Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Nera. Część 3: powieść z życia współczesnego - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nera. Część 3: powieść z życia współczesnego - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 259 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

CZĘŚĆ TRZE­CIA.

Uśmie­cha­ło się zu­ży­te­mu i znu­dzo­ne­mu na – wet grą, któ­ra go daw­niej roz­na­mięt­nia­ła – ode­grać rolę opatrz­no­ści wo­bec wła­sne­go dziec­ka dłu­go zu­peł­nie za­nie­dba­ne­go. Wy­gra­na w Mo­na­co, po­tem wia­do­mość o spad­ku, któ­ry go po­sta­wił na nogi zno­wu, od­ży­wi­ły księ­cia. Przy­by­wał do Pa­ry­ża nie dla Pa­ry­ża, któ­ry znał aż nad­to, i któ­rym nie raz je­den tak był znu­żo­ny już, jak wszyst­kiem w świe­cie, cze­go nad­użył, – ale dla Nery. Oko jego nad­zwy­czaj by­stre, in­stynkt sta­re­go wygi, wska­zy­wał mu, że Le­sław był za­ję­ty moc­no Nerą. Po­słu­żyć się nim, – a może na­wet przyjść mu z po­mo­cą, wcho­dzi­ło w ra­chu­nek księ­cia do­sko­na­le. Chciał go szu­kać tu, gdy los mu rzu­cił w ręce na pierw­szym kro­ku. Fi­li­pe­sco miał tę wia­rę nie­do­wiar­ków i scep­ty­ków, – że, co los na­strę­cza,chwy­tać na­le­ży, jako ska­zów­kę prze­zna­cze­nia.

Le­sław od tej chwi­li stał mu się jesz­cze droż­szym.

Z trud­no­ścią przy­cho­dzi nam tu dać ja­śniej­sze ja­kieś po­ję­cie o tym czło­wie­ku, któ­ry nie był wca­le ła­twym do po­ję­cia dla sie­bie sa­me­go na­wet. Na po­zór była to na­tu­ra tak ka­me­le­oń­ska i zmien­na, że nig­dy jej ob­ra­cho­wać z góry nikt nie mógł, a, mimo to, – nie było lo­gicz­niej­sze­go czło­wie­ka nad nie­go. Rzu­ca­nie się, szu­ka­nie wra­żeń, roz­na­mięt­nia­nie do co­raz no­wych lu­dzi i ce­lów, – były jego ce­chą. Wła­śnie te­raz dzie­cię zaj­mo­wa­ło go wy­łącz­nie. Nie miał na su­mie­niu, że tak dłu­go je za­nie­dbał, ale od­dać je nie­go­dzi­wej mat­ce – nie, – tego nie chciał do­pu­ścić!! Oprócz tego, pięk­na, uta­len­to­wa­na, uro­cza, – coś w cha­rak­te­rze ma­ją­ca z nie­go Nera, po­cią­ga­ła go uro­kiem ja­kimś. Taką cór­ką mógł się ba­wić, i przez czas ja­kiś go­rą­co zaj­mo­wać jej lo­sem. Wszyst­ko zresz­tą, od ko­biet po­czy­na­jąc, aż do gry, któ­ra go naj­dłu­żej roz­na­mięt­nia­ła, – nu­dzi­ła go już, chciał spró­bo­wać być oj­cem… Było to rze­czą dla nie­go nową, nie li­czył bo­wiem tego, że się dziec­kiem ba­wił czas ja­kiś jak wy­stro­jo­ną lal­ką. Fi­li­pe­sco przy­by­wał, nie wie­dząc gdzie ma.

szu­kać Nery, ale miał już pew­ne nici i dro­gi prze­wi­dzia­ne, któ­re­mi dojść się do niej spo­dzie­wał.

Mię­dzy in­ne­mi owa, dziś taki obu­dza­ją­ca sza­cu­nek puł­kow­ni­ko­wa de la Por­te, była mu z daw­nych.

cza­sów, z wca­le in­ne­go po­ło­że­nia do­brze i zbli­ska zna­jo­mą. Wie­dział o niej tyle, iż przez to mógł nią za­wład­nąć. O puł­kow­ni­ko­wej zaś spo­dzie­wał się te­goż dnia mieć wia­do­mość od jej sio­stry, ży­ją­cej w Pa­ry­żu. Sio­stry, do któ­rej się może nie przy­zna­wa­ła pani de la Por­te, ale uni­kać sto­sun­ku z nią nie mo­gła.

Le­sław, pod wra­że­niem pierw­sze­go wi­dze­nia się z Nerą, któ­re go uczy­ni­ło tak szczę­śli­wym, – nie przy­wią­zy­wał wagi zresz­tą do ni­cze­go. Fi­li­pe­sco był mu – obo­jęt­nym, nie­mal za­wa­dą. Nie my­ślał go ani szu­kać, ani ucie­kać od nie­go, – cie­ka­wym był tyl­ko, ja­kie zaj­mie sta­no­wi­sko wo­bec Nery.

Na­za­jutrz w go­dzi­nie od­wie­dzin, hra­bia był już na Rue de la Paix. Po­ło­wa pierw­sze­go pię­tra ume­blo­wa­ne­go, któ­re Si­mon bar­dzo po pań­sku za­mó­wił dla wnucz­ki, – mia­ła wpraw­dzie tę po­wierz­chow­ność try­wial­nej ele­gan­cyi, któ­rą się od­zna­cza­ją pierw­szo­rzęd­ne ho­te­le, nie było w niej in­dy­wi­du­al­ne­go pięt­na oso­by, któ­ra lo­kal za­miesz­ki­wa­ła, ale – wy­glą­da­ło to bar­dzo przy­zwo­icie, aż nad­to może pań­sko. Lo­kaj stał w przed­po­ko­ju. Na ni­czem, przez kom­fort XIX wie­ku wy­ma­ga­nem nie zby­wa­ło.

W sa­lo­nie nie zna­lazł ni­ko­go. Tu już kwia­ty i książ­ki na sto­li­ku pew­ny cha­rak­ter nada­ły po­spo­li­te­mu zresz­tą miesz­ka­niu.

Nie cze­kał dłu­go, pierw­sza we­szła po­śpiesz­nym kro­kiem, prze­ślicz­na] w stro­ju ran­nym, peł­nym pro­sto­ty wy­kwint­nej, Nera, za nią, jak­by jej nie chcia­ła stra­cić z oczów, śpie­szy­ła puł­kow­ni­ko­wa.

ale o tej obo­je oni (za­le­d­wie ją przy­wi­tał Le­sław) za­po­mnie­li. Na­le­ża­ła do me­bli sa­lo­nu.

Nera była w chu­mo­rze mło­do­ści peł­nym, ura­do­wa­na, nie kry­jąc się z tem, że rada wi­dzia­ła go­ścia tego, w któ­re­go twa­rzy czy­ta­ła, że rów­nie byt uszczę­śli­wio­nym, zna­la­zł­szy ją.

Nie po­trze­bo­wa­li obo­je żad­nych pro­le­go­me­nów do roz­mo­wy po­ufa­łej, przy­szła ona sama, jak­by dal­szy ciąg prze­rwa­nej w Niz­zy.

Za­py­ta­na o to, co z sobą chcia­ła po­cząć w Pa­ry­żu, czem ma ży­cie za­peł­nić, Nera od­po­wie­dzia­ła otwar­cie:

– Mam wszyst­ko, co do uprzy­jem­nie­nia ży­cia jest po­trzeb­ne, na­wet zbyt­ko­we­go. Grzecz­ny Be­lot­ti pa­mię­tał o tem, abym ko­nia, któ­re­go lu­bi­łam, do­sta­ła. Puł­kow­ni­ko­wa mi wpraw­dzie to­wa­rzy­szyć nie może, chy­ba po­wo­zem, bo kon­no nie jeź­dzi, ale mam do­sko­na­łe­go gro­oma.

– A w ra­zie po­trze­by we mnie mieć pani mo­żesz na usłu­gi swe­go masz­ta­le­rza, – rzekł Le­sław. – Wpraw­dzie koni mo­ich nie spro­wa­dzi­łem do Pa­ry­ża, ale z ła­two­ścią znaj­dę tu wierz­chow­ca, lub każę z Niz­zy so­bie wy­słać mego Na­bo­ba.

– Ale ja, – prze­rwa­ła Nera, – do kon­nej jaz­dy jesz­cze nie mam ocho­ty. Zresz­tą for­te­pian, książ­ki, po­wóz do prze­jażdż­ki, – cze­góż moż­na żą­dać wię­cej?

Puł­kow­ni­ko­wa nie bez my­śli do­rzu­ci­ła.

– Brak­nie nam to­wa­rzy­stwa, szcze­gól­niej ko­bie­ce­go,

– A! prze­pra­szam pa­nią, – ode­zwa­ła się Nera, – o to ra­da­bym się po­sta­rać jak­naj­póź­niej ma – żna, bo – o to­wa­rzy­stwo, we­dle mo­je­go ser­ca, bę­dzie trud­no, a inne wca­le mnie nie za­ba­wi i za­cię­ży.

– Trud­no jed­nak z wie­lu wzglę­dów na sa­mem mę­skiem się ogra­ni­czyć, – pod­szep­nę­ła de la Por­te.

– Tych wzglę­dów, – z na­ci­skiem od­par­ła Nera, – ja znać nie chcę. Je­stem i pra­gnę po­zo­stać tro­chę eman­cy­po­wa­ną.

Su­ro­we spoj­rze­nie puł­kow­ni­ko­wej całą było od­po­wie­dzią, ale Nera nie da­wa­ła się tem by­najm­niej onie­śmie­lić. Zwró­ci­ła się do Le­sła­wa i roz­mo­wa po­pły­nę­ła zło­ci­stym po­to­kiem.

Hra­bie­mu zda­wa­ło się, że nie od rze­czy bę­dzie na­po­mknąć Ne­rze o przy­by­ciu ks. Fi­li­pe­sco z Niz­zy.

Zdzi­wił się, gdy mu na to od­par­ła z zu­peł­ną obo­jęt­no­ścią, że go wca­le nie zna­ła. Nie na­le­gał więc, do­da­jąc tyl­ko, że za­pew­ne sta­rać się, bę­dzie przed­sta­wić jej, co zby­ła mil­cze­niem. Za­py­ta­ny o to, co w le­cie z sobą chce po­cząć, – Le­sław od­po­wie­dział tak dwu­znacz­nie, aby mógł póź­niej sobą roz­po­rzą­dzić, nie na­ra­ża­jąc się na po­dej­rze­nie, iż goni za Nerą, w isto­cie ma­jąc za­miar szu­kać jej.

– Tym­cza­sem, – do­da­ła ona, – sta­ram się o zna­le­zie­nie dla sie­bie na przy­szłość miesz­ka­nia nie w Pa­ry­żu sa­mym, ale W oko­li­cy. Po­nie­waż dziad mój zgo­dził się na to i dał mi car­te blan­che, szu­kam więc do na­by­cia domu z ogro­dem, gdzieś nie­da­le­ko, tak, abym mia­ła sto­li­cę pod… ręką, nie ma­jąc cię­ża­ru jej na ra­mio­nach. Oko – lice są pięk­ne, wil­li, urzą­dzo­nych nie bez pew­nej ele­gan­cyi, po­spo­li­tej tro­chę, – bar­dzo wie­le, samo po­szu­ki­wa­nie gniaz­da nie jest bez przy­jem­no­ści. Jeź­dzim z pa­nią de la Por­te pra­wie co­dzień, jesz­czem nic nie wy­bra­ła.

Pani de la Por­te, któ­ra nie chcia­ła po­zo­stać mil­czą­cą, wmie­sza­ła się do roz­mo­wy, ale czuć było w tem, co mó­wi­ła, ja­kiś za­kwas złe­go hu­mo­ru, na co ani Nera, ani hra­bia nie zwa­żał wca­le. Na dzień na­stęp­ny umó­wio­no się o prze­jażdż­kę kon­ną, co zda­wa­ło się też na puł­kow­ni­ko­wej czy­nić nie­mi­le wra­że­nie, ale za­pro­te­sto­wać nie śmia­ła.

Do­no­si­ła ona pro­prio mota, Si­mo­no­wi co­dzień pra­wie o Ne­rze, ukła­da­jąc ra­por­ta z oględ­no­ścią wiel­ką, ale z bar­dzo zręcz­ne­mi alu­zy­ami, ja­kie się jej zda­wa­ły wła­ści­we­mi. Nie omiesz­ka­ła też wie­czo­rem po spo­tka­niu w te­atrze na­pi­sać o tem, a te­raz go­to­wa­ła się do ra­por­tu o pro­jek­to­wa­nej kon­nej wy­ciecz­ce. Hra­bia Le­sław w tych li­stach grał rolę, – na po­zór – obo­jęt­nej isto­ty, – ale tak ja­koś na­ry­so­wa­nej, jak­by – się jej oba­wiać było po­trze­ba.

Nera kil­ka razy pi­sa­ła tak­że do Si­mo­na, ale in­stynk­to­wo ja­koś li­sty swe sama rzu­ca­ła do pocz­to­wych skrzy­nek. Było to wprost tyl­ko daw­nem na­wyk­nie­niem, ale w oczach puł­kow­ni­ko­wej ucho­dzi­ło za okaz nie­uf­no­ści wzglę­dem niej.

Po­ło­że­nie jej, jako to­wa­rzysz­ki, do­tąd nie było przy­jem­nem, bo – oprócz wdzięcz­no­ści Si­mo­na, – na­der pro­ble­ma­tycz­nej, nic wię­cej nie obie­cy­wa­ło, a pani de la Por­te była wy­ma­ga­ją­cą. Za­czy­na­ła więc roz­my­ślać na czy­ją stro­nę sta­now­czo przejść mia­ła, avec ar­mes et ba­ga­ges?

I tego dnia wła­śnie, gdy mia­ła wa­żyć i na­my­ślać się, ode­bra­ła od sio­stry sta­now­cze żą­da­nie, aby w go­dzi­nie śnia­da­nia zna­la­zła się u niej – ko­niecz­nie. "Rzecz jest naj­więk­szej wagi dla cie­bie", sta­ło w przy­pi­sku,

Sio­stra pani puł­kow­ni­ko­wej, p. Ma­tyl­da du Pont, któ­ra zwa­ła się wdo­wą i mia­ła cór­kę w kwie­cie mło­do­ści, bar­dzo ład­ną, – na­le­ża­ła do tego świa­ta nie­okre­ślo­ne­go, któ­ry leży po­mię­dzy przy­zwo­itym świa­tem a sfe­rą przej­ścio­wą do – pół-świa­ta. Na pani du Pont nie cię­żył jaw­nie ża­den skan­dal, któ­ry­by ją czy­nił nie­moż­li­wą. Obie te pa­nien­ki, po­cho­dzą­ce z Bur­gun­dyi, – no­si­ły na­zwi­sko sta­rej ro­dzi­ny szla­chec­kiej, były bar­dzo pięk­ne, – po­ka­zy­wa­ły się w Pa­ry­żu w sa­lo­ni­ku ja­kiejś ciot­ki, któ­ra mia­ła bu­re­au d'esprit i li­czy­ła się do "nie­bie­skich poń­czoch".

Od tej ciot­ki wy­su­nę­ły się w świat, zni­ka­ły, uka­zy­wa­ły się, pan­na Ma­tyl­da po­wró­ci­ła raz jaka pani du Pont i wdo­wa, cho­ciaż mąż jej po­zo­stał my­tem… Sio­stra jej, wię­cej na sie­bie oczu ścią­ga­la, roz­bu­dzi­ła kil­ka na­mięt­no­ści gło­śnych, ode­gra­ła kil­ka ról w dra­ma­tach mi­ło­snych, o któ­rych mó­wio­no wie­le, wy­szła za bar­dzo pięk­ne­go i za­cne­go pół­kow­ni­ka i… do­pie­lę­gno­wa­ła go przy­kład­nie aż do trum­ny.

Pani de la Por­te, jak wi­dzie­li­śmy, nie po­zo­sta­ło nic, oprócz wdo­wień­stwa z ubó­stwem cięż­kiem, gdy pani Ma­tyl­dzie du Pont dzia­ło się bar­dzo do­brze.

Sio­stry by­wa­ły z sobą róż­nie, – w zu­peł­nym roz­bra­cie, w ści­słych sto­sun­kach, w obo­jęt­no­ści.

Du Pont na­le­ża­ła do ty­pów pa­ry­skich bar­dzo po­spo­li­tych. Młod­sza od puł­kow­ni­ko­wej, dow­cip­na, zręcz­na, nie­gdyś bar­dzo pięk­na, a do dziś dnia jesz­cze wca­le ład­na i do­brze za­cho­wa­na, – łód­ką swo­je­go ży­cia umia­ła kie­ro­wać z nie­po­spo­li­tą zręcz­no­ścią.

Pierw­szym tego do­wo­dem było, że mo­gła się zwać i była w isto­cie "ren­tie­re". Gra­ła na gieł­dzie szczę­śli­wie, mia­ła pięk­ne miesz­ka­nie na trze­ciem pię­trze, w bar­dzo pięk­nym no­wym domu, któ­re­go, jak mó­wio­no, była współ­wła­ści­ciel­ką; stro­iła się, cór­ce dala wy­cho­wa­nie świet­ne. Sto­sun­ki wresz­cie, zwłasz­cza w to­wa­rzy­stwie mę­skiem,. się­ga­ły naj­wyż­szych sfer ary­sto­kra­tycz­nych i gieł­do­wych. Mia­ła w obu pro­tek­to­rów bar­dzo go­rą­cych i wpły­wo­wych. Sło­wem, w swej sfe­rze pani Ma­tyl­da, była – une pu­is­san­ce.

Sio­stry, na­praw­dę po­wie­dziaw­szy, nie lu­bi­ły się. Ma­tyl­da wy­rzu­ca­ła puł­kow­ni­ko­wej nie­umie­jęt­ność ży­cia, chy­trość, za­wiść, prze­wrot­ność, pani de la Por­te – zwa­ła Ma­tyl­dę Tal­ley­rand'em w spód­ni­cy.

Po­jed­na­ły się jed­nak te­raz i żyły z sobą na sto­pie – obo­jęt­no­ści ła­god­nej. Puł­kow­ni­ko­wa tego nie mo­gła da­ro­wać sio­strze, że jej do domu wziąć dla wy­cho­wa­nia cór­ki nie chcia­ła.

Du Pont ru­sza­ła ra­mio­na­mi, gdy o tem mó­wio­no i mru­cza­ła: – Ja! wziąć tę żmi­ję do mo­je­go domu… do­zwo­lić jej wy­rwać mi ser­ce mego dzie­cię­cia, – pas si béte!

Ode­braw­szy tak ka­te­go­rycz­ne we­zwa­nie od sio­stry – puł­kow­ni­ko­wa, choć się jej od­da­lać na dłu­go od Nery nie chcia­ło, była zmu­szo­ną pro­sić o urlop kil­ko­go­dzin­ny, kto­ry otrzy­ma­ła z naj­więk­szą ła­two­ścią.

Ubra­na z wiel­ce sma­ko­wa­ną pro­sto­tą, gdyż umia­ła się stro­ić wła­ści­wie do miej­sca i cza­su, puł­kow­ni­ko­wa tro­chę wcze­śniej przed ozna­czo­ną go­dzi­ną dzwo­ni­ła już do drzwi sio­stry – i po­szła do niej do sy­pial­ni, gdyż du Pont się jesz­cze ubie­ra­ła.

Słusz­na, po­mi­mo lat swych, bar­dzo jesz­cze pięk­nej fi­gu­ry, sza­tyn­ka z ocza­mi nie­bie­skie­mi, peł­nych kształ­tów, bia­ła i bar­dzo de­li­kat­nej płci, – mia­ła ten ro­dzaj pięk­no­ści, któ­ry się dłu­go daje prze­cho­wy­wać, – nie od­zna­cza wy­ra­zem wiel­kim, ale się wszyst­kim po­do­ba. Za­lot­ność w róż­nych stop­niach, umie­jęt­nie za­sto­so­wy­wa­na do lu­dzi, – była bro­nią, któ­rą wal­czy­ła zwy­cię­sko pani Ma­tyl­da. Umia­ła nią wła­dać z wiel­ką zna­jo­mo­ścią cha­rak­te­rów.

Cór­ka, Lo­lot­te zwa­na, po­dob­na do mat­ki, ale nie­rów­nie wię­cej ma­ją­ca dys­tynk­cyi, – ucho­dzi­ła za pięk­ność, któ­ra mia­ła wiel­ką przy­szłość przed sobą. Strze­żo­no jej z nie­zmier­ną tro­skli­wo­ścią, gdyż mat­ka się oba­wia­ła nie­zmier­nie – przy­pad­ku.

– A! to ty! – za­wo­ła­ła, wi­ta­jąc ją i ob­sy­pu­jąc twarz wła­śnie do­koń­czo­ną lek­kim ob­łocz­kiem pu­dru. – Do­brze, żeś tro­chę wcze­śniej przy­by­ła. Chcia­łam cię mieć na śnia­da­niu. Jest in­te­res se­ryo – twój…

– Mogę spy­tać cóż to ta­kie­go? – sia­da­jąc i prze­glą­da­jąc się w wiel­kiem lu­strze, od­par­ta pani de la Por­te.

– Przy­je­chał do Pa­ry­ża mój sta­ry i do­bry przy­ja­ciel, twój tak­że, ksią­że Fi­li­pe­sco. Ale ty go zna­łaś pod na­zwi­skiem, on ma dru­gie… ty już wiesz. Nie przy­po­mi­nam so­bie.

Pani de la Por­te pod­szep­nę­ła za­pa­mię­ta­ne do­brze.

– Wiesz pew­nie, że on jest oj­cem tej pan­ny, któ­rą ci dano do pil­no­wa­nia.

– Wiem i nie wiem.

– Ale, nie­za­wod­nie, tak jest, przy­najm­niej się przy­zna­je do tego, – do­da­ła du Pont. – Jest to mar­no­traw­ca, dzi­wak, roz­pust­nik, ale los mu tak sprzy­jał, że kil­ka razy stra­ciw­szy znacz­ną for­tu­nę, zno­wu po­dob­no ja­kiś spa­dek otrzy­mał.

– A! a! – szep­nę­ła, wsłu­cha­na pil­no w opo­wia­da­nie sio­stry przy­by­ła.

– Fi­li­pe­sco żywo się zaj­mu­je lo­sem cór­ki, któ­rą przez dłu­gi czas z oczów był stra­cił. Ser­ce czy fan­ta­zya w nim gra? nie wiem. Mniej­sza o to, ale – po­trze­ba mu po­módz!

Spoj­rza­ła na puł­kow­ni­ko­wą, któ­ra minę na­stro­iła bar­dzo se­ryo.

– Zo­ba­czy­my, o ile się to da zro­bić, bez na­ra­ża­nia się z mej stro­ny, – od­par­ła pani de la Por­te.

Spoj­rza­ły na sie­bie.

– Tłó­macz się ja­sno, – rze­kła su­cho go­spo­dy­ni domu.

– Na­przód, moja dro­ga, ja do­tąd na moją pan­nę naj­mniej­sze­go wpły­wu nie mo­głam uzy­skać, – mó­wi­ła puł­kow­ni­ko­wa.– Je­st­to isto­ta sa­mo­wol­na i na­wy­kła nie ule­gać ni­ko­mu. Po­wtó­re, dziad jej, Si­mon, uma­wia­jąc się ze mną, nie wy­ma­gał wca­le, abym nią kie­ro­wa­ła i za­strzegł jej swo­bo­dę.

– Ale to do­praw­dy śmiesz­ne, – prze­rwa­ła du Pont, koń­cząc to­a­le­tę. – Nie idzie o to, do cze­go masz pra­wo i upo­waż­nie­nie, ale co po­win­naś i mo­żesz zro­bić, cho­dząc oko­ło twej pu­pil­ki – umie­jęt­nie.

– To po­trze­bu­je cza­su, – od­par­ła puł­kow­ni­ko­wa. – Dziew­czy­na jest, – do­syć po­wie­dzieć, – była gwiaz­dą cyr­ko­wą. Mu­szę też jej to przy­znać, jest nie­po­spo­li­cie ob­da­rzo­ną isto­tą, a śmia­łą, aż do prze­ra­że­nia!! Ale cze­góż chce Fi­li­pe­sco?

– Cze­go bę­dzie żą­dał, nie wiem, – ode­zwa­ła się sio­stra, – tym­cza­sem trze­ba mu przy­stęp do domu uła­twić. Dziew­czę po­win­no so­bie ojca przy­po­mnieć.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: