Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Negocjatorka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
4 października 2023
Ebook
39,99 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Negocjatorka - ebook

Zdarzają się sprawy, w których nic nie jest oczywiste, a na każdy krok do przodu przypadają dwa kroki wstecz…

Kraków, upalne popołudnie. Komisarz Marta Sułecka, policyjna negocjatorka, przyjmuje wezwanie do manifestowanej próby samobójczej. Nie spodziewa się, że ta decyzja w istotny sposób wpłynie na jej życie. Gdy negocjacje kończą się tragiczną śmiercią młodej kobiety, Sułecka wraz ze swoim nowym partnerem, Szymonem Kmitą, stara się ustalić, czy w tym przypadku nie doszło do podżegania do samobójstwa. Równocześnie kontynuuje prywatne śledztwo dotyczące tajemniczej śmierci swojej przyrodniej siostry, której ciało znaleziono dwa miesiące wcześniej na obrzeżach Puszczy Niepołomickiej.

W toku prowadzonych śledztw wyjdą na jaw nowe szczegóły, które zmuszą policjantkę do konfrontacji z własną przeszłością i wyznawanymi wartościami.

Czy Kmita jest osobą, której można zaufać? Komu najbardziej zależy na tym, by prawda nigdy nie ujrzała światła dziennego? Czy Sułecka rozwiąże dwie najtrudniejsze sprawy, nad jakimi dotąd przyszło jej pracować?

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67915-25-0
Rozmiar pliku: 872 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Kobieta ściągnęła z ramienia prostą, czarną torebkę, powiesiła ją na oparciu krzesła, po czym zajęła miejsce przy barze. W powietrzu unosił się cytrynowy zapach odświeżacza powietrza. Intensywny i sztuczny. Drażnił ją, ale wydarzenia dzisiejszego dnia sprawiły, że nie miała wygórowanych wymagań. Niespełna pół godziny temu odwiozła matkę do szpitala psychiatrycznego i potrzebowała się napić.

Z tą myślą oparła łokcie na podniszczonym blacie, który wyglądał, jakby najlepsze lata miał za sobą, a następnie skinęła głową w stronę starszego mężczyzny stojącego po drugiej stronie kontuaru. Zamówiła piwo, po czym podniosła wzrok na zawieszony nad barem telewizor. Dwóch mężczyzn w niebieskich koszulkach i białych marynarkach siedziało w studiu i dyskutowało o zbliżającym się meczu pomiędzy FC Barceloną a Bayernem Monachium. Nie mając lepszego zajęcia, słuchała jednym uchem o szansach, ostatnich rozgrywkach i przewidywaniach co do wyniku. Do czasu. Dwadzieścia minut później przy barze usiadł mężczyzna. Był blisko, zaledwie dwa krzesła dalej. Dobrze zbudowany, z dłuższymi jasnymi włosami i kilkudniowym zarostem na twarzy, wyglądał na niewiele starszego od niej. Na szyi nieznajomego dostrzegła fragment tatuażu, którego resztę skrywała czarna bluza z kapturem – przyciągał jej wzrok, podobnie jak masywny sygnet na palcu wskazującym prawej dłoni.

Nie musiała się wysilać, by usłyszeć jego rozmowę z barmanem. Podobnie jak modowi bliźniacy w studiu, oni również dyskutowali o nadchodzącym meczu, próbując przewidzieć wynik.

– Dwa do jednego dla FC Barcelony – odezwała się, gdy starszy mężczyzna podszedł do kolejnego klienta. Do knajpy schodziło się coraz więcej osób. – Gdy będzie taki wynik, postawisz mi drinka – dodała, po czym odwróciła się w jego stronę.

Nieznajomy spojrzał na kobietę. Niebieskie oczy omiotły jej twarz. Spodobało mu się to, co zobaczył.

– A jeśli będzie inny? – spytał zaciekawiony. Miał lekko zachrypnięty głos.

Wzruszyła ramionami.

– Twoja strata – odparła bez wahania i przeniosła wzrok na telewizor.

Sama nie wiedziała, dlaczego rozpoczęła tę rozmowę. Może dlatego, że miała za sobą trudny dzień? Sytuacja z matką i przytłaczająca atmosfera panująca w szpitalu psychiatrycznym sprawiły, że bardziej niż zwykle odczuwała ciężar wydarzeń sprzed czterech tygodni. Ale było coś jeszcze, co wpływało na jej stan. Alkohol. Picie w samotności nie było już tak przyjemne jak jeszcze pół godziny temu.

W międzyczasie zamówiła drugie piwo. Wiedziała, że swoją propozycją przykuła uwagę mężczyzny. Świadczyły o tym spojrzenia, jakie od czasu do czasu kierował w jej stronę.

Mecz należał do umiarkowanie emocjonujących. Lewandowski strzelił pierwszego gola w osiemdziesiątej piątej minucie, potem kolejnego, co sprawiło, że kilkanaście minut później Bayern Monachium wygrało trzy do zera. Kiedy już planowała zamówić taksówkę, barman postawił przed nią kieliszek ozdobiony kolorową parasolką.

Odwróciła się w stronę nieznajomego.

– To dla mnie?

Mężczyzna uśmiechnął się, unosząc wyżej jeden kącik ust.

– Najlepsze, co barman potrafi przygotować.

Ostrożnie podniosła kieliszek i powąchała alkohol. Przyjemny pomarańczowy zapach łączył się z czymś, czego nie potrafiła rozpoznać. Spróbowała, po czym oblizała wargi z cukru pokrywającego brzeg kieliszka.

– Bardzo dobre. Jak się nazywa?

– Mieszkam niedaleko – rzucił, obserwując jej reakcję.

Uśmiechnęła się po raz pierwszy tego dnia. A zaraz potem przyszło zaskoczenie, kiedy poczuła jak przez jej ciało przechodzi przyjemny dreszcz podniecenia. Było to coś, czego nie doświadczyła od prawie trzech lat. Odkąd została sama.

Nieznajomy wykorzystał moment i usiadł bliżej. Rękę położył na oparciu jej krzesła.

Kobieta nie planowała skorzystać z jego propozycji. Po krótkim namyśle zdecydowała, że jeszcze jeden drink i wróci do domu. Z takim postanowieniem wyciągnęła dłoń w jego stronę.

– Marta.

– Paweł.ROZDZIAŁ 1

CZTERY TYGODNIE PÓŹNIEJ

Dochodziła czwarta, kiedy komisarz Marta Sułecka zaparkowała samochód wzdłuż ulicy prowadzącej w stronę Cmentarza Podgórskiego, nieopodal stoiska, w którym kupiła kilka zniczy i pudełko zapałek.

To był kolejny upalny dzień. Jeszcze nie nadeszły zapowiadane od kilku dni intensywne opady deszczu, choć na zmianę pogody zanosiło się już od samego rana.

Przekroczyła bramę, pod sznurowanymi traperami zachrzęścił żwir. Prosty nagrobek Aleksandry Brzozowskiej znajdował się w zachodniej części cmentarza.

Kiedy dotarła na miejsce usunęła z niego drobne gałązki i liście, po czym do plastikowego wazonu włożyła kolorowe frezje, które kupiła niedaleko Komendy Wojewódzkiej. Na koniec zapaliła znicze i ustawiła je na marmurowej płycie. Gdyby była osobą wierzącą, zapewne uznałaby, że to odpowiedni moment na modlitwę. Zamiast tego zacisnęła pięści. Czuła tę samą pierwotną emocję, która nie opuszczała jej od pewnego czasu. Złość. I chęć wzięcia odwetu za to, co spotkało jej młodszą siostrę. Dokładnie dwa miesiące temu Aleksandra Brzozowska została zamordowana. Za każdym razem, gdy Marta stawała nad jej grobem, z trudem docierało do niej, że tam spoczywa Ola. Ta sama dziewczynka, której zmieniała pieluchy i którą łaskotała po małych stópkach, by usłyszeć najpiękniejszy dziecięcy śmiech. Marta miała trzynaście lat, jej brat szesnaście, gdy ich rodzice wzięli rozwód. Niedługo po tym matka ponownie wyszła za mąż, a rok później na świecie pojawiła się Aleksandra. Miesiąc po dwudziestych trzecich urodzinach ktoś odebrał jej życie.

Marta mogła pochwalić się bogatym doświadczeniem zawodowym. Zresztą nie tylko tym. Życie prywatne także jej nie oszczędzało i mimo że na co dzień miała do czynienia z przemocą, śmiercią, ludzką tragedią, to obcowanie z takimi sytuacjami w żadnym stopniu nie przygotowało jej na cios, gdy zbrodnia dotknęła ją osobiście. Na śmierć kogoś bliskiego nigdy nie ma odpowiedniego momentu.

Dałaby wiele, by móc cofnąć czas, sprawić, by jej relacje z siostrą wyglądały inaczej. Może wtedy, podczas ich ostatniej rozmowy, która odbyła się na dwa dni przed jej śmiercią, Ola powiedziałaby coś więcej o swoim życiu, pracy, nowym zleceniu, dzięki któremu jej kariera nabierała rozpędu, i o mężczyźnie, z którym spotykała się od pewnego czasu. Zrobiłaby to wszystko, nie spodziewając się słów krytyki.

Może wtedy Sułeckiej udałoby się trafić na tego, kto ją zabił.

Może.

– Przepraszam za spóźnienie.

Wyprostowała się gwałtownie na dźwięk znajomego głosu. W jej stronę zmierzał wysoki szatyn z krótko obciętymi włosami. Tomasz Sułecki w przeciwieństwie do Marty, która miała na sobie czarną koszulkę z krótkim rękawem i jeansy w tym samym kolorze, założył coś bardziej odpowiedniego do panujących warunków – przewiewne lniane spodnie i jasną koszulę. W dłoni trzymał foliową siatkę, a znicze, które były w środku, postukiwały o siebie w rytm jego kroków. Brat Marty był chirurgiem w szpitalu Narutowicza. Z powodu zmęczenia, widocznego na jego pociągłej twarzy, wyglądał dużo poważniej niż na czterdzieści lat. Jakby wszystkie nieprzespane noce zostawiły po sobie trwały ślad...

– Przedłużyła mi się operacja – powiedział i pocałował siostrę w policzek.

– Sama niedawno przyszłam. Jak pacjent?

– Przeżył, ale niewiele brakowało. – Tomasz przykucnął, wyciągnął znicze, a siatkę schował do kieszeni. Zapalił wszystkie jedną zapałką i ustawił w równym rzędzie. Gdy skończył, odwrócił się w stronę Marty. – Pojawiło się coś nowego w sprawie Aleksandry? – spytał, głównie z przyzwyczajenia.

Pokręciła głową. Widząc reakcję na twarzy brata, sama nie wiedziała, co było gorsze. Zobojętnienie, w które popadli po śmierci Oli, czy też stopniowe godzenie się z tym, że nie dowiedzą się tego, kto to zrobił. I dlaczego.

Marta próbowała znaleźć odpowiedzi na te pytania. Prowadziła prywatne śledztwo, szukała jakiegokolwiek śladu. Punktu zaczepienia. Podczas ostatniej rozmowy Aleksandra wspomniała coś o jakimś mężczyźnie. Niestety żaden z jej znajomych nic o nim nie słyszał. Mężczyzna bez twarzy i bez nazwiska. Marta znała tylko jego ksywę. Dysponowała także DNA sprawcy, który pobrano z naskórka znalezionego na szyi Oli. Ta wiedza na niewiele się jednak przydała, bo mimo licznych prób nie udało się ustalić jego tożsamości. Zarówno ona, jak i jej koledzy z wydziału dochodzeniowo-śledczego, prowadzący oficjalne śledztwo, szybko dotarli do ściany, której nie udało się sforsować. Ciało Oli zostało porzucone na skraju Puszczy Niepołomickiej w połowie marca. Opustoszałe miejsce, do najbliższych zabudowań było niecałe trzysta metrów. Nikt nic nie widział.

Od pogrzebu Oli rodzeństwo spotykało się w tym miejscu co tydzień. Czasami rozmawiali, czasami chodziło tylko o to, by pobyć razem.

Z rozmyślań wyrwał ją głos brata.

– Widziałaś się ostatnio z mamą?

– W zeszłym tygodniu. Wybieram się do niej w środę. A co?

– Byłem u niej wczoraj i... zauważyłem poprawę. Jak tak dalej pójdzie, niedługo ją wypiszą.

Martę ucieszyła ta wiadomość, ale podchodziła do niej z większą dozą sceptycyzmu.

– Mam nadzieję.

Tomasz posłał jej spojrzenie, które znała, odkąd była dzieckiem.

– No co? – Rozłożyła ręce z niedowierzaniem. – Sam wiesz, jak zakończyło się to ostatnim razem.

Brat nie odpowiedział, tylko odwrócił głowę i powiódł wzrokiem po sąsiednich nagrobkach. Tragedia, która dotknęła Aleksandrę, zniszczyła także inne życie. Matka załamała się po śmierci córki. Ze względu na zły stan zdrowia nadal przebywała w szpitalu psychiatrycznym. W ciągu tych dwóch miesięcy zdarzały się jej lepsze momenty, ale więcej było tych gorszych, jakby pewnych rzeczy nie dało się jednak uleczyć. Pęknięcia pozostawały na zawsze. Ojciec Oli pogrążył się w pracy. Przez pewien czas Marta także próbowała tego sposobu, lecz nie przyniósł jej ukojenia. Wręcz przeciwnie. Czuła, że zaczyna brakować jej powietrza. Za dużo tragedii spłynęło na nią w krótkim czasie. Sprawa z jej mężem tylko ją pokiereszowała, natomiast śmierć Aleksandry zaprowadziła Martę do miejsca, w którym nie chciała dłużej przebywać.

– Mówiła coś o Oli? – Przerwała milczenie.

– Nadal unika tego tematu.

Przez chwilę wydawało się, że Tomasz chce coś dodać, ale najwyraźniej zmienił zdanie. Spojrzał na nagrobek siostry i przeżegnał się. Marta obserwowała, jak jego usta poruszają się w trakcie wypowiadanej pod nosem modlitwy.

Gdy zadzwonił telefon, wyciągnęła go z torebki i sprawdziła numer. Należał do dyżurnego Komendy Wojewódzkiej.

Zawahała się z palcem zawieszonym nad aparatem. Istniał tylko jeden powód, dlaczego próbował się z nią skontaktować, mimo że na dzisiaj zakończyła już pracę.

Czując na sobie wzrok brata, odebrała połączenie.

– Komisarz Sułecka.

– Mówi Bogusz. Wpłynęło zgłoszenie. Manifestowanie próby samobójczej. Możesz podjąć czynność?

Oprócz tego, że pracowała w wydziale dochodzeniowo-śledczym, Marta była również negocjatorką. Pomagała w rozwiązywaniu trudnych sytuacji, przeważnie poza godzinami pracy. I dlatego jej udział w negocjacjach był dobrowolny.

– Nie tym razem – odparła. Miała już plany. Poza tym samo myślenie o Oli i jej sprawie wytrącało ją z równowagi. – Zadzwoń do Gruszki.

Paweł Gruszczyński był jej kolegą i jednym z bardziej doświadczonych negocjatorów na terenie Krakowa, z jakim miała okazję współpracować.

– Próbowałem, ale nie da rady. Jego żona właśnie rodzi.

– Sprawdzałeś Józefowicza?

– Jest na urlopie.

Marta odwróciła wzrok od brata i spojrzała w stronę pobliskich kasztanowców, których rozłożyste gałęzie zapewniały przyjemny cień.

– Wiem, że trzy dni temu brałaś udział w akcji – kontynuował Bogusz. – Dzwoniłem jeszcze do kilku osób, ale dzisiaj trudno zebrać ludzi.

Na każde wezwanie przyjeżdżał cały zespół. Negocjacje zawsze były pracą zbiorową. Optymalnie, jeśli uczestniczyli w niej czterej negocjatorzy i dowódca. Komentarz Bogusza sugerował, że trudno było mu zebrać nawet trzyosobową grupę, jaka mogła być dopuszczona do wykonania zadania.

Marta przygryzła wewnętrzną stronę policzka. Powoli zaczynała się wahać.

– Gdzie?

– Na Wielickiej, niedaleko dworca Płaszów.

Gdy padły te słowa, poczuła, że traci kolejny argument. Znajdowała się niespełna dwa kilometry od tego miejsca.

– A kogo już masz?

– Iwonę Kotecką i Jacka Malika, który dzisiaj będzie dowódcą.

Policjantka była świeżą negocjatorką. Niecały tydzień temu ukończyła kurs w Legionowie. Sułecka wiedziała o tym, bo sama ją szkoliła. W przeciwieństwie do Koteckiej Malik był negocjatorem z dłuższym stażem, ale jako dowódca miał zajmować się również innymi rzeczami. Głównie koordynowaniem zadań i współpracą z pozostałymi służbami.

– Brakuje jeszcze jednej osoby – odezwała się po chwili.

– Przydałby się ktoś z doświadczeniem. – Bogusz wypowiedział to, o czym Marta intensywnie myślała.

Odruchowo przesunęła palcami po niewielkim pinie, który nosiła przypięty do klapy torebki. Otrzymała go sześć lat temu, po ukończeniu kursu na negocjatorkę, i mimo że od tego momentu wiele zmieniło się w jej życiu, doskonale pamiętała, co znajduje się na niebieskim tle. Motto polskich negocjatorów.

– Dobrze, podejmę czynności. – Kątem oka dostrzegła, jak jej brat kręci głową.

Natomiast Bogusz tylko czekał na te słowa.

– Dokąd wysłać radiowóz?

– Nie trzeba. Jestem niedaleko Wielickiej. Dotarcie na miejsce zajmie mi kilka minut. Podaj numer bloku.

Gdy skończyła rozmowę, schowała telefon do torebki i spojrzała na Tomasza. Wiedziała, że akurat ze strony brata mogła liczyć na zrozumienie.

– Musisz jechać – stwierdził.

Przytaknęła, po czym cmoknęła brata w szorstki policzek.

– Odezwę się, jeśli negocjacje skończą się szybko.

Miała nadzieję, że dzisiejsza sytuacja kryzysowa nie będzie należała do najdłuższych w jej życiu. Najkrótsza trwała niespełna piętnaście minut i zdarzyła się na początku jej pracy jako negocjatorki. Z doświadczenia wiedziała, że takie należały do rzadkości, o czym przekonała się podczas kolejnego wezwania. Jej rekord wynosił czternaście godzin i dzisiaj nie chciałaby go pobić.

Na miejsce dotarła po ośmiu minutach. Znała to osiedle z czasów, zanim jeszcze ponure bloki w kolorze brudnej szarości ocieplono i pomalowano na kolor żółty tudzież oliwkowy, a dworzec płaszowski w niewielkim stopniu przypominał wyglądem obecny. Otoczenie również sprawiało teraz lepsze wrażenie, może za sprawą nowoczesnej infrastruktury, na którą w ostatnich latach wydano znaczne sumy pieniędzy.

Wjechała na teren osiedla i zatrzymała się na parkingu od strony balkonów. Zaciągnęła ręczny i wysiadła z klimatyzowanej mazdy. Powietrze było lepkie i gorące. Poprawiła okulary przeciwsłoneczne i rozejrzała się wokół. Przed blokiem czekał już zastęp straży pożarnej. Ich zadaniem było zabezpieczenie miejsca ewentualnego skoku. Nieco dalej stały dwie grupki osób, przypadkowych przechodniów. Nie zabrakło też zaciekawionych sąsiadów. Większość z nich schowała się w cieniu drzewa.

Marta najchętniej zrobiłaby to samo. Po jej skroni spłynęła kolejna kropla potu, a koszulka już zaczynała się nieprzyjemnie kleić do pleców. Rozejrzała się za Malikiem. Zauważyła go od razu. Niski mężczyzna z siwymi włosami i brodą w takim samym kolorze właśnie skończył rozmawiać z jednym ze strażaków i ruszył w stronę Koteckiej. Policjantka stała na krawężniku i patrzyła gdzieś wysoko, robiąc sobie daszek z dłoni, by osłonić wzrok przed mocnym słońcem.

Sułecka podążyła za jej spojrzeniem. Kobietę, która planowała popełnić samobójstwo, dostrzegła na balkonie czwartego piętra. Barierka sięgała jej zaledwie do wysokości kolan. Dwoma rękami trzymała się za sznurek od prania, który ciągnął się tuż pod sufitem. Zamiary kobiety nie budziły żadnych wątpliwości. Samobójstwo było często wybieranym sposobem na odebranie sobie życia, szczególnie u osób chorych psychicznie. Ale byli również tacy, którzy decydowali się na taki krok z powodu długów, problemów z uzależnieniem od hazardu czy też zdrady partnera. Dla Sułeckiej manifestowane próby samobójcze były wołaniem o pomoc.

W tym momencie Martę martwiły dwie rzeczy. Pierwszą był balkon. Położenie od strony południowej było zapewne korzystne dla mieszkańców, ale teraz, kiedy słońce prażyło na całą ścianę bloku, nastręczało więcej problemów. Nie wiadomo, jak długo kobieta będzie w stanie wytrzymać w takiej pozycji, zanim uda się ją namówić do powrotu do mieszkania.

Drugą były dwie żółte koparki rozstawione pod blokiem. Robotnicy już zakończyli pracę. Wymiana rur kanalizacyjnych musiała być początkiem większego remontu, bo kilka metrów dalej stał kontener pracowniczy i przenośna toaleta.

Ruszyła w stronę swojego zespołu. Malik wyszedł jej naprzeciw.

– Co wiemy? – spytała mężczyznę. Jego twarz była okrągła jak naleśnik.

– Julia Bonar, dwadzieścia sześć lat – wymieniał dowódca. – Zabarykadowała się w mieszkaniu.

– Sama?

– Tak.

Chociaż tyle, pomyślała Sułecka. Sytuacje kryzysowe, które miały miejsce w domach, przeważnie bywały dla policjantów łatwiejsze, chociażby dlatego, że zwykle znana była tożsamość osoby, której mieli pomóc. Reszta przypadków to czysta loteria.

– Wrzuciłeś ją na bęben?

Jacek skinął głową. Po jego minie poznała, że to ślepy zaułek.

– Harcerka. Nie ma nawet mandatu.

– Wiadomo, jak długo tam stoi? – Marta spojrzała na kobietę, która dołączyła do niej i Malika.

– Zgłoszenie wpłynęło pół godziny temu. – Kotecka włączyła się do rozmowy. To była jej pierwsza akcja i czuła się podekscytowana czekającym zadaniem. – Sąsiad, którego balkon jest obok balkonu Bonar, udostępnił nam mieszkanie.

Marta odwróciła wzrok od młodszej koleżanki i spojrzała w stronę koparek.

– Da się coś z tym zrobić?

Malik pokręcił głową.

– Zbyt duże ryzyko. Gdyby skoczyła akurat wtedy, kiedy ktoś stałby na dole... – Samo wyobrażenie sobie tej sytuacji sprawiło, że ponownie pokręcił głową. – Nie będę narażać innych.

Marta musiała przyznać Malikowi rację. Na usta cisnęło się jej jeszcze jedno pytanie, chociaż podejrzewała, jaka będzie odpowiedź.

– Czy strażakom uda się chociaż rozłożyć skokochron?

– Nie przy tym sprzęcie – odparł, kończąc ten wątek. – Dobra, bierzmy się do roboty. Marta, będziesz negocjatorem prowadzącym, a ty, Iwona, zajmiesz się notowaniem. Jak jesteście gotowe, to zaczynamy.

Policjantki przytaknęły. Kotecka, nie zwlekając, wyciągnęła z plecaka notes i długopis. Jej główne zadanie polegało na zapisywaniu każdej informacji, jaką uzyskają od Julii Bonar. Na Marcie spoczywała odpowiedzialność za prowadzenie rozmowy.

Nie odzywając się już do siebie, ruszyli w stronę budynku. Obchodząc go z prawej strony, minęli po drodze kilka wychudzonych kotów buszujących w pobliżu koszy na śmieci i starszą panią ściskającą w dłoniach dwa ciężkie worki.

Drzwi prowadzące na klatkę schodową były otwarte. Ktoś zablokował je kamieniem. Marta ściągnęła okulary przeciwsłoneczne i wsunęła jeden z zauszników za koszulkę. Weszli do chłodniejszej o kilka stopni klatki schodowej i szybko pokonali cztery piętra. Sąsiad, krępy mężczyzna o nieco dłuższych włosach, które teraz z powodu upału przykleiły mu się do spoconego czoła, już na nich czekał na wycieraczce. Twarz Henryka Magiery wyrażała niepokój. W dłoniach ściskał ściereczkę kuchenną.

Malik przedstawił wszystkich, a potem jedno po drugim przekroczyli próg mieszkania. Niewielki metraż sprawiał, że mimo otwartych okien w środku panował okropny zaduch. Sytuacji nie poprawiał intensywny zapach niedawno przygotowanej potrawy z cukinii, papryki i kiełbasy.

– Matko Boska, wierzyć mi się nie chce. Taka młoda, taka ładna... – mówił sąsiad z przejęciem w głosie.

– Orientuje się pan, jak długo tu mieszka? – weszła mu w słowo Marta.

Starszy mężczyzna wzruszył ramionami.

– Będzie ze dwa lata.

– Jaką jest sąsiadką? – zainteresował się Malik.

– Grzeczną, spokojną, miłą.

Usłyszawszy te słowa, Marta z trudem powstrzymała się przed komentarzem. Czuła awersję do takich stwierdzeń, zwłaszcza w odniesieniu do kobiet. Zarówno miejsce, jak i czas nie były jednak odpowiednie na podjęcie tego tematu.

– Coś jeszcze? – Rozejrzała się po mieszkaniu.

Sąsiad przeskakiwał spojrzeniem z Malika na Sułecką i z powrotem, nie wiedząc, na kim dłużej zatrzymać wzrok.

– Zawsze się przywitała, nie to, co niektórzy młodzi.

– Czyli nie sprawiała żadnych problemów? – uściśliła Kotecka. – Kłótnie zza ściany, zakłócanie ciszy nocnej?

Mężczyzna pokręcił głową.

– Nic z tych rzeczy.

Marta straciła zainteresowanie sąsiadem. Nie spodziewała się, że usłyszą coś istotnego. Zajrzała do salonu, z którego wychodziło się na balkon.

– Dziękujemy za udostępnienie mieszkania. – Malik zwrócił się do mężczyzny. – Na czas negocjacji muszę pana prosić o jego opuszczenie.

Magiera zgodził się, choć niechętnie. Nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. Sądząc po jego reakcji, chciał znajdować się w centrum wydarzeń, a przynajmniej na tyle blisko, by być na bieżąco.

Marta podeszła do stołu i powiesiła torebkę na oparciu krzesła, po czym otworzyła drzwi balkonowe i wyszła na zewnątrz. Tak jak podejrzewała, żar dosłownie lał się z nieba. Nie istniały idealne warunki pogodowe do prowadzenia negocjacji, ale z całą pewnością były takie, które mogły je uprzykrzyć.

Kotecka i Malik dołączyli do niej. Marta nie oglądała się za siebie, wiedziała jednak, że Iwona zajęła stanowisko w pobliżu, najprawdopodobniej tuż za nią. Na tyle blisko, by wszystko słyszeć. Zadanie Marty polegało na nakłonieniu kobiety do rozmowy. Jedną z pierwszych przeszkód, jakie musiała pokonać, było znalezienie właściwego tematu, dzięki któremu nawiąże nić porozumienia, wyciągnie jak najwięcej przydatnych informacji. Rzadko kiedy bywało to proste. Zwłaszcza w przypadku osób, dla których rozmowa z kimś obcym była ostatnią rzeczą, na jaką miały ochotę. Marta musiała to zmienić.

Balkon był niewielki, mógł mieć z półtora metra na metr, a wydawał się jeszcze mniejszy z powodu dosuniętego do ściany stolika z dwoma niewielkimi krzesłami i kilku doniczek ustawionych na posadzce. Sąsiednie balkony zostały oddzielone ścianami.

Podeszła do balustrady i przytrzymała się barierki. Musiała się mocno wychylić, żeby zobaczyć Julię Bonar. Kobieta wyglądała na wyczerpaną. Jej skóra błyszczała od potu. Stała na stoliku. Na pierwszy rzut oka wyglądał stabilnie, ale to i tak nie zmniejszyło niepokoju negocjatorki. Moment nieuwagi czy zawrót głowy spowodowany upałem mogły doprowadzić do tragedii.

– Nazywam się Marta – odezwała się spokojnym głosem.

Bonar wzdrygnęła się, zaskoczona czyjąś obecnością. Odwróciła głowę. Kiedy zerknęła na Sułecką, ta dostrzegła niewielkie znamię na lewym policzku.

– Co pani tutaj robi? – spytała nerwowo.

– Chcę pomóc.

Kobieta odruchowo pokręciła głową.

– Na to już za późno. – Spojrzała przed siebie, potem przeniosła wzrok niżej, w stronę tłumu, który w ostatnich minutach znacząco się powiększył. – On nigdy nie pozwoli mi odejść – dodała cicho. Po jej twarzy spłynęły krople potu. – Nie mam innego wyjścia.

– Rozumiem, że jest ci ciężko.

Bonar przytaknęła. Ruch był delikatny, trwał zaledwie chwilę, ale Marcie to wystarczyło. Wiedziała, że przykuła uwagę kobiety. Nie chciała jej teraz stracić.

– Sama mam za sobą trudny czas. – Marta postawiła na szczerość. – Życie potrafi dać nieźle po dupie, ale wiem, że zawsze jest jakieś wyjście, nawet jeśli w tym momencie go nie widzisz. Potrzebujesz kogoś, kto ci pomoże.

Julia wyglądała, jakby chciała wierzyć w to, co właśnie usłyszała.

– Nie jesteś sama – mówiła dalej Sułecka. – Pomyśl, jak zareaguje twoja rodzina.

– Nie mam nikogo.

Marta przeklęła w myślach. To nie był najlepszy kierunek rozmowy i szybko się z niego wycofała.

– Nawet jeśli teraz sytuacja wydaje ci się beznadziejna, uwierz mi, będzie lepiej. Nie rób tego z powodu jakiegoś faceta.

– On nie pozwoli mi odejść. – Bonar powtórzyła słowa sprzed chwili.

– Kto taki?

Tym razem nie odpowiedziała od razu. Spojrzała przed siebie, a jej zaciśnięte mocno usta przypominały wąską linię.

– Powiedział, że tylko w taki sposób mogę się od niego uwolnić. – Po jej twarzy popłynęły łzy. – Tak się boję.

– Słyszę cię. Cokolwiek się stało, w jakąkolwiek historię się wplątałaś, pomogę ci. Nie zostaniesz z tym sama.

Kobieta zagryzła wargi.

– I w jaki sposób to zrobisz?

– Jestem policjantką.

Gdy tylko padły te słowa, delikatna nić porozumienia, która nawiązała się między nimi, została przerwana. Marta nie wiedziała dlaczego.

– Gówno mi pomożesz! – krzyknęła zdenerwowana Bonar. – Nie mam innego wyjścia. Muszę to zrobić – dodała z determinacją i ponownie zerknęła w dół.

Pewność w jej głosie zaalarmowała Martę. A dokładnie – sposób, w jaki to powiedziała. Nie było w nim cienia wahania, wątpliwości. Kobieta podjęła już decyzję.

– Julia – zawołała Marta. – Proszę, popatrz na mnie. Julia?!

Kobieta roześmiała się szyderczo.

– Nikt mi nie pomoże, a na pewno nie ty – rzuciła, kiedy w końcu spojrzała w jej stronę.

A potem stało się coś, czego Marta obawiała się podczas każdych negocjacji – że rozmowa okaże się niewystarczająca. W tym momencie liczyła się każda sekunda. Gdy Bonar opuściła jedną rękę, Sułecka chwyciła za drążek od prania przymocowany do bocznej ścianki i postawiła nogę na doniczce z pelargonią. Słyszała, jak za jej plecami odzywa się Kotecka, ale cała jej uwaga była skupiona wyłącznie na młodej kobiecie.

Udało jej się znaleźć po drugiej stronie coś, za co mogła się złapać i chciała spróbować przedostać się na sąsiedni balkon, lecz było już za późno. Julia opuściła drugą rękę, postawiła nogę na balustradzie i skoczyła.

– Nie!

Marta przytrzymała się barierki i spojrzała w dół. Zobaczyła, jak kobieta odbija się od koparki, czemu towarzyszyło nieprzyjemne mlaśnięcie, a potem spada na ziemię. Julia leżała na plecach, rozrzucone na boki ręce i nogi przywodziły skojarzenie, jakby zastygła podczas tworzenia aniołka na śniegu. Z oddali doszedł Martę gniewny pomruk nadchodzącej burzy. Po kilku sekundach dotarły także inne dźwięki. Pokrzykiwania strażaków, głos Malika dobiegający zza jej pleców.

– Kurwa! – szepnęła pod nosem. Ściskała poręcz tak mocno, aż pobielały jej palce.

Iwona stanęła obok Marty. Malik zatrzymał się tuż za nią, położył jej dłoń na ramieniu.

– Dlaczego? Jak to...? – Kolejne pytania, na które nikt nie znał odpowiedzi. – Co się stało?

Cały zespół był w szoku. Dzisiaj nic nie potoczyło się po ich myśli.

– Nie mam pojęcia. – Marta obserwowała, jak do Bonar podchodzi strażak. Sprawdził, czy jest puls, a następnie spojrzał w ich stronę i pokręcił głową.

Julia Bonar była pierwszą osobą, której Sułecka nie zdołała pomóc podczas negocjacji. Pierwszą, która obciąży jej sumienie.

Opuściła mieszkanie i zeszła na parter. Gdy stanęła przed blokiem, podszedł do niej Malik i podał jej butelkę wody, a potem odsunął się na bok i zaczął rozmawiać z kimś przez telefon. Serce nadal dudniło jej w piersiach, tak mocno, że czuła te uderzenia aż w gardle. Wiedziała, że gdy opadnie adrenalina, nadejdzie osłabienie. Na razie jedyne, co mogła zrobić, to czekać, aż poczuje się lepiej. Chwilę później usiadła na pobliskiej ławce i skupiła się na popijaniu wody małymi łykami.

Kotecką zauważyła dopiero, gdy ta spoczęła obok niej. Policjantka nieustannie mruczała coś pod nosem.

Kiedy Marta ponownie zerknęła w stronę Malika, właśnie skończył rozmowę i ruszył w ich stronę.

– Psycholog policyjny czeka na nas w firmie – powiedział, zatrzymując się naprzeciwko nich.

– Nie potrzebuję teraz z nim rozmawiać – odparła Sułecka.

– Marta! – Na bladych dotąd policzkach Malika pojawiły się rumieńce. – To nie było pytanie. Zwłaszcza ty powinnaś to zrobić. Byłaś dzisiaj jedynką, brałaś bezpośredni udział w negocjacjach. Potrzebujesz wsparcia. – Gdy Marta nadal nie wyglądała na przekonaną, dodał: – Poza tym znasz zasady.

To prawda. Znała je, dlatego skinęła głową i dopiła resztkę wody, która została na dnie.

– Porozmawiam tylko ze strażakami i zbieramy się na komendę – dodał jeszcze.

Kilka minut później Marta podniosła się z ławki i obeszła blok. Gdy znalazła się blisko miejsca zdarzenia, zobaczyła, że policjanci odgrodzili już teren wokół ciała samobójczyni. Bonar była piękną kobietą, ale potężne uderzenie zmasakrowało jej twarz. Na samo wspomnienie upadku Sułecka poczuła, jak żółć podchodzi jej do gardła.

Stanęła z boku i obserwowała wszystkie podejmowane czynności. Dzisiaj przyjechała tutaj jako negocjatorka. Przy samobójstwie obowiązywały takie same procedury, jak przy zabójstwie. Wzywany był technik do zebrania próbek, prokurator i ktoś z wydziału dochodzeniowo-śledczego. Marta podejrzewała, że niebawem pojawią się na miejscu.

Gdy Malik gestem pokazał jej, by zbierała się do drogi, po raz ostatni spojrzała na Bonar i skierowała się do swojego auta. Chciała już to mieć za sobą. Wsiadła do mazdy. W tym samym momencie po niebie przeszedł kolejny złowieszczy pomruk nadciągającej burzy.

ROZDZIAŁ 2

Rozmowa z psychologiem miała pomóc zespołowi negocjatorów – zdjąć z nich przynajmniej część ciężaru wydarzeń, aby mogli uporać się z tym, co się stało. Takie było założenie. Rozpoczęła się w firmie, a pół godziny później przeniosła się do knajpy, która z powodu dogodnej lokalizacji – blisko komendy – była częstym miejscem spotkań.

– Napijesz się? – spytał Malik po raz kolejny tego wieczoru.

– Nie – odparła, bynajmniej nie dlatego, że nie chciała. Zrobi to, gdy wróci do domu. I będzie to coś mocniejszego. Teraz czuła, że musi zachować jasność umysłu.

Tymczasem sięgnęła po szklankę i dopiła resztkę soku pomarańczowego.

– Ja pierdolę – odezwała się Kotecka, która nie marnowała czasu, odkąd przekroczyli próg knajpy. Puste kieliszki po wódce stały przed nią w równym rzędzie. – Kto by pomyślał, że tak to się skończy.

Marta spojrzała w jej szkliste oczy. To było pierwsze zadanie Koteckiej. Z czasem nauczy się radzić sobie w inny sposób niż poprzez alkohol. Każdy potrzebował odreagować. Marta jednak nie czuła się teraz na siłach, by robić młodej kobiecie wykład. Zresztą sama nie uważała siebie za ekspertkę w tym temacie.

– Ryzyko jest zawsze – powiedziała jedynie.

– Dlatego tak ważne jest przepracowanie tych emocji, żeby móc ruszyć dalej – wtrącił się do rozmowy policyjny psycholog.

Marta lubiła Piątkowskiego. Facet znał się na swojej pracy, szanowała go, ale – chociaż wiedziała, że chce im pomóc – dzisiaj miała go już po prostu dosyć. Zwłaszcza, że za każdym razem, gdy zaczynał pogadankę, przed oczami stawały jej ostatnie sekundy życia Julii Bonar.

Wzdrygnęła się mimowolnie.

– Będę się zbierać. – Podniosła się z krzesła. Zrobiła już to, czego od niej wymagano.

– Ej, no co ty, zostań – wybełkotała Kotecka.

– Jestem zmęczona.

Malik odstawił kufel z piwem na stół.

– Jutro będzie briefing – zaczął. – Krok po kroku omówimy, co się dzisiaj stało, i zastanowimy się, co można było zrobić inaczej. Wyciągniemy wnioski, a potem przejdziemy nad tym dalej. – Ostatnie słowa wypowiedział wolno i wyraźnie.

Marta miała wrażenie, że zwraca się głównie do niej.

Spotkanie z psychologiem nie poprawiło jej samopoczucia. Na uporanie się z tym, co się wydarzyło, potrzebowała więcej czasu, a nie dwóch godzin. Wiedziała, że historia będzie do niej wracać, czy tego chce, czy nie.

Pożegnała się szybko i wyszła z knajpy. Burza, która od kilku godzin krążyła wokół Krakowa, jeszcze nie nadeszła, ale zdawało się, że to tylko kwestia minut. Czując na twarzy mocne podmuchy wiatru, wsiadła do auta, uruchomiła silnik i wrzuciła jałowy bieg. Przez chwilę siedziała nieruchomo, czekając, aż wnętrze wypełni się chłodnym powietrzem. Powtarzała sobie, co powiedział Malik. Trzeba przejść nad tym dalej. Marta nie była pewna, czy to się jej uda. Zwłaszcza gdy myślała o tym, co planowała zrobić.

Kilka minut po dziewiętnastej wjechała na Wielicką. W międzyczasie zaczął padać deszcz, który chwilę później przemienił się w ulewę. Wycieraczki z trudem radziły sobie ze ściąganiem wody. W końcu nadeszła burza, na którą zanosiło się od samego rana. Kiedy granatowe niebo nad jej głową przecięła błyskawica, odruchowo zaczęła odliczać. Nie minęło pięć sekund, gdy ciszę przeciął dźwięk, jakby gdzieś niedaleko rozwarła się ziemia.

Zatrzymała się w tym samym miejscu, co wcześniej. Nie było już zastępu straży pożarnej. Zniknęli także przechodnie. Nad ciałem Bonar rozstawiono biały namiot. W środku uwijał się technik. W pośpiechu pobierał próbki, by zdążyć, zanim burza uniemożliwi mu dalsze prace. Marta wiedziała, że namiot długo nie wytrzyma w starciu z silnym wiatrem, już teraz podmuchy niebezpiecznie targały nim na różne strony.

Wysiadła, a następnie przebiegła na tył samochodu i otworzyła bagażnik. Z walizki, którą zawsze woziła ze sobą, wyciągnęła kurtkę przeciwdeszczową. Oprócz niej były tam rzeczy na zmianę, akcesoria higieniczne. Wszystko to, co mogło się jej przydać podczas długich negocjacji.

Ubrała się szybko, nasunęła kaptur na głowę, ale nawet tych kilka sekund wystarczyło, by przemokła. Krzywiąc się, zamknęła bagażnik.

Mietka Starszewskiego dostrzegła od razu. Zwalista sylwetka, której nie pomagał narzucony na ramiona obszerny prochowiec, rzucała się w oczy. Był starszym kolegą z jej wydziału i tego dnia musiał pełnić na komendzie dyżur. Doświadczony policjant. Tego akurat nie można mu było odmówić. W wieku pięćdziesięciu lat na swoim koncie miał rozwiązanych wiele trudnych spraw. Ale Starszewski był także przykładem, co wypalenie zawodowe robi z człowiekiem.

Marta obiecała sobie, że kiedy sama zbliży się do takiego stanu, poszuka dla siebie nowego zajęcia.

– Co tu robisz? – odezwał się na jej widok.

– Brałam udział w negocjacjach. Przyjechałam sprawdzić, jak wam idzie.

– Zaraz kończymy.

Rozejrzała się, szukając wzrokiem jeszcze jednej osoby.

– Gdzie prokurator? – spytała. Ciekawiło ją, kto zajmie się tą sprawą. – Już skończył czynności?

– Nie przyjedzie do samobójstwa. Ma ważniejsze sprawy na głowie. – Ostatnie zdanie wziął w cudzysłów.

Marta zacisnęła usta. Kiedyś dziwiło ją takie postępowanie, ale już dawno przestało. Lata pracy nauczyły ją, że wyobrażenia i rzeczywistość rzadko kiedy się pokrywają. Skupiła uwagę na Starszewskim.

– Po tym, co powiedziała Bonar, myślę, że mamy tutaj podżeganie do samobójstwa.

Policjant wzruszył ramionami. Podczas tego ruchu kaptur opadł mu nieco na plecy i deszcz uderzył go prosto w twarz. Nasunął go z powrotem, a potem spróbował pozbyć się kropli z policzków. Robienie tego mokrym rękawem mijało się z celem. Szybko się poddał.

– Mnie to wygląda na samobójstwo – odparł stanowczo. Jego zadanie się skończyło i nie miał zamiaru tkwić w tym miejscu dłużej niż to było konieczne.

Zmełła przekleństwo w ustach. Odkąd zobaczyła Starszewskiego, czuła, że tak będzie. W postawie policjanta widoczne było znużenie, nawet jego pomięte ubranie współgrało z wyglądem.

Poczuła, jak narasta w niej złość. Kolejna młoda kobieta poniosła śmierć. Wyglądało na to, że w przeciwieństwie do jej siostry Julia zadecydowała, kiedy i w jaki sposób odbierze sobie życie. Marta była jednak przekonana, że choć Bonar zrobiła to sama, za jej decyzją krył się mężczyzna. Doprowadził ją do takiego stanu, w którym odebranie sobie życia wydawało się jedynym słusznym wyborem.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: