie­zwy­cię­żone cymeki zarżną tego plu­ga­wego kalekę, będzie naprawdę usa­tys­fak­cjo­no­wany.

— Pod­ją­łeś już decy­zję — powie­działa Norma swym znie­kształ­co­nym gło­sem.

— Przy­sze­dłem tu szu­kać two­jej rady, bab­ciu.

— Pod­ją­łeś już decy­zję — powtó­rzyła Norma i już nie odpo­wia­dała.Wybie­ram sojusz­ni­ków naj­le­piej jak potra­fię, ale to Bóg wybrał mego wroga — wroga całej ludz­ko­ści. Sam Bóg jest moim naj­wier­niej­szym obrońcą. Po cóż mi jesteś potrzebny?

— Man­ford Torondo do Impe­ra­tora Salva­dora Cor­rino

Draigo Roget, przy­wódca men­ta­tów Josefa Ven­porta, przy­był szyb­kim okrę­tem Ven­Holdu o poszy­ciu, które czy­niło go nie­wi­dzial­nym dla butle­row­skich patroli orbi­tal­nych. Przy swym uzbro­je­niu ta mała jed­nostka mogła znisz­czyć nawet dzie­sięć okrę­tów sta­rego typu uży­wa­nych przez fana­ty­ków.

Dra­igo nie przy­był jed­nak na Lam­pa­dasa, by wal­czyć z pla­netą pełną bar­ba­rzyń­ców, nie w tej chwili. Tym razem był tylko pilo­tem doświad­czal­nej misji, która mogła wyeli­mi­no­wać to zagro­że­nie dla cywi­li­za­cji. Miał zade­mon­stro­wać moc nowych cyme­ków.

Lam­pa­das… Został tu wykształ­cony w Szkole Men­ta­tów i nauczył się nie­na­wi­dzić Man­forda Torondo i jego zwo­len­ni­ków, eks­tre­mi­stów, któ­rzy zin­fil­tro­wali, a potem znisz­czyli tę wielką szkołę. Butle­rowcy ucięli głowę jego men­to­rowi i dyrek­to­rowi tej insty­tu­cji Gil­ber­tu­sowi Alban­sowi. Dra­igo ni­gdy im tego nie wyba­czy.

Nie mogąc ura­to­wać Gil­ber­tusa, Dra­igo zdo­łał uciec z Anną Cor­rino i z pamię­cią rdze­niową Era­zma, osła­wio­nego robota odpo­wie­dzial­nego za tyle okru­cieństw i znisz­czeń pod­czas dżi­hadu Sereny Butler. Teraz Anna była cenną kartą prze­tar­gową, a Erazm głów­nym źró­dłem infor­ma­cji dla naukow­ców z Denali; razem gwa­ran­to­wali zwy­cię­stwo dyrek­tora Ven­porta, triumf rozumu nad fana­ty­zmem, cywi­li­za­cji nad bar­ba­rzyń­stwem.

Osta­tecz­nie o to toczył się ten kon­flikt. Rozu­miał to każdy czło­wiek Ven­porta.

Dziś wie­czo­rem cymeki Dra­iga napeł­nią nie­przy­ja­ciela grozą, a może nawet zabiją Man­forda Torondo, co raz na zawsze zneu­tra­li­zo­wa­łoby fana­ty­ków. Ale jeśli nie, okażą swoją strasz­liwą moc, a wielu naukow­ców dyrek­tora Ven­porta chcia­łoby to zoba­czyć.

Z trzech cyme­ków w ładowni okrętu Dra­iga dwa były kie­ro­wane przez ulep­szone mózgi nawi­ga­to­rów, trze­ciego zaś kon­tro­lo­wał Pto­le­me­usz, pierw­szy _dobro­wolny_ nowy cymek, geniusz wie­dziony nie­na­wi­ścią do Man­forda Torondo. Pto­le­me­usz porzu­cił swą sła­bo­witą ludzką postać, zamie­nia­jąc ją na takie mecha­niczne ciało, które przy­pa­dło mu do gustu. Potężne, nisz­czy­ciel­skie ciało.

Man­ford z pew­no­ścią przy­spo­rzył sobie wielu wro­gów.

Bez­pieczny na orbi­cie nad spo­kojną pla­netą, pewny, że sys­temy uchro­nią go przed wykry­ciem przez pry­mi­tywne okręty butle­row­skie, Dra­igo przy­go­to­wy­wał się do misji. Pojem­nik z mózgiem Pto­le­me­usza został zain­sta­lo­wany w jego for­mie bojo­wej, pod­czas gdy dwa cymeki kie­ro­wane przez nawi­ga­to­rów wpro­wa­dzały swe formy kro­czące do pan­cer­nych kap­suł zrzu­to­wych. Mózgi nawi­ga­to­rów pozo­sta­wały ciche i zamy­ślone, ale trzy­mały się pole­ceń. Po spraw­dze­niu myślo­wo­dów Roget oznaj­mił, że wszyst­kie trzy maszyny są gotowe do zrzutu.

Pto­le­me­usz pod­niósł rękę o wielu szpo­nach i zaci­snął dłu­gie, ostre nożyce.

— Ten sady­styczny potwór spa­lił żyw­cem mojego przy­ja­ciela i zmu­sił mnie, bym na to patrzył. Man­ford Torondo musi umrzeć.

— Usi­ło­wał też znisz­czyć ludzki inte­lekt i postęp. Ten czło­wiek zasiał wiele zia­ren nie­na­wi­ści, a my wszy­scy chcemy wziąć udział w żni­wach. — Dra­igo uśmiech­nął się do mózgu zawie­szo­nego w jasno­nie­bie­skim elek­tro­flu­idzie, nim zamknięta została ostat­nia płyta kap­suły. Byli gotowi do zrzutu. — To wasza szansa.

Odpo­wie­dzial­ność za losy ludz­ko­ści była brze­mie­niem, któ­rego Man­ford Torondo nie przy­jął chęt­nie, ale zro­bił to mimo wszystko. Czy miał jakiś wybór?

Obecny kry­zys w Impe­rium był czymś wię­cej niż walką o bogac­twa natu­ralne albo tery­to­ria. Po całych stu­le­ciach w nie­woli myślą­cych maszyn ludz­kość była wresz­cie wolna, wyrwała się ze szpo­nów tech­no­lo­gii. Odro­dzeni, ludzie mogli wró­cić do jakie­goś nowego Edenu — ale tylko wtedy, gdyby zde­cy­do­wali się to zro­bić. O ile nie znisz­czą ich wła­sne sła­bo­ści.

Kłamcy pokroju Josefa Ven­porta chcieli raz jesz­cze znie­wo­lić ludz­kość, a jej rado­snego ducha pod­dać znów maszy­nom! Po zakoń­cze­niu dżi­hadu Rayna Butler — uko­chana men­torka i nauczy­cielka Man­forda — popro­wa­dziła ludzi wła­ści­wym szla­kiem, ale taka droga nie mogła obyć się bez prze­mocy i oporu ani bez tych, któ­rzy rzu­cali bomby na tłumy prze­ciw­ni­ków…

Dła­wiąc gniew, późną nocą Man­ford sie­dział wypro­sto­wany w wyście­ła­nym fotelu i patrzył na swoje ciało, które koń­czyło się poni­żej bio­der. Ta defor­ma­cja cza­sami go szo­ko­wała, nawet teraz, całe lata po eks­plo­zji, która pra­wie go zabiła, pozo­sta­wia­jąc led­wie połowę czło­wieka. „Ale za to po dwa­kroć przy­wódcę!” — jak krzy­czeli jego lojalni zwo­len­nicy pod­czas wie­ców.

Przy­szłość była tak nie­pewna, a cię­żar na jego sercu tak wielki. Jakże by chciał, żeby mądra Rayna na­dal tu była, by pro­wa­dzić ten ruch! Tak bar­dzo ją kochał! Czuł, że po policz­kach ciekną mu gorące łzy.

Anari Idaho, jego lojalna i zawzięta mistrzyni mie­cza, dostrze­gła te łzy i pode­szła bli­żej, stra­piona. Dla Man­forda rzu­ci­łaby się na każ­dego wroga, oddała życie, by go rato­wać. Teraz wyglą­dało na to, że chce go bro­nić przed jego uczu­ciami.

Anari była potęż­nie zbu­do­waną kobietą wyszko­loną przez mistrzów mie­cza z Ginaza. Od lat opie­ko­wała się Man­for­dem w jego pro­stej cha­cie z kamieni polnych na Lam­pa­da­sie. Ściany wewnętrzne były wypo­sa­żone w porę­cze i uchwyty, by Torondo mógł się poru­szać dzięki sil­nym mię­śniom gór­nej czę­ści ciała. Kiedy chciał uka­zać impo­nu­jącą postać wiwa­tu­ją­cym tłu­mom albo nie­przy­ja­cio­łom, korzy­stał z uprzęży na ramio­nach Anari. Nie czuł się wtedy gor­szy od innych ludzi, prze­ciw­nie — wyda­wał się najpotęż­niejszym czło­wie­kiem w Impe­rium.

Jego praw­do­mów­czyni, sio­stra Woodra, przy­szła poroz­ma­wiać z nim, ale nie zauwa­żyła jego posęp­nego nastroju i zarzu­ciła go swo­imi tro­skami.

— Impe­ra­tor Rode­rick wciąż uważa, że odpo­wia­damy za znik­nię­cie jego sio­stry po opa­no­wa­niu Szkoły Men­ta­tów. — Jej głos miał w sobie coś iry­tu­ją­cego. — Musisz go prze­ko­nać, przy­wódco, że Anna Cor­rino musiała jakoś uciec.

— Nie mamy nic wspól­nego z jej znik­nię­ciem, czy Impe­ra­tor wie­rzy w to czy nie. — Man­ford podej­rze­wał, że lek­ko­myślna dziew­czyna została pożarta przez smoka bagien­nego, gdy pró­bo­wała wyrwać się z oblę­że­nia. — Na szczę­ście gniew Impe­ra­tora zwró­cił się prze­ciw Jose­fowi Ven­por­towi. Wcale mnie to nie mar­twi. — Nie mógł prze­stać myśleć o tym, że to jakiś tajemny cud.

— Być może — przy­znała Anari — on jed­nak ni­gdy nie zapo­mni, że tłum butle­row­ców zabił jego córkę. Wystar­czy mu gniewu i na nas.

— To był wypa­dek, nic wię­cej — powie­działa lek­ce­wa­żąco Woodra, jak gdyby myślała, że sprawa jest zakoń­czona. — Nie możemy być o to obwi­niani.

— A mimo to będzie nas obwi­niał — odparła mistrzyni mie­cza.

— Przy­mie­rza mogą znów się zmie­nić — rzekł Man­ford. — Rode­ricka Cor­rino trzeba prze­ko­nać, by zoba­czył swoje prze­zna­cze­nie w roli naszego sprzy­mie­rzeńca… naj­chęt­niej roz­sąd­nymi namo­wami, ale jeśli będzie trzeba, siłą.

Sio­stra Woodra wycią­gnęła reje­stry i spisy, które chciała szcze­gó­łowo omó­wić, ale Man­ford nie miał teraz na to siły. Wyczu­wa­jąc znu­że­nie swego pana, Anari posłała Woodrze kar­cące spoj­rze­nie.

— Wystar­czy tych spraw. Man­ford potrze­buje odpo­czynku i medy­ta­cji. Jak ina­czej mogli­by­śmy ocze­ki­wać, że będzie nam prze­wo­dzić?

Opry­skliwa praw­do­mów­czyni pokrę­ciła nosem na tę odprawę.

— Powo­dze­nie naszego ruchu zależy tak samo od szcze­gó­łów jak od sil­nego przy­wódz­twa. I musimy zna­leźć czas na te szcze­góły.

Woodra została wyszko­lona w zgro­ma­dze­niu żeń­skim, zanim strasz­liwa schi­zma roz­darła tę szkołę. Man­ford wie­dział, że jest tak żar­liwą prze­ciw­niczką tech­no­lo­gii, jak każdy z jego zwo­len­ni­ków. Oka­zała się też cen­nym nabyt­kiem nie tylko jako praw­do­mów­czyni, ale także jako doradca. Była jed­nak szczera i bra­ko­wało jej fine­zji. No i cza­sami męczyła go. Teraz wła­śnie był zbyt wyczer­pany, bez względu na jej nale­ga­nia.

— Anari ma rację. Jestem zmę­czony. Zabierz mnie do sypialni.

Mistrzyni mie­cza pod­nio­sła go, jakby był psia­kiem, i ciężko stą­pa­jąc, poszła ku jego pry­wat­nym poko­jom, gdzie umie­ściła go na wąskim łóżku. Otwo­rzyła okno, żeby wpu­ścić świeże nocne powie­trze.

Empok, sto­lica Lam­pa­dasa, iskrzył się cie­płymi oran­żo­wymi świa­tłami nie­zli­czo­nych pro­stych budyn­ków. Owady śpie­wały ciche pie­śni, a pla­neta wyda­wała się zwod­ni­czo spo­kojna, gdy Man­ford ukła­dał się do kon­tem­pla­cyj­nego snu. Dopóki grzmiący ryk nie wstrzą­snął ciem­no­ścią.

Jakieś cięż­kie obiekty prze­dzie­rały się przez atmos­ferę spo­wite pło­mie­niami. Trzy poci­ski ude­rzyły w grunt za Empo­kiem.

Anari wsz­częła alarm i wtar­gnęła do sypialni, by go chro­nić.

Ludzie wybie­gli z domów spraw­dzić, co zaszło, a potem pod­nie­śli krzyk trwogi. Trzy miej­sca ude­rzeń kipiały zło­wrogo, oświe­tlone białą i oran­żową poświatą i pod­kre­ślone pul­su­ją­cymi cie­niami. Osłony kap­suł otwo­rzyły się niczym wyszczer­bione płatki opan­ce­rzo­nych kwia­tów, a potem wyło­niły się z nich mecha­niczne formy. Cięż­kie, poru­szane tło­kami nogi nio­sły naje­żone bro­nią kadłuby, z któ­rych każdy zawie­rał pozba­wiony ciała ludzki mózg. Trzy góru­jące nad domami cymeki roz­po­częły marsz na mia­sto.

Gdy Anari wycią­gnęła Man­forda z łóżka, zoba­czył przez okno odle­gły ruch i zro­zu­miał, że wro­go­wie przy­szli po niego.

Trzy­ma­jąc go, mistrzyni mie­cza powie­działa:

— Ocalę cię.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: